Po drodze cz.5

Po chwili dało się słyszeć skrzypienie otwieranych drzwi.
- Musiałeś sobie najpierw strzepać, zanim ruszyłeś dupsko do drzwi? Co tak długo?
- Robiłem co innego, ale skoro wolisz mieć przed oczami właśnie taki obraz…
- Weź spierdalaj – zaperzył się przybyły. – Oboje wiemy, że tylko dupy ci w głowie!
- Ale nie moja własna, więc do rzeczy Dean. Co takiego było, aż tak niecierpiącego zwłoki, że dobijasz mi się do drzwi jak potłuczony?
- Mamy przesrane. Zmienili skład obstawy na termin akcji. – Brzmiał na wkurzonego, a zarazem zmartwionego. – Jakbyś mnie o to pytał, to musieli coś wywęszyć. Dowiedziałem się, że zejścia na dół będzie teraz pilnował Dirk. Kojarzysz skurwiela?
- To ten, który każdy problem w swoim życiu rozwiązuje wpierdolem, ewentualnie grą w karty, jeśli przeciwnik jest większy od niego? - Rio nie wydawał się być wytrącony z równowagi. Po głosie można było jedynie stwierdzić, że był skupiony. Analizował temat.
- Ten sam. Ale możemy być spokojni, raczej nie zagra z nami o możliwość wejścia do piwnic – zakpił mężczyzna. – Chociaż słyszałem, że raz postawił w karty noc z własną żoną – parsknął. - A to? Co to masz? – zapytał nagle.
- Nasz plan B. Z tego co słyszę, może się okazać, że awansuje na plan A – odparł zrezygnowanym tonem Rio. - To plany budynku.
- Ha, ha! Ty to jednak jesteś niezastąpiony! Skąd je masz?
Dean był pod wrażeniem. Nechtan również. Powoli orientował się o co chodziło w temacie rozmowy obydwu panów i bynajmniej mu się to nie podobało. Bywały dni, w których wypierał ze świadomości z kim miał do czynienia, jednak w takich momentach uzmysławiał sobie, aż zbyt dosadnie że Riordan był tylko cholernym pasożytem. Złodziejem, żerującym na ciężkiej pracy innych ludzi. A ten facet, najwyraźniej jeszcze go za to podziwiał. Byli siebie warci.
- No cóż, powiedzmy że mam swoje sposoby.
- Ale w sumie to dalej nie rozwiązuje naszego problemu z ochroną. Jeśli faktycznie będą przygotowani na naszą wizytę, plany na niewiele się zdadzą.
- …no więc, właśnie. Zacznij od tego, skąd mogli się dowiedzieć o tym co planujemy? – W tonie Rio pobrzmiewała nuta groźby.
- Chyba nie podejrzewasz, że mogłem nas zdradzić? – Przybyły oburzył się teatralnie. – Cholera, wiem że nieraz coś spierdolę, ale bez przesady. Wiem ile ta akcja dla ciebie znaczy, stary. – W jego tonie dało się wyczuć troskę.
- Po prostu obawiam się, że jeśli coś podejrzewają to ukryją ten cholerny papier gdzieś indziej, a wtedy cały nasz wysiłek pójdzie w cholerę – stwierdził Rio.
- Zawsze będziemy mieć kupę kasy na pocieszenie.
- Pieprzę ich kasę.
- Pomyśl lepiej ile pieprzenia mógłbyś za nią mieć – zaśmiał się mężczyzna.
- Wiesz dobrze, że zależy mi tylko na akcie własności. Resztę możesz zabrać w całości.
Był zaskakująco poważny. Żadnych drwin, czy głupich odzywek. Był skupiony i jednocześnie tak bardzo niepodobny do siebie, że Nechtan naprawdę zainteresował się tematem. O jaki akt własności mogło chodzić i po co Riordanowi był ten dokument?
Mężczyźni przez jakiś czas omawiali szczegóły dotyczące planów zabudowania, które zdobył Rio. W końcu po około godzinie, kiedy Nechtan zdążył już przegrzebać całą jego garderobę oraz kilka kartonowych pudeł (piętro było dosyć zagraconym, niewielkim strychem, na którym gospodarz trzymał wszystkie rzeczy, jakie nie mieściły się już na dole), obaj opuścili mieszkanie z głośnym trzaśnięciem drzwi.
Neth czuł się rozdarty. Nie chciał usprawiedliwiać Rio. Miał swój system wartości któremu był wierny od wieków, a jednak coś w jego zachowaniu pozwalało mu myśleć, że to wcale nie chęć szybkiego wzbogacenia się była głównym celem mężczyzny. Owszem, chciał tego dokumentu, tego aktu własności czegoś tam - być może czegoś bardzo wartościowego, ale czy łatwiejsza do zdobycia „kupa kasy”, o której mówił ten cały Dean, nie powinna była go bardziej zainteresować?

Nie miał nawet ochoty zmieniać spodni, w których zazwyczaj sypiał. W domu było cicho, pusto i jak zwykle przytłaczająco nudno. Riordan długo nie wracał. Tak naprawdę nie było w tym nic dziwnego. Przecież wcześniej, również rzadko przesiadywał w domu. To że czasem nie wracał na noc, czy dwie, należało do ich wspólnej codzienności. Po prostu Nechtan nie wiedzieć czemu, uległ złudzeniu, że po ich ostatnim wspólnym wypadzie, mogło się coś w tej kwestii zmienić. Najwyraźniej się przeliczył.
Krążył znudzony po domu, czując się trochę jak pies zamknięty w klatce. Sprawdził nawet, czy jego „kuzyn”, nie zostawił czasem otwartych drzwi. Pomyślał, że gdyby Rio wykazał się takim przypływem zaufania, mógłby spędzić trochę czasu w ogrodzie, na tyłach domu. Okazało się jednak że były dokładnie zaryglowane, podobnie jak do tej pory.
Nuda nie była najlepszym towarzyszem. Rozpamiętywał ich ostatni, wspólny wieczór i zadręczał się najróżniejszymi, wymyślonymi przez siebie motywami, jakie mogły kierować zachowaniem Riordana. Nadal go nie rozumiał. Zastanawiał się też, czy może rzeczywiście nie powinien spróbować czegoś ugotować i chociaż wiedział, że pewnie byłoby to niejadalne, to stwierdzał że przy posiłku przynajmniej mogliby spokojnie porozmawiać i wyjaśnić wspólne sprawy.
Z braku lepszych pomysłów, postanowił otworzyć kufer ze swoim dobytkiem, by poszukać w nim czegoś co mogłoby się okazać pomocne. Mógłby na przykład transformować to co Riordan miał w spiżarni, na coś bardziej jadalnego.
Przekładał księgi wewnątrz kufra, z jednego stosu na drugi, przyglądając się ich okładkom. Nie znalazł tego czego szukał, choć właściwie nawet nie był zdziwiony. Przecież nie pakował książek kucharskich.
Już miał zamiar skompresować swoje rzeczy, do ich ozdobnej formy (bezpiecznej dla ludzkich oczu Rio), gdy jego wzrok padł na niewielkie pudełko leżące na dnie kufra. Było ono dodatkowo zabezpieczone potężnym zaklęciem, ponieważ jego zawartość była dla maga szczególnie cenna. Gdyby ktoś inny, wyłączywszy maga we własnej osobie, próbował je otworzyć, bądź chociażby chciałby wyciągnąć pudełko z kufra, doznałby pełnego porażenia ciała. Normalnie złodzieja czekałaby natychmiastowa śmierć, ale Neth zmodyfikował urok. Nie chciał stać się kimś takim, jak jego ojciec. Nawet przez przypadek.
W środku owego pudełka znajdował się niewielki, srebrny nóż rytualny i fiolka ze skoncentrowaną materią pozyskaną z ciała Patricka. Tamtego dnia, Nechtan od razu unicestwił jego fizyczne ciało. Nie zniósłby, gdyby Melvin chciał je zbezcześcić, tylko po to żeby dać synowi nauczkę, czy jeszcze gorzej, gdyby wykorzystał je do jednego ze swoich chorych badań.
Posiadając choć część materii z czyjegoś ciała, wprawny mag mógł przyzwać duszę zmarłego i pomóc jej zmaterializować się na jakiś czas w swoim wymiarze. Kiedy Neth przeprowadził rytuał po raz pierwszy, zapytał swojego byłego kochanka, czy sobie tego życzył. Mógł unicestwić pozyskaną materię, ale mógł też zachować ją na takie właśnie okazje. Chciał żeby to Patrick podjął tę decyzję, a on uszanowałby ją, bez względu na to jaka by nie była. Cóż, szczęśliwie chłopak chciał mieć szansę jeszcze kiedyś się z nim spotkać. Nechtan z bijącym sercem wyciągnął pudełeczko na zewnątrz, ulegając pragnieniu, aby owo kiedyś, nastąpiło właśnie teraz.
Trzęsły mu się dłonie, kiedy wyciągał potrzebne do rytuału przedmioty. Fiolkę, nóż, eliksir regeneracji (aby jego okaleczenia, szybko się zasklepiły), księgę z opisem i symboliką Otchłani (tę, musiał przenosić i otwierać za pomocą czarów, ponieważ ludzkie dłonie nie mogłyby jej dotknąć), oraz trzy czarne świece.
Otchłań, do której trafiały wszystkie dusze żyjących (aby tam, w nieświadomości własnego istnienia, trwać całą wieczność), przez magów nazywana była Otchłanią Umarłych. Powstała na skutek uszkodzenia granic między wymiarami i sama stanowiła jeden z nich. Oświetlało ją światło czarnych świec, a przynajmniej podobno tak było, bowiem nikt z żyjących nigdy tam nie był, aby się o tym przekonać na własne oczy. Nie zmieniało to jednak faktu, że każde działanie mające na celu kontakt ze sferą duchową, wymagało ich użycia. Jedynym sposobem na to, aby czarne świece zdobyć, było pertraktowanie z demonami. Tylko te istoty miały swobodny dostęp do Otchłani, bo i tam czuły się najlepiej. Nechtan na szczęście nigdy nie musiał zaznajamiać się z żadnym z nim. Świece, podobnie jak inne potrzebne rzeczy, zabrał ojcu. Martwił się jedynie, że były już trochę zużyte, co oznaczało że kiedyś będzie potrzebował nowych.
Cały czas zerkał nerwowo w stronę drzwi. Niby wiedział, że nie było szans, aby Rio teraz wrócił, ale mimo to, czuł się trochę tak, jakby każdy szmer miał zwiastować rychłe pojawienie się właściciela domu. Kontynuował, chociaż sam najlepiej wiedział jak nierozważne było to co robił. Najwyraźniej od ciągłego przebywania w zamknięciu, całkiem zwariował. Wahał się jeszcze kilka sekund, ale w końcu wzruszył ramionami, dochodząc do wniosku, że co ma być to i tak będzie.
W pokoju na wytartej, ciemnej podłodze poustawiał świece, układając je w trójkąt, a sam stanął w jego środku. Zmusił księgę do otwarcia się na stronie przedstawiającej symbolikę wrót Otchłani, a następnie wypił cały eliksir przywracania. Teraz nie było już odwrotu.
Srebrny nóż zanurzył we wnętrzu fiolki z esencją życiową Patricka.
Syknął z bólu, wycinając odwzorowywane z księgi, krwawe symbole na powierzchni własnej klatki piersiowej. Substancja od razu łączyła się z jego krwią tworząc swego rodzaju portal, dla tej konkretnej duszy, która była wzywana.
Pomimo wykorzystania krwi, jako medium, brzuch Nechtana i tak pokrył się częścią szkarłatnego płynu, natychmiast barwiąc jego spodnie, a nawet podłogę pod stopami. Wiedział, że dzięki użytemu eliksirowi, po przeprowadzeniu rytuału, po ranach nie będzie śladu, ale ból pozostawał bardzo realny. Zacisnął szczękę, maksymalnie skupiając się na samym rytuale. W końcu znosił już gorsze rzeczy.
Normalnie jeśli tylko Patrick byłby magiem, nie musiałby posuwać się do czegoś takiego. Niestety chłopak był tylko człowiekiem, więc Neth musiał ułatwić mu tę drogę jak tylko mógł. Duszy przebywającej w nicości bardzo trudno jest usłyszeć wołanie z innego wymiaru.
Pierś maga spływała krwią, a on ostatnim wprawnym cięciem połączył symbole w okrąg. Uwolnił część many, aby swobodnie przepływała wokoło niego, gotowa poddać się do użytku nowego gospodarza. Uklęknął i położył dłonie na podłodze. W myślach powtarzał jak mantrę słowa wezwania Patricka. Gorąco rozpierało jego wnętrzności. Zrobiło mu się niedobrze, ale nie przerwał rytuału. Wycięte symbole powoli znikały, a cała krew jaka z niego wyszła, uniosła się w górę, zamykając go w swoim obłoku. Łączyła się z maną i powoli kształtowała w zarys ludzkiej postaci. Nechtan poczuł mocny powiew, który sprawił, że świece zgasły z cichym syknięciem. Zacisnął oczy i z całej siły skupił się na utrzymaniu przepływu mocy. Był to niezwykle wyczerpujący proces. Tym razem znosił go o wiele lepiej, niż poprzednio, z tego względu że przecież od dłuższego czasu prawie nie posługiwał się magią, tak więc jego energia była mocno skoncentrowana.
Ponownie poczuł powiew wiatru, lecz tym razem był bardzo delikatny i czuł go tylko na twarzy. Właściwie to nie przypominał sobie, żeby coś podobnego miało miejsce ostatnim razem. Uchylił powieki, aby dostrzec błękitne oczy i złote kosmyki niezbyt długich włosów, otulających uśmiechniętą twarz Patricka. Dmuchał mu w nos i najwyraźniej dobrze się przy tym bawił.
- Nie rób takiej poważnej miny, Neth. Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył. A nie, zaraz, faktycznie zobaczyłeś… - zreflektował się. - No ale tak się spiąłeś, że jeszcze pomyślę, że wcale nie chciałeś żebym odpowiedział. – Wszystko to powiedział bardzo szybko, robiąc przesadnie obrażoną minę.
- Patrick… Usłyszałeś. Cholernie dobrze cię widzieć… - wyjąkał.
Mag nie do końca wiedział jak zacząć. Faktycznie ucieszył się na widok znajomej twarzy, chociaż nadal wiedział, że nie powinien był go wzywać. Trudno, później będzie o tym myślał.
- No pewnie! Zawsze dobrze jest popatrzeć na taki świetny tyłek, jak mój! – Chłopak zaśmiał się radośnie. – Trochę szkoda, że już z niego nie skorzystasz… – westchnął.
Patrick wstał i zaczął się rozglądać po pokoju Riordana.
– Kochanie, gdzie my tak właściwie jesteśmy? Toż to straszna dziura jest. – Założył jedną dłoń na biodro, a drugą uniósł, z dezaprobatą wskazując na otoczenie.
- Wyniosłem się od ojca.
Nechtan podniósł się z klęczek i czym prędzej chwycił za koszulę i coś ciepłego. Dopiero teraz uświadomił sobie, że nadal był w piżamie.
– Chwilowo mieszkam u jednego takiego… złodzieja – jęknął, wiedząc że tylko się pogrążał.
- Niemożliwe! – Chłopak stanął jak wmurowany i robiąc wielkie oczy ostentacyjnie opuścił szczękę. – Neth, który nareszcie wydoroślał na tyle żeby wyprowadzić się z domu? Ile to czasu? Poczekaj! – Zamachnął się ręką. – Nie mów mi! Z dwieście lat? W samą porę, kochanie. – Ostatnie słowa dodał już pełnym zrozumienia tonem.
Był jaki był, ale Nechtan wiedział że zawsze mógł liczyć na jego wsparcie.
Długo rozmawiali, a mag opowiedział mu pokrótce o tym jak znalazł się w obecnych warunkach. Narzekał na Riordana, a Patrick słuchał go z uniesionymi brwiami i ustami ściągniętymi w lekki dzióbek. Powiedział mu także o celu swojej wyprawy i zarzekał się przy tym, że wróci do niego tak szybko jak tylko będzie to możliwe. Potem znów ponarzekał na Rio i na brak możliwości samokształcenia, bo przez współlokatora nie mógł przecież korzystać ze swoich rzeczy. Wspomniał też o tym, jak dziwny wydaje się być teraz świat, że ludzie coraz częściej polegają na technologii wymyślonej przez siebie, a nie na magach, czy chociażby swoich bogach, o których całkowicie pozapominali. On sam czuł się przez to zagubiony i jakby… nie na miejscu. Chociaż gdyby nie osoba Rio, akurat w tej mieścinie chyba mógłby się osiedlić. Była dosyć staroświecka, więc może łatwiej byłoby mu przywyknąć.
- Zaczekaj Neth, bo czegoś tutaj nie rozumiem. Mówisz, że z obawy o pozostawianie śladów dla Melvina nie używasz czarów. Nie wyszedłeś na zewnątrz, bo stwierdziłeś że nie przekręcisz zamka w drzwiach, co zajęłoby ci pewnie jakiś ułamek sekundy, ale za to odprawiłeś cały rytuał przyzwania duszy, śmiertelnika podkreślę - Nie przerywaj mi! - prosto z Otchłani, tylko po to, żeby pomógł ci ugotować obiad dla gościa, którego podobno nie znosisz, ponieważ, jak mówisz wyszedł z domu głodny? Czekaj, czekaj! – Wyciągnął dłoń, żeby nie dać Nechtanowi dojść do słowa. – Daj mi skończyć. Ów facet, mógł tutaj wrócić w każdej chwili i zastać cię pociętego nożem rytualnym, recytującego pod nosem dziwaczne brednie, ewentualnie z duszą byłego chłopaka u boku, która starałaby się coś dla niego ugotować? - Rozłożył ręce w geście oczekiwania na odpowiedź. – Gratuluję konsekwencji, kochanie. Świetna robota!
Patrick rozsiadł się wygodnie na stole i obserwował coraz to większe zażenowanie malujące się na twarzy, brutalnie postawionego pod ścianą maga.
- To nie tylko dlatego chciałem, żebyś się tu pojawił… – wymamrotał cicho.
Było mu wstyd. Patrick powiedział na głos, wszystko to co sam wiedział, chociaż wyjątkowo mocno starał się spychać tę świadomość na dalszy plan.
- Oj, już nie rób takiej miny, proszę. – Chłopak podszedł do Nechtana i zadziornie spojrzał mu w oczy. - Kiedyś umiałbym cię odpowiednio pocieszyć, ale przecież wiesz że teraz nie mogę cię nawet dotknąć… – powiedział w przesadnie zasmucony sposób. – To co, gotujemy kochanie?
- Ach, tak. Tyle że wiesz, ja się do tego nie nadaję…
Nechtan badał teren. Był jeden prosty sposób na wspólne gotowanie, znacznie bardziej sprawny niż dyktowanie mu z boku każdej kolejnej czynności.
– Gdybyś tak zechciał zrobić to moimi rękami… Poszłoby nam znacznie sprawniej.
Patrick przyglądał mu się chwilę, analizując z niedowierzaniem słowa maga.
- Zaraz, zaraz, czy ty właśnie proponujesz mi żebym cię opętał? Tylko po to, żebym za ciebie gotował? - Wybałuszył oczy, nie mogąc się nadziwić. - Chyba tego jednego wieczoru postanowiłeś nadrobić całą setkę lat rozłąki, przynajmniej pod względem szokowania mnie. Albo faktycznie zwariowałeś – dodał.
Chłopak nie był przekonany, ale Neth cierpliwie tłumaczył mu cały proces, krok po kroku. Po prostu będzie musiał go sam zaprosić i przyjąć, a później duch będzie musiał dobrowolnie go opuścić. Nic trudnego. Przynajmniej w teorii. W praktyce mogło być znacznie mniej przyjemnie, ale ufał Patrickowi, więc przecież mogli to zrobić.
- Słońce, nie chciałbyś znowu pobyć w prawdziwym ciele? – wymruczał kusząco mag.
Ten argument chwycił.
Na początku, dla bezpieczeństwa, spróbowali dosłownie na moment, a duch szybko opuścił ciało maga.
- I jak? Jak się czułeś? – Patrick wyglądał na przejętego. Jednocześnie zafascynowanego, ale też trochę przestraszonego.
- Dobrze. Nie miałem żadnej władzy nad ciałem, ale odczuwałem i widziałem to co ty. Słyszałem też co mówisz, ale za to myśli nie dzieliliśmy, pewnie zauważyłeś. – Nechtan szybko zdawał relację ze swoich obserwacji. On również był przejęty. Teorię znał, ale nigdy wcześniej tego nie robił. – A jak z tobą?
- Chyba też dobrze. Niesamowite uczucie! Zapomniałem już o tych wszystkich potrzebach ciała, jakie człowiek odczuwa jednocześnie. Czułem się trochę, jakby… pogrążony w chaosie odczuć, ale było naprawdę świetnie. To co, gotujemy? – Roześmiał się zaaferowany.
Neth uśmiechnął się do niego. Zawsze taki był. Promienny jak słońce.
- No to zapraszam – odparł, rozpościerając teatralnie ręce.

Oczy są podobno zwierciadłem duszy. W tym przypadku można je było nazwać bramą dla niej. Bramą dla duszy Patricka. Chłopak podszedł do przyjaciela najbliżej jak tylko mógł, wpatrując się w jego zielone tęczówki. Powoli wnikał w niego swoją własną świadomością. Przez kilka sekund ciało maga wyglądało na zupełnie martwe, pozbawione jakiegokolwiek wyrazu, z zamglonym wzrokiem. Chwilę później głęboka zieleń oczu Nechtana, ustąpiła miejsca błękitowi. Patrick kilkukrotnie zgiął i rozprostował palce u dłoni. Nadal nie był pewny, czy rzeczywiście dobrze robili. Tutaj na ziemi jego fizyczna postać, była tylko złudzeniem tworzonym dzięki ogromnym pokładom many, jakie Neth mu oddawał. Nie mógł niczego poczuć, ani nawet dotknąć. Teraz docierały do niego dziesiątki bodźców i czuł się z tym fantastycznie.
Postanowił od razu wziąć się do pracy. W końcu obiecał Nethowi, że na coś się przyda. Przeszukał spiżarnię, którą wcześniej pokazał mu mag, ale zbyt wielu składników w niej nie znalazł. W tych rejonach, ludzie raczej nie powinni narzekać na różnorodność dostępnych towarów, najwyraźniej więc gospodarz zwyczajnie nie zadbał o uzupełnienie zapasów. W końcu, po krótkim zastanowieniu sięgnął po średniej wielkości kawał mięsa wołowego i trochę warzyw. Tak wyposażony zszedł na dół, postanawiając że skorzysta z pieca i przygotuje znalezione mięso w aromatycznym sosie ziołowym.
Cały czas był trochę rozkojarzony. Trudno było mu skupić uwagę, kiedy poruszał się w ciele Netha. Spoglądając na siebie, widział ciało swojego byłego kochanka i chcąc, nie chcąc odżywały w nim dość specyficzne odczucia. Gdy w czasie pracy, chcąc się zwyczajnie poskrobać po brzuchu, wsunął dłoń pod grubszy sweter, od razu zwrócił uwagę na twarde mięśnie. Automatycznie przesunął po nich dłonią, czego szybko pożałował, czując że szybko robił się coraz bardziej twardy. Ciężko było ignorować takie reakcje ciała.
- Cholera! Neth, wybacz ale nie miałem wzwodu od wieków. – Patrick próbował zamienić tę sytuację w żart. – Chyba się nie złościsz, co? – rzucił pytająco.
Przeniósł się z pracą do stołu. Chwała warunkom opętania, że Neth nie słyszał jego myśli, bo nadal trudno mu było wyrzucić z głowy wizję jego kutasa, prezentującego się w pełnym wzwodzie. Chociaż intensywnie próbował. Oczywiście, że próbował!
Pootwierał słoiczki z przyprawami, aby zidentyfikować ich zawartość. Część z nich była już trochę zwietrzała, ale przecież mogło być gorzej. Zdecydowanie był w stanie zrobić z tego smaczny posiłek. Wziął się za gotowanie i wkrótce, kiedy wszystko było już przygotowane, a zapach z pieca sugerował, że Patrick był kulinarnym geniuszem, chłopak postanowił dać sobie przyzwolenie na pokręcenie się po obecnym domu Nechtana.
Wystrój mało przypominał domy Wayrii, ale chyba raczej z korzyścią dla tego miejsca. Na początku zajrzał na piętro, potem poprzeglądał pudełka na regale i poszperał w komodzie (zdziwił się znajdując tam damską bieliznę), aż w końcu trafił do łazienki. Nie była duża, ale zauważył, że pod prysznicem było całkiem sporo miejsca. Poza toaletą zmieściła się tu jeszcze umywalka i duże lustro zawieszone nad nią. No właśnie. Patrick od razu podszedł do niego, by zobaczyć odbijający się w nim obraz Netha. Niesamowite. Przerażające i podniecające jednocześnie. Chłopak przysunął się tak blisko niego, że prawie wsadził nos w gładką taflę.
- Kurczę, Neth! Zobacz, ale teraz masz niebieskie oczy! – Te rozszerzone były w wyrazie głębokiego zdziwienia. – Hm, no nie… Mnie jest lepiej w tym kolorze. Tobie zdecydowanie bardziej pasuje zieleń.
Przez chwilę dalej przyglądał się swojej twarzy, a w pewnym momencie ukazał się na niej szelmowski uśmiech. – Wiesz co kochanie, tak właściwie, to bardzo dawno nie widziałem cię nago. – Wyszczerzył zęby w prowokującym uśmiechu, po czym ściągnął ciepły sweter maga. – Chyba nic się nie stanie, jeśli sobie przypomnę jak wyglądasz? – zapytał, powoli rozpinając koszulę. – Kurcze, masz chyba jeszcze lepszą klatę, niż kiedyś… – westchnął, przesuwając dłońmi po powierzchni brzucha Nechtana i obserwując ten gest w lustrze.
Było to cholernie dziwne i ekscytujące doznanie. Patrzył na swoje odbicie, swoje spojrzenie i własne gesty, a jednocześnie widział kogoś innego. Palcami dotykał powierzchni skóry maga, przesuwając nimi po jego obojczykach i szyi. Dotknął też delikatnie rozchylonych, gładkich ust byłego kochanka. Nie potrafił nad sobą zapanować. Mocny wzwód wyraźnie odznaczał się pod spodniami, a że Neth był dosyć hojnie obdarowany przez naturę, szybko zaczęło mu to doskwierać.
– Twoje ciało zawsze tak szybko reagowało? Twoja frustracja nie ułatwia mi przebywania w tym ciele…
Bezczelnie wsunął dłoń pod materiał spodni i niespiesznie zaczął przesuwać nią po całej długości penisa Netha. Z jego ust wydobyło się głośne jęknięcie, kiedy zacisnął dłoń na długim kutasie maga i przyspieszył na nim ruchy. Drugą ręką zsunął koszulę z ramion, w pełni odsłaniając nagą pierś mężczyzny. Przyspieszył odrobinę ruchy ręką, ale i tak brakowało mu jeszcze czegoś… Cóż, dokładnie wiedział czego. Delikatnie podrażnił wrażliwą skórę wokół sutków maga i uszczypał jeden z nich. Kiedy byli ze sobą, nigdy nie robił takich rzeczy, ale Neth czasem stosował takie zabiegi na nim. Patrick doskonale pamiętał, jak bardzo go to wtedy kręciło. Pogładził się po pośladkach i przesunął jednym palcem po rowku Netha. Był gładziutki, bez żadnych włosków. Podrażnił jego wejście kolistym ruchem opuszka palca i od razu poczuł ten charakterystyczny dreszcz. Nie przestając się masturbować, wsunął dwa palce do ust i mocno je poślinił.
– Pewnie zabiłbyś mnie za to kochanie, ale na szczęście już jestem martwy – szepnął, po czym oba wsunął w tyłek Nechtana.
Skrzywił się, czując jak ciasne było wnętrze maga. W końcu ciało Netha nie było do tego przyzwyczajone. Patrick nie przywykł do takiego dyskomfortu. Zaczął więc od nowa, wsuwając powoli tylko jeden palec i delikatnie się rozciągnął. Kiedy przyzwyczaił się do tego etapu, wsunął też drugi. Poruszał nimi sprawnie, czerpiąc z doznania coraz więcej specyficznej przyjemności. Wzdrygnął się mocno na całym ciele, tym razem z rozkoszy, gdy udało mu się natrafić na najwrażliwszy punkt. Na powrót przyspieszył ruchy własnej dłoni na penisie maga, zerkając jednocześnie w lustro, na rozgrzany wyraz twarzy Netha. Ten widok cholernie go nakręcał. Żałował że nie mógł się po prostu oddać w te silne ramiona, żeby Neth zerżnął go tak jak dawniej, ale i tak nie trzeba mu było wiele, by spuścić się sowicie prosto na umywalkę.
Dawno nie czuł się tak dobrze. Lekko ubrudzoną spermą dłoń, wytarł o spocony brzuch maga.
– Przyznaj że tego ci było trzeba, co? Twoje ciało na pewno czuje się znacznie lepiej! – Zadowolony Patrick posłał buziaka w stronę odbicia w lustrze.
Uśmiechnięty i zrelaksowany, podciągnął spodnie na tyle nisko, że pomimo ich długości, bez problemu dosięgały podłogi. Półnagi wszedł do pokoju, żeby wyciągnąć gotową potrawę z pieca. Uniósł pokrywę garnka, poruszając dłonią, aby powąchać efekt swojej pracy.
- Super. No to chyba zrobiłem wszystko co do mnie należało… – zaśmiał się. - Szykuj się kochanie, wychodzę.
Korzystając z mocy maga, wrócił do swojej metafizycznej formy i już w takiej postaci opuścił ciało Netha. Chwilę trwało zanim mag odzyskał pełnię władzy nad sobą.
- Patrick, do ciężkiej cholery! – krzyknął zawstydzony.
- Nie wahaj się wezwać mnie następnym razem, kiedy tylko będziesz potrzebował coś upichcić, albo porządnie się zrelaksować... - Chłopak figlarnie odgarnął za ucho swoje jasne, krótkie włosy i posłał Nethowi buziaka w powietrzu.
Chwilę potem zniknął.
- Ty chuda cholero! – zawołał za nim mag.
Neth pomimo totalnego zażenowania, nie potrafił się nie uśmiechnąć. Przeczesał włosy palcami. Rzeczywiście czuł się lepiej, chociaż nigdy w życiu nie przyznałby tego na głos.
Był spocony, a kosmyki włosów przyklejały mu się do czoła. W dodatku lepił się od własnego nasienia. Czuł się niekomfortowo. Koniecznie musiał się wykąpać, ale najpierw musiał zrobić porządek ze swoimi rzeczami. Naprędce zmniejszył kufer wraz z zawartością. To popołudnie dostarczyło mu na tylu wrażeń, że raczej prędko nie będzie mu potrzebny. Szybko przyszło mu pogratulować sobie pomysłu posprzątania w pierwszej kolejności, ponieważ ledwo zdołał założyć na szyję swój naszyjnik, a drzwi otworzyły się i stanął w nich Riordan we własnej osobie, wraz z jakimś innym mężczyzną. Rio obdarował go pełnym zaskoczenia spojrzeniem.
- Em, Neth, dlaczego jesteś nagi?
Rio lustrował maga od stóp do głów z lekko uniesionym kącikiem ust, aż przygryzł wargę żeby się nie zaśmiać.
- Nie jestem nagi, tylko w piżamie. Zrobiłem ci ten… obiad, bo pomyślałem, że głodny jesteś jeszcze gorszy do zniesienia niż normalnie. – Wskazał na kuchnię i czym prędzej udał się do łazienki, zostawiając Riordana z wyrazem głębokiego szoku na twarzy.
Wziął szybki prysznic i ubrał się w pozostawione w łazience rzeczy. W czasie sprzątania po zabawach Patricka, nadal odczuwał specyficzny dyskomfort. Nie dość że ten bezczelny gówniarz zmolestował go jego własnymi rękami, to jeszcze narobił mu wstydu, paradując półnago po domu. Neth poczuł, jak na samą myśl o spojrzeniu Riordana zapiekła go twarz. Obiecał sobie że znajdzie jakiś sposób na to, żeby chłopaka wskrzesić i zamordować raz jeszcze.
Nie chcąc jeszcze bardziej zwracać na siebie uwagi, tym razem dłuższą nieobecnością, wszedł do pokoju z zamiarem nabrania sobie porcji jedzenia. Przyszedł w samą porę, ponieważ dwaj pozostali mężczyźni powoli kończyli wymiatać zawartość garnka.
- Ej, powiem ci stary, że to jest mega. Nawet moja żona tak nie potrafi! – Mężczyzna, którego nie znał wyszczerzył się do Nechtana z jeszcze pełnymi ustami.
Po głosie rozpoznał w nim tego samego człowieka, który przyszedł do Rio wcześniej. Nie wyglądał źle, ale był raczej dość przeciętny. Średniego wzrostu, dość dobrze zbudowany. Neth zwrócił uwagę na jego spracowane ręce. Mimo młodego wieku, krótkie, jasne włosy zaczynały mu się już przerzedzać na skroniach. Sprawiał wrażenie sympatycznego.
- Przyznałem się Deanowi że nocuję kuzyna w podróży, także gdybyś potrzebował czegoś na drogę, to możesz do niego uderzać. Załatwi prawie wszystko, od map po sprzęty.
Rio machnął ręką od niechcenia, posyłając magowi krótkie spojrzenie. Najwyraźniej dawał mu do zrozumienia, że powinien trzymać się tej wersji.
- A pewnie. Może nawet ogarnę dla ciebie jakąś zniżkę! Jeśli tylko zaprosicie mnie raz jeszcze na taką wyżerkę – dorzucił Dean, odkładając talerz z uśmiechem.
- W takim razie, na pewno skorzystam. Rzeczywiście powinienem się lepiej przygotować do dalszej wyprawy – odpowiedział spokojnie.
Cóż, być może dla Rio była to jedynie wymówka, by jego kumpel nie dziwił się co w jego domu robił obcy facet, ale Nechtan zainteresował się tym „załatwianiem” całkiem na poważnie.

3 komentarze:

  1. Oooo jeju wyczekiwałam i jest ! Patric mnie smuci bo kurcze... Widać że Neth coś mocno do niego czuję jednak mają bardzo duża przepaść... Śmierć :( i myślę że Neth zaczął się przekonywać do naszego złodzieja - już samo to że dużo o nim mówi hehe xd
    Weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    rozdział wspaniały, Nath przekonuje się do Rio, ciekawe jakiego miejsca dotyczy ten akt własnoci, miał wielkie szczęście, że ci nie zjawili się wcześniej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka,
    wspaniały rozdział, Nath przekonuje się do Rio, ciekawi mnie jakiego miejsca dotyczy ten akt wlasności, miał wielkie szczęście że ci nie zjawili się wcześniej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

Ćpun, diler i psychopata - SAIA - cz. 1

 Pierwszy fragment nowego powiadania :) Koniecznie dajcie znać, jakie macie wrażenia po przeczytaniu! ;)   -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-...