Ćpun, diler i psychopata - prolog

Tytuł posta jest jednocześnie roboczym tytułem opowiadania. Poniżej umieszczam prolog pisany z perspektywy, wówczas 9-letniego Jacoba. Docelowa akcja będzie miała miejsce 8 lat później. Tekst jest przy okazji krótkim zarysem tła do dwóch innych. Zgodnie z założeniem, a wbrew tytułowi, ta historia miała być lekka i nieskomplikowana ;)


8 LAT WCZEŚNIEJ

- Giń!
- Sam giń, głupku! – Odkrzyknął Tobi, waląc w Jake’a serią z laserowej broni.
Siedzieli na puchatym dywanie, rozłożonym na ładnej, drewnianej podłodze w pokoju na poddaszu. Za oknem było już ciemno. Jake zupełnie nie wiedział jak do tego doszło, przecież po obiedzie został tylko na chwilę (no naprawdę…). Babcia musiała mieć rację, że w zimie zmrok zapadał znacznie wcześniej.
Grali w najnowszą grę na konsolę, którą Tobias uprosił na święta. Co prawda sprzęt i gry należały do niego, ale to Jake był tym, któremu najnowsze Playstation marzyło się od zawsze, znaczy odkąd tylko wyszło i zobaczył pierwszą reklamę. Chciał jako pierwszy rozegrać potyczkę z tej serii. Była po prostu ekstra, no i teraz wyraźnie wygrywał, chociaż niestety istniało poważne zagrożenie, że przyjaciel nadgoni punkty, więc obaj gorączkowo ściskali w dłoniach swoje pady.
- Nieeeee! Oszukujesz! – Oburzył się Jake, kiedy Tobias prześcignął go wreszcie w rankingu.
- Wcale nie!
- Wcale, że tak!
- Niby jak oszukiwałem? – Zdenerwował się Tobi, ukrywając swoją postać za wielkim, pikselowym kontenerem.
- Masz lepszego pada! Szybciej reaguje! – Oskarżył go wprost.
Już wcześniej podejrzewał, że coś musiało w tym być. Tobias nigdy nie chciał grać innym kontrolerem i nigdy nie pozwalał mu korzystać z tego ulubionego.
- Przecież to takie same modele – bronił się.
- Chłopcy! Chyba nie kłócicie się znowu, prawda? – Dobiegł ich z dołu głos pani Leeran.
- Nie, mamo! – Krzyknął Tobias.
- Daj spróbować, to ci uwierzę – upierał się przy swoim, Jake.
- Może powinnam sprawdzić?
- Nie trzeba, ciociu!
Kiedy mama Jake’a jeszcze żyła, obie panie mocno się przyjaźniły. Było tak na długo przed tym, jak oni przyszli na świat, więc pani Leeran od początku pozwalała mu się tak do siebie zwracać.
- Nie, bo popsujesz!
- Przecież go nie pogryzę, no daj. - Jake złapał za rękę Tobiasa, który położył się na ziemi, żeby jak najbardziej odsunąć ją od przyjaciela. – Tylko zobaczę!
- Już widziałeś! Ma delikatny kolor! Jake, zepsujesz!
- I tak szary jest lepszy.
- Fioletowy jest ładniejszy!
- Fioletowe są dla dziewczyn – uświadomił go wspaniałomyślnie.
- To po co go chcesz?!
Szamotali się dłuższą chwilę, aż zaalarmowana sprzeczką mama Tobiasa, osobiście pofatygowała się na górę.
- No pięknie! – Rzuciła, łapiąc się pod boki. – Ładnie to tak traktować gościa? – Zwróciła się do syna.
- Bo ten kolor schodzi, jak się go za bardzo dotyka! – Wytłumaczył jej poważnym tonem Tobias.
- Przecież bym ci go nie wytarł!
- Dobrze, już dobrze, panowie. Myślę, że znam najlepsze wyjście z tej trudnej sytuacji. Wyłączycie ładnie grę i pójdziecie do łazienki umyć zęby…
Przerwało jej niezadowolone buczenie obu chłopców.
- …wykąpiecie się i pójdziecie spać! – Dokończyła na siłę.
- Ale mamoooo…
- Żadnego ale! Do mycia, ale już! – Uśmiechnęła się. – Jake, rozmawiałam z twoją babcią. Jest już późno, więc zgodziła się żebyś został u nas na noc.
- Jake zostaje?! Ale super! – Ucieszył się Tobias. Z jego twarzy natychmiast zniknęło rozczarowanie z przerwanej gry.
- Poważnie mogę zostać? – Jake wbił oczekujące spojrzenie w panią Leeran.
- Poważnie, Jake. Tobias pożyczy ci piżamę. Tylko żadnego gadania w nocy! Już ja was znam. Rano nie wstaniecie do szkoły!
Ostatnie słowa mamy Tobiego zostały zagłuszone przez dziecięce okrzyki radości. Tobias podskakiwał jak piłeczka, a Jake szczerzył się razem z nim. Obaj pobiegli do łazienki. Mieli już ustalone, że w przypadku nocowania mogli napełniać całą wannę wodą z mnóstwem bąbelków i siedzieć w niej aż do pomarszczenia skóry na palcach. Noo, może nawet trochę dłużej.
Rodzice Tobiasa mieli swój własny, prawdziwy dom na przedmieściach, znajdujący się całkiem niedaleko szkoły do której chłopcy uczęszczali - dlatego Jake’owi nieraz zdarzało się u niego zostawać. Było tak również dlatego, że babcia Jake’a nadal pracowała aby jakoś związać koniec z końcem, i dorobić coś ekstra do emerytury. Po wypadku, w którym zginął jej syn wraz z żoną, osierocając tym samym malutkiego Jacoba, sama musiała się wszystkim zająć. Pani Gwen Leeran robiła co w jej mocy aby jakoś ją wspierać. Chociażby przez takie drobne gesty jak odwożenie Jake’a, czy zapraszanie go na obiady.
Przy Fairchild Drive, bywał nawet kilka razy w tygodniu, a coraz częściej zostawał też na noc. Już dawno traktował rodzinę Tobiasa jak swoją własną. Nigdy nie czuł się u niego niechcianym gościem. No i Tobi był jego najlepszym, jedynym przyjacielem.
Tradycyjnie zaryglowali się w łazience, odkręcając kurki na maksa. Pościągali z siebie ubrania, rozrzucając je dookoła i wskoczyli do wanny, zalewając część podłogi wodą.
- Mama mnie zabije – ocenił szkody Tobias.
Biało-czarne, trójkątne płytki pokrywała teraz solidna kałuża, coraz prędzej zwiększająca swój zasięg, ostatecznie spływając aż pod toaletę.
- Potem pościeramy – pocieszył go przyjaciel.
W tym samym czasie zdążył mu już ułożyć tradycyjną, puchatą poduszkę z piany na głowie. Bardzo bawiło go dorabianie Tobiasowi uszu. Wyglądał jak jakiś zwierzaczek z bajki, bo miał duże, okrągłe zielone oczy, których Jake trochę mu zazdrościł. Potem zwykle pomagał mu myć przydługie włosy, ale przede wszystkim bawili się wielkim statkiem do wody, który po zanurzeniu zmieniał kolor i dawał się nakręcić, tak że faktycznie płynął przed siebie.
- Chłopcy! Nie jesteście już za duzi na wspólne kąpiele? – Pani Leeran zastukała do drzwi.
- Nie mamo!
     - Faceci nie muszą się siebie wstydzić! – Uświadomił ciocię.
Pani Leeran była kobietą i najwyraźniej nie rozumiała pewnych spraw. 
- No dobrze. – Mama Tobiego zaśmiała się zza drzwi. – Tylko tym razem skończcie trochę wcześniej! Tata się jeszcze nie umył. Co ja mam z wami… - dosłyszeli z salonu.

Pościerali, chociaż nie do końca było tak sucho, jak przed ich zabawą. Statek trzeba było zacumować przed wanną, no i trochę pomoczyli ubrania, które wcześniej zostawili na podłodze.
- Myślisz, że zauważy? – Dopytywał Tobias, spuszczając w toalecie połowę zamoczonej rolki papieru toaletowego.
- Gdzie tam! Jest super czysto – zapewnił go przyjaciel. – Gdzie masz suszarkę? Trzeba ci wysuszyć włosy.

Kiedy w końcu zapakowali się do spania, zgodnie z przewidywaniami pani Leeran było już stosunkowo późno. Otrzymali tradycyjny zakaz rozmów i palenia światła, a materac Jacoba przezornie został ustawiony pod samą ścianą, jak najdalej od Tobiego.
- Dobranoc chłopcy. Śpijcie dobrze – pożegnała ich Gwen. – Na biurku kładę wam szklanki z wodą.
- No pa, mamo.
- Dobranoc ciociu!
Światło zostało zgaszone, a w pokoju zapanowała cisza. Cóż, przynajmniej do momentu, kiedy kroki pani Leeran zupełnie nie ucichły na dole.
- Jake? – Padł pierwszy cichutki szept.
- No? – Odpowiedział mu drugi.
- Śpisz?
- Nieee… – chłopak parsknął w poduszkę, starając się zagłuszyć chichot. Tak już mieli.
Jake bardzo szanował zdanie pani Leeran, ale przecież co by to było za nocowanie, gdyby mieli tak od razu iść spać? Cała noc była przed nimi, a do szkoły i tak mieli dopiero na dziewiątą.
- Mam latarkę. Idziesz? – Zagadnął go podekscytowany Tobi.
Nie zastanawiając się wiele, czym prędzej czmychnął na palcach do łóżka przyjaciela. Nakryli się kołdrą (na wypadek, gdyby rodzice Tobiasa przechodzili obok, bo drzwi jego pokoju były przeszklone) i włączyli przemyconą z garażu latarkę.
- Muszę z tobą pogadać – odezwał się Tobi przesadnie poważnym tonem głosu.
- No, przecież gadamy.
- Jake, ale tak na serio... Pamiętasz jak mi mówiłeś o Jess?
Jake odrobinę się zawstydził. Co prawda powiedział Tobiasowi o tym, że kochał się w Jess, w końcu o wszystkim mu mówił, ale ciężko było mu się ponownie zebrać do tego tematu. W szkole nie było ani jednego chłopaka, któremu Jessica by się nie podobała. Raczej nie miałby szans. Nie chciał, żeby Tobias się z niego śmiał.
- O co ci znowu chodzi? – Burknął niepocieszony.
- No bo… powiedziałeś, że ona podoba się wszystkim, co nie?
- Bo tak jest – potwierdził zdołowany.
- No więc… wcale nie.
- Jak to wcale nie? To znaczy? – Ponaglił przyjaciela.
- Na przykład mnie się ona nie podoba – stwierdził Tobi.
- Cooo? Zwariowałeś? Przecież ona jest super ekstra! I ma same piątki, jest bardzo mądra!
Nie no, Tobias kompletnie zwariował…
- To nie tak, że tylko Jess mi się nie podoba. To okropnie dziwne… chyba żałuję, że powiedziałem…
Tobi szeptał nerwowo, stale poprawiając kołdrę. Co rusz zasłaniał światło latarki dłonią, żeby je jeszcze odrobinę przygasić.
- Nie tak, czyli jak? – Zainteresował się. – No mów!
- No bo ogólnie… dziewczyny nie bardzo mi się podobają – jęknął chłopak.
Jake trochę się zamyślił. No niby… on też nie oddałby Jessice swoich planszówek… Zwykle w ten sposób rozważał jak bardzo mu na kimś zależało. Gdyby wiedział, że musi, to babci by je oddał. Tobiasowi też. Jessice… no nie… Nie dałby.
- Ale tak w ogóle? Nikt ci się nie podoba? Tak całkiem?
- Nie powiedziałem, że nikt, tylko że żadna dziewczyna, okeeej? – Sapnął Tobi, poirytowany swoim zawstydzeniem.
- Okej... – stwierdził w końcu Jake.
Tylko, że wcale nie rozumiał. Jasne, on też lubił zabawki, czy ich domowego kota, ale był już na tyle duży, że Jessica podobała mu się jeszcze bardziej. Jednak Tobias był trochę młodszy, może to dlatego? Tym bardziej zdziwiło go, że Tobi miał takie opory przed rozmową z nim, no bo w końcu jeśli nie lubił Jess, to chyba tym lepiej dla Jake’a, nie?
- No dobra, to co ci się podoba?
- …ur – wyjąkał nieporadnie.
- Co?
- …thur… - szepnął, zasłaniając się rękoma.
- Co takiego? – Jake wykrzywił buzię, nadstawiając ucha pod same usta Tobiasa.
- ARTHUR! – Wykrzyknął dobity Tobias.
- Ciiiiiicho!
Obaj zamarli nadsłuchując, czy ktoś ich nie usłyszał. Szczęśliwie z dołu nie dochodziły żadne niepokojące odgłosy.
- Zwariowałeś?! Twoja mama zaraz usłyszy! – Oburzył się.
- Wiem, przepraszam!
- I jak to Arthur…? Przecież to chłopak – stwierdził litościwie.
- Przecież wiem!
- Podobają ci się chłopacy?
- Jake, ja nie wiem nooo!
Tobias chyba naprawdę żałował, że się wygadał, no ale przecież teraz nie mógł scykać, nie? To było ciekawe.
- Jak nie wiesz?!- Ponaglił go.
- No nie wiem! Nie podobają mi się dziewczyny! A Arthur jest wysoki i ma taki ładny kolor skóry, taki jakby lekko żółty i zawsze się uśmiecha i ma takie równe zęby…
- A co, ja mam krzywe?!
- Nie o to chodzi!
- Powiedziałeś, że Arthur ci się podoba, bo ma proste zęby.
- Nie tylko to! Poza tym sam nie jesteś lepszy. Niby dlaczego podoba ci się Jess? Bo jest mądra?
- No…
Jake znowu się zamyślił. Dlaczego podobała mu się Jess? To oczywiste, przecież każdemu się podobała. To jest każdemu poza Tobiasem najwyraźniej. Dziwne. A za co ją lubił? Bo miała ładną buzię, długie włosy, zawsze chodziła w kolorowych sukienkach i ładnie pachniała. No i zawsze miała czyste zeszyty i ładnie pisała. To chyba lepsze powody od białych zębów, prawda? Czy nie? Może jednak nie…
Czyli tak samo jak jemu podobała się Jessica, Tobiasowi podobał się Arthur? No jasne, Artur był spoko, ale Jake nigdy by nie pomyślał, że Arthur jest ładny. Nie rozumiał dlaczego jego przyjaciel tak na niego patrzył, ale wyglądało na to, że Tobias nie rozumiał dlaczego wszyscy w szkole kochają się w Jess. Dziwne.
- Ja ci się nie podobam? – Upewnił się.
- Jasne, że nie!
- Dlaczego nie? Coś ze mną nie tak? – Obruszył się.
W końcu skoro Tobiasowi podobali się chłopcy, to przecież mógł mu powiedzieć, czy on jest też jest fajny, prawda? A może Arthur był fajniejszy od niego? Czyżby dlatego Jess się z nim nie trzymała, bo był gorszy od Arthura…? No i dlaczego on miał być lepszy? Jake też miał proste zęby…
- Ty jesteś moim bratem, nie patrzę tak na ciebie, gamoniu!
- Całowałeś się już kiedyś z chłopakiem? – Zapytał ni stąd ni zowąd.
- No coś ty!
- Ciiiiicho! – Syknął Jake.
- No coś ty… - wyszeptał Tobias. – Pewnie, że nie. A ty? Znaczy z dziewczynami?
- Raz.
- Serio? – Tobias wytrzeszczył oczy.
- No, ale to było tak jakby na powitanie. Przyjechała kuzynka mamy ze swoją córką, i jak się witaliśmy to się odwróciłem i Julia trafiła w usta – pochwalił się swoim dokonaniem.
- Coś takiego kompletnie się nie liczy! – Westchnął rozczarowany Tobias.
- Dlaczego nie?
- Bo wcale nie chcieliście się całować!
Jake nieco się zasępił. No jasne, że tak było, ale lubił myśleć, że całowanie miał już za sobą. Tobias na pewno też chciałby mieć.
- Chciałbyś spróbować? – Odezwał się cicho.
- Niby czego?
- Całowania.
- Z tobą?!
- Ze swoją mamą! No jasne, że ze mną. Tylko, żeby sprawdzić jak to jest – wytłumaczył. – Potem będziesz się miał całować z Arthurem i nawet nie będziesz wiedział co i jak.
- Cicho bądź! – Tobi szturchnął go w ramię. – Ty tak na serio?
- No, chyba.
Tobias trochę się przysunął, a Jake odruchowo cofnął głowę. Chłopiec skrzywił się w świetle latarki, ale nim i on się odsunął, Jake postanowił zebrać się na odwagę i musnął delikatnie jego wargi. Dosłownie na moment, bo zaraz od siebie odskoczyli, czując gorąco na policzkach.
- I jak było? – Zapytał bohater pocałunku.
- Chyba spoko.
- Tylko spoko?! – Oburzył się Jake.
- No znaczy się, dziwnie. Przecież to ty. Może jakby było dłużej…
- No to chodź bliżej.
Chłopcy ponownie zetknęli się wargami, tym razem na dłużej. Obaj wstrzymali oddechy, nie odklejając się od siebie, aż w końcu Jake chciał coś powiedzieć i przypadkowo polizał Tobiasa w język.
- Fuuuj! – Parsknął Tobi.
- Przepraszam! Chciałem powiedzieć, że nie mogłem oddychać – zachichotał.
- Ja też nie – zaśmiał się chłopak.
- Ale poza tym było okej? – Dopytał go.
- Chyba tak…
Gadali jeszcze trochę, obaj nieco zbyt mocno zaaferowani swoimi nowymi przeżyciami. W końcu zgasili latarkę i po prostu położyli się na plecach, gapiąc się w wyklejany świecącymi gwiazdkami sufit. Jake, jak zawsze opowiadał przyjacielowi wymyślone przez siebie, straszne historie o duchach, a Tobias słuchał go z otwartą buzią. Padli dopiero w nocy, kompletnie wycieńczeni, gdzieś w połowie zdania.

3 komentarze:

  1. Hej,
    sam początek interesujący, w pewien sposób zainteresował mnie Jake i Tobiasz ciekawią mnie ich późniejsze relacje, bo jak na razie to mamy dwóch małych,  który odkrywa że zamiast za dziewczynami to za chłopakami się ogląda...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) Mam nadzieję, że główna historia Ci się spodoba :) Na pewno będzie tam masa literówek i moich wpadek, bo pisałam to opowiadanie trochę "na żywo" na bloga, a nie miałam okazji solidnie go sprawdzić, czy tym bardziej poprosić kogoś innego o sprawdzenie. Mimo to lubię je i trzymam kciuki, żebyś Ty również polubiła ;)
      Pozdrowienia :)

      Usuń
  2. Hejka, hejka,
    początek tej historii bardzo interesujący, Jake i Tobiasz bardzo mnie zainteresowali, jakie będą ich późniejsze relacje? bo jak na razie mamy małych chłopców, w tym jednego, który odkrywa że zamiast za dziewczynami to za chłopakami się ogląda...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

Ćpun, diler i psychopata - SAIA - cz. 1

 Pierwszy fragment nowego powiadania :) Koniecznie dajcie znać, jakie macie wrażenia po przeczytaniu! ;)   -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-...