Po chwili dało się słyszeć skrzypienie otwieranych drzwi.
- Musiałeś sobie najpierw strzepać, zanim ruszyłeś dupsko do
drzwi? Co tak długo?
- Robiłem co innego, ale skoro wolisz mieć przed oczami właśnie
taki obraz…
- Weź spierdalaj – zaperzył się przybyły. – Oboje wiemy, że tylko
dupy ci w głowie!
- Ale nie moja własna, więc do rzeczy Dean. Co takiego było, aż
tak niecierpiącego zwłoki, że dobijasz mi się do drzwi jak potłuczony?
- Mamy przesrane. Zmienili skład obstawy na termin akcji. – Brzmiał
na wkurzonego, a zarazem zmartwionego. – Jakbyś mnie o to pytał, to
musieli coś wywęszyć. Dowiedziałem się, że zejścia na dół będzie teraz pilnował
Dirk. Kojarzysz skurwiela?
- To ten, który każdy problem w swoim życiu rozwiązuje wpierdolem,
ewentualnie grą w karty, jeśli przeciwnik jest większy od niego? - Rio nie
wydawał się być wytrącony z równowagi. Po głosie można było jedynie stwierdzić,
że był skupiony. Analizował temat.
- Ten sam. Ale możemy być spokojni, raczej nie zagra z nami
o możliwość wejścia do piwnic – zakpił mężczyzna. – Chociaż słyszałem, że
raz postawił w karty noc z własną żoną – parsknął. - A to? Co to masz? – zapytał nagle.
- Nasz plan B. Z tego co słyszę, może się okazać, że awansuje na
plan A – odparł zrezygnowanym tonem Rio. - To plany budynku.
- Ha, ha! Ty to jednak jesteś niezastąpiony! Skąd je masz?
Dean był pod wrażeniem. Nechtan również. Powoli orientował się o
co chodziło w temacie rozmowy obydwu panów i bynajmniej mu się to nie
podobało. Bywały dni, w których wypierał ze świadomości z kim miał do
czynienia, jednak w takich momentach uzmysławiał sobie, aż zbyt dosadnie że Riordan
był tylko cholernym pasożytem. Złodziejem, żerującym na ciężkiej pracy innych
ludzi. A ten facet, najwyraźniej jeszcze go za to podziwiał. Byli siebie warci.
- No cóż, powiedzmy że mam swoje sposoby.
- Ale w sumie to dalej nie rozwiązuje naszego
problemu z ochroną. Jeśli faktycznie będą przygotowani na naszą wizytę, plany
na niewiele się zdadzą.
- …no więc, właśnie. Zacznij od tego,
skąd mogli się dowiedzieć o tym co planujemy? – W tonie Rio pobrzmiewała
nuta groźby.
- Chyba nie podejrzewasz, że mogłem
nas zdradzić? – Przybyły oburzył się teatralnie. – Cholera, wiem że nieraz coś
spierdolę, ale bez przesady. Wiem ile ta akcja dla ciebie znaczy, stary. – W
jego tonie dało się wyczuć troskę.
- Po prostu obawiam się, że jeśli coś
podejrzewają to ukryją ten cholerny papier gdzieś indziej, a wtedy cały nasz
wysiłek pójdzie w cholerę – stwierdził Rio.
- Zawsze będziemy mieć kupę kasy na
pocieszenie.
- Pieprzę ich kasę.
- Pomyśl lepiej ile pieprzenia mógłbyś
za nią mieć – zaśmiał się mężczyzna.
- Wiesz dobrze, że zależy mi tylko na
akcie własności. Resztę możesz zabrać w całości.
Był zaskakująco poważny. Żadnych
drwin, czy głupich odzywek. Był skupiony i jednocześnie tak bardzo
niepodobny do siebie, że Nechtan naprawdę zainteresował się tematem. O jaki akt
własności mogło chodzić i po co Riordanowi był ten dokument?
Mężczyźni przez jakiś czas omawiali
szczegóły dotyczące planów zabudowania, które zdobył Rio. W końcu po około
godzinie, kiedy Nechtan zdążył już przegrzebać całą jego garderobę oraz kilka
kartonowych pudeł (piętro było dosyć zagraconym, niewielkim strychem, na którym
gospodarz trzymał wszystkie rzeczy, jakie nie mieściły się już na dole), obaj
opuścili mieszkanie z głośnym trzaśnięciem drzwi.
Neth czuł się rozdarty. Nie chciał
usprawiedliwiać Rio. Miał swój system wartości któremu był wierny od wieków, a jednak
coś w jego zachowaniu pozwalało mu myśleć, że to wcale nie chęć szybkiego wzbogacenia
się była głównym celem mężczyzny. Owszem, chciał tego dokumentu, tego aktu
własności czegoś tam - być może czegoś bardzo wartościowego, ale czy łatwiejsza
do zdobycia „kupa kasy”, o której mówił ten cały Dean, nie powinna była go
bardziej zainteresować?
Nie miał nawet ochoty zmieniać spodni,
w których zazwyczaj sypiał. W domu było cicho, pusto i jak zwykle
przytłaczająco nudno. Riordan długo nie wracał. Tak naprawdę nie było w tym
nic dziwnego. Przecież wcześniej, również rzadko przesiadywał w domu. To że czasem
nie wracał na noc, czy dwie, należało do ich wspólnej codzienności. Po prostu Nechtan
nie wiedzieć czemu, uległ złudzeniu, że po ich ostatnim wspólnym wypadzie, mogło
się coś w tej kwestii zmienić. Najwyraźniej się przeliczył.
Krążył znudzony po domu, czując się
trochę jak pies zamknięty w klatce. Sprawdził nawet, czy jego „kuzyn”, nie
zostawił czasem otwartych drzwi. Pomyślał, że gdyby Rio wykazał się takim
przypływem zaufania, mógłby spędzić trochę czasu w ogrodzie, na tyłach
domu. Okazało się jednak że były dokładnie zaryglowane, podobnie jak do tej
pory.
Nuda nie była najlepszym towarzyszem.
Rozpamiętywał ich ostatni, wspólny wieczór i zadręczał się najróżniejszymi,
wymyślonymi przez siebie motywami, jakie mogły kierować zachowaniem Riordana. Nadal
go nie rozumiał. Zastanawiał się też, czy może rzeczywiście nie powinien spróbować
czegoś ugotować i chociaż wiedział, że pewnie byłoby to niejadalne, to stwierdzał
że przy posiłku przynajmniej mogliby spokojnie porozmawiać i wyjaśnić
wspólne sprawy.
Z braku lepszych pomysłów, postanowił
otworzyć kufer ze swoim dobytkiem, by poszukać w nim czegoś co mogłoby się okazać
pomocne. Mógłby na przykład transformować to co Riordan miał w spiżarni,
na coś bardziej jadalnego.
Przekładał księgi wewnątrz kufra, z
jednego stosu na drugi, przyglądając się ich okładkom. Nie znalazł tego czego
szukał, choć właściwie nawet nie był zdziwiony. Przecież nie pakował książek
kucharskich.
Już miał zamiar skompresować swoje
rzeczy, do ich ozdobnej formy (bezpiecznej dla ludzkich oczu Rio), gdy jego
wzrok padł na niewielkie pudełko leżące na dnie kufra. Było ono dodatkowo
zabezpieczone potężnym zaklęciem, ponieważ jego zawartość była dla maga szczególnie
cenna. Gdyby ktoś inny, wyłączywszy maga we własnej osobie, próbował je otworzyć,
bądź chociażby chciałby wyciągnąć pudełko z kufra, doznałby pełnego porażenia
ciała. Normalnie złodzieja czekałaby natychmiastowa śmierć, ale Neth zmodyfikował
urok. Nie chciał stać się kimś takim, jak jego ojciec. Nawet przez przypadek.
W środku owego pudełka znajdował się niewielki,
srebrny nóż rytualny i fiolka ze skoncentrowaną materią pozyskaną z ciała
Patricka. Tamtego dnia, Nechtan od razu unicestwił jego fizyczne ciało. Nie
zniósłby, gdyby Melvin chciał je zbezcześcić, tylko po to żeby dać synowi nauczkę,
czy jeszcze gorzej, gdyby wykorzystał je do jednego ze swoich chorych badań.
Posiadając choć część materii z
czyjegoś ciała, wprawny mag mógł przyzwać duszę zmarłego i pomóc jej zmaterializować
się na jakiś czas w swoim wymiarze. Kiedy Neth przeprowadził rytuał po raz
pierwszy, zapytał swojego byłego kochanka, czy sobie tego życzył. Mógł
unicestwić pozyskaną materię, ale mógł też zachować ją na takie właśnie okazje.
Chciał żeby to Patrick podjął tę decyzję, a on uszanowałby ją, bez względu na
to jaka by nie była. Cóż, szczęśliwie chłopak chciał mieć szansę jeszcze kiedyś
się z nim spotkać. Nechtan z bijącym sercem wyciągnął pudełeczko na zewnątrz,
ulegając pragnieniu, aby owo kiedyś,
nastąpiło właśnie teraz.
Trzęsły mu się dłonie, kiedy wyciągał
potrzebne do rytuału przedmioty. Fiolkę, nóż, eliksir regeneracji (aby jego
okaleczenia, szybko się zasklepiły), księgę z opisem i symboliką Otchłani (tę,
musiał przenosić i otwierać za pomocą czarów, ponieważ ludzkie dłonie nie mogłyby
jej dotknąć), oraz trzy czarne świece.
Otchłań, do której trafiały wszystkie
dusze żyjących (aby tam, w nieświadomości własnego istnienia, trwać całą
wieczność), przez magów nazywana była Otchłanią Umarłych. Powstała na skutek
uszkodzenia granic między wymiarami i sama stanowiła jeden z nich. Oświetlało
ją światło czarnych świec, a przynajmniej podobno tak było, bowiem nikt z
żyjących nigdy tam nie był, aby się o tym przekonać na własne oczy. Nie
zmieniało to jednak faktu, że każde działanie mające na celu kontakt ze sferą
duchową, wymagało ich użycia. Jedynym sposobem na to, aby czarne świece zdobyć,
było pertraktowanie z demonami. Tylko te istoty miały swobodny dostęp do Otchłani,
bo i tam czuły się najlepiej. Nechtan na szczęście nigdy nie musiał zaznajamiać
się z żadnym z nim. Świece, podobnie jak inne potrzebne rzeczy, zabrał ojcu. Martwił
się jedynie, że były już trochę zużyte, co oznaczało że kiedyś będzie
potrzebował nowych.
Cały czas zerkał nerwowo w stronę drzwi.
Niby wiedział, że nie było szans, aby Rio teraz wrócił, ale mimo to, czuł się
trochę tak, jakby każdy szmer miał zwiastować rychłe pojawienie się właściciela
domu. Kontynuował, chociaż sam najlepiej wiedział jak nierozważne było to co
robił. Najwyraźniej od ciągłego przebywania w zamknięciu, całkiem zwariował.
Wahał się jeszcze kilka sekund, ale w końcu wzruszył ramionami, dochodząc do
wniosku, że co ma być to i tak będzie.
W pokoju na wytartej, ciemnej podłodze
poustawiał świece, układając je w trójkąt, a sam stanął w jego środku. Zmusił
księgę do otwarcia się na stronie przedstawiającej symbolikę wrót Otchłani, a
następnie wypił cały eliksir przywracania. Teraz nie było już odwrotu.
Srebrny nóż zanurzył we wnętrzu fiolki
z esencją życiową Patricka.
Syknął z bólu, wycinając odwzorowywane
z księgi, krwawe symbole na powierzchni własnej klatki piersiowej. Substancja
od razu łączyła się z jego krwią tworząc swego rodzaju portal, dla tej
konkretnej duszy, która była wzywana.
Pomimo wykorzystania krwi, jako
medium, brzuch Nechtana i tak pokrył się częścią szkarłatnego płynu,
natychmiast barwiąc jego spodnie, a nawet podłogę pod stopami. Wiedział, że
dzięki użytemu eliksirowi, po przeprowadzeniu rytuału, po ranach nie będzie śladu,
ale ból pozostawał bardzo realny. Zacisnął szczękę, maksymalnie skupiając się
na samym rytuale. W końcu znosił już gorsze rzeczy.
Normalnie jeśli tylko Patrick byłby
magiem, nie musiałby posuwać się do czegoś takiego. Niestety chłopak był tylko człowiekiem,
więc Neth musiał ułatwić mu tę drogę jak tylko mógł. Duszy przebywającej
w nicości bardzo trudno jest usłyszeć wołanie z innego wymiaru.
Pierś maga spływała krwią, a on
ostatnim wprawnym cięciem połączył symbole w okrąg. Uwolnił część many, aby
swobodnie przepływała wokoło niego, gotowa poddać się do użytku nowego gospodarza.
Uklęknął i położył dłonie na podłodze. W myślach powtarzał jak mantrę
słowa wezwania Patricka. Gorąco rozpierało jego wnętrzności. Zrobiło mu się
niedobrze, ale nie przerwał rytuału. Wycięte symbole powoli znikały, a cała
krew jaka z niego wyszła, uniosła się w górę, zamykając go w swoim obłoku.
Łączyła się z maną i powoli kształtowała w zarys ludzkiej postaci.
Nechtan poczuł mocny powiew, który sprawił, że świece zgasły z cichym
syknięciem. Zacisnął oczy i z całej siły skupił się na utrzymaniu przepływu mocy.
Był to niezwykle wyczerpujący proces. Tym razem znosił go o wiele lepiej, niż
poprzednio, z tego względu że przecież od dłuższego czasu prawie nie posługiwał
się magią, tak więc jego energia była mocno skoncentrowana.
Ponownie poczuł powiew wiatru, lecz
tym razem był bardzo delikatny i czuł go tylko na twarzy. Właściwie to nie
przypominał sobie, żeby coś podobnego miało miejsce ostatnim razem. Uchylił
powieki, aby dostrzec błękitne oczy i złote kosmyki niezbyt długich włosów,
otulających uśmiechniętą twarz Patricka. Dmuchał mu w nos i najwyraźniej
dobrze się przy tym bawił.
- Nie rób takiej poważnej miny, Neth. Wyglądasz
jakbyś ducha zobaczył. A nie, zaraz, faktycznie zobaczyłeś… - zreflektował się.
- No ale tak się spiąłeś, że jeszcze pomyślę, że wcale nie chciałeś żebym
odpowiedział. – Wszystko to powiedział bardzo szybko, robiąc przesadnie obrażoną
minę.
- Patrick… Usłyszałeś. Cholernie dobrze
cię widzieć… - wyjąkał.
Mag nie do końca wiedział jak zacząć.
Faktycznie ucieszył się na widok znajomej twarzy, chociaż nadal wiedział, że
nie powinien był go wzywać. Trudno, później będzie o tym myślał.
- No pewnie! Zawsze dobrze jest
popatrzeć na taki świetny tyłek, jak mój! – Chłopak zaśmiał się radośnie. – Trochę
szkoda, że już z niego nie skorzystasz… – westchnął.
Patrick wstał i zaczął się rozglądać
po pokoju Riordana.
– Kochanie, gdzie my tak właściwie
jesteśmy? Toż to straszna dziura jest. – Założył jedną dłoń na biodro, a drugą
uniósł, z dezaprobatą wskazując na otoczenie.
- Wyniosłem się od ojca.
Nechtan podniósł się z klęczek i czym
prędzej chwycił za koszulę i coś ciepłego. Dopiero teraz uświadomił sobie,
że nadal był w piżamie.
– Chwilowo mieszkam u jednego takiego…
złodzieja – jęknął, wiedząc że tylko się pogrążał.
- Niemożliwe! – Chłopak stanął jak
wmurowany i robiąc wielkie oczy ostentacyjnie opuścił szczękę. – Neth, który
nareszcie wydoroślał na tyle żeby wyprowadzić się z domu? Ile to czasu?
Poczekaj! – Zamachnął się ręką. – Nie mów mi! Z dwieście lat? W samą porę,
kochanie. – Ostatnie słowa dodał już pełnym zrozumienia tonem.
Był jaki był, ale Nechtan wiedział że
zawsze mógł liczyć na jego wsparcie.
Długo rozmawiali, a mag opowiedział mu
pokrótce o tym jak znalazł się w obecnych warunkach. Narzekał na Riordana, a
Patrick słuchał go z uniesionymi brwiami i ustami ściągniętymi w lekki dzióbek.
Powiedział mu także o celu swojej wyprawy i zarzekał się przy tym, że wróci do
niego tak szybko jak tylko będzie to możliwe. Potem znów ponarzekał na Rio i na
brak możliwości samokształcenia, bo przez współlokatora nie mógł przecież
korzystać ze swoich rzeczy. Wspomniał też o tym, jak dziwny wydaje się być
teraz świat, że ludzie coraz częściej polegają na technologii wymyślonej przez
siebie, a nie na magach, czy chociażby swoich bogach, o których całkowicie
pozapominali. On sam czuł się przez to zagubiony i jakby… nie na miejscu.
Chociaż gdyby nie osoba Rio, akurat w tej mieścinie chyba mógłby się osiedlić.
Była dosyć staroświecka, więc może łatwiej byłoby mu przywyknąć.
- Zaczekaj Neth, bo czegoś tutaj nie
rozumiem. Mówisz, że z obawy o pozostawianie śladów dla Melvina nie używasz
czarów. Nie wyszedłeś na zewnątrz, bo stwierdziłeś że nie przekręcisz zamka w
drzwiach, co zajęłoby ci pewnie jakiś ułamek sekundy, ale za to odprawiłeś cały
rytuał przyzwania duszy, śmiertelnika podkreślę - Nie przerywaj mi! - prosto
z Otchłani, tylko po to, żeby pomógł ci ugotować obiad dla gościa, którego podobno
nie znosisz, ponieważ, jak mówisz wyszedł z domu głodny? Czekaj, czekaj! – Wyciągnął
dłoń, żeby nie dać Nechtanowi dojść do słowa. – Daj mi skończyć. Ów facet, mógł
tutaj wrócić w każdej chwili i zastać cię pociętego nożem rytualnym,
recytującego pod nosem dziwaczne brednie, ewentualnie z duszą byłego chłopaka
u boku, która starałaby się coś dla niego ugotować? - Rozłożył ręce w
geście oczekiwania na odpowiedź. – Gratuluję konsekwencji, kochanie. Świetna
robota!
Patrick rozsiadł się wygodnie na stole
i obserwował coraz to większe zażenowanie malujące się na twarzy,
brutalnie postawionego pod ścianą maga.
- To nie tylko dlatego chciałem, żebyś
się tu pojawił… – wymamrotał cicho.
Było mu wstyd. Patrick powiedział na
głos, wszystko to co sam wiedział, chociaż wyjątkowo mocno starał się spychać
tę świadomość na dalszy plan.
- Oj, już nie rób takiej miny, proszę.
– Chłopak podszedł do Nechtana i zadziornie spojrzał mu w oczy. - Kiedyś
umiałbym cię odpowiednio pocieszyć, ale przecież wiesz że teraz nie mogę cię
nawet dotknąć… – powiedział w przesadnie zasmucony sposób. – To co, gotujemy
kochanie?
- Ach, tak. Tyle że wiesz, ja się do
tego nie nadaję…
Nechtan badał teren. Był jeden prosty
sposób na wspólne gotowanie, znacznie bardziej sprawny niż dyktowanie mu z boku
każdej kolejnej czynności.
– Gdybyś tak zechciał zrobić to moimi
rękami… Poszłoby nam znacznie sprawniej.
Patrick przyglądał mu się chwilę,
analizując z niedowierzaniem słowa maga.
- Zaraz, zaraz, czy ty właśnie
proponujesz mi żebym cię opętał? Tylko po to, żebym za ciebie gotował? -
Wybałuszył oczy, nie mogąc się nadziwić. - Chyba tego jednego wieczoru
postanowiłeś nadrobić całą setkę lat rozłąki, przynajmniej pod względem
szokowania mnie. Albo faktycznie zwariowałeś – dodał.
Chłopak nie był przekonany, ale Neth cierpliwie
tłumaczył mu cały proces, krok po kroku. Po prostu będzie musiał go sam
zaprosić i przyjąć, a później duch będzie musiał dobrowolnie go opuścić. Nic trudnego.
Przynajmniej w teorii. W praktyce mogło być znacznie mniej przyjemnie, ale ufał
Patrickowi, więc przecież mogli to zrobić.
- Słońce, nie chciałbyś znowu pobyć w
prawdziwym ciele? – wymruczał kusząco mag.
Ten argument chwycił.
Na początku, dla bezpieczeństwa,
spróbowali dosłownie na moment, a duch szybko opuścił ciało maga.
- I jak? Jak się czułeś? – Patrick wyglądał
na przejętego. Jednocześnie zafascynowanego, ale też trochę przestraszonego.
- Dobrze. Nie miałem żadnej władzy nad
ciałem, ale odczuwałem i widziałem to co ty. Słyszałem też co mówisz, ale za
to myśli nie dzieliliśmy, pewnie zauważyłeś. – Nechtan szybko zdawał relację ze
swoich obserwacji. On również był przejęty. Teorię znał, ale nigdy wcześniej
tego nie robił. – A jak z tobą?
- Chyba też dobrze. Niesamowite uczucie!
Zapomniałem już o tych wszystkich potrzebach ciała, jakie człowiek odczuwa
jednocześnie. Czułem się trochę, jakby… pogrążony w chaosie odczuć, ale było
naprawdę świetnie. To co, gotujemy? – Roześmiał się zaaferowany.
Neth uśmiechnął się do niego. Zawsze
taki był. Promienny jak słońce.
- No to zapraszam – odparł,
rozpościerając teatralnie ręce.
Oczy są podobno zwierciadłem duszy. W
tym przypadku można je było nazwać bramą dla niej. Bramą dla duszy Patricka.
Chłopak podszedł do przyjaciela najbliżej jak tylko mógł, wpatrując się w jego
zielone tęczówki. Powoli wnikał w niego swoją własną świadomością. Przez
kilka sekund ciało maga wyglądało na zupełnie martwe, pozbawione jakiegokolwiek
wyrazu, z zamglonym wzrokiem. Chwilę później głęboka zieleń oczu Nechtana, ustąpiła
miejsca błękitowi. Patrick kilkukrotnie zgiął i rozprostował palce u
dłoni. Nadal nie był pewny, czy rzeczywiście dobrze robili. Tutaj na ziemi jego
fizyczna postać, była tylko złudzeniem tworzonym dzięki ogromnym pokładom many,
jakie Neth mu oddawał. Nie mógł niczego poczuć, ani nawet dotknąć. Teraz
docierały do niego dziesiątki bodźców i czuł się z tym fantastycznie.
Postanowił od razu wziąć się do pracy.
W końcu obiecał Nethowi, że na coś się przyda. Przeszukał spiżarnię, którą
wcześniej pokazał mu mag, ale zbyt wielu składników w niej nie znalazł. W
tych rejonach, ludzie raczej nie powinni narzekać na różnorodność dostępnych towarów,
najwyraźniej więc gospodarz zwyczajnie nie zadbał o uzupełnienie zapasów. W
końcu, po krótkim zastanowieniu sięgnął po średniej wielkości kawał mięsa
wołowego i trochę warzyw. Tak wyposażony zszedł na dół, postanawiając że skorzysta
z pieca i przygotuje znalezione mięso w aromatycznym sosie ziołowym.
Cały czas był trochę rozkojarzony. Trudno
było mu skupić uwagę, kiedy poruszał się w ciele Netha. Spoglądając na siebie,
widział ciało swojego byłego kochanka i chcąc, nie chcąc odżywały w nim dość
specyficzne odczucia. Gdy w czasie pracy, chcąc się zwyczajnie poskrobać po
brzuchu, wsunął dłoń pod grubszy sweter, od razu zwrócił uwagę na twarde
mięśnie. Automatycznie przesunął po nich dłonią, czego szybko pożałował, czując
że szybko robił się coraz bardziej twardy. Ciężko było ignorować takie reakcje
ciała.
- Cholera! Neth, wybacz ale nie miałem
wzwodu od wieków. – Patrick próbował zamienić tę sytuację w żart. – Chyba się
nie złościsz, co? – rzucił pytająco.
Przeniósł się z pracą do stołu. Chwała
warunkom opętania, że Neth nie słyszał jego myśli, bo nadal trudno mu było wyrzucić
z głowy wizję jego kutasa, prezentującego się w pełnym wzwodzie. Chociaż intensywnie
próbował. Oczywiście, że próbował!
Pootwierał słoiczki z przyprawami, aby
zidentyfikować ich zawartość. Część z nich była już trochę zwietrzała, ale przecież
mogło być gorzej. Zdecydowanie był w stanie zrobić z tego smaczny posiłek.
Wziął się za gotowanie i wkrótce, kiedy wszystko było już przygotowane, a
zapach z pieca sugerował, że Patrick był kulinarnym geniuszem, chłopak postanowił
dać sobie przyzwolenie na pokręcenie się po obecnym domu Nechtana.
Wystrój mało przypominał domy Wayrii,
ale chyba raczej z korzyścią dla tego miejsca. Na początku zajrzał na piętro, potem
poprzeglądał pudełka na regale i poszperał w komodzie (zdziwił się znajdując
tam damską bieliznę), aż w końcu trafił do łazienki. Nie była duża,
ale zauważył, że pod prysznicem było całkiem sporo miejsca. Poza toaletą zmieściła
się tu jeszcze umywalka i duże lustro zawieszone nad nią. No właśnie. Patrick
od razu podszedł do niego, by zobaczyć odbijający się w nim obraz Netha.
Niesamowite. Przerażające i podniecające jednocześnie. Chłopak przysunął
się tak blisko niego, że prawie wsadził nos w gładką taflę.
- Kurczę, Neth! Zobacz, ale teraz masz
niebieskie oczy! – Te rozszerzone były w wyrazie głębokiego zdziwienia. –
Hm, no nie… Mnie jest lepiej w tym kolorze. Tobie zdecydowanie bardziej pasuje
zieleń.
Przez chwilę dalej przyglądał się
swojej twarzy, a w pewnym momencie ukazał się na niej szelmowski uśmiech. –
Wiesz co kochanie, tak właściwie, to bardzo dawno nie widziałem cię nago. – Wyszczerzył
zęby w prowokującym uśmiechu, po czym ściągnął ciepły sweter maga. – Chyba nic
się nie stanie, jeśli sobie przypomnę jak wyglądasz? – zapytał, powoli
rozpinając koszulę. – Kurcze, masz chyba jeszcze lepszą klatę, niż kiedyś… – westchnął,
przesuwając dłońmi po powierzchni brzucha Nechtana i obserwując ten gest w lustrze.
Było to cholernie dziwne i ekscytujące
doznanie. Patrzył na swoje odbicie, swoje spojrzenie i własne gesty,
a jednocześnie widział kogoś innego. Palcami dotykał powierzchni skóry
maga, przesuwając nimi po jego obojczykach i szyi. Dotknął też delikatnie
rozchylonych, gładkich ust byłego kochanka. Nie potrafił nad sobą zapanować.
Mocny wzwód wyraźnie odznaczał się pod spodniami, a że Neth był dosyć hojnie
obdarowany przez naturę, szybko zaczęło mu to doskwierać.
– Twoje ciało zawsze tak szybko
reagowało? Twoja frustracja nie ułatwia mi przebywania w tym ciele…
Bezczelnie wsunął dłoń pod materiał spodni
i niespiesznie zaczął przesuwać nią po całej długości penisa Netha. Z jego ust
wydobyło się głośne jęknięcie, kiedy zacisnął dłoń na długim kutasie maga i
przyspieszył na nim ruchy. Drugą ręką zsunął koszulę z ramion, w pełni
odsłaniając nagą pierś mężczyzny. Przyspieszył odrobinę ruchy ręką, ale i tak brakowało
mu jeszcze czegoś… Cóż, dokładnie wiedział czego. Delikatnie podrażnił wrażliwą
skórę wokół sutków maga i uszczypał jeden z nich. Kiedy byli ze sobą,
nigdy nie robił takich rzeczy, ale Neth czasem stosował takie zabiegi na nim.
Patrick doskonale pamiętał, jak bardzo go to wtedy kręciło. Pogładził się po
pośladkach i przesunął jednym palcem po rowku Netha. Był gładziutki, bez
żadnych włosków. Podrażnił jego wejście kolistym ruchem opuszka palca i od razu
poczuł ten charakterystyczny dreszcz. Nie przestając się masturbować, wsunął
dwa palce do ust i mocno je poślinił.
– Pewnie zabiłbyś mnie za to kochanie,
ale na szczęście już jestem martwy – szepnął, po czym oba wsunął w tyłek
Nechtana.
Skrzywił się, czując jak ciasne było
wnętrze maga. W końcu ciało Netha nie było do tego przyzwyczajone. Patrick nie
przywykł do takiego dyskomfortu. Zaczął więc od nowa, wsuwając powoli tylko
jeden palec i delikatnie się rozciągnął. Kiedy przyzwyczaił się do tego etapu,
wsunął też drugi. Poruszał nimi sprawnie, czerpiąc z doznania coraz więcej specyficznej
przyjemności. Wzdrygnął się mocno na całym ciele, tym razem z rozkoszy,
gdy udało mu się natrafić na najwrażliwszy punkt. Na powrót przyspieszył ruchy własnej
dłoni na penisie maga, zerkając jednocześnie w lustro, na rozgrzany wyraz twarzy
Netha. Ten widok cholernie go nakręcał. Żałował że nie mógł się po prostu oddać
w te silne ramiona, żeby Neth zerżnął go tak jak dawniej, ale i tak nie trzeba
mu było wiele, by spuścić się sowicie prosto na umywalkę.
Dawno nie czuł się tak dobrze. Lekko
ubrudzoną spermą dłoń, wytarł o spocony brzuch maga.
– Przyznaj że tego ci było trzeba, co?
Twoje ciało na pewno czuje się znacznie lepiej! – Zadowolony Patrick posłał
buziaka w stronę odbicia w lustrze.
Uśmiechnięty i zrelaksowany,
podciągnął spodnie na tyle nisko, że pomimo ich długości, bez problemu
dosięgały podłogi. Półnagi wszedł do pokoju, żeby wyciągnąć gotową potrawę z
pieca. Uniósł pokrywę garnka, poruszając dłonią, aby powąchać efekt swojej
pracy.
- Super. No to chyba zrobiłem wszystko
co do mnie należało… – zaśmiał się. - Szykuj się kochanie, wychodzę.
Korzystając z mocy maga, wrócił do
swojej metafizycznej formy i już w takiej postaci opuścił ciało Netha. Chwilę
trwało zanim mag odzyskał pełnię władzy nad sobą.
- Patrick, do ciężkiej cholery! – krzyknął zawstydzony.
- Nie wahaj się wezwać mnie następnym
razem, kiedy tylko będziesz potrzebował coś upichcić, albo porządnie się zrelaksować...
- Chłopak figlarnie odgarnął za ucho swoje jasne, krótkie włosy i posłał
Nethowi buziaka w powietrzu.
Chwilę potem zniknął.
- Ty chuda cholero! – zawołał za nim
mag.
Neth pomimo totalnego zażenowania, nie
potrafił się nie uśmiechnąć. Przeczesał włosy palcami. Rzeczywiście czuł się
lepiej, chociaż nigdy w życiu nie przyznałby tego na głos.
Był spocony, a kosmyki włosów
przyklejały mu się do czoła. W dodatku lepił się od własnego nasienia. Czuł
się niekomfortowo. Koniecznie musiał się wykąpać, ale najpierw musiał zrobić
porządek ze swoimi rzeczami. Naprędce zmniejszył kufer wraz z zawartością. To popołudnie
dostarczyło mu na tylu wrażeń, że raczej prędko nie będzie mu potrzebny. Szybko
przyszło mu pogratulować sobie pomysłu posprzątania w pierwszej kolejności,
ponieważ ledwo zdołał założyć na szyję swój naszyjnik, a drzwi otworzyły się i
stanął w nich Riordan we własnej osobie, wraz z jakimś innym mężczyzną. Rio
obdarował go pełnym zaskoczenia spojrzeniem.
- Em, Neth, dlaczego jesteś nagi?
Rio lustrował maga od stóp do głów z
lekko uniesionym kącikiem ust, aż przygryzł wargę żeby się nie zaśmiać.
- Nie jestem nagi, tylko w piżamie.
Zrobiłem ci ten… obiad, bo pomyślałem, że głodny jesteś jeszcze gorszy do
zniesienia niż normalnie. – Wskazał na kuchnię i czym prędzej udał się do
łazienki, zostawiając Riordana z wyrazem głębokiego szoku na twarzy.
Wziął szybki prysznic i ubrał się w
pozostawione w łazience rzeczy. W czasie sprzątania po zabawach Patricka, nadal
odczuwał specyficzny dyskomfort. Nie dość że ten bezczelny gówniarz zmolestował
go jego własnymi rękami, to jeszcze narobił mu wstydu, paradując półnago po
domu. Neth poczuł, jak na samą myśl o spojrzeniu Riordana zapiekła go twarz. Obiecał
sobie że znajdzie jakiś sposób na to, żeby chłopaka wskrzesić i zamordować raz
jeszcze.
Nie chcąc jeszcze bardziej zwracać na
siebie uwagi, tym razem dłuższą nieobecnością, wszedł do pokoju z zamiarem
nabrania sobie porcji jedzenia. Przyszedł w samą porę, ponieważ dwaj pozostali
mężczyźni powoli kończyli wymiatać zawartość garnka.
- Ej, powiem ci stary, że to jest
mega. Nawet moja żona tak nie potrafi! – Mężczyzna, którego nie znał
wyszczerzył się do Nechtana z jeszcze pełnymi ustami.
Po głosie rozpoznał w nim tego
samego człowieka, który przyszedł do Rio wcześniej. Nie wyglądał źle, ale był
raczej dość przeciętny. Średniego wzrostu, dość dobrze zbudowany. Neth zwrócił uwagę
na jego spracowane ręce. Mimo młodego wieku, krótkie, jasne włosy zaczynały mu się
już przerzedzać na skroniach. Sprawiał wrażenie sympatycznego.
- Przyznałem się Deanowi że nocuję
kuzyna w podróży, także gdybyś potrzebował czegoś na drogę, to możesz do niego
uderzać. Załatwi prawie wszystko, od map po sprzęty.
Rio machnął ręką od niechcenia, posyłając
magowi krótkie spojrzenie. Najwyraźniej dawał mu do zrozumienia, że powinien
trzymać się tej wersji.
- A pewnie. Może nawet ogarnę dla
ciebie jakąś zniżkę! Jeśli tylko zaprosicie mnie raz jeszcze na taką wyżerkę – dorzucił
Dean, odkładając talerz z uśmiechem.
- W takim razie, na pewno skorzystam.
Rzeczywiście powinienem się lepiej przygotować do dalszej wyprawy –
odpowiedział spokojnie.
Cóż, być może dla Rio była to jedynie wymówka,
by jego kumpel nie dziwił się co w jego domu robił obcy facet, ale Nechtan
zainteresował się tym „załatwianiem” całkiem na poważnie.
Oooo jeju wyczekiwałam i jest ! Patric mnie smuci bo kurcze... Widać że Neth coś mocno do niego czuję jednak mają bardzo duża przepaść... Śmierć :( i myślę że Neth zaczął się przekonywać do naszego złodzieja - już samo to że dużo o nim mówi hehe xd
OdpowiedzUsuńWeny :)
Hejka,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, Nath przekonuje się do Rio, ciekawe jakiego miejsca dotyczy ten akt własnoci, miał wielkie szczęście, że ci nie zjawili się wcześniej...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Nath przekonuje się do Rio, ciekawi mnie jakiego miejsca dotyczy ten akt wlasności, miał wielkie szczęście że ci nie zjawili się wcześniej...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza