Poruszając najciekawszy temat dziejów - czyli pogodę oczywiście - kurczę, wczoraj przelało mnie do samych gaci, tak piękne burze przechodziły przez miasto. Wieczorem grad walił w okna, aż rozważałam podpieranie ich rękami, a dzisiaj roztapiam się żywcem z gorąca. Armagedon tuż tuż 😅 W każdym razie, zmobilizowałam swój leniwy zadek do wrzucenia fragmentu. Co do nowych - tak, dalej się piszą. Ciężko mi wywalczyć pozycję przy komputerze, a to nieco utrudnia sprawę.
-.-.-.-.-.-.-.-.-
Przeciągał. Wiedział o tym.
Wszystko było zaplanowane, uzupełnił zapasy eliksirów (ku przerażeniu
Rio, który zastał go tego dnia nad rzędem fiolek, niewielkim kotłem
i z płomieniami w dłoniach), żywność mógł kupić w każdej chwili,
a czasy odjazdów maszyn nazywanych pociągami, znał już na pamięć. A jednak.
Nadal tkwił w mieszkaniu Rio, spędzając z nim prawie każdą wolną chwilę.
Ich relacje nie posunęły się bardzo do przodu. Riordan nadal
miewał gorsze momenty, w których trudno było mu pogodzić się z własnymi uczuciami,
a Neth nie zamierzał go do niczego zmuszać.
Tego dnia, Rio większość popołudnia spędził w szpitalu u Torina. Razem
z Deanem załatwiali formalności dotyczące dalszej opieki nad nim. Podobno
Deanowi udało się też skontaktować ich z dobrym lekarzem, który był w stanie
pomóc pacjentom takim jak Torin, przy pomocy specjalnych masaży.
Neth siedział w domu, tradycyjnie nudząc się i walcząc z
własnymi wyrzutami sumienia. Zmęczony kręceniem się w kółko, sięgnął po
pierwszą książkę z brzegu i rozłożył się z nią na kanapie. Nie było to specjalnie
wciągające dzieło, tak więc mag po kilkunastu minutach ciągłego wracania do
tego samego wersu, zapadł w lekki letarg, aż w końcu zwyczajnie zasnął, z ową
książką na brzuchu. Dopiero wieczorem zbudził go wkradający się na kanapę Rio.
Mężczyzna wsunął się za Nechtana i przyciągnął go lekko na siebie.
Zaspany Neth, oparł się na nim wygodnie i prawdopodobnie kontynuowałby swoją
drzemkę, gdyby Rio nie podjął rozmowy.
- Co tam ciekawego czytałeś, że aż zasnąłeś? – Zapytał z uśmiechem.
Neth ziewnął przeciągle.
- O miejscowych wierzeniach – mruknął. - Poważnie ludzie nie
spalają zwłok z obawy przed zemstą umarłego?
- Pewnie niektórzy – odparł. – Wiesz… Torin naprawdę dobrze sobie
radzi. Ten człowiek którego Dean sprowadził, będzie w stanie do niego przychodzić
nawet w domu. Nie byłby przykuty do szpitalnego łóżka. Oczywiście musiałby tam
wracać, ale nie cały czas…
Neth podniósł się nieznacznie, by na niego spojrzeć.
- To chyba bardzo dobra wiadomość?
- Tak.
Riordan patrzył z wyraźnym napięciem.
- Pomyślałem, że skoro wkrótce nie będzie potrzebował aż tyle uwagi
co wcześniej, to może… - Rio odetchnął ciężko – Pomyślałem, że przyda ci się
pomoc w trasie. W końcu jesteś kompletnie nieogarnięty życiowo.
Byłbyś w stanie pomylić pociągi i trafić na jakieś odludzie… Albo jeszcze
gorzej. Dać się złapać jakiemuś przydrożnemu złodziejowi, który zamknąłby cię w
domu na długie tygodnie, a nawet miesiące – parsknął cicho.
Mag zastanowił się, czy aby na pewno dobrze interpretował słowa
mężczyzny. Nie potrafił zgasić radości, jaka momentalnie wykiełkowała w jego sercu. Oczywiście wiedział że pomysł był
absurdalny. Przecież nie mógłby narażać Rio na wszystkie niebezpieczeństwa, na
które z pewnością by natrafili. A jednak ta myśl że miałby go przy sobie…
Ta myśl była dobra.
- Miałbyś wszystko zostawić? – zapytał z niedowierzaniem. –
Zresztą dlaczego miałbyś to robić?
- Przecież nie zostawiłbym tego za zawsze. W każdej chwili będę
mógł wrócić. Poza tym – zaczął z uśmiechem – nadal nie doczekałem się swojej
należności za utrzymywanie cię. Chyba nie myślisz że trochę złota załatwiło
sprawę. Muszę sobie przypilnować interesów.
Rio nie pozwolił mu dojść do słowa. Przyciągnął go mocno do siebie,
zamykając w ramionach.
- Nie broń się. Jakoś z tobą wytrzymam. Wiem, że jesteś upierdliwy
i sztywny jak kij od szczotki – szepnął.
- A czyja to wina? – rzucił Neth, wskazując na swoje spodnie.
- Nie to miałem na myśli! – Speszył się lekko. W jego oczach
igrały charakterystyczne, ciepłe iskierki, które mag tak lubił. – Potrzebuję około
tygodnia, nawet mniej. Ogarnę tu wszystko i możemy wyruszać – dodał
poważniejszym głosem.
Choćby i chciał (a wcale nie chciał), nie mógłby mu odmówić.
Prawdą było, że ostatnio nie czuł się tak bardzo kompatybilny ze swą mocą jak
dawniej. To sprawiało że martwił się, czy byłby w stanie ochronić Rio, gdyby
zaszła taka konieczność. No ale w końcu nadal był synem jednego z
najpotężniejszych czarodziejów wszechczasów. Nie zamierzał dopuścić do
sytuacji, w której Riordanowi mogłoby coś zagrozić.
- A będę mógł liczyć na pomoc w każdej dziedzinie? – zaakcentował
przebiegle.
Rany, kiedy nauczył się żartować w taki sposób?
- Czyli zgadzasz się? – ucieszył się mężczyzna.
- Na twoim miejscu, nie cieszyłbym się tak bardzo – stwierdził.
Przerzucił włosy przez ramię i szarpnął Riordana do gwałtownego
pocałunku.
Teraz było idealnie.
*
Dwa dni. Dokładnie tyle czasu był szczęśliwy, planując wszystko
kolejny raz, tym razem z uwzględnieniem obecności kompana. Riordan rzadko bywał
w domu, starając się jak najszybciej uporać ze wszystkimi swoimi sprawami. W
większości przypadków, mógł polegać na Deanie, a to sporo ułatwiało.
W momencie w którym szczęście maga miało zniknąć bezpowrotnie, był
w domu sam. Przynajmniej ten jeden aspekt był dobry, ponieważ Riordan nie mógł
zobaczyć tego co zobaczył Neth.
Akurat zabezpieczał wszystkie nowe eliksiry, umieszczając je
w swoim wyjątkowym kufrze, kiedy dobiegł go cichy odgłos otwierającego się
portalu. Mag z początku nie mógł w to uwierzyć, ponieważ logicznie
rzecz biorąc nie było to możliwe. Spodziewając się odkryć coś zupełnie
zwyczajnego, co wcześniej mógł po prostu przeoczyć, zaczął rozglądać się po
pokoju.
- No proszę. Nie wierzyłem, że w końcu wypełzłeś spod powierzchni.
Najwyraźniej życie na poziomie nędznego robactwa ci odpowiadało. A jednak to naprawdę
ty...
Serce Nechtana zatrzymało się w miejscu. Miał wrażenie że umarł w
pierwszej chwili, w której jego uszu dobiegł ten głos. Nie byłby w stanie
pomylić go z żadnym innym. To nie było możliwe. Nie mogło być!
W panice rozglądał się we wszystkie strony, szukając wrót
portalu. Znajdowały się w podłodze. Dokładnie w tym miejscu, w którym Neth
teleportował siebie i rannego Riordana. Przez niewyraźne granice między wymiarami
patrzył na niego biały z nienawiści Melvin. Jego mina wyrażała odrazę i
rozczarowanie.
- Ojcze…
- Nie masz prawa zwracać się do mnie tymi słowami! – ryknął. – Co
to ma znaczyć?! Znalazłeś sobie nowe miejsce do życia? TO?!
Melvin spoglądał w górę na wnętrze domu Riordana, jakby zastanawiał
się czy od razu spalić je wraz z Nechtanem w środku, czy najpierw rozszarpać
syna własnymi rękami.
- Myślałem że już niżej nie mogłeś upaść. Jak widać tacy jak ty
zawsze są w stanie przegryźć się odrobinę niżej – prychnął. - Uratowałeś
człowieka? Jak szlachetnie. I co z tego masz? Podziękował ci?
- Dlatego udało ci się mnie znaleźć… - wymamrotał.
Tamtego dnia nic nie było ważniejsze od ratowania życia Rio. Nie
obchodziły go konsekwencje. Myślał tylko o tym jak niewiele brakowało, a mógłby
nie zobaczyć go już nigdy więcej. Doprowadził do sytuacji w której w
jednym miejscu jednocześnie otworzył portal, zużywał manę, a w ramach
dopełnienia korzystał z kilku silnych eliksirów. Nawet swoje ramię zasklepił
siedząc na tym jednym kawałku podłogi! To przecież oczywiste, że Melvin go
znalazł!
- Zawsze byłeś słaby! Nie mogę uwierzyć że jesteś moim synem!
Sądziłem że już raz dostałeś nauczkę, żeby mi się nie sprzeciwiać, ale ty
ośmieliłeś się zaprzepaścić całe lata mojej pracy nad tobą. Spójrz na siebie! –
Ostatnie zdanie prawie wykrzyczał. Jego przekrwione białka oczu, wyszczerzyły
się w gniewie. – Parodia maga! Zero kontroli! Powiedz mi, czy już żywisz się
krwią?! A może ten człowiek ci ją daje?
Nie rozumiał i nawet nie chciał próbować. Myśli Nechtana goniły
rozpaczliwie w poszukiwaniu wyjścia z tej sytuacji. Ojciec otworzył portal w podłodze.
W miejscu, w którym mógł bezpośrednio wyśledzić jego uwolnioną manę. To
oznaczało że wcale nie wiedział gdzie się znajdują. Szedł jedynie po nitce do
kłębka. Inaczej z pewnością wszedłby głównymi drzwiami, siejąc jeszcze większy
postrach i niszcząc wszystko na swojej drodze. Oznaczało to że jeśli Neth
zerwałby jego połączenie z tym miejscem, a sam zniknąłby jako bezpośrednie źródło
zawirowań, wtedy Melvin nie trafiłby tu ponownie.
To było jedyne rozwiązanie. Jedyne słuszne. Musiał odejść sam
i to natychmiast. Serce zabolało go na myśl, że nie będzie mógł się nawet
pożegnać.
- Sam zatroszczę się o kontrolę nad własną mocą!
Mimo ryzyka postanowił skorzystać ze wszystkich swoich sił na raz.
Rozgryzł swoje nadgarstki, wywołując obfity upływ krwi. To obudziło w nim szał,
mimo że bez Lilith nie przemienił się. Impuls wystarczył, by w jednej chwili
skoncentrować na tyle potężną dawkę many, aby wypchnąć Melvina z wnętrza tego
wymiaru. Tym samym zamknął go gdzieś na granicy, skąd przynajmniej przez jakiś
czas nie będzie mógł się wydostać.
Natychmiast zatrzasnął utworzone wejście. Nie mając czasu na nic
więcej, wyciągnął ze skrzyni opasłą sakiewkę z czystym złotem i postawił ją na
stole. Rozejrzał się gorączkowo w poszukiwaniu czegoś do pisania. Nic nie znalazł.
Nerwy paraliżowały jego ruchy. Wiedział jak mało miał czasu.
- Lilith! – Istota pojawiła się zszokowana.
Nawet nie spojrzał w jej kierunku. Przyssał się do swoich okaleczonych
rąk i tak jak się tego spodziewał, natychmiast dokonał przemiany, która przecież
wcześniej tak bardzo go przerażała. Długimi szponami wyskrobał w drewnianym
stole jedno słowo.
„Przepraszam”.
- Lilith, odejdź!
Wiedział, że przyjdzie mu się z tego tłumaczyć, ale nie obchodziło
go to. Zatrzasnął wieko kufra, zmniejszając go od razu. Ze ściśniętym gardłem
otworzył portal prowadzący do Lannion. Założył swój naszyjnik i wkroczył w
powstałe przejście.
Rozdział 3
Wypadł prosto na piaskowy zamek,
wybudowany przez kędzierzawą dziewczynkę w ogrodniczkach, która właśnie
wpatrywała się w niego z przerażeniem. Wydawało się, że jedynie nagłość tej
sytuacji, oraz chwilowe oszołomienie dziecka, powstrzymywały je jeszcze przed
wybuchem płaczu.
- Cześć koleżanko – zagadnął ją w
pośpiechu, rozglądając się wokoło. - Bardzo cię przepraszam, zaraz go
naprawimy, zgoda? – Neth silił się na najspokojniejszy i najbardziej przyjazny
ton głosu na jaki był w stanie się zdobyć w obecnej sytuacji. Nadal trząsł
się z nerwów. Najchętniej zaszyłby się gdzieś i wył z bezradności.
Na szczęście piaskownica mieściła
się w zadbanym, ukwieconym parku, a bujne, starannie poprzycinane krzewy w
większości osłoniły jego nagłe pojawienie się. Zdawało się że pomijając to dziecko,
nikt inny go nie zauważył, choć wolał nie tracić czujności. Co chwila zerkał
nerwowo we wszystkie strony.
- Mama mi zabroniła rozmawiać z
obcymi! – ofukała go dziewczynka, a jej oczach zaszkliły się pierwsze łzy. -
Neth poczuł że ogarniała go panika. Musiał ją jakoś uspokoić.
- Masz bardzo mądrą mamę, ale
widzisz… Ja jestem czarodziejem – wypalił bez zastanowienia. - Naprawię zamek
raz, dwa i zaraz sobie pójdę, więc tylko nie płacz, proszę.
Zdecydowanie nie powinien był mówić
czegoś takiego, ale obecny stan jego psychiki daleki był od stabilnego. W końcu
doszedł do wniosku, że nawet gdyby dziecko chciało powtórzyć komuś co widziało,
czy słyszało, to i tak nikt by w to nie uwierzył. Dzieci często miewały
wybujałą wyobraźnię, a on po prostu musiał się stąd ulotnić niezauważony.
- Czary nie istnieją – stwierdziła dziewczynka
lekko pytającym tonem głosu. – Prawda?
- Ależ istnieją – odparł mag
konspiracyjnie, otrzepując się z piasku. Wolał wygramolić się na zewnątrz
piaskownicy jeszcze przed pojawieniem się opiekunów dziewczynki. - Trzeba tylko
bardzo w nie wierzyć żeby dostrzec je wokół siebie. Sama zobacz.
Odrobinę przesadzał z gestykulacją, po to żeby skupić uwagę
dziecka, ale opłacało się, bo dziewczynka przyglądała mu się z wypiekami na
policzkach. Po kilku wymyślonych hokus-pokus, zamachnął się dłońmi, tworząc
wspaniałą piaskową budowlę z wieżyczkami. Postarał się żeby przypominała
prawdziwy zamek. Nie zapomniał o fosie i o moście z patyczków przed
bramą. Wzorował się na obrazkach z książki, którą Rio przyniósł kiedyś od Noel.
Musiał przyznać że przyjemnie było widzieć szczerą radość na zaróżowionej
z emocji buzi dziecka.
- Ooooo! – Dziewczynka zatkała usta
małą rączką, a zaraz roześmiała się w głos szczęśliwa. – Jaki piękny! To zamek dla
księżniczki?
Strach zdawał się zniknąć całkowicie,
a mag nareszcie odetchnął z ulgą. Perspektywa tłumaczenia się przed mamą
dziecka albo strażnikami, nie wydawała mu się szczególnie zachęcająca. Poza tym
doprawdy nie umiałby wytłumaczyć jakim cudem pojawił się ni stąd, ni zowąd
w dziecięcej piaskownicy.
- Pewnie że tak. Ja myślę że ta
piękna dama chciałaby się już tam wprowadzić – odpowiedział, wskazując na
leżącą obok szmacianą lalkę.
- Tak! – ucieszyła się jego
rozmówczyni, a jej dwa kucyki podskoczyły wraz z nią, kiedy chwyciła zabawkę w
rączki. – A pobawi się pan ze mną?
Mag uśmiechnął się.
- Niestety, muszę już iść. Wiesz,
magiczne obowiązki wzywają… Tylko nie opowiadaj o mnie nikomu. Jestem w
trakcie specjalnej misji – dodał, mrugając do dziecka.
- O, a jaka to misja? – zapytała zaciekawiona dziewczynka.
- To już tajemnica. Nie mogę o niej opowiadać. – Nechtan
uśmiechnął się raz jeszcze.
- Szkoda – westchnęła mała.
Neth doszedł do wniosku, że nastał najlepszy moment na odwrót,
więc nieporadnie poklepał dziecko po głowie na pożegnanie.
- Bądź grzeczna i faktycznie nie rozmawiaj więcej z nieznajomymi.
– A… Czy wszyscy czarodzieje są tacy ładni jak pan? – wypaliła
dziewczynka, kiedy tylko Neth zdążył się odwrócić.
- Niestety nie znam wszystkich czarodziejów – odparł lekko zawstydzony,
po czym przedostał się na główną alejkę.
Szedł powoli starając się nie zwracać na siebie uwagi przechodniów.
Próbował uporządkować natłok stale kłębiących się w jego głowie myśli, co wcale
łatwe nie było, bowiem potrafił myśleć jedynie o Riordanie i to tym, że już więcej
miał go nie zobaczyć. Został wyrwany ze swojej bezpiecznej przystani i wrzucony
w wir wydarzeń, który owszem - planował, ale bynajmniej nie zaplanowałby go w
taki sposób. Nawet wówczas gdy nie spodziewał się, że mężczyzna zechciałby z
nim wyruszyć, podświadomie chciał utrzymać z nim znajomość. Może nawet coś
więcej. Miał na to nadzieję, a ostatecznie wylądował tu całkiem sam, z mrocznym
cieniem swego ojca tuż za plecami.
Rozmyślanie o pierwotnych planach pomagało mu się uspokoić, ale
nie potrafił robić tego nieprzerwanie przez dłuższy czas. Czuł rozrywający
serce ból, za każdym razem gdy wyobrażał sobie minę Rio, gdy mężczyzna wróci do
domu i zastanie jego żałosną próbę pożegnania. Co pomyśli? Jak się zachowa? Czy
szybko wróci do własnej codzienności i zapomni o nim? Z jednej strony do
głosu dochodził rozsądek, który podpowiadał mu że takie rozwiązanie byłoby
najlepsze. Nawet gdyby wcale nie wisiała nad nimi groźba pojawienia się
Melvina, to sama wyprawa z pewnością nie będzie należała do bezpiecznych.
Miejsce w którym ukryto resztki wiedzy Starszych, musiało być solidnie
zabezpieczone. Sam nie miał pojęcia czego mógł się spodziewać. Mieli wyruszyć
razem, w końcu sam się na to zgodził, ale skoro sprawy potoczyły się w taki
sposób, przynajmniej nie będzie ryzykował życiem mężczyzny. Gdyby Rio zginął z
jego winy, nigdy by sobie tego nie wybaczył. Nie mógł pozwolić by emocje brały
nad nim górę. Musiał skupić się na zadaniu.
Wiedział na pewno, że przede wszystkim musiał znaleźć miejsce,
w którym mógłby wymienić złoto na pieniądze. Potrzebował ich żeby wynająć
pokój i kupić coś do jedzenia. Chciał znaleźć jakieś spokojne miejsce, gdzie
mógłby zaplanować swoje dalsze działania. Już wcześniej, planując tę wyprawę z
Riordanem, doszedł do wniosku że podzieli plan miasta na strefy, i codziennie
poświęci tyle czasu ile będzie konieczne do przebadania magicznych zawirowań w
każdej z nich. Była to jedyna skuteczna metoda na odkrycie miejsca położenia
biblioteki, skoro nie posiadał żadnych wskazówek dotyczących jej lokacji.
*
Pierwszy tydzień minął spokojnie. Oczywiście na tyle spokojnie na
ile upłynąć mógł, biorąc pod uwagę jak mag się czuł. Wiedział że tutaj Melvin
nie mógł go dopaść, a jednak jego ponowne spotkanie zrobiło na mężczyźnie
wrażenie. Momentami reagował tak płochliwie, jakby spodziewał się go zobaczyć w
każdym mijanym zaułku. Walczył z podobnymi przeczuciami, usilnie dążąc do tego
co zaplanował, chociaż tak naprawdę stracił serce do swojej misji w chwili w
której został zmuszony opuścić Rennais.
Nechtanowi udało się spieniężyć trochę złota, a więc było go
stać na opłacenie niewielkiego pokoju za cały miesiąc z góry. Blisko hoteliku
w którym się zatrzymał, znajdowała się dwupiętrowa restauracja z domową
kuchnią. Często tam zaglądał - a właściwie chodził jeść wyłącznie tam, i to
jedynie wtedy, gdy wiedział że już musiał. Właścicielką lokalu była miła,
starsza kobieta, która często przysiadała się do niego i sporo opowiadała
zainteresowanemu magowi o mieście, jego historii i przynależnych okolicach.
Dzięki tym informacjom, Neth mógł jeszcze sprawniej zaplanować swoje wypady do
poszczególnych dzielnic Lannion.
Miasteczko zdawało się być znacznie nowocześniejsze od Rennais, a
jego dzielnice były raczej niezależne od siebie. W rodzinnym mieście Rio
znajdował się tylko jeden rynek, wokół którego zlokalizowane było centrum życia
miasteczka. Im dalej przemierzało się jego tereny, tym bardziej panorama zmieniała
klimat na bardziej sielankowy i wiejski. W Lannion prawie każda dzielnica
miała swój charakterystyczny styl i odrębny, centralny punkt.
W miejscu w którym mag znalazł swój hotel, było sporo podobnych do
siebie, wąskich i wysokich zabudowań, stojących jedno obok drugiego, tak że
praktycznie nie dało się uświadczyć pustej, niezagospodarowanej przestrzeni. Wystarczyło
natomiast przejść się kawałek dalej, a poza parkiem i dwoma prawie
pustymi sklepikami z lokalnymi drobiazgami, zasadniczo nie znajdowało się już nic
ciekawego.
Każdego dnia przemierzał kolejne ulice, badając je kawałek po
kawałku. Była to żmudna praca, wymagająca precyzji oraz sporej ilości
mocy. Mag chciał mieć pewność że niczego nie pominie, a przecież ślady
magicznej ingerencji często bywały sprytnie ukryte. W praktyce więc, zwiedził
już prawie czwartą część całego miasta, dotykając w niej każdego budynku,
ulicy, czy jakiegokolwiek innego podłoża albo charakterystycznego przedmiotu,
umieszczonego w danym miejscu na stałe.
Nie odnosząc większego sukcesu, wieczorami wracał do wynajmowanej
sypialni i zabierał się za planowanie następnego dnia. Nie pozwalał sobie na
zbędny odpoczynek. Za każdym razem, gdy tylko udało mu się skończyć badania
jakiegoś rejonu wcześniej niż to sobie zaplanował, irytował go męczący natłok
myśli. Automatycznie wracał nimi do ostatnich chwil spędzonych w Rennais.
Zastanawiał się co zrobił Rio po tym jak wrócił do domu. Wyobrażał sobie jego
różne reakcje, za każdym razem usiłując przekonywać samego siebie, że być może
mężczyzna zrozumiał jego powody. Domyślał się że Rio mógł poczuć się oszukany,
że mógł go znienawidzić, lub co gorsza wręcz przeciwnie, wcale nie przejąć się
jego odejściem. Łapał się na tym, że kiedy jego wyobraźnia zatrzymywała się na
dłużej przy ostatniej z opcji, w jego sercu rodził się nieprzyjemny, kłujący
ból. Te uczucia sprawiały, że był doprawdy zagubiony we własnych emocjach,
których zwyczajnie nie rozumiał, a to wszystko wprawiało go w trudny do
wytłumaczenia dyskomfort.
Biorąc to wszystko pod uwagę, starał się jak najwięcej czasu spędzać
w terenie, momentami usilnie przedłużając badanie danego obszaru, byleby tylko
nie wracać do cichego, pustego pomieszczenia.
Generalnie mag był przekonany, że bez względu na jego osobę, Rio musiał
skupić się na Torinie. Miał nadzieję że mężczyźnie rzeczywiście udało się
odpowiednio zająć bratem. Cóż, zapewne znaczenie lepiej, niż wtedy gdy jego
uwaga koncentrowała się na Nechtanie.
*
Odkąd zamieszkał w Lannion dręczyły go dotkliwe problemy ze snem.
Wieczorami nie potrafił opanować gonitwy myśli, a kiedy wreszcie zmęczenie
dawało mu się we znaki do tego stopnia, że po prostu padał, szybko zrywał się z
łóżka dręczony koszmarami.
Prawda była taka, że zwyczajnie cały ten czas żył w strachu. Przerażała
go wizja kolejnego spotkania z Melvinem. Pomimo pewności, że zabezpieczył swój
poprzedni dom przed magicznym wyśledzeniem, bał się o Rio. Bał się także tego
co będzie, kiedy już zrealizuje swój obecny plan. Nie chciał dotrzeć do miejsca,
w którym musiałby się zmierzyć z brakiem celu i z samotnością jednocześnie.
Wtedy pozostałaby wyłącznie pustka.
Koniec końców zmuszony był pożegnać swoje objawy przy pomocy
specjalnie skomponowanej mieszanki ziół, które pozbawiały go snów i otumaniały
na tyle, by mógł przetrwać noc. Dzięki temu mógł jakoś funkcjonować. Racjonalne
wypełnianie planu - krok po kroku.
Na początku trzeciego tygodnia jaki przyszło mu spędzić w tym
miejscu, dokonał pierwszego, niewielkiego przełomu.
W dzielnicy co do której przestrzegała go znajoma z restauracji (ze
względu na fakt, że znajdowały się tam aż dwa publiczne domy uciech), natrafił
na pierwsze delikatne zawirowania, błąkającej się swobodnie, uwolnionej many.
Co ciekawe, według Nechtana nie była to typowa magiczna struktura.
Było w niej coś dziwnego. Zdawała się być prostsza od przeciętnej i przypominała
trochę działanie feromonów. Była dziwnie przyciągająca. Oczywiście wrażenie to
tym bardziej wyczuliło jego ostrożność. Praktycznie każda najprostsza pułapka,
byłaby zaprojektowana w taki właśnie sposób – wzbudzający zaufanie.
Od tamtej pory, Neth często wracał do swojej strefy jedenaście (taki
właśnie numer przypisał do owej części dzielnicy Lannion). Niestety poza faktem,
że niektóre prostytutki zaczynały go już kojarzyć z widzenia, i nieco
wyśmiewać za nieśmiałość, niczego nie osiągnął.
Stosując wymyślne zabiegi opisane w księdze dotyczącej poszukiwania
magicznej obecności, odkrył że na obszarze odpowiadającym wielkością połowie jedenastki,
musiało znajdować się jakieś ukryte przejście. Coś w rodzaju wejścia, bądź
wyjścia ze stałego, nieznikającego (jak to bywało zazwyczaj) portalu. Odkrycie
to naturalnie wzbudziło w magu ogromne podniecenie, ponieważ był
przekonany że nareszcie odnalazł wejście do słynnej biblioteki. Cały problem koncentrował
się w jednym punkcie - mianowicie za nic nie potrafił sprecyzować, gdzie konkretnie
miałoby się ono znajdować.
Mana w tym obszarze była rozproszona tak delikatnie i subtelnie,
że nic nie wskazywało na to, żeby jej koncentracja w którymś miejscu, choć
odrobinę odbiegała od całości. Nechtan poddał się dopiero po kolejnych dwóch
dniach kręcenia się w kółko, kiedy to nareszcie doszedł do wniosku, że
jednak będzie musiał skorzystać z dodatkowej pomocy.
Siedział nad księgami do później nocy, wertując po kilka razy te
same fragmenty. Momentami miał wrażenie, że ściany ciasnego pokoju przysuwały
się do siebie, tak że zdawało się jakby miał jeszcze mniej miejsca, niż w
rzeczywistości.
W pomieszczeniu w którym sypiał, mieściło się zaledwie łóżko,
szafka nocna, większa szafa na ubrania, oraz maleńki stoliczek z dwoma
niewygodnymi, wąskimi krzesłami pozbawionymi oparć. Toaleta znajdowała się na
korytarzu i trzeba ją było dzielić z gośćmi z sąsiedniego pokoju.
Neth ledwo zdołał rozłożyć swój kufer na podłodze pod szafą, i teraz
służył mu jako dodatkowa powierzchnia na której rozkładał ciężkie woluminy, a
także sporządzane na bieżąco notatki.
Czas mijający bez absolutnie żadnego przełomu, powoli uświadamiał mu,
że sposób na który natrafił na początku swoich poszukiwań, mógł okazać się jedyną
szansą na rozwiązanie jego problemu. Mag znalazł bowiem przepis na roztwór,
który uwolniony w atmosferze unoszącej się swobodnie many, zabarwiał
znacząco dokładnie ten jej fragment, który pojawił się na samym początku. Czyli
najprawdopodobniej zaprowadziłby go wprost do upragnionego portalu. Niestety
nie posiadał dwóch kluczowych składników do jego wykonania. Co gorsza nie przypuszczał
żeby w najbliższym czasie udało mu się je zdobyć, bowiem jeden z nich był
piórem niedawno wymarłego stworzenia, a drugi kompozycją tkanek pozyskanych z
ciał magów. Ciał - a więc co najmniej dwóch, a Neth dysponował obecnie
jedynie swoim własnym ciałem. Biorąc to wszystko pod uwagę, końcowa refleksja nasuwała
się sama. Jeśli chciał zrobić krok do przodu, potrzebował pomocy drugiego maga.
Dobrowolnej, czy też nie.
Fajne czekam na ciąg dalszy (mówię o całym opowiadaniu)
OdpowiedzUsuńgalaxa2
Dziękuję! Następny fragment już dodany :)
UsuńHejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Melvinowi udało się odnaleźć syna, właśnie używanie czarów w takuej ilości go nakierowało, miło że Riordan chciał z nim wyruszyć, ale zastanawiam mnie co myśli po takim zniknięciu Natha..
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, o nie Melvin znalazł syna, no cóż właśnie używanie czarów, w takiej ilości go sprawdziło, miło że Riordan chciał z nim wyruszyć, ale zastanawia mnie co myśli po takim zniknieciu Netha...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza