Po drodze cz.6

Dzień dobry, wszystkim! 
Chyba powinnam pomyśleć nad jakąś systematycznością, bo mój algorytm dodawania postów jest mocno nieuporządkowany... 😅 Kij tam, no to wrzucam i wracam do pisania bieżącego ;)

-.-.-.-

Po obiedzie Riordan wyciągnął kilka butelek piwa i rozkładając je na stole, wraz z Deanem zaprosili Netha do wspólnej gry w karty. Dean tłumaczył mu zasady, niespiesznie popalając papierosa i totalnie ignorując przy tym Rio, który otwierając okno jęczał coś o tym, że jego dom nie jest speluną. Panowie trochę się o to sprzeczali, ale Rio wyraźnie robił to tylko dla zasady i własnej satysfakcji, więc szybko odpuścił.
Po krótkim wstępie i partii pokazowej z otwartymi kartami, przyszła pora na grę na poważnie. Okazało się że przyjaciel Riordana, bardzo emocjonalnie podchodził do wyników ich rozgrywki. Co jakiś czas opowiadał o swoich wielkich zwycięstwach, na których nie raz zbił fortunę. Takim zaaferowaniem jeszcze bardziej prowokował Nechtana do drobnych oszustw, mających być rekompensatą za słuchanie tych głupot. Raz, czy dwa mając przy tym sporo zabawy, pozmieniał kolejność kart na swoją korzyść.
Kilkanaście minut później, Dean siedział cały zasępiały, wgapiając się w swoje karty, a fajki odpalał jedną od drugiej.
- Kurwa! – zirytował się kolejny raz ponosząc klęskę. – Rio, nie ma bata, trzeba młodego zabrać na akcję – wyskoczył w pewnym momencie, spoglądając znacząco na kumpla.
Riordan wcale nie wyglądał jakby podzielał ten entuzjazm.
- Niby po jaką cholerę? Plan już jest ustalony. Nie ma potrzeby mieszać nikogo więcej.
- Ale nie widzisz jak on gra? – Dean zdawał się nie interesować zbytnio zdaniem Nechtana w tej kwestii. – Na pewno odwróciłby uwagę Dirka. Moglibyśmy odpuścić opcję z kanałami i wrócić do znacznie mniej skomplikowanego planu. Nechtan, tak? – zwrócił się bezpośrednio do maga. – Wiem że planujesz niedługo się stąd wynieść, ale kilka tygodni chyba nie zrobi ci różnicy? - Mężczyzna zaczynał się rozkręcać, za to Neth poczuł skokowo wzrastającą irytację. Co ciekawe, okazało się, że nie tylko on.
- Dean, dosyć! Ani słowa więcej, bo naprawdę wrócę do tej kwestii, skąd skurwiele miały informacje o pierwszym planie. Najwyraźniej nie sprawia ci problemów rozprawianie o tym, byle gdzie i z byle kim!  - Rio rzucił kumplowi ostrzegawcze spojrzenie po czym zebrał karty ze stołu, kończąc zabawę.
Nechtan był wściekły. Zarówno na próbę wmieszania go w skok rabunkowy, jak i na Riordana, który właśnie dobitnie udowodnił, że w ogóle mu nie ufał. Za wszelką cenę starał się przekonać samego siebie co do tego, że pierwszy powód był dla niego istotniejszy.
- Przecież to twój kuzyn, tak? Nie wkurzaj się. – Dean wyglądał jakby nie do końca umiał się w takiej sytuacji zachować. W końcu Rio nigdy nie denerwował się z byle powodu. – Nechtan, wybacz stary. W sumie nawet nie zapytałem, czy cię to urządza. Ale wiesz, byłaby niezła kasa to podziału, akurat tego w podróży nigdy za wiele, prawda?
Mężczyzna próbował złapać nić porozumienia chociaż z jednym ze współtowarzyszy, ale niestety dla niego, Nechtan nie poprawił atmosfery. Nie podobało mu się to, co planowali mężczyźni, najchętniej zwyczajnie odwiódłby ich od tego całego planu, a już na pewno nie zamierzał brać w nim udziału.
- Przypuszczam, że wątpię… W przeciwieństwie do Rio potrafię się o siebie zatroszczyć, nie uciekając się do rabunków i kradzieży. Nie narzekam również na zawartość sakiewki, także bez obaw, nie musicie zdradzać mi szczegółów – wycedził.
Mówiąc to, patrzył z irytacją wprost na Rio, który nie mogąc wysiedzieć przy stole, zerwał się z krzesła i zaczął nerwowo ogarniać pomieszczenie. Neth cały czas nie pojmował, co mogło skłonić go do takiej profesji. Nie wydawał się być złym człowiekiem, a mag na własne oczy widział, że przecież potrafił ciężko pracować, więc czy chęć szybkiego wzbogacenia się była naprawdę, aż taka kusząca? Jak można było dorabiać się na krzywdzie innych i spać spokojnie?
- Skoro jesteś taki bogaty to może oddasz mi wreszcie za swój pobyt tutaj? Nie prowadzę działalności charytatywnej! – odgryzł się natychmiast.
- Ej, Rio, wyluzuj trochę… – wtrącił się Dean. - Nie ma powodu, żeby się tak spinać panowie. Nie, znaczy nie i mamy luz, tak?
Niestety ani Rio, ani Neth, nie zwrócili na niego uwagi.
- Dobrze. Jutro dostaniesz swoją kasę!
Nechtan wstał, założył buty i korzystając z okazji że przy Deanie, Rio nie odważyłby się zareagować, wyszedł z domu mocno trzaskając drzwiami.

Szedł przed siebie, układając w głowie szczątkowy zarys planu. Złoto miał oczywiście cały czas przy sobie, ale przecież nie mógł tak po prostu wyciągnąć pełnego mieszka i rzucić nim - najlepiej prosto w pusty łeb Riordana. Planował wrócić następnego dnia, tak żeby wydawało się, że miał okazję pieniądze zarobić, a w rzeczywistości poszukałby miejsca gdzie mógłby wymienić złoto na funkcjonujące w Laurenii pieniądze. Swoją drogą, być może pomogłoby to Riordanowi pojąć, że pieniądze dało się również otrzymać, a nie jedynie odebrać komuś innemu.
Żałował, że w końcu nie miał okazji wypytać Deana o mapy tego regionu, ale kiedy dłużej wałkował w myślach tę kwestię, doszedł do wniosku, że w mieście zapewne powinien znaleźć miejsce w którym takowe dostanie. Obejdzie się bez jego pomocy.
Nie zdołał zajść zbyt daleko, gdy za plecami usłyszał czyjś przyspieszony oddech, a chwilę później zatrzymał go, nie kto inny, jak Dean właśnie.
- Cześć…
Mężczyzna wyglądał jakby do ostatniej chwili rozważał zasadność podejmowania tej rozmowy. Patrzył na maga w taki sposób jakby próbował wybadać, czy może mu zaufać. Przez moment wahał się, ale w końcu zdecydował się kontynuować.
– Możemy pogadać, we dwóch? Rio dalej się wkurwia, dajmy mu trochę przestrzeni... – Dean uśmiechnął się krzywo i jednocześnie trochę przepraszająco.
- Prowadź – odparł krótko mag.
Neth zastanawiał się, czy czasami mężczyzna mimo całej napiętej sytuacji, nadal nie zamierzał namawiać go do brania udziału w tym całym przekręcie. Nie chciał być postawiony w sytuacji, w której znów musiałby się tłumaczyć ze swoich poglądów i to jeszcze za plecami Rio.
- Mieszkam niedaleko ale pozwól że przejdziemy się do knajpy. W domu siedzi moja żonka z dzieciakami i zaufaj mi, wolałbyś być teraz w ramionach Rio, niż tam. - Dean zaśmiał się lekko wymuszenie, a mag chcąc, nie chcąc pomyślał że ramiona Riordana nie byłyby wcale taką złą opcją, gdyby oczywiście nie charakter ich właściciela.
- Długo się znacie? – Neth chciał jakoś zacząć rozmowę. Cisza jaka między nimi zapadała, była odrobinę niezręczna. – Z Riordanem?
 - Całe lata. – Dean westchnął ciężko. – Właściwie miałem zamiar poruszyć ten temat, kiedy już zajęlibyśmy dłonie kuflami zimnego piwa, ale niech będzie. - Mężczyzna umilkł na moment, prawdopodobnie szukając odpowiednich słów. – Chyba zbyt surowo oceniasz Rio. Nie wiem jak sobie to wyobrażasz, ale on nie jest jakimś kieszonkowcem okradającym staruszki na targu.
- Czyli powinienem oceniać go przez pryzmat jego potencjalnych ofiar? Okradacie tylko najbogatszych, a może jest w tym jakaś szlachetna teoria? Okradacie bogatych i pieniądze rozdajecie biednym?
Nechtan zdawał sobie sprawę z tego, że jego kpiny były mało eleganckie. Zwykle nie ulegał emocjom tak łatwo, ale zmuszony był przyznać, że powoli jego życie zaczynało tak bardzo odbiegać od swej zwyczajowej rutyny, że zwyczajnie stawał się nieco innym człowiekiem.
- Nie. Rio nie jest złodziejem.
Było to krótkie i zdecydowane zapewnienie. Przez moment Neth byłby w stanie w nie uwierzyć, ale zaraz potem przypomniał sobie w jaki sposób poznał Rio.
- Przecież na własne oczy wi…
- Posłuchaj – przerwał mu Dean. – Nie wiem jakie macie relacje, czy utrzymujecie ze sobą kontakty w rodzinie, czy nie. Rio mało o sobie mówi, a ja nie zamierzam go w tym wyręczać. Faktycznie ostatnio mieliśmy kilka mało oficjalnych akcji, ale wynikały one z tego, że ktoś inny najpierw sprawił sporo kłopotów nam. Rio nikogo nie okrada z jego własności, a jedynie stara się odzyskać to co należy do nas.
Nechtan nie odpowiedział, nie od razu. Jeszcze nie zdołał przeanalizować tego co usłyszał. Kolejne budynki mijali w ciszy, aż dotarli do niewielkiej knajpki, mieszczącej się przy lokalnym rynku. Od ulicy wejście wprowadziło ich do części restauracyjnej. Tutejszy wystrój był spójny z klimatem całego miasteczka. Drewniane stoliki przykryto kolorowymi, haftowanymi obrusami. Na każdym z nich umieszczone były różnych kształtów wazony z kwiatami i kolorystycznie dopasowanymi do nich serwetkami. Neth skrzywił się odrobinę na tę bijącą z każdego kąta słodycz. Nad każdym stołem wisiała splatana, wiklinowa lampa, a na krzesłach leżały miękkie poduszki. Wzdłuż wymytej, drewnianej podłogi ciągnął się kolorowy dywan w paski, oddzielający optycznie dwie strony sali. Mag rozglądał się dookoła ze średnim zainteresowaniem.
Po przebyciu pierwszego szoku, miejsce robiło raczej dobre wrażenie. W oknach wisiały czyste, białe firany, a barek ozdobiono sznurkami z wiązkami suszonych ziół. Było tutaj dość przytulnie, a pomimo późnego popołudnia w środku znajdowało się całkiem sporo ludzi.
Dean poprowadził go przez salę, na końcu której znajdowały się schody do części typowo barowej. Na dole wystrój był już znacznie mniej dopracowany. Tutaj przeważały długie stoły i toporne ławy, ustawione tuż przy nich. Oświetlenie stanowiły umieszczone na każdym stole świece wetknięte w butelki po whisky, oraz gołe żarówki pod sufitem. Ta część lokalu posiadała osobny bar pozbawiony zbędnych ozdób, za to wyposażony w półki z najróżniejszymi rodzajami trunków i szkła do ich podawania. Zamówili sobie po piwie i usadowili się w kącie z dala od pozostałych gości.
- Ja i Rio zajmujemy się transportowaniem wartościowych towarów. – Dean niespiesznie wrócił do tematu. - Właściwie to ich ochroną. To znaczy, że są ludzie którzy chcąc, powiedzmy… wysłać ładunek ekskluzywnego alkoholu do innego miasta, zgłaszają się do nas i wtedy mają pewność, że przesyłka dotrze na miejsce w całości. Niezrabowana, niezniszczona i prosto do odbiorcy. Płacą za to całkiem przyzwoite pieniądze i jak do tej pory, nie mieliśmy większych problemów. Wcześniej interes prowadził ojciec Riordana, więc ludzie trochę nas już znają i mają do nas zaufanie. Wszystko skomplikowało się wtedy, kiedy brat Rio, który również z nami pracował, został napadnięty i straciliśmy część towaru. – Mężczyzna skrzywił się na to wspomnienie. – To były części jakiejś maszyny, nie pytaj mnie jakiej, ni cholery nie mam pojęcia, ale klient twierdził, że to cholernie drogie gówno. Pomijając już utratę honorarium, odszkodowanie dla klienta, które pochłonęło praktycznie całą naszą kasę, odłożoną na gorsze czasy, straciliśmy reputację, a Torin, którego ci cholerni tchórze napadli całą grupą, władzę w nogach. - Dean upił solidnie ze swojego kufla. Widać było, że czuł się niezręcznie poruszając tak prywatny temat z życia przyjaciela.
Nechtan za to słuchał go z coraz szybciej bijącym sercem. Przypomniał sobie zdjęcie, które znalazł między rzeczami Rio i jego minę, kiedy na nie spojrzał. Jak mógł być takim ignorantem, żeby przez cały ten czas nawet nie zapytać Rio o tę sytuację, której był świadkiem na początku ich znajomości? Od razu go ocenił. Nigdy nie dał mu szansy na wytłumaczenie się, a przecież zawdzięczał temu człowiekowi życie. Tamtego dnia Rio mógł go po prostu zostawić samego, a on wykrwawiłby się na śmierć, żałośnie pozbawiony mocy.
Mężczyzna nie tylko że mu pomógł, ale robił to dalej kiedy już Neth czuł się lepiej i kiedy wcale nie okazał się być łatwym współlokatorem.
- Miesiąc temu, może trochę dłużej, sam widziałem jak Rio wychodzi z cudzego domu, z pełnym plecakiem. Wychodził przez okno w dachu… - Mag trochę myślał na głos, a trochę liczył na to że Dean jeszcze pociągnie wątek.
- Prawdopodobnie chodzi ci właśnie o te ostatnie części, które musieliśmy odzyskać. Udało nam się zdobyć wszystkie – dodał z posępną satysfakcją. – Niestety sprawa była grubsza. Okazało się że nasz klient i gość na zlecenie którego nas napadli, znają się i to całkiem nieźle. Plan był prosty. Chcieli się nas pozbyć z rynku. Jakieś zamierzchłe porachunki, chyba jeszcze ze starym Rio. – Dean mówił wpatrując się w unoszące się bąbelki w swoim kuflu. – Wszystko skończyłoby się nie najgorzej, ale Torin nadal nie chodzi. Nie może pracować, nie ma z czego utrzymać rodziny. Na domiar złego, szpital, w którym starają się mu pomóc ma swoje problemy. Niejaki Gustaw, właściciel tutejszego kasyna, chyba cię nie zaskoczę jeśli dodam, że to właśnie ten przyjaciel naszego niedoszłego klienta, doprowadził szpital do finansowej ruiny. Dzięki swoim wpływom, udało mu się w końcu zdobyć akt własności szpitala. Niewiele można zdziałać kiedy gość posiada ten dokument. Mimo że zdobył go niezupełnie legalnie.
Nechtan powoli zaczynał łączyć elementy układanki w całość. Rozumiał skąd powaga i determinacja Rio.
- Chcecie odzyskać ten dokument.
- Możesz sobie wyobrazić. Gustaw zamierza nieco zmienić charakter tej placówki. – Dean prychnął z irytacją – Jak twierdzi, szpital w którym wykonywane są poważniejsze zabiegi, nie jest potrzebny w tak małym mieście jak nasze, skoro w pobliskim Tarte jest duży, świetnie wyposażony prywatny szpital. Chce na jego miejsce otworzyć kolejne kasyno jeśli kurwa nie zwykły burdel, chuj go wie skurwiela. - Mężczyzna zakończył, dopijając swoje piwo do dna i wstał, żeby zamówić im po kolejnym.
Nechtan nigdy by nie przypuszczał, że jedna rozmowa była w stanie tak diametralnie zmienić jego opinię na czyjś temat. Owszem Rio nadal klarował się w jego wyobraźni na skończonego dupka, jednak po tym co usłyszał nie mógł tak po prostu odejść.
- Pomogę wam – powiedział, gdy tylko Dean wrócił z alkoholem. Mag patrzył prosto w oczy mężczyzny, z zaciętą miną. – Mów, jaki jest plan, a zapewniam cię że się powiedzie.

Rozmowa z Deanem znacznie się przeciągnęła i kiedy wracał do domu, było już bardzo późno. Albo raczej bardzo wcześnie, w zależności jak na to spojrzeć. Trochę się zdziwił, kiedy zorientował się że Rio nie zamknął drzwi.
Starał się wejść robiąc przy tym jak najmniej hałasu, żeby go nie zbudzić. Zamierzał przemknąć do łazienki i odświeżyć się przed snem, jednak w połowie drogi zorientował się, że Riordan siedział na kanapie. Sam w ciemności. Przed nim na ławie, stało kilka opróżnionych butelek po piwie. Nie wyglądało na to, żeby nastrój mężczyzny uległ poprawie.
Neth ściągnął obuwie i chcąc nie chcąc, ostrożnie podszedł do niego. Mężczyzna uniósł spojrzenie i pustym wzrokiem popatrzył przez chwilę na twarz maga, po czym powrócił do tępego wpatrywania się w okno.
- Rozmawiałem z Deanem – zaczął ostrożnie Neth. – Trochę mi wyjaśnił sytuację. Chyba należą ci się przeprosiny. Oceniłem cię na wyrost. – Nechtan opuścił wzrok. Tego typu rozmowy zawsze były trudne. Nie lubił przyznawać się do błędów.
- Nie ma sprawy. Masz tę kasę? Masz wszystko, czego potrzebujesz do drogi?
Mag z ciężkim westchnięciem pomyślał, że najwyraźniej nie miał prawa do złagodzenia kary za swój wcześniejszy popis.
- Nie. Ale nie martw się, załatwię. Dlaczego mi nie powiedziałeś? Tyle razy robiłem ci wyrzuty, a ty nawet nie zaprzeczyłeś…
Usiadł obok i odruchowo dotknął dłoni Riordana. Chciał się w jakiś sposób usprawiedliwić, ale trudno było mu ubrać swoje odczucia w słowa. Miał wyrzuty sumienia, zwłaszcza kiedy patrzył na Rio który w obecnym stanie prezentował się dość żałośnie.
Mężczyzna popatrzył na niego z zaskoczeniem. Na jego twarzy malowała się ulga, przeplatana odrobiną goryczy.
- Niby po co miałem zaprzeczać, skoro wiedziałeś lepiej – odpowiedział cofając rękę. – Widzę, że Dean opowiedział ci wszystko dość dokładnie?
Nechtan czuł się beznadziejnie. Uważał, że jego dotychczasowe zachowanie można było jakoś usprawiedliwić. W końcu kto normalny, przyjmuje na siebie zarzucaną sobie winę i nawet nie próbuje wytłumaczyć zaistniałego nieporozumienia? Wiedział że wszystko przemawiało za tym że jego ocena była słuszna, a jednak czuł się winny. Stale przypominał sobie wszystkie te chwile, w których nazywał Riordana złodziejem, patrząc mu przy tym prosto w oczy. Rio zawsze się uśmiechał. Trochę z politowaniem, trochę z irytacją, ale nigdy nie reagował gniewem. Może gdyby już na początku wściekł się na niego, to już dawno wyjaśniliby sobie tę kwestię. Być może nie musiałby usłyszeć prawdy od kogoś postronnego.
- To chyba dobrze, że ktoś mnie wreszcie uświadomił? Zamierzałeś mi w ogóle powiedzieć? Naprawdę mógłbym wam pomóc.
- Tego się właśnie obawiałem. Daj temu spokój, królewno. To nie zabawa dla ciebie – mruknął mężczyzna.
Mag przymknął powieki siląc się na cierpliwość.
- Aż tak ciężko jest obdarzyć mnie odrobiną zaufania, że odrzucasz pomoc której potrzebujecie? – zapytał zirytowany.
- Przecież bez względu na nasze intencje albo relacje z właścicielem, to nadal będzie rabunek. Włamiemy się do cudzej własności i wyniesiemy z niej cudze dobra. Jak rasowi złodzieje – podkreślił Rio.
- To co innego. Wiesz o tym. Poza tym, to nie będą cudze dobra, tylko próba odzyskania tego co ukradł ktoś inny. - Neth starał się brzmieć wiarygodnie, również dla siebie. Tak naprawdę, nadal nie podobał mu się cały ten pomysł, ale chciał to zrobić. Naprawdę chciał pomóc odzyskać tamten dokument.
- Nie dociera do ciebie? Nie chodzi tylko o jakiś świstek. Wyniesiemy mu pół sejfu. Tyle forsy, ile tylko zdołamy unieść. Nie naszej forsy – podkreślił. - On zyskał ją kosztem biednych ludzi, a my tam przyjdziemy i weźmiemy ją dla siebie! – Wbrew słowom jakie wypowiadał, Rio wcale nie wyglądał, jakby zawartość sejfu Gustawa robiła na nim jakiekolwiek wrażenie.
- Rozumiem! Nie pochwalam tego, wcale mi się to nie podoba, ale i tak chcę! – Nechtan złapał Rio za ramiona i patrząc na niego dodał – Idę z wami!
- Nigdzie nie idziesz, do cholery! – Riordan odepchnął go. Przeczesał nerwowo włosy palcami, starając się opanować nerwy.
- Niby dlaczego nie?! – przerwał mu ostrzej mag.
- Bo to niebezpieczne, rozumiesz?! - krzyknął wyprowadzony z równowagi Rio. – Nie chcę, żeby ci się coś stało!
Po tych słowach mężczyzna ukrył twarz w dłoniach. Chyba nie chciał powiedzieć tego na głos. Natomiast Nechtana zamurowało. Czyżby Rio nie chciał, żeby brał udział w akcji, ponieważ się o niego martwił? Niemożliwe…
- I co, znowu spotkałeś się z tamtym gówniarzem? – Rio odgarnął włosy z twarzy. Udając wyluzowanie, położył ramię na oparciu kanapy. – Długo cię nie było.
To pytanie trochę zdezorientowało maga. Czy Rio pytał o Aidana? Teraz?
- Niby dlaczego miałbym?
- Nie wiem, ty mi powiedz. Chociaż nie, lepiej nie mów. – Zamachnął się ręką, starając się zakończyć rozmowę.
- Ta próba zmiany tematu była naprawdę beznadziejna – prychnął zdezorientowany mag.
- Może. Chyba tak… - przyznał zrezygnowany Rio. - Ale powiedz mi jeszcze, to jest właśnie twój typ? Podobają ci się tacy mali, szczupli chłopcy?
Riordan trochę uciekał wzrokiem przed spojrzeniem Netha. Wyglądał, jakby miał pretensje do samego siebie, że w ogóle się odezwał. Chyba znowu za dużo wypił, a Neth wyjątkowo wcale nie chciał się z nim pokłócić.
- Posłuchaj. Wiem, że temat mojej orientacji może być dla ciebie fascynujący, więc możemy go na nowo poruszyć jutro. Właściwie nasz główny temat również. Chyba musisz się z nim przespać…
- To z tobą chcę się przespać – wszedł mu w zdanie Rio, delikatnie zakładając magowi kosmyk włosów na ucho.
- Słucham?
Neth pomyślał przez chwilę, że Dean dosypał mu czegoś do piwa, bo ewidentnie zaczynał majaczyć. Chociaż nie na tyle, żeby potraktować słowa Rio na poważnie.
– Tobie chyba kompletnie odbiło. Jeśli uważałeś ten komentarz za coś zabawnego, to muszę cię rozczarować. Nie rozbawił mnie. Proponuję, żebyś poszedł się myć. Jesteś zalany i śmierdzisz – skwitował mag.
Mężczyzna wstał, zachwiał się i wylądował na powrót na kanapie. Jedną rękę oparł na ramieniu Nechtana.
– Neth, jestem zalany jak wspomniałeś... Jeśli nawet doczołgam się do łazienki, to się tam utopię. Będziesz musiał mi pomóc albo oficjalnie uprzedzam cię, że będę spał obok ciebie w takim właśnie stanie – zaśmiał się po nosem i objął Nechtana w pasie.
- Cholerny opój, erotoman i złodziej! – mruknął mag złośliwie, starając się strącić zakleszczające się na nim ramiona. – Cholera! Dobrze, pomogę ci dojść do tej łazienki! Puść mnie i podnieś się…
Udało mu się jakoś doczołgać z Riordanem wspartym na nim, aż do rzeczonego pomieszczenia, choć łatwo nie było. Rio swoje ważył. Okazało się jednak, że prawdziwa przeprawa zaczęła się właśnie tam. Wepchnął mężczyznę pod prysznic i jakoś ściągnął z niego koszulę, ale kiedy przyszło do rozpinania spodni, uświadomił sobie dosadnie, co właściwie robił. Zwłaszcza, kiedy lekko przykucnął, a jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko brzucha Rio. Od razu poczuł, że się rumienił. W pierwszym odruchu chciał dotknąć tego niesamowicie pociągającego ciała, ale wolał nie dawać po sobie poznać, że coś z nim było nie tak. W sumie na chwilę obecną, było u niego nawet za bardzo na tak. Najchętniej uciekłby do pokoju i zostawił Riordana zdanego na samego siebie, jednak ostatecznie zmusił się do próby udania, że naga klata tego człowieka nie robiła na nim wrażenia. Zszarpał z niego spodnie i odrzucił je na bok.
- Z gaciami i całą resztą poradzisz sobie sam – rzucił odwracając się na pięcie.
Swoje limity miał. Zamierzał wyjść, nie oglądając się nawet na mężczyznę za sobą, ale Rio złapał go w pasie i mocno przyciągnął do siebie.
- Nie idź. Przecież ty też musisz się umyć – mruknął, wsuwając dłoń pod koszulę maga.
Nechtan zamarł w bezruchu. Serce biło mu jak oszalałe, kiedy czuł na plecach napięte, ciepłe ciało Riordana. Mężczyzna zaczął powoli rozpinać guziki koszuli maga, dotykając go bezczelnie, bez cienia skrępowania.
– Dlaczego nie reagujesz? – wymruczał Rio, ściskając go w pasie jeszcze mocniej, tak że Neth aż zgiął się w pół siłą rzeczy wtulając się w niego mocniej. - Na tamtego knypka z baru reagowałeś… Cholera, jak mnie to irytuje! – Mag poczuł jak ciało mężczyzny wyraźnie stężało. - Ja na ciebie reaguję zdecydowanie za mocno… - westchnął w plecy Netha.
Trudno było się z tym nie zgodzić. Nechtan wyraźnie czuł jego reakcję, w okolicy swoich pośladków. Skłamałby, gdyby powiedział że nie robiło to na nim wrażenia.
- Posłuchaj…
- Słucham.
Rio otarł się o Nechtana ze stłumionym jęknięciem. Odkręcił kurek z ciepłą wodą i zaczął ściągnąć powoli nasiąkającą koszulę maga. Pomimo słabych protestów Netha, jej los szybko podzieliła reszta jego ubioru.
Ciepła woda, przyjemnie rozlewała się po ich ciałach, a Nechtan był tak bardzo podniecony, że zupełnie zapomniał o swoich próbach ucieczki. Odwrócił się w stronę Rio i własnoręcznie zsunął z niego bieliznę, odsłaniając jego pełny wzwód. Był duży. Chyba trochę krótszy od jego własnego, ale z pewnością grubszy. Nie miał jednak okazji podziwiać przyrodzenia Riordana nazbyt długo, ponieważ mężczyzna podciągnął go do dość agresywnego pocałunku, obłapiając go przy tym zachłannie, jakby był tego spragniony i wytęskniony od dłuższego czasu. Wplótł mu palce we włosy i objął go tak szczelnie, jakby bał się, że mag faktycznie mógł mu uciec.
Nethowi ciężko było to pojąć. Przecież był facetem. Owszem urodziwym, ale w stu procentach facetem. Jak więc taki Rio, który uwielbiał zabawiać się z kobietami, mógł go pożądać? Sam Riordan zdawał się nie mieć z tym tematem najmniejszego problemu. Przeniósł się z pocałunkami na klatkę piersiową Nechtana, delikatnie zasysając się na jego skórze i skubiąc ją zębami.
- Jesteś pewien, że tego chcesz…? – wydyszał mag. Owszem, gdyby mężczyzna rozmyślił się w tym momencie, Neth z frustracji zamieniłby go w karalucha, ale nadal nie mógł uwierzyć w to co się działo.
- To chyba oczywiste – odparł krótko, zsuwając się jeszcze niżej.
Mężczyzna ukląkł przed Nechtanem i patrząc do góry na twarz maga, zaczął delikatnie całować wnętrza jego ud. Dłońmi masował jego biodra i pośladki. Neth zacisnął palce na głowie Riordana, trochę odruchowo starając się nakierować go na swojego kutasa. Niestety - Rio, co raczej zrozumiałe, nie miał doświadczenia w tego typu sprawach. Rzucił magowi ostatnie podniecone spojrzenie, w którym ten dopatrzył się odrobiny zawahania, a następnie podniósł się na nogach, i unosząc biodra maga, oparł na sobie jego uda. Neth w odpowiedzi na ten dosyć gwałtowny ruch, uderzył plecami o ścianę. Musiał złapać się zasłony prysznicowej, żeby całkiem nie stracić równowagi. Rio nakierował swojego kutasa na wejście maga i od razu wsunął się w niego nieco zbyt mocno, aż do samego końca. Neth krzyknął z bólu, odruchowo zaciskając się na Riordanie tak bardzo, że z pewnością i on poczuł pewien dyskomfort.
Nie w takiej konfiguracji ich sobie wyobrażał. Gdyby nie ten cholerny Patrick i jego wcześniejsze zabawy, w ogóle nie byłby w stanie tego znieść. Teraz jednak, po dłuższej chwili w końcu udało mu się rozluźnić na tyle, by przyzwyczaić się do brutalnego uczucia rozpierania. Rio na początku starał się być delikatniejszy, ale widać było po nim, że ledwo się opanowywał. Na jego twarzy malowało się wręcz bolesne podniecenie. Gdy wreszcie udało mu się natrafić na prostatę Nechtana, a z ust maga wydobył się pierwszy głośny jęk rozkoszy, zadowolony przygryzł wargę i zaczął posuwać go jeszcze mocniej.
- O kurwa… - Rio nachylił się nad nim i wtulił twarz w szyję maga. Był od niego niższy, więc w tej konfiguracji dalej nie sięgał.
Neth stęknął głośno, zasłaniając twarz ręką. Było mu cholernie dobrze. Czuł dreszcze rozchodzące się po całym ciele. Kuriozalnie zaczęły mu się zbierać łzy w oczach. Wygiął kręgosłup w łuk i przechylił głowę do tyłu, nie przestając obserwować płynnych ruchów mięśni Rio. Mężczyzna był trochę brutalny, ale w tym momencie podniecenie znacznie przewyższało ból. Pragnął go całym sobą. Gdy udało im się złapać wspólny rytm, jeszcze szczelniej oplótł się nogami na biodrach Rio, dociskając się do niego rytmicznie. Silne dłonie mocno trzymały go w talii, a on dyszał tak głośno i intensywnie, że zdawać się mogło, iż cała para w łazience powstała tylko i wyłącznie z jego winy.
– Riordan, ja zaraz… - jęknął błagalnie Neth.
Nie pamiętał kiedy ostatnim razem był, aż tak nakręcony. Zwykle wytrzymywał zdecydowanie dłużej.
Rio powoli przesunął dłonią po brzuchu maga. Delikatnie zsunął ją w dół, aż dotknął naprężonego do granic możliwości penisa mężczyzny pod sobą. Z początku robił to z pewną rezerwą, ale zaraz zacisnął dłoń na sztywnym, podskakującym z podniecenia kutasie i zaczął go masturbować. Po nim również było widać, że był u szczytu. Spojrzał na kochanka, koncentrując swoją uwagę na twarzy maga. Chwilę później Nechtan poczuł jak gorące nasienie mężczyzny wypełniło go od środka. Rio dochodząc, jęknął głośno wciąż nie zwalniając tempa ani na moment. Mocno wbijał się w tyłek maga, wpatrując się jednocześnie w jego rozszerzone źrenice. Neth po krótkiej chwili, skończył na własny brzuch z głośnym sapnięciem, wyginając się przy tym jeszcze silniej.
Przez moment obaj oddychali szybko, nic nie mówiąc i starając się dojść do siebie. Rio z satysfakcją wymalowaną na twarzy rozsmarował spermę maga, którą miał na dłoni, po całej klatce piersiowej mężczyzny. Poważnie, każdy jego facet miał ten fetysz? Neth uśmiechnął się do siebie. Wciąż był oszołomiony i trudno było mu ustać na nogach. Kręciło mu się w głowie od doznań, a trochę od alkoholu. Dopiero teraz czuł to jeszcze bardziej. Lewa dłoń całkiem ścierpła mu od zaciskania się na zasłonie, a tyłek pulsował tępym bólem.
Nie był to najlepszy seks w jego życiu, ale za to cholernie intensywny i bynajmniej nie żałował. Opierał się całkiem o ścianę prysznica, podczas gdy Rio obmywał delikatnie jego skórę. Mężczyzna ogóle nie potrafił przestać się szczerzyć i co chwila go całował. To w usta, to w szyję, to w pierś, przytulając go i ciesząc się przy tym coraz bardziej. Był obrzydliwie uroczy.
Wspólnie jakoś wytoczyli się spod prysznica i zalewając przy tym pół łazienki, ogarnęli w końcu na tyle by móc położyć się spać. W tamtym momencie Neth nie marzył już o niczym innym, a Rio ani myślał wracać na kanapę, na której zwykle sypiał. Okrył kocem ich obu i wtulił się w plecy maga, prawie natychmiast usypiając.

Następnego dnia spali wyjątkowo długo. Neth zaczął odzyskiwać świadomość dopiero koło południa, czując się wyjątkowo zrelaksowanym. Rozejrzał się wokoło siebie, a wtedy jego wzrok padł na śpiącego obok Rio. Ręka mężczyzny przewieszona była przez jego bok. Nechtan uśmiechnął się lekko na ten widok. Oparł się na ramieniu i starając przy tym nie obudzić kochanka, poodgarniał włosy z jego uśpionej twarzy, przyglądając się jego równemu oddechowi.
Leżał tak dłużą chwilę rozmyślając o całym swoim pobycie w tym domu, a w szczególności o ostatniej nocy. Czas spędzony u Riordana minął mu szybko. Nechtanowi coraz trudniej było odkładać wyrzuty sumienia dobijające się do jego świadomości z jednoznacznym przypomnieniem, że jego wyprawa posiadała dosyć konkretny cel, który coraz częściej ignorował z własnej woli. Uważał że i tak nic nie zdołałoby go powstrzymać przed osiągnięciem tegoż celu, że miał jeszcze mnóstwo czasu i że przecież w sytuacji kryzysowej, zawsze mógł ratować się magią. Poza tym do tej pory nie zapytał Riordana o drogę do Lannion, a wiedział też, że nie była to jego jedyna przeszkoda. Głównym problemem było to, że gdyby nawet jakimś cudem znalazł się w tym mieście, kompletnie nie wiedziałby co robić dalej. Teraz przynajmniej miał przed sobą jasno sprecyzowane kroki, które mógł kolejno planować, wykonywać i odhaczać sobie w myślach jako realizowanie planu z sukcesem. Ale kiedy już tam dotrze? Nie spodziewał się znaleźć na ulicach tabliczek ze wskazówkami typu: „Kierunek do biblioteki z magicznymi księgami”, „Spragnionych wiedzy magów, prosimy tędy”. Łatwiej było odwlekać wyprawę, a przecież zobowiązał się jeszcze wmieszać w całkiem nie swoją sprawę, żeby pomóc rozwiązać cudzy problem...
Cudzy problem, który nie wiedzieć czemu stał się dla niego dosyć istotny. Zdawał sobie sprawę z tego że jeśliby odpowiednio zadziałał, bez większego problemu mógłby pomóc tym mężczyznom i naprawdę chciał to zrobić.
Jakąś godzinę później, Rio obudził się wyrywając Nechtana z zamyślenia. Najpierw leniwie przeciągnął się wtulając mocniej w ciało maga. Zamruczał zadowolony, czochrając nosem po klatce piersiowej Nechtana, który roześmiał się z tego swobodnego gestu. Było to całkiem miłe. Wtedy jednak Rio poderwał się, zupełnie obudzony. Podniósł się do siadu, patrząc podenerwowanym wzrokiem wprost na maga, a jego twarz momentalnie spłonęła purpurą. Neth przyglądał mu się, lekko zdziwiony taką reakcją. Pora na zawstydzenie chyba już minęła.
- Przepraszam… ja… chyba na zbyt wiele sobie pozwoliłem. Wczoraj musiałem ci się tu wepchać pijany… i zasnąć… - Rio bełkotał. Mówił szybko, nerwowo i bez sensu.
- Zgadza się. Zresztą wepchałeś mi się nie tylko tutaj… – odpowiedział z politowaniem Neth. – Nadal wszystko mnie boli – mruknął, przysuwając się delikatnie do mężczyzny.
- Tak? – Rio przełknął ślinę wyraźnie zakłopotany. – Musiało ci być niewygodnie, to łóżko jest małe. Ale wiesz, trudno mi odpowiadać za jakieś pijackie wyczyny. To znaczy mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że tu spałem…
Wyraźnie coś było nie tak. Czerwień twarzy Riordana przybierała na sile, a Neth zaczynał mieć nieprzyjemne przeczucie, że wiedział do czego to zmierzało.
- Zaraz, zaraz, czy ty właśnie starasz się wymigać od odpowiedzialności za to co się wczoraj wydarzyło? – Zapytał z niedowierzaniem.
- Co konkretnie masz na myśli? Pamiętam wszystko jak przez mgłę. Chyba musiałeś mi pomóc przy prysznicu, tak? Dawno się tak nie spiłem… Na pewno byłem żałosny… - prychnął pod nosem, nerwowo gestykulując.
- Nie. Żałosny, to jesteś teraz – warknął wkurzony Neth.
Wypił szklankę wody, która stała na szafce przy łóżku i chwiejnie pomaszerował do łazienki, zostawiając Riordana samego z jego głupią miną. Co za obrzydliwy, tchórzliwy drań.
Na wstępie bosymi stopami wszedł prosto w kałużę wody, dobitnie przypominającą o ich ostatnich chwilach w tym miejscu. Nogawki dresowych spodni od razu przesiąkły mu zimną wodą. Przeklął pod nosem i nie zastanawiając się długo, rozpostarł dłonie zbierając manę między palcami. Oczy zalśniły mu zielonkawym blaskiem.
Kilka ruchów rękoma i łazienka lśniła czystością i świeżością. Brawo. Obecnie, dzięki swoim mocom nadawał się na pokojówkę.
Zregenerował całe swoje ciało, które nadal nosiło ślady natarczywych działań Riordana. Nie zamierzał cały dzień chodzić krzywo, skoro tamten kretyn planował udawać, że nie pamiętał jak rozjechał mu tyłek. Był na niego wściekły, a jeszcze bardziej na samego siebie, że nie potrafił się powstrzymać. Przecież w gruncie rzeczy wiedział, że nic dobrego nie mogło wyniknąć z takiej sytuacji.
Umyty, odziany w schludne, czyste ubrania związał lśniące włosy wstążką. Po raz pierwszy odkąd wyruszył w swoją wyprawę, poczuł się sobą. Zapach jego many unosił się w powietrzu, a on zrozumiał jak bardzo mu tego brakowało. Już dawno czuł potrzebę uwolnienia się spod jarzma, jakie sam na siebie założył.
Raźnym krokiem wyszedł z łazienki i wyprostowany przeszedł obok wciąż siedzącego na łóżku Riordana. Dotarł do drzwi i rzucając mężczyźnie wściekłe spojrzenie, opuścił dom.

2 komentarze:

  1. Hej,
    właśnie miałam takie podejrzenia, że Rio nie jest złodziejem w takim znaczeniu jak myśli Neth, ale czy naprawę nie pamięta czy udaje bo się wstydzi... bo to drugi raz kiedy właściwie zdobył się na coś takiego i to po pijaku...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    cudownie, właśnie miałam takie podejrzenia, że Rio nie jest złodziejem w takim znaczeniu jak myśli Neth, ale czy naprawde nie pamieta czy udaje bo sie wstydzi... bo to drugi raz kiedy właśnie zdobył się na coś takiego i to po pijaku...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

Ćpun, diler i psychopata - SAIA - cz. 1

 Pierwszy fragment nowego powiadania :) Koniecznie dajcie znać, jakie macie wrażenia po przeczytaniu! ;)   -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-...