Po drodze cz.16


Napisałabym tutaj jakiś elokwentny komentarz, ale muszę się zająć gotowaniem... - życie :D Pozostaje życzyć miłego wieczoru ;) 
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Riordan nie odzywał się. Może i nie udawał że go nie widział, ale nie mówił nic ponad to, co było absolutnie konieczne i ograniczał się do zdawkowych odpowiedzi na jego liczne próby podejmowania rozmów.
Koniec końców, obaj wrócili do wynajętego pokoju. Mag nie chciał wyruszać dalej dopóki nie wyjaśnią sobie pewnych spraw. Cała wyprawa i tak była wystarczająco niebezpieczna, żeby w ogóle chciał zabierać na nią zwykłego człowieka, a zabieranie go w sytuacji gdy Riordan mu nie ufał, byłoby zwyczajnie głupie. Była to prawdopodobnie ostatnia szansa na rozdzielenie ich losów. Nechtan wiedział że gdyby teraz umiejętnie poprowadził rozmowę, Rio wróciłby do Rennais. Tyle tylko, że wcale tego nie chciał.
Riordan ułożył się na łóżku, podpierając się na wygniecionej poduszce. W ciasnym pomieszczeniu i tak nie miałby co ze sobą zrobić. Neth spoglądał na niego, lecz bez wzajemności. Taka obojętność była do niego niepodobna. Rio zawsze okazywał mu zainteresowanie. Mógł być zły, złośliwy, zajęty lub zwyczajnie nie w humorze, ale zawsze poświęcał mu uwagę. Czasami nawet się o to denerwował, więc tym bardziej kuriozalny wydał mu się fakt, że tak bardzo chciałby wrócić do ich zwyczajowej relacji. Puste oczy mężczyzny wpatrzone w rzemyk, którym zwykle związywał włosy, sprawiały że mag czuł jakby zimne, oślizgłe macki zaciskały mu się wokół serca.
- Przepraszam że nie powiedziałem, ale nie okłamałem cię. Naprawdę nigdy nie stosowałem żadnych rytuałów przedłużających żywot – zaczął ostrożnie, po raz kolejny. - Zrozum, moje życie było piekłem, po co miałbym chcieć żyć dłużej? Tak właściwie nigdy się nad tym specjalnie nie zastanawiałem. Spodziewam się że być może mój ojciec postarał się o to, żeby nie stracić obiektu do badań. Zresztą taki wiek jest na tyle zwyczajny dla czarodziejów, że być może aż do tej pory, nawet nie trzeba było nic robić. Rio, może i jestem dość potężnym magiem, ale zawsze żyłem w oderwaniu od całego świata. Sam nie rozumiem pewnych spraw – przyznał upokorzony.
Usiadł na łóżku obok mężczyzny. Chciał żeby Riordan wreszcie na niego spojrzał. Naprawdę ciężko było mu się przyznać do niewiedzy. Nie był do tego przyzwyczajony. Wszystkie jego eksperymenty zawsze kończyły się powodzeniem i za każdym razem, kiedy trzeba się było pogodzić z porażką, duma Nechtana dostawała po nosie. O dziwo, tym razem nie było aż tak źle. Skoro dzięki tym słowom miał szansę stać się bardziej normalny w oczach Riordana, jeśli mężczyzna tego właśnie potrzebował, by ponownie mu zaufać - był gotów przyznać się do każdej porażki jaką zaliczył, odkąd tylko opuścił mury posiadłości Melvina.
- W porządku.
Rio dotknął dłoni Nechtana i lekko splótł z nią palce.
- Nie gniewaj się już.
W odpowiedzi, Neth wtulił twarz w jego ramię, tak że prawie nie było słychać wypowiadanych przez niego słów.
- Nie gniewam się – odpowiedział spokojnie mężczyzna, muskając ustami czubek głowy maga. - Po prostu zaczynam rozumieć…
- Hm?
- …że jestem tylko człowiekiem.

Kolejny dzień był niezręcznie dziwny. Przynajmniej według oceny Nechtana. Rio zachowywał się zupełnie normalnie i prawdopodobnie właśnie to było takie frustrujące. Zero złośliwych komentarzy, czy uwag, żadnych aluzji albo chociaż pytań o minione wydarzenia. Wręcz przeciwnie - mężczyzna zdawał się być lekko znudzony i co jakiś czas wyraźnie sugerował, że powinni już wyruszyć w drogę.
- Przypominam ci że to przez ciebie tu jesteśmy. Jeżeli o mnie chodzi, już wczoraj mogliśmy użyć portalu i po prostu przenieść się od Earena w docelowe miejsce – oświadczył zirytowany, kiedy Rio po raz kolejny zapytał go dlaczego nadal siedzieli w pokoju.
- Może i tak, ale siedzimy tu zamknięci przez cały dzień, a ty nadal czytasz ten sam fragment książki. – Riordan podniósł się, żeby zajrzeć Nechtanowi przez ramię. - Popraw mnie jeśli się myślę, ale pewnie znasz go już na pamięć.
- Jeszcze nie, ale pracuję nad tym – mruknął mag, nie chcąc wdawać się w zbędną dyskusję.
Rzeczywiście odkąd tylko wstał, przeglądał wszelkie notatki dotyczące stworzeń nocy, a w szczególności wampirów. Niestety nie dowiedział się z nich nic nowego ponad to, co wiedział już wcześniej. To nawet nie był interesujący temat. Wampirów i tak prawie już nie było, a to z tej prostej przyczyny że nie mogły się normalnie rozmnażać. Do narodzin nowego wampira potrzeba było krwi wampirów wyższych, których było jeszcze mniej niż całej reszty, a te dodatkowo niespecjalnie chciały się mieszać z (w ich opinii) gorszym sortem.
Dla Nechtana oba gatunki były żałosnymi stworzeniami i stale prychał oburzony, kiedy to natrafiał na jakąś informację, którą mógłby odnieść również i do swojej osoby.
- O zobacz, ten na rysunku jest nawet do ciebie podobny. Też wygląda na strasznego dupka – skomentował Rio. – Neth, skończ fuczeć i zróbmy coś wreszcie. Czuję się tutaj jak w klatce.
- Dobrze – odparł mag, odkładając książkę na bok. – Właściwie to faktycznie nie ma co zwlekać. Zbieraj się.
Rio natychmiast ożywił się nieco bardziej.
- Nareszcie – rzucił, przewracając oczami na zmanierowaną postawę Nechtana. – Daleko to? Gdzie położyłeś mapę od tego dewianta? – Mężczyzna automatycznie rozejrzał się po pomieszczeniu. – Potrzebujesz jej w ogóle do zrobienia takiego portalu?
- Nie idziemy portalem. Według mapy od Earena, dotarcie na miejsce zajmie nam tylko godzinę, może dwie. Nie chciałbym otwierać portalu po raz kolejny w tym miejscu, skoro może się okazać, że znowu będziemy chcieli tu wrócić. Przez właśnie taką nieostrożność, ojciec odnalazł mnie za pierwszym razem.
Neth szybko przygotował się do wyjścia, na powrót umieszczając w skrzyni powyciągane księgi.
- To on może śledzić portale? Przecież zdarzyło ci się przenosić nas ze znacznie mniej poważnych powodów… Nie żebym narzekał.
- Wtedy tego dokładnie nie przemyślałem – odparł wymijająco Neth.
Rio wyszczerzył zęby, wychodząc na zewnątrz za magiem.
- Masz całkiem interesujący system wartości – zakpił.
- Nie jesteś czasem głodny? – zapytał zniecierpliwiony mag. – Jeszcze przed drogą możemy coś zjeść.
- Niech będzie – uśmiechnął się Rio, nie kontynuując swoich zaczepek.
Zjedli w tym samym miejscu co ostatnio, i choć na szczęście tym razem Rio zachowywał się względnie normalnie, to do ich obsługi została oddelegowana kelnerka, której Neth nie znał. Podejrzewał że właścicielka, jak zawsze była na miejscu, ale wolała się im nie pokazywać. Normalnie wygłosiłby swoje zdanie na ten temat, wyraźnie podkreślając winę Riordana, ale zważywszy na ich dopiero co poprawione stosunki, wolał nie ryzykować kolejnej sprzeczki.
Po posiłku, kiedy nie było już żadnego powodu do dalszego odsuwania planów, udali się na zachód Lannion.
O dziwo, droga upływała im na dość swobodnej rozmowie. Było wczesne popołudnie, a pogoda przyjemna. Słońce nie świeciło ostro, wiał lekki wietrzyk, Riordan wyglądał jakby znalazł się w swoim naturalnym środowisku. Powinął rękawy i wystawiał twarz do słońca, humor mu dopisywał, co objawiało się drobnymi uszczypliwościami skierowanymi pod adresem towarzysza podróży, ale Neth na większość z nich zdołał się już uodpornić. Bardziej koncentrował się na obserwowaniu człowieka, niż na słuchaniu jego komentarzy dotyczących choćby jego długiego płaszcza z kapturem (jakby to faktycznie było coś tak niesamowicie dziwnego). Miał wrażenie że piegi na skórze Riordana mnożyły się w oczach i choć sam zdecydowanie unikał słońca, musiał przyznać, że z przyjemnością patrzył na błyszczącą od jego promieni, opaloną skórę mężczyzny.

Na początku był cały spięty. Raz po raz rozważał wszelkie możliwe opcje tego, czego mogli się spodziewać na miejscu, i jakie mogłoby to mieć dla niego znaczenie, czy też konsekwencje. Teraz był wręcz przyjemnie zrelaksowany. Nic nie wskazywało na to że mogłoby im grozić niebezpieczeństwo, nic nie zapowiadało przerwania sielanki tego cudownego dnia. Nechtan dopytywał o dalsze losy szpitala, a ponieważ ta historia znalazła swój pozytywny finał, Rio chętnie dzielił się z nim szczegółami. Rozmawiali o Noel, która bardzo przeżywała wyjazd wujka, o Deanie, który dla zachowania pozorów narzekał, że mężczyzna zostawiał mu wszystko na głowie, i o wszystkim innym, co magowi kojarzyło się z krótkim, ale naprawdę szczęśliwym okresem w jego życiu. Teraz byłby skłonny drwić z samego siebie, kiedy wmawiał sobie, że Riordan przetrzymywał go u siebie siłą. Z perspektywy czasu doskonale zdał sobie sprawę z tego, że to on, on sam, z własnej woli, zwyczajnie chciał przebywać w tym niewielkim, drewnianym domu. Chciał też poznawać nowych ludzi i chciał czuć się potrzebny.
Zastanawiał się czy kiedyś dane mu będzie odnaleźć swoje prawdziwe miejsce na świecie. Póki co, całe jego życie sprowadzało się do tej krótkiej wycieczki. Teraz to był jego cel, ale co będzie później, kiedy już go zrealizuje? W bibliotece wolałby dowiedzieć się czegoś, co zmieniłoby jego życie na korzyść albo nie zmieniło go wcale - niestety pozostawała jeszcze trzecia opcja i dlatego cieszył się, że Rio mu towarzyszył. Momentami zadręczał się, że ryzykował jego bezpieczeństwem, ale o dziwo sam czuł się przy nim znacznie bezpieczniej.

Zgodnie z tym czego Neth dowiedział się od Earena, powinni byli trafić do zwykłej miejskiej biblioteki i odnaleźć księgę, która otwierała specyficzny rodzaj portalu, a dopiero ten miałby ich wprowadzić do właściwego miejsca. Nechtan podejrzewał, że owa lektura musiała posiadać jakieś zabezpieczenia, żeby ktoś nieuprawniony nie mógł z niej skorzystać, ale sukub nie wyjaśnił mu szczegółów, twierdząc jedynie że kiedy przyjdzie co do czego, będzie wiedział co robić.
Po kilkudziesięciu minutach marszu, dotarli do niewielkiego skwerku, wokół którego stało kilka małych sklepików. W tej okolicy przeważały wyższe budynki, przypominające wąskie kamieniczki z rynku w Rennais. Kiedy mężczyźni przyjrzeli się dokładniej mijanym witrynom, odkryli że większość z nich przedstawia dość specyficzny rodzaj asortymentu. Pierwszy był sklep z artykułami piśmienniczymi. Na wystawie wyeksponowano wspaniale wykonane pióra wieczne. Niektóre z nich były malowane, inne grawerowane, a jeszcze inne posiadały piękne pozłacane lub posrebrzane rączki. Poza piórami dostrzec było można wiele modeli najróżniejszych kałamarzy o fantazyjnych kształtach, a także stosy papierów o dowolnej gramaturze i zabarwieniu. Zafascynowany Neth przyglądał się tym wyrobom z prawdziwym podziwem, obiecując sobie, że jeśli wszystko skończy się dobrze, z pewnością jeszcze tu wrócą.
Idąc dalej minęli miejsce w którym sprzedawano peruki w dość nietypowych kolorach, takich jak błękitny czy różowy, kwiaciarnię specjalizującą się w samych mięsożernych oraz trujących roślinach, a także maleńki butik starego szewca, gdzie nawet męskie buty wyposażone były w pokaźne obcasy.
Na dłużej zatrzymali się dopiero przed następnymi drzwiami, nad którymi wisiał drewniany szyld z wymalowanym symbolem otwartej książki.
- Myślę że to tutaj – powiedział spokojnie mag, po czym zaglądnął do środka przez szybę. – Za ladą siedzi jakaś dziewczyna, nie wygląda na to żeby obsługi było więcej – ocenił.
- A ty co, przygotowujesz się do szturmu na tę księgarnię? – zapytał Rio, wkraczając raźno do środka. – Dzień dobry! – powitał szczupłą blondynkę za kontuarem, która zmuszona była oderwać się od czytanej lektury.
- Witam panów. Mogę w czymś pomóc, czy wolą się panowie najpierw rozejrzeć? – spytała grzecznie.
- Dziękujemy, poradzimy sobie – odparł szybko Neth, z ulgą przyjmując propozycję dziewczyny, by się nią nie zbytnio nie przejmować. To powinno dać im więcej swobody.
- Kolegę interesują jakieś bardzo poważne tematy, ale ja chętnie skorzystam z pani pomocy – odezwał się Rio.
Neth rzucił mu oburzone spojrzenie, ale szybko dotarło do niego że Riordan prawdopodobnie chciał zagadać dziewczynę, by on miał więcej czasu na swoje działania. Nienajgorsza myśl.
- Chciałem zrobić prezent bratanicy. To takie małe – mężczyzna wskazał ręką na wysokość około półtora metra – ciekawe świata stworzenie. Mogłaby mi pani coś polecić? – zapytał uśmiechając się promiennie.
Dziewczyna zarumieniła się delikatnie i zaraz do niego podeszła. Nechtan widząc jej reakcję wywrócił oczami i ruszył między regały po drugiej stronie sklepu.
Nie miał pojęcia czego szukać. Księgarnia może i nie była duża, ale i tak przeglądnięcie wszystkich dostępnych pozycji zajęłoby mu istne wieki. Nie był pewien, czy powinien poszukać jakiejś konkretnej tematyki, czy na przykład kierować się wyglądem regałów - które naprawdę bardzo się od siebie różniły. Neth zdołał dostrzec standardowy, wykonany z surowego drewna, ale także malowany w kolorowe kwiaty albo całkiem czarny. Był też jeden rzeźbiony, jeden wyglądający na prawie połamany i jeden węższy, metalowy na którym leżało zaledwie kilka książek. Większość była po prostu udekorowana w charakterystyczny sposób. Regały ustawiono w ciasnych rzędach, tak że momentami ciężko było się pomiędzy nimi poruszać. Co jakiś czas do uszu rozkojarzonego maga, docierały irytujące chichoty młodej sprzedawczyni.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Riordan nie potrafił rozmawiać z kobietami normalnie, i odczuwał szczerą chęć rzucenia w niego pierwszą lepszą książką zza rogu. Irytacja narosła w nim do tego stopnia, że odpowiedzialnie musiał wziąć kilka wdechów i wydechów, żeby przez niefortunny przypadek nie doprowadzić do pojawienia się Lilith. Tylko jej brakowało mu jeszcze do kompletu... ale wtedy przynajmniej pozbyłby się tej dziewczyny! Niby co mogło być takiego zabawnego w głupich umizgach Riordana, od razu było widać że były sztuczne, wymuszone i na niskim poziomie.
Rozmyślania dotyczące jego charakterystycznych przemian nasunęły mu pewne (wydawałoby się oczywiste) rozwiązanie, ułatwiające odnalezienie tego czego szukał. Od samego początku powinien był spróbować posłużyć się mocą. Korzystając z nagłego olśnienia, mag wyciągnął kamyk który podarował mu Earen i przez moment badał go w palcach. Starał się przeniknąć w niego maną, by później szukać podobnej materii w obrębie biblioteki. Co ciekawe, okazało się to zupełnie niemożliwe. Kamyk nie dawał się zbadać za pomocą magii czarodzieja. Było to kolejne niepokojące odkrycie, ale podsunęło mu pewien pomysł.
Upewniając się, że był niewidoczny spomiędzy regałów, rozpostarł dłonie uwalniając manę. Uniósł głowę do góry, a jego oślepione wydobywającą się mocą oczy, wywinęły się tęczówkami do wewnątrz. Pragnienie szybkiego i dokładnego zbadania przestrzeni sprawiło, że mana zmaterializowała się w postaci zielonkawych igiełek, rozprzestrzeniających się wszędzie wokoło. Wnikały one w otaczającą maga powierzchnię przedmiotów, dostarczając mu informacji o ich materii, a także analizując znaczenie każdego napotkanego szczegółu.
Biorąc pod uwagę miejsce w jakim się znajdował, natężenie tychże informacji było przytłaczające. Do mózgu wdzierały mu się treści wszystkich ksiąg biblioteki, ale także informacje o ich fizycznym stanie. Odnotowywał gatunek i wiek drewna z regałów, całe oświetlenie pomieszczenia, farbę na ścianach, smród środków czyszczących, tłustego pająka w kącie, martwe mole na półkach, pleśń w starych woluminach, zapach skór z opasłych tomiszczy… Bolało. Drżał na całym ciele. Pozbawił się kontroli, bo jak zwykle był zbyt dokładny. Nie tego szukał. Chciał odnaleźć miejsce z którego nie uzyskałby żadnej odpowiedzi. Miejsce, które pozostawiłoby pustą przestrzeń na stworzonej przez niego metafizycznej mapie przepływu many.
Cały proces trwał dłuższą chwilę, lecz w końcu nareszcie wiedział gdzie powinien się skierować.
Wyjrzał zza regału by odnaleźć Riordana wzrokiem.
- Rio, mogę cię prosić na moment? – spytał tonem nie znającym sprzeciwu.
Mężczyzna obejrzał się na niego, zaraz podziękował dziewczynie za pomoc i od razu podszedł do maga.
- Znalazłeś? – szepnął.
- Tak, chodź.
Nechtan ominął kilka regałów i zbliżył się to tego całkiem najzwyklejszego. Z samego dołu, spomiędzy okazałych, grubych ksiąg, wyciągnął niewielką kwadratową książeczkę. Miała zgniłozielony kolor, a na jej powierzchni mieniły się srebrne niteczki, przypominające siatkę naczynek krwionośnych.
Mężczyźni wymienili spojrzenia. Nareszcie!
Tylko dlaczego mógł wyzbyć się myśli, że to wszystko było kompletnie bez sensu? Nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Nic ekscytującego. Nie czuł żadnej tajemniczej mocy, żadnej potęgi. Frustrowała go ta całkowita zwyczajność. Nie tego się spodziewał.
- Emm, no to może ją otwórz? – odezwał się Rio.
- Właśnie zamierzałem.
Nie wiedzieć czemu, w sytuacji w której zdawało się że byli już u progu celu całej tej wyprawy, Nechtana znów dopadały wątpliwości. Przez głowę przeszła mu nawet myśl, żeby odłożyć książkę na miejsce i wrócić do pokoju wynajętego w centrum Lannion. Jeszcze teraz mogli się wycofać. Co będzie kiedy otworzy tę niepozorną rzecz?
- A dajże mi to – sapnął Rio, szybko wyciągając książeczkę z dłoni maga.
Mężczyzna przekartkował ją, szukając czegoś niezwykłego, ale okazało się że jedynym co było dość niezwykłe, był fakt że wszystkie strony były puste. Zupełnie czyste. Neth spostrzegł zdziwienie malujące się na twarzy kompana.
– Okej, to teraz co robimy? – zapytał Rio, kompletnie zbity z tropu.
Mag uniósł kamień będący ich przepustką i przysunął go do trzymanej przez Riordana książki. Efekt był natychmiastowy.
Srebrne nitki uniosły się ponad powierzchnię okładki i zaczęły formować swój kształt zgodnie z ornamentami wyrytymi na kamieniu. Splatały się ze sobą, tworząc niewielką kołyskę, która kształtem pasowała idealnie do kamiennego klucza. Neth umieścił w niej szmaragdowy kamyk, a chwilę później sploty zamknęły go w swoim szczelnym uścisku.
Wszystko to trwało dosłownie kilka sekund, aż książka rozbłysła jasnym światłem i zniknęła.
- To było… - zaczął Rio, ale zanim skończył zdanie, podłoga zadrżała i pod stopami obu mężczyzn zaczął otwierać się wirujący, świetlny lej.
Nechtan nigdy wcześniej nie widział nic podobnego. W jego głowie nareszcie zaświtało prawdziwe podniecenie podyktowane tymże drobnym, ale stuprocentowym sukcesem. Moment później wir wciągnął ich do środka.
Wszystko wokoło rozmazało się w jedną, wielką smugę. Tuż obok usłyszał krótki okrzyk zdziwienia. Doznanie spadania było niczym, przy dziwacznym odczuciu przeciskania się przez coś ciasnego i oślizgłego. Nie było to bolesne, ale z pewnością nieprzyjemne. Nie potrafiłby określić ile czasu trwała ta specyficzna podróż. Równie dobrze mogło to być pięć minut, jak i pół godziny. Zdezorientowany i zaniepokojony o los swojego kompana, próbował otwierać oczy, ale nie był w stanie wytrzymać widoku intensywnej światłości. Nawet w momencie w którym w końcu uderzyli o twardą posadzkę, potrzebował jeszcze kilku chwil by dojść do siebie.
- Nie jest źle. Przynajmniej jeszcze żyjemy – usłyszał niewyraźne słowa Rio.
- Jeszcze – potwierdził.
Zbierało mu się na wymioty.
Gdy nareszcie zmusił się do podniesienia powiek dostrzegł, że wylądowali w malutkim pomieszczeniu którego ściany w całości pokrywały lustra. Podłoga była idealnie czarna, a sufit biały. Mag od razu pomyślał, że ktoś nieudolnie starał się wywrzeć wrażenie.
- Jak myślisz, co to za miejsce? – zapytał Rio, podając magowi rękę żeby pomóc mu podnieść się z posadzki.
- Pewnie wkrótce się tego dowiemy – odpowiedział ignorując pomoc. - Jak dla mnie jest trochę… To taki przerost formy nad treścią. Chociaż rzeczywiście budzi lekki niepokój – dodał po zastanowieniu.
- Ale seks tutaj byłby świetny – zamruczał Rio, muskając delikatnie policzek maga.
Nechtan nawet nie zorientował się, kiedy mężczyzna podszedł aż tak blisko. Według niego nie był to najszczęśliwszy moment na tego rodzaju uwagi. Jakby nie było znajdowali się na nieznanym i potencjalnie niebezpiecznym, magicznym terenie.
- Skończ z wygłupami – zganił go. – To nawet nie jest zabawne.
- Nie żartowałem – odpowiedział Rio, wcale się nie odsuwając.
- Więc zrób mi tę uprzejmość i po prostu się nie odzywaj – warknął mag.
Coś było nie tak. Niepokój narastał, a on czuł coraz większą złość. Cholerny Riordan nie zdawał sobie z niczego sprawy. Nic nie wiedział. Jak mógł myśleć o czymś takim? Teraz kiedy nareszcie byli tak blisko tego ukrytego przed światem ułamka wiedzy Starszych - kiedy wreszcie miał szansę uzyskać dostęp do wiedzy nieosiągalnej nawet dla jego ojca. Nie zamierzał dać sobie przeszkodzić, skoro on sam nie mógł skupić się już na niczym innym.
- Jesteś naprawdę piękny kiedy się denerwujesz – zauważył Rio. – Mógłbym tu nawet umrzeć, jeśli ostatnim co miałbym w życiu zrobić, byłoby pieprzenie się z tobą – wypowiadając te słowa, dotknął policzka maga patrząc mu przy tym prosto w oczy.
Wyglądał jak zahipnotyzowany i nie wiedzieć czemu w Nechtanie wzbudziło to jeszcze większe rozgniewanie.
- Ty naprawdę zawsze potrafisz wyprowadzić mnie z równowagi! I po co ja cię tutaj w ogóle zabierałem?! Wydaje ci się że to wszystko zabawa?! Albo że skoro nikogo nie widzisz, to że na pewno nikogo tu nie ma, że nikt nas nie obserwuje?! W każdej chwili może się coś wydarzyć i wolałbym być przygotowany! – wybuchnął. – Spróbuj nie myśleć jak zwykły człowiek!
Riordan w odpowiedzi zrobił wielkie oczy i wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu.
- Dobrze królewno, nie ma powodów do takich nerwów – odparł spokojnie, zaplatając ręce na piersi.
- Nie nazywaj…
Neth urwał, czując rozdzierający ból w czaszce. Coś zdawało się wdzierać do jego mózgu. Upadł na kolana, tracąc równowagę. Chciał krzyczeć, ale nie potrafił zmusić się do wydobycia głosu. Chciał sprawdzić co z Riordanem, ale oczy ponownie odmówiły mu posłuszeństwa. W panice zamachnął się rękoma, żeby natrafić na mężczyznę i udało mu się to, więc prędko chwycił go za dłoń. Na tyle na ile był w stanie zrozumieć, doszedł do wniosku że Rio również siedział na podłodze. Mimo potwornego bólu, na siłę podniósł powieki by spostrzec że mężczyzna krzyczał mocno przyparty do ściany. Pomimo ich połączonych rąk, mag miał wrażenie jakby dzieliła ich niewidzialna bariera. Walczył z własnym ciałem, by doczołgać się bliżej niego. Musiał się do niego dostać. Spróbować go ochronić. Nic innego nie miało teraz znaczenia.
- Witajcie.
Głos zdawał się wybrzmiewać bezpośrednio wewnątrz czaszki maga. Z chwilą z którą padły pierwsze słowa, wszelkie inne doznania zniknęły, jakby w ogóle nie miały miejsca. Przerażony Neth dopadł do Rio i szarpnął go za ramiona.
- Rio! Słyszysz mnie?! – krzyknął.
Głos maga był prawie histeryczny. Jego ciało nadal nie rozluźniło się po tym przerażającym ataku. Cały drżał, a jego ręce trzęsły się jakby nie należały do niego.
- Neth? Kurwa, co to było? – zapytał mężczyzna nadal wciśnięty w ścianę.
- Przepraszam za te małe niedogodności. Zapewniam że były niezbędne.
Po raz kolejny głos zdawał się istnieć jedynie w głowie maga, ale po wyrazie twarzy Riordana upewnił się, że i on go słyszał. Był dziwnie pusty. Jakby nie należał do człowieka.
- Kim jesteś do cholery?! – warknął mag.
- Czyż nie spodziewaliście się mnie? Ty magu spodziewałeś się na pewno.
- Jesteś… strażnikiem – stwierdził Neth, przypominając sobie słowa Earena.
- Jestem jedynie bytem zaprojektowanym do służenia innym.
- Szkoda że nie nam – prychnął mag.
- Ależ wam. Czarodziejom. Zastanawiam się natomiast, co zrobić z człowiekiem. Powinienem go zdezintegrować.
- Przepraszam, że co kurwa?! – zająknął się Rio.
- Skoro się zastanawiasz, to znaczy że nie musisz tego robić – zauważył Neth.
Nie chciał dać się sprowokować. Skoro mieli do czynienia z golemem, oznaczało to że i tak nie byliby w stanie się obronić. Nie przed magią Starszych. Pozostawało mieć nadzieję, że nie groziła im taka konieczność.
- Słusznie magu. Jego mózg jest w konstrukcji taki sam, zatem i jego mogę potraktować jak gościa.
- Świetnie. Więc tak zrób! – rzucił wystraszony mężczyzna.
- A więc? – zapytał Neth.
- Aby tak się stało, musicie otworzyć swoje umysły. Uwolnić to co najbardziej ukryte. Pokazać że wasza zdolność poznania samych siebie potrafi się jeszcze rozwinąć.
- Czyli ułatwić ci manipulację. Jest inny sposób na to żebyś nas przepuścił?
Nechtan bał się podobnych zagrywek. Pierwszą rzeczą jaką go nauczono było, żeby nigdy nie ułatwiać dostępu do swojego mózgu.
- Nie.
- Wspaniale. Mów zatem, czego od nas żądasz.
- Trochę was już otworzyłem. Spotęgowałem co poniektóre, silniejsze w was emocje, a inne wyciszyłem. To bardzo ciekawe, że kiedy przyszło się wam z nimi zmierzyć, nie potrafiliście okazać się zgodni.
- A więc to tak... Teraz rozumiem. Nawet Riordan nie jest aż tak głupi… Przynajmniej zazwyczaj – skomentował Neth z przymrużonymi ze złości oczami.
Poczuł się upokorzony. Jego najgorsze cechy szybko znalazły ujście. Naprawdę był aż tak samolubny i ambitny? Nie powinien był okazać się podatny na naginania tego stworzenia. Najgorsze było to że uczucie niepokoju wcale nie zniknęło, a to mogło oznaczać że istota nadal nimi manipulowała.
- Ty magu, jesteś doprawdy interesujący. W pewnym stopniu, przez większość życia trochę nas przypominałeś. Wyzbywasz się wszelkich uczuć. Nigdy o nich nie mówisz. Nie chcesz ich, a nawet się ich boisz. Ukrywasz je przed tymi których cenisz. Przed samym sobą również.
- I co z tego? – wycedził przez zęby wściekły mag.
- Odpowiedz zatem. Kogo kochasz, choć wcale o tym nie wiesz?
- To śmieszne. Skoro nie wiem, to jak mogę odpowiedzieć? – zapytał, lecz strażnik już się nie odezwał. – Cudownie.
Neth zaczął się zastanawiać co powinien powiedzieć. Naturalnie przyszedł mu do głowy Rio. Nie było innych kandydatów do takiej roli, ale niby jak miał to powiedzieć na głos? Nawet gdyby nie czuł potwornego skrępowania, ani swojego naturalnego strachu przed rozmowami o uczuciach, to przecież nie mógł udzielić takiej odpowiedzi przy nim. Z kolei pozbycie się mężczyzny na tym etapie, nie wydawało się być możliwe. Spróbował intensywnie myśleć o odpowiedzi, zastanawiając się czy golem nie zechciałby odczytać jej w taki sposób. Bezskutecznie.
- Neth, chyba powinieneś coś w końcu powiedzieć… - zaczął Rio. Wciąż miał nietęgą minę po wcześniejszych słowach strażnika. Był blady.
- Wiem… Tylko że nie wiem co… – wyjąkał po dłużej chwili.
- To nie może być aż takie trudne.
Mężczyzna na wpół stwierdził, na wpół zapytał, unosząc brwi w charakterystyczny dla siebie sposób. Sprawiał przy tym wrażenie jakby kpił z rozmówcy, ale Neth znał go już na tyle by wiedzieć, że wcale tak nie było.
- Ale jest. To bez sensu. Nie ma nikogo takiego…
- No to zdaje się że chwilę tu spędzimy – westchnął. – Masz jakieś karty? – zakpił.
Nechtan nie zaszczycił go odpowiedzią. Nie mogąc znieść przeciągającej się, ciężkiej atmosfery, wstał i zaczął przechadzać się po maleńkim pomieszczeniu. Zważywszy na obecność luster, mimowolnie poprawił włosy - które od spadania, denerwowania się, a wcześniej od wiatru oklapły trochę i sprawiały wrażenie szorstkich i splątanych. Oczywiście myślał intensywnie nad odpowiedzią i nad jej skutkami. Mógł powiedzieć, że Patrick… Chociaż to by raczej na pewno nie przeszło. Owszem, lubił chłopaka, cenił go, ale nigdy nie kochał.
Naprawdę miał tak po prostu oświadczyć że kochał Riordana? Jeśli tak to faktycznie o tym nie wiedział!
Czas mijał, a magowi nie udało się wpaść na żaden odkrywczy pomysł. Po prawie godzinie, dochodząc do wniosku że miał do wyboru wstyd do końca życia, albo śmierć, wreszcie się poddał.
- Cholera! Niech będzie! Ten rudy kretyn obok! Zadowoleni?! – Nechtan prawie wykrzyczał trawioną od dłuższego czasu odpowiedź, zamierając z wypiekami na policzkach w oczekiwaniu na reakcję golema.
Rio roześmiał się z jego miny, ale szybko zasłonił twarz ręką, prawdopodobnie żeby dodatkowo nie prowokować sprowadzonego do ostateczności maga. I słusznie, bowiem pierwszym o czym Nechtan pomyślał, była chęć pozbycia się jedynego świadka jego upokorzenia. Na szczęście teraz to Riordan powinien mieć okazję zrobienia z siebie idioty, więc była szansa na wyrównanie rachunków.
Po dłuższej chwili, poza ogromnym wstydem, Neth poczuł że coś było nie do końca tak jak być powinno. Golem nie odezwał się. Stał jeszcze przez moment, wpatrzony w sufit licząc na to, że twór jednak przemówi, ale na próżno. Nic się nie wydarzyło. Rio chyba też zdał sobie z tego sprawę, bowiem wpatrywał się w Nechtana z podobnym niepokojem wypisanym na twarzy.
- Nie powinno się coś stać? – zapytał cicho.
- Powinno. Najwyraźniej nie takiej odpowiedzi oczekuje – odparł odwracając wzrok od przenikliwego spojrzenia Rio.
Teraz czuł się naprawdę potwornie. Jeszcze gorzej niż wcześniej. Nie dość że w końcu powiedział swoje wyznanie na głos, to jeszcze okazało się że nie trafił z odpowiedzią. Nic nie osiągnął i przez własną głupotę prawdopodobnie po raz kolejny zranił mężczyznę obok. Co prawda nigdy niczego sobie nie obiecywali. Na początku to Riordan wolał udawać, że nic między nimi nie było. To on stale podrywał wszystkie kobiety dookoła i preferował częste, krótkie znajomości. To wszystko jego wina...
Po policzkach maga spłynęły łzy. Niby co miał teraz zrobić. Najwyraźniej po prostu nie umiał kochać. Wpakował ich w tę bezsensowną sytuację przez swoje niejasne marzenia, a teraz nie potrafił ich z tego wyciągnąć.
- No… to strzelaj dalej – odezwał się Rio.
Musiało go to sporo kosztować, ale zmuszał się do pogodnego wyrazu twarzy. Nechtan spostrzegł że uśmiechał się trochę na siłę, jakby chciał oszukać samego siebie, że wszystko było w porządku. Zauważył że mężczyzna błądził wzrokiem po ścianach, a jego tęczówki poruszały się nienaturalnie szybko. Cholerne lustrzane ściany nie ułatwiały ukrywania emocji.
- To jest kompletnie bez sensu – parsknął Neth. – Dobrze… Patrick! - Nic się nie wydarzyło. – Earen! Tego to już na pewno nie wiedziałem, gdybyś mnie o to pytał strażniku! – warknął. – Nie, no bez przesady! Nawet nie znam nikogo innego! O co ci chodzi?! Że niby kocham właścicielkę restauracji?!
Neth walnął pięścią w lustrzaną ścianę, po czym osunął się obok Rio. Czuł się sfrustrowany i dziwnie pokonany. Nie było opcji, żeby udzielił poprawnej odpowiedzi. Z nikim nie nawiązywał mocniejszych więzi. Dopiero kiedy opuścił dom, zaczął odczuwać jakiekolwiek emocje związane z ludźmi. Taki już był. Chciał to zmienić. U boku Riordana miał na to szansę, ale szansa ta właśnie go opuszczała, ponieważ durny golem wymyślił sobie że kogoś już obdarzył uczuciem.
- Neth… Nie znamy się długo, ale skoro nie poznałeś nikogo wyjątkowego, to może chodzi o kogoś z rodziny? – podsunął nieśmiało Rio.
- Nie mam żadnej rodziny.
- Masz ojca.
- Chyba zwariowałeś – wycedził przez zęby. – Nie wiem co miał dać ten test, ale moja odpowiedź to nikt. Nie ma takiej osoby – rzucił w przestrzeń.
Ponownie nic się nie wydarzyło. Riordan się nie odezwał, a i Neth nie miał na to ochoty. Siedzieli w zamknięciu, unikając rozglądania się wokół siebie.
Nechtan zastanawiał się, czy mężczyzna czuł do niego żal. Miałby do tego kilka naprawdę niezłych powodów. Sam zaczynał rozważać, czy gdyby miał wybór, to czy drugi raz podjąłby decyzję o opuszczeniu domu. Koniec końców dowiedział się jedynie tego, jak mało sam o sobie wiedział. Kuriozalne.
- No dobrze, skoro i tak mamy tu zginąć to pośmiejmy się na koniec. Melvin! – powiedział, podnosząc głos przy ostatnim słowie.
- Prawda często boli, czyż nie?
- Kto cię stworzył?! – Mag zerwał się na nogi. – To jakaś kpina!
- Kpina? Przecież już to rozumiesz. Blokujesz się przed tą wiedzą, ale gdy nareszcie otworzysz swój umysł, zobaczysz to tak samo wyraźnie jak ja.
Nechtan nie odpowiedział. Miał wrażenie że jeśli spędzą w tym miejscu jeszcze trochę czasu, zupełnie zwariuje.
- Czy teraz nas przepuścisz? – zapytał w końcu.
- Mógłbym, ale jeśli mam potraktować tego człowieka na równi z gościem, on również musi odpowiedzieć na moje pytanie.
- Bo inaczej dezintegracja? – zakpił Rio.
- Dlaczego się śmiejesz, skoro wewnątrz tak bardzo się boisz?
- Żeby nie płakać? Dobrze, zadaj to głupie pytanie skoro i tak nie mamy wyjścia – odparł pospiesznie Rio.
- Powiedz mi człowieku, kto jest winny największej tragedii twojego życia.
- To akurat proste pytanie – stwierdził poważnie, bez zbędnego poruszenia. - Ja.
- Chyba jednak nie, było aż takie proste – stwierdził po dłuższej ciszy mag.
Nic nie mógł poradzić na to że jakaś część jego osoby nie chciała, by poradził sobie lepiej od niego.
- Nechtan! Nie może być inaczej, to chodząca tragedia! – oświadczył nagle. - No co? Tylko sprawdzałem… – mrugnął do świdrującej go spojrzeniem „chodzącej tragedii”.
- Rio, to nie pora na żarty. Nie wiem jak ty, ale ja mam dosyć tego miejsca. Strażnik zapytał o to kto jest winny, a nie kogo ty uważasz za winnego. Chodzi o Torina prawda? – zapytał z troską, zmieniając delikatnie ton.
- To ja go nie ochroniłem. To jest fakt, Neth.
- Równie dobrze mógłbyś oskarżyć Deana, a jednak tego nie robisz. Nie zawsze pracowaliście razem. Nie mogliście tego przewidzieć – tłumaczył spokojnie mag.
- W takim razie Gustaw. To on wszystko zaplanował… Albo mój ojciec, skoro mu się naraził. Cholera wie czego ten przeklęty, niewidzialny dupek oczekuje.
- Przepraszam że to mówię, ale dla mnie to naprawdę proste. Żaden z was nie mógł wiedzieć, że to się stanie. Nawet Gustaw nie mógł wiedzieć że Torin przestanie chodzić.
- Cieszę się że kalectwo mojego brata to dla ciebie taka prosta sprawa - zirytował się mężczyzna. – Nie obchodzi mnie co myślisz. Jedyną słuszną odpowiedzią, jest ta której już udzieliłem.
Nechtan poczuł nieprzemożną chęć rzucenia czymś ciężkim prosto w Riordana. Mężczyzna swoją upartością powoli zaczynał konkurować nawet z nim, a to był już poważny wyczyn. Dodatkowo atmosfera pomieszczenia powodowała, że lekka irytacja natychmiast przeradzała się w złość nad którą trudno było panować.
- Myślisz że mnie łatwo było powiedzieć, że kocham najgorszą znaną mi na świecie osobę?! I co? Chcesz żebyśmy tutaj zgnili żywcem, bo musisz się nad sobą użalać?! Riordan, miałeś mi pomagać! Miałeś mi towarzyszyć! Mam iść bez ciebie, bo tak trudno jest powiedzieć na głos coś tak oczywistego?! – Nechtan odetchnął głośno. Czuł pulsujący ból w czaszce. Buzowało w nim tak wiele emocji, że miał ochotę krzyczeć. Zbliżył się do przyjaciela i położył mu dłoń na ramieniu. – Proszę cię. Widzisz co się ze mną dzieje? Nie zostawiaj mnie teraz. Wynośmy się stąd.
Rio uniósł wzrok do sufitu.
- Mogę to powiedzieć… ale tylko dla ciebie – zaczął z wolna. – Nikt nie jest temu winny – wyrecytował.
- Prawda często jest oczywista.
- I tak swoje wiem – stwierdził sceptycznie. - I co teraz?
Jakby w odpowiedzi na jego pytanie, lustra zaczęły się odwracać i przesuwać za zewnątrz. W kilka chwil na miejscu jednej ze ścian, ukazało się przejście.
- A teraz pójdziemy tam – odpowiedział Neth, wskazując na nie.

2 komentarze:

  1. Hejeczka,
    w koncu sa coraz bliżej, o tak przejść nie było jednak tak łatwo... i to pytanie no naprawdę fantastycznie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka, hejeczka,
    fa tastycznie, w końcu są coraz bliżej, o tak przejść nie było jednak tak łatwo... i to pytanie no naprawdę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

Ćpun, diler i psychopata - SAIA - cz. 1

 Pierwszy fragment nowego powiadania :) Koniecznie dajcie znać, jakie macie wrażenia po przeczytaniu! ;)   -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-...