Ćpun, diler i psychopata - cz.2

Cześć! Jeśli ktoś czekał, no to jest :) Bardzo przepraszam za wszystkie błędy które na pewno się pojawią. Naprawdę staram się z nimi walczyć, ale bronią się całkiem skutecznie. Mimo wszystko mam nadzieję, że da się to czytać ;) Miłej niedzieli!

Całą noc nie zmrużył oka. Nie był w stanie przestać myśleć o delikatnym dotyku wilgotnych ust Sai. Leżał w łóżku, wpatrując się w sufit. Powoli badał powierzchnię własnych warg opuszkami rozedrganych palców.
Zmusił go.
To oczywiste.
Wziął z zaskoczenia!
Każdy na jego miejscu, tak by zareagował!
A jak Jake zareagował? Właściwie to wcale... To znaczy - jego ciało owszem zareagowało i to jak! Do tej pory czuł płonące policzki na myśl o swoim pulsującym kroku. Dobrze że miał na sobie swoją niezawodną długą i luźną bluzę, a pod nią ciasne spodnie, bo chyba tylko dzięki tym atrybutom istniał cień nadziei że Saia nie zorientował się do jakiego stanu go doprowadził.
Ale czego się było spodziewać do cholery! Niby co miał wtedy zrobić?! Nawet teraz po całym tym czasie, nie był w stanie wymyślić reakcji jaka byłaby wówczas stosowna. Skutkiem ubocznym rozkładania tamtego momentu na czynniki pierwsze, było permanentne skupianie się na zapamiętanych odczuciach i ciągłe odtwarzanie ich w pamięci. A te okazywały się być zdradliwsze niż wszystko inne. Zwyczajnie nieobliczalne! Jakim cudem reagował w taki sposób? Dlaczego twardniał na samo wspomnienie? Skąd ta gęsia skórka i dreszcze?! Przecież Saia był facetem, więc niby jak?! Wychowywał się obok Tobiasa, chyba zauważyłby gdyby i jemu podobali się mężczyźni, prawda? Co ten gość miał w sobie, że nawet się nie znali, a Jake poświęcił rozmyślaniu o nim, każdą z tych siedmiu godzin snu jakie mu pozostały.
Myślał o jego ładnym uśmiechu, pooranych bliznami uszach, błękitnych oczach, ostro wykrojonych ustach, a przede wszystkim o nadpobudliwym, bezczelnym języku. Kurwa, przecież nie będzie sobie walił do faceta! Wyciągnął dłoń ze spodni, zastanawiając się w którym momencie tam zawędrowała. Wtulił twarz w poduszkę śmiejąc się do siebie. To było coś! Coś kompletnie szalonego i podniecającego. Nigdy wcześniej nie czuł się w taki sposób. Jak na jakiejś karuzeli. W głowie mu szumiało. Już wiedział że prędko tego nie zapomni. Wcale nie chciał zapominać! Dopiero po dłuższej chwili entuzjazm ustąpił miejsca nieprzyjemnej niepewności. Czy to możliwe żeby chłopak faktycznie sypiał z byle kim? Że ktoś kto tylko umiał się odpowiednio zakręcić, mógł z nim być? Czy i on by mógł…? Saia powiedział że mu się podobał. To właśnie miał na myśli, mówiąc mu że wyglądał świetnie? No i przecież to on go pocałował! Przyssał się do niego! To chyba coś znaczyło, prawda? Czyżby go polubił? Jasne, zdarzało im się czasem pogadać. Zwykle o mało istotnych sprawach… Saia zawsze był w porządku. Zresztą, o czym on w ogóle myślał! Nigdy więcej tam nie pójdzie! Jego stopa już nigdy więcej nie postanie w Między Wierszami! Teraz tym bardziej zrobi wszystko, żeby trafić do serca Jess. To na niej mu zależało, czyż nie? Cholera! Jessica podobała mu się odkąd skończył siedem lat, więc dlaczego nagle kompletnie przestała go interesować?!
Uznając, że za ten osobliwy stan rzeczy odpowiadają hormony, Jake podjął silne postanowienie całkowitego poświęcenia się w dążeniu do zdobycia względów Jess. Zrobi to, choćby to była ostatnia rzecz jaką w ogóle zrobi! Bez przesady, ludzie nie zmieniają orientacji po jednym głupim pocałunku! Jednym, totalnie doskonałym, cudownym pocałunku... O rany...

W szkole snuł się po korytarzach jak smród po gaciach. Po nieprzespanej nocy, zimnym prysznicu i mocnej jak siekiera kawie, doznał olśnienia - kiedy twój najlepszy przyjaciel gej ostrzega cię przed innym facetem, powinieneś go posłuchać. Tak, teraz to wiedział. Szkoda że wcześniej nikt mu tego nie uświadomił. Najchętniej przed tym jak totalnie wpadł. Po uszy.
- Co się z tobą dzieje? - Zapytał poirytowany Tobias, gdy wpadł na niego po raz trzeci, skręcając nie w tę stronę w którą powinien. 
- Nic takiego – odparł cicho, unikając spojrzenia przyjaciela. 
Po raz pierwszy w życiu żałował że Tobias znał go lepiej, niż on sam znał siebie, a jego nastroje wyczuwał w promieniu co najmniej kilometra. 
- Właśnie widzę. Wczoraj wydawałeś się być dobity jak śledź pod namiotem, a dzisiaj bujasz w obłokach – zauważył. – Byłem absolutnie pewny, że nie ominie mnie postawienie ci burgera na poprawę humoru. Dupku, rujnujesz moje plany na nasze wspólne popołudnie! Gadaj co jest na rzeczy!
Jake parsknął śmiechem.
- W sumie to chyba faktycznie możesz mi poprawić humor - stwierdził po zastanowieniu. - Wybierzmy się dzisiaj do kina, co? Zaprosimy Jessicę na ten najnowszy horror, posiedzimy, odprężymy się i w ogóle, hm?
- Moje plany nie obejmowały Jess… – mruknął średnio ucieszony Tobias. - Znowu będziesz zgrywał bohatera? Jake, ty sam się cykasz na wszystkich horrorach, nawet na tych najbardziej kiczowatych z gumowymi potworami. Nie wiem czy to najlepszy pomysł.
- Więc to Jess będzie miała okazję pocieszać mnie – nie dał się zbić z tropu. - No bądźże człowiekiem – jęknął. – Ona zwyczajnie jeszcze sobie nie uświadomiła że woli mnie!
- Czyli mam ci dopomóc w przekonaniu jej że jesteś lepszy ode mnie? – Podsumował trafnie.
- Zgadza się! – Przyznał ochoczo Jake. – Cieszę się że się rozumiemy – dodał klepiąc przyjaciela po ramieniu.
Tobias pokręcił głową, a Jake już wiedział że jego przyjaciel został złamany. Trzy… dwa…
- Niech ci będzie, mogę iść, ale twojego biletu nie stawiam.
…jeden! Hurra!
- Tobias! Miej litość, wiesz, że nie mam forsy!
- Zostań moim facetem, to będę ci stawiał – wzruszył ramionami.
- Bo uwierzę, że byś chciał.
Tobi parsknął, przewracając oczami.
- Jak słowo daję, nie ma z ciebie żadnego pożytku.

Popołudniem, szykując się do wyjścia biegał po domu w poszukiwaniu wszystkich elementów ubioru jakie udało mu się porozrzucać, kiedy robił babci pokaz mody i dopytywał o porady. Był już trochę spóźniony, dobrze że wybierali się samochodem.
- Wszystko ci przygotowałem – powtórzył kolejny raz. - Pod stołem na półce masz smar w strzykawce. Nie powinno się nic stać, ale w razie czego daj kilka kropel na śruby, gdyby się znowu zakleszczyło. Rozpuszczalnik jest na komodzie…
- Jake! Idź już. Świetnie sobie poradzę.
- Wiem, ale w razie czego od razu dzwoń. Zostanę na noc u Tobiasa, więc będę dopiero po sobotniej zmianie. W lodówce jest jedzenie gotowe do odgrzania, w zamrażalniku jest pizza, a karma Flory podzielona na porcje leży na blacie koło lodówki.
- Będę trzymać kciuki żebyś zaliczył.
- Babciu!
- Nie rób takiej miny, zakładam że nie szykowałbyś się pół dnia, gdyby chodziło tylko o Tobiasa?
Jake chwycił swoją torbę, wrzucił do niej portfel, telefon, ładowarkę i klucze. Ciuchy na zmianę, szczoteczkę do zębów, a nawet bieliznę miał już na stałe u Tobiego.
- Nic ci nie powiem! Na razie! – Krzyknął w drzwiach.
- Baw się dobrze! – Zawołała za nim Sofia.
Popędził na umówione miejsce z którego Tobias miał go zgarnąć jakieś piętnaście minut temu. Co ciekawe chłopaka nie było. Jake czekał dosłownie minutę by usłyszeć dobrze znany pomruk najlepszego silnika na świecie. Uśmiechnął się do siebie na myśl, że przynajmniej nie wyda się, że on też przyszedł spóźniony.
- I jak wyglądam? – Zapytał jak tylko znalazł się w środku.
- Jak zwykle?
- Obłędnie? – Wyszczerzył się do przyjaciela.
- Dokładnie to miałem na myśli – wykpił go Tobi. - Jess pisała że będzie już na miejscu, bo wcześniej robiła zakupy z siostrą. Także odpada nam jazda z nią. Przynajmniej w jedną stronę – oznajmił radośnie, co najmniej jakby chwalił się wygraną na loterii.
Jake parsknął cicho.
- Mógłbyś przynajmniej udawać, że spędzanie czasu w jej towarzystwie ci pasuje. Tak na serio to przecież wiesz że ona cię lubi, co nie? – Dopytał poważniej.
Powoli zanosiło się na deszcz i odrobinę żałował że nie ubrał się cieplej. Szybko mijali ponure ulice dzielnicy w której mieszkał, a im bliżej centrum byli, tym mocniej ciemne chmury wyróżniały się na tle kolorowych banerów i reklam.
Tobias wzruszył ramionami.
- To nie moja wina. Gdyby zadała sobie minimum trudu poznawczego, sama by to odkryła.
- Jesteś niesprawiedliwy. Ty jak wyrywasz faceta to najpierw przeprowadzasz wywiad środowiskowy, czy gość czasem nie jest hetero? – Zakpił.
- Tyle tylko, że ja zwykle wyrywam swoich facetów w klubie dla gejów.
- A widzisz? Czyli z góry zakładasz, że wszyscy są gejami! – Wytknął mu. - Na pewno trafiłby się też jakiś hetero, i co wtedy?
- Nawet jeśli, to dałby mi w gębę gdybym chciał go zmacać. Myślę że szybko dowiedziałbym się że nie jestem w jego typie.
- Serio robisz takie numery? – Zachichotał. - Powinienem zacząć się ciebie obawiać? – Podpuścił przyjaciela.
Tobias czasami opowiadał o swoich miłosnych podbojach, ale Jake dzielił jego historie przez cztery. Nie bardzo mógł uwierzyć żeby jego Tobi faktycznie był w stanie przespać się z jakimś gościem w klubie, albo w ogóle - żeby chociaż zagadał do kogokolwiek z własnej inicjatywy. Pewne rzeczy się po prostu nie zmieniały, tak? No ale jeśli jego przyjaciel czuł się lepiej z łatką kogoś odrobinę bardziej odważnego, to mógł to zaakceptować.
- Ty nie jesteś w moim typie – odburknął.
- Ej, nie bocz się. – Jake szturchnął go lekko w ramię. – Hej! – Szepnął mu do ucha, łapiąc przy tym za udo.
- Prowadzę do cholery, uspokój się!
Jake posłał mu pełne zdumienia spojrzenie. Skąd taka nagła zmiana nastroju? Przecież chyba nie zrobił niczego złego? Tobias chyba faktycznie nie przepadał za Jessicą.

Seans rozpoczął się (zgodnie z przewidywaniami) istne lata świetlne po czasie. Najpierw musieli zobaczyć z tysiąc durnych reklam banków, napojów i karmy dla psów, no ale przynajmniej miał okazję porozmawiać z Jess. Posadzili ją na środku, jako że dziewczyna chciała siedzieć obok Tobiasa, a Jake chciał siedzieć obok niej. Niestety nie wystarczyło miejsca na „Jake chce siedzieć obok Tobiasa”, ale obiecał sobie odbić tę stratę później, w domu.
- Dzięki za zaproszenie – szepnęła dziewczyna. – Wiedziałam że dobrze robię mówiąc ci sam wiesz o czym. - Jessica złapała go za dłoń i krótko ją uścisnęła.
Tymczasem on poczuł się jak ostatni zdrajca. Ukłucie wyrzutów sumienia bezlitośnie zacisnęło mu się na krtani. Nie był dobrym przyjacielem. Był dupkiem, który starał się odwrócić własną uwagę od kogoś zupełnie innego, a dziewczyna miała mu to ułatwić. Ona była szczęśliwa, myśląc że zaangażował się w konstruktywną pomoc, a on wręcz odwrotnie – wolałby żeby trzymała się z dala od Tobiego. Nie szło nawet o zazdrość o jej względy, tylko o jakąś dziwnie pogmatwaną zaborczość względem przyjaciela.
- Pewnie, nie ma sprawy – rzucił zawstydzony sobą.
Resztę seansu przemilczał. Po pierwsze dlatego że wcale nie miał ochoty zagadywać do koleżanki, która w magiczny sposób naprawdę kompletnie przestała go interesować. Zupełnie jakby ktoś przełączył mu jakiś odpowiedzialny za postrzeganie atrakcyjności prztyczek w głowie. Ten ktoś zburzył jego wizję tego, jak według utartych standardów powinno wyglądać jego życie i zastąpił ją bardzo wyraźnym obrazem tego czego Jake tak naprawdę chciał. Chyba. Wcale nie był pewien czego chciał, za to świetnie rozumiał co go pociągało i czego chciał próbować więcej i więcej.
W końcu to że obsesyjnie myślał o Sai, niekoniecznie musiało oznaczać, że był gejem prawda? Nigdy nie zwracał uwagi na facetów. W każdym razie, nie tak jak Tobias. To chyba normalne że widział że jakiś gość miał fajnie wyrzeźbioną klatę albo tyłek, ale przecież nie kręciło go to ani trochę. Co innego laski. Hmm… Z drugiej strony, czy dziewczyny faktycznie go kręciły? Zwykle brak zainteresowania tłumaczył wieczystym oddaniem dla Jess; ale oto Jessica siedziała tuż obok niego. Była ładnie ubrana, czuł jej perfumy, jej kolano przy swoim kolanie, łokieć przy łokciu, czasem na niego spoglądała - a on nie czuł zupełnie nic. Nic poza zwykłą sympatią. No i może trochę żalem spowodowanym świadomością, że nie był w stanie sprostać je oczekiwaniom względem poderwania dla niej Tobiasa.
Wyciągnął telefon i przygasił ekran, żeby nie było widać tego co robi. Wszedł na stronę internetową kawiarni Między Wierszami. Wiedział, że było tam kilka zdjęć Sai, chociaż wszystkie przedstawiały go przy pracy albo w tle za barem. Jake przesunął palcem po ekranie żeby przybliżyć jedno z nich. Saia był naprawdę przystojny. W taki nieoczywisty sposób. Był pociągający, a jednocześnie miał bardzo delikatną urodę. Piękny – to słowo chyba najlepiej go określało. W pewien sposób, patrząc na niego odczuwało się niedosyt męskości. Tobias, chociaż młodszy, na pewno miał szersze ramiona. Ale to przecież nic złego. Jake przypatrzył się jego subtelnie zarysowanej sylwetce. Chłopak był bardzo szczupły, ale mięśnie i tak odznaczały się pod jego skórą. Ciekawe jakie byłyby w dotyku…
„Oglądasz w ogóle?” – Na ekranie pojawiła się wiadomość od Tobiasa. W samą porę, żeby ostudzić potencjał w jego spodniach.
„Odstresowuję się, żeby nie piszczeć jak baba” – wyskrobał pospiesznie, po czym schował urządzenie do kieszeni.
Kiedy już zaczął oglądać, kilka razy faktycznie podskoczył, a raz w przypływie paniki wlazł Jessice pod pachę. Skończyło się to tak, że dziewczyna roześmiała się na pół sali, rujnując poważną atmosferę horroru, a Jake oberwał popcornem od Tobiego. Nie jego wina, że nawiedzone domy były straszne…

Jak na cały misterny plan, wieczór obył się bez fajerwerków. Odsiedzieli swoje, uznali że na kawę było już za późno (dzięki niech będą niebiosom za to szczęście, bo Jess proponowała kawiarnię Sai!), porozmawiali w drodze na parking, a potem odwieźli dziewczynę pod same drzwi domu, za co obaj zostali obdarowani buziakami w policzek. Później zgodnie z planem zatoczyli się na podjazd Tobiasa, chociaż nie wiedzieć czemu, chłopak ze dwa razy proponował mu, że odstawi go do mieszkania. Jake miał ochotę odpowiedzieć mu złośliwie żeby tak właśnie zrobił, skoro jego towarzystwo było aż tak kłopotliwe, ale w porę oprzytomniał że pewnie zabrzmiałby nieco zbyt dramatycznie.
Dom rodzinny Tobiego nadal wyglądał na prawie nowy. Państwo Leeran dbali o bieżące naprawy, a Gwen od zawsze starannie pielęgnowała ogródek. Niedawno odświeżyli elewację na przyjemny mleczny kolor który nie miał prawa objąć prawej ściany domu, w całości porośniętej bluszczem. Spod zielonych listków od zawsze przebijały rude cegły. Widok ten budził w Jake’u sentyment.
Tobias rozpiął pasy i już miał wysiadać, gdy Jake złapał go za ramię. To był impuls. Dosłownie cień myśli, którą właściwie planował przegnać, ale kiedy przyjaciel spojrzał na niego pytającym wzrokiem, zdecydował się wprowadzić ów myśl w życie. Raz kozie śmierć.
- Możemy tu chwilę posiedzieć?
Chłopak posłał mu zaniepokojone spojrzenie, ale posłusznie oparł się na fotelu. Wyglądał jakby przeczuwał, że na coś się zanosi.
- Powiesz mi wreszcie…?
- Tak. – Jake spuścił wzrok. – Całowałem się z Saią.
- Co takiego?! – Tobias chwycił go za podbródek. Jego mina wyrażała takie przerażenie, jakby wszystkie jego najgorsze obawy właśnie się sprawdziły. – Ostrzegałem cię Jake! Mówiłem ci żebyś trzymał się od niego z daleka! Co on ci zrobił?! Kurwa! Zapierdolę gnojka… Nie wierzę że się ośmielił… Co za…
W tamtym momencie chłopak wyglądał jakby zamierzał odpalić silnik i udać się prosto do Sai na spuszczenie mu zapowiedzianego wpierdolu. Zaalarmowany jego stanem Jake, czym prędzej złapał go za ramiona.
- Uspokój się! On nic mi nie zrobił! Ja sam chciałem!
Tobias zamarł w momencie i wytrzeszczył na niego oczy. Dolna warga zaczęła mu lekko drgać, jak w dzieciństwie kiedy był na chwilę przed płaczem.
- To znaczy, niezupełnie chciałem – wyjaśniał pospiesznie. - To on mnie pocałował, ale ja nie odmówiłem. Cholera, podobało mi się, rozumiesz? On mnie pocałował, a mnie się podobało.
- Przecież… ty nie jesteś… - wyjąkał chłopak.
- Wiem, że nie!
- Nigdy nie…
- Wiem! Znaczy nie wiem! O to właśnie chodzi… - przyznał ze spuszczoną głową. - Przez niego nic już nie wiem. Wiem tylko tyle że ciągle o nim myślę. O nim i tamtym pocałunku...
- Nie... Błagam cię, nie mów mi że zakochałeś się w Sai… - jęknął ze zgrozą chłopak.
Jake posłał mu zbolałe spojrzenie. Nie musiał mówić na głos. Tobias już wiedział. A teraz wiedział i on. Nagle wszystko zaczęło być przejrzyście oczywiste. Wszystkie uśmiechy Sai, jego przyjemny ton głosu, gładkie dłonie podające mu kawę. On mu się po prostu podobał. Cholernie.
Jego przyjaciel przetarł twarz i przez chwilę ukrył ją w dygoczących dłoniach. Jake rozumiał że najnowsze rewelacje dotyczące jego osoby mogły być dla niego szokujące, ale chyba jednak odrobinę przesadzał. Tobias wyglądał jakby co najmniej świat się zawalił. Przecież Saia nie był niebezpiecznym psychopatą, prawda? Jedyne zło jakie groziło mu z jego strony to ewentualna odmowa.
- Chodź. – Tobias odezwał się wreszcie. - Pogadamy w środku. Może do tego czasu ci się znudzi i powiesz mi że to tylko podłe żarty – dodał z nadzieją.
Cichaczem przesmyknęli się koło salonu, żeby nie załatwić sobie godzinnej, rodzinnej pogawędki przed telewizorem i wdrapali się na górę po dość stromych drewnianych schodach.
Pokój Tobiasa znajdował się na samym końcu korytarza na poddaszu, a od czasów ich dzieciństwa, zmieniło się w nim tylko kilka dodatków. W kącie koło drzwi nadal stał ten sam, teraz już mocno przeciętnej jakości telewizor, naprzeciwko biurko z komputerem, pod ścianą po prawej dwie duże komody i łóżko z wysuwanym materacem po lewej. Na wypadek, gdyby Jake chciał zostać, w skrzyni pod nim zawsze leżała zapasowa pościel. Teraz nie było już plakatów z postaciami z komiksów, a ściany przyzdabiały powiększone zdjęcia półnagich modeli. Pod oknem dachowym stała jeszcze stara gitara, na której Tobias uczył go grać. Jake czuł się tutaj jak u siebie, chyba nawet bardziej niż w swoim własnym domu.
Usiedli pod ścianą przy łóżku, jak zawsze bywało kiedy mieli do obgadania coś większego. Jake oparł głowę na ramieniu przyjaciela. Miał wyrzuty sumienia że obciążył go swoim problemem. To dziwne, bo przecież zawsze mówili sobie o wszystkim, a jednak tym razem Tobias zdawał się zapatrywać na całą sprawę inaczej. Jake czuł się winny, zupełnie jakby zrobił coś złego.
- Wiem co mi mówiłeś. Nie jestem idiotą, domyślam się że nic z tego nie będzie, ale pomijając moje zainteresowanie Saią – raczej obsesję na jego punkcie, ale tego mówić nie zamierzał - ta sytuacja nieco poszerzyła mój horyzont… - zaczął odwracać kota ogonem.
- Jake, ty nie jesteś gejem! – Warknął chłopak.
- A co jeśli tak? – Upierał się.
- Kurwa! – Tobias znowu ukrył twarz.
I znowuż zdał się być bardziej zdruzgotany nowym odkryciem przyjaciela, niż sam zainteresowany. Jego skołowanie nawet nieco intensywniej przykuło uwagę Jake’a, bo nie bardzo umiał sprecyzować, co tak naprawdę mu w nim nie pasowało. Nie poruszył kwestii owego spostrzeżenia na głos, ale niemożność dookreślenia nastroju przyjaciela działała na niego niepokojąco.
- Dobra… to może tak – zaczął Tobi po dłuższej chwili. - Mamy piątek. Idziemy do Ivy – zakomunikował.
- Co? Po co? Poza tym, dopiero weszliśmy… - Tobias nie zważając na jego wątpliwości, wstał i od razu zaczął się przebierać. – Hej! – Zirytował się Jake. - Pamiętasz, że jutro mam pracę?
- Skoro postanowiłeś zostać gejem, to nie znam lepszego miejsca, żebyś sobie mógł tę teorię potwierdzić, czy miejmy nadzieję – obalić. Idziemy, zbieraj się.
- Nie chcę! – Prychnął obrażony.
- No to co chcesz?! – Tobi zatrzymał się z na wpół założonym podkoszulkiem - Wolisz zostać i grać na konsoli? Serio nie będziesz myślał o tym że Jessica nagle przestała cię kręcić? Będziesz udawał, że nic się  nie zmieniło? Zresztą wisisz mi coś za tę kawiarnię!
- To jest ten twój okup? – Zakpił.
Nie wiedzieć czemu, Jake odnotował w pamięci, że jego przyjaciel miał naprawdę apetycznie wyglądające ciało. Poczuł nutkę zazdrości. Przy Tobiasie prezentował się jak nieopierzony kurczak.
- A dlaczego nie? – Zapytał spokojniej, kończąc przebieranie się. - Normalnie nigdy byś nie poszedł. Trochę ciężko dzielić życie na ulubiony klub i ulubionego kumpla. Wolałbym to pogodzić i czasem wyjść razem.
- Ulubionego, chyba jedynego!
No więc się zgodził. Nadal nie był przekonany, czy gejowski klub był najlepszym miejscem do sprawdzania swoich nowych zainteresowań, ale przynajmniej będzie miał szansę zrobić rozeznanie w tym co tak naprawdę mu się podobało, a co nie. Poza tym, skoro przy okazji miał szansę odkryć kolejne oblicze przyjaciela, to może faktycznie warto się było przemęczyć.
- A ja mam iść tak? – Wskazał na swój szkolny ubiór.
Flanelowa koszula w kratę na czarnym podkoszulku nie wyglądała powalająco. Jakim cudem dał się w to wrobić? To zwyczajnie nie był dobry pomysł…
- Pożyczyć ci coś? – Tobias zaczął przeglądać wieszaki, jakby rzeczywiście spodziewał się znaleźć cokolwiek pasującego.
- A masz coś co podkreśliłoby moje zewnętrzne piękno?
- Chwilowo wystarczy ci wewnętrzne, mądralo. Chodź, tylko cicho, pamiętaj że rodzice jeszcze nie śpią.
Nim zatrzasnęli za sobą drzwi, dosłyszeli stłumiony jedzeniem głos taty chłopaka.
- Tylko nie pijcie za dużo! – Zachichotał mężczyzna. – Jacob, nocujesz u nas? Mogę cię rano podrzucić do pracy – zaoferował.
- Cholera, zero prywatności… - westchnął jego syn.
- Pewnie że tak! Bardzo dziękuję! – Krzyknął w progu Jake.

Do klubu zajechali taksówką. Nie było sensu pchać się samochodem tyko po to żeby później płacić za sprowadzanie go. Jake był pewien że gdyby nie poziom wtajemniczenia Tobiasa, sam nie trafiłby tutaj za nic w świecie! Lokal nie był nijak oznaczony z zewnątrz, a żeby dostać się do środka trzeba było przejść przez zardzewiałą, metalową bramę, która wyglądała jakby prowadziła do zsypu na śmieci, a nie do publicznego miejsca spotkań nastolatków. Za bramą było zasyfiałe, porośnięte mchem podwórko, i dopiero stamtąd wąskie schody prowadziły na dół, do wnętrza Poison Ivy. Przywitała ich szatnia z której przechodziło się prosto na parkiet, albo w prawo do niewielkiej sali z barem. Tobias pociągnął go w stronę parkietu. Dalej na antresolę, z antresoli do wnęki, a tam znajdował się kolejny bar.
Pomieszczenie powoli zapełniało się, ale nadal dało się tu względnie swobodnie poruszać. Te osoby które już zawitały w progu lokalu, póki co w zdecydowanej większości zajmowały miejsca siedzące. Jake rozglądał się jak typowego świeżaka przystało (dobrze że usta trzymał zamknięte). Wystrój był stosunkowo skromny. Na ścianach widniały kontury nagich, męskich sylwetek, a obiektem który najbardziej przyciągał wzrok, był spory telebim prezentujący męsko-męskie wersje znanych bajek, czy filmów. Były to jedynie zapętlone migawki, ale Jake uśmiechnął się na widok małego syrenka, pochylającego się nad księciem Erikiem.
- Wódkę, czy piwo? – Przerwał mu Tobi – Piwo, nie?
- No raczej. Nie dam się spić i wykorzystać. Pewnie połowa tych gości na dole rzuciłaby się na moją dziewiczą dupę.
- Nie wierzę że się z tobą kumpluję, serio – parsknął chłopak.
- No przecież mnie kochasz! Tobi… - uwiesił mu się na ramieniu. - Kochasz mnie, prawda?
- Spadaj, bo ktoś faktycznie pomyśli że jesteśmy parą.
Tobias strącił jego dłoń. Palcami delikatnie przeczesał swoje idealne włosy, przy okazji posyłając mu swój wystudiowany uśmiech modela.
- Jesteś okrutny!
- A ty durny.
- Lepiej uważaj, ani się nie obejrzysz, a ktoś mnie wyrwie – zakomunikował zuchwale.
Liczył na to, że Tobias jeszcze pofuczy.
- Myślałem że właśnie po to tutaj przyszliśmy?
- No nie! I nie będziesz mnie bronił?! Tobi, jestem dziewicą!
- Tak, a przede wszystkim debilem.
Sprzeczając się, zajęli miejsce przy okrągłym stoiku z dobrym widokiem na parkiet.
- Często tu bywasz? – Jake zagadnął przyjaciela nieco poważniej. – Masz tu znajomych?
- Dość. Niektórych kojarzę. Tutaj poznałem Saię – dodał ciszej. – Miłem wtedy dwanaście lat.
- I wpuścili cię?!
- A ty myślisz że przyszedłem z legitymacją przyklejoną do czoła? – Zakpił. – Bywam średnio raz, dwa razy w miesiącu.
- Czyli to dlatego nie mogę się do ciebie dodzwonić po nocy? I dlatego ostatnio ciągle przepijasz mnie bez cienia kaca na następny dzień? To oszustwo – podkreślił.
- Przecież nie dzwonisz do mnie po nocy – zauważył chłopak.
- Bo nie chcę cię obudzić, ale jak kiedyś dzwoniłem to nie odbierałeś.
- Może spałem?
- Może, ale wtedy uciekła nam Florka. Pół nocy jej szukałem – dodał umęczonym głosem. Na samo wspomnienie nerwów o bezpieczeństwo tej puchatej kulki robiło mu się słabo.
- Jak to uciekła?
- Okazało się że polazła do sąsiada. Ruję miała sucz mała.
- Kotka – poprawił go Tobi.
- Ale suka – podkreślił Jake.

Szybko zamówili po drugim i trzecim piwie, aż w końcu Jake dał się przekonać do co ciekawszych drinków. Tobias kilka razy ruszył tyłek na dancefloor, a on chociaż może i miałby na to ochotę, to z pewnością nie miał odwagi, więc grzał ławę. Czy tam krzesło.
Nie było źle. Podobał mu się klimat tego miejsca i to, że wszyscy byli otwarci i sympatyczni. Nie jak w klubach, w których bywał do tej pory, gdzie można było zarobić w zęby, kiedy przepychając się do kibla szturchnąłeś za mocno jakiegoś pakera. Tobi cieszył się że miał do kogo wracać i gdzie zostawić bluzę, i wyglądało na to że trochę się nim chwalił, bo od czasu do czasu wyłapywał jego gesty wskazujące na swoją osobę.
No dobra, jeszcze kiedyś tu z nim wpadnie. Było fajnie.
Po dwóch, trzech godzinach, kiedy to Tobias zaległ spocony i ciut zmęczony, a ośmielony alkoholem Jake, zaczął wywijać kółeczka przy stole, podszedł do nich jakiś koleś.
- Hej, wolny? – Zagadnął go chłopak.
Jake rzucił zaskoczone spojrzenie Tobiasowi, który tylko prychnął rozbawiony zza swojego drinka.
- Mnie nie musisz pytać o pozwolenie! – Przekrzyczał muzykę. – Rusz się trochę, czemu nie? – Uniósł kciuk do góry, tym samym zachęcając jegomościa by pociągnął Jacoba w stronę parkietu.
- Matthew. A ty? – Przedstawił się chłopak.
- Jake! Będziesz mnie musiał trochę poprowadzić, mam grację słonia i nie umiem tańczyć! – Usprawiedliwił się z góry.
Matthew nie wyglądał na zrażonego. Wręcz przeciwnie, złapał go za biodra i sprawnie nimi zakręcił. Chyba mu to pasowało.
Trochę gibali się w rytm muzyki, ale mimo szczerego zapału, Jake nie czuł klimatu. Matt był całkiem przystojny, ale do Tobiasa sporo mu brakowało. Chociaż to pewnie zależało od gustu? Był po prostu bardziej krępy, mocniej zbudowany. Kojarzył mu się z tymi kolesiami co jeżdżą na deskach po parkach miejskich.
- Pierwszy raz cię tu widzę – odezwał się chłopak.
- Bo jestem tu pierwszy raz – odparł zgodnie z prawdą.
- Mam nadzieję, że nie ostatni!
Uśmiechnął się do niego i założył mu ręce na ramiona. Był trochę za blisko… ale z drugiej strony… to było całkiem miłe doświadczenie. Nie odsunął się. Gdzieś w międzyczasie dostrzegł Tobiego, który wetknął mu w rękę kolorowego drinka i mrugnął zachęcająco. Dupek. Ale przynajmniej miał na niego oko.
- Brat o ciebie dba?
- Kumpel. Spedala mnie właśnie – zaśmiał się. – Na moją prośbę – dodał.
- Jeśli szukasz bardziej profesjonalnej pomocy, to służę – wymruczał mu zachęcająco do ucha. Chyba nie spodobało mu się określenie jakiego Jake użył. Nie zrezygnował z prób podrywu, ale ewidentnie się skrzywił.
Jake pomyślał że musiał nieco bardziej uważać na to co mówił do innych ludzi. Nie każdy znał go tak dobrze jak Tobias, i nie każdy wiedział że gadał różne bzdury, ale do homofoba było mu bardzo daleko. Tym bardziej kiedy czuł swoją reakcję na bliskość innego, męskiego ciała ocierającego się o jego własne. Bardzo daleko. Bardzo blisko. Zaraz, o czym on w ogóle myślał? Mimowolnie pomyślał o Sai. Czy Tobias nie wspominał, że bywał tu zawsze? Może i teraz był? Może mógłby go zobaczyć? Tylko, że naprawdę obawiał się, że zobaczy go z kimś innym.
Poczuł jak przyspiesza mu puls. Nie byłoby w tym nic niestosownego. Miał do tego prawo… - Nie! Mowy nie ma. To co mówili o Sai to zwyczajne bzdury. On po prostu nie mógł być taki. Był miłym, sympatycznym chłopakiem. No i zwrócił uwagę na Jake’a, który nie wyróżniał się niczym szczególnym. Wiedział że był zupełnie przeciętny, więc niby jak ktoś kto miał tak wielu partnerów, mógłby dostrzec coś atrakcyjnego w zwykłym dzieciaku. Jake chciałby potańczyć z Saią… Pewnie byłoby niezręcznie, może później zarwałby kolejną noc wałkując każdy szczegół tego co na pewno by zawalił, ale i tak go chciał.
Rozważania przerwał mu alarmujący dotyk dłoni Matthew. Kolega chyba faktycznie planował mu pomagać, ale Jake nie był do końca pewien czy dawanie mu się zmacać przy pierwszym podejściu było najlepszym lekarstwem na jego dylematy.
- Wiesz co, chyba muszę iść do łazienki – rzucił, chcąc się wymigać od jego towarzystwa.
Co ciekawe chłopak ożywił się jeszcze bardziej.
- Okej! Pójdę z tobą – zaoferował.
Jake wytrzeszczył oczy. Nie, nie, nie! Nie o to mu chodziło!
- Eee, to znaczy, ja naprawdę muszę! W sensie sam! Rozumiesz? Poważnie muszę skorzystać!
- Och, okej… I tak mogę iść z tobą? – Zasugerował nachylając się do ucha rozmówcy w taki sposób, że aż przeszły go dreszcze.
- Nie trzeba! Zaraz wracam!
Nie wrócił. Dorwał Tobiasa tańczącego na małym podeście i poprosił o szybką ewakuację. Niepotrzebne mu były dalsze testy. Tym bardziej z obcymi.
- Już? – Jęknął chłopak. – Ale dopiero przyszliśmy!
Tobi zgodził się wrócić do domu, dopiero po kilku minutach żarliwego przekonywania go że Jake jeszcze tu przyjdzie. Nie widział problemu. Więcej nawet, sam to wcześniej zaplanował. W końcu, to właśnie w tym miejscu miał szansę spotkać jedynego w swoim rodzaju, niepokojąco atrakcyjnego baristę.

Wracali prawie romantycznym spacerem w świetle księżyca, ażeby dać procentom odrobinę wyparować. Co prawda na zewnątrz było zimno, ale rozgrzani od tłumu, chwilowo odczuwali samą ulgę. Zakładali że i tak zamówią taksówkę, tyle że póki co strasznie fajnie było się tak przejść - zwłaszcza że od Poison Ivy w kierunku domu Tobiasa prowadziła przyjemna alejka wzdłuż zadbanego kawałka zieleni. Szli nucąc ostatni zasłyszany kawałek, śmiejąc się z własnego nierównego kroku, i właściwie prawie nie rozmawiając, przynajmniej dopóki Tobias nie zdecydował się przerwać milczenia.
- I jak, podobał ci się? – Zagadnął szturchając Jake’a w bok.
- Hmm? Co?
- Kto! Ten koleś z którym tańczyłeś?
Jake parsknął w ramię przyjaciela.
- Noo niby był spoko, ale zbyt szybko zaczął się do mnie dobierać – stwierdził.
- Serio? Ale co? Podobało ci się, czy nie?
- Sam nie wiem. Nie był w moim typie. Ale sam fakt że był kolesiem mi nie przeszkadzał.
- Nie przeszkadzał ci, czy ci się podobał? – Dopytywał uparcie chłopak.
- Cholera, przestań, nie wiem no…
Czy Tobias naprawdę oczekiwał, że Jake będzie w stanie podać mu jak na talerzu wszystkie odpowiedzi, chociaż sam miał kompletny mętlik w głowie? Owszem, powoli już coś kapował ale nadal nie był pewien swoich uczuć. Może za wyjątkiem jednego. Uczucia pragnienia dalszych eksperymentów z Saią…
- No dobrze – zająknął się jego towarzysz, nagle przystając. -  Niechętnie to proponuję, w końcu chyba wiesz jak wyglądasz, co nie? - Tobias zrobił irytującą przerwę, nachalnie prezentując przed Jakiem jego własne oblicze. - Ale w ramach ubezpieczenia jakie posiada pan w firmie kumpluję się zajebistym Tobiasem... 
- To jakiś pakiet premium? Bo kojarzę tylko wersję z chujowym Tobiasem - zażartował, za co zarobił kuksańca w bok. 
- Dupek! – Przyjaciel roześmiał się do niego. Też musiał być wcięty. - Mam na myśli że jeśli bardzo chcesz, mogę zrobić dla ciebie to samo co ty kiedyś dla mnie. 
Nie wiedzieć czemu, Tobias zaczerwienił się jak truskawka na wiosnę i z upartością godną podziwu zaczął przyglądać się swoim butom. Nie żeby w cholerę drogie buty Tobiego nie były warte oglądania, ale zwykle nie poświęcał im aż tyle uwagi. 
- Czyli masz na myśli...? 
- Mam na myśli, że jeśli nie jesteś pewien jak to z tobą jest to zawsze możemy sprawdzić razem, nie? – Powiedział bardzo cicho, ostrożnie unosząc wzrok. - Nie będziesz musiał dawać się macać przygodnie poznanemu palantowi.
Okej, teraz to już serio niejeden byk poleciałby za nim jak za profesjonalną płachtą toreadora. Zagubiony Tobias. No nie, nie mógł uwierzyć. Ostatecznie załapał co przyjaciel miał na myśli, ale jego reakcja była doprawdy urocza, musiał go trochę podręczyć.
- Weź, nie mógłbym odbić Jess chłopaka – wyszczerzył się.
- Nie to nie, prosił nie będę – burknął.
- Ej, mógłbyś trochę dłużej powalczyć o moje względy, wiesz?! Tak dobrze ci szło!
- W dupie mam twoje względy – warknął wyraźnie speszony.
- Serio chcesz się posunąć, tak daleko? – Zapytał wymownie, akcentując swoją interpretację focha przyjaciela.
Tobias zaniemówił. 
- Chyba nie mówisz poważnie...? 
- No jasne, że nie idioto! - Roześmiał się.
- Okej... Już się bałem... 
- A tak na serio, to chyba nie jest taki zły pomysł… - zaryzykował, mając nadzieję że zupełnie przyjaciela nie zraził. - Usiądziemy? – Jake wskazał na samotną ławkę, stojącą przy alejce którą spacerowali.
Tobias skinął, po czym zajął swoje miejsce bez słowa, jakby czekał na jego ruch. Jake bezczelnie wpakował mu się na kolana.
- Co ty wyprawiasz? – Chłopak próbował go zrzucić.
- Nie psuj atmosfery. Wczuwam się – oznajmił.
- Za bardzo. Złaź!
- Zamknij się! Zamierzam cię całować. - Jake przyłożył mu w ramię, w efekcie czego musiał złapać się za obolałą dłoń. Okazało się że Tobias miał okropnie twarde ramiona. Taaak… To ta siłownia. I pewnie stres? Tobi był napięty jak struna.
- Zmieniłem zdanie. Ty pocałuj mnie – stwierdził nadstawiając się. – No dalej! – Zażądał.
Przyjaciel wyraźnie się zawahał. Przez kilka długich sekund siedział nieruchomo, aż po chwili musnął delikatnie jego wargi. Jake chwycił go za szyję by pogłębić pocałunek, ale chłopak odsunął się speszony.
- Czy ty w ogóle już to robiłeś? – Zainteresował się Jake.
- Jasne że tak!
- Bo całujesz się jak ja kiedy miałem dziewięć lat.
- Bo nie wiem, czy powinniśmy… To był zły pomysł.
- Nie wycofuj się teraz! Obiecałeś! Poza tym ja ciebie całowałem jak nie miałeś pojęcia dlaczego zęby Arthura były ciebie ciekawsze od cycków przebierających się na wuefie dziewczyn!
- Ale teraz już nie mamy po dziewięć lat – zauważył.
- Po prostu to zrób! – Zirytował się, podnosząc głos.
I Tobias zrobił.
Pocałował go mocno, przy okazji obejmując siedzącego na nim Jake’a, który automatycznie przysunął się jeszcze bliżej. Chłopak ujął go w talii i powoli wsunął zmarznięte dłonie pod podkoszulek przyjaciela. Jacoba przeszedł dreszcz nie mający wiele wspólnego z chłodem skóry chłopaka. Nie zaoponował, ochoczo dociskając się do jego ciała. Tobias pieścił palcami jego plecy, biodra i uda, przytulał go, a on wpijał się w jego usta, na ślepo błądząc rękami po jego aksamitnych, idealnie wystylizowanych włosach. Pewnie robił z nich masakrę, bowiem ciężko było mu zarejestrować że czynić tego nie powinien. Chciał więcej. Było cholernie przyjemnie. Tak przyjemnie, że gdyby Tobias ponownie go nie odsunął, musiałby bardzo wyraźnie poczuć jego zadowolenie na własnym brzuchu. O ile już nie poczuł?
- Mam dla ciebie złą wiadomość – oświadczył mu poważnym tonem rozczochrany brunet.
- Co się stało? – Spytał zaniepokojony.
Chciał go znowu pocałować. Czyżby przegiął? No fakt, trochę go poniosło, ale przecież byli najlepszymi przyjaciółmi do diabła, chyba można mu to było wybaczyć…
- Ty chyba na serio jesteś pedałem – stwierdził ze śmiechem Tobias. – Nie ma dla ciebie ratunku.
- Idiota! – Roześmiał się z ulgą.
Przytulił się do przyjaciela jeszcze na moment. To naprawdę było miłe uczucie, wcale nie chciał przestawać.
Po powrocie do domu chciał mu się władować do łóżka, ale Tobias zdecydowanie odmówił. Może i słusznie. Może faktycznie podświadomie chciał nim zastąpić kogoś innego, ale przecież to nie tak, że Tobi był dla niego nieważny. Był najważniejszy. Był jego najlepszym przyjacielem. Gdyby ktoś kazał mu wybrać między gorącym romansem z Saią i zwykłą przyjaźnią z Tobiasem, nawet nie musiałby się zastanawiać. Odpowiedź byłaby oczywista. Tyle że gdyby miał wybrać kogoś do gorącego romansu… wybrałby Saię.

W poniedziałek w szkole, Jessica znowu chciała ich przekonać do wizyty w Między Wierszami, ale zażenowany swoimi wspomnieniami Jake, stanowczo odmówił, a zirytowany opowieścią tych wspomnień Tobias, w pełni go poparł. Ostatecznie, ku wniebowzięciu Jess, ustalili że wybiorą się do Tobiego do domu.
- Przyjdziesz wcześniej? – Przyjaciel zagadnął go na dłuższej przerwie.
- Nie możesz doczekać się popołudnia ze mną, czy masz w tym jakiś ukryty cel? – Spytał podejrzliwie Jake.
Jak się okazało, zupełnie słusznie.
- Widziałeś jak wygląda mój pokój? Zakładam że Jessice będzie się podobał, ale raczej nie w taki sposób wyobraża sobie ściany swojego szkolnego kolegi…
- Masz na myśli te urocze zdjęcia roznegliżowanych facetów? – Podchwycił natychmiast. – Oj, nie ma się czego wstydzić!
- Taa, wiem. Pomóż mi trochę ogarnąć… Sam mogę coś przegapić, razem będzie pewniej.
- No dobra – Jake zgodził się bez większych oporów. - Tylko najpierw musimy wpaść do mnie. Muszę sprawdzić, czy z babcią wszystko okej, wiesz że sama się nie przyzna.
- Jasna sprawa. Nie potrzebujesz jechać na jakieś zakupy? Przy okazji możemy zrobić zapas.
- Dzięki kochanie, ale nie trzeba. Jestem już duży i silny, sam ogarniam takie podstawy.
Pewnie że samochodem byłoby wygodniej, ale nie mógł pozwalać na to żeby Tobias robił za niego wszystko. Jego przyjaciel nie miał pojęcia, że Jacob zrobił procentowy wykres ogarniania spraw wymagających pomocy samochodu i zawsze pilnował, żeby nie przekraczać normy wykorzystywania go, którą to ustalił na poziomie około czterdziestu procent. Kurczę, wystarczyło że chłopak woził ich po lekarzach, a Florę regularnie do weterynarza.
Tym optymistycznym akcentem skończyli w pokoju Jake’a.
Okazało się, że obiad przyniosła Allison, a babcia zmusiła Tobiasa żeby wypił z nią po kieliszku kawówki, by uczcić fakt że to wreszcie on zawitał w ich progi, a nie jedynie pozwalał na sobie pasożytować Jake’owi. Najedzeni, uznali że zanim odjadą autem, pozwolą tej odrobinie alkoholu we krwi Tobiego całkiem wyparować. Kawówka Sofii nie była mocna, ale nie było sensu ryzykować. Poza tym, tak po prawdzie, wcale nie chciało im się zbierać.
Tobias postanowił wykorzystać nadprogramowy czas na dokończenie projektu z minionych zajęć, a Jake zajął się… oglądaniem Tobiasa. Jess miała rację. Jego przyjaciel istotnie był przystojny.
Z szuflady nocnej szafki wyciągnął swój szkicownik i dwa ołówki. Na szybko, tak żeby Tobi nie zdążył się zorientować, naszkicował jego twarz. Nie był zadowolony z efektu. Byle jak sklecony rysunek nie był w stanie oddać uroku żywego chłopaka, ale zdecydowanie był w stanie sprawić, że Jake nabrał ochoty na coś zupełnie innego. Płynnie przeszedł od niewinnego obserwowania, do całkiem winnego smyrania go po karku. Chłopak nie zareagował, jedynie lekko skrzywił się nad notatkami. Cóż, kiepski wybór. Trzeba go było bardziej zniechęcić. Jake pochylił się nad nim i cmoknął go w policzek. Zamrugał zaskoczony.
- Mogę wiedzieć, co czynisz?
- Nie mam chłopaka – odparł wymijająco.
- Ja też nie, ale nie przypominam sobie, żebym w związku z tym kogoś molestował.
- Możesz zacząć – powiedział ściszając głos.
Chciał tylko odrobinę pogłębić swoje doświadczenie. Ufał Tobiasowi, nie chciał przygodnych znajomości, a przy okazji chciał się dowiedzieć jak powinien traktować kogoś z kim chciałby posunąć się dalej.
- Daj mi spokój – sapnął gniewnie chłopak, usilnie próbując skoncentrować się na swojej kartce.
- Tobiaaas? – Tym razem zmienił ton. Naprawdę był napalony. Chciał się poprzytulać, czy było w tym coś złego? Tylko trochę. Pocałować. Wielkie rzeczy. Przecież nie zrobiliby nic strasznego.
- Czego znowu chcesz?!
- Przeliż się ze mną.
- Że co?! - Tobias zerwał się na nogi. – Co ci znowu odwaliło?
- Proszę cię! Chce się przekonać, czy to tylko Saia, czy naprawdę podobają mi się faceci!
- I myślisz, że z byle kim się uda?! Nie masz już tego dosyć?!
- Ty nie jesteś byle kim, matole!
Tobias prychnął i podszedł do okna. Wyglądał na rozeźlonego. Dyszał gniewnie, co jakiś czas pocierając się po skroni i rzucając niepewne spojrzenia w stronę przyjaciela.
- Podobam ci się w ogóle? – Zapytał w końcu.
- Eee, no wiesz… - Chłopak posłał mu litościwe spojrzenie. – Nie wyglądasz źle. Znaczy no jesteś sobą, nie?
- Kretyn. – Tobias odwrócił się przodem do okna.
- Okej, jesteś przystojny! Co ci mam powiedzieć?! Nie waliłem sobie do twojego zdjęcia, ale ślepy też nie jestem! Widzę że bliżej ci do dziesięciu na dziesięć, niż mnie!
- Wcale nie – zaprzeczył pewnie.
Chyba był zły. Albo smutny? Na pewno jakiś dziwny. Czyżby pomyślał sobie że Jake go wykorzystywał? Ej, ale przecież jemu też było z nim przyjemnie, prawda? No przecież wtedy na ławce uśmiechał się i patrzył na niego tymi swoimi szczęśliwymi oczami wielkiego szczeniaka! Musiało mu się podobać!
Nie zdając sobie sprawy z wewnętrznych rozterek Jacoba, Tobias uparcie gapił się w okno, z takim zaangażowaniem, jakby co najmniej widział tam różowe słonie. Wyraźnie trawił wszystkie słowa przyjaciela, starając się jakoś je sobie uporządkować. W końcu wrócił na środek pokoju i podszedł do niego.
- Serio wydaje ci się że to dobry pomysł? – Zapytał, spoglądając mu w oczy z przejęciem.
- Jedyny na jaki wpadłem. Wiesz, że nie należę do najbystrzejszych – dodał na rozluźnienie.
Tobi prychnął pod nosem, unosząc kącik swoich ładnych, pełnych ust w uśmiechu.
- Fakt – przyznał.
Nim Jake zdążył się obrazić, nachylił się delikatnie i pocałował go. Znowu. I tym razem było równie przyjemnie jak za pierwszym. Jake stęknął w jego usta, a on natychmiast objął go mocno ramieniem, całując coraz śmielej i intensywniej. W krótkiej chwili do zachłannych pocałunków doszły pieszczoty, a zaraz później zdzierali z siebie ciuchy.
Tobias popchnął go na rozwalone łóżko, a Jake wcale nie próbował go powstrzymywać. Sam szarpał się z guzikami chłopaka. Ich języki zdawały się nie móc za sobą nadążyć, a jednocześnie cudownie uzupełniały się, tak naturalnie że Jake mógłby przysiąc że nikt nigdy nie byłby w stanie tak bezbłędnie się do niego dopasować.
- Chyba jednak musimy to przerwać… - jęknął w przypływie świadomości. - Jesteś moim najlepszym przyjacielem i ja cholernie nie chce tego między nami zjebać. Przepraszam!
Tobias zastygł z rozchylonymi ustami. Był podniecony. Jake czytał z niego jak z otwartej książki. Tym razem i on się zapomniał. Pragnął go. Widział to w jego nieobecnym spojrzeniu. Miał zaróżowione policzki, a pod materiałem spodni odznaczał się sztywny wzwód. Dobrze że byli w tej kwestii zgodni. Jejku, walić to!
- Jednocześnie, zważywszy na okoliczności... – westchnął w usta przyjaciela, dotykając go przez jeansy. - Wnoszę o wzajemne zwalenie sobie… czym prędzej – dodał pospiesznie.
Na samą myśl, jego penis dodatkowo podskoczył. Usta Tobiasa rozeszły się w rozbrajającym, pełnym uśmiechu. 
- Chodź no tu! - Rzucił, rozpinając pasek. 
Jake ani myślał protestować. Dopadli do siebie, w chaotycznych splotach ponownie rzucając się na łóżko.
- Wyciągnij mi - zażądał Jake.
Tobias zerwał z niego spodnie, chwytając go w objęcia. Jake splunął na własną dłoń, by poprawić poślizg. Po chwili, obaj rozgrzani i spoceni robili sobie wzajemnie dobrze, dysząc przy tym jak opętani. Tobiemu poszło lepiej. Jake wydał z siebie przeciągły jęk, dociskając się biodrami do ciała przyjaciela i spuścił się na jego ładnie wyrzeźbiony na siłowni brzuch, przy okazji w afekcie rozgryzając mu wargę. Tobias syknął krótko, ale nie odsunął się, a jedynie ponaglił jego dłoń. Cały drżał, a orgazm Jake’a zdawał się odebrać mu resztki rozumu.
- Jake, błagam weź go possij... – sapnął.
- No chyba cię pojebało!
- Proszę... - jęknął boleśnie.
Omamiony spełnieniem, ewidentnie upośledzony umysł Jake'a, podsunął mu jedną, wyjątkowo prostą, nieskomplikowaną, a przy tym dość zdradziecką myśl - a kij z tym. Czemu nie? Przecież i tak nikt się o tym nie dowie. Obrzydzenia nie czuł, a ciekawość rozpalała go na nowo. Popatrzył w zielone, mokre z podniecenia oczy Tobiasa i pochylił się nad nim.
- Ale zrobisz to szybko?
- Tak! Tak, przysięgam!
Jasne, teraz obiecałby mu Bursztynową Komnatę żeby go tylko przekonać. Jake uśmiechnął się trochę do siebie, trochę do podbrzusza przyjaciela. Chwycił go tuż nad jądrami i obliczał jego czubek. Z ust Tobiasa wydostał się głośny jęk rozkoszy.
- Jake, błagam...
Sprawca tego stanu poczuł się przyjemnie doceniony. Objął ustami cały obwód penisa przyjaciela i zassał się na nim. Chyba zupełnie mu odbiło, bo postanowił że zrobi mu naprawdę dobrze. Próbując zamaskować brak doświadczenia, złapał za dłonie Tobiego, zaplótł ich palce razem i położył je sobie na głowie, sugestywnie na nią naciskając tak aby to on zaczął nim kierować. Nie był pewien jak powinien się za to wszystko zabrać, w swoim życiu nasłuchał się trochę opowieści, ale będąc szczerym, poza przesuwaniem głową w górę i w dół nie umiał wykombinować niczego innego. Za to Tobias momentalnie zrozumiał jego gest. Zacisnął się na jego włosach i wepchnął mu kutasa do gardła, gwałtownie przyspieszając ruchy. Po chwili Jake zakrztusił się obficie wystrzelonym nasieniem przyjaciela. Tobias krzyknął w ekstazie.
O tak! To było coś! Oby Sofia nic nie usłyszała...
- Jezu, przepraszam! – Chłopak zreflektował się natychmiast, klękając na równi z kumplem.
- Serio, samo Jake wystarczy - wycharczał, nadal kaszląc.
Tobias zaśmiał się cicho.
- Przepraszam, poniosło mnie. Byłeś po prostu genialny...
- No raczej. Cholera, chyba mam twoją spermę w nosie...
Próbował się ogarnąć, ale Tobi nie bardzo mu na to pozwalał. Zamiast odsunąć się w zażenowaniu, przyciągnął go do siebie, szczelnie zamykając w objęciach.
- Byłeś niesamowity – szepnął całując go w usta, w policzek, a nawet w powiekę, a potem znowu w usta.
- Wiem!
Chłopak zachichotał.
- Naprawdę, niesamowity – powtórzył, nadal się szczerząc.
- Będziesz to teraz powtarzał do końca świata?
- Chyba tak.
Jake również nie mógł nic zaradzić przyjemności wypełniającej jego serce. Czuł się… jakby to określić? Tak na miejscu. Jak w domu. Jasne, technicznie rzecz biorąc - był w domu, ale chodziło o to że jego bratnia dusza była tuż obok. No i o to, że Tobias zdawał się być szczęśliwy, a to cieszyło i jego. Przez chwilę klęczeli na łóżku, gapiąc się na siebie z dziwnymi minami, a po zainicjowanym przez Tobiasa geście położyli się obok siebie. Chłopak wtulił twarz w pierś Jake’a ponownie go obejmując, zupełnie jakby chciał sobie zrobić zapas czułości na nocy wieczór.
No właśnie – wieczór! Musieli ogarnąć się w trybie ekspresowym. Do umówionego z Jess spotkania zostało im jakieś czterdzieści minut, a oni leżeli spoceni, śmierdzący seksem na nieświeżej pościeli w domu Jake’a.
Naciągnęli na siebie ciuchy i wybiegli na parking.
Złamali chyba wszystkie przepisy jakie obowiązywały na trasie oddzielającej ich mieszkania, ale do celu dotarli przed czasem. Tylko dzięki temu, Jake zdążył wziąć prysznic i przebrać się w wygodniejsze i czyste ciuchy nim Jessica zadzwoniła do drzwi. Tobias miał mniej szczęścia, ale przynajmniej wyrobił się ze zdzieraniem kontrowersyjnych plakatów. Prysznic nadal szumiał, podczas gdy Jacob wpuszczał nieświadomą niczego dziewczynę do domu. Mógł dać Tobiemu znać, ale po co miał mu przerywać.
- Tobias zawsze bierze prysznic na pięć minut przed zjawieniem się gości? – Zapytała rozbawiona Jess.
- Zazwyczaj nie, ale najwyraźniej twoją wizytą się przejął.
- Nie gadaj głupot – speszyła się.
- No dobra, tak naprawdę uwalił się przy obiedzie – wymyślił na poczekaniu, czerpiąc drobną przyjemność z niszczenia wizerunku doskonałości przyjaciela.
- Chyba że tak. – Jessica miała minę bardziej: „Oj, jakie to słodkie”, niż: „Rany, ale ciamajda”. Noż kurczę. - Wzięłam przekąski, mam nadzieję, że jeszcze coś zmieścicie?
- No pewnie, że tak! – Ucieszył się na widok malutkich, apetycznie wyglądających zawijasów z tortilli. – Dobrego jedzenia nigdy dość.
Razem z Jess, zdążyli już wybrać film jaki chcieli oglądać, a dopiero wtedy do pokoju wszedł nieświadomy jej obecności królewicz w samych gaciach i w ręczniku przepasanym przez ramię. Dzięki bogu, że miał bokserki! Wróć! – Mógłby ich nie mieć, ale wtedy Jake musiałby zatłuc Jessicę butelką coli. To był widok zarezerwowany dla niego. Co zabawne, Tobias dalej nie widział koleżanki, drzwi mu zasłaniały.
- Czy wyglądam jak rzymski senator? – Zapytał z dumą.
- Wyglądasz jak debil – roześmiał się Jake. – Jess już jest, ubierz się gamoniu! - Powiedział, dławiąc się z uciechy.
Tobias spalił buraka, pospiesznie doskakując do komody, Jessica nagle bardzo zainteresowała się wnętrzem swojej torebki, a Jake po prostu rzucił senatorowi dres z fotela. I taki to był wieczór. Oglądali „Powrót do Przyszłości”, zajadali się tym co upolowała im Jess, na zmianę grali w Crash Team Racing, a na koniec obrobili tyłki pseudo gwiazdom szkolnym (w tym Derekowi) i oczywiście Danielowi Petersonowi. Biedny facet, miał obrabiany zadek praktycznie za każdym razem, kiedy dwóch, bądź więcej uczniów postanawiało się spotkać poza szkołą. Co zrobić kiedy sam sobie na to gorliwie zapracował.

Ćpun, diler i psychopata - SAIA - cz. 1

 Pierwszy fragment nowego powiadania :) Koniecznie dajcie znać, jakie macie wrażenia po przeczytaniu! ;)   -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-...