Dzień dobry, wszystkim!
Chyba powinnam pomyśleć nad jakąś systematycznością, bo mój algorytm dodawania postów jest mocno nieuporządkowany... 😅 Kij tam, no to wrzucam i wracam do pisania bieżącego ;)
-.-.-.-
Po obiedzie Riordan wyciągnął kilka
butelek piwa i rozkładając je na stole, wraz z Deanem zaprosili Netha do wspólnej
gry w karty. Dean tłumaczył mu zasady, niespiesznie popalając papierosa i
totalnie ignorując przy tym Rio, który otwierając okno jęczał coś o tym, że jego
dom nie jest speluną. Panowie trochę się o to sprzeczali, ale Rio wyraźnie robił
to tylko dla zasady i własnej satysfakcji, więc szybko odpuścił.
Po krótkim wstępie i partii pokazowej
z otwartymi kartami, przyszła pora na grę na poważnie. Okazało się że
przyjaciel Riordana, bardzo emocjonalnie podchodził do wyników ich rozgrywki.
Co jakiś czas opowiadał o swoich wielkich zwycięstwach, na których nie raz zbił
fortunę. Takim zaaferowaniem jeszcze bardziej prowokował Nechtana do drobnych
oszustw, mających być rekompensatą za słuchanie tych głupot. Raz, czy dwa mając
przy tym sporo zabawy, pozmieniał kolejność kart na swoją korzyść.
Kilkanaście minut później, Dean siedział
cały zasępiały, wgapiając się w swoje karty, a fajki odpalał jedną od
drugiej.
- Kurwa! – zirytował się kolejny raz
ponosząc klęskę. – Rio, nie ma bata, trzeba młodego zabrać na akcję – wyskoczył
w pewnym momencie, spoglądając znacząco na kumpla.
Riordan wcale nie wyglądał jakby
podzielał ten entuzjazm.
- Niby po jaką cholerę? Plan już jest
ustalony. Nie ma potrzeby mieszać nikogo więcej.
- Ale nie widzisz jak on gra? – Dean
zdawał się nie interesować zbytnio zdaniem Nechtana w tej kwestii. – Na pewno
odwróciłby uwagę Dirka. Moglibyśmy odpuścić opcję z kanałami i wrócić do
znacznie mniej skomplikowanego planu. Nechtan, tak? – zwrócił się bezpośrednio
do maga. – Wiem że planujesz niedługo się stąd wynieść, ale kilka tygodni chyba
nie zrobi ci różnicy? - Mężczyzna zaczynał się rozkręcać, za to Neth poczuł skokowo wzrastającą irytację. Co ciekawe, okazało się, że nie
tylko on.
- Dean, dosyć! Ani słowa więcej, bo naprawdę
wrócę do tej kwestii, skąd skurwiele miały informacje o pierwszym planie.
Najwyraźniej nie sprawia ci problemów rozprawianie o tym, byle gdzie i z byle
kim! - Rio rzucił kumplowi ostrzegawcze
spojrzenie po czym zebrał karty ze stołu, kończąc zabawę.
Nechtan był wściekły. Zarówno na próbę
wmieszania go w skok rabunkowy, jak i na Riordana, który właśnie dobitnie udowodnił,
że w ogóle mu nie ufał. Za wszelką cenę starał się przekonać samego siebie
co do tego, że pierwszy powód był dla niego istotniejszy.
- Przecież to twój kuzyn, tak? Nie
wkurzaj się. – Dean wyglądał jakby nie do końca umiał się w takiej sytuacji
zachować. W końcu Rio nigdy nie denerwował się z byle powodu. – Nechtan, wybacz
stary. W sumie nawet nie zapytałem, czy cię to urządza. Ale wiesz, byłaby
niezła kasa to podziału, akurat tego w podróży nigdy za wiele, prawda?
Mężczyzna próbował złapać nić
porozumienia chociaż z jednym ze współtowarzyszy, ale niestety dla niego,
Nechtan nie poprawił atmosfery. Nie podobało mu się to, co planowali mężczyźni,
najchętniej zwyczajnie odwiódłby ich od tego całego planu, a już na pewno nie
zamierzał brać w nim udziału.
- Przypuszczam, że wątpię… W
przeciwieństwie do Rio potrafię się o siebie zatroszczyć, nie uciekając się do
rabunków i kradzieży. Nie narzekam również na zawartość sakiewki, także bez
obaw, nie musicie zdradzać mi
szczegółów – wycedził.
Mówiąc to, patrzył z irytacją wprost na Rio,
który nie mogąc wysiedzieć przy stole, zerwał się z krzesła i zaczął
nerwowo ogarniać pomieszczenie. Neth cały czas nie pojmował, co mogło skłonić go
do takiej profesji. Nie wydawał się być złym człowiekiem, a mag na własne oczy
widział, że przecież potrafił ciężko pracować, więc czy chęć szybkiego
wzbogacenia się była naprawdę, aż taka kusząca? Jak można było dorabiać się na
krzywdzie innych i spać spokojnie?
- Skoro jesteś taki bogaty to może
oddasz mi wreszcie za swój pobyt tutaj? Nie prowadzę działalności charytatywnej!
– odgryzł się natychmiast.
- Ej, Rio, wyluzuj trochę… – wtrącił
się Dean. - Nie ma powodu, żeby się tak spinać panowie. Nie, znaczy nie i mamy
luz, tak?
Niestety ani Rio, ani Neth, nie
zwrócili na niego uwagi.
- Dobrze. Jutro dostaniesz swoją kasę!
Nechtan wstał, założył buty i
korzystając z okazji że przy Deanie, Rio nie odważyłby się zareagować, wyszedł z
domu mocno trzaskając drzwiami.
Szedł przed siebie, układając w głowie
szczątkowy zarys planu. Złoto miał oczywiście cały czas przy sobie, ale
przecież nie mógł tak po prostu wyciągnąć pełnego mieszka i rzucić nim -
najlepiej prosto w pusty łeb Riordana. Planował wrócić następnego dnia, tak
żeby wydawało się, że miał okazję pieniądze zarobić, a w rzeczywistości
poszukałby miejsca gdzie mógłby wymienić złoto na funkcjonujące w Laurenii
pieniądze. Swoją drogą, być może pomogłoby to Riordanowi pojąć, że pieniądze dało
się również otrzymać, a nie jedynie odebrać komuś innemu.
Żałował, że w końcu nie miał okazji
wypytać Deana o mapy tego regionu, ale kiedy dłużej wałkował w myślach tę
kwestię, doszedł do wniosku, że w mieście zapewne powinien znaleźć miejsce w
którym takowe dostanie. Obejdzie się bez jego pomocy.
Nie zdołał zajść zbyt daleko, gdy za
plecami usłyszał czyjś przyspieszony oddech, a chwilę później zatrzymał go,
nie kto inny, jak Dean właśnie.
- Cześć…
Mężczyzna wyglądał jakby do ostatniej
chwili rozważał zasadność podejmowania tej rozmowy. Patrzył na maga w taki
sposób jakby próbował wybadać, czy może mu zaufać. Przez moment wahał się, ale
w końcu zdecydował się kontynuować.
– Możemy pogadać, we dwóch? Rio dalej
się wkurwia, dajmy mu trochę przestrzeni... – Dean uśmiechnął się krzywo i jednocześnie
trochę przepraszająco.
- Prowadź – odparł krótko mag.
Neth zastanawiał się, czy czasami mężczyzna
mimo całej napiętej sytuacji, nadal nie zamierzał namawiać go do brania udziału
w tym całym przekręcie. Nie chciał być postawiony w sytuacji, w której znów musiałby
się tłumaczyć ze swoich poglądów i to jeszcze za plecami Rio.
- Mieszkam niedaleko ale pozwól że
przejdziemy się do knajpy. W domu siedzi moja żonka z dzieciakami i zaufaj
mi, wolałbyś być teraz w ramionach Rio, niż tam. - Dean zaśmiał się lekko wymuszenie,
a mag chcąc, nie chcąc pomyślał że ramiona Riordana nie byłyby wcale taką złą
opcją, gdyby oczywiście nie charakter ich właściciela.
- Długo się znacie? – Neth chciał
jakoś zacząć rozmowę. Cisza jaka między nimi zapadała, była odrobinę
niezręczna. – Z Riordanem?
- Całe lata. – Dean westchnął ciężko. –
Właściwie miałem zamiar poruszyć ten temat, kiedy już zajęlibyśmy dłonie kuflami
zimnego piwa, ale niech będzie. - Mężczyzna umilkł na moment, prawdopodobnie szukając
odpowiednich słów. – Chyba zbyt surowo oceniasz Rio. Nie wiem jak sobie to
wyobrażasz, ale on nie jest jakimś kieszonkowcem okradającym staruszki na
targu.
- Czyli powinienem oceniać go przez
pryzmat jego potencjalnych ofiar? Okradacie tylko najbogatszych, a może jest w
tym jakaś szlachetna teoria? Okradacie bogatych i pieniądze rozdajecie biednym?
Nechtan zdawał sobie sprawę z tego, że
jego kpiny były mało eleganckie. Zwykle nie ulegał emocjom tak łatwo, ale zmuszony
był przyznać, że powoli jego życie zaczynało tak bardzo odbiegać od swej zwyczajowej
rutyny, że zwyczajnie stawał się nieco innym człowiekiem.
- Nie. Rio nie jest złodziejem.
Było to krótkie i zdecydowane
zapewnienie. Przez moment Neth byłby w stanie w nie uwierzyć, ale zaraz potem
przypomniał sobie w jaki sposób poznał Rio.
- Przecież na własne oczy wi…
- Posłuchaj – przerwał mu Dean. – Nie
wiem jakie macie relacje, czy utrzymujecie ze sobą kontakty w rodzinie, czy
nie. Rio mało o sobie mówi, a ja nie zamierzam go w tym wyręczać. Faktycznie
ostatnio mieliśmy kilka mało oficjalnych akcji, ale wynikały one z tego, że
ktoś inny najpierw sprawił sporo kłopotów nam. Rio nikogo nie okrada z jego własności,
a jedynie stara się odzyskać to co należy do nas.
Nechtan nie odpowiedział, nie od razu.
Jeszcze nie zdołał przeanalizować tego co usłyszał. Kolejne budynki mijali w
ciszy, aż dotarli do niewielkiej knajpki, mieszczącej się przy lokalnym rynku.
Od ulicy wejście wprowadziło ich do części restauracyjnej. Tutejszy wystrój był
spójny z klimatem całego miasteczka. Drewniane stoliki przykryto kolorowymi,
haftowanymi obrusami. Na każdym z nich umieszczone były różnych kształtów
wazony z kwiatami i kolorystycznie dopasowanymi do nich serwetkami. Neth
skrzywił się odrobinę na tę bijącą z każdego kąta słodycz. Nad każdym stołem
wisiała splatana, wiklinowa lampa, a na krzesłach leżały miękkie poduszki.
Wzdłuż wymytej, drewnianej podłogi ciągnął się kolorowy dywan w paski,
oddzielający optycznie dwie strony sali. Mag rozglądał się dookoła ze średnim zainteresowaniem.
Po przebyciu pierwszego szoku, miejsce
robiło raczej dobre wrażenie. W oknach wisiały czyste, białe firany, a
barek ozdobiono sznurkami z wiązkami suszonych ziół. Było tutaj dość przytulnie,
a pomimo późnego popołudnia w środku znajdowało się całkiem sporo ludzi.
Dean poprowadził go przez salę, na
końcu której znajdowały się schody do części typowo barowej. Na dole wystrój
był już znacznie mniej dopracowany. Tutaj przeważały długie stoły i toporne
ławy, ustawione tuż przy nich. Oświetlenie stanowiły umieszczone na każdym
stole świece wetknięte w butelki po whisky, oraz gołe żarówki pod sufitem. Ta
część lokalu posiadała osobny bar pozbawiony zbędnych ozdób, za to wyposażony w
półki z najróżniejszymi rodzajami trunków i szkła do ich podawania. Zamówili
sobie po piwie i usadowili się w kącie z dala od pozostałych gości.
- Ja i Rio zajmujemy się
transportowaniem wartościowych towarów. – Dean niespiesznie wrócił do tematu. -
Właściwie to ich ochroną. To znaczy, że są ludzie którzy chcąc, powiedzmy…
wysłać ładunek ekskluzywnego alkoholu do innego miasta, zgłaszają się do nas
i wtedy mają pewność, że przesyłka dotrze na miejsce w całości.
Niezrabowana, niezniszczona i prosto do odbiorcy. Płacą za to całkiem
przyzwoite pieniądze i jak do tej pory, nie mieliśmy większych problemów. Wcześniej
interes prowadził ojciec Riordana, więc ludzie trochę nas już znają i mają
do nas zaufanie. Wszystko skomplikowało się wtedy, kiedy brat Rio, który
również z nami pracował, został napadnięty i straciliśmy część towaru. – Mężczyzna
skrzywił się na to wspomnienie. – To były części jakiejś maszyny, nie pytaj
mnie jakiej, ni cholery nie mam pojęcia, ale klient twierdził, że to cholernie
drogie gówno. Pomijając już utratę honorarium, odszkodowanie dla klienta, które
pochłonęło praktycznie całą naszą kasę, odłożoną na gorsze czasy, straciliśmy
reputację, a Torin, którego ci cholerni tchórze napadli całą grupą, władzę w
nogach. - Dean upił solidnie ze swojego kufla.
Widać było, że czuł się niezręcznie poruszając tak prywatny temat z życia
przyjaciela.
Nechtan za to słuchał go z coraz
szybciej bijącym sercem. Przypomniał sobie zdjęcie, które znalazł między
rzeczami Rio i jego minę, kiedy na nie spojrzał. Jak mógł być takim ignorantem,
żeby przez cały ten czas nawet nie zapytać Rio o tę sytuację, której był
świadkiem na początku ich znajomości? Od razu go ocenił. Nigdy nie dał mu
szansy na wytłumaczenie się, a przecież zawdzięczał temu człowiekowi
życie. Tamtego dnia Rio mógł go po prostu zostawić samego, a on wykrwawiłby się
na śmierć, żałośnie pozbawiony mocy.
Mężczyzna nie tylko że mu pomógł, ale
robił to dalej kiedy już Neth czuł się lepiej i kiedy wcale nie okazał się być
łatwym współlokatorem.
- Miesiąc temu, może trochę dłużej,
sam widziałem jak Rio wychodzi z cudzego domu, z pełnym plecakiem. Wychodził przez
okno w dachu… - Mag trochę myślał na głos, a trochę liczył na to że Dean
jeszcze pociągnie wątek.
- Prawdopodobnie chodzi ci właśnie o
te ostatnie części, które musieliśmy odzyskać. Udało nam się zdobyć wszystkie –
dodał z posępną satysfakcją. – Niestety sprawa była grubsza. Okazało się że
nasz klient i gość na zlecenie którego nas napadli, znają się i to całkiem
nieźle. Plan był prosty. Chcieli się nas pozbyć z rynku. Jakieś zamierzchłe
porachunki, chyba jeszcze ze starym Rio. – Dean mówił wpatrując się w unoszące
się bąbelki w swoim kuflu. – Wszystko skończyłoby się nie najgorzej, ale Torin
nadal nie chodzi. Nie może pracować, nie ma z czego utrzymać rodziny. Na domiar
złego, szpital, w którym starają się mu pomóc ma swoje problemy. Niejaki Gustaw,
właściciel tutejszego kasyna, chyba cię nie zaskoczę jeśli dodam, że to właśnie
ten przyjaciel naszego niedoszłego
klienta, doprowadził szpital do finansowej ruiny. Dzięki swoim wpływom, udało
mu się w końcu zdobyć akt własności szpitala. Niewiele można zdziałać kiedy
gość posiada ten dokument. Mimo że zdobył go niezupełnie legalnie.
Nechtan powoli zaczynał łączyć
elementy układanki w całość. Rozumiał skąd powaga i determinacja Rio.
- Chcecie odzyskać ten dokument.
- Możesz sobie wyobrazić. Gustaw
zamierza nieco zmienić charakter tej placówki. – Dean prychnął z irytacją – Jak
twierdzi, szpital w którym wykonywane są poważniejsze zabiegi, nie jest
potrzebny w tak małym mieście jak nasze, skoro w pobliskim Tarte jest
duży, świetnie wyposażony prywatny szpital. Chce na jego miejsce otworzyć
kolejne kasyno jeśli kurwa nie zwykły burdel, chuj go wie skurwiela. - Mężczyzna
zakończył, dopijając swoje piwo do dna i wstał, żeby zamówić im po kolejnym.
Nechtan nigdy by nie przypuszczał, że
jedna rozmowa była w stanie tak diametralnie zmienić jego opinię na czyjś
temat. Owszem Rio nadal klarował się w jego wyobraźni na skończonego dupka,
jednak po tym co usłyszał nie mógł tak po prostu odejść.
- Pomogę wam – powiedział, gdy tylko
Dean wrócił z alkoholem. Mag patrzył prosto w oczy mężczyzny, z zaciętą miną. –
Mów, jaki jest plan, a zapewniam cię że się powiedzie.
Rozmowa z Deanem znacznie się
przeciągnęła i kiedy wracał do domu, było już bardzo późno. Albo raczej bardzo wcześnie,
w zależności jak na to spojrzeć. Trochę się zdziwił, kiedy zorientował się że
Rio nie zamknął drzwi.
Starał się wejść robiąc przy tym jak
najmniej hałasu, żeby go nie zbudzić. Zamierzał przemknąć do łazienki i
odświeżyć się przed snem, jednak w połowie drogi zorientował się, że Riordan siedział
na kanapie. Sam w ciemności. Przed nim na ławie, stało kilka opróżnionych butelek
po piwie. Nie wyglądało na to, żeby nastrój mężczyzny uległ poprawie.
Neth ściągnął obuwie i chcąc nie
chcąc, ostrożnie podszedł do niego. Mężczyzna uniósł spojrzenie i pustym
wzrokiem popatrzył przez chwilę na twarz maga, po czym powrócił do tępego
wpatrywania się w okno.
- Rozmawiałem z Deanem – zaczął ostrożnie
Neth. – Trochę mi wyjaśnił sytuację. Chyba należą ci się przeprosiny. Oceniłem
cię na wyrost. – Nechtan opuścił wzrok. Tego typu rozmowy zawsze były trudne.
Nie lubił przyznawać się do błędów.
- Nie ma sprawy. Masz tę kasę? Masz
wszystko, czego potrzebujesz do drogi?
Mag z ciężkim westchnięciem pomyślał,
że najwyraźniej nie miał prawa do złagodzenia kary za swój wcześniejszy popis.
- Nie. Ale nie martw się, załatwię.
Dlaczego mi nie powiedziałeś? Tyle razy robiłem ci wyrzuty, a ty nawet nie
zaprzeczyłeś…
Usiadł obok i odruchowo dotknął dłoni
Riordana. Chciał się w jakiś sposób usprawiedliwić, ale trudno było mu ubrać
swoje odczucia w słowa. Miał wyrzuty sumienia, zwłaszcza kiedy patrzył na
Rio który w obecnym stanie prezentował się dość żałośnie.
Mężczyzna popatrzył na niego z zaskoczeniem.
Na jego twarzy malowała się ulga, przeplatana odrobiną goryczy.
- Niby po co miałem zaprzeczać, skoro
wiedziałeś lepiej – odpowiedział cofając rękę. – Widzę, że Dean opowiedział ci
wszystko dość dokładnie?
Nechtan czuł się beznadziejnie.
Uważał, że jego dotychczasowe zachowanie można było jakoś usprawiedliwić. W
końcu kto normalny, przyjmuje na siebie zarzucaną sobie winę i nawet nie
próbuje wytłumaczyć zaistniałego nieporozumienia? Wiedział że wszystko
przemawiało za tym że jego ocena była słuszna, a jednak czuł się winny. Stale
przypominał sobie wszystkie te chwile, w których nazywał Riordana złodziejem,
patrząc mu przy tym prosto w oczy. Rio zawsze się uśmiechał. Trochę z
politowaniem, trochę z irytacją, ale nigdy nie reagował gniewem. Może gdyby już
na początku wściekł się na niego, to już dawno wyjaśniliby sobie tę kwestię.
Być może nie musiałby usłyszeć prawdy od kogoś postronnego.
- To chyba dobrze, że ktoś mnie
wreszcie uświadomił? Zamierzałeś mi w ogóle powiedzieć? Naprawdę mógłbym wam
pomóc.
- Tego się właśnie obawiałem. Daj temu
spokój, królewno. To nie zabawa dla ciebie – mruknął mężczyzna.
Mag przymknął powieki siląc się na
cierpliwość.
- Aż tak ciężko jest obdarzyć mnie
odrobiną zaufania, że odrzucasz pomoc której potrzebujecie? – zapytał
zirytowany.
- Przecież bez względu na nasze
intencje albo relacje z właścicielem, to nadal będzie rabunek. Włamiemy się do
cudzej własności i wyniesiemy z niej cudze dobra. Jak rasowi złodzieje –
podkreślił Rio.
- To co innego. Wiesz o tym. Poza tym,
to nie będą cudze dobra, tylko próba odzyskania tego co ukradł ktoś inny. - Neth
starał się brzmieć wiarygodnie, również dla siebie. Tak naprawdę, nadal nie podobał
mu się cały ten pomysł, ale chciał to zrobić. Naprawdę chciał pomóc odzyskać
tamten dokument.
- Nie dociera do ciebie? Nie chodzi
tylko o jakiś świstek. Wyniesiemy mu pół sejfu. Tyle forsy, ile tylko zdołamy
unieść. Nie naszej forsy – podkreślił. - On zyskał ją kosztem biednych ludzi,
a my tam przyjdziemy i weźmiemy ją dla siebie! – Wbrew słowom jakie
wypowiadał, Rio wcale nie wyglądał, jakby zawartość sejfu Gustawa robiła na nim
jakiekolwiek wrażenie.
- Rozumiem! Nie pochwalam tego, wcale
mi się to nie podoba, ale i tak chcę! – Nechtan złapał Rio za ramiona i
patrząc na niego dodał – Idę z wami!
- Nigdzie nie idziesz, do cholery! –
Riordan odepchnął go. Przeczesał nerwowo włosy palcami, starając się opanować
nerwy.
- Niby dlaczego nie?! – przerwał mu
ostrzej mag.
- Bo to niebezpieczne, rozumiesz?! - krzyknął
wyprowadzony z równowagi Rio. – Nie chcę, żeby ci się coś stało!
Po tych słowach mężczyzna ukrył twarz
w dłoniach. Chyba nie chciał powiedzieć tego na głos. Natomiast Nechtana
zamurowało. Czyżby Rio nie chciał, żeby brał udział w akcji, ponieważ się o
niego martwił? Niemożliwe…
- I co, znowu spotkałeś się z tamtym
gówniarzem? – Rio odgarnął włosy z twarzy. Udając wyluzowanie, położył ramię na
oparciu kanapy. – Długo cię nie było.
To pytanie trochę zdezorientowało
maga. Czy Rio pytał o Aidana? Teraz?
- Niby dlaczego miałbym?
- Nie wiem, ty mi powiedz. Chociaż
nie, lepiej nie mów. – Zamachnął się ręką, starając się zakończyć rozmowę.
- Ta próba zmiany tematu była naprawdę
beznadziejna – prychnął zdezorientowany mag.
- Może. Chyba tak… - przyznał zrezygnowany
Rio. - Ale powiedz mi jeszcze, to jest właśnie twój typ? Podobają ci się tacy
mali, szczupli chłopcy?
Riordan trochę uciekał wzrokiem przed
spojrzeniem Netha. Wyglądał, jakby miał pretensje do samego siebie, że w ogóle
się odezwał. Chyba znowu za dużo wypił, a Neth wyjątkowo wcale nie chciał się z
nim pokłócić.
- Posłuchaj. Wiem, że temat mojej
orientacji może być dla ciebie fascynujący, więc możemy go na nowo poruszyć
jutro. Właściwie nasz główny temat również. Chyba musisz się z nim przespać…
- To z tobą chcę się przespać – wszedł
mu w zdanie Rio, delikatnie zakładając magowi kosmyk włosów na ucho.
- Słucham?
Neth pomyślał przez chwilę, że Dean
dosypał mu czegoś do piwa, bo ewidentnie zaczynał majaczyć. Chociaż nie na
tyle, żeby potraktować słowa Rio na poważnie.
– Tobie chyba kompletnie odbiło. Jeśli
uważałeś ten komentarz za coś zabawnego, to muszę cię rozczarować. Nie rozbawił
mnie. Proponuję, żebyś poszedł się myć. Jesteś zalany i śmierdzisz – skwitował
mag.
Mężczyzna wstał, zachwiał się i
wylądował na powrót na kanapie. Jedną rękę oparł na ramieniu Nechtana.
– Neth, jestem zalany jak wspomniałeś...
Jeśli nawet doczołgam się do łazienki, to się tam utopię. Będziesz musiał mi
pomóc albo oficjalnie uprzedzam cię, że będę spał obok ciebie w takim właśnie
stanie – zaśmiał się po nosem i objął Nechtana w pasie.
- Cholerny opój, erotoman i złodziej!
– mruknął mag złośliwie, starając się strącić zakleszczające się na nim ramiona.
– Cholera! Dobrze, pomogę ci dojść do tej łazienki! Puść mnie i podnieś się…
Udało mu się jakoś doczołgać z Riordanem
wspartym na nim, aż do rzeczonego pomieszczenia, choć łatwo nie było. Rio swoje
ważył. Okazało się jednak, że prawdziwa przeprawa zaczęła się właśnie tam.
Wepchnął mężczyznę pod prysznic i jakoś ściągnął z niego koszulę, ale kiedy
przyszło do rozpinania spodni, uświadomił sobie dosadnie, co właściwie robił.
Zwłaszcza, kiedy lekko przykucnął, a jego twarz znalazła się niebezpiecznie
blisko brzucha Rio. Od razu poczuł, że się rumienił. W pierwszym odruchu
chciał dotknąć tego niesamowicie pociągającego ciała, ale wolał nie dawać po
sobie poznać, że coś z nim było nie tak. W sumie na chwilę obecną, było u
niego nawet za bardzo na tak. Najchętniej
uciekłby do pokoju i zostawił Riordana zdanego na samego siebie, jednak ostatecznie
zmusił się do próby udania, że naga klata tego człowieka nie robiła na nim
wrażenia. Zszarpał z niego spodnie i odrzucił je na bok.
- Z gaciami i całą resztą poradzisz
sobie sam – rzucił odwracając się na pięcie.
Swoje limity miał. Zamierzał wyjść,
nie oglądając się nawet na mężczyznę za sobą, ale Rio złapał go w pasie i mocno
przyciągnął do siebie.
- Nie idź. Przecież ty też musisz się
umyć – mruknął, wsuwając dłoń pod koszulę maga.
Nechtan zamarł w bezruchu. Serce biło
mu jak oszalałe, kiedy czuł na plecach napięte, ciepłe ciało Riordana. Mężczyzna
zaczął powoli rozpinać guziki koszuli maga, dotykając go bezczelnie, bez cienia
skrępowania.
– Dlaczego nie reagujesz? – wymruczał
Rio, ściskając go w pasie jeszcze mocniej, tak że Neth aż zgiął się w pół siłą
rzeczy wtulając się w niego mocniej. - Na tamtego knypka z baru reagowałeś…
Cholera, jak mnie to irytuje! – Mag poczuł jak ciało mężczyzny wyraźnie
stężało. - Ja na ciebie reaguję zdecydowanie za mocno… - westchnął w plecy
Netha.
Trudno było się z tym nie zgodzić.
Nechtan wyraźnie czuł jego reakcję,
w okolicy swoich pośladków. Skłamałby, gdyby powiedział że nie robiło to
na nim wrażenia.
- Posłuchaj…
- Słucham.
Rio otarł się o Nechtana ze stłumionym
jęknięciem. Odkręcił kurek z ciepłą wodą i zaczął ściągnąć powoli
nasiąkającą koszulę maga. Pomimo słabych protestów Netha, jej los szybko
podzieliła reszta jego ubioru.
Ciepła woda, przyjemnie rozlewała się
po ich ciałach, a Nechtan był tak bardzo podniecony, że zupełnie zapomniał o swoich
próbach ucieczki. Odwrócił się w stronę Rio i własnoręcznie zsunął z niego bieliznę,
odsłaniając jego pełny wzwód. Był duży. Chyba trochę krótszy od jego własnego,
ale z pewnością grubszy. Nie miał jednak okazji podziwiać przyrodzenia
Riordana nazbyt długo, ponieważ mężczyzna podciągnął go do dość agresywnego pocałunku,
obłapiając go przy tym zachłannie, jakby był tego spragniony i wytęskniony
od dłuższego czasu. Wplótł mu palce we włosy i objął go tak szczelnie, jakby
bał się, że mag faktycznie mógł mu uciec.
Nethowi ciężko było to pojąć. Przecież
był facetem. Owszem urodziwym, ale w stu procentach facetem. Jak więc taki Rio,
który uwielbiał zabawiać się z kobietami, mógł go pożądać? Sam Riordan zdawał
się nie mieć z tym tematem najmniejszego problemu. Przeniósł się z pocałunkami
na klatkę piersiową Nechtana, delikatnie zasysając się na jego skórze i skubiąc
ją zębami.
- Jesteś pewien, że tego chcesz…? – wydyszał mag. Owszem, gdyby mężczyzna
rozmyślił się w tym momencie, Neth z frustracji zamieniłby go w karalucha, ale
nadal nie mógł uwierzyć w to co się działo.
- To chyba oczywiste – odparł krótko, zsuwając się jeszcze niżej.
Mężczyzna ukląkł przed Nechtanem i patrząc do góry na twarz maga,
zaczął delikatnie całować wnętrza jego ud. Dłońmi masował jego biodra i pośladki.
Neth zacisnął palce na głowie Riordana, trochę odruchowo starając się nakierować
go na swojego kutasa. Niestety - Rio, co raczej zrozumiałe, nie miał
doświadczenia w tego typu sprawach. Rzucił magowi ostatnie podniecone spojrzenie,
w którym ten dopatrzył się odrobiny zawahania, a następnie podniósł się na
nogach, i unosząc biodra maga, oparł na sobie jego uda. Neth w odpowiedzi
na ten dosyć gwałtowny ruch, uderzył plecami o ścianę. Musiał złapać się
zasłony prysznicowej, żeby całkiem nie stracić równowagi. Rio nakierował
swojego kutasa na wejście maga i od razu wsunął się w niego nieco zbyt mocno,
aż do samego końca. Neth krzyknął z bólu, odruchowo zaciskając się na
Riordanie tak bardzo, że z pewnością i on poczuł pewien dyskomfort.
Nie w takiej konfiguracji ich sobie wyobrażał. Gdyby nie ten cholerny
Patrick i jego wcześniejsze zabawy, w ogóle nie byłby w stanie tego znieść.
Teraz jednak, po dłuższej chwili w końcu udało mu się rozluźnić na tyle, by
przyzwyczaić się do brutalnego uczucia rozpierania. Rio na początku starał się
być delikatniejszy, ale widać było po nim, że ledwo się opanowywał. Na jego
twarzy malowało się wręcz bolesne podniecenie. Gdy wreszcie udało mu się natrafić
na prostatę Nechtana, a z ust maga wydobył się pierwszy głośny jęk rozkoszy, zadowolony
przygryzł wargę i zaczął posuwać go jeszcze mocniej.
- O kurwa… - Rio nachylił się nad nim i wtulił twarz w szyję maga.
Był od niego niższy, więc w tej konfiguracji dalej nie sięgał.
Neth stęknął głośno, zasłaniając twarz ręką. Było mu cholernie
dobrze. Czuł dreszcze rozchodzące się po całym ciele. Kuriozalnie zaczęły mu
się zbierać łzy w oczach. Wygiął kręgosłup w łuk i przechylił głowę do tyłu,
nie przestając obserwować płynnych ruchów mięśni Rio. Mężczyzna był trochę
brutalny, ale w tym momencie podniecenie znacznie przewyższało ból. Pragnął go
całym sobą. Gdy udało im się złapać wspólny rytm, jeszcze szczelniej oplótł się
nogami na biodrach Rio, dociskając się do niego rytmicznie. Silne dłonie mocno
trzymały go w talii, a on dyszał tak głośno i intensywnie, że zdawać się mogło,
iż cała para w łazience powstała tylko i wyłącznie z jego winy.
– Riordan, ja zaraz… - jęknął błagalnie Neth.
Nie pamiętał kiedy ostatnim razem był, aż tak nakręcony. Zwykle
wytrzymywał zdecydowanie dłużej.
Rio powoli przesunął dłonią po brzuchu maga. Delikatnie zsunął ją
w dół, aż dotknął naprężonego do granic możliwości penisa mężczyzny pod sobą. Z
początku robił to z pewną rezerwą, ale zaraz zacisnął dłoń na sztywnym,
podskakującym z podniecenia kutasie i zaczął go masturbować. Po nim również
było widać, że był u szczytu. Spojrzał na kochanka, koncentrując swoją uwagę na
twarzy maga. Chwilę później Nechtan poczuł jak gorące nasienie mężczyzny
wypełniło go od środka. Rio dochodząc, jęknął głośno wciąż nie zwalniając tempa
ani na moment. Mocno wbijał się w tyłek maga, wpatrując się jednocześnie w
jego rozszerzone źrenice. Neth po krótkiej chwili, skończył na własny brzuch z głośnym
sapnięciem, wyginając się przy tym jeszcze silniej.
Przez moment obaj oddychali szybko, nic nie mówiąc i starając się
dojść do siebie. Rio z satysfakcją wymalowaną na twarzy rozsmarował spermę maga,
którą miał na dłoni, po całej klatce piersiowej mężczyzny. Poważnie, każdy jego
facet miał ten fetysz? Neth uśmiechnął się do siebie. Wciąż był oszołomiony i trudno
było mu ustać na nogach. Kręciło mu się w głowie od doznań, a trochę od
alkoholu. Dopiero teraz czuł to jeszcze bardziej. Lewa dłoń całkiem ścierpła mu
od zaciskania się na zasłonie, a tyłek pulsował tępym bólem.
Nie był to najlepszy seks w jego życiu, ale za to cholernie intensywny
i bynajmniej nie żałował. Opierał się całkiem o ścianę prysznica, podczas
gdy Rio obmywał delikatnie jego skórę. Mężczyzna ogóle nie potrafił
przestać się szczerzyć i co chwila go całował. To w usta, to w szyję, to w pierś,
przytulając go i ciesząc się przy tym coraz bardziej. Był obrzydliwie uroczy.
Wspólnie jakoś wytoczyli się spod prysznica i zalewając przy tym
pół łazienki, ogarnęli w końcu na tyle by móc położyć się spać. W tamtym
momencie Neth nie marzył już o niczym innym, a Rio ani myślał wracać na kanapę,
na której zwykle sypiał. Okrył kocem ich obu i wtulił się w plecy
maga, prawie natychmiast usypiając.
Następnego dnia spali wyjątkowo długo. Neth zaczął odzyskiwać
świadomość dopiero koło południa, czując się wyjątkowo zrelaksowanym. Rozejrzał
się wokoło siebie, a wtedy jego wzrok padł na śpiącego obok Rio. Ręka mężczyzny
przewieszona była przez jego bok. Nechtan uśmiechnął się lekko na ten widok.
Oparł się na ramieniu i starając przy tym nie obudzić kochanka, poodgarniał
włosy z jego uśpionej twarzy, przyglądając się jego równemu oddechowi.
Leżał tak dłużą chwilę rozmyślając o całym swoim pobycie
w tym domu, a w szczególności o ostatniej nocy. Czas spędzony u
Riordana minął mu szybko. Nechtanowi coraz trudniej było odkładać wyrzuty sumienia
dobijające się do jego świadomości z jednoznacznym przypomnieniem, że jego
wyprawa posiadała dosyć konkretny cel, który coraz częściej ignorował z własnej
woli. Uważał że i tak nic nie zdołałoby go powstrzymać przed osiągnięciem tegoż
celu, że miał jeszcze mnóstwo czasu i że przecież w sytuacji kryzysowej, zawsze
mógł ratować się magią. Poza tym do tej pory nie zapytał Riordana o drogę do Lannion,
a wiedział też, że nie była to jego jedyna przeszkoda. Głównym problemem
było to, że gdyby nawet jakimś cudem znalazł się w tym mieście, kompletnie nie wiedziałby
co robić dalej. Teraz przynajmniej miał przed sobą jasno sprecyzowane kroki,
które mógł kolejno planować, wykonywać i odhaczać sobie w myślach jako realizowanie
planu z sukcesem. Ale kiedy już tam dotrze? Nie spodziewał się znaleźć na
ulicach tabliczek ze wskazówkami typu: „Kierunek do biblioteki z magicznymi
księgami”, „Spragnionych wiedzy magów, prosimy tędy”. Łatwiej było odwlekać
wyprawę, a przecież zobowiązał się jeszcze wmieszać w całkiem nie swoją
sprawę, żeby pomóc rozwiązać cudzy problem...
Cudzy problem, który nie wiedzieć czemu stał się dla niego dosyć
istotny. Zdawał sobie sprawę z tego że jeśliby odpowiednio zadziałał, bez
większego problemu mógłby pomóc tym mężczyznom i naprawdę chciał to zrobić.
Jakąś godzinę później, Rio obudził się wyrywając Nechtana z zamyślenia.
Najpierw leniwie przeciągnął się wtulając mocniej w ciało maga. Zamruczał
zadowolony, czochrając nosem po klatce piersiowej Nechtana, który roześmiał się
z tego swobodnego gestu. Było to całkiem miłe. Wtedy jednak Rio poderwał się,
zupełnie obudzony. Podniósł się do siadu, patrząc podenerwowanym wzrokiem
wprost na maga, a jego twarz momentalnie spłonęła purpurą. Neth przyglądał mu
się, lekko zdziwiony taką reakcją. Pora na zawstydzenie chyba już minęła.
- Przepraszam… ja… chyba na zbyt wiele sobie pozwoliłem. Wczoraj musiałem
ci się tu wepchać pijany… i zasnąć… - Rio bełkotał. Mówił szybko, nerwowo i bez
sensu.
- Zgadza się. Zresztą wepchałeś mi się nie tylko tutaj… – odpowiedział
z politowaniem Neth. – Nadal wszystko mnie boli – mruknął, przysuwając się
delikatnie do mężczyzny.
- Tak? – Rio przełknął ślinę wyraźnie zakłopotany. – Musiało ci
być niewygodnie, to łóżko jest małe. Ale wiesz, trudno mi odpowiadać za jakieś
pijackie wyczyny. To znaczy mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że tu spałem…
Wyraźnie coś było nie tak. Czerwień twarzy Riordana przybierała na
sile, a Neth zaczynał mieć nieprzyjemne przeczucie, że wiedział do czego to
zmierzało.
- Zaraz, zaraz, czy ty właśnie starasz się wymigać od odpowiedzialności
za to co się wczoraj wydarzyło? – Zapytał z niedowierzaniem.
- Co konkretnie masz na myśli? Pamiętam wszystko jak przez mgłę.
Chyba musiałeś mi pomóc przy prysznicu, tak? Dawno się tak nie spiłem… Na pewno
byłem żałosny… - prychnął pod nosem, nerwowo gestykulując.
- Nie. Żałosny, to jesteś teraz – warknął wkurzony Neth.
Wypił szklankę wody, która stała na szafce przy łóżku i chwiejnie pomaszerował
do łazienki, zostawiając Riordana samego z jego głupią miną. Co za obrzydliwy,
tchórzliwy drań.
Na wstępie bosymi stopami wszedł prosto w kałużę wody, dobitnie
przypominającą o ich ostatnich chwilach w tym miejscu. Nogawki dresowych
spodni od razu przesiąkły mu zimną wodą. Przeklął pod nosem i nie zastanawiając
się długo, rozpostarł dłonie zbierając manę między palcami. Oczy zalśniły mu
zielonkawym blaskiem.
Kilka ruchów rękoma i łazienka lśniła czystością i świeżością.
Brawo. Obecnie, dzięki swoim mocom
nadawał się na pokojówkę.
Zregenerował całe swoje ciało, które nadal nosiło ślady natarczywych
działań Riordana. Nie zamierzał cały dzień chodzić krzywo, skoro tamten kretyn planował
udawać, że nie pamiętał jak rozjechał mu tyłek. Był na niego wściekły, a
jeszcze bardziej na samego siebie, że nie potrafił się powstrzymać. Przecież w
gruncie rzeczy wiedział, że nic dobrego nie mogło wyniknąć z takiej
sytuacji.
Umyty, odziany w schludne, czyste ubrania związał lśniące włosy
wstążką. Po raz pierwszy odkąd wyruszył w swoją wyprawę, poczuł się sobą. Zapach
jego many unosił się w powietrzu, a on zrozumiał jak bardzo mu tego
brakowało. Już dawno czuł potrzebę uwolnienia się spod jarzma, jakie sam na siebie
założył.
Raźnym krokiem wyszedł z łazienki i wyprostowany przeszedł
obok wciąż siedzącego na łóżku Riordana. Dotarł do drzwi i rzucając
mężczyźnie wściekłe spojrzenie, opuścił dom.
Hej,
OdpowiedzUsuńwłaśnie miałam takie podejrzenia, że Rio nie jest złodziejem w takim znaczeniu jak myśli Neth, ale czy naprawę nie pamięta czy udaje bo się wstydzi... bo to drugi raz kiedy właściwie zdobył się na coś takiego i to po pijaku...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudownie, właśnie miałam takie podejrzenia, że Rio nie jest złodziejem w takim znaczeniu jak myśli Neth, ale czy naprawde nie pamieta czy udaje bo sie wstydzi... bo to drugi raz kiedy właśnie zdobył się na coś takiego i to po pijaku...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza