Napisałabym tutaj jakiś elokwentny komentarz, ale muszę się zająć gotowaniem... - życie :D Pozostaje życzyć miłego wieczoru ;)
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Riordan nie odzywał się. Może i nie udawał że go nie widział, ale nie mówił nic ponad to, co było absolutnie konieczne i ograniczał się do zdawkowych odpowiedzi na jego liczne próby podejmowania rozmów.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Riordan nie odzywał się. Może i nie udawał że go nie widział, ale nie mówił nic ponad to, co było absolutnie konieczne i ograniczał się do zdawkowych odpowiedzi na jego liczne próby podejmowania rozmów.
Koniec końców, obaj wrócili do wynajętego pokoju. Mag nie chciał
wyruszać dalej dopóki nie wyjaśnią sobie pewnych spraw. Cała wyprawa i tak była
wystarczająco niebezpieczna, żeby w ogóle chciał zabierać na nią zwykłego człowieka,
a zabieranie go w sytuacji gdy Riordan mu nie ufał, byłoby zwyczajnie głupie. Była
to prawdopodobnie ostatnia szansa na rozdzielenie ich losów. Nechtan wiedział
że gdyby teraz umiejętnie poprowadził rozmowę, Rio wróciłby do Rennais. Tyle tylko,
że wcale tego nie chciał.
Riordan ułożył się na łóżku, podpierając się na wygniecionej poduszce.
W ciasnym pomieszczeniu i tak nie miałby co ze sobą zrobić. Neth spoglądał
na niego, lecz bez wzajemności. Taka obojętność była do niego niepodobna. Rio zawsze
okazywał mu zainteresowanie. Mógł być zły, złośliwy, zajęty lub zwyczajnie nie
w humorze, ale zawsze poświęcał mu uwagę. Czasami nawet się o to denerwował,
więc tym bardziej kuriozalny wydał mu się fakt, że tak bardzo chciałby wrócić
do ich zwyczajowej relacji. Puste oczy mężczyzny wpatrzone w rzemyk, którym
zwykle związywał włosy, sprawiały że mag czuł jakby zimne, oślizgłe macki zaciskały
mu się wokół serca.
- Przepraszam że nie powiedziałem, ale nie okłamałem cię. Naprawdę
nigdy nie stosowałem żadnych rytuałów przedłużających żywot – zaczął ostrożnie,
po raz kolejny. - Zrozum, moje życie było piekłem, po co miałbym chcieć żyć
dłużej? Tak właściwie nigdy się nad tym specjalnie nie zastanawiałem.
Spodziewam się że być może mój ojciec postarał się o to, żeby nie stracić
obiektu do badań. Zresztą taki wiek jest na tyle zwyczajny dla czarodziejów, że
być może aż do tej pory, nawet nie trzeba było nic robić. Rio, może i jestem
dość potężnym magiem, ale zawsze żyłem w oderwaniu od całego świata. Sam nie
rozumiem pewnych spraw – przyznał upokorzony.
Usiadł na łóżku obok mężczyzny. Chciał żeby Riordan wreszcie na
niego spojrzał. Naprawdę ciężko było mu się przyznać do niewiedzy. Nie był do
tego przyzwyczajony. Wszystkie jego eksperymenty zawsze kończyły się
powodzeniem i za każdym razem, kiedy trzeba się było pogodzić z porażką, duma
Nechtana dostawała po nosie. O dziwo, tym razem nie było aż tak źle. Skoro dzięki
tym słowom miał szansę stać się bardziej normalny w oczach Riordana, jeśli
mężczyzna tego właśnie potrzebował, by ponownie mu zaufać - był gotów przyznać
się do każdej porażki jaką zaliczył, odkąd tylko opuścił mury posiadłości
Melvina.
- W porządku.
Rio dotknął dłoni Nechtana i lekko splótł z nią palce.
- Nie gniewaj się już.
W odpowiedzi, Neth wtulił twarz w jego ramię, tak że prawie nie było
słychać wypowiadanych przez niego słów.
- Nie gniewam się – odpowiedział spokojnie mężczyzna, muskając
ustami czubek głowy maga. - Po prostu zaczynam rozumieć…
- Hm?
- …że jestem tylko człowiekiem.
Kolejny dzień był niezręcznie dziwny. Przynajmniej według oceny
Nechtana. Rio zachowywał się zupełnie normalnie i prawdopodobnie właśnie to
było takie frustrujące. Zero złośliwych komentarzy, czy uwag, żadnych aluzji
albo chociaż pytań o minione wydarzenia. Wręcz przeciwnie - mężczyzna zdawał
się być lekko znudzony i co jakiś czas wyraźnie sugerował, że powinni już wyruszyć
w drogę.
- Przypominam ci że to przez ciebie tu jesteśmy. Jeżeli o mnie
chodzi, już wczoraj mogliśmy użyć portalu i po prostu przenieść się od Earena w
docelowe miejsce – oświadczył zirytowany, kiedy Rio po raz kolejny zapytał go dlaczego
nadal siedzieli w pokoju.
- Może i tak, ale siedzimy tu zamknięci przez cały dzień, a ty
nadal czytasz ten sam fragment książki. – Riordan podniósł się, żeby zajrzeć
Nechtanowi przez ramię. - Popraw mnie jeśli się myślę, ale pewnie znasz go już na
pamięć.
- Jeszcze nie, ale pracuję nad tym – mruknął mag, nie chcąc wdawać
się w zbędną dyskusję.
Rzeczywiście odkąd tylko wstał, przeglądał wszelkie notatki dotyczące
stworzeń nocy, a w szczególności wampirów. Niestety nie dowiedział się z nich
nic nowego ponad to, co wiedział już wcześniej. To nawet nie był interesujący
temat. Wampirów i tak prawie już nie było, a to z tej prostej przyczyny że nie
mogły się normalnie rozmnażać. Do narodzin nowego wampira potrzeba było krwi
wampirów wyższych, których było jeszcze mniej niż całej reszty, a te dodatkowo
niespecjalnie chciały się mieszać z (w ich opinii) gorszym sortem.
Dla Nechtana oba gatunki były żałosnymi stworzeniami i stale
prychał oburzony, kiedy to natrafiał na jakąś informację, którą mógłby odnieść
również i do swojej osoby.
- O zobacz, ten na rysunku jest nawet do ciebie podobny. Też wygląda
na strasznego dupka – skomentował Rio. – Neth, skończ fuczeć i zróbmy coś
wreszcie. Czuję się tutaj jak w klatce.
- Dobrze – odparł mag, odkładając książkę na bok. – Właściwie to
faktycznie nie ma co zwlekać. Zbieraj się.
Rio natychmiast ożywił się nieco bardziej.
- Nareszcie – rzucił, przewracając oczami na zmanierowaną postawę
Nechtana. – Daleko to? Gdzie położyłeś mapę od tego dewianta? – Mężczyzna
automatycznie rozejrzał się po pomieszczeniu. – Potrzebujesz jej w ogóle do
zrobienia takiego portalu?
- Nie idziemy portalem. Według mapy od Earena, dotarcie na miejsce
zajmie nam tylko godzinę, może dwie. Nie chciałbym otwierać portalu po raz
kolejny w tym miejscu, skoro może się okazać, że znowu będziemy chcieli tu
wrócić. Przez właśnie taką nieostrożność, ojciec odnalazł mnie za pierwszym
razem.
Neth szybko przygotował się do wyjścia, na powrót umieszczając
w skrzyni powyciągane księgi.
- To on może śledzić portale? Przecież zdarzyło ci się przenosić nas
ze znacznie mniej poważnych powodów… Nie żebym narzekał.
- Wtedy tego dokładnie nie przemyślałem – odparł wymijająco Neth.
Rio wyszczerzył zęby, wychodząc na zewnątrz za magiem.
- Masz całkiem interesujący system wartości – zakpił.
- Nie jesteś czasem głodny? – zapytał zniecierpliwiony mag. – Jeszcze
przed drogą możemy coś zjeść.
- Niech będzie – uśmiechnął się Rio, nie kontynuując swoich zaczepek.
Zjedli w tym samym miejscu co ostatnio, i choć na szczęście tym
razem Rio zachowywał się względnie normalnie, to do ich obsługi została oddelegowana
kelnerka, której Neth nie znał. Podejrzewał że właścicielka, jak zawsze była na
miejscu, ale wolała się im nie pokazywać. Normalnie wygłosiłby swoje zdanie na
ten temat, wyraźnie podkreślając winę Riordana, ale zważywszy na ich dopiero co
poprawione stosunki, wolał nie ryzykować kolejnej sprzeczki.
Po posiłku, kiedy nie było już żadnego powodu do dalszego odsuwania
planów, udali się na zachód Lannion.
O dziwo, droga upływała im na dość swobodnej rozmowie. Było
wczesne popołudnie, a pogoda przyjemna. Słońce nie świeciło ostro, wiał
lekki wietrzyk, Riordan wyglądał jakby znalazł się w swoim naturalnym
środowisku. Powinął rękawy i wystawiał twarz do słońca, humor mu dopisywał, co
objawiało się drobnymi uszczypliwościami skierowanymi pod adresem towarzysza
podróży, ale Neth na większość z nich zdołał się już uodpornić. Bardziej
koncentrował się na obserwowaniu człowieka, niż na słuchaniu jego komentarzy
dotyczących choćby jego długiego płaszcza z kapturem (jakby to faktycznie było coś
tak niesamowicie dziwnego). Miał wrażenie że piegi na skórze Riordana mnożyły
się w oczach i choć sam zdecydowanie unikał słońca, musiał przyznać, że z przyjemnością
patrzył na błyszczącą od jego promieni, opaloną skórę mężczyzny.
Na początku był cały spięty. Raz po raz rozważał wszelkie możliwe
opcje tego, czego mogli się spodziewać na miejscu, i jakie mogłoby to mieć dla
niego znaczenie, czy też konsekwencje. Teraz był wręcz przyjemnie zrelaksowany.
Nic nie wskazywało na to że mogłoby im grozić niebezpieczeństwo, nic nie
zapowiadało przerwania sielanki tego cudownego dnia. Nechtan dopytywał o dalsze
losy szpitala, a ponieważ ta historia znalazła swój pozytywny finał, Rio
chętnie dzielił się z nim szczegółami. Rozmawiali o Noel, która bardzo
przeżywała wyjazd wujka, o Deanie, który dla zachowania pozorów narzekał, że
mężczyzna zostawiał mu wszystko na głowie, i o wszystkim innym, co magowi kojarzyło
się z krótkim, ale naprawdę szczęśliwym okresem w jego życiu. Teraz byłby
skłonny drwić z samego siebie, kiedy wmawiał sobie, że Riordan przetrzymywał
go u siebie siłą. Z perspektywy czasu doskonale zdał sobie sprawę z tego,
że to on, on sam, z własnej woli, zwyczajnie chciał przebywać w tym
niewielkim, drewnianym domu. Chciał też poznawać nowych ludzi i chciał czuć się
potrzebny.
Zastanawiał się czy kiedyś dane mu będzie odnaleźć swoje prawdziwe
miejsce na świecie. Póki co, całe jego życie sprowadzało się do tej krótkiej
wycieczki. Teraz to był jego cel, ale co będzie później, kiedy już go
zrealizuje? W bibliotece wolałby dowiedzieć się czegoś, co zmieniłoby jego
życie na korzyść albo nie zmieniło go wcale - niestety pozostawała jeszcze
trzecia opcja i dlatego cieszył się, że Rio mu towarzyszył. Momentami
zadręczał się, że ryzykował jego bezpieczeństwem, ale o dziwo sam czuł się
przy nim znacznie bezpieczniej.
Zgodnie z tym czego Neth dowiedział się od Earena, powinni byli trafić
do zwykłej miejskiej biblioteki i odnaleźć księgę, która otwierała specyficzny
rodzaj portalu, a dopiero ten miałby ich wprowadzić do właściwego miejsca. Nechtan
podejrzewał, że owa lektura musiała posiadać jakieś zabezpieczenia, żeby ktoś
nieuprawniony nie mógł z niej skorzystać, ale sukub nie wyjaśnił mu szczegółów,
twierdząc jedynie że kiedy przyjdzie co do czego, będzie wiedział co robić.
Po kilkudziesięciu minutach marszu, dotarli do niewielkiego
skwerku, wokół którego stało kilka małych sklepików. W tej okolicy przeważały
wyższe budynki, przypominające wąskie kamieniczki z rynku w Rennais. Kiedy
mężczyźni przyjrzeli się dokładniej mijanym witrynom, odkryli że większość z
nich przedstawia dość specyficzny rodzaj asortymentu. Pierwszy był sklep z
artykułami piśmienniczymi. Na wystawie wyeksponowano wspaniale wykonane pióra
wieczne. Niektóre z nich były malowane, inne grawerowane, a jeszcze inne
posiadały piękne pozłacane lub posrebrzane rączki. Poza piórami dostrzec było
można wiele modeli najróżniejszych kałamarzy o fantazyjnych kształtach, a
także stosy papierów o dowolnej gramaturze i zabarwieniu. Zafascynowany
Neth przyglądał się tym wyrobom z prawdziwym podziwem, obiecując sobie, że
jeśli wszystko skończy się dobrze, z pewnością jeszcze tu wrócą.
Idąc dalej minęli miejsce w którym sprzedawano peruki w dość
nietypowych kolorach, takich jak błękitny czy różowy, kwiaciarnię specjalizującą
się w samych mięsożernych oraz trujących roślinach, a także maleńki butik
starego szewca, gdzie nawet męskie buty wyposażone były w pokaźne obcasy.
Na dłużej zatrzymali się dopiero przed następnymi drzwiami, nad którymi
wisiał drewniany szyld z wymalowanym symbolem otwartej książki.
- Myślę że to tutaj – powiedział spokojnie mag, po czym zaglądnął
do środka przez szybę. – Za ladą siedzi jakaś dziewczyna, nie wygląda na to
żeby obsługi było więcej – ocenił.
- A ty co, przygotowujesz się do szturmu na tę księgarnię? – zapytał
Rio, wkraczając raźno do środka. – Dzień dobry! – powitał szczupłą blondynkę za
kontuarem, która zmuszona była oderwać się od czytanej lektury.
- Witam panów. Mogę w czymś pomóc, czy wolą się panowie najpierw
rozejrzeć? – spytała grzecznie.
- Dziękujemy, poradzimy sobie – odparł szybko Neth, z ulgą przyjmując
propozycję dziewczyny, by się nią nie zbytnio nie przejmować. To powinno dać im
więcej swobody.
- Kolegę interesują jakieś bardzo poważne tematy, ale ja chętnie skorzystam
z pani pomocy – odezwał się Rio.
Neth rzucił mu oburzone spojrzenie, ale szybko dotarło do niego że
Riordan prawdopodobnie chciał zagadać dziewczynę, by on miał więcej czasu na
swoje działania. Nienajgorsza myśl.
- Chciałem zrobić prezent bratanicy. To takie małe – mężczyzna
wskazał ręką na wysokość około półtora metra – ciekawe świata stworzenie. Mogłaby
mi pani coś polecić? – zapytał uśmiechając się promiennie.
Dziewczyna zarumieniła się delikatnie i zaraz do niego podeszła.
Nechtan widząc jej reakcję wywrócił oczami i ruszył między regały po drugiej
stronie sklepu.
Nie miał pojęcia czego szukać. Księgarnia może i nie była duża,
ale i tak przeglądnięcie wszystkich dostępnych pozycji zajęłoby mu istne wieki.
Nie był pewien, czy powinien poszukać jakiejś konkretnej tematyki, czy na
przykład kierować się wyglądem regałów - które naprawdę bardzo się od siebie
różniły. Neth zdołał dostrzec standardowy, wykonany z surowego drewna, ale
także malowany w kolorowe kwiaty albo całkiem czarny. Był też jeden rzeźbiony,
jeden wyglądający na prawie połamany i jeden węższy, metalowy na którym leżało
zaledwie kilka książek. Większość była po prostu udekorowana w
charakterystyczny sposób. Regały ustawiono w ciasnych rzędach, tak że momentami
ciężko było się pomiędzy nimi poruszać. Co jakiś czas do uszu rozkojarzonego maga,
docierały irytujące chichoty młodej sprzedawczyni.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Riordan nie potrafił rozmawiać
z kobietami normalnie, i odczuwał szczerą chęć rzucenia w niego pierwszą
lepszą książką zza rogu. Irytacja narosła w nim do tego stopnia, że
odpowiedzialnie musiał wziąć kilka wdechów i wydechów, żeby przez niefortunny
przypadek nie doprowadzić do pojawienia się Lilith. Tylko jej brakowało mu
jeszcze do kompletu... ale wtedy przynajmniej pozbyłby się tej dziewczyny! Niby
co mogło być takiego zabawnego w głupich umizgach Riordana, od razu było widać że
były sztuczne, wymuszone i na niskim poziomie.
Rozmyślania dotyczące jego charakterystycznych przemian nasunęły
mu pewne (wydawałoby się oczywiste) rozwiązanie, ułatwiające odnalezienie tego
czego szukał. Od samego początku powinien był spróbować posłużyć się mocą. Korzystając
z nagłego olśnienia, mag wyciągnął kamyk który podarował mu Earen i przez moment
badał go w palcach. Starał się przeniknąć w niego maną, by później szukać
podobnej materii w obrębie biblioteki. Co ciekawe, okazało się to zupełnie niemożliwe.
Kamyk nie dawał się zbadać za pomocą magii czarodzieja. Było to kolejne niepokojące
odkrycie, ale podsunęło mu pewien pomysł.
Upewniając się, że był niewidoczny spomiędzy regałów, rozpostarł
dłonie uwalniając manę. Uniósł głowę do góry, a jego oślepione wydobywającą się
mocą oczy, wywinęły się tęczówkami do wewnątrz. Pragnienie szybkiego i dokładnego
zbadania przestrzeni sprawiło, że mana zmaterializowała się w postaci
zielonkawych igiełek, rozprzestrzeniających się wszędzie wokoło. Wnikały one w otaczającą
maga powierzchnię przedmiotów, dostarczając mu informacji o ich materii, a
także analizując znaczenie każdego napotkanego szczegółu.
Biorąc pod uwagę miejsce w jakim się znajdował, natężenie tychże
informacji było przytłaczające. Do mózgu wdzierały mu się treści wszystkich
ksiąg biblioteki, ale także informacje o ich fizycznym stanie. Odnotowywał
gatunek i wiek drewna z regałów, całe oświetlenie pomieszczenia, farbę na
ścianach, smród środków czyszczących, tłustego pająka w kącie, martwe mole na
półkach, pleśń w starych woluminach, zapach skór z opasłych tomiszczy… Bolało.
Drżał na całym ciele. Pozbawił się kontroli, bo jak zwykle był zbyt dokładny. Nie
tego szukał. Chciał odnaleźć miejsce z którego nie uzyskałby żadnej odpowiedzi.
Miejsce, które pozostawiłoby pustą przestrzeń na stworzonej przez niego metafizycznej
mapie przepływu many.
Cały proces trwał dłuższą chwilę, lecz w końcu nareszcie wiedział
gdzie powinien się skierować.
Wyjrzał zza regału by odnaleźć Riordana wzrokiem.
- Rio, mogę cię prosić na moment? – spytał tonem nie znającym
sprzeciwu.
Mężczyzna obejrzał się na niego, zaraz podziękował dziewczynie za
pomoc i od razu podszedł do maga.
- Znalazłeś? – szepnął.
- Tak, chodź.
Nechtan ominął kilka regałów i zbliżył się to tego całkiem najzwyklejszego.
Z samego dołu, spomiędzy okazałych, grubych ksiąg, wyciągnął niewielką
kwadratową książeczkę. Miała zgniłozielony kolor, a na jej powierzchni mieniły
się srebrne niteczki, przypominające siatkę naczynek krwionośnych.
Mężczyźni wymienili spojrzenia. Nareszcie!
Tylko dlaczego mógł wyzbyć się myśli, że to wszystko było kompletnie
bez sensu? Nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Nic ekscytującego. Nie czuł
żadnej tajemniczej mocy, żadnej potęgi. Frustrowała go ta całkowita
zwyczajność. Nie tego się spodziewał.
- Emm, no to może ją otwórz? – odezwał się Rio.
- Właśnie zamierzałem.
Nie wiedzieć czemu, w sytuacji w której zdawało się że byli już
u progu celu całej tej wyprawy, Nechtana znów dopadały wątpliwości. Przez
głowę przeszła mu nawet myśl, żeby odłożyć książkę na miejsce i wrócić do
pokoju wynajętego w centrum Lannion. Jeszcze teraz mogli się wycofać. Co będzie
kiedy otworzy tę niepozorną rzecz?
- A dajże mi to – sapnął Rio, szybko wyciągając książeczkę z dłoni
maga.
Mężczyzna przekartkował ją, szukając czegoś niezwykłego, ale
okazało się że jedynym co było dość niezwykłe, był fakt że wszystkie strony
były puste. Zupełnie czyste. Neth spostrzegł zdziwienie malujące się na twarzy
kompana.
– Okej, to teraz co robimy? – zapytał Rio, kompletnie zbity z
tropu.
Mag uniósł kamień będący ich przepustką i przysunął go do trzymanej
przez Riordana książki. Efekt był natychmiastowy.
Srebrne nitki uniosły się ponad powierzchnię okładki i zaczęły formować
swój kształt zgodnie z ornamentami wyrytymi na kamieniu. Splatały się ze sobą,
tworząc niewielką kołyskę, która kształtem pasowała idealnie do kamiennego klucza.
Neth umieścił w niej szmaragdowy kamyk, a chwilę później sploty zamknęły go w
swoim szczelnym uścisku.
Wszystko to trwało dosłownie kilka sekund, aż książka rozbłysła
jasnym światłem i zniknęła.
- To było… - zaczął Rio, ale zanim skończył zdanie, podłoga zadrżała
i pod stopami obu mężczyzn zaczął otwierać się wirujący, świetlny lej.
Nechtan nigdy wcześniej nie widział nic podobnego. W jego głowie
nareszcie zaświtało prawdziwe podniecenie podyktowane tymże drobnym, ale
stuprocentowym sukcesem. Moment później wir wciągnął ich do środka.
Wszystko wokoło rozmazało się w jedną, wielką smugę. Tuż obok usłyszał
krótki okrzyk zdziwienia. Doznanie spadania było niczym, przy dziwacznym odczuciu
przeciskania się przez coś ciasnego i oślizgłego. Nie było to bolesne, ale z
pewnością nieprzyjemne. Nie potrafiłby określić ile czasu trwała ta specyficzna
podróż. Równie dobrze mogło to być pięć minut, jak i pół godziny.
Zdezorientowany i zaniepokojony o los swojego kompana, próbował otwierać oczy,
ale nie był w stanie wytrzymać widoku intensywnej światłości. Nawet w momencie
w którym w końcu uderzyli o twardą posadzkę, potrzebował jeszcze kilku
chwil by dojść do siebie.
- Nie jest źle. Przynajmniej jeszcze żyjemy – usłyszał niewyraźne słowa
Rio.
- Jeszcze – potwierdził.
Zbierało mu się na wymioty.
Gdy nareszcie zmusił się do podniesienia powiek dostrzegł, że wylądowali
w malutkim pomieszczeniu którego ściany w całości pokrywały lustra. Podłoga
była idealnie czarna, a sufit biały. Mag od razu pomyślał, że ktoś
nieudolnie starał się wywrzeć wrażenie.
- Jak myślisz, co to za miejsce? – zapytał Rio, podając magowi
rękę żeby pomóc mu podnieść się z posadzki.
- Pewnie wkrótce się tego dowiemy – odpowiedział ignorując pomoc.
- Jak dla mnie jest trochę… To taki przerost formy nad treścią. Chociaż
rzeczywiście budzi lekki niepokój – dodał po zastanowieniu.
- Ale seks tutaj byłby świetny – zamruczał Rio, muskając delikatnie
policzek maga.
Nechtan nawet nie zorientował się, kiedy mężczyzna podszedł aż tak
blisko. Według niego nie był to najszczęśliwszy moment na tego rodzaju uwagi.
Jakby nie było znajdowali się na nieznanym i potencjalnie niebezpiecznym,
magicznym terenie.
- Skończ z wygłupami – zganił go. – To nawet nie jest zabawne.
- Nie żartowałem – odpowiedział Rio, wcale się nie odsuwając.
- Więc zrób mi tę uprzejmość i po prostu się nie odzywaj – warknął
mag.
Coś było nie tak. Niepokój narastał, a on czuł coraz większą
złość. Cholerny Riordan nie zdawał sobie z niczego sprawy. Nic nie wiedział.
Jak mógł myśleć o czymś takim? Teraz kiedy nareszcie byli tak blisko tego
ukrytego przed światem ułamka wiedzy Starszych - kiedy wreszcie miał szansę
uzyskać dostęp do wiedzy nieosiągalnej nawet dla jego ojca. Nie zamierzał dać
sobie przeszkodzić, skoro on sam nie mógł skupić się już na niczym innym.
- Jesteś naprawdę piękny kiedy się denerwujesz – zauważył Rio. –
Mógłbym tu nawet umrzeć, jeśli ostatnim co miałbym w życiu zrobić, byłoby
pieprzenie się z tobą – wypowiadając te słowa, dotknął policzka maga
patrząc mu przy tym prosto w oczy.
Wyglądał jak zahipnotyzowany i nie wiedzieć czemu w Nechtanie
wzbudziło to jeszcze większe rozgniewanie.
- Ty naprawdę zawsze potrafisz wyprowadzić mnie z równowagi! I po
co ja cię tutaj w ogóle zabierałem?! Wydaje ci się że to wszystko zabawa?!
Albo że skoro nikogo nie widzisz, to że na pewno nikogo tu nie ma, że nikt nas
nie obserwuje?! W każdej chwili może się coś wydarzyć i wolałbym być
przygotowany! – wybuchnął. – Spróbuj nie myśleć jak zwykły człowiek!
Riordan w odpowiedzi zrobił wielkie oczy i wykrzywił usta w kpiącym
uśmiechu.
- Dobrze królewno, nie ma powodów do takich nerwów – odparł
spokojnie, zaplatając ręce na piersi.
- Nie nazywaj…
Neth urwał, czując rozdzierający ból w czaszce. Coś zdawało się
wdzierać do jego mózgu. Upadł na kolana, tracąc równowagę. Chciał krzyczeć, ale
nie potrafił zmusić się do wydobycia głosu. Chciał sprawdzić co z Riordanem,
ale oczy ponownie odmówiły mu posłuszeństwa. W panice zamachnął się rękoma,
żeby natrafić na mężczyznę i udało mu się to, więc prędko chwycił go za dłoń.
Na tyle na ile był w stanie zrozumieć, doszedł do wniosku że Rio również siedział
na podłodze. Mimo potwornego bólu, na siłę podniósł powieki by spostrzec że
mężczyzna krzyczał mocno przyparty do ściany. Pomimo ich połączonych rąk, mag
miał wrażenie jakby dzieliła ich niewidzialna bariera. Walczył z własnym ciałem,
by doczołgać się bliżej niego. Musiał się do niego dostać. Spróbować go
ochronić. Nic innego nie miało teraz znaczenia.
- Witajcie.
Głos zdawał się wybrzmiewać bezpośrednio wewnątrz czaszki maga. Z
chwilą z którą padły pierwsze słowa, wszelkie inne doznania zniknęły, jakby w
ogóle nie miały miejsca. Przerażony Neth dopadł do Rio i szarpnął go za
ramiona.
- Rio! Słyszysz mnie?! – krzyknął.
Głos maga był prawie histeryczny. Jego ciało nadal nie rozluźniło
się po tym przerażającym ataku. Cały drżał, a jego ręce trzęsły się jakby nie należały
do niego.
- Neth? Kurwa, co to było? – zapytał mężczyzna nadal wciśnięty
w ścianę.
- Przepraszam za te małe
niedogodności. Zapewniam że były niezbędne.
Po raz kolejny głos zdawał się istnieć jedynie w głowie maga, ale
po wyrazie twarzy Riordana upewnił się, że i on go słyszał. Był dziwnie pusty.
Jakby nie należał do człowieka.
- Kim jesteś do cholery?! – warknął mag.
- Czyż nie spodziewaliście
się mnie? Ty magu spodziewałeś się na pewno.
- Jesteś… strażnikiem – stwierdził Neth, przypominając sobie słowa
Earena.
- Jestem jedynie bytem
zaprojektowanym do służenia innym.
- Szkoda że nie nam – prychnął mag.
- Ależ wam. Czarodziejom.
Zastanawiam się natomiast, co zrobić z człowiekiem. Powinienem go
zdezintegrować.
- Przepraszam, że co kurwa?! – zająknął się Rio.
- Skoro się zastanawiasz, to znaczy że nie musisz tego robić – zauważył
Neth.
Nie chciał dać się sprowokować. Skoro mieli do czynienia z golemem,
oznaczało to że i tak nie byliby w stanie się obronić. Nie przed magią Starszych.
Pozostawało mieć nadzieję, że nie groziła im taka konieczność.
- Słusznie magu. Jego mózg
jest w konstrukcji taki sam, zatem i jego mogę potraktować jak gościa.
- Świetnie. Więc tak zrób! – rzucił wystraszony mężczyzna.
- A więc? – zapytał Neth.
- Aby tak się stało, musicie
otworzyć swoje umysły. Uwolnić to co najbardziej ukryte. Pokazać że wasza zdolność
poznania samych siebie potrafi się jeszcze rozwinąć.
- Czyli ułatwić ci manipulację. Jest inny sposób na to żebyś nas
przepuścił?
Nechtan bał się podobnych zagrywek. Pierwszą rzeczą jaką go nauczono
było, żeby nigdy nie ułatwiać dostępu do swojego mózgu.
- Nie.
- Wspaniale. Mów zatem, czego od nas żądasz.
- Trochę was już otworzyłem.
Spotęgowałem co poniektóre, silniejsze w was emocje, a inne wyciszyłem. To bardzo
ciekawe, że kiedy przyszło się wam z nimi zmierzyć, nie potrafiliście okazać
się zgodni.
- A więc to tak... Teraz rozumiem. Nawet Riordan nie jest aż tak
głupi… Przynajmniej zazwyczaj – skomentował Neth z przymrużonymi ze złości
oczami.
Poczuł się upokorzony. Jego najgorsze cechy szybko znalazły ujście.
Naprawdę był aż tak samolubny i ambitny? Nie powinien był okazać się podatny na
naginania tego stworzenia. Najgorsze było to że uczucie niepokoju wcale nie
zniknęło, a to mogło oznaczać że istota nadal nimi manipulowała.
- Ty magu, jesteś doprawdy
interesujący. W pewnym stopniu, przez większość życia trochę nas przypominałeś.
Wyzbywasz się wszelkich uczuć. Nigdy o nich nie mówisz. Nie chcesz ich,
a nawet się ich boisz. Ukrywasz je przed tymi których cenisz. Przed samym
sobą również.
- I co z tego? – wycedził przez zęby wściekły mag.
- Odpowiedz zatem. Kogo
kochasz, choć wcale o tym nie wiesz?
- To śmieszne. Skoro nie wiem, to jak mogę odpowiedzieć? – zapytał,
lecz strażnik już się nie odezwał. – Cudownie.
Neth zaczął się zastanawiać co powinien powiedzieć. Naturalnie
przyszedł mu do głowy Rio. Nie było innych kandydatów do takiej roli, ale niby
jak miał to powiedzieć na głos? Nawet gdyby nie czuł potwornego skrępowania, ani
swojego naturalnego strachu przed rozmowami o uczuciach, to przecież nie
mógł udzielić takiej odpowiedzi przy nim. Z kolei pozbycie się mężczyzny
na tym etapie, nie wydawało się być możliwe. Spróbował intensywnie myśleć o odpowiedzi,
zastanawiając się czy golem nie zechciałby odczytać jej w taki sposób. Bezskutecznie.
- Neth, chyba powinieneś coś w końcu powiedzieć… - zaczął Rio.
Wciąż miał nietęgą minę po wcześniejszych słowach strażnika. Był blady.
- Wiem… Tylko że nie wiem co… – wyjąkał po dłużej chwili.
- To nie może być aż takie trudne.
Mężczyzna na wpół stwierdził, na wpół zapytał, unosząc brwi
w charakterystyczny dla siebie sposób. Sprawiał przy tym wrażenie jakby
kpił z rozmówcy, ale Neth znał go już na tyle by wiedzieć, że wcale tak nie
było.
- Ale jest. To bez sensu. Nie ma nikogo takiego…
- No to zdaje się że chwilę tu spędzimy – westchnął. – Masz jakieś
karty? – zakpił.
Nechtan nie zaszczycił go odpowiedzią. Nie mogąc znieść przeciągającej
się, ciężkiej atmosfery, wstał i zaczął przechadzać się po maleńkim
pomieszczeniu. Zważywszy na obecność luster, mimowolnie poprawił włosy - które
od spadania, denerwowania się, a wcześniej od wiatru oklapły trochę i sprawiały
wrażenie szorstkich i splątanych. Oczywiście myślał intensywnie nad odpowiedzią
i nad jej skutkami. Mógł powiedzieć, że Patrick… Chociaż to by raczej na pewno
nie przeszło. Owszem, lubił chłopaka, cenił go, ale nigdy nie kochał.
Naprawdę miał tak po prostu oświadczyć że kochał Riordana? Jeśli tak
to faktycznie o tym nie wiedział!
Czas mijał, a magowi nie udało się wpaść na żaden odkrywczy
pomysł. Po prawie godzinie, dochodząc do wniosku że miał do wyboru wstyd do
końca życia, albo śmierć, wreszcie się poddał.
- Cholera! Niech będzie! Ten rudy kretyn obok! Zadowoleni?! – Nechtan
prawie wykrzyczał trawioną od dłuższego czasu odpowiedź, zamierając z wypiekami
na policzkach w oczekiwaniu na reakcję golema.
Rio roześmiał się z jego miny, ale szybko zasłonił twarz ręką,
prawdopodobnie żeby dodatkowo nie prowokować sprowadzonego do ostateczności
maga. I słusznie, bowiem pierwszym o czym Nechtan pomyślał, była chęć pozbycia
się jedynego świadka jego upokorzenia. Na szczęście teraz to Riordan powinien mieć
okazję zrobienia z siebie idioty, więc była szansa na wyrównanie rachunków.
Po dłuższej chwili, poza ogromnym wstydem, Neth poczuł że coś było
nie do końca tak jak być powinno. Golem nie odezwał się. Stał jeszcze przez
moment, wpatrzony w sufit licząc na to, że twór jednak przemówi, ale na próżno.
Nic się nie wydarzyło. Rio chyba też zdał sobie z tego sprawę, bowiem wpatrywał
się w Nechtana z podobnym niepokojem wypisanym na twarzy.
- Nie powinno się coś stać? – zapytał cicho.
- Powinno. Najwyraźniej nie takiej odpowiedzi oczekuje – odparł
odwracając wzrok od przenikliwego spojrzenia Rio.
Teraz czuł się naprawdę potwornie. Jeszcze gorzej niż wcześniej. Nie
dość że w końcu powiedział swoje wyznanie na głos, to jeszcze okazało się że
nie trafił z odpowiedzią. Nic nie osiągnął i przez własną głupotę prawdopodobnie
po raz kolejny zranił mężczyznę obok. Co prawda nigdy niczego sobie nie
obiecywali. Na początku to Riordan wolał udawać, że nic między nimi nie było.
To on stale podrywał wszystkie kobiety dookoła i preferował częste, krótkie
znajomości. To wszystko jego wina...
Po policzkach maga spłynęły łzy. Niby co miał teraz zrobić. Najwyraźniej
po prostu nie umiał kochać. Wpakował ich w tę bezsensowną sytuację przez swoje
niejasne marzenia, a teraz nie potrafił ich z tego wyciągnąć.
- No… to strzelaj dalej – odezwał się Rio.
Musiało go to sporo kosztować, ale zmuszał się do pogodnego wyrazu
twarzy. Nechtan spostrzegł że uśmiechał się trochę na siłę, jakby chciał
oszukać samego siebie, że wszystko było w porządku. Zauważył że mężczyzna
błądził wzrokiem po ścianach, a jego tęczówki poruszały się nienaturalnie
szybko. Cholerne lustrzane ściany nie ułatwiały ukrywania emocji.
- To jest kompletnie bez sensu – parsknął Neth. – Dobrze… Patrick!
- Nic się nie wydarzyło. – Earen! Tego to już na pewno nie wiedziałem, gdybyś
mnie o to pytał strażniku! – warknął. – Nie, no bez przesady! Nawet nie znam
nikogo innego! O co ci chodzi?! Że niby kocham właścicielkę restauracji?!
Neth walnął pięścią w lustrzaną ścianę, po czym osunął się obok
Rio. Czuł się sfrustrowany i dziwnie pokonany. Nie było opcji, żeby
udzielił poprawnej odpowiedzi. Z nikim nie nawiązywał mocniejszych więzi.
Dopiero kiedy opuścił dom, zaczął odczuwać jakiekolwiek emocje związane z
ludźmi. Taki już był. Chciał to zmienić. U boku Riordana miał na to szansę, ale
szansa ta właśnie go opuszczała, ponieważ durny golem wymyślił sobie że kogoś
już obdarzył uczuciem.
- Neth… Nie znamy się długo, ale skoro nie poznałeś nikogo wyjątkowego,
to może chodzi o kogoś z rodziny? – podsunął nieśmiało Rio.
- Nie mam żadnej rodziny.
- Masz ojca.
- Chyba zwariowałeś – wycedził przez zęby. – Nie wiem co miał dać
ten test, ale moja odpowiedź to nikt.
Nie ma takiej osoby – rzucił w przestrzeń.
Ponownie nic się nie wydarzyło. Riordan się nie odezwał,
a i Neth nie miał na to ochoty. Siedzieli w zamknięciu, unikając
rozglądania się wokół siebie.
Nechtan zastanawiał się, czy mężczyzna czuł do niego żal. Miałby
do tego kilka naprawdę niezłych powodów. Sam zaczynał rozważać, czy gdyby miał wybór,
to czy drugi raz podjąłby decyzję o opuszczeniu domu. Koniec końców dowiedział
się jedynie tego, jak mało sam o sobie wiedział. Kuriozalne.
- No dobrze, skoro i tak mamy tu zginąć to pośmiejmy się na koniec.
Melvin! – powiedział, podnosząc głos przy ostatnim słowie.
- Prawda często boli, czyż
nie?
- Kto cię stworzył?! – Mag zerwał się na nogi. – To jakaś kpina!
- Kpina? Przecież już to
rozumiesz. Blokujesz się przed tą wiedzą, ale gdy nareszcie otworzysz swój
umysł, zobaczysz to tak samo wyraźnie jak ja.
Nechtan nie odpowiedział. Miał wrażenie że jeśli spędzą w tym
miejscu jeszcze trochę czasu, zupełnie zwariuje.
- Czy teraz nas przepuścisz? – zapytał w końcu.
- Mógłbym, ale jeśli mam
potraktować tego człowieka na równi z gościem, on również musi
odpowiedzieć na moje pytanie.
- Bo inaczej dezintegracja? – zakpił Rio.
- Dlaczego się śmiejesz,
skoro wewnątrz tak bardzo się boisz?
- Żeby nie płakać? Dobrze, zadaj to głupie pytanie skoro i tak nie
mamy wyjścia – odparł pospiesznie Rio.
- Powiedz mi człowieku, kto
jest winny największej tragedii twojego życia.
- To akurat proste pytanie – stwierdził poważnie, bez zbędnego
poruszenia. - Ja.
- Chyba jednak nie, było aż takie proste – stwierdził po dłuższej
ciszy mag.
Nic nie mógł poradzić na to że jakaś część jego osoby nie chciała,
by poradził sobie lepiej od niego.
- Nechtan! Nie może być inaczej, to chodząca tragedia! – oświadczył
nagle. - No co? Tylko sprawdzałem… – mrugnął do świdrującej go spojrzeniem „chodzącej
tragedii”.
- Rio, to nie pora na żarty. Nie wiem jak ty, ale ja mam dosyć
tego miejsca. Strażnik zapytał o to kto jest winny, a nie kogo ty uważasz za
winnego. Chodzi o Torina prawda? – zapytał z troską, zmieniając delikatnie ton.
- To ja go nie ochroniłem. To jest fakt, Neth.
- Równie dobrze mógłbyś oskarżyć Deana, a jednak tego nie robisz.
Nie zawsze pracowaliście razem. Nie mogliście tego przewidzieć – tłumaczył
spokojnie mag.
- W takim razie Gustaw. To on wszystko zaplanował… Albo mój
ojciec, skoro mu się naraził. Cholera wie czego ten przeklęty, niewidzialny
dupek oczekuje.
- Przepraszam że to mówię, ale dla mnie to naprawdę proste. Żaden
z was nie mógł wiedzieć, że to się stanie. Nawet Gustaw nie mógł wiedzieć że
Torin przestanie chodzić.
- Cieszę się że kalectwo mojego brata to dla ciebie taka prosta
sprawa - zirytował się mężczyzna. – Nie obchodzi mnie co myślisz. Jedyną
słuszną odpowiedzią, jest ta której już udzieliłem.
Nechtan poczuł nieprzemożną chęć rzucenia czymś ciężkim prosto w
Riordana. Mężczyzna swoją upartością powoli zaczynał konkurować nawet z nim, a
to był już poważny wyczyn. Dodatkowo atmosfera pomieszczenia powodowała, że
lekka irytacja natychmiast przeradzała się w złość nad którą trudno było panować.
- Myślisz że mnie łatwo było powiedzieć, że kocham najgorszą znaną
mi na świecie osobę?! I co? Chcesz żebyśmy tutaj zgnili żywcem, bo musisz się
nad sobą użalać?! Riordan, miałeś mi pomagać! Miałeś mi towarzyszyć! Mam iść
bez ciebie, bo tak trudno jest powiedzieć na głos coś tak oczywistego?! –
Nechtan odetchnął głośno. Czuł pulsujący ból w czaszce. Buzowało w nim tak
wiele emocji, że miał ochotę krzyczeć. Zbliżył się do przyjaciela i położył mu
dłoń na ramieniu. – Proszę cię. Widzisz co się ze mną dzieje? Nie zostawiaj
mnie teraz. Wynośmy się stąd.
Rio uniósł wzrok do sufitu.
- Mogę to powiedzieć… ale tylko dla ciebie – zaczął z wolna. –
Nikt nie jest temu winny – wyrecytował.
- Prawda często jest
oczywista.
- I tak swoje wiem – stwierdził sceptycznie. - I co teraz?
Jakby w odpowiedzi na jego pytanie, lustra zaczęły się odwracać
i przesuwać za zewnątrz. W kilka chwil na miejscu jednej ze ścian, ukazało
się przejście.
- A teraz pójdziemy tam – odpowiedział Neth, wskazując na nie.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńw koncu sa coraz bliżej, o tak przejść nie było jednak tak łatwo... i to pytanie no naprawdę fantastycznie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka, hejeczka,
OdpowiedzUsuńfa tastycznie, w końcu są coraz bliżej, o tak przejść nie było jednak tak łatwo... i to pytanie no naprawdę...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza