Tam gdzie licho nie śpi cz. 13 i 14

Hej! Co tam u Was? Mam nadzieję, że ktoś czekał, bo oto są :) 

Chyba nie jestem najbardziej zorganizowaną osobą na świecie, ale sądzę, że w tym konkretnym wypadku bardziej pasowały te dwa rozdziały na raz, więc może nawet i lepiej, że tak się pojawią ;) 

Życzę Wam miłego dnia i dziękuję za każde wsparcie w komentarzach! <3

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

* 13 *

 

Noga tropiciela miała się lepiej, a on sam nie potrafił usiedzieć w miejscu. Następnego dania rano, wybrał się do lasu po dzikie maliny, a wrócił w towarzystwie kilku innych mężczyzn. Wszyscy wyglądali na wycieńczonych, ale w dobrych humorach. Ich twarze były zaczerwienione do chłonnego wiatru, być może też od czegoś, co popijali chętnie ze wspólnego bukłaka. Powitali stojącego na ganku Daniela głośnymi okrzykami. Byli to ci sami ludzie, którzy kilka dni temu obiecali mu podwózkę do miasta. Wysilił się na niemrawy uśmiech i zaprosił wszystkich do środka. Spodziewał się, że młody gospodarz nie będzie tym faktem zachwycony i nie pomylił się. Dragan był czerwony ze złości. Siedział na zydlu w kącie i obgryzał paznokcie, rzucając nienawistne spojrzenia. Nie kwapił się też do pomocy przy przygotowywaniu posiłku. Cieszbor pomagał na miarę swoich umiejętności, więc kompania musiała zadowolić się owsianką z owocami. Nikt nie narzekał. Najwyraźniej po kilku nocach w lesie, cokolwiek, co zostało podane na ciepło, było satysfakcjonujące. Tropiciele wymieniali spostrzeżenia i wesoło rozprawiali o swoich niewątpliwych sukcesach. Między wierszami, dało się wysnuć wniosek, że nikogo nie złapali. Akurat dla Daniela nie była to zła wiadomość. Planował wykorzystać okazję, by dowiedzieć się czegoś więcej o obiekcie ich zainteresowań.

- Jeśli mogę spytać, po co wszyscy polują na to licho? To jesteś zwierzę? – udał zainteresowanie zupełnego laika.

- Ha! – wykrzyknął jeden z mężczyzn. Daniel nie zapamiętał imion ich wszystkich. – To dobre!

- Właściwie, jakby się nad tym zastanowić – wtrącił drugi – to bestia, jak każda inna. Tyle, że ta jest wyjątkowo zajadła. I jak chce to i za zwierza ujdzie – dodał straszącym tonem. Pozostali zawtórowali mu nieprzyjemnym rechotem.

- Ano. Bestia zmiennokształtna jest – wyjaśnił trzeci.

Daniel zmarszczył brwi. Nie miał o tym pojęcia.

- Potrafi się zamieniać w zwierzęta?

- Żeby tylko! We wszystko czego się tknie umi! – kontynuował ten trzeci.

- Ale w takim razie, w jaki sposób schwytać taką istotę? – W rozumieniu matematyka tropiciele pletli bzdury. – Przecież może być wszędzie. Może być każdym!

- Ano! Może nawet tutaj z nami siedzieć! – tropiciel stwierdził z całym przekonaniem, prezentując niepełne uzębienie.

- Są i na takich sposoby – Cieszbor postanowił uspokoić sytuację i wyjaśnić, że mieli do czynienia z profesjonalistami. – Jak się ma odpowiedni sprzęt, to i licho nie straszne!

- Twój sprzęt to się tylko do burdelu nadaje, niedojdo! – wykpił go najbardziej zaczerwieniony kompan. – Dobrze żeś tu do pana Daniela dotarł, bo już by po tobie było!

- Co prawda… - burknął pod nosem niedojda. – Wdziecznym ci jest panie – powtórzył kolejny raz w kierunku Petersona, a ten kiwnął głową. Cóż miał zrobić. Trochę żałował, że udzielił mu pomocy, ale z drugiej strony nie widział innego wyjścia.

- Młody durny, ale ogólnikiem prawdę rzekł – odezwał się mężczyzna wyglądający na najstarszego z grona. Pogmerał chwilę w torbie i zaprezentował lekko pomarszczone, czerwonawe kulki. – Ujawniacze! – stwierdził coś co najwyraźniej było oczywiste. – Wystarczy rozrzucić dookoła i wskazują miejsce skażone maną tego skurwiela.

Kulki wydawały się lekko wibrować, ale nauczyciel nie miał pewności, czy rzeczywiście drgały, czy zawodziły go jego mocno sfatygowane okulary. Dragan przypatrywał się im z dziwnym wyrazem twarzy. Bardzo pobladł. Dopiero widząc go takim, Daniel uświadomił sobie, że przecież chłopak nic nie zjadł. Musiał być głodny, a obrażony planował się zagłodzić na śmierć.

- Czyli rozrzucacie je i znajdujecie jego ślady? Czy ta metoda nie jest zbyt wolna? Łatwo się domyślić, że będzie was wyprzedzał.

- No niby tak, ale jak się trochę o nich wie, to się wie – elokwentnie wyjaśnił mężczyzna, który do tej pory się nie odzywał. – Łone są przywiązane do swoich nór. Nie opuszczają ich na długo. Są na to za głupie – ocenił, wycierając nos rękawem. Nozdrza Dragana rozszerzały się i zwężały na zmianę. – Wytropilim dziada. W jego leżu zostawilim pułapki, wnet w nie wpadnie. Cała nagroda wpadnie w sakwy!

- Ano! Czekać nam zostało aż wróci, a wróci. Spokojna o to. Najtrudniejsze było się tam dostać, bo skurwiel taką se norę wynalazł, że nurkować trza.

- Mieszka pod wodą? – zdziwił się Peterson. Nie podobało mu się to co mówili łowcy. Czyżby los licho, rzeczywiście był przesądzony?

- Nora jest sucha, ino wejście pod wodą. Ale książęcy magicy i na takie sprawy mają rady. Nic go już nie uratuje.

- I dobrze! – podsumował Cieszbor. – One niebezpieczne są i groźne – wytłumaczył Danielowi.

- Nadal nie rozumiem, dlaczego.

- Bo tyś, panie, dobry człowiek. Nie słyszałeś o tym czarcim pomiocie – ocenił z wyrozumiałością. – One krwiożercze są. Uwielbiają mięso. Najlepsze krwiste i świeżo upolowane. A to nic! Ludzkie mięso żreją! Tak, tak, wyjątkowo plugawe są to stworzenia.

Dragan prychnął gniewnie i wstał ze stołka.

- Ciekawe, rzeczy panowie prawicie – syknął. – Czyżby dobro ludzkości leżało wam na sercach? Nie czasem zysk osobisty?

- Ano, jedno nie wyklucza drugiego – zarechotał trzeci łowca. – Zaiste, niemało za niego dają. Ale to już nie nasz biznes co z nim czynić będą.

- Doskonale wiecie co! Stanie się z nim to samo, co z całą resztą! Ze wszystkimi, które zostały zamordowane, tylko dlatego, że ludzki kark był więcej wart! I stanie się to ostatni raz, bo więcej ich już nie ma. Wszystkie wybiliście, co do nogi.

- Co ty możesz o tym wiedzieć, gówniarzu! Nie pyskuj, kiedy starsi prawią! – oburzył się ten najstarszy.

- Przepraszam za niego – wtrącił Daniel. – Dragan, spokojnie – zwrócił się do blondyna, posyłając mu wymowne spojrzenie. Nie miał pojęcia co w niego wstąpiło. Rozumiał, że się złościł, ale reakcja chłopaka była mocno przesadzona.

- Pewnie, będę potakiwał. Tacy jak wy są odpowiedzialni za wymarcie całego gatunku!

- Niewielka to strata – ocenił ten pierwszy. – Może i raz w życiu robią coś pożytecznego, ale zawsze na sam koniec. A poza tym, to groźne drapieżniki i wystrzegać ich ci się trzeba, a nie bronić!

- Ja się tam nie boję – stwierdził butnie młodzian.

- Boś młody i głupi.

Rozmowa trwała jeszcze dosyć długo. Tropiciele nie potrafili powstrzymać się od przechwałek, więc zaprezentowali im najróżniejsze rodzaje broni i magiczne zabawki, mające na celu ułatwienie schwytania leśnego licha. Dragan nie wtrącał się więcej w konwersację, aczkolwiek aż nadto przewracał oczami i dawał do zrozumienia, że on wie lepiej, a cała reszta to banda bałwanów. W końcu wypłynął temat powrotu do miasteczka, ale matematyk, sugerując się obietnicą daną chłopakowi, wyjaśnił, że nie będzie mógł zostawić syna samego w najbliższym czasie. Nikt nie nalegał. Nawet odrobinę żałował.

Mężczyźni zabawili aż do świtu następnego dnia. Nie narzekali na warunki, każdy z nich stwierdził, że podłoga w ciepłej izbie to luksus w porównaniu do wilgotnej leśnej ściółki. Daniel musiał przyznać im rację. Skoro świt, pożegnali się i ruszyli na umówioną porę z drugim oddziałem. Na trakcie miał czekać wóz. Peterson ponownie poczuł lekki żal, że świadomie z tego rezygnował. Ale bądź co bądź, dał słowo. Nie był typem człowieka, który miałby się teraz wycofać.

 

- I znowu jesteśmy sami – zauważył młodszy mężczyzna. – Nareszcie – wymruczał zaczepnie.

Peterson spróbował zakamuflować uśmiech. Jakiż on był szczery. Uwielbiał jego zaczepny charakter i pewność siebie.

- Jedyne co się zmieni, to to, że szybko powróci nuda.

- Nudzisz się ze mną?

- Gdzieżbym śmiał – odparł zadowolony, z faktu, że spawy zdawały się wrócić na swój zwykły tor.

Udając się do głównej izby, nie spodziewał się tego, co miało nastąpić kilka minut później. Parzył herbatę. Właśnie dosypywał do niej sproszkowanego Plectranthus amboinicus - jak głosiła etykieta ze słoiczka. Plectranthus amboinicus dawał przyjemny miętowo-ziołowy posmak. Dragan wparował do pomieszczenia i chwytając go mocno za ramiona, odwrócił Daniela w swoją stronę. Nim zdołał zaniechać, a później żałować zaniechania, chłopak przyciągnął go do agresywnego pocałunku. Wciąż czuł wpijające się w ramiona wąskie palce chłopaka. Poczuł, że mięknie. To właśnie męska siła byłą jego słabością. Stawał się uległy i posłuszny. Kolana ugięły się pod nim, a Dragan czując to, wcisnął mu udo pomiędzy nogi. Dokończył pocałunek przeciągłym oblizaniem warg mężczyzny, po czym spojrzał mu w oczy z ogromną pewnością siebie. Daniel zmalał jeszcze bardziej.

- Rozbieraj się – rozkazał.

Świdrował go wzrokiem, nie dając, ni na chwilę skryć się przed władczym wzrokiem. Przed dzikim blaskiem swych nieziemskich oczu.

- Co takiego…? – jęknął ogłupiały. Dałby się pokroić, że czuł zapach koniaku unoszący się w powietrzu.

- Będziemy się bawić – odparł, mocno chwytając go za krocze.

Przesłyszał się oczywiście. Chyba. Prawdopodobnie. Oczywiście, że tak! Najwyraźniej nie mógł już ufać własnym uszom.

- Nie wiem czy rozumiem…

Okazało się, że nie mógł liczyć na wyjaśnienia. Chłopak rozpinał spodnie jedną ręką, drugą popchnął go w stronę stołu. Zatoczył się. Tętno wybiło mu w górę, aż lekko zakręciło mu się w głowie. Jego rozbiegany wzrok utknął na dłużej na atrakcyjnym V, zakończonym dobrze rokującym wzwodem. Rozedrganymi ruchami zaczął ściągać z siebie ubrania. Na pewnym etapie myślenie było błędem, należało żyć chwilą. Jeszcze zanim zupełnie uwolnił się z nogawki skopywanych spodni, niecierpliwy blondyn odwrócił go zdecydowanym ruchem i docisnął do blatu. Kombinował w jaki sposób mógłby przemycić w tę scenę odrobinę oliwy. Stała tak blisko. Prędko przyszło mu wyzbyć się jakichkolwiek planów, ponieważ Dragan wbił się w niego bez ostrzeżenia. Zawył z bólu. Byłby się cofnął, ale blat stołu krępował jego ruchy. Wbił paznokcie w drewno i pokrzykiwał, prosząc o przerwę, która nie miała nadejść. Po pierwszych brutalnych sekundach nadszedł wyczekiwany moment, gdy ból zelżał, i choć nie miał złudzeń, że da o sobie znać ze zwielokrotnioną siłą, nie miało to nastąpić przed końcem tego co właśnie miało miejsce.

Odetchnął, starając się rozluźnić. Starał się mniej zaciskać, ale brak przygotowania robił swoje. Pierwszy dreszcz rozkoszy przeszył go wtedy, gdy usłyszał podniecone jęki kochanka. Ruchom Dragana daleko było do płynnych. Raz uderzał wolniej i mocniej, raz szybciej, trzymając go pewnie za biodra. Momentami przesuwał dłonią po wyprężonym kręgosłupie mężczyzny i zadawał mu kilka czułych pchnięć. Zęby wbite w przedramię, którym się zamortyzował upadając na stół, napinały całą szczękę. Na początku czuł dyskomfort, ale jego świadomość prędko odpłynęła od tego uczucia. Wydawało mu się, że płynął na wielkiej fali. Czuł tylko pchnięcia Dragana. Żył dla nich. Poddawał się im i płynął z nimi. Nic innego się nie liczyło. Miał wrażenie, że chłopak wwierca mu się w kręgosłup. Czuł go tak głęboko. Wypełniał go całego. W pewnej chwili jęknął spazmatycznie, w reakcji na co, blondyn przyspieszył. Pieprzył go mocno, stół skrzypiał, gibając się na deskach podłogi. Jeszcze tylko chwila. Jeszcze moment napięcia. Ależ bolał go kark. Chciał krzyczeć. Głośno. I chyba to robił. Lewą ręką uchwycił się przeciwległej krawędzi mebla. Wspiął się na palce, choć zdawało mu się, że to Dragan trzymał go w tej pozycji. Sam nie dałby rady ustać. Rozkosz wstrząsnęła ciałem mężczyzny. Chwilowy spazm ustąpił błogiej satysfakcji. Słyszał swój własny głos. Słyszał kwilenie, jakby chciał prosić o więcej. Nie widział dobrze, nie miał okularów, ale mógłby przysiąc, że nawet z nimi świat byłby zaledwie smugą kolorów. Poczuł spływające po udach nasienie. Dwie strużki broczyły w dół aż po kostki matematyka. Dragan puścił go wreszcie. Kolana mężczyzny natychmiast ugięły się wpół. Uśmiechnął się. Spojrzał na niego. Był doskonały.

- Kto by pomyślał, że nawet nie musiałem cię tam dotknąć – rzucił cynicznie.

- Dosyć się nadotykałeś – sapnął w odpowiedzi. Nie miał sił na rozmowy. Najchętniej oddałby mu się w ramiona w ciepłej pościeli i usnął.

- Nabrudziłeś – zauważył iście oskarżycielsko.

- Ty też – wskazał wymownie na swoje nogi.

- Ale nie na podłogę. No dalej, posprzątaj – zażądał.

Malutki dreszcz przebiegł mu pomiędzy łopatkami.

- Muszę odpocząć.

- Odmawiasz mi?

Nie wiedzieć jak i skąd, w dłoniach chłopaka, jak na życzenie, znalazła się pojedyncza, długa witka, wyjęta z miotły. Smagnął nią w powietrzu. Drugi, mocniejszy dreszcz zatrzymał się dopiero na karku mężczyzny.

- Nie śmiałbym – jęknął ulegle.

- Wstań.

Tak zrobił.

- Nie zasłaniaj się.

Cofnął dłoń w okolice pośladka.

- A teraz uklęknij – szepnął blondyn, artykułując wyraźnie każdą sylabę. – Już! – Uderzył do witką w udo.

Daniel miał gęsią skórkę z podniecenia. Nie miał pojęcia jakim cudem chłopak odkrył jego fetysz, może był to przypadek, ale robił to cholernie dobrze. Zwiądł odrobinę w ramionach i opadł zgrabnie na kolana. Uniósł wilgotny wzrok na chłopaka, a ten stanął tuż przed jego twarzą. Był gotowy.

- No dalej – ponaglił go. Sztywny penis otarł się o jego policzek.

Otworzył usta, lecz nim zdążył objąć nimi prężący się wzwód, Dragan szarpnął go za włosy i wszedł mu głęboko w gardło. Zakrztusił się, a z oczu popłynęły mu łzy, ale nie chciał przestawać. Zacharczał pchnięty kilkukrotnie, ale prędko wszedł w jego rytm. Przysunął się na klęczkach i pozwolił sobie dotknąć biodra chłopaka. Nie zaoponował. Brał go głęboko, zupełnie jakby chciał zasłużyć na nagrodę. Momentami zwalniał tempo i brał do ust twarde jądra, delikatnie je ssąc.

- Czy pozwoliłem ci się dotykać? – wystękał młodszy mężczyzna.

Musiał być blisko spełnienia. Wskazywał na to jego nieobecny ton głosu. Daniel przyspieszył ruchy głową. Spodziewał się, że za chwilę lepka sperma zaleje mu gardło, ale Dragan miał inne plany. Wyrwał się z jego objęć, szarpnął go w stronę najbliższej ściany i mocno całując wszedł w niego. Musiał się mocno zgiąć wpół. Przez cały czas podtrzymywał udo mężczyzny, lecz ni przez moment nie dało się wyczuć zmęczenia ani zniechęcenia niewygodą. Skończyli razem. Dragan w nim, on pomiędzy ich ciała. Na tym gra się skończyła. Chłopak objął go szczelnie ramionami. Uspakajali oddechy na swoich karkach. Miał ochotę rozpłakać się i wyznać mu miłość. Oczywiście powstrzymał się. Znów był silnym, postawnym mężczyzną, a jego kochanek gładkim chłopcem. Pachniał piwonią i koniakiem.

- Idziemy do łóżka? – zapytał zupełnie innym, choć sobie właściwym, codziennym tonem młodego człowieka.

Skinął głową. Tej nocy usnął bez naparu i był pewien, że nic nie miało prawa go obudzić. Spał jak zabity, obejmując kogoś, kto każdego dnia stawał się dla niego kimś bardziej ważnym.

 


 

* 14 *

 

- To co mówili wcale nie było prawdą.

Po przyjemnym przebudzeniu w pachnącej chłopakiem pościeli, po kilku spojrzeniach, mówiących więcej niż wiele niepotrzebnych słów, po kilku leniwych pocałunkach – to właśnie były pierwsze słowa wypowiedziane przez Dragana. Z początku nie dotarło do niego o czym mówił. Dopiero po siłowym rozruszaniu szarych komórek, pomyślał, że chłopak musiał mieć na myśli rewelacje tropicieli.

- Z tego co sam mi mówiłeś, to przynajmniej część z tego o czym opowiadali było prawdą. Zresztą po co mieliby kłamać?

- Z niewiedzy.

- A ty wiesz lepiej niż oni?

Wcale nie zamierzony uśmiech na twarzy Daniela, zdradził, że nie zupełnie poważnie traktował on „wiedzę” Dragana. Od razu zauważył, że jasne oczy skupiły się na tym fakcie i nie musiał czekać na jego reakcję, by idealnie ją przewidzieć. Postanowił uprzedzić fakty.

- Przepraszam. Nie chciałem zabrzmieć, jakbym ci nie dowierzał. Po prostu nie wiem, skąd miałbyś tyle wiedzieć o stworzeniach, o których oni uczyli się całymi latami. To zupełnie zrozumiałe, że sporo wiedzą i w niczym ci to nie ujmuje – wyjaśnił.

- Ty zupełnie nic nie wiesz – sapnął zrezygnowany chłopak.

Próżne były próby zatrzymywania go w łóżku. Blondyn nie wybuchnął złością, ale mruknął coś o śniadaniu i zniknął za drzwiami. Cóż, może rzeczywiście czegoś nie wiedział, ale w takim razie wystarczyłoby go uświadomić, prawda? Ech, te dzieciaki…

 

Dzień upłynął spokojnie, zupełnie jakby nic się między nimi nie zmieniło. To odrobinę zbiło Daniela z pantałyku. Spodziewał się, że po tym co się wydarzyło, Dragan będzie okazywał nieco więcej uczuć, tymczasem, chłopak choć wcale nie wydawał się obrażony, odnosił się do niego ze zwyczajową rezerwą. Nie wyglądało na to, by widział w swoim zachowaniu niespójność. Daniel nie nalegał. W takich sytuacjach miał nieprzyjemny nawyk wycofywania się. Tłumaczył sobie, że dawał młodszemu mężczyźnie przestrzeń, której ten najwyraźniej potrzebował, ale prawda była bardziej prozaiczna. Bał się odrzucenia, więc wolał udawać, że problem nie istniał. I tak minął następny dzień. I następny. Zmiana, która miała nadejść, okazała się być zmianą brzemienną w skutkach, ale przyszło mu na nią poczekać prawie dwa tygodnie.

Tego wieczora nie wypił swojego naparu na sen. Nie upomniał się. Nie odmawiał go, ponieważ rzeczywiście zapewniał wyjątkowo błogi i spokojny sen, ale kiedy Dragan sam zapomniał mu go podać, jakoś uznał, że przecież był w stanie zasnąć bez tego. Nie pomylił się wiele.

Spał mocno. Śnił o czymś abstrakcyjnym, zapominał o czym, jeszcze przed przebudzeniem. Ciężkie powieki nie pozwalały mu się zbudzić, nawet gdy wiercił się niespokojnie.

- Danielu...

To tylko we śnie. Poprawił poduszkę.

- Danielu, zbudź się.

Nie, tylko nie znowu to. O co chodziło? Kto go wołał?

- Nie obawiaj się. Zbudź się. Danielu… Czekam na ciebie.

Otworzył oczy. Przez moment kręciło mu się w głowie. Oczywiście wydawało mu się. Nikt nie mógł go wołać. Czuł Dragana, śpiącego obok. Chłopak oddychał powoli. Głęboko spał.

- Danielu…

Przeszły go nieprzyjemne ciarki. Słyszał ten głos w swojej głowie, a jednak ktoś go wołał. To było takie znajome uczucie… Czyżby działo się to już wcześniej? Wstał. Zerknął na kochanka. Nie chciał go obudzić. Musiał być sam. Tak czuł. Namacał okulary, założył je i wymknął się do głównej izby. W wątłym świetle świecy, dostrzegł siedzącego na kredensie kota.

- Dawno cię nie widziałem ­– mruknął kot. – Cieszę się, że jesteś.

- Kim jesteś? Dlaczego mogę cię rozumieć? – zapytał zdezorientowany. Rzucił ukradkowe spojrzenie na drzwi sypialni.

- Spokojnie. Tym razem nam nie przerwie – zapewnił kot. A właściwie czarnowłosy mężczyzna, który pojawił się nie wiedzieć skąd. Widząc przestraszoną minę nauczyciela, dodał spokojnie – Nic mu nie jest. Po prostu mocno śpi. Gdyby tylko nie był taki zaborczy, moglibyśmy być tutaj razem – stwierdził z nieskrywanym żalem.

- Dlaczego tu jesteś?

Obcy uśmiechnął się. Podszedł tanecznym krokiem. Był bardzo wysoki. I bardzo przystojny. Budził skrępowanie.

- Jestem tu dla ciebie. Jesteś bardzo wyjątkowy – uśmiechnął się, ukazując rząd idealnie równych, białych zębów. – Nie czuj się zobowiązany wobec niego. On nie mówi ci prawdy o sobie.

- Kto? Dragan?

-  i tak, i nie – padła enigmatyczna odpowiedź.

- Czego ode mnie chcesz? – rozmowa zaczynała go niecierpliwić.

- Mów mi Jonathanie – zachęcił. – Przyciągasz mnie. Przyciągasz tak skutecznie, że ciągle tu wracam.

Podszedł tak niezauważalnie szybko... Wydawać by się mogło, że po prostu pojawił się tuż przed twarzą matematyka. Cóż więc mógł zrobić? Spojrzał w jego granatowe oczy. Były niczym bezgraniczna toń oceanu. Daniel patrzył i dawał ponieść się fali… Unosiła go. Nie pamiętał skąd się tu wziął ani co miał zrobić. Tonął, opadając w otchłań. Czuł pocałunki na szyi, ale czy mógł być o tym przekonany? Przecież płynął. Powinien dać się ponieść. Nie dawał rady płynąć o własnych siłach. Jonathan był jego kołem ratunkowym.

Jak przyjemnie. Długi, namiętny pocałunek. Czuły język wypełniał usta mężczyzny. Był taki delikatny i przyjemnie chłodny. Jego oddech był niczym morska bryza. Jak przyjemnie. Gładka dłoń o długich palcach pieściła wnętrze jego uda. Druga błądziła na wysokości talii. Czuł słony smak. Ach, jak przyjemnie.

- ZOSTAW GO! – ktoś krzyczał.

Toń ogarnęła go prawie zupełnie. Błękit zmieniał się w czerń.

- Obudziłeś się? Niesamowite… Ach, a więc przyłącz się do nas. – O, tak. Tak. To było coś dobrego. Ten głos tkwił w jego głowie. Nic innego nie docierało w spowijające go, ciemne odmęty.

- On należy do mnie!

- Przecież widzisz, że nie. Chodź Reweneresis, chodź i przestań udawać kogoś kim nie jesteś. Lubisz przecież przyjemności.

- Wiem co chcesz zrobić, Kelpie! Nie zamierzam dzielić się jego energią. Znajdź sobie innego człowieka!

Niepokój wdarł się do otaczającej go zewsząd toni. Alarmujący dźwięk, zbliżającego się niebezpieczeństwa zakłócił sielankę. Dotykające go dłonie stały się chłodniejsze, nawet zimne.

- Za silny jesteś dla mnie. Nie omamię cię. Ale chyba nie muszę, prawda? Widzę, że mimo swej buty chcesz spróbować. Wiesz, że ze mną będzie inaczej. Dołącz się, Reweneresis. Ten jeden raz.

- Mam uwierzyć, że po tym odejdziesz?

- To już będzie zależało od ciebie. Od was obu, jak sądzę. Ale czyż nie chciałbyś go mieć, będąc sobą? Przy mnie możesz. Możesz być prawdziwy bez konsekwencji. Przecież tego właśnie pragniesz najbardziej, czyż nie?

Chłód zelżał. Ponownie stał się miłą mu bryzą i ożywczym powiewem, lecz tym razem było w tym coś jeszcze. Piwonie i koniak. Morze piwonii, stróżki koniaku i obezwładniający spokój. Otworzył oczy. Cały czas były otwarte. Teraz zobaczył. Widział nagiego Jonathana. Jego skóra lśniła w świetle księżyca. Pieścił go, całował. Był taki doskonały… Ale czuł też inny dotyk. Dotyk pełen chaosu. Dotyk gorących dłoni, zwieńczonych ostrymi szponami. Niemożliwe… Odwrócił się, by zobaczyć potwora. Był ścigany przez łowców, osaczony, co więc robił tutaj? Dlaczego go dotykał? Przecież porzucił go bez słowa pożegnania.

Brał udział w psychozie. Tym to wszystko było. A może snem? Powinien był poprosić o napar z Alby. Po nim spał spokojnie.

Czarnowłosy mężczyzna prowadził jego usta. Sunęły po księżycowej piersi, błądziły między mięśniami, na dłużej zatrzymały się przy pępku. Jonathan usiadł na blacie stołu. Jedną nogę postawił u góry, drugą opuścił. Podobnie jak głowę Daniela, która znalazła się pomiędzy tymiż nogami. Pomiędzy szczupłymi, długimi nogami, gładkimi jak u kobiety. Mężczyzna wsunął mu się w usta. Jego jądra były chłodne, jak każdy jego dotyk, dopiero jego penis udowodnił, że płynęła w nim krew. Peterson ssał go chętnie, lekceważąc gromadzące się pod powiekami łzy. Na pośladkach i na plecach, czuł ocierające się o jego ciało rogi. Ale nie to doznanie rozpraszało go najbardziej. Licho wsuwał w niego swój nienaturalnie długi, wijący się język. Pieprzył go tym językiem, a on jęczał w podtrzymywanego dłonią członka. Podpierał nogę na kościstym ramieniu leśnego stwora. Zewsząd odejmowały go dłonie. Za zmianę gorące i chłodne. Pierwszy raz doszedł, nie zdając sobie sprawy z tego, czy stał, czy klęczał. Zakręciło mu się w głowie. Chciał więcej. Sploty nie zelżały. Wnet, pod palcami poczuł powierzchnię desek. Musieli znaleźć się na podłodze. Momentami znajdował się w objęciach dzikich i niecierpliwych, chwilami przejmowały go sprawne, pracowite dłonie, przyciągające go do pięknej piersi. Doszedł drugi raz, gdy zaciskającego się na jego włosach szpony podtrzymywały go dla Jonathana. Jego ruchy były obłędnie płynne, cudownie powolne i w doskonałym momencie szybsze. Spełnienie przyniosło jeszcze większy zawrót głowy. Był słaby. Tak słaby, że opadł na księżycowe ciało czarnowłosego kochanka. Przylgnął doń plecami, a ten przytulił go, namiętnie całując w szyję. Oszalały z ekstazy, podążał wzrokiem za palcami w kolorze leśnego runa. Te uniosły jego biodra i po raz kolejny zmusiły do napięcia mięśni. Licho nachylił się nad nim i złożył na jego ustach przerywany pocałunek. Pocałunek pełen pasji, urywany, dopełniony seksem. Widział oblicze istoty. Jego wyraz był inny od tego, który zapamiętał. Był bardziej zaangażowany. Był po prostu bardziej. Pod każdym względem bardziej. A on, widząc to i czując naciągające spełnienie, czuł się szczęśliwy. Bo właśnie takiego chciał go widzieć. Ostatni spazm rozkoszy przyszedł nagle. Zaatakował osłabione ciało i zostawił je bez przytomności. Prawdopodobnie nie słyszał słów, które padły ułamek sekundy później.

- Miłujesz go. A myślałem, że dla was to niemożliwe.

- Ja też tak myślałem...

Ćpun, diler i psychopata - SAIA - cz. 1

 Pierwszy fragment nowego powiadania :) Koniecznie dajcie znać, jakie macie wrażenia po przeczytaniu! ;)   -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-...