Po drodze cz.17


 No dobra, coś poklikałam i mam nadzieję, ze przypadkowo nie pozmieniałam treści 🤔 To już ostatni fragment z 3 rozdziału 😉
-. -. -. -. -. -. -


W samym przejściu stała bardzo wysoka, szczupła postać. Wyglądała jakby była posklejana z drobno zmielonych kamieni, ale jednocześnie poruszała się w opływowy, prawie niematerialny sposób. Istota ta sylwetką bardziej przypominała mężczyznę, choć można to było poznać jedynie po braku kobiecych piersi i szerszych ramionach, bowiem pomimo nagości, nie posiadała innych atrybutów płci. Nie miała też twarzy. Zamiast tego na jej miejscu ziała pustką.
- Możecie przejść - pomimo widzialnej formy, głos istoty nadal wybrzmiewał bezpośrednio w głowach jej rozmówców.
Nazwanie miejsca, w którym się znaleźli biblioteką, było zdecydowanym nadużyciem. Nie było to nawet całe pomieszczenie. Neth dostrzegł dwie, prostopadłe do siebie kamienne ściany przy których ustawiono kilka stosów ksiąg. Trzecia ściana była częściowo zawalona, częściowo pokryta sadzą. Dookoła widniały zgliszcza. Ponad ścianami, a także wszędzie dokoła, dostrzec można było jedynie ciemność. Zdawało się, że to miejsce było wyrwanym fragmentem jakiejś innej rzeczywistości, umieszczonym po środku niczego.
- Czy te stosy są jakoś pogrupowane? – Neth zastanawiał się jak miał cokolwiek odnaleźć w takim chaosie.
- Podam ci wszystko czego ci potrzeba magu. Usiądź.
Jakby na zawołanie dostrzegł biurko i krzesło stojące na środku tej parodii sali. Nie był pewny czy po prostu je przeoczył, czy pojawiły się przywołane przez ich pana.
Rozejrzał się za Riordanem, ale ten po prostu krążył między stosami, raz po raz zaglądając do różnych ksiąg, Chciał podążyć wzrokiem za golemem, ale ku swemu zdziwieniu dostrzegł, że na biurku czekał już niewielki stosik wybranych tomów, a istota zdążyła się oddalić. Nie żeby mag wątpił w to, że nadal czujnie ich obserwowała. Zdziwiony uniósł brwi, ale w końcu faktycznie usiadł i sięgnął do pierwszej z ksiąg.
Pozycja zawierała ilustrowane rodowody wampirów wyższych. Nie wiedział czemu miałaby mu służyć ta wiedza, ale z czystej ciekawości przekartkował pozycję w poszukiwaniu jakiejś twarzy czy imienia, które wydałyby mu się znajome. Właściwie nawet odetchnął z ulgą, kiedy nie znalazł tam nikogo takiego.
Musiał przyznać, że wampiry wyższe były piękne. Czy to mężczyźni, czy kobiety - ich powierzchowność mogła budzić podziw. Gęste, lśniące włosy, hipnotyzujące spojrzenia. Zastanawiał się czy księga specjalnie ukazywała je w taki sposób, czy po prostu realnie odzwierciedlała rzeczywistość. Jeśli była spisana przez jedną z takich istot, ryciny mogły być delikatnie przekłamane na ich korzyść. Zdaniem maga wampiry zwyczajnie nie posiadały innych zalet, które mogłyby eksponować.
Kolejna księga wymieniała magów, którzy pomimo wieku i wszelkich predyspozycji zostali pozbawieni przywileju nazywania siebie starszymi. Było wszak kilka praw ustalonych na samym początku, których wszyscy magowie bezwzględnie musieli przestrzegać. Wszyscy oni sami przyjęli te właśnie prawa, a później znaleźli się tacy, którzy i tak je złamali. Nechtan pobieżnie przeglądnął księgę. Ona również go nie dotyczyła.
Kilka pozostałych tomów opisywało wojny magów z wampirami. Czarodzieje doprawdy czynili wiele, żeby wytępić te stworzenia. W jednej z ksiąg znalazł opisy tortur jakie stosowano na pojmanych żywcem wampirach. O ile rozumiał, dlaczego się ich pozbywano, o tyle doprawdy nie był w stanie pojąć, jak inteligentny gatunek, który miał chronić innych, mógł być tak potwornie bezwzględny wobec tych których musiał wyeliminować. Ryciny były przerażające. Niektóre przedstawiały kobiety przywiązane w pełnym słońcu do nabitych gwoździami stalowych pali które dodatkowo rozgrzewano ogniem. Inne mężczyzn, którym wycinano żebra i wyrywano na wierzch płuca. Istne stosy spalonych ciał. Neth nie mógł w to uwierzyć, nie chciał w to wierzyć. Czuł jak ślina gęstniała mu w ustach, a wręcz wydawało mu się, że od ciągłego wykrzywiania się w reakcji na te potworne obrazy, czuł własną krew na zębach. Naprawdę o tym nie wiedział. Wszystko to zdawało się mieć miejsce w zupełnie innym świecie. Przecież magowie byli potężni, inteligentni i tolerancyjni. Dbali o inne rasy, chcieli wspierać ich rozwój. Czasami konieczne było unormowanie liczebności jakiegoś gatunku dla dobra ogółu, ale nie w taki sposób. Nie takim kosztem. Były dziesiątki innych sposobów… Po raz pierwszy w życiu poczuł prawdziwy wstyd z powodu tego kim był.
Obejrzał się na Riordana. Mężczyzna cały czas z nim był. Bez względu na to czego już przy nim doświadczył, wspierał go, a on nawet nie umiał okazać mu wdzięczności we właściwy sposób.
- Neth? Wyglądasz jakbyś miał zwymiotować...
- Tak się czuję – odparł czując jak dreszcze wstrząsają jego ciałem.
- Znalazłeś coś ciekawego?
- Nic. A ty? – Mag uniósł wzrok na mężczyznę.
- Książkę o demonach – zamachał w powietrzu opasłym tomiskiem. – Cholernie ciężka. Dosłownie i w przenośni – zaśmiał się. - Ciężko coś z tego zrozumieć.
- Uważaj. Takie księgi to często zwykłe pułapki na śmiertelników. Większość prawdziwie użytecznej wiedzy o demonach, zawarta jest w źródłach, których nie można ot tak dotykać.
Po tym krótkim ostrzeżeniu, wrócił do wertowania swojego stosu. Był zmęczony. Powoli zaczynał odczuwać głód, a to oznaczało, że od początku ich wyprawy musiało upłynąć naprawdę sporo czasu. Riordan musiał być potwornie głodny, a jednak wcale nie narzekał. Mag miał wrażenie, że zaczynał się tu dusić. Chciał wydostać się na powierzchnię. Zmuszał się do przeglądania ksiąg przed sobą, ale łapał się na ciągle powracającej myśli, że naprawdę chciał się już wydostać z tej swojej upragnionej biblioteki. Był zły na siebie, ponieważ przejrzał już tak wiele informacji, a jak dotąd nie znalazł zupełnie nic, co mogłoby być dla niego istotne. Doskwierało mu poczucie traconego czasu, a przynajmniej było tak do momentu, gdy wziął do rąk pięknie zdobioną, oprawioną w grubą skórę księgę, w której nareszcie natrafił na coś interesującego.
Księga obejmowała rodowody wszystkich Starszych magów. Znudzony, na początku przeglądał je od niechcenia, dopóki na jednej z rycin nie dostrzegł Melvina. Zawisł z nosem nad lekko wypłowiałą stronicą, wpatrując się w cienkie, złote linie łączące małżonków. Imię Melvina połączono z innym. Ethlinn. Poniżej prowadziła cienka linia prowadząca do jego własnego imienia. „Nechtan, syn Melvina”.
Czyżby? Więc to była jego matka? Neth czuł jak palce trzymające stronę robiły mu się coraz zimniejsze i wilgotniejsze od potu. Dokładnie przyjrzał się rycinie. Kobieta była piękna. Naprawdę istniała i rzeczywiście mógł się w niej dopatrzeć podobieństwa do swojej osoby. Miała włosy w tym samym kolorze, choć znacznie dłuższe i splecione w gęsty warkocz. Miała też prawie taki sam nos - może troszeczkę drobniejszy, te same duże, zielone oczy i bardzo długie rzęsy…
Neth wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany. Ona również miała bardzo bladą skórę. Możliwe, że jeszcze bardziej bladą od niego. I pełne, idealnie wykrojone usta. Wyglądała prawie jak lalka. Była bardzo młoda, a przynajmniej oceniając to tylko i wyłącznie przez pryzmat ludzkiego wzroku. Nie, nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat. Mag zmarszczył brwi. Nienawidził tego swojego uczucia niepokoju. Towarzyszyło mu zawsze wtedy, kiedy już wiedział, że coś było nie do końca tak jak być powinno, ale jeszcze nie zdawał sobie sprawę z tego, co.
Ciągle było zbyt wiele niewiadomych. Wciąż za mało odpowiedzi. Odsunął krzesło i wstał by przejść się wzdłuż pomieszczenia, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Usiadł z powrotem, czując nerwowy ból w podbrzuszu. Bał się tego co mógł za chwilę odkryć. Miał to na wyciągnięcie ręki, ale nie był pewien czy był na to gotów. Co za irytujące uczucie!
- Neth? – Rio podszedł do maga, również pochylając się nad rysunkiem. – O cholera…
- No właśnie.
- To twoja matka? Niesamowite! Jesteście jak dwie krople wody! – Riordan podniósł księgę do góry i przystawił ją do twarzy Nechtana porównując widok. – Po ojcu odziedziczyłeś chyba tylko tę zmanierowaną minę – zażartował.
- Ona jest taka młoda… jak… jak mogła być z moim ojcem? – Mag patrzył na Riordana, jakby spodziewał się, że mężczyzna wytłumaczy mu, dlaczego czuł się z tym wszystkim tak potwornie źle. Przecież tego właśnie chciał. Chciał dowiedzieć się kim była ta kobieta. Ta dziewczyna. Niby ją odnalazł, ale wcale nie dowiedział się niczego istotnego na jej temat. Przecież gdzieś tutaj musiało kryć się coś więcej.
- No nie przesadzaj, przecież twój ojciec też wygląda młodo – odparł Rio, przyglądając się portretowi Melvina. – Poza tym sam nie miałeś obiekcji idąc do łóżka z facetem, jakby nie było ponad setkę lat młodszym od siebie! Jestem jeszcze taki młody… - mężczyzna machnął teatralnie ręką, trochę parodiując reakcję maga. – Daj spokój Neth, nie widzę w tym nic złego…
- Pokaż mi jeszcze – poprosił mag wyciągając rękę po księgę.
Riordan podał mu ją, po czym oparł się obok o biurko.
Nechtan patrzył na Ethlinn wyobrażając sobie, co takiego mogła dostrzec w jego ojcu. Miała bardzo ciepłe i czułe spojrzenie, na rysunku delikatnie się uśmiechała. Zdawała się być zupełnie inną osobą niż jej mąż.
Podobizna przedstawiała ją siedzącą na bogato zdobionym fotelu. Była bardzo szczupła w talii i w biodrach, ale mimo tego miała pełne, duże piersi. Ubrana była w czarne, skórzane spodnie i białą, haftowaną koszulę z wysokim kołnierzykiem. Na szyi, na cienkim łańcuszku miała zawieszony sygnet. Neth przyglądał mu się uważnie dłuższą chwilę, by odkryć, że najprawdopodobniej był to dokładnie ten sam sygnet, który nosił na palcu. Automatycznie zacisnął dłonie. A więc przez ten cały czas miał przy sobie coś należącego do niej! Czyli był to pierścień rodowy jego matki, a nie ojca. Nigdy wcześniej o tym nie pomyślał. Przecież dzięki temu odkryciu miał w rękach kolejną wskazówkę.
Znowu poczuł charakterystyczną mobilizację.
- Rio, przypatrz się dobrze – powiedział, pospiesznie sięgając po księgi z herbami rodowymi. Jedną podał Riordanowi, a drugą rozłożył przed sobą. – Pomóż mi odnaleźć dokładnie taki symbol – dodał podając mu sygnet. Sam znał go na pamięć.
Rio bez komentarza zabrał się do pracy, podczas gdy mag szybko wertował swój tomik. Księgi nie były zbyt grube. Rodów posiadających własne symbole rodzinne nie było znowuż tak wiele, ale za to każdy z nich był bardzo dokładnie opisany pod względem historii, szczegółowej symboliki i wyglądu. Siłą rzeczy Neth złapał się na tym, że swój egzemplarz przejrzał już kilka razy, dalej nie będąc pewnym, czy czegoś nie pominął.
- W moim nie ma – stwierdził w końcu Riordan. – Jak u ciebie?
- Niemożliwe! – fuknął mag. - Musi być, skoro u mnie nie ma... Daj mi to – powiedział wyrywając księgę z rąk mężczyzny.
Rio uniósł brwi, ale nie skomentował jego zachowania. Czekał spokojnie, obserwując go do momentu, aż mag zmuszony był przyznać mu rację.
- Już? Uwierzyłeś? – zapytał, gdy Neth z pokonaną miną, odłożył obie księgi na przeczytany stosik.
- Ale… Ja jestem pewien, że gdzieś już widziałem jej portret – rzekł bezradnie.
Ostatecznie oba tomy zostały przez niego dokładnie przekartkowane i to wielokrotnie, ale żaden z symboli nawet nie przypominał tego, który nosiła Ethlinn.
Wymowne wydało mu się także, że księga z jego pełnym rodowodem zawierała dokładne informacje na temat przodków Melvina, a jednocześnie, ani słowem nie wspominała o przodkach jego matki. Z początku Neth sądził, że sprawozdanie mogło opisywać jedynie męską linię rodową, ale kiedy skonfrontował swoją teorię ze spisem dotyczącym innych rodzin przekonał się, że kobiety również były w nim starannie opisywane.
Robiło mu się coraz bardziej sucho w ustach. Wszystko wyglądało tak, jakby jego matka wcale nie istniała, a została jedynie doklejona w tym jednym miejscu.
Myśli Nechtana błądziły swobodnie wokół tego tematu. Musiał istnieć powód, dla którego jego matka została pominięta w rodowodzie. Skoro nie zasługiwała na nic więcej, jak tylko na umieszczenie jej podobizny i imienia, mogło to oznaczać tylko tyle że nie była magiem. Czy to mogło być w ogóle możliwe, żeby Melvin związał się ze zwykłym człowiekiem? Odpowiedź wydawała się oczywista. Przecież jego ojciec gardził ludźmi. Miał złe przeczucia. Czemu miały mu służyć te wszystkie odniesienia do wampiryzmu… Dlaczego miał szukać właśnie tego… No i przecież był pewien, że gdzieś już widział te oczy. I to wcale nie w lustrze.
Otworzył pierwszą księgę, po którą sięgnął i ponownie zaczął ją przekartkowywać. Z lekko rozchylonymi, drgającymi ustami błądził wzrokiem po obszernych stronicach, aby wreszcie odnaleźć to czego szukał. W jednym z rodowodów wampirów wyższych, widniała ta sama rycina, co przy imieniu jego matki. Została opisana jako Ethlinn, córka Ogha i Morrigan.
Neth poczuł się tak jakby ktoś zmusił go do przełknięcia bryły lodu, która teraz powoli przeciskała się przez jego wnętrzności, by wreszcie spocząć ciężko na dnie żołądka. Zrobiło mu się niedobrze. To nie mogło być możliwe. Jasne, że już wcześniej przeszło mu coś takiego przez myśl, ale po prostu musiało istnieć jakieś inne, realne wytłumaczenie dla tej chorej teorii.
Spojrzał na istoty mające być jego dziadkami. Według relacji, z księgi którą właśnie czytał, oboje nie żyli. Zginęli z rąk czarodziejów. I niby ich córka miała związać się z jednym z nich? Tym bardziej biorąc pod uwagę fakt, jakim człowiekiem był Melvin. Świetnie wpasowywał się w wizerunek oprawcy. Czyżby ją zmusił?
Neth wbił wzrok w rozpostarte przed sobą stronice. Nie mógł nie zauważyć, że Ethlinn odziedziczyła urodę po obojgu rodzicach. Oczy i włosy po ojcu, a ogólną budowę ciała i rysy twarzy po matce. Morrigan miała bardzo ciemne, niebieskie oczy kojarzące się z nocnym, bezchmurnym niebem i jasne, prawie białe włosy. Rycina przedstawiała ją siedzącą nad jeziorem w długiej, białej sukni. Mimo swej niezwykłej urody, zdecydowanie bardziej niż jej córka przypominała istotę nieludzką. Bił od niej swoisty blask. Jakby jej skóra pokryta była diamentowym pyłkiem. Ogh był nawet trochę podobny do Nechtana, choć zdecydowanie mocniej zbudowany. Wyprostowany z głową uniesioną do góry, prezentował się wyjątkowo poważnie i dystyngowanie. Przedstawiony był w wyszywanych skomplikowanymi ornamentami, drogo wyglądających ubraniach koloru zgniłej zieleni. Lewą dłoń ułożył na wysokości pasa. Mag od razu zwrócił uwagę na długie, ostro spiłowane szpony, lekko poczerniałe na końcach. Dokładniej przyjrzał się też jego twarzy, by spostrzec rząd idealnie równych, białych zębów, wyposażonych w ponadprzeciętnej wielkości kły.
Poczuł przeszywające go dreszcze. Ogh wyglądał groźnie.
- Posłuchaj… Cokolwiek sobie nie myślisz, to niczego nie zmienia. Pamiętaj, że nadal jesteś sobą Neth. Jeśli chcesz, możemy to wszystko zostawić w diabły i wyjść. – Rio odezwał się po raz pierwszy od dłuższego czasu. Patrzył na maga z wyrozumiałością, może nawet ze współczuciem.
Jego słowa wyrwały Nechtana ze swego rodzaju otępienia. Był tak bardzo pochłonięty swoimi odkryciami, że prawie zapomniał o jego obecności.
- Nie rozumiem! Cholera! – Neth podniósł się z krzesła. – Przecież to nie ma żadnego sensu!
- Wytłumaczysz mi co się dzieje? – zapytał zaniepokojony mężczyzna.
- Spójrz. Według tego co tutaj napisali, moja matka była wampirzycą! – prychnął, wskazując na fragment rodowodu. – To znaczy, nie tutaj. Tu ją tylko wymienili, ale spójrz – dodał wskazując fragment z księgi o wampirach – to ta sama kobieta!
- Tyle już zauważyłem… Ale nie powiem, żeby przeraziło mnie to szczególnie mocniej niż inne rewelacje z twoim udziałem. Tym bardziej nie rozumiem twojej reakcji. Co w tym takiego strasznego? Bez względu na to kim była, nie możesz z góry zakładać, że była… potworem.
- Nie o to chodzi. To po prostu fizycznie niemożliwe! Wampiry nie mogą mieć dzieci!
- Jak do tej pory byłem świadkiem niezliczonej ilości rzeczy, co do których byłem święcie przekonany, że nie są możliwe – zauważył Rio.
- No dobrze, ale ty jesteś człowiekiem. Nie gniewaj się, ale śmiem twierdzić, że mam większe pojęcie na temat tego, co jest możliwe, a co naprawdę nie miało prawa się wydarzyć!
Wampiry nie mogły mieć dzieci. W żaden sposób nie mogły się mieszać z innymi gatunkami. To wszystko musiało być jakąś kompletną bzdurą, a to by oznaczało, że nadal nie dowiedział się zupełnie niczego. Na nowo zaczął przeglądać wszystkie odłożone wcześniej księgi. Niektóre fragmenty zaczynały powoli klarować się w mętną całość. Nadal zupełnie abstrakcyjną, a jednak pasującą.
- Lilith! – wykrzyknął, nagle przypominając sobie o istnieniu jedynej istoty, od której mógł oczekiwać jakiejś konstruktywnej pomocy.
Od razu objawiła się tuż przed nimi. Zaskakująco szybko.
- Nareszcie Nechtanie. Powoli nabierałam pewności, że na to nie wpadniesz – przemówiła znana mu, świetlista postać.
- Wyjaśnij mi to. Przecież to niemożliwe! – Mag wpatrywał się w istotę jakby była jego ostatnią deską ratunku z tej otchłani absurdu.
Potrzebował zapewnienia ze strony kogoś, kto posiadał wiedzę związaną z jego rzeczywistością.
- Owszem, to niemożliwe – potwierdziła spokojnie. Neth odetchnął, przymykając powieki z ulgą. - A raczej normalnie, to byłoby zupełnie niemożliwe. Ale Ethlinn miała mnie – dodała po chwili.
- Zaaaraz… - wtrącił się niespodziewanie Rio. – Ty jesteś Lilith? Ta, o której piszą w tej książce? – Mężczyzna uniósł opasły tom, który wcześniej przeglądał.
- Daj spokój Rio. Imię może się powtarzać w wielu księgach – mruknął lekceważąco mag.
Zastanawiał się co takiego mogła mieć na myśli Lilith, wspominając o tym, że jego matka ją miała. Stworzenie nocy nie miało prawa posiadać many. Zginęłoby.
- W zestawieniu z imieniem „Ethlinn”? – upierał się mężczyzna.
- Jednak nie jesteś aż takim głupcem za jakiego cię brałam – odpowiedziała spokojnie Lilith. – Nie zrozum mnie źle. Nadal jesteś zupełnie bezwartościowy.
Nechtan w sekundzie poczuł się słabo. Otworzył szeroko oczy w wyrazie nagłej świadomości. Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Jak mógł być tak głupi? Tak potwornie głupi! Zaufał jej. Tej istocie… Uwierzył na słowo, nie mając pojęcia czym tak naprawę była. Przecież nigdy wcześniej nie słyszał o zjawisku uosobionej many… Teraz wydało mu się to tak oczywiste… Zimny pot oblat mu plecy, a stopy zdawały się wręcz wrosnąć w ziemię.
- Jesteś demonem – wykrztusił.
- Skoro już mamy jasność… - wyszczerzyła się w potwornym uśmiechu.
Postać zmieniła się. Przez chwilę tworzyła bezkształtną poświatę, by zaraz przybrać wygląd nagiej kobiety. Można by było powiedzieć, że była piękna, gdyby nie fakt, że była jednocześnie przerażająca i wyjątkowo nieludzka. Zdawała się być zupełnie pozbawiona emocji. Jej skóra była dziwnie sina i jakby naciągnięta w niektórych miejscach. Miała wąskie, ostro wykrojone usta, przymrużone, granatowe oczy o bardzo cienkich i wyraźnie zarysowanych brwiach i kręcone, jasnorude włosy.
- Witam raz jeszcze – Lilith uśmiechnęła się wulgarnie, zagryzając dolną wargę ostrymi jak igły zębami.
O dziwo, pierwszy z szoku otrząsnął się Rio.
- Tutaj jest napisane, że wy… - chyba nie do końca wiedział, jak się wysłowić, ale demon najwyraźniej zrozumiał.
- Kochałam ją. Nadal ją kocham.
- Kłamiesz! Wy nawet nie znacie tego uczucia! – warknął gniewnie mag.
Powoli dopiero docierało do niego jakim idiotą okazał się być. Czuł się oszukany i wystawiony na pośmiewisko. Policzki zaczęły go mocno piec z gorąca. Było mu potwornie wstyd.
Wychodziło na to, że już dawno się w to wpakował. Tuż po tym jak opuścił posiadłość Melvina - i jeszcze wciągnął w tę niedorzeczną sytuację mężczyznę, który najprawdopodobniej obdarzył go uczuciem. Przegrał dosłownie wszystko.
- Podobnie jak ty, mój drogi – prychnęła z rozbawieniem. – Chętnie porozmawiałabym z wami dłużej, ale przebywanie w mojej nieco bardziej realnej postaci, poza miejscem, w którym rzeczywiście się znajduję, kosztuje naszego biednego Nechtana zbyt wiele energii. Niegrzecznie byłoby mi jej nadużywać – Lilith skłoniła się delikatnie w jego stronę. – Niełatwo było mi ciebie prowadzić za rączkę aż do tego miejsca… magu… - Lilith zdawała się wypowiadać to słowo z nieskrywaną odrazą.
- Jak możesz korzystać z mojej mocy bez mojej wiedzy?! – oburzył się Neth.
- Nareszcie zaczynasz pytać. To dobrze – stwierdziła z satysfakcją. - Jeśli naprawdę chcesz się wszystkiego dowiedzieć, będziesz musiał się do mnie pofatygować osobiście.
- O czym ty w ogóle mówisz? – warknął zirytowany mag. Był już na skraju wyczerpania nerwowego.
- Teraz możecie zobaczyć jedynie niewielką cząstkę mnie. Stale żyjącą w tobie – Lilith wskazała palcem na Nechtana. – Jeśli chcesz mnie spotkać, musisz udać się do pęknięcia. Dokładnie tam, gdzie powstała wyrwa. Spokojnie, odnajdziesz mnie bez trudu. Na miejscu wszystko ci wytłumaczę. Obiecuję, że odpowiem na każde twoje pytanie.
- I niby mam ci znowu zaufać?! Demonowi?!
- Będziesz musiał. Chyba że do końca życia chcesz już zawsze mieć mnie przy sobie. Twój wybór – po tych słowach zniknęła nie czekając aż mag ją o to poprosi.
Zapanowała cisza. Mag stał w miejscu drżąc z emocji i nie wiedząc jak się zachować. Bał się spojrzeć na Rio, bał się ruszyć. Chciałby zapaść się pod ziemię, gdyby nie fakt, że przecież już pod nią byli. W końcu to Riordan odezwał się pierwszy.
- Już wcześniej mówiłem ci, że nie powinieneś jej ufać – zauważył.
- Tak, teraz już wiem, że masz wrodzony dar do ostrzegania mnie przed atrakcyjnymi kobietami – odparł cicho Neth.
- Przynajmniej zauważyłeś, że była niezła – mruknął Rio, po czym objął go delikatnie ramieniem. – Spokojnie, coś z tym zrobimy.
- Kurwa. Jestem skończonym idiotą – szepnął mag pod nosem. Zasłonił oczy, ukrywając łzy.

Dwie godziny później nadal siedzieli uwięzieni w bibliotece. Neth uparł się, żeby dokładnie przeczytać zignorowaną uprzednio księgę traktującą o demonologii. Dowiedział się z niej, że każdy demon, aby w ogóle się nim stać, musiał najpierw poświęcić swoją niezłomność. Innymi słowy - zostać przeklętym. Najwyraźniej w przypadku Lilith, powodem była miłość do Ethlinn. Nie dość, że do cielesnego stworzenia, to jeszcze do stworzenia nocy. To nie miało prawa skończyć się inaczej. Musiała podjąć tę decyzję świadomie. Odrzuciła świętość, skazując się na wieczne potępienie… dla wampirzycy, która związała się z jego ojcem. Nie brzmiało to dobrze ani nie wróżyło dobrze dla niego. Czego mogła chcieć?
Siedzieli na podłodze pod ścianą biblioteki. Kiedy napięcie trochę odpuściło, obaj poczuli się wyjątkowo wyczerpani. Nechtan machinalnie przeglądał księgi, właściwie nic już z nich nie przyswajając. I tak dowiedział się wszystkiego czego mógł.
- Jestem tak potwornie głodny, że jak zaraz stąd nie wyjdziemy to zacznę poważnie rozważać możliwość zjedzenia ciebie. Już mi wyglądasz apetycznie – stwierdził Rio trącając maga łokciem.
- Też mi nowość – prychnął Neth.
Uśmiechnął się na komentarz Riordana, ale zaraz jego twarz ponownie przykryła się cieniem.
- Muszę tam iść. Muszę się tam udać natychmiast – jęknął.
- A możemy tam iść natychmiast po tym, jak już zjemy i prześpimy się, chociaż chwilę? – zapytał mężczyzna, również opierając się o maga.
- Koniecznie, tak zróbmy – westchnął Neth.

Z pomocą golema wydostali się na powierzchnię, wprost do księgarni, z której wcześniej zeszli do podziemi. Riordan rzeczywiście kupił książkę dla Noel, ponieważ ku ich niemałemu zaskoczeniu, okazało się, że godziny jakie spędzili w magicznej bibliotece upłynęły jedynie w jej wnętrzu. Gdy tylko wyszli zza regałów, stało się jasne, że czas na powierzchni nie uległ zmianie. Od razu podeszła do nich dziewczyna, z którą Rio rozmawiał by zaproponować mu kilka opowiadań dla dziewczynki. Wobec czegoś takiego mężczyzna bez wahania skusił się na ten mały drobiazg. Oboje podziękowali za pomoc, z ulgą opuszczając to miejsce.
Nie rozmawiali wiele o tym co się wydarzyło i czego się dowiedzieli. Nawet w karczmie, w której zabawili znacznie dłużej niż planowali, prowadzili dość zdawkową rozmowę, konkretnie o niczym. Żaden z nich nie czuł się na siłach by oficjalnie podjąć decyzję o wyruszaniu w stronę magicznej wyrwy - kolejnego etapu tej cholernej wyprawy, która zdawała się nigdy nie kończyć.
Problem nie polegał jedynie na braku chęci spotkania się twarzą w twarz z demonem. Golem wyjaśnił im, że magiczna wyrwa nadal tworzy wokół siebie pewną specyficzną barierę, po przekroczeniu której Nechtan nie będzie mógł we właściwy sposób korzystać z many. Było możliwe, że niektóre jego zaklęcia zadziałają, ale cóż… raczej mało prawdopodobne. Pewnym natomiast był fakt, że nie będą mogli skorzystać z portalu, żeby przedostać się na miejsce. Ostatni odcinek trasy byliby zatem zmuszeni pokonać w całkowicie niemagiczny, zwyczajny sposób. Neth musiał przemyśleć jak się do tego przygotować. Potrzebował czasu by zaplanować bezpośrednie spotkanie z Lilith. Nie wiedział przecież czego mógł się po niej spodziewać. Czy istota miała dobre, czy złe zamiary, czego w ogóle od niego chciała. Gdyby chciała odebrać mu duszę, a nawet jeśli jedynie życie… chyba nie potrzebowałaby ściągać go w jedno, konkretne miejsce. Oczywiście pozostawała również kwestia obecności Riordana. Jak do tej pory mag wielokrotnie ryzykował znacznie bardziej niż powinien, pozwalając mężczyźnie towarzyszyć mu we wszystkich swoich potyczkach. Nie chciał ponownie popełnić tego samego błędu. Potrzebował ochłonąć, zebrać się na odwagę i wytłumaczyć mu, że ich drogi musiały się wreszcie rozminąć. Riordan miał do kogo wracać, a on nie miał prawa mu tego odbierać.
Ostatecznie droga powrotna zdawała się upłynąć zaskakująco szybko. Właściwie to mag ucieszył się z tego powodu jeszcze bardziej, ponieważ ledwie zdążyli wejść do hotelu, a pogoda całkowicie odmieniła swą - jak dotąd przyjazną aurę. Wieczorem zerwał się silny wiatr, a w chwilę później ciemne chmury zaowocowały gęstą ulewą.
Nechtan poprosił o dodatkowy pokój dla przyjaciela, by w taki sposób zaoszczędzić im nawarstwiającej się niezręczności. Mimo że sam wyszedł z taką inicjatywą musiał przyznać, że brak sprzeciwu ze strony mężczyzny trochę go zaskoczył. Czyżby Rio tak szybko stracił zainteresowanie? Swoim zwyczajem, postarał się ukryć tę reakcję, ale gdy Rio bez oporu przyjął dodatkowy klucz, ukłucie dało o sobie znać bardziej niż się tego spodziewał.
Ledwie zapadł zmrok, a obaj rozeszli się do swoich sypialni.
Jednostajny szum deszczu i potworne zmęczenie dopadły go bezlitośnie. Neth wyszedł z pokoju dosłownie na moment - tylko po to, żeby się wykąpać, wiedział, że bez tego nie zaśnie. Kiedy tylko wrócił, wszedł do łóżka i praktycznie natychmiast zasnął.

Uchylił powieki spoglądając w okno. Deszcz nie zacinał już w szyby, ale wciąż było pochmurnie i wietrznie. Zastanawiał się jak długo spał i która mogła być godzina. Pomimo gorącej kąpieli, jaką zafundował sobie poprzedniego wieczora, teraz doskwierał mu nieprzyjemny chłód. Z jednej strony zdawało mu się, że spał wyjątkowo długo, z drugiej nadal był zmęczony. Miał kłopoty z koncentracją i bynajmniej nie czuł, żeby tego dnia planowanie drogi do miejsca przebywania Lilith, okazało się nazbyt owocne. Poleżał jeszcze kilka minut, utwierdzając się w przekonaniu, że ten dzień nie miał być szczególnie dobrym. W końcu zmusił się do wstania, żeby sprawdzić co z Rio. Założył czyste rzeczy, wyjątkowo rezygnując z czarnej koszuli na korzyść białej. Rozczesał włosy, związał je wstążką, zasznurował wysokie buty i wyszedł na korytarz.
Pokój Riordana znajdował się na drugim końcu. Neth z początku zapukał, nie chcąc wpraszać się do środka bez ostrzeżenia. Czekał chwilę pod drzwiami, ale nikt nie raczył mu odpowiedzieć. Zastukał raz jeszcze, potem kolejny, a mimo to nie doczekał się reakcji. Było to dosyć niepokojące. Mag nie wyobrażał sobie, żeby mężczyzna po prostu go ignorował. Gdyby chciał odejść, chyba też by się z nim pożegnał, przecież wiedział, że Neth by go nie powstrzymywał.
- bats’ek’ ink’nerd – szepnął.
Zamek w drzwiach natychmiast ustąpił, a Neth wsunął się do środka. Chciał tylko sprawdzić, czy nic złego się nie stało. Zwłaszcza, że w jego ocenie poprzedniego wieczora Riordan zachowywał się dość dziwacznie. Przynajmniej jak na siebie.
Jak się okazało, w środku faktycznie nikogo nie było. Mag rozejrzał się po pomieszczeniu. Na wieszaku przy drzwiach wisiała ciepła kurtka, którą mężczyzna musiał mieć wcześniej zwiniętą w plecaku. Ubrania, które miał na sobie poprzedniego dnia, leżały rzucone na krzesło pod oknem, a otwarty plecak podróżny stał oparty o zasłane łóżko.
Neth odetchnął z ulgą. Czyli jednak nie odszedł. To go trochę uspokoiło, co jednak nie zmieniało faktu, że nadal nie miał pojęcia, gdzie podziewał się właściciel owych rzeczy.
Usiadł na łóżku, zastanawiając się, gdzie mógłby go szukać. Rio mógł brać prysznic, albo po prostu zejść na śniadanie, może nawet obiad. Co prawda poprzedniego wieczora zjadł tyle, że magowi wystarczyłoby do końca życia, ale zdawał sobie sprawę z tego, że ich odczuwanie głodu znacznie się od siebie różniło. Zwykli ludzie odżywiali się przecież regularnie.
Zastanawiające wydało mu się, że zamiast zacząć planować coś konstruktywnego, w myślach oskarżał mężczyznę o to, że nie dotrzymywał mu towarzystwa. Tyle razy mówił mu przecież, żeby wracał do domu. Nadal uważał, że to byłoby najlepsze rozwiązanie, a jednak brak obecności Riordana okazywał się być wyjątkowo frustrujący.
Za bardzo do niego przywykł. W końcu Rio był pierwszym człowiekiem, z którym spędził tak wiele czasu. Jego przywiązanie musiało być zjawiskiem zupełnie naturalnym. Czasami łapał się nawet na tym, że tęsknił za czymś tak błahym, jak luźne rozmowy z Deanem. Przyjemnie było mieć z kim porozmawiać. Cenił sobie swobodę i samotność, ale najwyraźniej nie zawsze były one najlepszymi kompanami.
Po kilkunastu minutach patrzenia się w ścianę, od niechcenia zajrzał do pozostawionego luzem plecaka. Nie chciał przekraczać granic dobrego wychowania (choć być może już odrobinę je naruszył…), w końcu jakby nie było, trochę się tu włamał. Ale zrobił to z troski, a skoro plecak i tak stał otwarty, to pomyślał, że przecież nie zrobiłby nic złego, gdyby tak trochę do niego zajrzał. Cokolwiek by tam nie znalazł, Rio raczej by się na niego nie zdenerwował. Mężczyzna, w odróżnieniu od niego nie przywiązywał wagi do tego typu spraw.
W plecaku znajdowało się kilka najpotrzebniejszych rzeczy takich jak ubrania, bielizna, jakieś środki higieny, grzebień… Nic niezwykłego. Na dnie schowana była książka dla Noel, a także jakaś grubsza i poważniejsza, z zakładką w środku. Luzem plątały się kolorowe rzemyki, którymi Riordan związywał włosy. Zawsze wydawało mu się to zabawne, że dorosły mężczyzna, w dodatku pokroju Riordana (a nie chociażby takiego Patricka, który był znacznie drobniejszy i młodszy), nosił we włosach kolorowe ozdoby. Właśnie oglądał jeden z nich, do którego ktoś przymocował kolorowy koralik, kiedy drzwi nareszcie się otworzyły.
- Wystarczyło poprosić, pożyczyłbym ci – zażartował zdziwiony jego obecnością Rio.
Uśmiechał się. Wyglądał na bardzo zadowolonego i w dodatku nie był sam. Tuż za nim stała młoda dziewczyna, chyba z hotelowej obsługi. Weszli do pomieszczenia rozbawieni, w trakcie głośnej rozmowy. Nechtan zauważył, że kobieta położyła dłoń na ramieniu Rio. W sekundzie poczuł, że wnętrzności związały mu się w supeł.
- Przepraszam, nie wiedziałem, gdzie cię szukać, pomyślałem, że zaczekam w środku. Nie chciałem przeszkadzać – zaakcentował.
Czuł narastającą złość. Trzeba było się stąd ewakuować, zanim Riordan będzie mógł poczuć ją na sobie.
- Rio… To może ja przyjdę później…? - dziewczyna odezwała się zdezorientowana.
- Nie, nie, czekaj Al. Musiałem zapomnieć zamknąć drzwi. To mój kuzyn, wszystko jest w porządku – powiedział uprzejmie.
Właśnie tego mu było potrzeba. Jeśli Riordan chciał wyprowadzić go z równowagi, to właśnie mu się to udało. Znowu miał być kuzynem? W porządku, będzie nim.
- Właśnie, Al. Jestem przekonany, że będzie wręcz doskonale. Riordan ma spore doświadczenie w pieprzeniu nowopoznanych, atrakcyjnych, młodych kobiet. Spodoba ci się – oświadczył przesiąkniętym jadem głosem. – Doprawdy cieszę się, że już nie muszę nocować w jego domu. Damska bielizna znajdowana na każdym kroku, byle gdzie… Przepraszam, to chyba nie było grzeczne z mojej strony? W każdym razie bądź łaskawa nie zapomnieć swojej – poradził z uśmiechem. – Jak już skończysz, będę u siebie – warknął do Riordana.
Wyminął wyraźnie zaszokowanego mężczyznę i wyszedł trzaskając drzwiami.

Był wściekły. Niepotrzebnie stracił nad sobą panowanie. Nie przyniosło mu to ani ulgi, ani satysfakcji. Zabarykadował się w swoim pokoju, obrażony na cały świat. Nie powinno go to obchodzić. Wiedział jaki był Riordan. Między nimi nic nie było. Sam ustalił te zasady i był z nich dumny. Każdy by się wściekł, kiedy jego życie wywróciłoby się właśnie na drugą stronę, a cholerny Riordan nie myślałby o niczym innym, jak tylko o nowych przygodach łóżkowych. Czy mógł go winić? Dziewczyna była całkiem urocza. Dlaczego miałby rezygnować z bliskości z nią? Czyżby Neth oczekiwał, że mężczyzna będzie się umartwiał perspektywą rychłych pertraktacji z demonem, odmawiając sobie wszystkiego innego? Dlaczego tak bardzo go to zdenerwowało? Logicznie rzecz biorąc, Riordan nie zrobił nic złego. Nawet nie mógł oskarżyć go opóźnianie ich planów, bo przecież wciąż żadnych nie mieli.
- Lilith!
- Witaj Nechtanie. Jaki uroczy dzień – zamruczał demon spoglądając w okno.
Pojawiła się w swojej kobiecej postaci. Najwyraźniej całkiem zrezygnowała z prób ukrywania tego kim naprawdę była. Zresztą w obecnej sytuacji, rzeczywiście nie miałoby to już sensu.
- Ustalmy coś – przerwał jej.
Potrzebował zająć myśli i mogła to być nawet rozmowa z cholernym demonem. W końcu taka właśnie rozmowa, powinna skutecznie odciągnąć jego wyobraźnię od obrazu Riordana dotykającego kogoś innego.
– Jak do ciebie dotrzeć? Podobno nie przeniosę się tam portalem?
- Owszem. Inaczej oczekiwałabym, że zrobisz to natychmiast. Wytłumacz mi zatem, dlaczego nadal tkwisz tutaj, zamiast być w drodze?
- Nie udawaj, że tego nie wiesz. Bardzo chciałbym umieć ukryć przed tobą emocje związane z perspektywą wizyty w norze demona, ale jak mniemam jest to niemożliwe – oparł, niezadowolony z takiego obrotu konwersacji.
Naprawdę liczył na trochę udawania. Może wsparcia?
Lilith uśmiechnęła się lekko.
- Jesteś uroczy. Czasami naprawdę ją przypominasz. Szkoda, że aż tyle masz z ojca - stwierdziła z nostalgią. – No dobrze. To zabierzmy się za planowanie. Czyżbyś nie chciał, żeby ten człowiek ci towarzyszył? – zapytała złośliwie.
- Jakbyś zgadła. Cieszy mnie twoja niezwykła spostrzegawczość.
Demon wyszczerzył swoje igiełkowate zęby w szerokim uśmiechu.
- Nie potrzebujesz go. Nie przejmuj się nim Nechtanie – mruknęła zalotnie. – Przysiadła tuż obok niego, tak blisko, że mógł poczuć chłód jej ciała. – Pokażę ci. Wyciągniesz mapę?

Rozmawiali długo. Lilith tłumaczyła mu, dokąd będą w stanie dotrzeć, przemieszczając się z pomocą portalu oraz gdzie mieli się udać później. Poradziła mu, żeby wyciągnął najpotrzebniejsze rzeczy z kufra, ostrzegając przy tym, że po przekroczeniu granicy, nie będzie w stanie z niego korzystać.
Wielokrotnie próbował dopytać ją o cel całej tej wizyty, ale zdawała się wtedy całkowicie ignorować jego słowa.
- Dowiesz się na miejscu. Skończ już te podchody. Stać cię na więcej – warknęła w końcu.
- Sam nie wiem. Udowodniłaś mi skutecznie, że wcale nie stać mnie na tak wiele.
- Po prostu dobrze cię znam. Towarzyszę ci przez całe życie, a ostatecznie nie miałeś zbyt dobrych wzorców w domu, prawda? Szkoda, że nie mogłeś w pełni rozwinąć swej mocy. Jesteś naprawdę potężnym magiem – westchnęła.
- Więc może jeszcze będę miał ku temu okazję – zauważył.
- Może.
- Czy to już wszystko? Jak długo to potrwa? Chyba powinienem przygotować jakieś zapasy?
- Nie musisz, możesz żywić się krwią. Zastąpi ci jedzenie i picie. Będziesz też silniejszy, sprawniejszy i szybszy. Jakieś dwa dni – oceniła.
- A tradycyjnie? – zapytał zrezygnowany.
- Masz na myśli, żałośnie jak zwykły człowiek? Około tygodnia – prychnęła.
- Dobrze więc. To chyba wszystko, co chciałem wiedzieć.
Neth o dziwo, wcale nie chciał, żeby Lilith odchodziła. Jej obecność bardzo go osłabiała, ale wiedział, że kiedy zostanie sam, jego myśli będą jeszcze gorsze do zniesienia.
- Nie płacz skarbie. Pamiętaj, że druga mama zawsze z tobą jest – roześmiał się demon znikając.
- Też mi pocieszenie! – powiedział na głos.

Riordan nie przyszedł przez cały dzień. Neth miał ochotę iść do niego i oświadczyć mu, że wyrusza sam. Ciekawe czy próbowałby go zatrzymać, czy przywitałby jego słowa z ulgą. Szybko zaschło mu w ustach na myśl, że Rio mógłby tego wręcz oczekiwać. Pewnie był na niego zły. Ostatnim razem nie zachował się szczególnie elegancko. Miał wrażenie, że ostatnimi czasy całkowicie tracił fason. Nie wiedział co się z nim działo, ale nie było to nic dobrego. Czasami żałował, że w ogóle opuścił posiadłość ojca. Czy naprawdę było mu tam, aż tak źle? Nowe eksperymenty, pogłębianie wiedzy… Wtedy czuł się wartościowy. A teraz? Z każdym nowym dniem, dowiadywał się o istnieniu tylu różnych spraw, o których jak dotąd nie miał pojęcia. Brakowało mu możliwości rozwoju, był tym wszystkim zwyczajnie przytłoczony.
Pogoda nie poprawiła się, idealnie odzwierciedlając samopoczucie maga. Gęsto spadające, wielkie krople deszczu rozbijały się o okno, a on siedział przy stoliku zaznaczając na mapie punkty, o których mówiła mu wcześniej Lilith. Jednocześnie zerkał na księgę traktującą o Otchłani - tę samą, która zwierała opis rytuału potrzebnego do przywołania duszy umarłego. Szukał jakichś wzmianek o możliwości pokonania demona, chociaż nie wierzył, żeby rzeczywiście było to możliwe. Z tego co wiedział, demony nie mogły umrzeć. Mimo wszystko, zawsze mógł natknąć się na jakąś pomocną informację, więc nie rezygnował z owej czynności, pomimo tego, że korzystanie z księgi kosztowało go trochę, i tak już mocno nadużytej many.
Potrzebował dłuższej regeneracji. Ucieleśnianie się Lilith bardzo go osłabiało.

Wieczorem nareszcie usłyszał pukanie do drzwi. Nie odezwał się, ale już wcześniej otworzył je (na wszelki wypadek), więc gdy tylko Rio nacisnął klamkę, mógł wejść do środka.
- Przyniosłem ci coś do jedzenia. Nie widziałem cię na dole, więc zakładam, że nie wychodziłeś – powiedział ostrożnie.
Mężczyzna podszedł do stolika, kładąc na nim talerz ze świeżo upieczonymi, jeszcze ciepłymi chlebkami i jakąś czerwonawą potrawką warzywną.
- Dziękuję, nie trzeba było się kłopotać. Nie jestem głodny.
- Nie jadłeś cały dzień, nie mów mi, że nie jesteś głodny – odparował Rio. – No więc? Masz mi coś do powiedzenia? Czy będziemy udawać, że wszystko jest super?
- Obawiam się, że nie rozumiem – bąknął mag.
- Zachowałeś się jak ostatni buc – rzucił Rio prosto z mostu.
Nechtan podniósł na niego wzrok. Jak to się stało, że on był w pozycji do wyrzutów, kiedy to mag czuł się pokrzywdzony?
- Najwyraźniej miałem powód. Czyżbym popsuł ci randkę? – zapytał ze złośliwą satysfakcją.
- Nie Neth, nie zepsułeś. I o jakim powodzie mówisz? Zbyt drastycznie przerwałem ci przeglądanie moich rzeczy? A może powinienem wszem i wobec ogłaszać, że jesteś moim kochankiem? Kiedy ostatnio powiedziałem coś takiego na głos, cały dzień chodziłeś wściekły jakby cię coś ugryzło w tyłek, a teraz kiedy starałem się w najprostszy sposób wytłumaczyć, co inny facet robił w moim pokoju, pod moją nieobecność dodajmy, wściekasz się, że nazwałem cię kuzynem. Nie możesz się wreszcie zdecydować?
Neth poczuł nawracającą złość.
- Dobrze wiesz w jakiej jestem sytuacji i stale upierasz się, że chcesz mi towarzyszyć, a nagle dzień po wizycie w tym cholernym podziemiu, stwierdzasz, że najlepiej jest dać upust seksualnej frustracji z jakąś przygodnie poznaną panienką! Czyżbyś zmienił zdanie? Jednak wolisz wrócić do domu? Świetnie, tylko wcześniej mnie o tym uprzedź! – Wykrzyczał mag, celując zgniecioną w garści mapą prosto w Riordana.
- Jesteś zazdrosny – stwierdził Rio, unosząc lekko kąciki ust. – No proszę.
- Chciałbyś – prychnął Neth.
- Oczywiście że jesteś – dodał mężczyzna, już z pełnym uśmiechem na ustach.
Rio podszedł do maga i wbrew jego intensywnym sprzeciwom, objął go w talii. Wyglądało na to, że gniew minął mu bezpowrotnie.
- Nie musisz się denerwować. Ta biedna dziewczyna przyszła tylko po pranie, przecież sam za to zapłaciłeś prawda? – wyszeptał mu do ucha.
- Jak to? – Neth wyprężył się, żeby rzucić Riordanowi podejrzliwe spojrzenie.
- Tak to. Chyba naprawdę masz o mnie nienajlepsze zdanie, co?
Poczuł, że zrobił się czerwony. Zabrakło mu argumentów by odparować słowa Riordana, choć musiał przyznać, że poczuł się jednak trochę lepiej. Czyli Rio jednak jej nie uwiódł? A to nowość. Cóż, nadal był zły. Przecież nie dało się automatycznie zapanować nad emocjami, ale zrobiło mu się minimalnie wstyd. Swoim zwyczajem od razu ocenił sytuację, no i wyglądało na to, że obraził zupełnie niewinną dziewczynę…
- Nie obchodzi mnie twoja relacja z Al – stwierdził w końcu, starając się odepchnąć mężczyznę.
Przecież nie mógł ot tak przyznać się do błędu. Najgorsze było to, że nawet gdyby Riordan się z nią przespał, nie powinno go to denerwować aż tak bardzo! Zdawał sobie sprawę z tego, że jego reakcja była dziwna i już sam ten fakt wprawiał go w zakłopotanie. Na domiar złego Rio zaczął się śmiać.
- Zszedłem na śniadanie. Dziewczyna chciała potwierdzić kilka rzeczy związanych z wynajmem. Zwyczajnie mi się przedstawiła. Ma na imię Alana, królewno – wytłumaczył. - Chodź tu…
Rio nie czekając na kolejny atak złości, przyciągnął Nechtana jeszcze bliżej, całując go delikatnie w usta. Odgarnął jego opadające z przodu kosmyki włosów i zgrabnie szarpnął maga w stronę łóżka, z lekka go okręcając.
- Może wspólnie zrobimy coś z tą moją seksualną frustracją, żebyś nie musiał się nią zanadto przejmować? – wymruczał ochoczo, całując go bardziej zachłannie.
Odchylił koszulę maga, by mieć bardziej swobodny dostęp do jego szyi. Zassał się na moment na obojczyku Nechtana, który mimowolnie jęknął w przestrzeń. Ciało zdradzało go bardziej niż słowa.
Chciał. Naprawdę chciał, ale urażona duma za bardzo dawała mu się we znaki. Zamiast skupić się na tym czego pragnął, odsunął się od rozgrzanego, przyjemnie pachnącego ciała mężczyzny i zmusił się do powrotu do stolika. Starał się nie patrzeć na Rio, nie ufał swojej zdolności do samokontroli, aż tak bardzo.
- Daj spokój. Coś już ustaliliśmy na ten temat – zaczął, w głębi ducha nienawidząc się za taką reakcję. – Kiedy oddawałeś do prania swoje ubrania… rozmawiałem z Lilith. Wiem mniej więcej, gdzie muszę się udać. Wszystko mam już właściwie przygotowane do drogi.
Rio odetchnął głośno i palcami przeczesał włosy.
Prawdopodobnie specjalnie podrapał się po brzuchu, odsłaniając tym samym kawałek swojego idealnie wyrzeźbionego brzucha. Drań.
- W porządku. Zaczekaj chwilę, spakuję się.
- Czyli chcesz iść ze mną? – wypalił Neth.
 Cholera, dlaczego aż tak go to ucieszyło?
- Dlaczego stale we mnie wątpisz? – zapytał mężczyzna, podnosząc się z łóżka. – Zaraz będę – dodał.
Neth miał ochotę pogryźć krzesło z własnej, seksualnej frustracji. Argumenty jakimi się raczył, mające potwierdzać słuszność jego działań, zdawały się być zupełnie bezwartościowe dla jego ciała, które pragnęło, by Riordan zszarpał z niego ubranie i dotykał go w każdy możliwy sposób, na jaki tylko miałby ochotę. Chciał oddać się temu uczuciu zupełnie niepodzielnie. Czuć jego zapach i ciepło skóry tuż przy sobie, tak jak jeszcze chwilę temu. Chciał słyszeć jego czuły śmiech i krępujące słowa…
Cóż, a teraz został sam na sam z warzywną potrawką, która pewnie i tak była już zimna.

Ostatecznie wymeldowali się już w nocy. Obaj spali do późna, a Nechtan uznał, że skoro mieli pojawić się nagle, gdzieś pośrodku kompletnie nieznanego im miejsca, lepiej było uczynić to pod osłoną mroku. Nie chciał siać paniki wśród postronnych ludzi, którzy mogliby ich przypadkowo zobaczyć.
Lilith wytłumaczyła mu, że większość trasy, którą będą zmuszeni pokonać pieszo, przebiegała przez las. Musieli się więc nieco przeorganizować, zważywszy na niemożność korzystania z magii. O ile fakt ten w najmniejszym stopniu nie obszedł Riordana, dla Netha była to taka sama perspektywa, jak choćby dobrowolne odcięcie sobie kończyny i bynajmniej nie czuł się z tym dobrze.
Jeszcze w Lannion zakupili dodatkowy plecak podróżny dla maga, co także nie było łatwym zadaniem, jako że według niego, każdy z oglądanych przedmiotów był albo za mały, albo za duży, albo po prostu niewygodny. Rio obserwując te mordercze zmagania z przymrużeniem oka, koniec końców zgodził się oddać mu swój własny plecak, a sam zabrać niewygodny, nowy nabytek.
Podzielili się bagażem, uwzględniając w nim potrzebne wyposażenie z kufra Nechtana - czyli w praktyce przepakowali prawie całą jego zawartość do plecaka, który miał nieść Riordan. W miękkim bagażu maga umieścili ubrania na zmianę, koce i składany namiot. Neth zgodził się wziąć też podstawowe środki higieny, a raczej wymógł ten warunek, ponieważ w razie jakiejś nieplanowanej rozłąki, zdecydowanie wolał głodować, niż śmierdzieć. Tym samym Riordan niósł wszystkie niezbędne księgi, buteleczki z eliksirami, zapasy żywności i wody, śpiwory i specjalnie zabezpieczone składniki alchemiczne. Ostatecznie do jego bagażu doszedł także i namiot, ponieważ Neth co chwila skarżył się na jego nieporęczność i kłopoty z przymocowywaniem stelaża do miękkiego plecaka.
Mag otworzył dla nich portal w tej samej alejce, w której się spotkali. Obaj skorzystali z niego, mając nadzieję, że właśnie rozpoczęli ostatni etap tej wyprawy.

Ćpun, diler i psychopata - SAIA - cz. 1

 Pierwszy fragment nowego powiadania :) Koniecznie dajcie znać, jakie macie wrażenia po przeczytaniu! ;)   -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-...