Po drodze cz.14


 Nie mogę spać. Gorąco. Kot się rozdziera... Pewnie też mu gorąco ;) a to sobie fragment chociaż dodam, a co :) 
.-.-.-.-.-.-.



Reszta dnia minęła im na dość niezręcznych próbach omijania tematu ich wspólnej relacji. Sytuacja poprawiła się nieco dopiero wtedy, gdy Rio dostrzegł rany na dłoni Nechtana i zaczął o nie dopytywać. Chcąc, nie chcąc, Neth pokrótce opowiedział mu o swoich nowych odkryciach. Był to dość zajmujący temat, zwłaszcza dla kogoś, dla kogo wędrówki w czasie były jeszcze bardziej nierealnym i przerażającym zjawiskiem, co dla maga, więc w konsekwencji mogli nareszcie zacząć rozmawiać normalnie. A przynajmniej w podobny sposób jak do tej pory.
- Muszę uwarzyć ten eliksir, a jutro planuję tam wrócić. Nie ma na co czekać – skończył w końcu swój przydługi wywód.
- Zgoda. Idę z tobą – stwierdził Rio bez wahania.
- Nigdzie nie idziesz. Możesz jedynie wrócić do domu. Rio, naprawdę. To może być niebezpieczne – powtórzył już po raz kolejny tego dnia.
- Nie obchodzi mnie to. Nie mam nic do stracenia. Zadbałem o to aby Torin miał z czego żyć. W razie kłopotów na miejscu jest Dean. Nikt nawet nie zauważy, jeśli nie wrócę. Poza tym ktoś musi mieć na ciebie oko.
Podobne rozmowy prowadzili cały wieczór. Riordan nie odpuścił nawet wtedy gdy udało im się poważnie posprzeczać, kiedy podminowany Neth oskarżył go o próbę zmarnowania wywaru. Oczywiście był to przypadek. Mężczyzna wisząc nad niewielkim kociołkiem zaglądał do środka i nieumyślnie potrącił maga dodającego doń esencji otrzymanej od Achaiusa. Na szczęście obyło się bez zaczynania całego procesu warzenia od początku, ale Riordan i tak oberwał umazianą w grudkowatym roztworze szpatułką prosto w nos.
W końcu wycieńczony nudzeniem mężczyzny Neth, zgodził się dla świętego spokoju zabrać go sobą. Nie oznaczało to że przestał myśleć nad sposobem, aby się z owej obietnicy wycofać. Rio, który najprawdopodobniej świetnie zdawał sobie sprawę z przemyśleń maga, nie opuszczał go na krok, pilnując towarzysza na tyle na ile tylko zdołał.
- Do łazienki też za mną pójdziesz? – ofukał go ścieląc łóżko.
- A chcesz? – Rio uniósł ironicznie brwi.
- Bardzo zabawne… – odparł, wsuwając się pod kołdrę. – Tak w ogóle to gdzie będziesz spał? – zapytał, kiedy wreszcie dotarło do niego że przecież nie wynajęli dodatkowego pokoju.
- Z tobą. To chyba oczywiste.
Neth popatrzył na mężczyznę nieco zdziwionym wzrokiem. Na początku, faktycznie zakładał że Riordan spędzi z nim noc, ale po ostatnim, niezręcznym zajściu sądził że mężczyzna będzie preferował nieco więcej przestrzeni.
- Na pewno? – dopytał jeszcze.
- Czułbyś się lepiej, gdybym zaczął udawać że nie wiem jak wyglądasz nago?
- Kiedyś szło ci to całkiem nieźle – odburknął mag, ale zrobił mu trochę wolnego miejsca.
Riordan rozebrał się, zostając w samej bieliźnie i wszedł do łóżka. Ułożył się wygodnie, po czym przerzucił rękę przez bok Nechtana i przyciągnął go do siebie.
- Strasznie tu ciasno, ale przynajmniej mam pretekst żeby cię trochę pomacać, królewno – mruknął pod nosem.
- Rio, do cholery!
- Śpij.
Niby jak miał spać w takim towarzystwie. Riordan po prostu pachniał seksem. Przynajmniej w tamtym momencie, Neth miał takie właśnie zdanie na ten temat. Chciał się temu poddać, a raczej chciał się oddać jemu. Ciasno przylegające do jego pośladków biodra mężczyzny nie ułatwiały panowania nad sobą. Wszystko stawało się coraz mniej oczywiste. W Rennais było prościej.

Następnego dnia gdy Neth otworzył oczy, Rio był już ubrany w swój powyciągany, jasny sweter i luźne spodnie. Najwyraźniej musiał je wcześniej odebrać od obsługi. Włosy jak zawsze związał byle jak na czubku głowy. Przy uszach sterczały mu zgubione, luźne kosmyki. Siedział na łóżku, wsparty o ścianę i przeglądał jedną z ksiąg, które ubiegłego dnia mag zostawił na wierzchu.
- Może chcesz się zgłosić na mojego ucznia? Nauczyłbyś się na przykład, jak zamienić Deana w żabę – mruknął rozespany mag.
- Prędzej to ciebie zamieniłbym w żabę – odparł z uśmiechem mężczyzna.
Odkąd tylko ponownie się pojawił, Nechtanowi coraz trudniej było mobilizować się do działania. Wcale nie spieszyło mu się do drogi, a myśl o poznaniu szczegółów własnej przeszłości nie zdawała się być na tyle fascynująca, żeby odmawiać sobie dłuższego snu, czy aromatycznej kąpieli w wannie. Od początku swojego pobytu tutaj, jeszcze nigdy nie spał tak długo, ani nie miał ochoty zostać w łóżku już po przebudzeniu. Najchętniej zająłby się czymś zupełnie niezwiązanym z podziemiami Lannion. Może nawet zwyczajnie zwiedziłby atrakcje tego miasta? Najchętniej wspólnie z Rio.
Rozbudzając się powoli, przypomniał sobie czas kiedy to dopiero co opuścił mury posiadłości swojego ojca. Pomijając nieustającą świadomość, że długość jego życia była nierozerwalnie związana z umiejętnością ukrywania się przed Melvinem, czuł pewien specyficzny rodzaj podniecenia. Było to dla niego zupełnie nowe doznanie. Nagle stał się wolny. Mógł się udać w każdą stronę gdzie tylko zapragnął, nic go nie ograniczało. Ziemie Laurenii nie były aż tak dzikie i zielone, jak te które otaczały jego rodzimy kontynent, lecz nie można było odmówić im piękna. Przemierzanie ich, poznawanie i podziwianie z pewnością byłoby fascynującą przygodą podczas której mógłby się wiele nauczyć, a nawet jeśli nie, to czy życie nie powinno zwyczajnie cieszyć? Czy nie taki był jego sens?
Musiał przyznać że wizja ta u boku Riordana wydawała mu się wyjątkowo zachęcająca. W końcu mężczyzna znał te ziemie. Umiał porozumiewać się z ludźmi znacznie śmielej i sprawniej od Nechtana i świetnie radził sobie w gorszych warunkach bez używania magii. Niestety w obecnych okolicznościach, nie odważyłby się o tym wszystkim wspominać nawet jeżeli miałaby to być jedynie rozmowa o bliżej nieokreślonych tęsknotach.
- Nie jest dobrze grozić magowi, wiesz? – Neth przeciągnął się, wstając powoli.
- Skoro pokonało cię takie małe stworzonko, to chyba nie mam się czego obawiać – skwitował Rio, wskazując na zakreślony w książce rysunek hiastapa. – Poza tym, bijesz się jak baba.
- Być może w odróżnieniu od ciebie, mam po prostu zbyt wiele wrodzonej klasy na uliczne bijatyki – syknął przez zęby.
- Zapewne. - Rio roześmiał się w odpowiedzi na jego obrażoną minę.
Przekomarzali się swoim zwyczajem przez większość poranka, do czasu kiedy Riordan zmęczony ciasnotą pomieszczenia nie zaproponował by udali się wreszcie na śniadanie. Neth przystał na ów pomysł, choć sam mimo południa nie odczuwał jeszcze głodu. Jedzenie nie sprawiało mu naturalnej ludziom przyjemności, a organoleptycznie przypominało bezsensowne przeżuwanie trawy. Ostatecznie jednak zaprowadził Riordana do miejsca gdzie zwykle chadzał.
Niewielka restauracja była prawie pusta o tej porze, więc bez oporów zajęli duży stolik przy oknie. Riordan lubił, gdy promienie słońca okalały mu twarz, a Neth przepadał za tworzącymi się w konsekwencji tego piegami.
- Nechtan! Już myślałam że wyjechałeś, złotko – powitała ich z uśmiechem właścicielka lokalu. – Widzę że dzisiaj nie jesteś sam. Reklamujesz moją restaurację, bardzo się cieszę – zażartowała kobieta, przyglądając się Riordanowi badawczo.
- Zabrał mnie tutaj na spóźnioną randkę. Wczoraj tak bardzo spieszył się do łóżka, że musiałem poczekać aż do śniadania. Konam z głodu – wypalił Rio.
Neth zakrztusił się własną śliną, a starsza kobieta spąsowiała.
- No to… Ja zaraz przyniosę kartę, to sobie coś wybierzecie – rzuciła zakłopotana.
- Co ci odbiło?! – warknął mag, gdy tylko kobieta odeszła od ich stolika.
- Zasłużyłeś na małą karę. Cały czas starasz się mnie pozbyć, nawet jeśli obiecałeś darować sobie te wszystkie gadki o niebezpieczeństwach. Wydaje ci się że nie zauważyłem? Poza tym… Mam ci przypomnieć jakie sceny urządzałeś u mnie, w Rennais? Już nie wspomnę o tych potwornie zbereźnych rzeczach jakie robiłeś w klubie u Tary! Każdy mógł to zobaczyć… – Rio udał konspiracyjny szept. – Ja zobaczyłem. Niestety.
- Ty dupku… - wykrztusił mag.
- Uspokój się, królewno. Przecież i tak niedługo się stąd wyprowadzisz – odpowiedział pogodnie.
Najwyraźniej wyprowadzenie Nechtana z równowagi całkiem poprawiło mu humor.
Posiłek zjedli w ciszy, a Neth zdecydowanie odmówił zaproponowanych mu lodów. Mimo iż rachunek wcale nie był mały, zastawił na stoliku znacznie więcej pieniędzy niż się należało, mając nadzieję że chociaż w taki sposób zrehabilituje się jakoś za zachowanie Riordana.

Gniewał się długo, a już najgorzej znosił całkowity brak skruchy ze strony mężczyzny. Rio podśmiechiwał się pod nosem, wyglądając na zadowolonego z siebie, podczas gdy on bolał nad swoim upokorzeniem. Mężczyzna przeprosił dopiero wtedy, gdy chciał porozmawiać z uparcie milczącym magiem na temat ich dalszych planów.
- Chcesz się tam wybrać jeszcze dzisiaj? – zapytał, obserwując pakującego się Nechtana.
- Owszem. Nie ma sensu sztucznie przedłużać realizacji naszych, niestety już wspólnych planów – burknął. Złość jeszcze mu nie minęła. Jakby rzucone od niechcenia, byle jakie przeprosiny mogły to zmienić.
Gotowy eliksir zakorkował szczelnie i umieścił sobie w kieszeni. Nadmiar jaki pozostał przezornie umieścił w skrzyni, podejrzewając, że mógł mu się jeszcze przydać. Właściwie spakował do niej całą resztę swoich rzeczy, na wypadek gdyby mieli się już tutaj nie pojawić. Do pasa przymocował skórzane woreczki, wypełnione wcześniej niewykorzystanymi, naładowanymi maną kryształami. Pod ręką miał też sporą ilość pieniędzy. Na wszelki wypadek. Nauczył się już że w Laurenii miały one podobną władzę, co magia w jego stronach.
- Gotowy? – rzucił w stronę siedzącego na łóżku Rio.
- A jest szansa na szybki numerek zanim wyruszymy? W końcu mogę zginąć… - westchnął mężczyzna.
- Pieprz się, Rio! – prychnął mag.
Riordan podniósł się z łóżka z szerokim uśmiechem i założył plecak na ramiona.
- No to w drogę.

- Wydawało mi się że prowadzisz mnie do biblioteki, a nie do burdelu – zagadnął go jakiś czas później, zauważając w jaką stronę się kierowali.
- Nie marudź. Nic nie poradzę że to w takim miejscu – sapnął wciąż zagniewany, ostentacyjnie idąc przyspieszonym krokiem.
Jakby w odpowiedzi na tę krótką wymianę zdań, dosłyszał za sobą melodyjny kobiecy głos.
- Witaj przystojniaku. Przyprowadziłeś kolegę? Zapewniam że nie musisz się mnie obawiać! – zaśmiała się dziewczyna zostając w tyle.
Rio zdołał jej jeszcze ochoczo pomachać.
- Doprawdy… - jęknął Neth pod nosem.
Mężczyzna zrównał się z magiem, ale darował sobie komentarz zapewne słusznie uznając, że bezpieczniej było nie wyprowadzać Nechtana z równowagi jeszcze bardziej i to tuż przed otwieraniem jakiegoś magicznego portalu.
Neth starał się uspokoić. Rzeczywiście ostatnim czego teraz potrzebował było głupie rozkojarzenie. Odetchnął głęboko przystając z tyłu za niewysokim budynkiem. Przymknął oczy, przykucnął i dotykając ściany starego domu oraz ziemi tuż przy nim, zaczął przenikać maną przez ich powierzchnię. Odciął się od zewnętrznych bodźców, całkowicie skupiając się na przepływie mocy. Czuł że oczy uciekają mu pod drżącymi powiekami we wszystkie strony. Mana wdzierała się swobodnie w ściany, w podłoże i majaczyła w powietrzu. Dokładnie badał zawirowania tej innej, nieznanej mu energii, wciąż obecnej w tym miejscu. Co więcej, miał wrażenie że owa moc zaznaczona była jeszcze wyraźniej niż poprzednim razem. Jakby ktoś korzystał z niej pod jego nieobecność i to całkiem niedawno.
Przytomniejąc, ostrożnie wyciągnął fiolkę z eliksirem ujawniającym. Odkorkował ją, a jej zawartość wylał w powietrzu. Substancja nie była już płynna. Zdawała się być lżejsza od powietrza, bowiem unosiła się delikatnie, a jej objętość zdawała się rozszerzać do postaci matowej delikatnej mgiełki. Kurczyła się i na powrót rozszerzała, co Nechtanowi nie wiedzieć czemu skojarzyło się oddychaniem. Powstrzymał jej chaotyczny ruch za pomocą objęć własnej many i rozproszył ją starannie w promieniu najbliższych kilku metrów.
Przez krótką chwilę prawie nic się nie działo. Poza tańczącymi w powietrzu kolorowymi iskierkami, matowa mgiełka okalała otoczenie. Zafascynowany tym widokiem Rio już miał się odzywać, ale Neth uciszył go gestem dłoni. Na powrót skupił się na analizowaniu przestrzeni. Już wiedział że coś znalazł i podążył za tym silnym doznaniem.
- Neth? – Rio wydawał się być czujniejszy i lekko zdenerwowany. Nie odezwał się więcej i powoli ruszył śladem maga.
Największe skupisko eliksiru utworzyło coś w rodzaju mieniącej się na błękitno-zielonkawy kolor zawiesiny. Podążając jej tropem doprowadził ich do starej, zmurszałej studni, stojącej na niewielkim placu pomiędzy budynkami. O dziwo, nie przypominał sobie, żeby wcześniej tu była. Przez chwilę przyglądał się jej podejrzliwie, ale dochodząc do wniosku że mogła zostać zamaskowana celowo, pogodził się z faktem, że była tutaj i prezentowała się całkiem realnie.
Mag obejrzał się na Riordana. Jeszcze teraz mógłby się go jakoś pozbyć. Później może nie być na to szans, ale teraz mógł go jeszcze zmusić do powrotu do domu.
Nie czuł się dobrze z myślą o ponownej samotności, ani tym bardziej ze świadomością niewywiązania się z obietnicy, ale przecież jego zamiary były podyktowane troską o bezpieczeństwo mężczyzny.
- To tutaj? – upewnił się Rio.
- Wszystko na to wskazuje…
Nechtan przy użyciu magii, odsunął osłaniający studnię betonowy krąg. Obaj mężczyźni natychmiast zajrzeli do środka i jak się okazało, zgodnie z przewidywaniami maga, w środku nie znaleźli ani kropli wody. Studia bynajmniej nie była pusta, jej wnętrze wypełniały skręcające się schody w dół.
Rio nie zastanawiając się długo. chwycił leżący przy ulicy kamień i wrzucił go do środka. Przez chwilę słyszeli obijający się od poszczególnych stopni głuchy odgłos. Nikł, dobiegając ich coraz ciszej i ciszej, aż w końcu umilkł zupełnie, choć bynajmniej nie było im dane usłyszeć odgłosu uderzania o dno.
- No dobrze, przynajmniej już wiemy że jest głęboko. Idziemy? – zapytał żywo.
- Rio… – zaczął niepewnie Neth. – Naprawdę nie powinieneś tam iść. Nie wiem czego możemy się spodziewać. Ja sobie poradzę, ale nie wiem czy zdołam ochronić także i ciebie kiedy zajdzie taka potrzeba.
Czuł się fatalnie. Dopiero w tej chwili docierało do niego jak niewiele zrobił, by odwieźć mężczyznę od planu podążania za nim. Powinien był zmusić go dalece wcześniej by wrócił do domu. Nawet jeśli kosztem ich wzajemnych relacji, które przecież i tak już nadwyrężył. Odłożył tę rozmowę przez ich głupawe sprzeczki, a teraz byli tu obaj, a mag nie miał pojęcia jak to naprawić.
- Odpuść sobie. Przecież powiedziałem że więcej nie pozwolę ci odejść, prawda?
Riordan nie dając mu dojść do słowa, pierwszy wszedł na odsłonięte schody. Całkowicie zignorował nietęgą minę maga, któremu nie pozostało nic innego jak tylko przyjąć do świadomości obecny stan rzeczy. Chcąc, nie chcąc ruszył za mężczyzną, mając nadzieję że nie przyjdzie mu tego żałować.
Jak mogli się spodziewać, po zamknięciu włazu w środku zrobiło się zupełnie ciemno, więc Neth rozświetlił im drogę niewielkim płomieniem unoszącym się w górze przed nimi. Dawał on delikatną, jasną poświatę, a przy okazji roztaczał przyjemne ciepło wewnątrz kamiennych ścian.
W środku studni nie czuć było wilgoci. Było za to okropnie zimno i śmierdziało ziemią. Nechtan odnosił wrażenie że owo miejsce nigdy nie miało nic wspólnego ze źródłem wody.
Kamienne bloki tworzące ściany, zdawały się układać tym staranniej, im dłużej schodzili w dół. Przy którymś z poziomów, niektóre z nich zostały nawet ozdobione wykuwanymi wzorami. Może i nie były zbyt skomplikowane, ale za to dopracowane z największą starannością. Składały się na nie głównie kwiaty i owoce, czasami leśne zwierzęta.
- Po co ktoś miałby robić coś takiego, w miejscu takim jak to? – odezwał się Rio, gdy na moment przystanął by przyjrzeć się rzeźbie skaczącego jelenia. Zwierzę zostało przedstawione od frontu, w taki sposób że z punktu widzenia obserwatora biegło prosto na niego.
- Być może przekonamy się jak dojdziemy do końca. Zauważyłeś że są tutaj tylko niemagiczne stworzenia? Ciekawe. Przecież to niemożliwe, żeby w takim miejscu pracowali zwykli ludzie…
- Może zwykli ludzie mieli nie bać się tędy schodzić?

Szli już bardzo długo. Neth zaczynał odczuwać poważny dyskomfort w kolanach i szczerze zastanawiał się jak możliwym było, żeby Riordan nadal poruszał się tak swobodnie. Sam powoli kombinował nad jakimś magicznym obejściem dla tego monotonnego schodzenia, aż w końcu udało mu się jedynie potknąć i wpaść na plecy mężczyzny przed sobą.
- Uważaj królewno. Powinienem cię ponieść, czy po prostu chciałeś się przytulić? – zapytał Rio, faktycznie obejmując maga przez chwilę.
- To po prostu okropnie niewygodne! Ileż można schodzić?! W głowie mi się od tego kręci! To miejsce jest przesiąknięte maną, a wszystko wokół zdaje się temu przeczyć! Powinien tu być jakiś portal, coś normalnego, a nie jakieś tam schody! – Wybuchnął.
Mag dał popis swojej frustracji.
Czuł ból w napiętych barkach. Nadal silił się na czujność, ale przy tej ciągłej monotonii ciężko było mu ją zachować. Niepewność dawała się we znaki, a opanowanie Riordana tylko go drażniło.
- Spokojnie, w końcu dojdziemy – pocieszył go wyrozumiałym głosem. – Te schody na pewno do czegoś prowadzą. Dasz radę iść sam, czy podać ci rękę? – zapytał, faktycznie wyciągając dłoń w stronę maga.
Nie wyglądało na to żeby chciał z niego szydzić, lecz Neth i tak nie mógłby się zdobyć na skorzystanie z jego dobrej woli. Przecież to on miał za zadanie ich chronić, a Rio był w tym układzie obciążeniem, czyż nie? Nie działa mu się krzywda, po prostu nie lubił takich niedogodności.
- Nie potrzebuję twojej pomocy i nie bądź taki pewny siebie. Twój spokój wynika jedynie z niewiedzy. Na twoim miejscu okazałbym odrobinę więcej pokory! – fuknął jeszcze bardziej zirytowany, po czym ostentacyjnie wyprzedził Riordana.
- Ty i pokora. Chciałbym to zobaczyć – mruknął Rio bardziej do siebie, niż do maga. Dalej ruszył już za nim, ustępując mu prowadzenia.
Szli we względnej ciszy (Rio starał się ignorować przytłumione prychnięcia maga), aż wreszcie po kolejnych metrach nużącej wędrówki, kamień ustąpił miejsca pomalowanym na złoto ścianom, a płomień Nechtana przestał im być potrzebny, bowiem w tunelu, w żelaznych, wykuwanych uchwytach wisiały zapalone pochodnie.
Mężczyźni wymienili spojrzenia. Pochodnie paliły się, a więc poza nimi musiał być tutaj ktoś jeszcze. W pewnym momencie schody z wąskiego, okrągłego tunelu studni wyprostowały się, aby wprowadzić ich wprost do wysokiego korytarza o lśniącej marmurowej posadzce. Pod ścianami stały pozłacane ławy, których siedziska obito czerwonym atłasem. Poza pochodniami, na ścianach nie wisiały żadne obrazy, czy choćby płaskorzeźby takie jak wcześniej, ani ogólnie nic innego co miałoby je dodatkowo ozdobić. Bił od nich subtelny blask odbijającego się światła pochodni i to wystarczyło by z ust Riordana wydobył się odgłos zachwytu.
- Co u licha… - zdziwił się mag.
- Wygląda jak poczekalnia...
Rio podzielił się z nim swoim pierwszym skojarzeniem. Cały czas rozglądał się dookoła, najwyraźniej nie mogąc wyjść z podziwu, że coś tak niesamowitego znajdowało się ukryte głęboko pod ziemią.
- Halo! Czy ktoś tu jest?! Natychmiast się pokaż! – Nechtan odezwał się głośnym, rozkazującym tonem.
Odkąd opuścili wnętrze studni czuł czyjąś obecność i nie zamierzał dać się dłużej obserwować z ukrycia. Zdziwiony Riordan zerknął na niego, lecz po chwili mocniej skupił się na rozpływającej się w nicości ścianie na końcu korytarza.
Przez ułamek sekundy przez głowę Nechtana przemknęła refleksja, czy aby na pewno powinien był się odzywać. Automatycznie podszedł bliżej Riordana i stanął przed nim, chcąc w razie konieczności zasłonić go własnym ciałem. W rozmytej mgle, która jeszcze przed chwilą była całkiem solidną, realną ścianą, stanęła jakaś postać. Neth wytężył wzrok żeby jak najszybciej zobaczyć, z kim lub z czym przyszło się im mierzyć.
Siłą rzeczy od razu poczuł się słabszy i mniej sprawny od swojej alternatywnej formy. Gdyby nie obecność Riordana, już wcześniej zdecydowałby się na przemianę. Był to kolejny powód dla którego powinien być tutaj sam.
Osobnik przed nimi miał czerwoną skórę, tyle mag zauważył od razu. Również czerwone, choć tak ciemne, że wydawały się być zupełnie czarne włosy, lekko spiczaste uszy i skręcone rogi. Kontury twarzy postaci były ostro zarysowane, jakby ktoś wyciosał je przy pomocy dłuta. Kości policzkowe, osadzone dość wysoko, odstawały nieco szerzej niż u przeciętnego człowieka. Był to mężczyzna, a przynajmniej do połowy tym właśnie był, bowiem od pasa w dół porośnięty był czymś, co bardziej od włosów przypominało sierść, a jego nogi zakończone były okrągłymi kopytami jak u konia.
Ze wszystkich atrybutów istoty, największą uwagę przykuwały fantazyjnie skręcone rogi, które to ich właściciel odruchowo przygładził, zupełnie jak gdyby poprawiał fryzurę. Pomimo iż ustawiony był do nich frontalnie, dało się zauważyć snujący się z tyłu, długi ogon zakończony czarnym grotem.
Mężczyzna był niewysoki, za to wyjątkowo muskularny. Uśmiechał się figlarnie, patrząc na przybyszy, a oniemiały mag uświadomił sobie dobitnie, jak dokładnie pamiętał ten właśnie uśmiech.

3 komentarze:

  1. Hejka,
    wspaniały rozdział, Riordana nie da się aby został nie ma już zamiaru go zostawiać... znaleźli się w tej bibliotece, ale mają piękne powitanie i kogo dokładnie Nathowi przypomina...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    och jak wspaniale, Riordan już go nie zostawi...  :) znaleźli się w tej bibliotece... ale mają to piękne powitanie, kogo dokładnie Nathowi przypomina?
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

Ćpun, diler i psychopata - SAIA - cz. 1

 Pierwszy fragment nowego powiadania :) Koniecznie dajcie znać, jakie macie wrażenia po przeczytaniu! ;)   -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-...