Nie mogę spać. Gorąco. Kot się rozdziera... Pewnie też mu gorąco ;) a to sobie fragment chociaż dodam, a co :)
.-.-.-.-.-.-.
Reszta dnia minęła im na dość niezręcznych próbach omijania tematu ich wspólnej relacji. Sytuacja poprawiła się nieco dopiero wtedy, gdy Rio dostrzegł rany na dłoni Nechtana i zaczął o nie dopytywać. Chcąc, nie chcąc, Neth pokrótce opowiedział mu o swoich nowych odkryciach. Był to dość zajmujący temat, zwłaszcza dla kogoś, dla kogo wędrówki w czasie były jeszcze bardziej nierealnym i przerażającym zjawiskiem, co dla maga, więc w konsekwencji mogli nareszcie zacząć rozmawiać normalnie. A przynajmniej w podobny sposób jak do tej pory.
.-.-.-.-.-.-.
Reszta dnia minęła im na dość niezręcznych próbach omijania tematu ich wspólnej relacji. Sytuacja poprawiła się nieco dopiero wtedy, gdy Rio dostrzegł rany na dłoni Nechtana i zaczął o nie dopytywać. Chcąc, nie chcąc, Neth pokrótce opowiedział mu o swoich nowych odkryciach. Był to dość zajmujący temat, zwłaszcza dla kogoś, dla kogo wędrówki w czasie były jeszcze bardziej nierealnym i przerażającym zjawiskiem, co dla maga, więc w konsekwencji mogli nareszcie zacząć rozmawiać normalnie. A przynajmniej w podobny sposób jak do tej pory.
- Muszę uwarzyć ten eliksir, a jutro planuję tam wrócić. Nie ma na
co czekać – skończył w końcu swój przydługi wywód.
- Zgoda. Idę z tobą – stwierdził Rio bez wahania.
- Nigdzie nie idziesz. Możesz jedynie wrócić do domu. Rio, naprawdę.
To może być niebezpieczne – powtórzył już po raz kolejny tego dnia.
- Nie obchodzi mnie to. Nie mam nic do stracenia. Zadbałem o to
aby Torin miał z czego żyć. W razie kłopotów na miejscu jest Dean.
Nikt nawet nie zauważy, jeśli nie wrócę. Poza tym ktoś musi mieć na ciebie oko.
Podobne rozmowy prowadzili cały wieczór. Riordan nie odpuścił
nawet wtedy gdy udało im się poważnie posprzeczać, kiedy podminowany Neth
oskarżył go o próbę zmarnowania wywaru. Oczywiście był to przypadek. Mężczyzna
wisząc nad niewielkim kociołkiem zaglądał do środka i nieumyślnie potrącił
maga dodającego doń esencji otrzymanej od Achaiusa. Na szczęście obyło się bez
zaczynania całego procesu warzenia od początku, ale Riordan i tak oberwał
umazianą w grudkowatym roztworze szpatułką prosto w nos.
W końcu wycieńczony nudzeniem mężczyzny Neth, zgodził się dla
świętego spokoju zabrać go sobą. Nie oznaczało to że przestał myśleć nad
sposobem, aby się z owej obietnicy wycofać. Rio, który najprawdopodobniej świetnie
zdawał sobie sprawę z przemyśleń maga, nie opuszczał go na krok, pilnując
towarzysza na tyle na ile tylko zdołał.
- Do łazienki też za mną pójdziesz? – ofukał go ścieląc łóżko.
- A chcesz? – Rio uniósł ironicznie brwi.
- Bardzo zabawne… – odparł, wsuwając się pod kołdrę. – Tak w ogóle
to gdzie będziesz spał? – zapytał, kiedy wreszcie dotarło do niego że przecież nie
wynajęli dodatkowego pokoju.
- Z tobą. To chyba oczywiste.
Neth popatrzył na mężczyznę nieco zdziwionym wzrokiem. Na
początku, faktycznie zakładał że Riordan spędzi z nim noc, ale po ostatnim,
niezręcznym zajściu sądził że mężczyzna będzie preferował nieco więcej
przestrzeni.
- Na pewno? – dopytał jeszcze.
- Czułbyś się lepiej, gdybym zaczął udawać że nie wiem jak wyglądasz
nago?
- Kiedyś szło ci to całkiem nieźle – odburknął mag, ale zrobił mu trochę
wolnego miejsca.
Riordan rozebrał się, zostając w samej bieliźnie i wszedł do łóżka.
Ułożył się wygodnie, po czym przerzucił rękę przez bok Nechtana i przyciągnął
go do siebie.
- Strasznie tu ciasno, ale przynajmniej mam pretekst żeby cię trochę
pomacać, królewno – mruknął pod nosem.
- Rio, do cholery!
- Śpij.
Niby jak miał spać w takim towarzystwie. Riordan po prostu
pachniał seksem. Przynajmniej w tamtym momencie, Neth miał takie właśnie zdanie
na ten temat. Chciał się temu poddać, a raczej chciał się oddać jemu. Ciasno
przylegające do jego pośladków biodra mężczyzny nie ułatwiały panowania nad
sobą. Wszystko stawało się coraz mniej oczywiste. W Rennais było prościej.
Następnego dnia gdy Neth otworzył oczy, Rio był już ubrany w swój
powyciągany, jasny sweter i luźne spodnie. Najwyraźniej musiał je wcześniej
odebrać od obsługi. Włosy jak zawsze związał byle jak na czubku głowy. Przy
uszach sterczały mu zgubione, luźne kosmyki. Siedział na łóżku, wsparty o
ścianę i przeglądał jedną z ksiąg, które ubiegłego dnia mag zostawił na
wierzchu.
- Może chcesz się zgłosić na mojego ucznia? Nauczyłbyś się na
przykład, jak zamienić Deana w żabę – mruknął rozespany mag.
- Prędzej to ciebie zamieniłbym w żabę – odparł z uśmiechem
mężczyzna.
Odkąd tylko ponownie się pojawił, Nechtanowi coraz trudniej było
mobilizować się do działania. Wcale nie spieszyło mu się do drogi, a myśl
o poznaniu szczegółów własnej przeszłości nie zdawała się być na tyle
fascynująca, żeby odmawiać sobie dłuższego snu, czy aromatycznej kąpieli w
wannie. Od początku swojego pobytu tutaj, jeszcze nigdy nie spał tak długo, ani
nie miał ochoty zostać w łóżku już po przebudzeniu. Najchętniej zająłby się
czymś zupełnie niezwiązanym z podziemiami Lannion. Może nawet zwyczajnie
zwiedziłby atrakcje tego miasta? Najchętniej wspólnie z Rio.
Rozbudzając się powoli, przypomniał sobie czas kiedy to dopiero co
opuścił mury posiadłości swojego ojca. Pomijając nieustającą świadomość, że
długość jego życia była nierozerwalnie związana z umiejętnością ukrywania się
przed Melvinem, czuł pewien specyficzny rodzaj podniecenia. Było to dla niego
zupełnie nowe doznanie. Nagle stał się wolny. Mógł się udać w każdą stronę
gdzie tylko zapragnął, nic go nie ograniczało. Ziemie Laurenii nie były aż tak
dzikie i zielone, jak te które otaczały jego rodzimy kontynent, lecz nie można
było odmówić im piękna. Przemierzanie ich, poznawanie i podziwianie z pewnością
byłoby fascynującą przygodą podczas której mógłby się wiele nauczyć, a nawet jeśli
nie, to czy życie nie powinno zwyczajnie cieszyć? Czy nie taki był jego sens?
Musiał przyznać że wizja ta u boku Riordana wydawała mu się
wyjątkowo zachęcająca. W końcu mężczyzna znał te ziemie. Umiał porozumiewać się
z ludźmi znacznie śmielej i sprawniej od Nechtana i świetnie radził sobie
w gorszych warunkach bez używania magii. Niestety w obecnych
okolicznościach, nie odważyłby się o tym wszystkim wspominać nawet jeżeli miałaby
to być jedynie rozmowa o bliżej nieokreślonych tęsknotach.
- Nie jest dobrze grozić magowi, wiesz? – Neth przeciągnął się,
wstając powoli.
- Skoro pokonało cię takie małe stworzonko, to chyba nie mam się
czego obawiać – skwitował Rio, wskazując na zakreślony w książce rysunek
hiastapa. – Poza tym, bijesz się jak baba.
- Być może w odróżnieniu od ciebie, mam po prostu zbyt wiele wrodzonej
klasy na uliczne bijatyki – syknął przez zęby.
- Zapewne. - Rio roześmiał się w odpowiedzi na jego obrażoną minę.
Przekomarzali się swoim zwyczajem przez większość poranka, do czasu
kiedy Riordan zmęczony ciasnotą pomieszczenia nie zaproponował by udali się
wreszcie na śniadanie. Neth przystał na ów pomysł, choć sam mimo południa nie
odczuwał jeszcze głodu. Jedzenie nie sprawiało mu naturalnej ludziom
przyjemności, a organoleptycznie przypominało bezsensowne przeżuwanie trawy. Ostatecznie
jednak zaprowadził Riordana do miejsca gdzie zwykle chadzał.
Niewielka restauracja była prawie pusta o tej porze, więc bez
oporów zajęli duży stolik przy oknie. Riordan lubił, gdy promienie słońca
okalały mu twarz, a Neth przepadał za tworzącymi się w konsekwencji tego piegami.
- Nechtan! Już myślałam że wyjechałeś, złotko – powitała ich
z uśmiechem właścicielka lokalu. – Widzę że dzisiaj nie jesteś sam. Reklamujesz
moją restaurację, bardzo się cieszę – zażartowała kobieta, przyglądając się
Riordanowi badawczo.
- Zabrał mnie tutaj na spóźnioną randkę. Wczoraj tak bardzo spieszył
się do łóżka, że musiałem poczekać aż do śniadania. Konam z głodu – wypalił
Rio.
Neth zakrztusił się własną śliną, a starsza kobieta spąsowiała.
- No to… Ja zaraz przyniosę kartę, to sobie coś wybierzecie – rzuciła
zakłopotana.
- Co ci odbiło?! – warknął mag, gdy tylko kobieta odeszła od ich stolika.
- Zasłużyłeś na małą karę. Cały czas starasz się mnie pozbyć, nawet
jeśli obiecałeś darować sobie te wszystkie gadki o niebezpieczeństwach. Wydaje
ci się że nie zauważyłem? Poza tym… Mam ci przypomnieć jakie sceny urządzałeś u
mnie, w Rennais? Już nie wspomnę o tych potwornie zbereźnych rzeczach
jakie robiłeś w klubie u Tary! Każdy mógł to zobaczyć… – Rio udał konspiracyjny
szept. – Ja zobaczyłem. Niestety.
- Ty dupku… - wykrztusił mag.
- Uspokój się, królewno. Przecież i tak niedługo się stąd wyprowadzisz
– odpowiedział pogodnie.
Najwyraźniej wyprowadzenie Nechtana z równowagi całkiem poprawiło
mu humor.
Posiłek zjedli w ciszy, a Neth zdecydowanie odmówił zaproponowanych
mu lodów. Mimo iż rachunek wcale nie był mały, zastawił na stoliku znacznie
więcej pieniędzy niż się należało, mając nadzieję że chociaż w taki sposób zrehabilituje
się jakoś za zachowanie Riordana.
Gniewał się długo, a już najgorzej znosił całkowity brak skruchy
ze strony mężczyzny. Rio podśmiechiwał się pod nosem, wyglądając na
zadowolonego z siebie, podczas gdy on bolał nad swoim upokorzeniem. Mężczyzna przeprosił
dopiero wtedy, gdy chciał porozmawiać z uparcie milczącym magiem na temat ich
dalszych planów.
- Chcesz się tam wybrać jeszcze dzisiaj? – zapytał, obserwując pakującego
się Nechtana.
- Owszem. Nie ma sensu sztucznie przedłużać realizacji naszych,
niestety już wspólnych planów – burknął. Złość jeszcze mu nie minęła. Jakby
rzucone od niechcenia, byle jakie przeprosiny mogły to zmienić.
Gotowy eliksir zakorkował szczelnie i umieścił sobie w kieszeni. Nadmiar
jaki pozostał przezornie umieścił w skrzyni, podejrzewając, że mógł mu się
jeszcze przydać. Właściwie spakował do niej całą resztę swoich rzeczy, na
wypadek gdyby mieli się już tutaj nie pojawić. Do pasa przymocował skórzane woreczki,
wypełnione wcześniej niewykorzystanymi, naładowanymi maną kryształami. Pod ręką
miał też sporą ilość pieniędzy. Na wszelki wypadek. Nauczył się już że w
Laurenii miały one podobną władzę, co magia w jego stronach.
- Gotowy? – rzucił w stronę siedzącego na łóżku Rio.
- A jest szansa na szybki numerek zanim wyruszymy? W końcu mogę
zginąć… - westchnął mężczyzna.
- Pieprz się, Rio! – prychnął mag.
Riordan podniósł się z łóżka z szerokim uśmiechem i założył plecak
na ramiona.
- No to w drogę.
- Wydawało mi się że prowadzisz mnie do biblioteki, a nie do burdelu
– zagadnął go jakiś czas później, zauważając w jaką stronę się kierowali.
- Nie marudź. Nic nie poradzę że to w takim miejscu – sapnął wciąż
zagniewany, ostentacyjnie idąc przyspieszonym krokiem.
Jakby w odpowiedzi na tę krótką wymianę zdań, dosłyszał za sobą
melodyjny kobiecy głos.
- Witaj przystojniaku. Przyprowadziłeś kolegę? Zapewniam że nie
musisz się mnie obawiać! – zaśmiała się dziewczyna zostając w tyle.
Rio zdołał jej jeszcze ochoczo pomachać.
- Doprawdy… - jęknął Neth pod nosem.
Mężczyzna zrównał się z magiem, ale darował sobie komentarz zapewne
słusznie uznając, że bezpieczniej było nie wyprowadzać Nechtana z równowagi
jeszcze bardziej i to tuż przed otwieraniem jakiegoś magicznego portalu.
Neth starał się uspokoić. Rzeczywiście ostatnim czego teraz potrzebował
było głupie rozkojarzenie. Odetchnął głęboko przystając z tyłu za niewysokim
budynkiem. Przymknął oczy, przykucnął i dotykając ściany starego domu oraz
ziemi tuż przy nim, zaczął przenikać maną przez ich powierzchnię. Odciął się od
zewnętrznych bodźców, całkowicie skupiając się na przepływie mocy. Czuł że oczy
uciekają mu pod drżącymi powiekami we wszystkie strony. Mana wdzierała się
swobodnie w ściany, w podłoże i majaczyła w powietrzu. Dokładnie badał
zawirowania tej innej, nieznanej mu energii, wciąż obecnej w tym miejscu. Co więcej,
miał wrażenie że owa moc zaznaczona była jeszcze wyraźniej niż poprzednim
razem. Jakby ktoś korzystał z niej pod jego nieobecność i to całkiem niedawno.
Przytomniejąc, ostrożnie wyciągnął fiolkę z eliksirem ujawniającym.
Odkorkował ją, a jej zawartość wylał w powietrzu. Substancja nie była
już płynna. Zdawała się być lżejsza od powietrza, bowiem unosiła się
delikatnie, a jej objętość zdawała się rozszerzać do postaci matowej delikatnej
mgiełki. Kurczyła się i na powrót rozszerzała, co Nechtanowi nie wiedzieć czemu
skojarzyło się oddychaniem. Powstrzymał jej chaotyczny ruch za pomocą objęć
własnej many i rozproszył ją starannie w promieniu najbliższych kilku
metrów.
Przez krótką chwilę prawie nic się nie działo. Poza tańczącymi
w powietrzu kolorowymi iskierkami, matowa mgiełka okalała otoczenie. Zafascynowany
tym widokiem Rio już miał się odzywać, ale Neth uciszył go gestem dłoni. Na
powrót skupił się na analizowaniu przestrzeni. Już wiedział że coś znalazł i podążył
za tym silnym doznaniem.
- Neth? – Rio wydawał się być czujniejszy i lekko zdenerwowany.
Nie odezwał się więcej i powoli ruszył śladem maga.
Największe skupisko eliksiru utworzyło coś w rodzaju mieniącej się
na błękitno-zielonkawy kolor zawiesiny. Podążając jej tropem doprowadził ich do
starej, zmurszałej studni, stojącej na niewielkim placu pomiędzy budynkami. O
dziwo, nie przypominał sobie, żeby wcześniej tu była. Przez chwilę przyglądał
się jej podejrzliwie, ale dochodząc do wniosku że mogła zostać zamaskowana
celowo, pogodził się z faktem, że była tutaj i prezentowała się całkiem realnie.
Mag obejrzał się na Riordana. Jeszcze teraz mógłby się go jakoś
pozbyć. Później może nie być na to szans, ale teraz mógł go jeszcze zmusić do
powrotu do domu.
Nie czuł się dobrze z myślą o ponownej samotności, ani tym bardziej
ze świadomością niewywiązania się z obietnicy, ale przecież jego zamiary były
podyktowane troską o bezpieczeństwo mężczyzny.
- To tutaj? – upewnił się Rio.
- Wszystko na to wskazuje…
Nechtan przy użyciu magii, odsunął osłaniający studnię betonowy
krąg. Obaj mężczyźni natychmiast zajrzeli do środka i jak się okazało,
zgodnie z przewidywaniami maga, w środku nie znaleźli ani kropli wody.
Studia bynajmniej nie była pusta, jej wnętrze wypełniały skręcające się schody
w dół.
Rio nie zastanawiając się długo. chwycił leżący przy ulicy kamień
i wrzucił go do środka. Przez chwilę słyszeli obijający się od poszczególnych
stopni głuchy odgłos. Nikł, dobiegając ich coraz ciszej i ciszej, aż
w końcu umilkł zupełnie, choć bynajmniej nie było im dane usłyszeć odgłosu
uderzania o dno.
- No dobrze, przynajmniej już wiemy że jest głęboko. Idziemy? – zapytał żywo.
- Rio… – zaczął niepewnie Neth. – Naprawdę nie powinieneś tam iść.
Nie wiem czego możemy się spodziewać. Ja sobie poradzę, ale nie wiem czy zdołam
ochronić także i ciebie kiedy zajdzie taka potrzeba.
Czuł się fatalnie. Dopiero w tej chwili docierało do niego jak niewiele
zrobił, by odwieźć mężczyznę od planu podążania za nim. Powinien był zmusić go
dalece wcześniej by wrócił do domu. Nawet jeśli kosztem ich wzajemnych relacji,
które przecież i tak już nadwyrężył. Odłożył tę rozmowę przez ich głupawe sprzeczki,
a teraz byli tu obaj, a mag nie miał pojęcia jak to naprawić.
- Odpuść sobie. Przecież powiedziałem że więcej nie pozwolę ci
odejść, prawda?
Riordan nie dając mu dojść do słowa, pierwszy wszedł na odsłonięte
schody. Całkowicie zignorował nietęgą minę maga, któremu nie pozostało nic
innego jak tylko przyjąć do świadomości obecny stan rzeczy. Chcąc, nie chcąc ruszył
za mężczyzną, mając nadzieję że nie przyjdzie mu tego żałować.
Jak mogli się spodziewać, po zamknięciu włazu w środku zrobiło się
zupełnie ciemno, więc Neth rozświetlił im drogę niewielkim płomieniem unoszącym
się w górze przed nimi. Dawał on delikatną, jasną poświatę, a przy okazji roztaczał
przyjemne ciepło wewnątrz kamiennych ścian.
W środku studni nie czuć było wilgoci. Było za to okropnie
zimno i śmierdziało ziemią. Nechtan odnosił wrażenie że owo miejsce nigdy
nie miało nic wspólnego ze źródłem wody.
Kamienne bloki tworzące ściany, zdawały się układać tym staranniej,
im dłużej schodzili w dół. Przy którymś z poziomów, niektóre z nich zostały
nawet ozdobione wykuwanymi wzorami. Może i nie były zbyt skomplikowane, ale za
to dopracowane z największą starannością. Składały się na nie głównie kwiaty
i owoce, czasami leśne zwierzęta.
- Po co ktoś miałby robić coś takiego, w miejscu takim jak to? – odezwał się Rio, gdy na moment przystanął by przyjrzeć się rzeźbie skaczącego
jelenia. Zwierzę zostało przedstawione od frontu, w taki sposób że z punktu
widzenia obserwatora biegło prosto na niego.
- Być może przekonamy się jak dojdziemy do końca. Zauważyłeś że są
tutaj tylko niemagiczne stworzenia? Ciekawe. Przecież to niemożliwe, żeby w
takim miejscu pracowali zwykli ludzie…
- Może zwykli ludzie mieli nie bać się tędy schodzić?
Szli już bardzo długo. Neth zaczynał odczuwać poważny dyskomfort w
kolanach i szczerze zastanawiał się jak możliwym było, żeby Riordan nadal
poruszał się tak swobodnie. Sam powoli kombinował nad jakimś magicznym
obejściem dla tego monotonnego schodzenia, aż w końcu udało mu się jedynie
potknąć i wpaść na plecy mężczyzny przed sobą.
- Uważaj królewno. Powinienem cię ponieść, czy po prostu chciałeś
się przytulić? – zapytał Rio, faktycznie obejmując maga przez chwilę.
- To po prostu okropnie niewygodne! Ileż można schodzić?! W głowie
mi się od tego kręci! To miejsce jest przesiąknięte maną, a wszystko wokół
zdaje się temu przeczyć! Powinien tu być jakiś portal, coś normalnego, a nie
jakieś tam schody! – Wybuchnął.
Mag dał popis swojej frustracji.
Czuł ból w napiętych barkach. Nadal silił się na czujność, ale
przy tej ciągłej monotonii ciężko było mu ją zachować. Niepewność dawała się we
znaki, a opanowanie Riordana tylko go drażniło.
- Spokojnie, w końcu dojdziemy – pocieszył go wyrozumiałym głosem.
– Te schody na pewno do czegoś prowadzą. Dasz radę iść sam, czy podać ci rękę?
– zapytał, faktycznie wyciągając dłoń w stronę maga.
Nie wyglądało na to żeby chciał z niego szydzić, lecz Neth i tak
nie mógłby się zdobyć na skorzystanie z jego dobrej woli. Przecież to on miał
za zadanie ich chronić, a Rio był w tym układzie obciążeniem, czyż nie? Nie
działa mu się krzywda, po prostu nie lubił takich niedogodności.
- Nie potrzebuję twojej pomocy i nie bądź taki pewny siebie. Twój
spokój wynika jedynie z niewiedzy. Na twoim miejscu okazałbym odrobinę więcej
pokory! – fuknął jeszcze bardziej zirytowany, po czym ostentacyjnie wyprzedził
Riordana.
- Ty i pokora. Chciałbym to zobaczyć – mruknął Rio bardziej do
siebie, niż do maga. Dalej ruszył już za nim, ustępując mu prowadzenia.
Szli we względnej ciszy (Rio starał się ignorować przytłumione
prychnięcia maga), aż wreszcie po kolejnych metrach nużącej wędrówki, kamień ustąpił
miejsca pomalowanym na złoto ścianom, a płomień Nechtana przestał im być
potrzebny, bowiem w tunelu, w żelaznych, wykuwanych uchwytach wisiały zapalone pochodnie.
Mężczyźni wymienili spojrzenia. Pochodnie paliły się, a więc poza
nimi musiał być tutaj ktoś jeszcze. W pewnym momencie schody z wąskiego,
okrągłego tunelu studni wyprostowały się, aby wprowadzić ich wprost do wysokiego
korytarza o lśniącej marmurowej posadzce. Pod ścianami stały pozłacane ławy,
których siedziska obito czerwonym atłasem. Poza pochodniami, na ścianach nie
wisiały żadne obrazy, czy choćby płaskorzeźby takie jak wcześniej, ani ogólnie nic
innego co miałoby je dodatkowo ozdobić. Bił od nich subtelny blask odbijającego
się światła pochodni i to wystarczyło by z ust Riordana wydobył się odgłos
zachwytu.
- Co u licha… - zdziwił się mag.
- Wygląda jak poczekalnia...
Rio podzielił się z nim swoim pierwszym skojarzeniem. Cały czas
rozglądał się dookoła, najwyraźniej nie mogąc wyjść z podziwu, że coś tak
niesamowitego znajdowało się ukryte głęboko pod ziemią.
- Halo! Czy ktoś tu jest?! Natychmiast się pokaż! – Nechtan odezwał
się głośnym, rozkazującym tonem.
Odkąd opuścili wnętrze studni czuł czyjąś obecność i nie zamierzał
dać się dłużej obserwować z ukrycia. Zdziwiony Riordan zerknął na niego,
lecz po chwili mocniej skupił się na rozpływającej się w nicości ścianie na końcu
korytarza.
Przez ułamek sekundy przez głowę Nechtana przemknęła refleksja,
czy aby na pewno powinien był się odzywać. Automatycznie podszedł bliżej Riordana
i stanął przed nim, chcąc w razie konieczności zasłonić go własnym ciałem.
W rozmytej mgle, która jeszcze przed chwilą była całkiem solidną, realną ścianą,
stanęła jakaś postać. Neth wytężył wzrok żeby jak najszybciej zobaczyć, z kim lub
z czym przyszło się im mierzyć.
Siłą rzeczy od razu poczuł się słabszy i mniej sprawny od swojej
alternatywnej formy. Gdyby nie obecność Riordana, już wcześniej zdecydowałby
się na przemianę. Był to kolejny powód dla którego powinien być tutaj sam.
Osobnik przed nimi miał czerwoną skórę, tyle mag zauważył od razu.
Również czerwone, choć tak ciemne, że wydawały się być zupełnie czarne włosy, lekko
spiczaste uszy i skręcone rogi. Kontury twarzy postaci były ostro zarysowane,
jakby ktoś wyciosał je przy pomocy dłuta. Kości policzkowe, osadzone dość
wysoko, odstawały nieco szerzej niż u przeciętnego człowieka. Był to
mężczyzna, a przynajmniej do połowy tym właśnie był, bowiem od pasa w dół
porośnięty był czymś, co bardziej od włosów przypominało sierść, a jego nogi
zakończone były okrągłymi kopytami jak u konia.
Ze wszystkich atrybutów istoty, największą uwagę przykuwały fantazyjnie
skręcone rogi, które to ich właściciel odruchowo przygładził, zupełnie jak gdyby
poprawiał fryzurę. Pomimo iż ustawiony był do nich frontalnie, dało się
zauważyć snujący się z tyłu, długi ogon zakończony czarnym grotem.
Mężczyzna był niewysoki, za to wyjątkowo muskularny. Uśmiechał się
figlarnie, patrząc na przybyszy, a oniemiały mag uświadomił sobie dobitnie, jak
dokładnie pamiętał ten właśnie uśmiech.
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Riordana nie da się aby został nie ma już zamiaru go zostawiać... znaleźli się w tej bibliotece, ale mają piękne powitanie i kogo dokładnie Nathowi przypomina...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Dziękuję! :) <3
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńoch jak wspaniale, Riordan już go nie zostawi... :) znaleźli się w tej bibliotece... ale mają to piękne powitanie, kogo dokładnie Nathowi przypomina?
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza