Cześć! Zgodnie z większością Waszych głosów - kolejny kawałek 'drogi' ;)
-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Szedł przed siebie, a irytacja w nim narastała. Nie potrafił opanować
emocji, które sprawiały, że miał ochotę stanąć i krzyczeć, ewentualnie coś
kopnąć. Zdawał sobie sprawę z tego że nie miał powodów do takich
nerwów. W rzeczywistości sprawa była błaha, ucierpiała jedynie jego duma, nie
po raz pierwszy zresztą. Doskonale wiedział czego mógł się spodziewać, zdawał
sobie sprawę z tego, że Riordan był skończonym dupkiem i że sam był
sobie winny, że mu uległ. Zastanawiał się dlaczego w ogóle się tym przejmował. Sam
wielokrotnie spotykał się z kimś tylko na seks. Potem nawet nie pamiętał imienia
tego kogoś, więc niby dlaczego teraz miałoby być inaczej?! Chociaż zapewne imię
Riordana wyryje się na stałe w jego korze mózgowej. Niech go szlag trafi!
Mijał kolejne domki, kierując się w stronę rynku. Jego dłonie drżały,
a usta pobielały od mocno zaciskających się warg. W pewnej chwili ogarnął go jakiś
dziwny niepokój, a moment później poczuł że tracił kontrolę nad mocą, podobnie
jak tych kilka tygodni temu, kiedy to po raz pierwszy spotkał Riordana. Tym
razem jednak bardziej świadomie obserwował reakcje swojego organizmu. Zauważył
że kiedy mana opuszczała jego ciało, wszystkie jego zmysły się wyostrzały. Było
to naprawdę interesujące zjawisko. Neth wywnioskował że na taką reakcję
oczywisty wpływ miały jego silne emocje i stres. Przyszła mu do głowy
interesująca myśl, że może byłby w stanie nad tym zapanować i zacząć
wykorzystywać owe zmiany dla własnych potrzeb.
Przystanął, przymknął powieki i na moment skupił się na odczuwaniu
otoczenia. Wziął głęboki wdech. Dochodziły do niego głosy ludzi spacerujących w
pobliżu, gdzieś niedaleko ktoś gotował i chyba przypalił tłuszcz na patelni,
ktoś inny krzyczał, chyba na dziecko…
Ocknął się zaniepokojony. Kiedy otworzył oczy, zobaczył że niektórzy
przechodnie dziwnie mu się przyglądali. W końcu stał jak wariat na samym środku
ulicy. Pozwolił sobie na czarujący uśmiech lekko zagubionej osoby, na co
obserwująca go od dłuższego czasu dziewczyna spłonęła rumieńcem i wróciła do
zakupów na straganie. Musiał sobie znaleźć spokojniejsze miejsce do
eksperymentów. Skręcił w boczną uliczkę na prawo od rynku.
Brukowana dróżka była pełna małych sklepików z różnymi artykułami.
Szyldy informowały, że można tu było nabyć wszystko - od ubrań, po gwoździe. Im
dalej szedł, tym mniej ekskluzywne towary prezentowały się zza witryn. Ostatnim
sklepem okazał się być mały antykwariat, wybitnie niezachęcający do odwiedzin.
Książki na wystawie pokryte były kurzem, a Nechtan dopatrzył się tam również paskudnego
pająka. Dziwne że takie miejsce było w stanie funkcjonować w tak urokliwym i
zadbanym mieście.
Ulica kończyła się płytką fosą na deszczówkę, za którą widać było już
tylko pola uprawne. Mag rozejrzał się dookoła. Mógł skręcić w prawo, bądź lewo,
ale wtedy zapewne natrafiłby na kolejną brukowaną uliczkę prowadzącą z powrotem
do centrum. Przekroczył więc fosę zdecydowanym krokiem i udał się przed siebie.
Wszedł w pole żyta, czy innej pszenicy, nigdy specjalnie się na
tym nie znał. Pozostawiając za sobą wydeptaną, wąską ścieżkę, starał się znaleźć
miejsce, w którym nikt nie przeszkodziłby mu w jego eksperymentach. Robił co
mógł żeby ów temat zdominował jego myśli, te jednak bezczelnie powracały do
wydarzeń ostatniej nocy. Nie potrafił wyrzucić z głowy widoku zapatrzonego
w niego, chciwego wzroku Riordana. Jego pocałunków, zachłannego, zdecydowanego
dotyku i drżącego z podniecenia głosu. Nie mógł uwierzyć, że po tym
wszystkim ten kretyn udawał, że nic między nimi nie zaszło. Neth ze złością
wyrwał kilka kłosów zboża i z narastającej frustracji poszarpał je w
dłoniach, po czym cisnął je przed siebie. Osiągnął tym jedynie kilka drobnych
zadrapań na palcach i poczuł się jeszcze bardziej żałośnie niż chwilę wcześniej.
Po około godzinnym marszu, kiedy miasto majaczyło już tylko
w oddali, a pola uprawne ustąpiły miejsca zwykłej, polnej łące, Neth doszedł
do wniosku, że już raczej nikt niepowołany nie powinien go zobaczyć. Rozsiadł
się pod najbliższym drzewem i spróbował zebrać myśli. Czasami kiedy był sam,
zdarzało mu się mówić samemu do siebie. Teraz było podobnie, z tym drobnym
wskazaniem, że z jego ust wydobywały się jedynie przekleństwa, a z głosu
pobrzmiewała bezradność. Czuł się potwornie głupio. Był przecież potężnym
magiem, żyjącym kilka dziesiątek lat, a zachowywał się jak jakiś nastolatek i
to z powodu zwykłego, irytującego człowieka. Owszem, Riordan był nieziemsko
seksowny. Za takie ciało powinien odprowadzać podatek… Ale przecież już na
pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że był skończonym draniem!
- Dosyć! Skończ o nim myśleć! – skarcił się w pewnym momencie.
Nechtan robił co mógł, aby skupić się na wypieraniu z siebie many.
Nie było to proste zadanie, bo i Neth nie był byle jakim czarodziejem. Miał w
sobie ogromne pokłady mocy. Tamtego dnia, kiedy mana samodzielnie opuściła jego
ciało, zachowała się jak osobny, rozumny byt. Nie kontrolował jej. Teraz z
kolei miał kontrolę nad każdym fragmentem tej materii, a wyzbycie się jej zdawało
się być prawie niemożliwe.
Po kilku nieudanych próbach doszedł do wniosku, że postara się skumulować
manę w jednym punkcie, tak żeby działać na większym obiekcie, zamiast na jej
pojedynczych cząstkach. Utworzył coś na kształt odseparowanej od siebie, ciasnej
przestrzeni która zawisła w powietrzu obok niego. To do niej transferował moc opuszczającą
jego ciało, a jednocześnie robił co mógł, by skupić się na odnotowywaniu
reakcji własnych zmysłów na owe działania. Podczas tych dziwnych przemian zmysły
maga wydawały się być odmienne od tych, które znał. Raz, czy dwa udało mu się
osiągnąć podobny stan, jednak zaledwie na krótką chwilę której nie potrafił wydłużyć.
Nechtan był uparty. Ćwiczył wyjątkowo długo, co osłabiło go do
tego stopnia, że sam już nie wiedział, czy to co obserwował było realne, czy zaliczało
się jedynie do wytworów jego wyobraźni. Planował ćwiczyć do skutku. Nie
przywykł do ponoszenia porażek, zwłaszcza w dziedzinach magii. Melvin
skutecznie go tego oduczył. Prędzej by go zabił, niż pozwolił mu się poddać.
Tutaj go jednak nie było, a Neth mimo największego wkładanego w to wysiłku, nie
czując strachu przed przenikliwym spojrzeniem ojca, coraz bardziej popadał w znużenie
i senność. Nawet się nie zorientował, kiedy usnął, wsparty o pień jabłoni.
Przebudziły go zimne dreszcze i jak się okazało, deszcz rozbijający
się bezlitośnie o jego skórę. Neth warknął pod nosem, drżąc lekko. Było
bardzo ciemno, a więc musiał spać całkiem długo. Zapewne był już środek
nocy. W pierwszym odruchu zamachnął dłońmi w powietrzu, aby odgrodzić się od
ściany deszczu. Chciał się rozgrzać i wysuszyć, ale… nie mógł. Właśnie
teraz kiedy był zziębnięty, przemoczony i zmęczony. Właśnie w tym momencie jego
moc postanowiła opuścić jego ciało.
- No nie, to chyba jakiś ponury żart! – prychnął poirytowany.
Tak jak się tego spodziewał dostrzegł ją tuż obok siebie, skumulowaną
poza jego ciałem. Co ciekawe, Neth po raz pierwszy widział, żeby jego mana przybrała
jakąś konkretną formę. Wcześniej widział ją raczej w postaci czegoś na kształt mgły,
czy obłoku – w każdym razie czegoś niezidentyfikowanego. Tym razem wyglądała
inaczej. Była przezroczysto-szklista, a kształtem przypominała domowe zwierzę.
Trochę psa, może kota. Zwierzęca forma mocy miała jednak bardziej podłużne oczy
i wyjątkowo długi, cienki ogon. Wyglądała niepokojąco. W jej szerokim
uśmiechu, mag dostrzegł rzędy ostrych kłów. Siedziała obok wpatrując się w
niego, z lekko przechyloną głową, kołysząc powoli końcówką długiego ogona.
Nechtan patrzył na ten widok osłupiały, nie wiedząc jak się zachować.
Czuł więź ze swoją mocą. Była jego nierozerwalną częścią, była nim, a on był
nią, a jednak teraz znajdowała się osobno i to w tej dziwnej postaci. Zastanawiał
się nad uczuciem górującym nad nim w tej chwili. Dobrze je znał i wcale nie był
szczęśliwy przyznając sam przed sobą, że to co właśnie czuł było strachem.
Jego mana, ten kot, to coś, wstało i zbliżyło się do niego. Neth automatycznie
cofnął się, uderzając plecami o drzewo za sobą. Kształt przed nim przystanął
i zaczął się zmieniać, a po chwili prezentowało się przed nim jego własne
odbicie. Pewny siebie, uśmiechnięty, w tej samej przejrzystej postaci co
wcześniej, Nechtan, przyklęknął na jedno kolano wpatrując się w swego wystraszonego
sobowtóra.
Najprawdopodobniej byłby zupełnie niewidzialny dla zwykłego człowieka.
Gdyby ktoś przyglądał się teraz tej scenie, mógłby dojść do wniosku, że Nechtan
się upił, albo nawet zaserwował sobie silniejsze środki, dostarczające
specjalnych wrażeń, skoro wpatrywał się z przerażeniem w pustą połać przed
sobą. Mag widział go jednak bardzo wyraźnie. Widział każdą kroplę deszczu,
która omijając postać na swojej drodze, zbaczała z kursu by w końcu opaść na
ziemię w innym miejscu. W konsekwencji dla oczu maga, stwarzało to naprawdę
niesamowity obraz. Kiedy przyjrzał się dokładniej, zorientował się że jego
kopia wyglądała nieco inaczej. Pierwszym na co zwrócił uwagę były pionowe
źrenice. Jego klon miał też spiłowane w szpic, ostre szpony, a kiedy się
odezwał, Neth z przerażeniem dostrzegł takie same, szpilkowate kły jak u
wcześniejszej formy tego dziwnego bytu.
- Witaj magu – przemówił klon.
Nechtana zaskoczył fakt, że mimo iż jego głos był nienaturalny
i dziwnie sztuczny, był także zdecydowanie kobiecy.
– Nie masz powodu do niepokoju. Jesteśmy jednym. Przecież już
obcowałeś z tym ciałem. Byłeś już mną. Czy nie tego chciałeś, ćwicząc usilnie
przez cały dzień?
Postać uśmiechnęła się szeroko, prezentując się w jeszcze bardziej
groteskowy sposób.
- Czym jesteś? – Neth starał się zabrzmieć spokojnie, ale jego
głos wyraźnie drżał. Rzeczywiście wcześniej czegoś chciał, ale teraz nie był
już pewien, czy słusznie.
- Przecież już powiedziałam. Jesteśmy jednym. Ja zawsze jestem
z tobą, a ty ze mną. Jestem twoją mocą i siłą, a mogę być także wsparciem.
Teraz kiedy uwolniłeś się spod wpływu Melvina, możesz rozwinąć pełnię swoich
możliwości. Możesz odkryć swoją drugą naturę, która wcześniej stłamszona, była
ukryta głęboko w twoim wnętrzu – odpowiedział przezroczysty Neth.
Postać wyciągnęła dłoń w kierunku maga i przesunęła nią po jego
policzku. Najpierw delikatnie, wręcz czule, a gdy tylko przestał się odsuwać,
jednym ze szponów błyskawicznie rozcięła mu skórę na kości jarzmowej. Neth
syknął z bólu, gdy ciepła krew spłynęła po jego twarzy, lecz jednocześnie
poczuł jej słodki zapach. Zakręciło mu się w głowie.
- Co się ze mną dzieje? Co ty mi robisz? – zapytał owładnięty wonią
świeżej krwi.
- Spokojnie, mój drogi. Poddaj się temu. Ja jedynie pomagam ci
uwolnić potencjał. Musisz mi zaufać, a już niedługo dotrzesz do tego, czego tak
bardzo pragniesz. Pomogę ci w twojej misji, Nechtanie.
Istota przed nim rozsmarowała mu krew po policzku, a następnie
po wargach. Kiedy Neth poczuł krew na języku, uderzyło go dokładnie to samo
uczucie szału, co kilka tygodni temu. Zapragnął jej więcej. W pierwszym
odruchu prawie zagryzł się na swoim przedramieniu, ale cień mocno chwycił go za
ręce i przygwoździł go do ziemi, zawisając nad nim. Nie czuł fizycznego
kontaktu. Unieruchomiony został za pomocą magii, a postać nad nim, była jedynie
projekcją, ale wrażenie pozostało niezwykle realne. Zjawa pochyliła się nad nim
tak nisko, że ich twarze dzieliły zaledwie milimetry.
- Nie. Opanuj się, magu. Nie jesteś zwierzęciem. Jesteś drapieżnikiem,
ale nie bezmózgim potworem – stwierdziła wyniośle.
Nechtan szarpał się, choć został uziemiony dość skutecznie. Ciało
aż paliło go z pragnienia.
– Dosyć! Skup się! – warknął cień. - Bądź świadomy! Poczuj otoczenie.
Słuchaj. Patrz. Nie koncentruj się wyłącznie na pragnieniu, panuj nad nim.
Musisz nauczyć się wykorzystywać tę formę do własnych celów, a nie pozwalać jej
panować nad sobą.
Neth rzeczywiście się skupił, jednak tylko dlatego iż dostrzegł,
że postać nad nim znów wyglądała inaczej. Tym razem była dokładną, wierną kopią
jego osoby, bez żadnych dziwnych, nawet niewielkich zmian. Zaniepokojony, powoli
przesunął językiem po zębach, żeby z przerażeniem odkryć rząd ostrych jak
brzytwa kłów. O co chodziło do diabła?! Co się właśnie działo?
- Wyjaśnij mi! – Czuł tak ogromną frustrację, że nie był w stanie
jej porównać z niczym innym. Rozpierała go od środka, chciał krzyczeć. Palce
drżały mu z napięcia, a język kaleczył się boleśnie o wystające kły.
- Przecież właśnie taką przemianę usiłowałeś wczoraj osiągnąć,
czyż nie? Brawo, udało ci się. A teraz może zacznij ze mną współpracować, bo
beze mnie zrobiłbyś krzywdę nie tylko sobie, ale także każdej napotkanej na
swej drodze osobie.
- Co mam robić? To boli! – wywarczał.
- Po pierwsze, musisz przestać skupiać się na sobie, a raczej spróbować
przenieść odczuwanie bodźców na otoczenie. Twoje zmysły są teraz tak wyczulone,
że jeśli nie przestaniesz koncentrować ich na własnym ciele, to zwariujesz. –
Po tych słowach, istota mocno uderzyła go w twarz. – Skup się! Choćby i na
tym drzewie. W jego koronie. Co słyszysz? Co czujesz? No już, myśl!
Mag jeszcze chwilę szarpał się, ale w końcu zacisnął zęby i zmusił
całą siłą woli do opanowania. Nie z takich sytuacji wychodził już obronną ręką,
przy metodach wychowawczych swojego ojca. Skoro musiał dać radę, to sobie
poradzi.
Skoncentrował się. Słyszał szum wiatru, szelest łanów zboża, liści
i krople deszczu rozbijające się o podłoże. Drzewo... Tak, z pewnością coś
ocierało się wcześniej o jego mokrą korę. Powoli, bardzo głęboko wciągnął powietrze.
Drewno w jednym miejscu było uszkodzone, taka dziura zapewne tworzyła jakąś dziuplę…
Rozchylił delikatnie usta, a pod wargami zdawał się wyczuwać wibracje
powietrza, docierało do niego tyle rzeczy na raz… Był zdezorientowany i przytłoczony.
Zacisnął powieki.
- W drzewie jest dziura, w środku siedzi jakiś ptak. Skulił się we
wnętrzu dziupli, słyszę jak jego mokre pióra ocierają się o drewno. Jego serce…
bardzo szybko bije.
- Dobrze – oparł cień z uśmiechem. - Co jeszcze? Słuchaj dalej.
Neth nie wiedział na czym miał się skupić. Leżał, przygwożdżony do
ziemi, więc po prostu skoncentrował się na tym co czuł pod sobą.
- Pod nami. Wąski, kręty korytarzyk. Jakieś gryzonie, nie wiem…
Opanował się, a istota zauważając to wreszcie go puściła. Usiadł
i położył dłonie na mokrej ziemi.
– Na rynku chyba jest jakaś zabawa. Docierają do mnie dźwięki
muzyki. Słyszę także stukanie obcasów o bruk…
Jego własny głos stał się dziwnie bezbarwny i pozbawiony emocji. Miał
wrażenie jakby wszystkie jego zmysły zaczęły pracować osobno. Jakby analizowały
każdy docierający do niego sygnał, rozkładając go na czynniki pierwsze, w
efekcie stwarzając bardzo wyraźny, wielowymiarowy obraz w jego głowie.
- Ha, ha! Wspaniale! – Cień przysiadł przed Nechtanem i zaczął się
w niego nachalnie wpatrywać. - Naprawdę jesteś niesamowity, szybko pojmujesz. Myślę
że z tym poradzisz sobie już bez mojej pomocy, ale w takim razie musisz się
jeszcze nauczyć jak manewrować między mocą magiczną, a umiejętnościami,
nazwijmy je na razie… specjalnymi.
Neth dostrzegł wyraźne błyski w oczach postaci, która wróciła
do swojej zwierzęcej formy.
- Czy wiesz dlaczego tej nocy się tutaj pojawiłam?
- Nie wiem. Bo mogłaś? – Neth cały czas walczył z uczuciem irytacji
dobijającym się do jego świadomości. Panował nad sobą, ale nie oznaczało to, że
obecna sytuacja nie miała na niego wpływu. – Jak w ogóle mam się do ciebie
zwracać?
- Właściwie masz trochę racji. Widzisz, Nechtanie… – Postać kontynuowała,
jakby w ogóle nie zwróciła uwagi na jego drobną uszczypliwość. – Całe
popołudnie starałeś się mnie przywołać, ale nie wiedziałeś jak. Właściwie to nie
wiedziałeś co robisz. Jestem uosobieniem twojej mocy, ale to nie znaczy że
teraz nie masz jej w sobie, choć być może mogłoby ci się tak wydawać. – Cień zamachnął
się długim ogonem i zaczął niespiesznie krążyć wokół maga. - Zanim obudziłeś
mnie do stanu, w którym zrozumiałam że mam się uzewnętrznić, padłeś z
wyczerpania. To nie może tak wyglądać. Przywołanie mnie musi być dla ciebie tak
naturalnie jak oddychanie. Musisz korzystać z pełni swoich możliwości, kiedy
tylko zapragniesz.
- Więc jak…?
Wcale nie był pewien, czy mógł jej zaufać. Śledził wzrokiem niewielką postać. Jej ruchy były płynne
i opanowane. Wyglądała trochę tak, jakby szykowała się do ataku, choć
z drugiej strony nic na to nie wskazywało. Zwrócił też uwagę na to, że
trawa pod jej stopami, w ogóle się nie uginała. Postać unosiła się delikatnie
tuż nad jej powierzchnią.
- Przede wszystkim, musisz
wiedzieć kogo wzywasz, magu. Jestem tutaj tylko dlatego, że tego chciałeś, a
trwało tak długo, ponieważ jak mówiłam, jeszcze nie wiedziałeś czego chcesz.
Nazwij mnie. Wzywaj mnie po imieniu ze świadomością tego czym jestem. Wtedy
pojawię się od razu. Podobnie będzie z odesłaniem mnie. Musisz mi nakazać
wrócić do ciebie.
- Nazwać cię? Imieniem? Niby jak powinienem cię nazwać? - Neth
miał wrażenie, że rozumiał jeszcze mniej niż na początku, a istota wcale nie
wyglądała jakby miała rozwiać wątpliwości gromadzące się w jego głowie.
- Dobrze, że o to pytasz – odparł cień ze swoim charakterystycznym,
upiornym uśmiechem. – Nazwij mnie, Lilith. – Postać przymrużyła delikatnie
powieki. Lilith, twoja uosobiona moc, twoja mana która będzie cię wspierać.
Łatwiej mi to robić w takiej postaci, ale pamiętaj, że jeśli chcesz korzystać
ze swojej mocy magicznej musisz mnie najpierw odesłać. Kiedy tu jestem, twoje
ciało napędza krew.
Ćwiczył z Lilith cały poranek.
Deszcz przestał padać, on zupełnie wysechł, a dzień był już w pełni,
kiedy wreszcie przywoływanie i odsyłanie jej, przestało stwarzać mu jakiekolwiek
problemy. Prosił o dalsze wskazówki dotyczące panowania nad swoją nową
postacią, a ona cierpliwie mu ich udzielała. Wszystko to nie zmieniało faktu,
że gdy wreszcie odesłał ją na dłużej, nadal nie rozumiał dlaczego jego pierwsza
przemiana, w ogóle miała miejsce. Wtedy przecież nie chciał, ani nawet nie
próbował chcieć przywoływać czegokolwiek, ani tym bardziej zmieniać swojej
osoby w potwora.
Kiedy już doprowadził swój wygląd do porządku, udał się wreszcie w drogę
powrotną do miasta. Dotarł do niego późnym popołudniem. Ulice nadal były ozdobione
kolorowymi wstążkami, a gdzieniegdzie dało się słyszeć głośne chichoty. Rzeczywiście
musiało się tu odbywać jakieś święto, czy jarmark... Nie chciało mu się
wierzyć, że mógł słyszeć odgłosy oddalone od niego o tak wiele kilometrów. Czuł
się zagubiony we własnym ciele. Jego nowe zdolności szokowały go już samym
swoim pojawieniem się, a przecież jeszcze tylu rzeczy nie potrafił pojąć.
Zmysły zdawały się na coś reagować, coś musiało je stymulować
ponieważ nawet przy Lilith, kiedy czuł nad nimi władzę, nie za każdym razem był
w stanie wyostrzyć je, aż do takiego stopnia, żeby słyszeć ludzi w mieście.
Wieczorem udał się do księgarni w poszukiwaniu odpowiedniej dla
siebie mapy. Na miejscu wpadł wprost na Deana, który jak się okazało dostarczał
tam regularnie co cenniejsze egzemplarze książek. Mężczyzna wyglądał na
zmęczonego, ale w był w dobrym nastroju. On także musiał długo przebywać poza
domem, ponieważ miał na sobie płaszcz przeciwdeszczowy.
- Cześć, Neth. Co tu robisz? – zagadał mężczyzna rozliczając się
z właścicielem za dostawę.
Nechtan zmieszał się odrobinę.
- A widzisz, szukałem jakiejś dość dokładnej mapy tych okolic…
Wiesz przecież że planuję wyruszyć w drogę. I tak za długo tkwię w tym miejscu.
- Hej, przecież mówiłem że ci pomogę ogarnąć ten temat – zaoferował
momentalnie.
Mężczyzna zabrał swoją wypłatę, po czym podszedł do regału przy
którym stał Nechtan i wprawnymi ruchami zaczął przeglądać półki, oraz spore rulony,
zwinięte w koszu obok.
– Czyli rozumiem, że nie doszliście z młodym do porozumienia?
– mruknął pod nosem.
- Chyba nie – uciął mag.
Nie miał ochoty poruszać tego tematu. Sam nie podjął jeszcze decyzji,
czy po tym co się wydarzyło wróci jeszcze do domu mężczyzny, czy nie zwlekając
dłużej, opuści tamto miejsce i zostawi go w cholerę. Zastanawiał się jakim
cudem ten temat martwił go bardziej, niż jego nagłe zapotrzebowanie na świeżą
krew…
W tym czasie Dean wyciągnął jeden z rulonów i pokazał go Nechtanowi,
wskazując na najważniejsze punkty.
- Ech, dobra. Tutaj się znajdujemy. W mieście Rennais. Mapa jest
dobrze opisana i oznaczona. Jak widzisz – wskazał palcem niebieski szlak -
obok płynie rzeka Blava. Wzdłuż jej nurtu znajduje się kilka niewielkich wsi.
Niedaleko jest też główne, największe miasto regionu, Tarte. Te tereny są
bardzo urodzajne. Pewnie zauważyłeś pola uprawne na obrzeżach miasta? Ludzie
wykorzystują te ziemie jak mogą, nie tylko pod uprawę, ale także pod hodowlę…
Neth przestał go słuchać. Wpatrywał się w niewielką kropkę zaznaczoną
przy samym wybrzeżu, wyraźnie opisaną „Lannion”. Miasteczko było naprawdę
blisko, może na kilka dni pieszej drogi. Przez cały ten czas był o rzut kamieniem
od celu swej wyprawy, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Życie lubiło
zaskakiwać. Choć w sumie, przecież brał taką ewentualność pod uwagę już
wcześniej.
- Hej, słuchasz mnie w ogóle? – Pytanie Deana sprawiło, że Nechtan
na moment powrócił do rzeczywistości.
- Tak, tak, jasne. Dean, potrzebuję tej mapy… - wyjąkał.
Zastanowił się. Miał złoto, ale przecież nie był w stanie go teraz
wyciągnąć, zresztą samo złoto na nic by się zdało. Potrzebował pieniędzy. Zawsze
mógł wrócić tu później, ale chciał tej mapy już teraz. Nie spodziewał się, żeby
udało mu się pozbyć Deana w ciągu następnych piętnastu minut.
- Nie widzę problemu. – Mężczyzna zabrał mapę, poskładał ją
umiejętnie w format, bardziej wygodny do transportu i bez wahania zapłacił
sprzedawcy.
Neth nawet nie zdążył go zatrzymać, a nim się zorientował co było
na rzeczy, Dean już mu ją wręczał.
- Nie musiałeś. To nie tak, że nie mogę sobie na nią pozwolić… –
tłumaczył, odbierając prezent od starszego mężczyzny. - Oddam ci, obiecuję – skończył
kulawo.
Cóż, mag nie przywykł do bycia dłużnym komukolwiek, czegokolwiek,
a fakt że ostatnimi czasy czuł wdzięczność względem coraz większej ilości osób,
nie wpływał szczególnie dobrze na jego ego. Czuł się niezręcznie.
- Daj spokój, Neth. Jesteś kuzynem mojego kumpla. Bez względu na
to czy właśnie postanowiliście się chwilowo nie znosić, rodzina zostaje
rodziną, co nie? – Dean klepnął go w ramię, kierując się do wyjścia. Mag
odruchowo podążył za nim.
- Tak, rodzina… - prychnął cicho, myśląc o swoim ojcu.
Nechtan szedł chwilę za Deanem, który raz po raz zagadywał go
o różne, niewiele znaczące tematy, żeby jakoś podtrzymać rozmowę.
- Chyba serio nie jesteś w najlepszym humorze, co nie? – rzucił
w końcu, tracąc cierpliwość do prowadzenia monologu. – Może wpadniesz do
mnie? Napijemy się.
Mag chętnie przystał na tę propozycję między innymi dlatego, że
i tak nie miał co ze sobą zrobić, a ciężko było mu wyglądać z utęsknieniem
spotkania z Riordanem.
Hej,
OdpowiedzUsuńoch jak wspaniale, ćwiczenie nad sobą przyniosło jakieś rezultaty, udało mu się zwizualizować swoją moc...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńto ćwiczenie nad soba przyniosło jakiś rezultat, udał mu się teraz zwizualizować swoją moc...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza