Po drodze cz.13

Hej! Przepraszam, że tak długo nic nie było. Zapomniałam! Wciągnęłam się w serial i chorobliwie oglądam ;) Dlatego tym razem dłuższy fragment :)

-.-.-.-.-.-


Starannie się przygotował. Liczył na to że nie dojdzie do sytuacji, w której musiałby się bronić lub atakować, ale mimo wszystko wolał ubezpieczyć się również na taką okazję. Cóż, w starciu ze starym, wiekowym magiem raczej i tak nie miał zbyt wielu szans. Gubił go nie tylko brak doświadczenia, ale wcale nie pomagał fakt, że jego mana była ostatnio wyjątkowo kapryśna.
Ostatniego poranka, gdy tylko otworzył oczy spostrzegł Lilith, siedzącą tuż obok niego na łóżku. Świdrowała go spojrzeniem i zdawała się być zła. Nie wzywał jej, więc naturalnie było to dość niepokojące zjawisko. Skoro była częścią jego mocy, to w jaki sposób zaczynała działać niezależnie od niego? Wcześniej celowo jej nie wzywał. Nie chciał tego. Nie miał ochoty słuchać mądrych rad uszczypliwej zjawy, w sytuacji w której i tak czuł się wyjątkowo beznadziejnie. W konsekwencji to teraz musiał się wytłumaczyć z ostatniego panicznego zachowania w Rennais, i choć Lilith wcale nie wyglądała na zatroskaną perspektywą pozbycia się Riordana z otoczenia, to i tak mocno zganiła go za brak elementarnej odpowiedzialności i kontroli nad własną maną. Nechtanowi wydało się to wyjątkowo kuriozalne z punktu widzenia tego, że sama podobno nią była. Trudno było sobie wyobrazić pokorną Lilith.
Ostatecznie wolał zdać się na broń kryształową, uprzednio przygotowując zaklęcia i zamykając je w takiej formie. W kryzysowej sytuacji, wystarczyło rozbić taki kryształ, a zawarta w nim moc natychmiast uwalniała się i działała zgodnie z pierwotnym zamierzeniem swojego twórcy. Do skórzanego paska przymocował srebrny nożyk, oraz fiolki z eliksirami - Regenerującym, usypiającym i zwodzącym. Wolał nie brać pod uwagę konieczności współpracy z Lilith, nawet gdyby jakimś cudem mana faktycznie go zawiodła.
Postanowił zakraść się do domu czarodzieja, którego znał jeszcze z wątle zapamiętanego dzieciństwa. Pamiętał że ów mag odwiedzał kiedyś jego ojca, nieudolnie próbując wpływać na jego sposób myślenia. Wspomnienia związane z tym mężczyzną nie były złe, ale trudno byłoby się spodziewać że ze względu na dawne czasy, dobrowolnie oddałby mu część swoich drogocennych zasobów. Zresztą skoro znał jego ojca i nadal z własnej woli pojawiał się w ich domu, to przecież nie mógł być człowiekiem o szlachetnym sercu. Nechtan zdecydował się odwiedzić właśnie jego, z pozornie dość błahego powodu. Zwyczajnie wiedział gdzie mógł go szukać. Wiekowi czarodzieje wyjątkowo cenili sobie swoją prywatność. Oczywiście istniało ryzyko że stary mag mógł zmienić miejsce zamieszkania, ale prawdopodobieństwo tego było raczej niskie. Achaius żył w Wayrii, bardzo blisko strefy zawirowań mocy, a więc w miejscu idealnym do rozwoju potęgi magicznej. Trudo byłoby z tego zrezygnować bez ważnego powodu.
Sferą zawirowań nazwano miejsce, w którym narodziła się magia. To w tym miejscu kontynenty rozerwały się na skutek powstania wyrwy, która otworzyła wszystkie połączenia między wymiarami w ich świecie. W Wayrii narodziło się miejsce wysycone maną, natomiast na terenie Laurenii pozostał jedynie fizyczny ślad – owa wyrwa. Wielki, głęboki kanion, na którego temat rozpisywano się w wielu starych i mądrych księgach, a co lepsi magowie prześcigali się w różnorakich teoriach, co mogło spowodować jego powstanie.
Plan nie był dokonały, a Nechtan doskonale o tym wiedział. Nie chciał jednak marnować jeszcze więcej czasu. Każda chwila spędzona bezczynnie, wypełniała jego głowę wspomnieniami z czasu spędzonego z Rio. Robił co mógł, żeby wmówić sobie że takie było jego przeznaczenie i że to na początku popełnił błąd, mieszając obcych w swoje zamiary. Na pewno nie powinien nikogo narażać z własnego powodu.
Niestety wypierane myśli bezlitośnie powracały i prowadziły go wprost w objęcia Riordana, a to z kolei sprawiało że znowu stawał się rozbity, bezradny i po raz kolejny pokonany przez Melvina.
Mogłoby się wydawać że jego ojcu zawsze udawało się pozbawić go szczęścia. Chociaż Riordana zdecydowanie chętniej nazwałby swoim utrapieniem, a nie szczęściem. Nienawidził tego jak często o nim myślał. Jakby nie było, w porównaniu do długości jego życia, spotkanie z mężczyzną było jedynie krótkim epizodem.
Gdy tylko zapadł zmrok, przygotowany do drogi mag, stanął na środku wynajętego przez siebie pokoju. Planował wrócić jeszcze przed świtem, więc równie dobrze mógł otworzyć przejście tutaj. Normalnie starał się dbać o pozory, żeby ludzie nie odbierali go jak dziwaka.
- Bats ‘ir indz hamar – wyszeptał. Poczuł jak niewielka część many opuściła jego ciało, a lustrzane przejście natychmiast zamigotało przed jego obliczem.

Pojawił się - jak zaplanował, przy płaskim zboczu pomiędzy gęsto rosnącymi drzewami. Dom Achaiusa znajdował się w dole, na polanie przed nim. Na pierwszy rzut oka nie posiadał żadnych magicznych zabezpieczeń. Nechtan posłużył się własną mocą, by starannie zbadać teren wokoło domostwa, i nie wyczuł absolutnie nic nadzwyczajnego.
Dom z pewnością nie był opuszczony. Wskazywał na to choćby zadbany ogród różany, a także zapalone lampiony przy drzwiach, a jednak nie sposób było wyczuć magii w powietrzu. Budynek wyglądał zupełnie zwyczajnie. Dwa piętra, strych, ceglane ściany, gładkie filarki przed wejściem. Pod oknami zwisały donice z magicznymi ziołami, i to właśnie one mogły zdradzać naturę ich właściciela, jeśli tylko ktoś potrafiłby je prawidłowo rozpoznać.
Neth potrafił.
Potrafił też zauważać z pozoru nieistotne szczegóły.
Światło księżyca padało idealnie na okna w dachu, a więc najprawdopodobniej to tam czarodziej prowadził swoje badania. Umiejętne wykorzystywanie kolejnych faz miesiąca było charakterystyczne dla najbardziej starannej i wyrafinowanej pracy. Dla Nechtana oznaczało to mniej więcej tyle, że w owym pomieszczeniu na poddaszu, miał spore szanse odnaleźć to czego szukał. A przynajmniej jedną z tych rzeczy.
- Lilith? – wezwał ją cicho, przyklękając na jedną nogę.
Musiał przyznać że bywała pomocna, mimo że w współpraca z nią nie należała do najłatwiejszych.
- Co kombinujesz tym razem? – zapytała podejrzliwym tonem.
Naśladując działania maga, ona również skryła się między drzewami.
- Potrzebuję odrobinę zwinniejszego, ciszej poruszającego się ciała, więc od razu pomyślałem o tobie – odpowiedział. 
Jeśli już miała komentować jego zamysł, to przynajmniej niech ma jakiś powód.
- Jeśli wydaje ci się, że znowu będę czegoś dla ciebie szukać, w dodatku po cudzym domu, to mylisz się Nechtanie – warknęła.
- Spokojnie. Nie ty będziesz szukać – odparł mag, po czym powoli wgryzł się w swój nadgarstek.
Powoli zaczynał się już przyzwyczajać do tego uczucia. Jego nowa forma coraz mniej go przerażała, a coraz częściej chciał i potrafił wykorzystywać ją we własnych celach. Owszem, momentami nachodziły go refleksje że niewiele odróżniało go wtedy od stworzeń nocy, żywiących się krwią, ale przecież w odróżnieniu od nich, on nikogo nie krzywdził i nie zamierzał tego robić. Przyglądnął się swoim długim szponom. Odkąd opanował umiejętność kontrolowania siebie po przemianach, zauważał pewne szczegóły, na które wcześniej nie zwracał uwagi. Na przykład jego dłonie nie posiadały po prostu długich, ostrych pazurów, ale raczej zaostrzone, skostniałe i wydłużone końcówki palców. Przy końcach zaczynały czernieć.
- Podać ci lusterko? – zakpiła Lilith.
- Nie powinienem być ciekawy?
- Wydawało mi się, że wiesz jak wyglądają wampiry? Podobno jesteś dojrzałym magiem – odpowiedziała mierząc go przebiegłym spojrzeniem.
- Przecież nie jestem wampirem! – zaperzył się od razu.
Strach przed nieznanym nieznacznie powrócił. Jeszcze raz spojrzał na swoją dłoń. Czytał o wampirach. W swojej naturalnej postaci zmieniały kolor skóry na szary, siny, bądź niebieskawy. Ich kończymy znacznie się wydłużały, a w fazie końcowej mogły nawet rozwijać skrzydła. Szczęki otwierały im się do makabrycznego uśmiechu wzdłuż całej szerokości żuchwy, a białka oczu stawały się czarne. Były wstrętne i przerażające. Bez znaczenia stawał się fakt, że w ludzkiej postaci nie brakowało im było uroku. Wszystkie były piękne i Nechtan zdecydowanie nie chciał być jednym z tych stworzeń. Wszystko to były jedynie pozory, mające zwabić ofiarę prosto w ich szpony.
Zresztą to oczywiste, że nie mógł być wampirem, przecież był magiem. Stworzenia nocy nie mogły posługiwać się maną. Dysponowały własnym rodzajem magii, ale nigdy nie władały maną, więc nie mógł…
- Pewnie że nie jesteś. Inaczej miałbyś jakiś podstawowy instynkt samozachowawczy. – Lilith wreszcie przerwała jego paniczne rozważania. - Wydawało mi się że po coś się tutaj znaleźliśmy? Czy może po prostu chciałeś się wybrać na polowanie? – kontynuowała swoim prześmiewczym tonem. – Zapewniam cię że nie mam nic przeciw temu. Świeża krew dobrze by ci zrobiła.
- Przestań kpić! Zostań tutaj, ja muszę się dostać do środka – odpowiedział poirytowany, wskazując na samotny dom.
W duchu obiecał sobie że jak tylko uda mu się dotrzeć do zbiorów biblioteki, poszuka jakiś informacji na temat tego co się z nim działo. Najgorsza wiedza była lepsza od niepopartych niczym konkretnym domysłów. Lilith nie odpowiedziała w żaden sposób. Usadowiła się po prostu pomiędzy drzewami i rzuciła mu oczekujące spojrzenie.
Nie chcąc przebywać ani chwili dłużej w jej towarzystwie ruszył przed siebie. Zsunął się zwinnie ze zbocza i przyspieszył. Poruszał się lekko i bezszelestnie. W ciągu kilku chwil znalazł się na tyłach budynku. Ostrożnie przylgnął do zimnej ściany i bez najmniejszego problemu wpiął się po fasadzie do najbliższego okna przez które wszedł do środka.
Nie czuł się dobrze z tym co robił. Sytuacja ta od razu skojarzyła mu się z dniem, w którym poznał Rio. On również miał swoje powody, ale mag ocenił go na podstawie tego co widział. Czy ktoś inny, widząc jego, zareagowałby inaczej? Co gorsza - on naprawdę planował coś ukraść. Czy naprawdę miał prawo się usprawiedliwiać? Przecież wszystko co robił miało służyć wyłącznie jemu. Jego planowi. Jego celowi. Czym różnił się więc od zwykłego złodzieja? Neth odetchnął starając się uspokoić. To co robił było złe. Wiedział o tym, brzydził się tego, a jednak nie zamierzał się wycofać.
W pomieszczeniu panował półmrok, ale jego wyostrzone zmysły radziły sobie doskonale. Widział całkiem wyraźnie, a nawet czuł zapachy drewnianych mebli i suszonych ziół. Jego nozdrza chłonęły subtelny aromat eliksirów i najróżniejszych ingrediencji. Czuł się z tym pewnie. Nic nie wskazywało na to, aby ktoś jeszcze był w środku, a nawet jeśli to najprawdopodobniej już spał. Nechtan przemknął przez niewielki pokój, prosto w stronę wąskich schodów, kierując się na poddasze.
Jak do tej pory miał wiele szczęścia, bowiem nie usłyszał żadnych odgłosów, ani nie wyczuł nic niepokojącego. Kiedy już znalazł się we właściwym pomieszczeniu, przystanął na chwilę uważnie się rozglądając. Zastanawiał się od czego powinien zacząć swoje poszukiwania. W obecnej postaci najprościej byłoby mu po prostu wywęszyć odpowiedni składnik, niestety nie miał pojęcia jak pachniały pióra hiastapa.
Po kilku minutach straconych na bezsensowne kręcenie się w kółko i zastanawianie się co ze sobą uczynić, postanowił powrócić do swojego zwyczajnego wcielenia.
- Lilith, odejdź.
Pomimo sporej odległości jaka fizycznie ich dzieliła, Lilith z pewnością go usłyszała ponieważ już kilka sekund później poczuł w sobie wzbierające pokłady many. Gdy tylko otrząsnął się z nieprzyjemnej przemiany, zabrał się za tradycyjne poszukiwania piór hiastapów.
Były to niezwykle jadowite stworzenia w większości pokryte łuskami. Pióra wyrastały im z bujnych kołnierzy, którymi samce wabiły samice. Im bardziej pokaźny i kolorowy pióropusz, tym hiastap miał większe szanse na założenie rodziny. Neth znał je jedynie z rycin jakie oglądał w domowej biblioteczce, w końcu hiastapy wyginęły przed około trzysta laty, a on liczył ich sobie zaledwie sto siedemdziesiąt. Nie miał okazji poprzyglądać się im na żywo.
Szperając w zapiskach Achaiusa, czuł wstyd. Zastanawiał się jak nisko mógł upaść po drodze do celu. Owszem, powtarzał sobie że nie miał wyboru. Wiedział że nie było innego sposobu na pozyskanie niezbędnych składników do eliksiru, a jednak miał świadomość, że pomimo szczerych chęci pozostawienia zapłaty na miejscu zbrodni, stawał się właśnie najgorszym hipokrytą w dziejach.
- Niegrzecznie jest grzebać w cudzych szafkach młodzieńcze.
Nechtan natychmiast skamieniał słysząc dochodzący zza swoich pleców wątły, piskliwy głos starca. Nie mógł się ruszyć dosłownie - i to wcale nie z nerwów. Czarodziej musiał go obezwładnić, a on nie potrafił pojąć jakim cudem mężczyzna zdołał podejść go w tak kompletnie niewykrywalny sposób. Najgorsze było to że teraz był całkowicie zdany na jego łaskę, bez jakiejkolwiek możliwości wytłumaczenia się. Na nic zdały się wszystkie jego przygotowania. Poczuł jak serce coraz szybciej pompowało jego zlodowaciałą ze strachu krew. W głowie szumiało mu od nagłego skoku adrenaliny. To koniec. Achaius wyda go Melvinowi.
Nagle całe ciało Nechtana zwróciło się przodem do właściciela domu, a jego oczom ukazał się drobny, łysy czarodziej w jasnej koszuli nocnej, sięgającej aż do kostek. Miał długą czarną brodę, chude palce i pociągłą twarz. Było w nim coś przekornego. W jego jasnoniebieskich oczach skrzyły się niebezpieczne iskry, choć rumiane policzki nieznacznie łagodziły ten efekt.
- Kim jesteś i co tu robisz. Mów, byle szybko i konkretnie. – Mówiąc te słowa, czarodziej nakreślił w powietrzu skomplikowany kształt, który pchnął szybkim gestem w stronę Nechtana.
Świetlisty symbol pomknął ku magowi, który nie był w stanie się przed nim obronić. W desperacji chciał się szarpać, uciekać albo chociaż przewrócić by znak nie mógł w niego trafić, ale jego ciało zdawało się w ogóle nie reagować na jego intencje. Neth poczuł jak obca moc dociera do jego wnętrza, a jego własne usta otwierają się. Nie miał nad tym kontroli, nie potrafił tego zatrzymać. W panice chciał zrobić jedyną rzecz jaka przyszła mu do głowy, czyli wezwać Lilith, ale nie mógł odzyskać władzy nad głosem. Chwilę później zaczął mówić.
- Na imię mi Nechtan, jestem synem Melvina. Zbuntowałem się przeciw niemu by uciec spod tyranii ojca i odnaleźć ślad po matce. Jestem tutaj bo potrzebuję kilku piór z kołnierza hiastapa, oraz nieco tkanki z ciała innego maga do eliksiru ujawniającego manę. Poszukuję pozostałości wspólnej biblioteki w podziemiach miasta Lannion w Laurenii – wyrecytował.
Źrenice młodszego maga rozszerzyły się w przerażeniu. Jak mógł powiedzieć to wszystko?! Jak to w ogóle możliwe? Jakim cudem został do tego zmuszony? Przecież niczego nie pił, ani nie jadł. Czarodziej nie miał jak podać mu odpowiedniego specyfiku. Nie odprawił też żadnego rytuału. Jedyne co zrobił, to machnął ręką. To co się właśnie wydarzyło było po prostu niemożliwe! I jak mógł tak bardzo spłycić wydarzenia z ostatnich miesięcy swojego życia?!
- Nechtan? A niech mnie… - Mężczyzna zaciął się w połowie zdania.
Na twarzy Achaiusa zagościł wyraz niedowierzania. Zmarszczył brwi i prędko podszedł do unieruchomionego maga. Ujął jego twarz kościstymi palcami i spojrzał mu głęboko w oczy.
- Niemożliwe… A jednak… Nie może być! Dziecko! – Kolejne słowa wypowiadał coraz bardziej chaotycznie, na zmianę uśmiechając się i na powrót marszcząc nos i brwi. Chodził dookoła młodego maga i przyglądał mu się z każdej strony, mrucząc pod nosem.
Nechtan bardzo chciał się odezwać, zadać kilka pytań, może spróbować lepiej się wytłumaczyć, przeprosić, ale czary Achaiusa nadal trzymały go sztywno w swoich objęciach.
- Ach! No tak. Wybacz mi chłopcze, ale sam przyznasz że na to zasłużyłeś – powiedział szybko piskliwym głosem, uwalniając maga spod działania zaklęcia.
Utrzymująca go w pionie siła ustąpiła, a Neth wyrył twarzą o podłogę, nagle tracąc równowagę. Podniósł się niezdarnie, nadal delikatnie odrętwiały, choć jego dłonie drżały jak poparzone. Przeklinając pod nosem zwrócił w stronę czarodzieja.
- Ty… Pamiętasz mnie? – zapytał zadziwiony. Nie mógł nic poradzić na to, że reakcja maga zaskoczyła go jeszcze bardziej, niż samo jego pojawienie się.
- Czy pamiętam? Oczywiście że pamiętam! Jesteś wszak dzieckiem niezwykłym! Zresztą skoro to co powiedziałeś pod wpływem mojego drobnego zaklęcia jest prawdą, to już niedługo sam się o tym przekonasz – odparł mag, kiwając głową.
Zapadła lekko przydługawa cisza, podczas której Neth zaczął się zastanawiać jak powinien się zachować. Achaiusowi natomiast nie zdawała się w niczym przeszkadzać. Cały czas przypatrywał mu się z lekkim uśmiechem wymalowanym pod długim, rzadkim, czarnym wąsem.
- Więc? Co teraz będzie? Posłuchaj… Przepraszam że zakradłem się do twojego domu. Normalnie bym tak nie postąpił… – Mówił cicho, przyglądając się uważnie swoim butom. Było mu naprawdę wstyd. - Skoro znałeś mego ojca, to pewnie doskonale rozumiesz jak bardzo potrzebuję się od niego uwolnić. To potwór. Ja… Naprawdę potrzebuję tych składników. Pomożesz mi? – Zapytał z nadzieją, podnosząc wczeszcie spojrzenie na starego maga.
- Zbyt surowo oceniasz swego ojca. – Achaius brzmiał na niezwykle zatroskanego. – Przeżył wiele tragedii w swoim życiu. Być może nie potrafi tego okazać… Pewnie nie był dobrym ojcem, ale z pewnością cię kocha.
Neth spojrzał na czarodzieja jak na wariata. Nie potrafił wyobrazić sobie tragedii, która mogłaby w jakimkolwiek stopniu usprawiedliwiać to jakim człowiekiem stał się Melvin. A był bezdusznym potworem. Nie potrafił kochać chyba nawet samego siebie, a co by dopiero mówić o innych. Co do tego Nechtan nie miał cienia wątpliwości. Nie chciał mieć z nim nic wspólnego, a przede wszystkim wcale nie chciał o tym rozmawiać. Zawsze kiedy myślał o Melvinie czuł się żałośnie. Jakby wszystkie te lata które pokornie spędził u jego boku, na nowo wyciskały na nim bolesne piętno, podkreślając jego słabości i ukazując je przed oczami całego świata.
- No dobrze… - zaczął Achaius, prawdopodobnie wyczuwając że lepiej było zmienić obecny temat. - Niestety nie mam piór hiastapa. Nie potrzebowałem ich od lat. Będziesz musiał je sobie zdobyć sam – dodał spokojnie, po czym zachichotał po nosem.
Neth zrezygnowany przymknął powieki. Czyli cały jego wysiłek i tak poszedłby na marne.
- Przecież one wyginęły – westchnął. – Nie znam innych magów. Nie zdobędę ich.
Poczuł się cholernie rozczarowany. Wszystkie swoje nadzieje pokładał w zapasach Achaiusa. W tym momencie zmuszony był wrócić do punktu wyjścia, a naprawdę nie miał pojęcia od czego mógłby zacząć.
- Tak, tak, wyginęły. Jakieś trzysta, czy czterysta lat temu – rzekł spokojnie stary. – Czyli jakieś pięćset lat temu było ich jeszcze całkiem sporo. Miały swoje gniazda niedaleko stąd. Lubiły zasiedlać leśne polany – kontynuował ochoczo Achaius. - To były takie miłe stworzenia… Wielka szkoda, że wyginęły. Miałem kiedyś swojego hiastapa. Nazywał się Cahan. To była samiczka więc oczywiście nie miała pióropusza. Była taka urocza…
Achaius wygłaszał swój absurdalny monolog, a Neth słuchał go z rozchylonymi z niedowierzania ustami. Czyżby tyle lat w samotności, przyczyniło się do demencji u tak potężnego czarodzieja? Czy to w ogóle było możliwe? W końcu byłoby to dość niebezpieczne połączenie.
- Ale… Zaraz, zaczekaj. Niby jak ma mi to pomóc w zdobyciu ich piór? Rozumiem, że miałeś szanse podziwiać je osobiście, ale ja takowej nie miałam i już nigdy mieć nie będę. Poprzez słuchanie o ich zwyczajach, pióra nie pojawią się nagle w mojej kieszeni – wyrzucił z siebie sfrustrowany.
Miał ochotę się rozpłakać. Poczuł się jak dziecko, które jest oceniane przez nauczyciela nieznającego rozwiązania dla postawionego przez siebie zadania. Robiono z niego idiotę, podczas gdy w gruncie rzeczy po prostu tracił tu swój czas. Starszy mężczyzna wyglądał natomiast na lekko rozbawionego jego reakcją, co tym bardziej potęgowało rozczarowanie maga.
- Wy młodzi, bardzo mało wiecie – westchnął czarodziej, podchodząc do Nechtana. – Chodź za mną dziecko. Najwyższa pora czegoś się nauczyć – zarechotał.
Nechtan nie ruszył się z miejsca, za to ziemia pod jego stopami zdecydowanie się zatrzęsła. Neth miał wrażenie, że wszystko wokół niego zaczęło wirować i powoli rozpływać się w nicość. Cegły, kamień i drewno ustąpiły miejsca świeżej trawie i polnym kwiatom. Rozglądał się szybko we wszystkie strony, starając się zrozumieć co się z nim działo, ale nim młodszy mag zdołał zorientować się w zaistniałej sytuacji, wraz z Achaiusem wylądowali na bujnej, kwietnej łące. Gdzieniegdzie porastały ją kolczaste krzewy pełne czerwonawych owoców, a tuż przed nimi w wydrążonym, płytkim dole w ziemi, spały wtulone w siebie stworzenia, wzrostem niewiele różniące się od średniej wielkości psa.
Hiastapy.
- Jak…? – wykrztusił z siebie. - Czy to iluzja? Co ty zrobiłeś? – pytał zafascynowany Neth, wciąż rozglądając się jak urzeczony.
Nigdy nie spotkał się z czymś podobnym. Wszystko wyglądało tak realnie jak gdyby naprawdę tutaj byli, a jednocześnie było to otoczenie tak inne od tego które znał, że poczuł się śmiesznie słaby i zagubiony. Był całkowicie zdezorientowany. Nawet niebo zdawało się wyglądać inaczej niż zawsze. Było bardziej turkusowe, chmury tworzyły bajeczne, poskręcane spirale na niebie. Słońce lśniło delikatniejszym blaskiem od tego które znał. Jego jasne promienie otulały okolicę ciepłem, docierając w każdy zakamarek i roślinny zaułek.
Miejsce to musiało być wprost doskonałym domem dla hiastapów, które przecież żywiły się głównie owocami, a tu z pewnością miały do dyspozycji te soczyste i słodkie.
Nechtan spostrzegł jak na ich widok jedna z samiczek czujniej otuliła skrzydłami swoje młode. Patrzyła wprost na niego poruszając nerwowo nosem.
- Mój drogi, przenoszenie się w czasie to żadna sztuka. Nawet ty byś potrafił, wierz mi – odpowiedział z uśmiechem Achaius, również rozglądając się wokoło. - Magowie odeszli od tej nauki dopiero jakiś czas temu, ponieważ umiejętność niewpływania na przyszłość to już zupełnie inna sprawa. Było kilkoro dzieciaków w twoim wieku, którzy trochę namieszali i grono Starszych uznało, że bez tej wiedzy świat będzie miał się lepiej. Cóż, ja się z nimi nie zgadzam, ale co ja tam wiem.
Neth przyglądał się mężczyźnie z rozchylonymi ustami. Poczuł się całkowicie skołowany. Z sekundy na sekundę dochodził do wniosku, że przy Achaiusie zawsze mogło być jeszcze dziwniej, nawet jeśli sam byłby przekonany o tym, że bardziej zszokowany już nie będzie. Nie nadążał za własnymi odczuciami, które sprawiały że był jednocześnie pełen podziwu, ale strachu i niepewności również.
Przyszło mu do głowy, że gdyby miał nad tym kontrolę wcale nie wiedziałby czy uciekać, czy zostać na miejscu by dłużej podziwiać widok rozpościerający się przed jego oczyma. Lubił wiedzieć. Lubił czuć się pewnie. Sytuacje taka jak ta wprawiały go w zakłopotanie. Zaraz napadła go kolejna refleksja, czy czasem nie w taki właśnie sposób czuł się przy nim Riordan? Teraz chyba bardziej umiałby się postawić na jego miejscu.
- Skąd wiec pewność, że my nie namieszamy? – zapytał Neth z obawą, gdy nareszcie oswoił się z nową sytuacją na tyle by odzyskać głos.
- Nie gniewaj się mój drogi, ale obawiałbym się dopiero wtedy, gdybyś to ty nas przenosił. Ja na szczęście umiem podzielić zmianę w czasie również geograficznie – odpowiedział spokojnie.
Po dłuższej chwili milczenia, czarodziej zorientował się że Nechtan nadal nie miał zielonego pojęcia o czym mowa, więc zdecydował się doprecyzować co miał na myśli.
– Chodzi mi o to że tylko najbliższa okolica została cofnięta. Reszta świata dalej żyje spokojnie, we właściwych sobie czasach, możesz być o to spokojny – zapewnił.
Malutkie hiastapy powystawiały łepki spod skrzydeł mamy, żeby zobaczyć co takiego zakłóciło ich sielankowe popołudnie. W reakcji na to, jeden z dorosłych osobników wyskoczył z gniazda, zwracając się w stronę przybyszy i strosząc przy tym kolce jadowe.
- Rozumiem… - stwierdził ostrożnie Neth. – Czyli… Powinienem teraz złapać któregoś z nich? – rzucił, siląc się na spokój i wracając powoli do najważniejszego tematu.
Sytuacja była tak abstrakcyjna, że ukradkiem wbijał sobie paznokcie w dłonie żeby sprawdzić, czy aby na pewno nie śnił na jawie.
- Spokojnie, spokojnie. – Achaius przemówił chyba bardziej do stworzenia, niż do towarzysza. – Zobacz, zestresowałeś je – prychnął karcąco.
- Przecież jeszcze nic nie zrobiłem! – zaperzył się Neth.
- Są bardzo czułe na emocje. Wyczuwają twoje nerwy, więc same też się denerwują.
- Gdyby się tak nie stresowały, to może by nie wyginęły – fuknął obrażony mag.
- Wyginęły z nieco innych powodów – powiedział spokojnie Achaius. – Sam zobacz. W gnieździe jest samica, młode i kilka samców. W tym gatunku kilka samców łączy się na stałe z jedną panią. Bronią jej kiedy nosi młode i później, kiedy je karmi. Niestety jedna samica, może mieć tylko jeden miot, a samce zostają przy niej do końca życia. Romantycznie, prawda? Przyznaj że gdybyś był kobietą, to mógłbym cię na to poderwać – zachichotał starszy czarodziej, widząc zafascynowaną minę Nechtana.
- Nie bądź niesmaczny – skrzywił się Neth. – Ale w takim razie jak w ogóle były w stanie istnieć wcześniej?
- Gatunek radził sobie całkiem dobrze dopóki ludzie nie zaczęli na niego polować. Ich pióra, kolce jadowe, a nawet łuski i skóra były bezczelnie wykorzystywane przez wielu czarodziejów. O ile pióra rzeczywiście posiadają unikatowe właściwości, o tyle inne części ich ciał można było łatwo zastąpić byle czym. Niestety magowie potrafią być równie durni, co potężni – rzekł kręcąc głową z dezaprobatą. – Nam szczęśliwie potrzeba tylko kilka piórek, a tych nie musimy im odbierać siłą.
Neth nie mógł nie zgodzić się ze słowami starego maga. Zdawał sobie sprawę z tego, jak często czarodzieje nadużywali swojej mocy dla wygody, czy ze zwykłego lenistwa.
Achaius przyklęknął na jedno kolano i wyciągnął otwarte dłonie przed siebie. Najeżony hiastap intensywnie machał noskiem oceniając dziwne stworzenie przed sobą. Powoli, bardzo ostrożnie zaczął zbliżać się do obu magów. Neth przyglądał się temu z tyłu, nadal nie mogąc otrząsnąć się poczucia braku realności tej sceny.
Hiastap wyglądał znacznie bardziej przyjaźnie, niż na znanej mu z książki rycinie. Cały pokryty był cienką, ciemnozieloną skórą, gdzieniegdzie porośniętą łuskami. Zwłaszcza na dolnych kończynach i w okolicach szyi, było ich szczególnie dużo. Łuski mieniły się ładnie na lekko błękitny kolor. Stworzenia posiadały długie, ryjkowate nosy, sterczące uszy, krótkie różki i skórzaste skrzydła, przypominające trochę te nietoperzowe. Tylne kończyny zakończone były długimi szponami, a na zwieńczeniach skrzydeł wyrastały im kolce jadowe. Teraz, kiedy hiastap człapał w ich kierunku, złożył kolce wzdłuż skrzydeł ażeby móc podpierać się również na przednich kończynach. Nechtanowi kojarzyły się z jakąś skarłowaciałą wersją smoków, a przynajmniej na takie twarde wrażenie stworzonka zdawały się pozować.
- No już, nie ma się czego bać – zapiszczał stary mag. – Zobacz, mam tutaj pyszne winogrona – dodał, wyciągając zza połów swojej koszuli kilka owoców.
Nechtan był ciekaw, czy czarodziej już wcześniej pomyślał o tym małym przekupstwie, czy zwyczajnie za pomocą magii przyciągnął owoce prosto z krzewu. Nie zapytał o to. Achaius zdawał się używać many w zupełnie inny sposób, niż on sam. Działał z nią jakby bardziej płynnie i naturalnie. Neth nigdy nie przyznałby tego głośno, ale odczuwał przez to pewnego rodzaju sfrustrowanie. Choć pewnie odpowiedniejszym stwierdzeniem, byłoby przyznać iż był zwyczajnie zazdrosny. Naprawdę zapragnął kiedyś się u niego uczyć. Ze swoją wiedzą i potęgą Achaius z pewnością byłby godnym podziwu nauczycielem.
Hiastap który podszedł już dosłownie na wyciągnięcie dłoni, chwycił jedno grono w pyszczek i od razu przeżuł. Zadowolony i ośmielony takim sukcesem w nowej znajomości, podszedł do Achaiusa już spokojniej i zabrał się za pałaszowanie pozostałych owoców. Czarodziej pogłaskał go delikatnie po grzbiecie, sprawdzając, czy stworzenie się nie spłoszy, ale zdawało się że słodkie winogrona całkowicie przekonały je o dobrych zamiarach przybyszy.
- Niesamowite – mruknął trochę nieświadomie Neth. – Jest całkiem uroczy.
- Oczywiście że jest. No już, już, chodź tu kolego – powiedział mag, siadając na trawie i głaszcząc zadowolonego hiastapa. – Pochwal się pióropuszem.
Dopiero wtedy mag zauważył, że faktycznie pod szyją samca znajdował się krótki, ale za to wyjątkowo puchaty kołnierz z brązowych piórek. Uspokojone stworzenie, prężyło się bardziej i stroszyło go, podnosząc łepek do góry.
- Widzisz? Wystarczy go pogłaskać, a sam zrzuci kilka piór. Dla nich to normalne. Często zmieniają kolor upierzenia – powiedział spokojnie Achaius wręczając Nechtanowi pióra. Stary czarodziej wstał, oddając jeszcze kilka owoców, ocierającemu się o jego kostki stworzeniu. - Trzymaj maluchu. Wracaj do gniazda, bo twoja pani nadal się niepokoi.
Achaius zdawał się zakończyć wizytę. Ziemia zaczęła delikatnie wibrować i właśnie w tym momencie Nechtana olśniło, że za moment straci prawdopodobnie jedyną w swoim życiu szansę, żeby osobiście dotknąć hiastapa.
Natychmiast, nieco zbyt ochoczo wyciągnął dłoń żeby pogłaskać zajadające się przed nim stworzenie. Okazało się że hiastap, który całkiem nieźle porozumiał się Achaiusem, wcale nie zamierzał dawać się oswajać każdemu magowi jaki zapragnął go dotykać. Gdy tylko ręka maga spoczęła na jego łuskach, odwrócił się i ostrzegawczo dziabnął go zębami, wywołując tym samym wybuch śmiechu u Achaiusa.
- Doprawdy, chłopcze. Do kobiet też się tak zabierasz? Byle tylko jak najszybciej pomacać? – zachichotał mag.
- Ugryzł mnie! – poskarżył się, zaskoczony Neth. Dłoń lekko pulsowała, a na skórze pojawił się czerwony ślad po ostrych ząbkach. – Ciebie nie ugryzł!
- Bo ty wyglądasz apetyczniej? – zasugerował. – Wracamy, czy planujesz dać się jeszcze pokłuć kolcami jadowymi? – dopytał złośliwie.
- Bardzo śmieszne…

Po krótkiej chwili ponownie znaleźli się w pomieszczeniu, na poddaszu domu starego maga. Nechtanowi kręciło się lekko w głowie. Ściskał kurczowo piórka by czasem ich nie pogubić, ponieważ wrażenie wirowania całego pomieszczenia za nic nie chciało ustąpić.
- Chyba nie czuję się najlepiej – powiedział zagubiony.
- No pewnie, czego się spodziewałeś? Hiastapy są jadowite. – Zanim do Nechtana dotarł sens tych słów i za nim na poważnie spanikował, Achaius dodał jeszcze – Spokojnie, to przejdzie. W ślinie mają znacznie mniejsze stężenie jadu. A właśnie, wspominałeś jeszcze o tkankach z ciał magów?
- Tak. Potrzebuję. Od ciebie i ode mnie. To powinno wystarczyć, prawda? Cholera, gdzie ja mam jakiś neutralizator trucizn – wybełkotał potrząsając zawieszką naszyjnika.
- Ech, psujesz całą zabawę. Masz, wypij to – przerwał mu stary, wybierając z półki fiolkę i rzucając ją w stronę Nechtana.
Mag niewiele się zastanawiając, natychmiast opróżnił całą jej zawartość. Po czym zemdlał.

Obudził się leżąc na przesadnie miękkim i śmierdzącym skarpetkami łóżku. Rozejrzał się po pomieszczeniu, dochodząc do wniosku, że nadal musiał znajdować się w domu czarodzieja.
Dostrzegł go jedzącego mięsne paszteciki w fotelu po drugiej stronie pokoju.
- Zaczynałem się już o ciebie martwić. Strasznie mocno zareagowałeś na to małe ukąszenie. - Achaius odezwał się spokojnie, ale Neth zwrócił uwagę na to że czarodziej przyglądał mu się z uwagą. - Może jesteś uczulony… Raczej nie było okazji się o tym przekonać wcześniej, prawda? Jak się teraz czujesz? W jakich kolorach widzisz?
To pytanie nieco zdziwiło maga, ale doszedł do wniosku że nie będzie dopytywał. Nie miał siły na kolejną dawkę nowych, dziwacznych informacji. Całkowicie rozumiał Rio i jego wcześniejsze zachowanie. Co więcej, postanowił sobie już nigdy nie zniecierpliwić się jego brakiem ufności do magii. O ile kiedyś jeszcze się spotkają. Ta myśl wywołała nieprzyjemne ukłucie.
- Chyba w normalnych. Widzę jak zawsze – wykrztusił w końcu.
- Jakiego koloru mam spodnie?
- Eee, zielonego?
- Zgadza się. Gustowne, prawda? – zapytał z zadowoleniem strzepując z nich okruszki.
Nechtan podniósł się na łokciach. Nie mógł już dłużej wytrzymać świadomości znajdowania się w cudzej, używanej pościeli.
- Achaiusie, muszę wracać. Dziękuję ci za twoją pomoc, ale byłem tutaj całą dobę. Mogę niechcący wzbudzić czyjeś podejrzenia. Wynajmuję pokój w Laurenii, wśród zwykłych ludzi. Codziennie widuje mnie kilka osób…
- Tak właściwie to przespałeś ostatnie dwie dobry, dziecko. Dlatego się martwiłem – wszedł mu w słowo czarodziej.
- Co takiego?! – Neth zerwał się na nogi jak poparzony. – Tym bardziej muszę wracać!
- Dobrze, już dobrze, uspokój się trochę. – Achaius odłożył talerz na stół i skierował się na piętro. – Zaczekaj jeszcze chwilę.
Neth nie wiedział w jaki sposób miałby się uspokoić. Ze słów starego maga wynikało, że od trzech dni znajdował się poza domem. Możliwe, że ktoś zaczął go szukać, a przecież zostawił w tamtym pokoju część swoich rzeczy. Nie trzeba było być geniuszem żeby domyślić się, że niektóre z nich nie były przedmiotami codziennego użytku zwykłego człowieka.
Po około pięciu minutach, które w oczach młodszego maga zdawały się być całą wiecznością, czarodziej wrócił z niewielką buteleczką w dłoni.
- Chciałem cię jeszcze trochę podręczyć, proponując obcinanie moich paznokci, ale ostatecznie zadowolę się twoim nowym tatuażem na dłoni. Skoro jesteś uczulony na jad hiastapów, to ten ślad już ci pewnie zostanie – powiedział wskazując na koronkę świeżych, czerwonych blizn po drobnych ząbkach hiastapa. – Proszę, to esencja z kilku starych pryków. Nada się idealnie i nie będziesz musiał nic sobie wycinać – zachichotał, podając Nechtanowi buteleczkę.
Mag spojrzał na nią z ulgą. Nie wszystko ułożyło się zgodnie z planem, ale ostatecznie jednak nie wróci z niczym. To napawało go wątłym optymizmem.
- Dziękuję ci. Naprawdę. Za wszystko… - zaczął nieudolnie. Czuł się ze sobą wyjątkowo źle, zważywszy na okoliczności ich spotkania. Achaius okazał się być dziwnym, ale uczynnym człowiekiem. Wiele mu zawdzięczał.
- Wiem, wiem, ale musisz już iść – przerwał mu Achaius. – Ach, ta młodość. Kiedy byłem w twoim wieku… No, ale może jeszcze kiedyś będzie okazja na wspominki. - Czarodziej machnął dłońmi, natychmiast otwierając szerokie wejście do portalu. – Stacja Lannion, raz! Odwiedź mnie jeszcze kiedyś, tylko tym razem wejdź drzwiami, dziecko. Będą dla ciebie otwarte! – Po tych słowach wepchnął Nechtana do środka.

Portal wyrzucił go na wąską uliczkę, biegnącą wzdłuż bocznej ściany hotelu, w którym się zatrzymał. Neth wyszedł na nią chwiejnym krokiem. Spojrzał na ugryzioną dłoń, oraz na tę drugą, w której trzymał zdobyte składniki i korzystając z zalet ustronnego miejsca, starannie przetransportował ściskane ingrediencje do kufra.
Odetchnął z ulgą. Oparł się o chłodną ścianę ukrywając twarz w dłoniach. Wszystko działo się tak szybko, że powoli tracił już nadzieję na to że jego nerwy będą jeszcze kiedyś w stanie funkcjonować normalnie. Teraz gdy emocje odrobinę opadły, mag poczuł się wyjątkowo znużony. Przeczesał palcami kosmyki długich włosów, marząc o kąpieli. Przyszło mu do głowy, że owszem, wielokrotnie powtarzał Rio jak ciężko było z nim wytrzymać, ale prawda była taka że jego pobyt Rennais był przyjemną odmianą. Zdecydowanie odwykł od ciągłej potrzeby zachowywania czujności. Opuszczenie gardy było tym czego starał się unikać za wszelką cenę, w końcu był pewny że wściekły Melvin nie zrezygnował z chęci ukarania go. Czy raczej z chęci rozszarpania syna żywcem.
Pozwolił sobie na dłuższą chwilę podobnych rozmyślań. Potrzebował wytchnienia. Pomimo że ze wszystkich sił starał się skupiać na kolejnych krokach przybliżających go do celu, bywały momenty takie jak ten, gdy zastanawiał się czy to wszystko miało jakiś większy sens. Co tak naprawdę chciał osiągnąć? Przecież możliwe było że cała ta wyprawa i tak donikąd go nie doprowadzi. Być może nawet by zrezygnował gdyby miał jakąś alternatywę.
Wracając do rzeczywistości, chcąc, nie chcąc zaczął planować następny dzień. Wolał wszystko przygotować i sprawdzić raz jeszcze, aby tym razem nic go już nie zaskoczyło. Obiecywał sobie że kiedy tylko się przygotuje zapewni sobie co najmniej jeden dzień spokoju, zanim ponownie uda się na poszukiwania.
Zaułek opuścił całkowicie pogrążony we własnych myślach. Szedł ze wzrokiem spuszczonym w ziemię. Był głodny i przekonany o tym, że musiał wyglądać fatalnie. Wygniecione, brudne ubranie. Spuchnięta dłoń, splątane włosy. Pewnie nawet Patrick pokusiłby się o złośliwy komentarz, o Lilith nie wspominając. Chciał jak najszybciej znaleźć się w pokoju i doprowadzić się do porządku.
Gdy tylko wyłonił się zza rogu wpadł z impetem na kogoś stojącego u wejścia do hotelu.
- Przykro mi… - burknął.
Zanim zdołał dokończyć, ktoś mocno szarpnął go, prosto w uliczkę którą dopiero co opuścił.
– Co jest…?!
Trzymająca go osoba popchnęła go tak, że o mało nie uderzył o ścianę.
- Ty cholerny, samolubny draniu! – krzyknął napastnik.
Dla Nechtana świat zatrzymał się na ułamek sekundy, bowiem tuż przed sobą zobaczył wykrzywioną z nerwów twarz Riordana. Mężczyzna mrużył oczy, wpatrując się w niego intensywnie.
Mag rozchylił usta w wyrazie niedowierzania. Chyba nie potrafiłby wskazać momentu w swoim życiu, w którym jednocześnie czułby aż tak wiele. Ponad wszystko jednak, nieśmiało przebijała się szczera radość na widok tego mężczyzny. Ciężko było uwierzyć że naprawdę tu był.
Niestety szczęście nie trwało nazbyt długo, bowiem do szybko bijącego serca, równie szybko dołączył żołądek, jako że wściekły Rio przyłożył mu zaciśniętą pięścią prosto w brzuch. Neth zgiął się wpół, prawie tracąc równowagę.
- Masz pojęcie jak długo cię szukałem?! – wykrzyczał mu prosto w twarz. Mężczyzna chwycił maga za poły koszuli i z całej siły przygwoździł go do ściany. – Wiesz jak bardzo się martwiłem?! Wyobrażasz sobie w ogóle…?! - Był tak napięty, że uniósł szczupłe ciało Nechtana nad ziemię i walnął nim jeszcze mocniej w ścianę, przytrzymując go ponad sobą. - Co to miało być w ogóle? „Przepraszam”? Za co? – krzyknął. - No za co?! Odpowiadaj!
Oczy Rio zaszkliły się lekko. Z mimiki jego twarzy można było odczytać tyle, że mimo silnego wzburzenia czuł coś na kształt ulgi, choć nie wyglądało na to, aby on sam zdawał sobie z tego sprawę.
- No właśnie… Jak? Jak mnie odnalazłeś? – wykrztusił z siebie, usilnie starając się zacząć łączyć informacje w całość.
Obecność Riordana w tym miejscu, w takiej sytuacji wydawała mu się być kompletnym absurdem.
- Z kim tu jesteś? – warknął gniewnie Rio.
- C-co takiego? – spytał mag, całkowicie zbity z tropu.
Magowi coraz trudniej było oddychać. Przyciskający go do ściany Riordan, nie ułatwiał tego procesu, a dodatkowo jego nerwy wystawiane w krótkim czasie na intensywne i szybkie perturbacje, teraz ponownie napięły się do granic wytrzymałości. Nadal nie czuł się najlepiej po świeżo przebytym ugryzieniu hiastapa, więc szybko zaczęło mu się robić ciemno przed oczami.
- Zostawiłeś mi złoto i wyskrobałeś te żałosne przeprosiny. Co miałem sobie pomyśleć, jak przypuszczasz?! – Rio poczerwieniał na twarzy dając upust nerwom.
Neth poczuł powoli wzrastającą irytację. Riordan zawsze potrafił wyskoczyć z czymś tak absurdalnym, że wyobraźnia maga zdecydowanie bledła na tym tle.
- Nie mam pojęcia co takiego mogłeś…
– Kurwa! Byłem gotów rzucić dla ciebie wszystko! Mówiłem ci o tym! Wiedziałeś! A ty… Z kim?!
- Nie wierzę. Nawet ty nie możesz być aż tak niedorzeczny… – odparł oniemiały mag.
- Ach, świetnie! Więc teraz jestem niedorzeczny. Masz rację, najwyraźniej jestem cholernie głupi skoro wcześniej ci zaufałem! – Rio puścił maga, zsunął z ramion niewielki plecak podróżny i zaczął krążyć w kółko, rzucając przekleństwa pod nosem.
Neth przyglądał mu się w stanie niesłabnącego szoku. Z każdą chwilą irytacja przybierała na sile, aż w końcu zdecydowanie bliżej jej było do gniewu. Poczucie niesprawiedliwości dusiło go od środka.
Uciekł tak prędko jak tylko potrafił, właśnie dla niego. Zrobił wszystko co było w jego mocy, żeby ochronić tego kretyna, a on doszedł do wniosku że się go zwyczajnie pozbył? Że odszedł bez pożegnania, bo nie miał odwagi z nim porozmawiać, albo że wolał wyruszyć z kimś innym? Co za dureń, mógłby tak pomyśleć?!
Przez chwilę obaj milczeli, aż pracujący na najwyższych obrotach umysł maga zaczął wyrzucać mu do świadomości strzępy ich wspólnych rozmów, w których Rio kilkukrotnie podejrzewał go o sekretne spotkania z Aidanem. W Nechtanie zawrzało. Napiął pięści z całej siły i nie zastanawiając się nad swoim zachowaniem, odwinął niespodziewającemu się ataku Riordanowi prosto w twarz.
- Ty skończony idioto! – wykrzyczał sfrustrowany.
Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Riordan już od początku był na granicy wybuchu. Oddał magowi, który momentalnie poczuł ból pękającej od uderzenia wargi. Po brodzie spłynęła mu strużka krwi.
Metaliczny, rdzawy posmak na języku sprawił że wpadł w ciężką do opanowania furię. Poczuł jak źrenice zaciskają mu się do wąskich, pionowych szparek, a otoczenie nabiera nowego wymiaru. Nagle zaczął czuć wzburzoną krew pulsującą w żyłach mężczyzny obok, a jego własna zdawała się zupełnie zamarznąć. Nie panując nad sobą przewrócił go, podcinając mu nogi, a chwilę później obaj szarpali się na ziemi.
Nigdy by nie przypuszczał, że kiedykolwiek w życiu upadnie tak nisko, by bić się z kimś na ulicy. Przecież jedno machnięcie ręką wystarczyłoby by zwykły człowiek nie wstał już z miejsca!
Okazało się jednak, że Rio był znacznie silniejszy i zwinniejszy od nieposiłkującego się magią czarodzieja, choć i tak bardziej parował ataki owładniętego gniewem Nechtana, niż sam zadawał ciosy.
- Jak mogłeś odejść bez słowa, po tym wszystkim?! – wysyczał, siadając okrakiem nad magiem, żeby ograniczyć mu możliwości ruchu. Ręce unieruchomił mu ponad głową, dociskając je do ziemi.
- Po czym? Nie przypominam sobie żeby coś między nami było! – warknął Neth, dobitnie wypominając Riordanowi jego wcześniejsze zachowanie.
Był wściekły. Walczył ze sobą żeby nie dopuścić do przemiany, która zdawała się impulsywnie atakować jego ciało. Sam czuł się atakowany własnym zachowaniem, swoimi reakcjami i przy okazji swoim wyglądem. Nie rozumiał zachowania Riordana, nie wiedział skąd mężczyzna się tu znalazł i dlaczego właśnie w takim momencie. Tego wszystkiego było zwyczajnie zbyt wiele.
- Nie rozumiesz, prawda? – westchnął w końcu mężczyzna. - Cholernie bałem się że już cię więcej nie zobaczę… – Po policzkach Riordana spłynęły łzy, które nieudolnie starał się ukryć przed oczami maga.
Ten widok momentalnie sprawił, że negatywne emocje Nechtana odeszły, przynajmniej częściowo. Poczuł żal. Nadal był zirytowany, trochę nawet zły, ale kiedy spojrzał na delikatnie połyskujący policzek Rio, pragnienie krwi zupełnie zbledło, a duma pozwoliła się odrobinę przytłumić. Zmusił się do odzyskania kontroli nad głosem.
- Ojciec mnie odnalazł. Musiałem odejść szybko – powiedział cicho, z rezygnacją uderzając głową o podłoże.
- Kurwa – przeklął pod nosem człowiek.
Puścił go i przez moment nawet zdawało się, że nareszcie będą mogli spokojnie porozmawiać, jednak kilka sekund później mężczyzna szarpnął maga ze wszystkich sił do góry, ponownie chwytając go za przód koszuli. Neth już miał zasłonić twarz spodziewając się ataku, gdy Rio wpił się gwałtownie w jego wargi. Rozchylił je językiem, torując sobie drogę do głębszego i bardziej namiętnego pocałunku.
– Nigdzie więcej nie pozwolę ci odejść – powiedział cicho, spoglądając Nechtanowi prosto w oczy. Mężczyzna ostrożnie zlizał krew z pękniętej wargi maga i delikatnie wrócił do przerwanej pieszczoty.
Neth leżał oniemiały na zimnej powierzchni ziemi, podpierając się na niej ręką. Powoli i niepewnie zaczął oddawać pocałunki Riordana. Były cudowne. Dopiero teraz dotarło do niego, jak bardzo mu ich brakowało. W końcu spędził w tym miejscu już tyle czasu, będąc zupełnie samemu. Serce maga ponownie przyspieszało, tym razem w przyjemny sposób. Rio obejmował go śmielej, przesuwając palcami pod jego pomiętą koszulą. Neth przylgnął do niego ze wszystkich sił, zaciskając dłonie na silnych ramionach mężczyzny, a Rio traktując to jak przyzwolenie, zsunął z niego zawadzający materiał.
Ze wszystkich ruchów mężczyzny przebijały ślady gwałtowności. Zachowywał się tak jak gdyby chciał uwięzić maga w swoich objęciach już na stałe. Jakby bał się że ten za chwilę znowu go opuści.
Póki co Neth nigdzie się nie wybierał. Jęknął głośno, gdy Rio zassał się ustami wokół jego sutka. Było mu gorąco. Znajomy zapach skóry kochanka pobudzał go coraz bardziej, a gdy tylko poczuł ocierający się o swój krok wzwód mężczyzny, całkowicie przestał myśleć o możliwych konsekwencjach. Popchnął go do tyłu, napierając na niego.
- Trzymaj – rzucił pospiesznie, wciskając Riordanowi w dłoń jego plecak i swoją koszulę. - Bats ‘ir indz… Oh! Nie… Czekaj… - wystękał, gdy mężczyzna wsunął mu rękę w spodnie, zaciskając dłoń na pośladku. - …indz hamar – dokończył nieporadnie zaklęcie, szczęśliwie otwierając portal, po czym wepchnął ich obu do środka.
Wypadli na łóżko z nieco większej wysokości, niż mag zaplanował, ale Rio nie zdawał się zaprzątać sobie tym głowy. Rzucił ściskane w dłoni rzeczy na bok i nie czekając dłużej, ściągnął z siebie rozciągnięty sweter. Półnagi, nie dając magowi szans na ucieczkę, zajął się rozpinaniem jego spodni. Objął Nechtana w pasie i sprawnie przekręcił go na łóżku pod siebie. Neth bynajmniej nie zamierzał protestować. Gniew, irytacja i podniecenie przeplatały się ze sobą, coraz bardziej nakręcając go i podsycając pragnienie dotyku kochanka. Chciał bić, drapać, gryźć i przy okazji całkowicie się mu oddać. Uniósł biodra, aby ułatwić Riordanowi ściąganie reszty jego ubrań. Mężczyzna skrzętnie wykorzystał ten gest, by podciągnąć uda maga nieco wyżej, na wysokość swojej klatki piersiowej. Gestem dłoni uciszył protestującego maga. Neth spłonął rumieńcem. Nie przywykł do takiej uległości, ale cholera, gdy tylko Rio zajął się całowaniem jego ud i rozpinaniem własnych spodni, miał wrażenie że z miejsca eksploduje.
Podparł się na ramionach. Chciał patrzeć. Nie mógł pozwolić by ominął go taki widok, choć wewnętrznie toczył walkę z potężnym dyskomfortem spowodowanym brakiem prysznica. Jego umysł był czasem nie do zniesienia. Był nakręcony, nie chciał przerywać pieszczot kochanka, a jednak nie potrafił wyrzucić z głowy myśli o tym że musiał wyglądać okropnie - a przynajmniej nie mógł do czasu, gdy myśl tę wyparł za niego młodszy mężczyzna, zasysając się delikatnie na jego jądrach. Mag krzyknął z podniecenia czując na sobie gorące, wilgotne usta. Riordan błądził językiem po jego cienkiej i wrażliwej skórze, ani na chwilę nie pozwalając mu na zmianę pozycji.
We wszystkich jego ruchach dało się wyczuć determinację. Mężczyzna nie odrywał spojrzenia od twarzy Nechtana, bezczelnie obserwując każdą minę zdradzającą rozkosz kochanka. Mag odchylił się lekko do tyłu, uciekając przed tym drapieżnym wzrokiem. Miodowe oczy Riordana zdawały się płonąć. Wydawał się być inny niż wcześniej. Nie takim go zapamiętał. Zastanawiał się, czy było to jego osobiste wrażenie spotęgowane tęsknotą, czy mężczyzna rzeczywiście przepełniony był pasją, jakiej wcześniej nie dawał mu odczuć.
Jakby w odpowiedzi na te niezbyt sprecyzowane rozważania, Rio pochylił się nad nim, nieco mocniej podciągając biodra maga, po czym przesunął się językiem wzdłuż jego skóry, kierując się w dół.
- Nie! – krzyknął natychmiast przerażony Neth. - Nie rób tego! Nie tam… - wystękał.
Gdyby nie to że podniecenie zdawało się przyćmiewać wszystkie jego zmysły, nigdy nie dopuściłby do tego by Rio posunął się o krok dalej. Za bardzo bałby się że mu się nie spodoba, że mężczyzna zaraz się wycofa albo że całkowicie się do niego zrazi. Cholerny wstyd zdawał się dusić maga od środka, odbierając mu poczucie komfortu, jednak Riordan nie odpowiedział na jego niezdarne szarpnięcia. Nie pozwolił mu się odsunąć. Palcami rozchylił pośladki maga i powoli zaczął się pomiędzy nie wsuwać wyprężonym językiem.
Wcale nie wyglądało na to, żeby zamierzał się wycofać. Mag obserwował czubek głowy mężczyzny wystający spomiędzy swoich, drżących z napięcia ud. Dłonie trzęsły mu się lekko od nadmiaru emocji. Zaczął się nawet zastanawiać, czy przypadkiem nie śnił, bo przecież wszystko to zdawało się być całkowicie nierealne.
Gorąco rozpierało jego podbrzusze, a oczy stały się całkiem wilgotne. Nie wiedział jak długo wytrzyma, pragnął spełnienia, a jednocześnie chciał by ta chwila trwała jak najdłużej. Chciał nasycić się pożądaniem kochanka. Chciał przekonać się jak bardzo Rio go pragnie i jak daleko będzie w stanie się posunąć. Mężczyzna pomiędzy jego nogami, drażnił końcówką języka ciasne wejście kochanka, wywołując w nim coraz to większe dreszcze. Nechtan zdołał zauważyć że i jego ciało pokrywały ciarki, a moment później Riordan wsunął się w niego, na zmianę rozpierając napiętą dziurkę maga i poruszając się w niej we wszystkie strony.
- Co w ciebie wstąpiło…?! – wykrztusił Neth, będąc na granicy spełnienia. Miał łzy w oczach, czuł wypieki na policzkach. Jego skóra zdawała się płonąć z napięcia, a sztywne sutki prężyły się boleśnie.
Riordan pieścił go w ten sposób dłuższą chwilę, a następnie zastąpił język dwoma poślinionymi naprędce palcami. Powoli opuścił biodra kochanka na łóżko, biorąc do ust jego sztywnego i mokrego penisa. Neth wiedział, że dłużej nie wytrzyma. Chciał się oswobodzić z ciasno okalających go warg, ale Riordan wziął go jeszcze głębiej, ssąc do samego końca. Nie miał wypracowanej techniki, a Neth wielokrotnie zaliczył sprawniejsze pieszczoty, ale mógłby przysiąc, że nigdy wcześniej nic nie podnieciło go to tak bardzo jak teraz. Spuścił się obficie w gardło kochanka, krzycząc przy tym z rozkoszy. Po policzku pociekły mu łzy, gdy zgięty wpół zaciskał pobielałe palce na włosach Riordana.
Jeszcze przez moment ciałem maga wstrząsały intensywne dreszcze. W końcu, gdy nareszcie obdarzył Rio zamglonym wzrokiem, na jego twarzy dostrzegł intrygujący błysk. Mężczyzna z zadowoleniem na ustach spojrzał mu głęboko w oczy. Coś kombinował.
Tę jedną myśl mag zdołał z siebie wykrzesać, nim Rio wypluł spermę z ust, tuż pod jego jądrami, rozsmarowując ją przy tym językiem. Byle jak poślinioną dłonią przeciągnął po całej długości swojego penisa i mocno wcisnął się w jego tyłek, w całej okazałości zawisając nad magiem. Neth poczuł się przytoczony pod jego cieniem. Rozciągnięcie nie było bolesne, zwyczajnie nie mógł otrząsnąć się z szoku.
- Nareszcie znowu jesteś mój – stęknął mu do ucha, po czym powstrzymując się na tyle na ile potrafił, zaczął się w nim poruszać zdecydowanymi, pociągłymi ruchami. – Tęskniłem. Tęskniłem jak jasny chuj.
Gorący oddech Riordana na zesztywniałej, wrażliwej szyi maga spowodował, że jego penis ponownie zaczął wypełniać się krwią.
Neth nie mogąc się powstrzymać, zsunął rzemyk z włosów Rio, które natychmiast rozsypały się we wszystkie strony. Lubił je. Wiecznie splątane, sterczące pod różnymi kątami. Były niesforne jak ich właściciel.
- Są krótsze – wymamrotał bez sensu.
- Jesteś ciaśniejszy – uśmiechnął się w jego usta mężczyzna.
Mag czuł wypełniające serce spełnienie, szczęście i podniecenie. Resztki dyskomfortu ulotniły się jak ręką odjął. Było wspaniale. Riordan pojękiwał cicho do jego ucha, napierając na jego ciało coraz mocniej, aż w końcu wsunął ręce pod Nechtana, przytrzymał go w swoich ramionach i uniósł ich obu, tak by samemu oprzeć się o ścianę, a kochanka umiejscowić na sobie.
- Co ty robisz? – zapytał lekko spanikowany tym gestem Neth. Jeszcze nigdy nie robił tego w podobnej pozycji.
- Poruszaj się dla mnie trochę – zachęcił go Riordan, z zadziornym uśmiechem na twarzy.
Jeszcze przez chwilę patrzył Nechtanowi prosto w oczy, a jego źrenice rozszerzyły się mocniej. Przytulił kochanka, pomagając mu poruszać się na swoim wyprężonym wzwodzie. Na początku wolniej, a z każdą następną chwilą coraz mocniej i szybciej.
Mimo czerwonej z zażenowania twarzy, Neth złapał rytm. W tej pozycji kutas Riordana rozpierał go jeszcze bardziej. Dotykał się, choć najwięcej przyjemności dawało mu ocieranie się o twardy brzuch kochanka.
- Nie patrz tak! – wystękał, wyprężając się lekko do tyłu.
- Nie potrafię. Jesteś zbyt piękny – odparł Rio. Powoli sam zaczynał przyspieszać ruchy pod napiętym ciałem maga.
- Nie jestem piękny…
Neth krzyknął, kiedy Rio przewrócił go na plecy i zaczął posuwać jego tyłek zdecydowanie szybciej. Jego mięśnie odznaczały się wyraźnie przez skórę, a po skroni spływały strużki potu.
– Tylko przystojny…
- Tak kochanie. Jesteś – jęknął Rio, całując go.
Doszedł pierwszy, wbijając się w Netha do samego końca z głuchym sapnięciem. Mag skończył w chwilę później, dzięki szybkim, wprawnym ruchom dłoni mężczyzny.
Po wszystkim miał wrażenie, że z wyczerpania nie wstanie przez najbliższy tydzień. Był szczęśliwy. Nareszcie poczuł się odprężony, tak jak jeszcze nigdy. Brakowało mu tego uczucia. Bardzo. Tak bardzo, że zapomniał już jakie potrafiło być dobre.
Riordan nie pozwolił mu się odsunąć. Wtulił się w niego mocno, układając ich wygodniej na poduszce. Leżeli zmęczeni i mokrzy od potu. Neth nie zaoponował. Jeszcze godzinę temu miał w głowie masę pytań i wątpliwości. Teraz był przyjemnie zrelaksowany, a jedynym o czym potrafił myśleć było świeże wspomnienie Rio, nazywającego go kochaniem. Podejrzewał że słowo to wyrwało się mężczyźnie w przypływie podniecenia, ale nie mógł zaradzić temu, że sprawiło mu przyjemność. Coraz bardziej obawiał się o swoje własne uczucia. W końcu nie powinien się angażować. Nie powinien narażać Riordana. Nechtan wiedział że będzie musiał mu to wszystko jakoś wyjaśnić i odesłać z powrotem do Rennais.
Działając wyjątkowo zgodnie ze swoimi planami, objął mężczyznę równie mocno, co on jego.
- Jak mnie znalazłeś? – zapytał w końcu.
- Rozpowiadałeś wszem i wobec, że musisz dostać się do Lannion, więc wiedziałem gdzie zacząć – powiedział powoli mężczyzna. – Możesz się jednak domyślić, że na miejscu wcale nie było łatwo cię odnaleźć. To dość duże miasto.
- Czekałeś pod hotelem – zauważył mag.
Rio odetchnął spokojnie, gładząc go po włosach.
- Tak. Kiedy tutaj dotarłem, byłem już wystarczająco zrezygnowany by nie przejmować się kurtuazją. Powiedzmy że właściciel dobrowolnie zdradził mi że jeden z jego pokoi wynajmuje wysoki, przystojny facet z długimi, ciemnymi włosami.
- Powiedziałeś mu, że jestem przystojny? – podchwycił od razu z wyrazem triumfu na twarzy.
- Powiedziałem mu że jesteś wyjątkowo bezczelny, uparty i zapatrzony w siebie, a przy tym niesamowicie sztywny i wiecznie naburmuszony – wymienił. - Od razu wiedział o kogo chodzi – zaśmiał się Rio, wciągając maga na siebie. Odgarnął mu kilka luźnych kosmyków włosów za ucho i spoglądając wprost na jego lekko obrażoną twarz, dodał – Kocham cię, Neth.
Tego mag się nie spodziewał. Wytrzeszczył oczy z niedowierzaniem, nim dotarł do niego sens usłyszanych słów. Przełknął ślinę i zamarł w bezruchu.
Gdyby potrafił, cofnąłby ich w czasie i w porę ulotnił się do łazienki. Niestety słowa już padły, usłyszał je, a teraz musiał jakoś zareagować. A niby jak miał zareagować na coś takiego? Poczuł że jego dłonie zrobiły się zimne z nerwów, a ciało stężało. Nie był dobrym materiałem na ukochanego. Rio zasługiwał na kogoś z kim mógłby mieć spokojne, szczęśliwe życie. Na kogoś takiego jak chociażby Sine. Przecież lubił dzieci. Miał tyle radości z zajmowania się bratanicą, na pewno chciałby mieć swoje własne. Powinien je mieć. Neth czuł że nie miał prawa odbierać mu tej szansy. Zresztą pomijając to wszystko, życie u jego boku było po prostu niebezpieczne. Melvin mógł go odnaleźć w każdej chwili, nawet teraz. Nie wspominając już o jego dziwnych, nadal średnio kontrolowanych przemianach. Raptem godzinę temu walczył ze sobą, żeby na poważnie nie zaatakować mężczyzny pod sobą, jak to możliwe, że ten miałby go kochać.
- Wiesz, to jest ten moment, w którym mógłbyś odpowiedzieć że ty mnie też.
Rio silił się na żartobliwy ton, ale w jego głosie dało się wyczuć gorzką nutę. Uciekał ze spojrzeniem gdzieś w bok, a na jego ustach błąkał się dość koślawy uśmiech. Zapewne to wyznanie sporo go kosztowało, a reakcja Nechtana nie była szczególnie wylewna.
Odprężający nastrój ulotnił się szybciej, niż się pojawił. Mag dalej nie umiał zdobyć się na żadne zasługujące na wypowiedzenie ich słowa, bowiem zwyczajnie nie wiedział co miałby powiedzieć. Po kilku niezręcznych chwilach ciągnących się w nieskończoność, Riordan przetarł powieki marszcząc czoło i zmusił się do względnie lekkiego tonu.
- W porządku, zapomnijmy o tym. Można tu gdzieś wziąć prysznic?
Neth wskazał na korytarz, a on nie czekając dłużej, wstał, założył swoje wygniecione ubrania i udał się we wskazanym kierunku.

Rio długo nie wracał, a Neth zaczynał się już zastanawiać czy nie powinien sprawdzić, czy na pewno wszystko było z nim w porządku, gdy nareszcie mężczyzna wszedł do pokoju. Miał na sobie jedynie przewiązany wokół bioder ręcznik. Mokre włosy lepiły mu się do twarzy, a mag musiał przyznać że wyglądał po prostu oszałamiająco dobrze. Pojedyncze krople wody nadal spływały mu po umięśnionym torsie, a jemu zdawało się że Rio wyglądał jeszcze lepiej niż go zapamiętał… Czyżby teraz zamierzał go torturować takim widokiem?
- Oddałem ciuchy do prania. Pożyczysz mi coś? – zapytał jak gdyby nigdy nic.
- Tak… Tak, oczywiście. - Neth pospiesznie wyciągnął z szafy ubranie, a następnie trochę rozciągnął je przy pomocy zdecydowanie zbyt skomplikowanego do takiej czynności zaklęcia. – Teraz powinny pasować – rzucił nerwowo, przełykając ślinę.
- Pewnie, dzięki. To jaki jest plan? – zapytał Rio, wycierając włosy i wciągając na siebie otrzymane rzeczy.
- Powinieneś częściej chodzić elegancko ubrany. Pasuje ci – powiedział mu, nim zdążył ugryźć się w język.
- A ty zdecydowanie częściej powinieneś chodzić nago. Chociaż taki rozczochrany już niekoniecznie – odgryzł się mężczyzna.
Neth odkaszlnął nerwowo, zdając sobie sprawę z tego że rzeczywiście nadal nic na sobie nie miał. Co gorsza cały się lepił, co brutalnie uświadomiło mu że jak na początku ich ponownego spotkania wyglądał strasznie, tak teraz z pewnością prezentował się tragicznie.
- Zajmowałeś łazienkę! Zaraz wracam... – Owinął się mokrym ręcznikiem, który Rio odrzucił na łóżko i chwytając za czyste ubrania, wyszedł zawstydzony. Jak to się działo że tylko przy Riordanie zapominał się do tego stopnia?

Ćpun, diler i psychopata - SAIA - cz. 1

 Pierwszy fragment nowego powiadania :) Koniecznie dajcie znać, jakie macie wrażenia po przeczytaniu! ;)   -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-...