Po drodze cz.12

Cześć! Tak na wstępie wspomnę tylko, że bardzo Wam dziękuję, że nadal tu do mnie zaglądacie ;)
Poruszając najciekawszy temat dziejów - czyli pogodę oczywiście - kurczę, wczoraj przelało mnie do samych gaci, tak piękne burze przechodziły przez miasto. Wieczorem grad walił w okna, aż rozważałam podpieranie ich rękami, a dzisiaj roztapiam się żywcem z gorąca. Armagedon tuż tuż 😅 W każdym razie, zmobilizowałam swój leniwy zadek do wrzucenia fragmentu. Co do nowych - tak, dalej się piszą. Ciężko mi wywalczyć pozycję przy komputerze, a to nieco utrudnia sprawę.

-.-.-.-.-.-.-.-.-


Przeciągał. Wiedział o tym.
Wszystko było zaplanowane, uzupełnił zapasy eliksirów (ku przerażeniu Rio, który zastał go tego dnia nad rzędem fiolek, niewielkim kotłem i z płomieniami w dłoniach), żywność mógł kupić w każdej chwili, a czasy odjazdów maszyn nazywanych pociągami, znał już na pamięć. A jednak. Nadal tkwił w mieszkaniu Rio, spędzając z nim prawie każdą wolną chwilę.
Ich relacje nie posunęły się bardzo do przodu. Riordan nadal miewał gorsze momenty, w których trudno było mu pogodzić się z własnymi uczuciami, a Neth nie zamierzał go do niczego zmuszać.
Tego dnia, Rio większość popołudnia spędził w szpitalu u Torina. Razem z Deanem załatwiali formalności dotyczące dalszej opieki nad nim. Podobno Deanowi udało się też skontaktować ich z dobrym lekarzem, który był w stanie pomóc pacjentom takim jak Torin, przy pomocy specjalnych masaży.
Neth siedział w domu, tradycyjnie nudząc się i walcząc z własnymi wyrzutami sumienia. Zmęczony kręceniem się w kółko, sięgnął po pierwszą książkę z brzegu i rozłożył się z nią na kanapie. Nie było to specjalnie wciągające dzieło, tak więc mag po kilkunastu minutach ciągłego wracania do tego samego wersu, zapadł w lekki letarg, aż w końcu zwyczajnie zasnął, z ową książką na brzuchu. Dopiero wieczorem zbudził go wkradający się na kanapę Rio.
Mężczyzna wsunął się za Nechtana i przyciągnął go lekko na siebie. Zaspany Neth, oparł się na nim wygodnie i prawdopodobnie kontynuowałby swoją drzemkę, gdyby Rio nie podjął rozmowy.
- Co tam ciekawego czytałeś, że aż zasnąłeś? – Zapytał z uśmiechem.
Neth ziewnął przeciągle.
- O miejscowych wierzeniach – mruknął. - Poważnie ludzie nie spalają zwłok z obawy przed zemstą umarłego?
- Pewnie niektórzy – odparł. – Wiesz… Torin naprawdę dobrze sobie radzi. Ten człowiek którego Dean sprowadził, będzie w stanie do niego przychodzić nawet w domu. Nie byłby przykuty do szpitalnego łóżka. Oczywiście musiałby tam wracać, ale nie cały czas…
Neth podniósł się nieznacznie, by na niego spojrzeć.
- To chyba bardzo dobra wiadomość?
- Tak.
Riordan patrzył z wyraźnym napięciem.
- Pomyślałem, że skoro wkrótce nie będzie potrzebował aż tyle uwagi co wcześniej, to może… - Rio odetchnął ciężko – Pomyślałem, że przyda ci się pomoc w trasie. W końcu jesteś kompletnie nieogarnięty życiowo. Byłbyś w stanie pomylić pociągi i trafić na jakieś odludzie… Albo jeszcze gorzej. Dać się złapać jakiemuś przydrożnemu złodziejowi, który zamknąłby cię w domu na długie tygodnie, a nawet miesiące – parsknął cicho.
Mag zastanowił się, czy aby na pewno dobrze interpretował słowa mężczyzny. Nie potrafił zgasić radości, jaka momentalnie wykiełkowała w  jego sercu. Oczywiście wiedział że pomysł był absurdalny. Przecież nie mógłby narażać Rio na wszystkie niebezpieczeństwa, na które z pewnością by natrafili. A jednak ta myśl że miałby go przy sobie… Ta myśl była dobra.
- Miałbyś wszystko zostawić? – zapytał z niedowierzaniem. – Zresztą dlaczego miałbyś to robić?
- Przecież nie zostawiłbym tego za zawsze. W każdej chwili będę mógł wrócić. Poza tym – zaczął z uśmiechem – nadal nie doczekałem się swojej należności za utrzymywanie cię. Chyba nie myślisz że trochę złota załatwiło sprawę. Muszę sobie przypilnować interesów.
Rio nie pozwolił mu dojść do słowa. Przyciągnął go mocno do siebie, zamykając w ramionach.
- Nie broń się. Jakoś z tobą wytrzymam. Wiem, że jesteś upierdliwy i sztywny jak kij od szczotki – szepnął.
- A czyja to wina? – rzucił Neth, wskazując na swoje spodnie.
- Nie to miałem na myśli! – Speszył się lekko. W jego oczach igrały charakterystyczne, ciepłe iskierki, które mag tak lubił. – Potrzebuję około tygodnia, nawet mniej. Ogarnę tu wszystko i możemy wyruszać – dodał poważniejszym głosem.
Choćby i chciał (a wcale nie chciał), nie mógłby mu odmówić. Prawdą było, że ostatnio nie czuł się tak bardzo kompatybilny ze swą mocą jak dawniej. To sprawiało że martwił się, czy byłby w stanie ochronić Rio, gdyby zaszła taka konieczność. No ale w końcu nadal był synem jednego z najpotężniejszych czarodziejów wszechczasów. Nie zamierzał dopuścić do sytuacji, w której Riordanowi mogłoby coś zagrozić.
- A będę mógł liczyć na pomoc w każdej dziedzinie? – zaakcentował przebiegle.
Rany, kiedy nauczył się żartować w taki sposób?
- Czyli zgadzasz się? – ucieszył się mężczyzna.
- Na twoim miejscu, nie cieszyłbym się tak bardzo – stwierdził.
Przerzucił włosy przez ramię i szarpnął Riordana do gwałtownego pocałunku.
Teraz było idealnie.

*

Dwa dni. Dokładnie tyle czasu był szczęśliwy, planując wszystko kolejny raz, tym razem z uwzględnieniem obecności kompana. Riordan rzadko bywał w domu, starając się jak najszybciej uporać ze wszystkimi swoimi sprawami. W większości przypadków, mógł polegać na Deanie, a to sporo ułatwiało.
W momencie w którym szczęście maga miało zniknąć bezpowrotnie, był w domu sam. Przynajmniej ten jeden aspekt był dobry, ponieważ Riordan nie mógł zobaczyć tego co zobaczył Neth.
Akurat zabezpieczał wszystkie nowe eliksiry, umieszczając je w swoim wyjątkowym kufrze, kiedy dobiegł go cichy odgłos otwierającego się portalu. Mag z początku nie mógł w to uwierzyć, ponieważ logicznie rzecz biorąc nie było to możliwe. Spodziewając się odkryć coś zupełnie zwyczajnego, co wcześniej mógł po prostu przeoczyć, zaczął rozglądać się po pokoju.
- No proszę. Nie wierzyłem, że w końcu wypełzłeś spod powierzchni. Najwyraźniej życie na poziomie nędznego robactwa ci odpowiadało. A jednak to naprawdę ty...
Serce Nechtana zatrzymało się w miejscu. Miał wrażenie że umarł w pierwszej chwili, w której jego uszu dobiegł ten głos. Nie byłby w stanie pomylić go z żadnym innym. To nie było możliwe. Nie mogło być!
W panice rozglądał się we wszystkie strony, szukając wrót portalu. Znajdowały się w podłodze. Dokładnie w tym miejscu, w którym Neth teleportował siebie i rannego Riordana. Przez niewyraźne granice między wymiarami patrzył na niego biały z nienawiści Melvin. Jego mina wyrażała odrazę i rozczarowanie.
- Ojcze…
- Nie masz prawa zwracać się do mnie tymi słowami! – ryknął. – Co to ma znaczyć?! Znalazłeś sobie nowe miejsce do życia? TO?!
Melvin spoglądał w górę na wnętrze domu Riordana, jakby zastanawiał się czy od razu spalić je wraz z Nechtanem w środku, czy najpierw rozszarpać syna własnymi rękami.
- Myślałem że już niżej nie mogłeś upaść. Jak widać tacy jak ty zawsze są w stanie przegryźć się odrobinę niżej – prychnął. - Uratowałeś człowieka? Jak szlachetnie. I co z tego masz? Podziękował ci?
- Dlatego udało ci się mnie znaleźć… - wymamrotał.
Tamtego dnia nic nie było ważniejsze od ratowania życia Rio. Nie obchodziły go konsekwencje. Myślał tylko o tym jak niewiele brakowało, a mógłby nie zobaczyć go już nigdy więcej. Doprowadził do sytuacji w której w jednym miejscu jednocześnie otworzył portal, zużywał manę, a w ramach dopełnienia korzystał z kilku silnych eliksirów. Nawet swoje ramię zasklepił siedząc na tym jednym kawałku podłogi! To przecież oczywiste, że Melvin go znalazł!
- Zawsze byłeś słaby! Nie mogę uwierzyć że jesteś moim synem! Sądziłem że już raz dostałeś nauczkę, żeby mi się nie sprzeciwiać, ale ty ośmieliłeś się zaprzepaścić całe lata mojej pracy nad tobą. Spójrz na siebie! – Ostatnie zdanie prawie wykrzyczał. Jego przekrwione białka oczu, wyszczerzyły się w gniewie. – Parodia maga! Zero kontroli! Powiedz mi, czy już żywisz się krwią?! A może ten człowiek ci ją daje?
Nie rozumiał i nawet nie chciał próbować. Myśli Nechtana goniły rozpaczliwie w poszukiwaniu wyjścia z tej sytuacji. Ojciec otworzył portal w podłodze. W miejscu, w którym mógł bezpośrednio wyśledzić jego uwolnioną manę. To oznaczało że wcale nie wiedział gdzie się znajdują. Szedł jedynie po nitce do kłębka. Inaczej z pewnością wszedłby głównymi drzwiami, siejąc jeszcze większy postrach i niszcząc wszystko na swojej drodze. Oznaczało to że jeśli Neth zerwałby jego połączenie z tym miejscem, a sam zniknąłby jako bezpośrednie źródło zawirowań, wtedy Melvin nie trafiłby tu ponownie.
To było jedyne rozwiązanie. Jedyne słuszne. Musiał odejść sam i to natychmiast. Serce zabolało go na myśl, że nie będzie mógł się nawet pożegnać.
- Sam zatroszczę się o kontrolę nad własną mocą!
Mimo ryzyka postanowił skorzystać ze wszystkich swoich sił na raz. Rozgryzł swoje nadgarstki, wywołując obfity upływ krwi. To obudziło w nim szał, mimo że bez Lilith nie przemienił się. Impuls wystarczył, by w jednej chwili skoncentrować na tyle potężną dawkę many, aby wypchnąć Melvina z wnętrza tego wymiaru. Tym samym zamknął go gdzieś na granicy, skąd przynajmniej przez jakiś czas nie będzie mógł się wydostać.
Natychmiast zatrzasnął utworzone wejście. Nie mając czasu na nic więcej, wyciągnął ze skrzyni opasłą sakiewkę z czystym złotem i postawił ją na stole. Rozejrzał się gorączkowo w poszukiwaniu czegoś do pisania. Nic nie znalazł. Nerwy paraliżowały jego ruchy. Wiedział jak mało miał czasu.
- Lilith! – Istota pojawiła się zszokowana.
Nawet nie spojrzał w jej kierunku. Przyssał się do swoich okaleczonych rąk i tak jak się tego spodziewał, natychmiast dokonał przemiany, która przecież wcześniej tak bardzo go przerażała. Długimi szponami wyskrobał w drewnianym stole jedno słowo.
 „Przepraszam”.
- Lilith, odejdź!
Wiedział, że przyjdzie mu się z tego tłumaczyć, ale nie obchodziło go to. Zatrzasnął wieko kufra, zmniejszając go od razu. Ze ściśniętym gardłem otworzył portal prowadzący do Lannion. Założył swój naszyjnik i wkroczył w powstałe przejście.




Rozdział 3

            Wypadł prosto na piaskowy zamek, wybudowany przez kędzierzawą dziewczynkę w ogrodniczkach, która właśnie wpatrywała się w niego z przerażeniem. Wydawało się, że jedynie nagłość tej sytuacji, oraz chwilowe oszołomienie dziecka, powstrzymywały je jeszcze przed wybuchem płaczu.
            - Cześć koleżanko – zagadnął ją w pośpiechu, rozglądając się wokoło. - Bardzo cię przepraszam, zaraz go naprawimy, zgoda? – Neth silił się na najspokojniejszy i najbardziej przyjazny ton głosu na jaki był w stanie się zdobyć w obecnej sytuacji. Nadal trząsł się z nerwów. Najchętniej zaszyłby się gdzieś i wył z bezradności.
            Na szczęście piaskownica mieściła się w zadbanym, ukwieconym parku, a bujne, starannie poprzycinane krzewy w większości osłoniły jego nagłe pojawienie się. Zdawało się że pomijając to dziecko, nikt inny go nie zauważył, choć wolał nie tracić czujności. Co chwila zerkał nerwowo we wszystkie strony.
            - Mama mi zabroniła rozmawiać z obcymi! – ofukała go dziewczynka, a jej oczach zaszkliły się pierwsze łzy. - Neth poczuł że ogarniała go panika. Musiał ją jakoś uspokoić.
            - Masz bardzo mądrą mamę, ale widzisz… Ja jestem czarodziejem – wypalił bez zastanowienia. - Naprawię zamek raz, dwa i zaraz sobie pójdę, więc tylko nie płacz, proszę.
            Zdecydowanie nie powinien był mówić czegoś takiego, ale obecny stan jego psychiki daleki był od stabilnego. W końcu doszedł do wniosku, że nawet gdyby dziecko chciało powtórzyć komuś co widziało, czy słyszało, to i tak nikt by w to nie uwierzył. Dzieci często miewały wybujałą wyobraźnię, a on po prostu musiał się stąd ulotnić niezauważony.
            - Czary nie istnieją – stwierdziła dziewczynka lekko pytającym tonem głosu. – Prawda?
            - Ależ istnieją – odparł mag konspiracyjnie, otrzepując się z piasku. Wolał wygramolić się na zewnątrz piaskownicy jeszcze przed pojawieniem się opiekunów dziewczynki. - Trzeba tylko bardzo w nie wierzyć żeby dostrzec je wokół siebie. Sama zobacz.
Odrobinę przesadzał z gestykulacją, po to żeby skupić uwagę dziecka, ale opłacało się, bo dziewczynka przyglądała mu się z wypiekami na policzkach. Po kilku wymyślonych hokus-pokus, zamachnął się dłońmi, tworząc wspaniałą piaskową budowlę z wieżyczkami. Postarał się żeby przypominała prawdziwy zamek. Nie zapomniał o fosie i o moście z patyczków przed bramą. Wzorował się na obrazkach z książki, którą Rio przyniósł kiedyś od Noel. Musiał przyznać że przyjemnie było widzieć szczerą radość na zaróżowionej z emocji buzi dziecka.
            - Ooooo! – Dziewczynka zatkała usta małą rączką, a zaraz roześmiała się w głos szczęśliwa. – Jaki piękny! To zamek dla księżniczki?
            Strach zdawał się zniknąć całkowicie, a mag nareszcie odetchnął z ulgą. Perspektywa tłumaczenia się przed mamą dziecka albo strażnikami, nie wydawała mu się szczególnie zachęcająca. Poza tym doprawdy nie umiałby wytłumaczyć jakim cudem pojawił się ni stąd, ni zowąd w dziecięcej piaskownicy.
            - Pewnie że tak. Ja myślę że ta piękna dama chciałaby się już tam wprowadzić – odpowiedział, wskazując na leżącą obok szmacianą lalkę.
            - Tak! – ucieszyła się jego rozmówczyni, a jej dwa kucyki podskoczyły wraz z nią, kiedy chwyciła zabawkę w rączki. – A pobawi się pan ze mną?
            Mag uśmiechnął się.
            - Niestety, muszę już iść. Wiesz, magiczne obowiązki wzywają… Tylko nie opowiadaj o mnie nikomu. Jestem w trakcie specjalnej misji – dodał, mrugając do dziecka.
- O, a jaka to misja? – zapytała zaciekawiona dziewczynka.
- To już tajemnica. Nie mogę o niej opowiadać. – Nechtan uśmiechnął się raz jeszcze.
- Szkoda – westchnęła mała.
Neth doszedł do wniosku, że nastał najlepszy moment na odwrót, więc nieporadnie poklepał dziecko po głowie na pożegnanie.
- Bądź grzeczna i faktycznie nie rozmawiaj więcej z nieznajomymi.
– A… Czy wszyscy czarodzieje są tacy ładni jak pan? – wypaliła dziewczynka, kiedy tylko Neth zdążył się odwrócić.
- Niestety nie znam wszystkich czarodziejów – odparł lekko zawstydzony, po czym przedostał się na główną alejkę.

Szedł powoli starając się nie zwracać na siebie uwagi przechodniów. Próbował uporządkować natłok stale kłębiących się w jego głowie myśli, co wcale łatwe nie było, bowiem potrafił myśleć jedynie o Riordanie i to tym, że już więcej miał go nie zobaczyć. Został wyrwany ze swojej bezpiecznej przystani i wrzucony w wir wydarzeń, który owszem - planował, ale bynajmniej nie zaplanowałby go w taki sposób. Nawet wówczas gdy nie spodziewał się, że mężczyzna zechciałby z nim wyruszyć, podświadomie chciał utrzymać z nim znajomość. Może nawet coś więcej. Miał na to nadzieję, a ostatecznie wylądował tu całkiem sam, z mrocznym cieniem swego ojca tuż za plecami.
Rozmyślanie o pierwotnych planach pomagało mu się uspokoić, ale nie potrafił robić tego nieprzerwanie przez dłuższy czas. Czuł rozrywający serce ból, za każdym razem gdy wyobrażał sobie minę Rio, gdy mężczyzna wróci do domu i zastanie jego żałosną próbę pożegnania. Co pomyśli? Jak się zachowa? Czy szybko wróci do własnej codzienności i zapomni o nim? Z jednej strony do głosu dochodził rozsądek, który podpowiadał mu że takie rozwiązanie byłoby najlepsze. Nawet gdyby wcale nie wisiała nad nimi groźba pojawienia się Melvina, to sama wyprawa z pewnością nie będzie należała do bezpiecznych. Miejsce w którym ukryto resztki wiedzy Starszych, musiało być solidnie zabezpieczone. Sam nie miał pojęcia czego mógł się spodziewać. Mieli wyruszyć razem, w końcu sam się na to zgodził, ale skoro sprawy potoczyły się w taki sposób, przynajmniej nie będzie ryzykował życiem mężczyzny. Gdyby Rio zginął z jego winy, nigdy by sobie tego nie wybaczył. Nie mógł pozwolić by emocje brały nad nim górę. Musiał skupić się na zadaniu.
Wiedział na pewno, że przede wszystkim musiał znaleźć miejsce, w którym mógłby wymienić złoto na pieniądze. Potrzebował ich żeby wynająć pokój i kupić coś do jedzenia. Chciał znaleźć jakieś spokojne miejsce, gdzie mógłby zaplanować swoje dalsze działania. Już wcześniej, planując tę wyprawę z Riordanem, doszedł do wniosku że podzieli plan miasta na strefy, i codziennie poświęci tyle czasu ile będzie konieczne do przebadania magicznych zawirowań w każdej z nich. Była to jedyna skuteczna metoda na odkrycie miejsca położenia biblioteki, skoro nie posiadał żadnych wskazówek dotyczących jej lokacji.

*

Pierwszy tydzień minął spokojnie. Oczywiście na tyle spokojnie na ile upłynąć mógł, biorąc pod uwagę jak mag się czuł. Wiedział że tutaj Melvin nie mógł go dopaść, a jednak jego ponowne spotkanie zrobiło na mężczyźnie wrażenie. Momentami reagował tak płochliwie, jakby spodziewał się go zobaczyć w każdym mijanym zaułku. Walczył z podobnymi przeczuciami, usilnie dążąc do tego co zaplanował, chociaż tak naprawdę stracił serce do swojej misji w chwili w której został zmuszony opuścić Rennais.
Nechtanowi udało się spieniężyć trochę złota, a więc było go stać na opłacenie niewielkiego pokoju za cały miesiąc z góry. Blisko hoteliku w którym się zatrzymał, znajdowała się dwupiętrowa restauracja z domową kuchnią. Często tam zaglądał - a właściwie chodził jeść wyłącznie tam, i to jedynie wtedy, gdy wiedział że już musiał. Właścicielką lokalu była miła, starsza kobieta, która często przysiadała się do niego i sporo opowiadała zainteresowanemu magowi o mieście, jego historii i przynależnych okolicach. Dzięki tym informacjom, Neth mógł jeszcze sprawniej zaplanować swoje wypady do poszczególnych dzielnic Lannion.
Miasteczko zdawało się być znacznie nowocześniejsze od Rennais, a jego dzielnice były raczej niezależne od siebie. W  rodzinnym mieście Rio znajdował się tylko jeden rynek, wokół którego zlokalizowane było centrum życia miasteczka. Im dalej przemierzało się jego tereny, tym bardziej panorama zmieniała klimat na bardziej sielankowy i wiejski. W Lannion prawie każda dzielnica miała swój charakterystyczny styl i odrębny, centralny punkt.
W miejscu w którym mag znalazł swój hotel, było sporo podobnych do siebie, wąskich i wysokich zabudowań, stojących jedno obok drugiego, tak że praktycznie nie dało się uświadczyć pustej, niezagospodarowanej przestrzeni. Wystarczyło natomiast przejść się kawałek dalej, a poza parkiem i dwoma prawie pustymi sklepikami z lokalnymi drobiazgami, zasadniczo nie znajdowało się już nic ciekawego.
Każdego dnia przemierzał kolejne ulice, badając je kawałek po kawałku. Była to żmudna praca, wymagająca precyzji oraz sporej ilości mocy. Mag chciał mieć pewność że niczego nie pominie, a przecież ślady magicznej ingerencji często bywały sprytnie ukryte. W praktyce więc, zwiedził już prawie czwartą część całego miasta, dotykając w niej każdego budynku, ulicy, czy jakiegokolwiek innego podłoża albo charakterystycznego przedmiotu, umieszczonego w danym miejscu na stałe.
Nie odnosząc większego sukcesu, wieczorami wracał do wynajmowanej sypialni i zabierał się za planowanie następnego dnia. Nie pozwalał sobie na zbędny odpoczynek. Za każdym razem, gdy tylko udało mu się skończyć badania jakiegoś rejonu wcześniej niż to sobie zaplanował, irytował go męczący natłok myśli. Automatycznie wracał nimi do ostatnich chwil spędzonych w Rennais. Zastanawiał się co zrobił Rio po tym jak wrócił do domu. Wyobrażał sobie jego różne reakcje, za każdym razem usiłując przekonywać samego siebie, że być może mężczyzna zrozumiał jego powody. Domyślał się że Rio mógł poczuć się oszukany, że mógł go znienawidzić, lub co gorsza wręcz przeciwnie, wcale nie przejąć się jego odejściem. Łapał się na tym, że kiedy jego wyobraźnia zatrzymywała się na dłużej przy ostatniej z opcji, w jego sercu rodził się nieprzyjemny, kłujący ból. Te uczucia sprawiały, że był doprawdy zagubiony we własnych emocjach, których zwyczajnie nie rozumiał, a to wszystko wprawiało go w trudny do wytłumaczenia dyskomfort.
Biorąc to wszystko pod uwagę, starał się jak najwięcej czasu spędzać w terenie, momentami usilnie przedłużając badanie danego obszaru, byleby tylko nie wracać do cichego, pustego pomieszczenia.
Generalnie mag był przekonany, że bez względu na jego osobę, Rio musiał skupić się na Torinie. Miał nadzieję że mężczyźnie rzeczywiście udało się odpowiednio zająć bratem. Cóż, zapewne znaczenie lepiej, niż wtedy gdy jego uwaga koncentrowała się na Nechtanie.

*

Odkąd zamieszkał w Lannion dręczyły go dotkliwe problemy ze snem. Wieczorami nie potrafił opanować gonitwy myśli, a kiedy wreszcie zmęczenie dawało mu się we znaki do tego stopnia, że po prostu padał, szybko zrywał się z łóżka dręczony koszmarami.
Prawda była taka, że zwyczajnie cały ten czas żył w strachu. Przerażała go wizja kolejnego spotkania z Melvinem. Pomimo pewności, że zabezpieczył swój poprzedni dom przed magicznym wyśledzeniem, bał się o Rio. Bał się także tego co będzie, kiedy już zrealizuje swój obecny plan. Nie chciał dotrzeć do miejsca, w którym musiałby się zmierzyć z brakiem celu i z samotnością jednocześnie. Wtedy pozostałaby wyłącznie pustka.
Koniec końców zmuszony był pożegnać swoje objawy przy pomocy specjalnie skomponowanej mieszanki ziół, które pozbawiały go snów i otumaniały na tyle, by mógł przetrwać noc. Dzięki temu mógł jakoś funkcjonować. Racjonalne wypełnianie planu - krok po kroku.

Na początku trzeciego tygodnia jaki przyszło mu spędzić w tym miejscu, dokonał pierwszego, niewielkiego przełomu.
W dzielnicy co do której przestrzegała go znajoma z restauracji (ze względu na fakt, że znajdowały się tam aż dwa publiczne domy uciech), natrafił na pierwsze delikatne zawirowania, błąkającej się swobodnie, uwolnionej many.
Co ciekawe, według Nechtana nie była to typowa magiczna struktura. Było w niej coś dziwnego. Zdawała się być prostsza od przeciętnej i przypominała trochę działanie feromonów. Była dziwnie przyciągająca. Oczywiście wrażenie to tym bardziej wyczuliło jego ostrożność. Praktycznie każda najprostsza pułapka, byłaby zaprojektowana w taki właśnie sposób – wzbudzający zaufanie.
Od tamtej pory, Neth często wracał do swojej strefy jedenaście (taki właśnie numer przypisał do owej części dzielnicy Lannion). Niestety poza faktem, że niektóre prostytutki zaczynały go już kojarzyć z widzenia, i nieco wyśmiewać za nieśmiałość, niczego nie osiągnął.
Stosując wymyślne zabiegi opisane w księdze dotyczącej poszukiwania magicznej obecności, odkrył że na obszarze odpowiadającym wielkością połowie jedenastki, musiało znajdować się jakieś ukryte przejście. Coś w rodzaju wejścia, bądź wyjścia ze stałego, nieznikającego (jak to bywało zazwyczaj) portalu. Odkrycie to naturalnie wzbudziło w magu ogromne podniecenie, ponieważ był przekonany że nareszcie odnalazł wejście do słynnej biblioteki. Cały problem koncentrował się w jednym punkcie - mianowicie za nic nie potrafił sprecyzować, gdzie konkretnie miałoby się ono znajdować.
Mana w tym obszarze była rozproszona tak delikatnie i subtelnie, że nic nie wskazywało na to, żeby jej koncentracja w którymś miejscu, choć odrobinę odbiegała od całości. Nechtan poddał się dopiero po kolejnych dwóch dniach kręcenia się w kółko, kiedy to nareszcie doszedł do wniosku, że jednak będzie musiał skorzystać z dodatkowej pomocy.

Siedział nad księgami do później nocy, wertując po kilka razy te same fragmenty. Momentami miał wrażenie, że ściany ciasnego pokoju przysuwały się do siebie, tak że zdawało się jakby miał jeszcze mniej miejsca, niż w rzeczywistości.
W pomieszczeniu w którym sypiał, mieściło się zaledwie łóżko, szafka nocna, większa szafa na ubrania, oraz maleńki stoliczek z dwoma niewygodnymi, wąskimi krzesłami pozbawionymi oparć. Toaleta znajdowała się na korytarzu i trzeba ją było dzielić z gośćmi z sąsiedniego pokoju.
Neth ledwo zdołał rozłożyć swój kufer na podłodze pod szafą, i teraz służył mu jako dodatkowa powierzchnia na której rozkładał ciężkie woluminy, a także sporządzane na bieżąco notatki.
Czas mijający bez absolutnie żadnego przełomu, powoli uświadamiał mu, że sposób na który natrafił na początku swoich poszukiwań, mógł okazać się jedyną szansą na rozwiązanie jego problemu. Mag znalazł bowiem przepis na roztwór, który uwolniony w atmosferze unoszącej się swobodnie many, zabarwiał znacząco dokładnie ten jej fragment, który pojawił się na samym początku. Czyli najprawdopodobniej zaprowadziłby go wprost do upragnionego portalu. Niestety nie posiadał dwóch kluczowych składników do jego wykonania. Co gorsza nie przypuszczał żeby w najbliższym czasie udało mu się je zdobyć, bowiem jeden z nich był piórem niedawno wymarłego stworzenia, a drugi kompozycją tkanek pozyskanych z ciał magów. Ciał - a więc co najmniej dwóch, a Neth dysponował obecnie jedynie swoim własnym ciałem. Biorąc to wszystko pod uwagę, końcowa refleksja nasuwała się sama. Jeśli chciał zrobić krok do przodu, potrzebował pomocy drugiego maga. Dobrowolnej, czy też nie.

4 komentarze:

  1. Fajne czekam na ciąg dalszy (mówię o całym opowiadaniu)
    galaxa2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Następny fragment już dodany :)

      Usuń
  2. Hejka,
    wspaniały rozdział, Melvinowi udało się odnaleźć syna, właśnie używanie czarów w takuej ilości go nakierowało, miło że Riordan chciał z nim wyruszyć, ale zastanawiam mnie co myśli po takim zniknięciu Natha..
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, o nie Melvin znalazł syna, no cóż właśnie używanie czarów, w takiej ilości go sprawdziło, miło że Riordan chciał z nim wyruszyć, ale zastanawia mnie co myśli po takim zniknieciu Netha...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

Ćpun, diler i psychopata - SAIA - cz. 1

 Pierwszy fragment nowego powiadania :) Koniecznie dajcie znać, jakie macie wrażenia po przeczytaniu! ;)   -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-...