Po drodze cz.10


Hej! Minął już chyba cały tydzień od ostatniego wpisu - nie mam pojęcia kiedy to się stało! - więc to chyba najlepszy moment, żeby wreszcie coś dodać.
Oby miłego czytania i pozdrowienia dla wszystkich :)
-.-.-.-.-

Zatem kilka godzin później, pod osłoną zmierzchu, Neth stał przy włazie kanalizacyjnym, mieszczącym się na wąskiej uliczce, na uboczu. W prawej dłoni ściskał rozrysowaną mapę kanałów. Starał się nadsłuchiwać odgłosów dobiegających go z oddali, żeby mieć pewność, że nikt mu nie przeszkodzi.
Przy ulicy na której się znajdował, mieścił się tylko jeden budynek który mógłby kogoś zainteresować, a był nim niewielki zakład fryzjerski. Zmierzając tutaj, Neth minął przynajmniej trzy inne, liczył więc na to że ten konkretny nie przyciągnie tego wieczora całej rzeszy klientów. Coś jednak cały czas go powstrzymywało. Nie lubił ryzykować. Nie chciał by coś, co tak starannie zaplanował, poszło nie po jego myśli. Stał dłużą chwilę nad włazem, aż wpadł na pewien dość szalony pomysł. Od razu poczuł charakterystyczny skok ciśnienia, towarzyszący podnieceniu. Tak, zdecydowanie nie powinien tego robić.
- Lilith? Potrzebuję cię – szepnął powoli.
Skłamał. Właściwie, nie tyle jej potrzebował, co chciał aby się pokazała. Nowe możliwości go kusiły. Budziły trudną do opisania fascynację. Chciał je zgłębiać, ćwiczyć i nauczyć się nad nimi panować. Teraz dodatkowo miał powód.
Zakręciło mu się w głowie, a chwilę później poczuł siłę swojej many, wydobywającą się z niego i formującą szybko w znajomy mu już, zwierzęcy kształt.
- Witaj, Nechtanie. – Lilith uśmiechnęła się, szczerząc ostre zęby. – Miałam nadzieję, że wkrótce mnie wezwiesz.
- Pomyślałem że przydałyby mi się bardziej wyczulone zmysły. Zapewne wiesz, co chcę zrobić?
- Oczywiście, przecież jestem częścią ciebie. Na co czekasz?
Nechtan zastanawiał się dłuższą chwilę nad tym co powinien zrobić. Niby jak miał się przemienić, skoro nie wiedział w co?
- Jak? – zapytał w końcu.
- Naprawdę tego nie wiesz? – rzuciła pokpiwająco istota.
I wtedy odpowiedź stała się absurdalnie jasna. Podobnie jak na początku, również poprzednim razem potrzebował tego samego – krwi.
Zdecydowanym ruchem rozgryzł dolną wargę. Od razu wyczuł rdzawo-metaliczny posmak na języku, a gdy tylko w nim zasmakował, zaatakowało go bogactwo bodźców i doznań. Tym razem opanował się szybciej. Nie zamierzał pogrążać się w chaosie własnych odczuć. Kilka sekund później, patrzył na świat z punktu widzenia drapieżcy. Idealnie przystosowanego do tropienia, śledzenia i atakowania.
Skupił się na utrzymaniu świadomości, nie mógł tracić celu sprzed oczu, a celem było dostanie się do budynku kasyna. Przez moment nadsłuchiwał okolicznych odgłosów. Docierały do niego różne dźwięki, słyszał ludzi przemierzających kolejne alejki, a nawet szum wody pod powierzchnią włazu. Podważył go zręcznie pazurami i z łatwością uniósł. Lilith zsunęła się do środka, a Neth po chwili uczynił to samo.
Najgorszy był smród. Dookoła panowała ciemność. Korzystając z magii, mógłby sobie oświetlić drogę, lecz jego obecna forma pozwalała się przystosować. Brodząc po koski w szlamie, całkiem wyraźnie widział wąski korytarz przed sobą. Ruszył do przodu.
Nie było czasu na analizowanie, a fetor tego miejsca nie zachęcał do ociągania się. Zwłaszcza teraz kiedy jego węch, jak każdy inny zmysł odbierał wszystkie bodźce kilkukrotnie mocniej. Chciał się stamtąd jak najszybciej wydostać. Płaszcz zostawił przy włazie. Podwiesił go tuż przy nim, dochodząc do wniosku, że tylko by mu zawadzał, a przy odwrocie posłuży jemu i Riordanowi za wskazówkę do wyjścia.
Mapę zabrał ze sobą.
Korytarz wydawał się nie mieć końca. Co kilka metrów przebijały cieniutkie stróżki światła, pochodzące z otworów innych włazów. Neth był tak otumaniony zapachem stęchlizny, że mimo kontrolowania ścieżki z mapą, kilkukrotnie pomylił drogę.
- Skup się magu! Biegnij za mną, oświetlę ci drogę.
Lilith wyminęła go, a jej ciało przybrało nieco bardziej świetlistą poświatę, faktycznie ułatwiając mu płynne przemieszczanie się.
- Dziękuję ci – odparł z ulgą, koncentrując się na podążaniu za długim, cienkim ogonem, raz po raz znikającym za jakimś zakrętem.
Po kilkunastu minutach biegu dotarli do wnęki, o której wspominał Dean. Było to całkiem obszerne miejsce, w którym zbiegały się wyloty kilku podziemnych korytarzy. Po środku stała przerdzewiała drabinka. Tego mag szukał i tego się spodziewał. Natomiast tego, że cała wnęka zatopiona była w szlamie, już nie.
Zdegustowany, rozglądał się za czymś co mogłoby mu pomóc w bezpiecznym przedostaniu się na suche szczeble.
- Och, czyżbyś nie chciał się pobrudzić? – zagadnęła figlarnie Lilith, sama znajdując się już na drabince. Nie żeby tego potrzebowała, jej forma była niematerialna, mogła się więc zwyczajnie unieść w górę, podobnie jak dostała się tutaj.
- Już i tak cały jestem w tym gównie – odparł Neth z obrzydzeniem. Co nie umniejszało faktu, że nie miał ochoty brudzić się bardziej…
- A jednak?
- A jednak, masz rację. Cholera, przeskoczę!
Odbił się mocno nogami od podłoża, a następnie od ściany korytarza, zgrabnie lądując na szczeblach na których mocno zacisnął palce.
- Zaskakujesz mnie. Doprawdy szybko zdajesz sobie sprawę ze swoich możliwości – zdumiała się zjawa.
- Nie wiem czy powinienem ci podziękować za komplement, czy zirytować się że nic o tym nie wspomniałaś.
Sam był pewien że wpadnie prosto w bajoro. Drabina znajdowała się w sporej odległości od wylotu korytarza. Nie spodziewał się tak mocnego i precyzyjnego wyskoku w swoim wykonaniu. Musiał być kolejnym następstwem tej dziwacznej przemiany, a Lilith musiała o tym wiedzieć.
- Przecież nic strasznego się nie stało – zaszczebiotała jedynie, zwracając się obliczem ku górze.
Neth ruszył jej śladem.
U szczytu, tak jak przypuszczali planując trasę, znajdował się kolejny właz. Nechtan pchnął go na próbę, lecz ten nie ustąpił. Spróbował szarpnąć go w dół - również bez efektu. Mógł się go pozbyć na wiele sposobów, jedynym ograniczeniem było to że musiał działać po ciuchu, nie wzbudzając podejrzeń ani nie uruchamiając alarmów.
- Zaczekaj. Sprawdzę jak to wygląda z drugiej strony – powiedziała Lilith, a następnie bezgłośnie przeniknęła przez powierzchnię ponad nim.
Po krótkiej chwili, Neth dosłyszał dobiegający z góry głos.
 – Hm, nic specjalnie tutaj nie ma. Pokrywa zabezpieczona jest kilkoma stalowymi prętami. Musisz po prostu wyszarpać właz w górę, będę w stanie to wyciszyć.
- Mogę też wrócić do swojej normalniej postaci i zrobić to za pomocą magii niczego przy tym nie niszcząc.
Nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
- Lilith?
- Rób co uważasz. Pomagam ci ale skoro wolisz działać samemu, to droga wolna.
- Dobrze już, dobrze. W takim razie zadbaj o to, żeby nie zbiegła się tu cała armia strażników. – Mag odniósł wrażenie że mimo zapewnień co do jego wolnego wyboru, Lilith nie byłaby zadowolona, gdyby ją teraz odesłał. – Powiesz mi, kiedy mogę zacząć?
- Zaczynaj magu.
Neth uderzył od dołu w pokrywę, a ta ani nie drgnęła.
- O co chodzi? Wszystko jest zabezpieczone, możesz zaczynać.
- Staram się! – Nechtan napierał ramieniem na właz, z całych sił odpychając się od szczebli drabinki.
- Chyba nie próbujesz tego zrobić na sucho?
- Na sucho?
- Sądziłam że już wiesz jak to działa? - dodała pytającym tonem.
Nechtan poczuł jak krople zimnego potu oblewają mu plecy. Powtarzał sobie w myślach, że przecież nie miał wpływu na to kim był, choć nie mógł zaprzeczyć że nic nie przymuszało go do korzystania ze swoich nowoodkrytych umiejętności. Nie chciał myśleć, ani analizować tego co się z nim działo. Bał się własnych wniosków. Podświadomie poddał się swoim zmysłom, a w stanie w jakim obecnie się znajdował, skupianie się na sobie i na swoich potrzebach prowadziło tylko do jednego. Do potwornego głodu, uczucia trudnego do wytrzymania i prawie niemożliwego do powstrzymania. Rozszarpał zębami swoje przedramię, zlizując stróżki krwi. Smak szkarłatnej posoki budził nieposkromioną furię, a ta z kolei dodawała determinacji i fizycznej siły. Wyszarpanie włazu okazało się być dziecinną igraszką.
Poważniejszy problem pojawił się moment później, kiedy wpadł do pomieszczenia powyżej. Stracił nad sobą panowanie. Drapał siebie i ściany, w pewnym momencie rzucił się nawet na Lilith, co poskutkowało wpadnięciem z głuchym łoskotem w ścianę na przeciwko. Istota starała się go uspokoić, ale ze słów które wypowiadała niewiele do niego docierało. Zrezygnowana, otoczyła Nechtana czymś na kształt kokonu utworzonego z tej samej materii co jej niematerialne ciało, spoza którego nie mógł się przedostać na zewnątrz.
- No już, spokojnie. To zaraz minie, to tylko trochę krwi. Twojej własnej w dodatku.
Wbrew temu co mówiła, upłynęło całkiem sporo czasu nim Neth odzyskał panowanie nad sobą, a czego jak czego ale to właśnie czasu nie mieli nazbyt wiele. Kiedy w końcu odzyskał kontrolę, a Lilith puściła go, wściekły na nią i na siebie, od razu ją odwołał.
Roztrzęsiony rozejrzał się po pomieszczeniu. Była to malutka klitka, w której trzymano środki czystości, wiadra i jakieś szmaty. Ściany były pożółkłe, a gdzieniegdzie widniały zacieki z grzyba. Neth rzucił się do drzwi, zgodnie z planem automatycznie kierując się w lewo. Jak się okazało szósty zmysł Deana zawiódł, ponieważ w tej części korytarza nie znajdowało się nic, poza obskurną toaletą z oberwanymi drzwiami.
Mag zawrócił czując coraz większy niepokój. Kolejnym i ostatnim pomieszczeniem jakie udało mu się odnaleźć, był sporej wielkości magazyn, w którym składowano krzesła, nieużywane zastawy i kartony z tekstyliami kuchennymi. Takich właśnie rzeczy dopatrzył się, kiedy rozpaczliwie rozglądał się za kolejnym przejściem. Przecież gdzieś musiało być! Wszystkich tych rzeczy nie wniesiono tutaj przez kanały! Opuszczając składzik rozglądał się we wszystkie strony za innymi drzwiami, ale takowych nigdzie nie było. Zdenerwowany, zaczynał rozważać ponowne ściągnięcie Lilith, a naprawdę nie chciał tego robić. Jak do tej pory, całe swoje długie życie radził sobie bez niej. Pełen frustracji uderzył pięścią w ścianę, zastawiając w niej niewielką dziurę. Przeszedł cały korytarz od początku do końca przynajmniej ze dwa razy, za każdym razem zaglądając do wszystkich pomieszczeń. Sprawdził nawet tę cholerną toaletę... i nic.
Ściany korytarza, podobnie jak wewnątrz pomieszczeń, pokrywała warstwa brudu, więc dopiero gdy przyglądnął się odłażącemu fragmentowi tapety, jego uwagę przykuł pewien szczegół. Wgłębienie powstałe z jego winy, wyglądało na poszarpane. Fakturą przypominało gruby papier. Poszedł do ściany i zastukał palcem w jej powierzchnię. Odpowiedział mu głuchy odgłos. Nechtan czuł szybciej pulsującą w żyłach krew, gdy podenerwowany przesuwał palcami wzdłuż ściany, kawałek po kawałku, szukając jakiegoś zaczepienia.
Czas wciąż płynął nieubłaganie.
Ściana była pokryta brudną tapetą uniemożliwiającą dostrzeżenie tego na pierwszy rzut oka. Wykonano ją z połączenia cienkich desek, a po środku znajdowały się uchwyty. Nechtan nie mógł uwierzyć że jak dotąd ich nie dostrzegł. Wystarczyło za nie szarpnąć, a ścianki korytarza rozsunęły się na boki. Obszerne przejście, prowadziło wprost na klatkę schodową. Na szczycie - zgodnie z tym co mówił Dean, znajdowały się dwa korytarze. Właściwie to jeden, podzielony korytarz. Neth podejrzewał że okalał on jakieś pomieszczenie. Z tego co pamiętał, ochrona miała być skoncentrowana u wylotu korytarza po prawej stronie, wbiegł więc w korytarz po lewej, mając nadzieję, że tym razem plany Deana były zgodne z rzeczywistością.
Pędził tak szybko jak tylko mógł, nie robiąc przy tym hałasu. Szczęśliwie dla niego posadzka wyłożona była grubym dywanem, który dodatkowo tłumił kroki. Nie miał pojęcia ile czasu zajęło mu przedostanie się tutaj, ale wiedział że jeśli Rio pospieszyłby się ze swoją częścią planu choćby o kilka chwil, wszystko poszłoby na marne.
Nie bawił się więcej w używanie siły, czy specjalnych sposobów. Ciężkie, solidne drzwi zabezpieczone kilkoma zamkami i zasuwami, otworzył przy pomocy magii. Na szczęście ludzkie zabezpieczenia nie miały z nią żadnych szans. Przez moment słuchał szczękających zamków, po czym drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a zza nich wypadł nie kto inny jak czerwony z nerwów Rio.
- Co tak długo, do cholery?! Już myślałem, że coś ci się… Kurwa mać! – Rio wciągnął Nechtana w głąb korytarza – Co się stało?!
Neth w pierwszej chwili w ogóle nie rozumiał o co mu chodziło. Uzmysłowił to sobie dopiero wtedy, kiedy Rio rozerwał swoją koszulę i zaczął obwiązywać jego przedramię.
- Co oni tam trzymają?! Aligatory?! Kurwa, wiedziałem że coś się spierdoli! Jak się czujesz? – Rio chwycił w dłonie twarz maga i popatrzył mu czujnie prosto w oczy.
- Nic mi nie jest… Nie, Rio, naprawdę! – Delikatnie odtrącił jego ręce - To nic, nie przejmuj się. – Nechtan chwycił roztrzęsionego mężczyznę za ramiona. – Żyję i dam radę! Jak z waszej strony? Wszystko gra?
- T-tak… Zgodnie z przewidywaniami zabrali Deana na górę. Musimy się spieszyć. – Na siłę dokończył opatrywanie ręki Nechtana i dopiero wtedy zaczął się rozglądać po wnętrzu korytarza. – Są za tym zakrętem? – zapytał cicho, wskazując na zabezpieczoną część korytarza.
- Podobno. Nie sprawdzałem tego, na dole straciłem sporo czasu, chciałem jak najszybciej cię wpuścić.
- Okej. Zaczekaj tutaj, zajmę się strażnikami.
- No chyba żartujesz, idę z tobą!
- Jesteś ranny idioto! Masz ramię w strzępach… Ty się lepiej kurwa po podłodze rozejrzyj, ile krwi straciłeś! Nie ruszysz się stąd! Ja zwinę akt i spierdalamy.
- Uśpię ich.
- Co?
- Uśpię ich wywarem z Alby. Poczekaj chwilę.
Tęczówki maga wywróciły się do góry, ukazując białka oczu. Za pomocą kilku połączonych naprędce inkantacji, przywołał maleńką fiolkę z wnętrza swojego naszyjnika. Dopiero umieszczona w kontrolowanej przez maga przestrzeni, fiolka odzyskała swoje prawowite wymiary.
Oczy Rio rozszerzyły się.
- Co to jest? Robisz… czary?
- Żadne czary, to tylko kompresja wymiarowa.
Mina Riordana dobitnie wskazywała na to, że dla niego „kompresja wymiarowa” nadal była zaawansowanymi czarami, a także na to że był solidnie przerażony tym faktem.
- Rio, zaufaj mi. Podejdę tam cicho i…
Reszta słów maga utonęła w potwornie nieznośnym dźwięku dzwonka, odbijającym się echem od ścian korytarza. Zewsząd dało się słyszeć podniesione głosy. Rumor podniósł się także w korytarzu obok. Mężczyźni wymienili zszokowane spojrzenia. Nie wiedzieli czy to za ich sprawą, czy może jeszcze kogoś innego. Pewne było jednak to że ktoś uruchomił alarm, czyli mieli przepieprzone.
- Zatkaj nos! – krzyknął. - Zatkaj mówię! – powtórzył, szturchając Riordana.
Neth odkorkował fiolkę i rzucił ją w głąb korytarza jednocześnie celując w nią zgrabnie wymierzoną falą uderzeniową. Fiolka rozprysła się w drobny mak, dokładnie na tej wysokości, gdzie wybiegli podniesieni alarmem strażnicy. Wszyscy padli nieprzytomni, w ciągu kilku sekund.
- Idziemy! Ach, czekaj! – Neth zatrzymał Rio gestem dłoni – Opruim! – mruknął szybko. – Chodźmy!
Rio nie odezwał się. Z opuszczoną szczęką omiótł wzrokiem nieprzytomnych strażników i pobiegł za Nechtanem.
Stanęli przed niewielkimi drzwiami, wykonanymi z solidnie wyglądającego metalu. Na środku znajdował się skomplikowany mechanizm, na którym trzeba było przesuwać ponumerowanymi kostkami w odpowiedniej kolejności, w różnych pozycjach względem siebie. Całość dodatkowo dało się obracać. Najprawdopodobniej musiała zostać wpasowana w następną, większą obręcz okalającą całe to ustrojstwo. Riordan zbladł. Na jego twarzy błyszczały kropelki potu.
- Cholera! Niech szlag trafi tego pieprzonego knura! Żeby to otworzyć potrzebowałbym całych godzin! Nie ma szans z wyjącym alarmem nad głowami!
- Masz czarodzieja do dyspozycji i zastanawiasz się jak otworzyć zamek? – zaśmiał się mag. – Odsuń się i podziwiaj.
Riordan spojrzał na niego z mieszaniną niedowierzania i nadziei.
Mógł szepnąć zaklęcie i otworzyć te głupie drzwi w mgnienia oka, ale nie wiedzieć czemu, nie chciał dawać takiego popisu przed Rio. Wiedział że umiejętności mężczyzny były niezwykle wyrafinowaną sztuką, i że nawet jeżeli otwarcie takiego sejfu miałoby mu zająć kilka, czy kilkanaście godzin, nie sądził by ktoś inny w ogóle potrafił tego dokonać. Dlatego bawił się przez dłuższą chwilę w stukanie palcami o powierzchnię żelaznych drzwi i udawanie odsłuchiwania odgłosów mechanizmu. Na koniec pokusił się nawet o kilka błyśnięć z zamka. Dopiero wtedy wypowiedział w myślach zaklęcie, a drzwi odskoczyły na bok, odsłaniając przed nimi niedostępne wcześniej wnętrze.
Okazało się że całe to pomieszczenie, nie większe od łazienki w domu Riordana, było sejfem. Do jego wnętrza prowadził wąski korytarzyk, dający pojęcie o tym, jak grube były jego ściany.
Riordan wszedł pierwszy, Neth uczynił to zaraz po nim.
Rozświetlił im widok kulą światła, wysłaną tuż pod sufit. Wszystkie ściany sejfu otoczone były regałami. Dodatkowo po środku stały jeszcze dwa, zwrócone do siebie tyłem, tak by zaoszczędzić i wykorzystać jak najwięcej miejsca. Neth patrzył oczarowany na kosztowności umieszczone na półkach. Naszyjniki, bransolety i kolczyki, prawie wszystkie ozdobione szlachetnymi kamieniami. Perły, złoto, srebro… wszystko wyeksponowane na rzeźbionych, wyścielanych atłasem podstawach. Były też pieniądze. Banknoty pospinane w równej wielkości pliki, spięte tasiemkami. Monety ustawione w stosy, a obok nich żetony w szklanych pojemnikach. To wszystko przykuwało uwagę. Przynajmniej powinno zwrócić uwagę każdego normalnego człowieka, Riordan natomiast skierował się w przeciwną stronę. Dokładnie tam gdzie na pozostałych regałach stały teczki z dokumentami. Natychmiast zaczął je otwierać i sprawdzać. Wokół niego w ekspresowym tempie rósł stos tych, które zdołał już przeglądnąć.
- Pomóż mi! – jęknął mężczyzna.
Neth natychmiast rzucił się do pomocy, przepatrując półki z drugiego krańca regału. Szukali długo. Dłonie Rio trzęsły się, a zacięta twarz wyrażała najwyższe skupienie. Nie chciał niczego pominąć.
W pewnym momencie dobiegł ich głuchy odgłos poruszającej się szybko grupy ludzi.
- Już tu są – szepnął mag. – Rio, musimy się zbierać…
- Nie wyjdę bez tego!
- Jeśli nie wyjdziemy teraz, to za chwilę możemy nie wyjść już wcale!
- Kurwa! Daj mi dwie minuty! – Rio opróżnił wszystkie półki, nie znajdując dokumentu, po który przybyli. W desperacji zaczął przeglądać papiery, które sam wcześniej odrzucił na podłogę.
- Rio, nie mamy na to czasu! Nie ma tego tutaj!
Neth próbował siłą wyciągnąć mężczyznę na zewnątrz, ale ten nie chciał ustąpić. Nadzieja że zaraz mógł odnaleźć upragniony papier, przysłaniała mu zdrowy rozsądek.
Mag zaczął rozważać dostępne opcje. Mógł spróbować wprowadzić ich wszystkich w letarg. Kiedyś zrobiłby to bez wahania i bez problemów, niestety dawno już nie korzystał ze swoich głębokich pokładów many. Bał się także że mógłby nie utrzymać efektów działania swojej magii, albo że przypadkowo zrobiłby komuś coś naprawdę poważnego. Mógł też siłą wyciągnąć stąd Riordana. To byłoby łatwe rozwiązanie i prawdopodobnie zdążyliby uciec zanim zwaliłaby się na nich horda strażników. Ale oczywiście nie mógł tego zrobić. Niby jak mógłby odebrać mu szansę na odzyskanie czegoś tak ważnego?
- Lilith! Potrzebuję cię – odezwał się w końcu.
Zjawa pojawiła się szczerząc kły w groźnym grymasie. Na jej twarzy malowała się czysta wściekłość.
- Czyżbyś nareszcie przestał bać się własnego cienia? Niby jak chcesz to opanować, bez ćwiczeń…
- Lilith! Proszę cię, później. – Neth przymknął powieki zrezygnowany. Cała nadzieja w niej. - Akt własności szpitala! Muszę go znaleźć. W sejfie go nie ma. Zaraz wszyscy się tu zlecą, pomóż mi!
Nie wiedział czego się spodziewać. Nie wiedział nawet, czy Lilith w ogóle mogła coś zdziałać, ale nie wymyślił nic lepszego. Patrzył więc błagalnym wzrokiem na przerażająco wyglądający, niematerialny byt będący podobno częścią jego mocy. Lilith w odpowiedzi uważnie zmierzyła ich wzrokiem.
- Nie ruszajcie się stąd, a ty zamknij sejf od środka. Wtedy uznają że nikt tu nie dotarł, albo że nie zdołaliście się włamać i uciekliście – mówiąc to, spojrzała na Rio w wyjątkowo dziwny i nieprzyjemny sposób. – Niedługo wrócę – rzuciła jeszcze unosząc się w górę i znikając.
- Nie będę nawet pytał co to było... – Rio wyglądał, jakby spodziewał się już dosłownie wszystkiego. – Naprawdę nam pomoże?
- Mam taką nadzieję.

Trudno było ustalić jak długo czekali w zamknięciu, jako że ciężkie, żelazne drzwi doskonale tłumiły wszelkie odgłosy z zewnątrz. Riordan siedział w kącie i w milczeniu raz po raz przeglądał wszystkie papiery. Wyglądał jakby spełniały się wszystkie jego największe obawy.
- Czy Dean nie wspominał czegoś o tym, że mieliście się obłowić na tym włamaniu? – Nechtan robił co mógł, żeby przełamać grobowe milczenie wspólnika - Wiesz… te wszystkie pieniądze tutaj leżą, a my na razie nie mamy nic innego do roboty, jak tylko je spakować.
Nie czuł się dobrze z tym co proponował. Bał się że wszystkie ich plany, całe poświęcenie i zamieszanie pójdą na marne. Poza tym nadal nie wiedzieli, czy z Deanem było wszystko w porządku, ani czy zdołał bezpiecznie uciec. Posiadając taką ilość gotówki, Rio z pewnością mógłby jak najlepiej zaopiekować się bratem. Być może nie musiałby nawet korzystać z pomocy szpitala tylko wynająć prywatnych lekarzy do opieki nad nim.
- W dupie mam te pieniądze. Wbrew temu co o mnie myślisz, nie jestem złodziejem i nie zamierzam nim zostać. Co do Deana… I tak nie było sensu z nim dyskutować, ale w końcu zrozumie.
Skłamałby, gdyby powiedział że słowa Rio nie zrobiły na nim wrażenia. Było mu wstyd, że tak cholernie źle go ocenił.
- Ale przecież to oni was oszukali. Straciliście masę czasu, swoją renomę, że o konsekwencjach tak poważnych jak utrata zdrowia twojego brata, nie wspomnę. Nie uważasz że po prostu należy się wam zadośćuczynienie?
- To brudna kasa. Nie chcę jej. Sami zawaliliśmy. Mogliśmy lepiej sprawdzić klienta. - Mówił spokojnym, strapionym głosem, od niechcenia układając teczki z powrotem na półkach. - Opinią się nie martwię, postaramy się żeby cała sprawa wyszła na jaw, w końcu ludzie nie są ślepi, wiedzą co to za typ.
Neth przyglądał się mężczyźnie z czymś na kształt podziwu. Wyglądał wyjątkowo ekstremalnie. Ubrany w czarny, dopasowany garnitur, spod którego przez porwaną koszulę widać było idealnie wyrzeźbione mięśnie. Cholerny drań, skoro już musiał się rozbierać, mógł przynajmniej urwać rękaw, a nie eksponować się w sposób, przez który myśli maga mknęły w rejony, w których ewidentnie nie powinny się znajdować, zwłaszcza w takiej sytuacji.
Od dalszego wpatrywania się uchroniła go powracająca, świetlista postać Lilith.
- To czego tak usilnie szukacie, znajduje się w schowku pod podłogą, w jednej z sypialni na górze – powiedziała od razu. - Normalnie z obciążeniem w jego osobie – wskazała na Rio, rzucając mu nieprzychylne spojrzenie – nie mielibyście żadnych szans. Macie jednak trochę szczęścia, ponieważ przez to całe zamieszanie z alarmem wasz kumpel zdołał uciec, a ochrona została odwołana do jego odnalezienia. Siedzą teraz pod oknem jak stado kretynów i oglądają liny.
Puls maga przyspieszył. A więc wciąż była nadzieja że uda im się uratować sytuację.
- Która sypialnia? – zapytał szybko Rio.
- Nie przypominam sobie żebym w którymś momencie udzieliła ci zgody na odzywanie się do mnie, człowieku – odparła z odrazą.
- Neth… – rzucił błagalnie w jego stronę.
- Lilith, sama wiesz że nie jest możliwe żebyśmy sprawdzili każdy pokój. Jeśli nie udzielisz nam wskazówek, jak odnajdziemy właściwy?
- Ten największy. Z podwójnymi drzwiami i rzeźbionymi odrzwiami. Znalazłbyś go, gdybyś był odrobinę bardziej zdeterminowany. Wiesz co mam na myśli – dodała patrząc magowi głęboko w oczy.
- Dziękuję ci. Zniknij na razie.
Nechtan spojrzał na Rio, którego zacięta mina wskazywała gotowość do działania.
- Musimy się spieszyć, Neth. Wiem gdzie jest ten pokój. Należy do Gustawa.

Biegiem mijali kolejne korytarze i przejścia. Nechtan ślepo podążał za Riordanem, który wydawał się nie mieć wątpliwości, w którą stronę powinni się kierować. Gdy wreszcie dotarli na wysokość kuchni, wpadli prosto na jednego z kucharzy, który prawdopodobnie szukał sposobności do zapalenia. Mężczyzna wydawał się być nie mniej zaskoczony od nich i chyba tylko dlatego nie zdążył jeszcze krzyknąć. Rio nie zastanawiając się długo, obezwładnił go i wciągnął do ich tymczasowej kryjówki, zamykając drzwi spiżarni od środka.
- Zakładaj to – mruknął, ściągając ubrania i fartuch z mężczyzny.
- Co proszę? – zapytał zdezorientowany mag.
- Zakładaj! Ciebie nikt tu nie widział, ani nie zna. Przeprowadzisz mnie przez kuchnię. Gdyby ktoś chciał nas zatrzymać, powiesz że byłeś na przerwie, wpadłeś na mnie i że udało ci się mnie złapać. Nie będą próbowali cię zatrzymać, kiedy powiesz że prowadzisz mnie prosto do Gustawa.
- Nie wiem czy to najlepszy pomysł…
- No już! – przerwał mu ostro.
Nie sprzeczając się dłużej, Neth założył koszulę kucharza na swoją własną, po czym zaczął rozpinać spodnie.
- Możesz się łaskawie odwrócić, czy może specjalnie powinienem robić to trochę wolniej? – warknął, rzucając Rio poirytowane spojrzenie.
- Bardzo śmieszne – odparł zaczerwieniony mężczyzna, odwracając się momentalnie.
Rzeczywiście nie mieli problemów z przejściem przez kuchnię. Nikt ich nie zatrzymał, choć  kilku pracowników przyglądało im się badawczo.
- Okej, pamiętasz plany? Na mapie zaznaczone było dodatkowe wyjście na piętro, gdzieś stąd – szepnął Rio.
- To samo które Dean kazał ci olać, więc nawet na nie nie popatrzyłem?
- Kurwa. Na pewno gdzieś tutaj…
Obaj mężczyźni zaczęli dyskretnie rozglądać się po pomieszczeniu, aż w końcu ktoś postanowił zwrócić na nich uwagę.
- Hej, co wy za jedni?
Zwracał się do nich starszy, niski i tęgi mężczyzna z pokaźnym brzuchem. Kosztował jakiegoś parującego dania, uzbrojony w chochlę i wielką pokrywkę.
- No więc…
- Mówże głośniej dzieciaku!
Kucharz wytarł ręce w fartuch i zbliżył się do Nechtana, prowadzącego Rio. Wytrzeszczył oczy, kiedy spostrzegł, że drugi mężczyzna ma porwane ubranie i związane ręce.
Co to znaczy…?
- Spokojnie, już wszystko w porządku! Jestem tu nowy. Powiem szczerze - Neth wzbijał się na wyżyny swoich umiejętności aktorskich - poszedłem palić. Wiem że nie powinienem w czasie pracy – dodał podnosząc ręce w obronnym geście. - Przepraszam! Ale kiedy wszedłem do spiżarni, ten gość tam był i majstrował coś przy skrzynkach. Pomyślałem że należy mu się nauczka od szefa. Zresztą cholera wie kto to taki i po co tu przyszedł… – Mag silił się na konspiracyjny ton, gestem wskazując kucharzowi na górę.
- O ty w mordę, dzieciaku! – wykrzyknął.
Facet wyglądał na podnieconego tak poważną sprawą. Raz po raz rzucał mściwe spojrzenia w kierunku Rio, a jego sumiaste wąsy nastroszyły się, gdy nachylił się w stronę maga i przemówił ściszonym głosem.
– Słyszałem że szef wzmocnił ochronę bo spodziewał się napadu. Jakąś godzinę temu wszystkie alarmy biły jak oszalałe, a szczur którego wykryły zwiał! Ochroniarze biegają teraz po dachach i srają w gacie, bo nic nie mają. Jeśli to on – dodał wskazując na Riordana - to awans masz w kieszeni! Szef hojnie cię wynagrodzi, ceni sobie młodych, zdolnych i lojalnych ludzi.
- Dlatego chciałem osobiście…
- Wiem, wiem, ale młody, gdzie ty się pchasz? Przez główną salę? – poklepał się po głowie. - Wywołasz zamieszanie albo inni przejmą parszywca i szef nawet się nie dowie, że miałeś z tym coś wspólnego. Idź naszą klatką schodową.
- Dziękuję, ale jak mówiłem jestem nowy i nie do końca wiem…
- Rany, dzieciaku, tutaj – wskazał palcem właściwy kierunek – obok składziku. Na pewno pokazywali ci pierwszego dnia!
- Och, tak! Dureń ze mnie. Bardzo panu dzię…
- Podziękujesz później, a teraz zmywaj się zanim ktoś zauważy i odbierze nam, kucharzom honory. Niech szef wie, że i kucharz potrafi! – Mrugnął ucieszony do Nechtana i popchnął go w stronę wyjścia na zaplecze.
Neth nie mogąc się nadziwić ile mieli szczęścia, pokazowo popchnął Riordana do przodu i ruszył z nim we wskazanym kierunku. Dopiero  za rogiem, obaj odetchnęli z ulgą.
- Ja pierniczę, nie wierzę w to co widziałem – parsknął Rio. – Ten facet pewnie sam liczy na medal za złapanie mnie!
- Więc pospieszmy się żeby czasem nie miał ku temu okazji – odparł uśmiechając się mag.
Klatka schodowa dla obsługi, pomimo że dość obskurna, okazała się być doskonałym rozwiązaniem, ponieważ nie kręcił się tutaj nikt ważny. Szybko udało im się dobiec do celu. Neth nawet nie zdołał specjalnie przyjrzeć się głównemu korytarzowi, a Rio przy pomocy wytrychów które miał ukryte w podeszwach otworzył im drzwi.
Ogromny pokój robił wrażenie. Nechtan nigdy nie nazwałby go sypialnią, pomimo że faktycznie - w środku znajdowało się też łóżko. Ściany ozdobione wzorzystą sztukaterią, pełne były obrazów w bogatych, złotych ramach, a wypolerowana drewniana podłoga lśniła mahoniowym blaskiem. W centralnej części pomieszczenia na wysokości okna stało biurko, przed którym ustawiono dwa krzesła. Za nim, pomimo zasuniętych, długich do samej ziemi kotar, dało się dostrzec przysadzisty fotel właściciela. Po prawej stronie stało duże łóżko z baldachimem i mnóstwem poduszek, ułożonych idealnie równo na powierzchni ciemnej, haftowanej narzuty. Po lewej natomiast znajdowały się dwie sofy i długi stół.
Podczas gdy on rozglądał się i podziwiał przepych tego wnętrza, Riordan bez oporów zrywał ozdobny dywan, leżący pod regałem z książkami.
- Pomóż mi, skurwiel przybił go gwoździami, to na pewno tutaj – warknął mężczyzna.
Neth nie zdążył ruszyć się z miejsca, kiedy ktoś uderzył go w tył głowy i silnym ramieniem powalił na ziemię. Następne zdarzenia wydawały się trwać ułamki sekund. Kątem oka dostrzegł jak inny mężczyzna rzucał nożem w kierunku Riordana. Rio oberwał i osunął się pod ścianę, trzymając się za krwawiący bok. Tamten rzucił się w jego kierunku.
- Nie! – Neth szarpał się i krzyczał.
Panika jaka go ogarnęła, była jedną z najgorszych jakich doświadczył. Czuł jakby dławił się własnym sercem. Było mu potwornie niedobrze, a w głowie poza jedyną myślą, by za wszelką cenę ochronić Rio, miał kompletną pustkę. Nie pozwoli im skrzywdzić tego mężczyzny!
Nie był w stanie kontrolować przepływu swojej many. Od dawna nie używał potężnych czarów, a panika nie pozwalała mu skoncentrować się we właściwy sposób. Czuł jak jego ciałem wstrząsają dreszcze, jak kręgosłup wygina się w łuk, a źrenice znikają wewnątrz czaszki. Mężczyzna który go trzymał, odskoczył na bok krzycząc z bólu.
- Co to kurwa ma być?!
Mag słyszał krzyki, ale docierały do niego jakby z oddali.
- Neth! Neth! Słyszysz mnie?! Zatrzymaj to! Pokój płonie!
Na tyle na ile zdołał rozpoznać rzeczywistość, dostrzegł, że jego ciało spowijały zielonkawe płomienie, których ogniki przypominały sięgające we wszystkich kierunkach dłonie. Nieposkromiona energia zdawała się być całkowicie niestabilna. Nechtan nie chciał nikogo skrzywdzić, nawet ludzie Gustawa nie zasługiwali na spłonięcie żywcem.
- Neth, opanuj się! – kolejny krzyk.
Osłabiony głos Riordana, przebijał się do jego świadomości, lecz nie był w stanie nad nią zapanować. Przytłoczyło go tak głębokie przerażenie, że zerwanie więzi z uwolnioną maną wydawało się być praktycznie niemożliwe. Nie poddawał się. Walczył ze sobą, aż wreszcie zdołał rozejrzeć się wokoło siebie. Podłoga przy nim płonęła. Poparzony mężczyzna, który go wcześniej zaatakował, kwilił i kulił się w kącie pokoju, a jego przerażony wspólnik zamarł bez ruchu. Ten widok pozwolił magowi oprzytomnieć na dobre. Za nic w świecie nie chciał stać się takim samym człowiekiem, jak Melvin. Skoncentrował się tylko na jednej rzeczy. Żeby bezpiecznie wyprowadzić stąd Rio. Dobiegł do niego, a drugi napastnik korzystając z okazji, zerwał się do ucieczki.
Rana Riordana wyglądała paskudnie. Ostrze wbiło się w bok mężczyzny, aż po samą rękojeść, a dodatkowo w czasie szamotaniny, nożownik szarpnął za nie, poszerzając i otwierając ranę. Riordan był blady i bardzo krwawił.
- Riordan… Rio, słyszysz mnie?! – Nechtan ujął w dłonie chłodną twarz mężczyzny. – Nie pozwalam ci umierać, rozumiesz?!
- Dokument…
Rio wskazał na wnękę pod odsuniętą deską podłogi.
Neth przeklął, chwycił teczkę i nie zważając na konsekwencje, otworzył portal, teleportując ich prosto do domu.

4 komentarze:

  1. Hej,
    kochana to ponownie ja ;) przepraszam, że tak zamilkałam ale życie i po prostu brak czadu ba czytanie, choć coś tam zaglądałam na bloga... jak wszystko mi się ustabilizuje to od razu pojawią się moje komentarze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję <3 Trzymam kciuki w takim razie, żeby wszystko się poukładało ;)

      Usuń
  2. Hejka,
    wspaniały rozdział, już coraz lepiej panuje nad swoją mocą, ale zastanawiam się skąd Gustaw tsk dokładnie wiedział o napadzie... i jak widać Rio będąc w sejfie pełnym kosztowności nie myśli o nich...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    fantastycznie, już coraz lepiej panuje nad swoją moca, zastanawiam sie skąd Gustaw wiedział tak dokładnie o napadzie... i jak widać Rio bedac w sejfie pełnym kosztowności nie myśli jednak o nich...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

Ćpun, diler i psychopata - SAIA - cz. 1

 Pierwszy fragment nowego powiadania :) Koniecznie dajcie znać, jakie macie wrażenia po przeczytaniu! ;)   -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-...