No dobra, coś poklikałam i mam nadzieję, ze przypadkowo nie pozmieniałam treści 🤔 To już ostatni fragment z 3 rozdziału 😉
-. -. -. -. -. -. -
W samym przejściu stała bardzo wysoka, szczupła postać. Wyglądała jakby była posklejana z drobno zmielonych kamieni, ale jednocześnie poruszała się w opływowy, prawie niematerialny sposób. Istota ta sylwetką bardziej przypominała mężczyznę, choć można to było poznać jedynie po braku kobiecych piersi i szerszych ramionach, bowiem pomimo nagości, nie posiadała innych atrybutów płci. Nie miała też twarzy. Zamiast tego na jej miejscu ziała pustką.
-. -. -. -. -. -. -
W samym przejściu stała bardzo wysoka, szczupła postać. Wyglądała jakby była posklejana z drobno zmielonych kamieni, ale jednocześnie poruszała się w opływowy, prawie niematerialny sposób. Istota ta sylwetką bardziej przypominała mężczyznę, choć można to było poznać jedynie po braku kobiecych piersi i szerszych ramionach, bowiem pomimo nagości, nie posiadała innych atrybutów płci. Nie miała też twarzy. Zamiast tego na jej miejscu ziała pustką.
- Możecie przejść - pomimo
widzialnej formy, głos istoty nadal wybrzmiewał bezpośrednio w głowach jej
rozmówców.
Nazwanie miejsca, w którym się znaleźli biblioteką, było
zdecydowanym nadużyciem. Nie było to nawet całe pomieszczenie. Neth dostrzegł
dwie, prostopadłe do siebie kamienne ściany przy których ustawiono kilka stosów
ksiąg. Trzecia ściana była częściowo zawalona, częściowo pokryta sadzą. Dookoła
widniały zgliszcza. Ponad ścianami, a także wszędzie dokoła, dostrzec
można było jedynie ciemność. Zdawało się, że to miejsce było wyrwanym
fragmentem jakiejś innej rzeczywistości, umieszczonym po środku niczego.
- Czy te stosy są jakoś pogrupowane? – Neth zastanawiał się jak
miał cokolwiek odnaleźć w takim chaosie.
- Podam ci wszystko czego ci
potrzeba magu. Usiądź.
Jakby na zawołanie dostrzegł biurko i krzesło stojące na środku
tej parodii sali. Nie był pewny czy po prostu je przeoczył, czy pojawiły się przywołane
przez ich pana.
Rozejrzał się za Riordanem, ale ten po prostu krążył między
stosami, raz po raz zaglądając do różnych ksiąg, Chciał podążyć wzrokiem za
golemem, ale ku swemu zdziwieniu dostrzegł, że na biurku czekał już niewielki
stosik wybranych tomów, a istota zdążyła się oddalić. Nie żeby mag wątpił w to,
że nadal czujnie ich obserwowała. Zdziwiony uniósł brwi, ale w końcu
faktycznie usiadł i sięgnął do pierwszej z ksiąg.
Pozycja zawierała ilustrowane rodowody wampirów wyższych. Nie
wiedział czemu miałaby mu służyć ta wiedza, ale z czystej ciekawości
przekartkował pozycję w poszukiwaniu jakiejś twarzy czy imienia, które wydałyby
mu się znajome. Właściwie nawet odetchnął z ulgą, kiedy nie znalazł tam nikogo
takiego.
Musiał przyznać, że wampiry wyższe były piękne. Czy to mężczyźni,
czy kobiety - ich powierzchowność mogła budzić podziw. Gęste, lśniące włosy,
hipnotyzujące spojrzenia. Zastanawiał się czy księga specjalnie ukazywała je w
taki sposób, czy po prostu realnie odzwierciedlała rzeczywistość. Jeśli była
spisana przez jedną z takich istot, ryciny mogły być delikatnie przekłamane na
ich korzyść. Zdaniem maga wampiry zwyczajnie nie posiadały innych zalet, które
mogłyby eksponować.
Kolejna księga wymieniała magów, którzy pomimo wieku i wszelkich
predyspozycji zostali pozbawieni przywileju nazywania siebie starszymi. Było wszak
kilka praw ustalonych na samym początku, których wszyscy magowie bezwzględnie
musieli przestrzegać. Wszyscy oni sami przyjęli te właśnie prawa, a później
znaleźli się tacy, którzy i tak je złamali. Nechtan pobieżnie przeglądnął
księgę. Ona również go nie dotyczyła.
Kilka pozostałych tomów opisywało wojny magów z wampirami. Czarodzieje
doprawdy czynili wiele, żeby wytępić te stworzenia. W jednej z ksiąg znalazł
opisy tortur jakie stosowano na pojmanych żywcem wampirach. O ile rozumiał,
dlaczego się ich pozbywano, o tyle doprawdy nie był w stanie pojąć, jak inteligentny
gatunek, który miał chronić innych, mógł być tak potwornie bezwzględny wobec
tych których musiał wyeliminować. Ryciny były przerażające. Niektóre przedstawiały
kobiety przywiązane w pełnym słońcu do nabitych gwoździami stalowych pali które
dodatkowo rozgrzewano ogniem. Inne mężczyzn, którym wycinano żebra i wyrywano
na wierzch płuca. Istne stosy spalonych ciał. Neth nie mógł w to uwierzyć, nie
chciał w to wierzyć. Czuł jak ślina gęstniała mu w ustach, a wręcz wydawało mu
się, że od ciągłego wykrzywiania się w reakcji na te potworne obrazy, czuł własną
krew na zębach. Naprawdę o tym nie wiedział. Wszystko to zdawało się mieć
miejsce w zupełnie innym świecie. Przecież magowie byli potężni, inteligentni
i tolerancyjni. Dbali o inne rasy, chcieli wspierać ich rozwój. Czasami
konieczne było unormowanie liczebności jakiegoś gatunku dla dobra ogółu, ale
nie w taki sposób. Nie takim kosztem. Były dziesiątki innych sposobów… Po raz
pierwszy w życiu poczuł prawdziwy wstyd z powodu tego kim był.
Obejrzał się na Riordana. Mężczyzna cały czas z nim był. Bez
względu na to czego już przy nim doświadczył, wspierał go, a on nawet nie umiał
okazać mu wdzięczności we właściwy sposób.
- Neth? Wyglądasz jakbyś miał zwymiotować...
- Tak się czuję – odparł czując jak dreszcze wstrząsają jego
ciałem.
- Znalazłeś coś ciekawego?
- Nic. A ty? – Mag uniósł wzrok na mężczyznę.
- Książkę o demonach – zamachał w powietrzu opasłym tomiskiem. – Cholernie
ciężka. Dosłownie i w przenośni – zaśmiał się. - Ciężko coś z tego zrozumieć.
- Uważaj. Takie księgi to często zwykłe pułapki na śmiertelników.
Większość prawdziwie użytecznej wiedzy o demonach, zawarta jest w źródłach,
których nie można ot tak dotykać.
Po tym krótkim ostrzeżeniu, wrócił do wertowania swojego stosu. Był
zmęczony. Powoli zaczynał odczuwać głód, a to oznaczało, że od początku ich wyprawy
musiało upłynąć naprawdę sporo czasu. Riordan musiał być potwornie głodny, a
jednak wcale nie narzekał. Mag miał wrażenie, że zaczynał się tu dusić. Chciał
wydostać się na powierzchnię. Zmuszał się do przeglądania ksiąg przed sobą, ale
łapał się na ciągle powracającej myśli, że naprawdę chciał się już wydostać z
tej swojej upragnionej biblioteki. Był zły na siebie, ponieważ przejrzał już tak
wiele informacji, a jak dotąd nie znalazł zupełnie nic, co mogłoby być dla
niego istotne. Doskwierało mu poczucie traconego czasu, a przynajmniej było
tak do momentu, gdy wziął do rąk pięknie zdobioną, oprawioną w grubą skórę księgę,
w której nareszcie natrafił na coś interesującego.
Księga obejmowała rodowody wszystkich Starszych magów. Znudzony,
na początku przeglądał je od niechcenia, dopóki na jednej z rycin nie dostrzegł
Melvina. Zawisł z nosem nad lekko wypłowiałą stronicą, wpatrując się w cienkie,
złote linie łączące małżonków. Imię Melvina połączono z innym. Ethlinn. Poniżej
prowadziła cienka linia prowadząca do jego własnego imienia. „Nechtan, syn
Melvina”.
Czyżby? Więc to była jego matka? Neth czuł jak palce trzymające
stronę robiły mu się coraz zimniejsze i wilgotniejsze od potu. Dokładnie
przyjrzał się rycinie. Kobieta była piękna. Naprawdę istniała i rzeczywiście
mógł się w niej dopatrzeć podobieństwa do swojej osoby. Miała włosy w tym
samym kolorze, choć znacznie dłuższe i splecione w gęsty warkocz. Miała
też prawie taki sam nos - może troszeczkę drobniejszy, te same duże, zielone
oczy i bardzo długie rzęsy…
Neth wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany. Ona również miała
bardzo bladą skórę. Możliwe, że jeszcze bardziej bladą od niego. I pełne,
idealnie wykrojone usta. Wyglądała prawie jak lalka. Była bardzo młoda, a przynajmniej
oceniając to tylko i wyłącznie przez pryzmat ludzkiego wzroku. Nie, nie mogła
mieć więcej niż dwadzieścia lat. Mag zmarszczył brwi. Nienawidził tego swojego
uczucia niepokoju. Towarzyszyło mu zawsze wtedy, kiedy już wiedział, że coś było
nie do końca tak jak być powinno, ale jeszcze nie zdawał sobie sprawę z tego, co.
Ciągle było zbyt wiele niewiadomych. Wciąż za mało odpowiedzi.
Odsunął krzesło i wstał by przejść się wzdłuż pomieszczenia, ale nogi
odmówiły mu posłuszeństwa. Usiadł z powrotem, czując nerwowy ból w podbrzuszu.
Bał się tego co mógł za chwilę odkryć. Miał to na wyciągnięcie ręki, ale nie był
pewien czy był na to gotów. Co za irytujące uczucie!
- Neth? – Rio podszedł do maga, również pochylając się nad
rysunkiem. – O cholera…
- No właśnie.
- To twoja matka? Niesamowite! Jesteście jak dwie krople wody! –
Riordan podniósł księgę do góry i przystawił ją do twarzy Nechtana porównując
widok. – Po ojcu odziedziczyłeś chyba tylko tę zmanierowaną minę – zażartował.
- Ona jest taka młoda… jak… jak mogła być z moim ojcem? – Mag patrzył
na Riordana, jakby spodziewał się, że mężczyzna wytłumaczy mu, dlaczego czuł
się z tym wszystkim tak potwornie źle. Przecież tego właśnie chciał. Chciał
dowiedzieć się kim była ta kobieta. Ta dziewczyna. Niby ją odnalazł, ale wcale
nie dowiedział się niczego istotnego na jej temat. Przecież gdzieś tutaj musiało
kryć się coś więcej.
- No nie przesadzaj, przecież twój ojciec też wygląda młodo –
odparł Rio, przyglądając się portretowi Melvina. – Poza tym sam nie miałeś
obiekcji idąc do łóżka z facetem, jakby nie było ponad setkę lat młodszym
od siebie! Jestem jeszcze taki młody… - mężczyzna machnął teatralnie ręką,
trochę parodiując reakcję maga. – Daj spokój Neth, nie widzę w tym nic złego…
- Pokaż mi jeszcze – poprosił mag wyciągając rękę po księgę.
Riordan podał mu ją, po czym oparł się obok o biurko.
Nechtan patrzył na Ethlinn wyobrażając sobie, co takiego mogła
dostrzec w jego ojcu. Miała bardzo ciepłe i czułe spojrzenie, na rysunku
delikatnie się uśmiechała. Zdawała się być zupełnie inną osobą niż jej mąż.
Podobizna przedstawiała ją siedzącą na bogato zdobionym fotelu.
Była bardzo szczupła w talii i w biodrach, ale mimo tego miała pełne, duże
piersi. Ubrana była w czarne, skórzane spodnie i białą, haftowaną koszulę z
wysokim kołnierzykiem. Na szyi, na cienkim łańcuszku miała zawieszony sygnet.
Neth przyglądał mu się uważnie dłuższą chwilę, by odkryć, że najprawdopodobniej
był to dokładnie ten sam sygnet, który nosił na palcu. Automatycznie zacisnął
dłonie. A więc przez ten cały czas miał przy sobie coś należącego do niej! Czyli
był to pierścień rodowy jego matki, a nie ojca. Nigdy wcześniej o tym nie
pomyślał. Przecież dzięki temu odkryciu miał w rękach kolejną wskazówkę.
Znowu poczuł charakterystyczną mobilizację.
- Rio, przypatrz się dobrze – powiedział, pospiesznie sięgając po
księgi z herbami rodowymi. Jedną podał Riordanowi, a drugą rozłożył przed sobą.
– Pomóż mi odnaleźć dokładnie taki symbol – dodał podając mu sygnet. Sam znał
go na pamięć.
Rio bez komentarza zabrał się do pracy, podczas gdy mag szybko
wertował swój tomik. Księgi nie były zbyt grube. Rodów posiadających własne
symbole rodzinne nie było znowuż tak wiele, ale za to każdy z nich był bardzo
dokładnie opisany pod względem historii, szczegółowej symboliki i wyglądu.
Siłą rzeczy Neth złapał się na tym, że swój egzemplarz przejrzał już kilka
razy, dalej nie będąc pewnym, czy czegoś nie pominął.
- W moim nie ma – stwierdził w końcu Riordan. – Jak u ciebie?
- Niemożliwe! – fuknął mag. - Musi być, skoro u mnie nie ma... Daj
mi to – powiedział wyrywając księgę z rąk mężczyzny.
Rio uniósł brwi, ale nie skomentował jego zachowania. Czekał
spokojnie, obserwując go do momentu, aż mag zmuszony był przyznać mu rację.
- Już? Uwierzyłeś? – zapytał, gdy Neth z pokonaną miną, odłożył obie
księgi na przeczytany stosik.
- Ale… Ja jestem pewien, że gdzieś już widziałem jej portret –
rzekł bezradnie.
Ostatecznie oba tomy zostały przez niego dokładnie przekartkowane
i to wielokrotnie, ale żaden z symboli nawet nie przypominał tego, który nosiła
Ethlinn.
Wymowne wydało mu się także, że księga z jego pełnym rodowodem
zawierała dokładne informacje na temat przodków Melvina, a jednocześnie, ani
słowem nie wspominała o przodkach jego matki. Z początku Neth sądził, że
sprawozdanie mogło opisywać jedynie męską linię rodową, ale kiedy skonfrontował
swoją teorię ze spisem dotyczącym innych rodzin przekonał się, że kobiety
również były w nim starannie opisywane.
Robiło mu się coraz bardziej sucho w ustach. Wszystko wyglądało
tak, jakby jego matka wcale nie istniała, a została jedynie doklejona w tym
jednym miejscu.
Myśli Nechtana błądziły swobodnie wokół tego tematu. Musiał
istnieć powód, dla którego jego matka została pominięta w rodowodzie. Skoro nie
zasługiwała na nic więcej, jak tylko na umieszczenie jej podobizny i imienia,
mogło to oznaczać tylko tyle że nie była magiem. Czy to mogło być w ogóle
możliwe, żeby Melvin związał się ze zwykłym człowiekiem? Odpowiedź wydawała się
oczywista. Przecież jego ojciec gardził ludźmi. Miał złe przeczucia. Czemu
miały mu służyć te wszystkie odniesienia do wampiryzmu… Dlaczego miał szukać
właśnie tego… No i przecież był pewien, że gdzieś już widział te oczy. I
to wcale nie w lustrze.
Otworzył pierwszą księgę, po którą sięgnął i ponownie zaczął ją
przekartkowywać. Z lekko rozchylonymi, drgającymi ustami błądził wzrokiem
po obszernych stronicach, aby wreszcie odnaleźć to czego szukał. W jednym z
rodowodów wampirów wyższych, widniała ta sama rycina, co przy imieniu jego
matki. Została opisana jako Ethlinn, córka Ogha i Morrigan.
Neth poczuł się tak jakby ktoś zmusił go do przełknięcia bryły
lodu, która teraz powoli przeciskała się przez jego wnętrzności, by wreszcie
spocząć ciężko na dnie żołądka. Zrobiło mu się niedobrze. To nie mogło być
możliwe. Jasne, że już wcześniej przeszło mu coś takiego przez myśl, ale po
prostu musiało istnieć jakieś inne, realne wytłumaczenie dla tej chorej teorii.
Spojrzał na istoty mające być jego dziadkami. Według relacji, z księgi
którą właśnie czytał, oboje nie żyli. Zginęli z rąk czarodziejów. I niby
ich córka miała związać się z jednym z nich? Tym bardziej biorąc pod uwagę
fakt, jakim człowiekiem był Melvin. Świetnie wpasowywał się w wizerunek
oprawcy. Czyżby ją zmusił?
Neth wbił wzrok w rozpostarte przed sobą stronice. Nie mógł nie
zauważyć, że Ethlinn odziedziczyła urodę po obojgu rodzicach. Oczy i włosy
po ojcu, a ogólną budowę ciała i rysy twarzy po matce. Morrigan miała bardzo ciemne,
niebieskie oczy kojarzące się z nocnym, bezchmurnym niebem i jasne, prawie białe
włosy. Rycina przedstawiała ją siedzącą nad jeziorem w długiej, białej sukni.
Mimo swej niezwykłej urody, zdecydowanie bardziej niż jej córka przypominała
istotę nieludzką. Bił od niej swoisty blask. Jakby jej skóra pokryta była
diamentowym pyłkiem. Ogh był nawet trochę podobny do Nechtana, choć
zdecydowanie mocniej zbudowany. Wyprostowany z głową uniesioną do góry, prezentował
się wyjątkowo poważnie i dystyngowanie. Przedstawiony był w wyszywanych
skomplikowanymi ornamentami, drogo wyglądających ubraniach koloru zgniłej
zieleni. Lewą dłoń ułożył na wysokości pasa. Mag od razu zwrócił uwagę na
długie, ostro spiłowane szpony, lekko poczerniałe na końcach. Dokładniej przyjrzał
się też jego twarzy, by spostrzec rząd idealnie równych, białych zębów, wyposażonych
w ponadprzeciętnej wielkości kły.
Poczuł przeszywające go dreszcze. Ogh wyglądał groźnie.
- Posłuchaj… Cokolwiek sobie nie myślisz, to niczego nie zmienia.
Pamiętaj, że nadal jesteś sobą Neth. Jeśli chcesz, możemy to wszystko zostawić
w diabły i wyjść. – Rio odezwał się po raz pierwszy od dłuższego czasu. Patrzył
na maga z wyrozumiałością, może nawet ze współczuciem.
Jego słowa wyrwały Nechtana ze swego rodzaju otępienia. Był tak
bardzo pochłonięty swoimi odkryciami, że prawie zapomniał o jego obecności.
- Nie rozumiem! Cholera! – Neth podniósł się z krzesła. – Przecież
to nie ma żadnego sensu!
- Wytłumaczysz mi co się dzieje? – zapytał zaniepokojony
mężczyzna.
- Spójrz. Według tego co tutaj napisali, moja matka była
wampirzycą! – prychnął, wskazując na fragment rodowodu. – To znaczy, nie tutaj.
Tu ją tylko wymienili, ale spójrz – dodał wskazując fragment z księgi o
wampirach – to ta sama kobieta!
- Tyle już zauważyłem… Ale nie powiem, żeby przeraziło mnie to szczególnie
mocniej niż inne rewelacje z twoim udziałem. Tym bardziej nie rozumiem twojej
reakcji. Co w tym takiego strasznego? Bez względu na to kim była, nie możesz z
góry zakładać, że była… potworem.
- Nie o to chodzi. To po prostu fizycznie niemożliwe! Wampiry nie
mogą mieć dzieci!
- Jak do tej pory byłem świadkiem niezliczonej ilości rzeczy, co
do których byłem święcie przekonany, że nie są możliwe – zauważył Rio.
- No dobrze, ale ty jesteś człowiekiem. Nie gniewaj się, ale śmiem
twierdzić, że mam większe pojęcie na temat tego, co jest możliwe, a co naprawdę
nie miało prawa się wydarzyć!
Wampiry nie mogły mieć dzieci. W żaden sposób nie mogły się
mieszać z innymi gatunkami. To wszystko musiało być jakąś kompletną bzdurą, a
to by oznaczało, że nadal nie dowiedział się zupełnie niczego. Na nowo zaczął
przeglądać wszystkie odłożone wcześniej księgi. Niektóre fragmenty zaczynały
powoli klarować się w mętną całość. Nadal zupełnie abstrakcyjną, a jednak
pasującą.
- Lilith! – wykrzyknął, nagle przypominając sobie o istnieniu jedynej
istoty, od której mógł oczekiwać jakiejś konstruktywnej pomocy.
Od razu objawiła się tuż przed nimi. Zaskakująco szybko.
- Nareszcie Nechtanie. Powoli nabierałam pewności, że na to nie
wpadniesz – przemówiła znana mu, świetlista postać.
- Wyjaśnij mi to. Przecież to niemożliwe! – Mag wpatrywał się
w istotę jakby była jego ostatnią deską ratunku z tej otchłani absurdu.
Potrzebował zapewnienia ze strony kogoś, kto posiadał wiedzę związaną
z jego rzeczywistością.
- Owszem, to niemożliwe – potwierdziła spokojnie. Neth odetchnął,
przymykając powieki z ulgą. - A raczej normalnie, to byłoby zupełnie
niemożliwe. Ale Ethlinn miała mnie – dodała po chwili.
- Zaaaraz… - wtrącił się niespodziewanie Rio. – Ty jesteś Lilith?
Ta, o której piszą w tej książce? – Mężczyzna uniósł opasły tom, który
wcześniej przeglądał.
- Daj spokój Rio. Imię może się powtarzać w wielu księgach –
mruknął lekceważąco mag.
Zastanawiał się co takiego mogła mieć na myśli Lilith, wspominając
o tym, że jego matka ją miała. Stworzenie nocy nie miało prawa posiadać many.
Zginęłoby.
- W zestawieniu z imieniem „Ethlinn”? – upierał się mężczyzna.
- Jednak nie jesteś aż takim głupcem za jakiego cię brałam –
odpowiedziała spokojnie Lilith. – Nie zrozum mnie źle. Nadal jesteś zupełnie
bezwartościowy.
Nechtan w sekundzie poczuł się słabo. Otworzył szeroko oczy w wyrazie
nagłej świadomości. Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Jak mógł być tak
głupi? Tak potwornie głupi! Zaufał jej. Tej istocie… Uwierzył na słowo, nie
mając pojęcia czym tak naprawę była. Przecież nigdy wcześniej nie słyszał o
zjawisku uosobionej many… Teraz wydało mu się to tak oczywiste… Zimny pot oblat
mu plecy, a stopy zdawały się wręcz wrosnąć w ziemię.
- Jesteś demonem – wykrztusił.
- Skoro już mamy jasność… - wyszczerzyła się w potwornym uśmiechu.
Postać zmieniła się. Przez chwilę tworzyła bezkształtną poświatę,
by zaraz przybrać wygląd nagiej kobiety. Można by było powiedzieć, że była
piękna, gdyby nie fakt, że była jednocześnie przerażająca i wyjątkowo
nieludzka. Zdawała się być zupełnie pozbawiona emocji. Jej skóra była dziwnie
sina i jakby naciągnięta w niektórych miejscach. Miała wąskie, ostro wykrojone
usta, przymrużone, granatowe oczy o bardzo cienkich i wyraźnie
zarysowanych brwiach i kręcone, jasnorude włosy.
- Witam raz jeszcze – Lilith uśmiechnęła się wulgarnie,
zagryzając dolną wargę ostrymi jak igły zębami.
O dziwo, pierwszy z szoku otrząsnął się Rio.
- Tutaj jest napisane, że wy… - chyba nie do końca wiedział, jak
się wysłowić, ale demon najwyraźniej zrozumiał.
- Kochałam ją. Nadal ją kocham.
- Kłamiesz! Wy nawet nie znacie tego uczucia! – warknął gniewnie
mag.
Powoli dopiero docierało do niego jakim idiotą okazał się być.
Czuł się oszukany i wystawiony na pośmiewisko. Policzki zaczęły go mocno piec z
gorąca. Było mu potwornie wstyd.
Wychodziło na to, że już dawno się w to wpakował. Tuż po tym jak opuścił
posiadłość Melvina - i jeszcze wciągnął w tę niedorzeczną sytuację mężczyznę,
który najprawdopodobniej obdarzył go uczuciem. Przegrał dosłownie wszystko.
- Podobnie jak ty, mój drogi – prychnęła z rozbawieniem. – Chętnie
porozmawiałabym z wami dłużej, ale przebywanie w mojej nieco bardziej realnej
postaci, poza miejscem, w którym rzeczywiście się znajduję, kosztuje naszego biednego
Nechtana zbyt wiele energii. Niegrzecznie byłoby mi jej nadużywać – Lilith
skłoniła się delikatnie w jego stronę. – Niełatwo było mi ciebie prowadzić za
rączkę aż do tego miejsca… magu… - Lilith zdawała się wypowiadać to słowo z nieskrywaną
odrazą.
- Jak możesz korzystać z mojej mocy bez mojej wiedzy?! – oburzył
się Neth.
- Nareszcie zaczynasz pytać. To dobrze – stwierdziła z
satysfakcją. - Jeśli naprawdę chcesz się wszystkiego dowiedzieć, będziesz
musiał się do mnie pofatygować osobiście.
- O czym ty w ogóle mówisz? – warknął zirytowany mag. Był już na
skraju wyczerpania nerwowego.
- Teraz możecie zobaczyć jedynie niewielką cząstkę mnie. Stale żyjącą
w tobie – Lilith wskazała palcem na Nechtana. – Jeśli chcesz mnie spotkać, musisz
udać się do pęknięcia. Dokładnie tam, gdzie powstała wyrwa. Spokojnie,
odnajdziesz mnie bez trudu. Na miejscu wszystko ci wytłumaczę. Obiecuję, że
odpowiem na każde twoje pytanie.
- I niby mam ci znowu zaufać?! Demonowi?!
- Będziesz musiał. Chyba że do końca życia chcesz już zawsze mieć
mnie przy sobie. Twój wybór – po tych słowach zniknęła nie czekając aż mag ją
o to poprosi.
Zapanowała cisza. Mag stał w miejscu drżąc z emocji i nie wiedząc
jak się zachować. Bał się spojrzeć na Rio, bał się ruszyć. Chciałby zapaść się
pod ziemię, gdyby nie fakt, że przecież już pod nią byli. W końcu to Riordan odezwał
się pierwszy.
- Już wcześniej mówiłem ci, że nie powinieneś jej ufać – zauważył.
- Tak, teraz już wiem, że masz wrodzony dar do ostrzegania mnie
przed atrakcyjnymi kobietami – odparł cicho Neth.
- Przynajmniej zauważyłeś, że była niezła – mruknął Rio, po czym
objął go delikatnie ramieniem. – Spokojnie, coś z tym zrobimy.
- Kurwa. Jestem skończonym idiotą – szepnął mag pod nosem.
Zasłonił oczy, ukrywając łzy.
Dwie godziny później nadal siedzieli uwięzieni w bibliotece. Neth uparł
się, żeby dokładnie przeczytać zignorowaną uprzednio księgę traktującą o demonologii.
Dowiedział się z niej, że każdy demon, aby w ogóle się nim stać, musiał najpierw
poświęcić swoją niezłomność. Innymi słowy - zostać przeklętym. Najwyraźniej
w przypadku Lilith, powodem była miłość do Ethlinn. Nie dość, że do
cielesnego stworzenia, to jeszcze do stworzenia nocy. To nie miało prawa
skończyć się inaczej. Musiała podjąć tę decyzję świadomie. Odrzuciła świętość,
skazując się na wieczne potępienie… dla wampirzycy, która związała się z jego
ojcem. Nie brzmiało to dobrze ani nie wróżyło dobrze dla niego. Czego mogła
chcieć?
Siedzieli na podłodze pod ścianą biblioteki. Kiedy napięcie trochę
odpuściło, obaj poczuli się wyjątkowo wyczerpani. Nechtan machinalnie
przeglądał księgi, właściwie nic już z nich nie przyswajając. I tak dowiedział
się wszystkiego czego mógł.
- Jestem tak potwornie głodny, że jak zaraz stąd nie wyjdziemy to
zacznę poważnie rozważać możliwość zjedzenia ciebie. Już mi wyglądasz
apetycznie – stwierdził Rio trącając maga łokciem.
- Też mi nowość – prychnął Neth.
Uśmiechnął się na komentarz Riordana, ale zaraz jego twarz
ponownie przykryła się cieniem.
- Muszę tam iść. Muszę się tam udać natychmiast – jęknął.
- A możemy tam iść natychmiast po tym, jak już zjemy i prześpimy
się, chociaż chwilę? – zapytał mężczyzna, również opierając się o maga.
- Koniecznie, tak zróbmy – westchnął Neth.
Z pomocą golema wydostali się na powierzchnię, wprost do księgarni,
z której wcześniej zeszli do podziemi. Riordan rzeczywiście kupił książkę
dla Noel, ponieważ ku ich niemałemu zaskoczeniu, okazało się, że godziny jakie
spędzili w magicznej bibliotece upłynęły jedynie w jej wnętrzu. Gdy tylko
wyszli zza regałów, stało się jasne, że czas na powierzchni nie uległ zmianie. Od
razu podeszła do nich dziewczyna, z którą Rio rozmawiał by zaproponować mu
kilka opowiadań dla dziewczynki. Wobec czegoś takiego mężczyzna bez wahania
skusił się na ten mały drobiazg. Oboje podziękowali za pomoc, z ulgą
opuszczając to miejsce.
Nie rozmawiali wiele o tym co się wydarzyło i czego się dowiedzieli.
Nawet w karczmie, w której zabawili znacznie dłużej niż planowali,
prowadzili dość zdawkową rozmowę, konkretnie o niczym. Żaden z nich nie
czuł się na siłach by oficjalnie podjąć decyzję o wyruszaniu w stronę
magicznej wyrwy - kolejnego etapu tej cholernej wyprawy, która zdawała się
nigdy nie kończyć.
Problem nie polegał jedynie na braku chęci spotkania się twarzą
w twarz z demonem. Golem wyjaśnił im, że magiczna wyrwa nadal tworzy wokół
siebie pewną specyficzną barierę, po przekroczeniu której Nechtan nie będzie
mógł we właściwy sposób korzystać z many. Było możliwe, że niektóre jego
zaklęcia zadziałają, ale cóż… raczej mało prawdopodobne. Pewnym natomiast był
fakt, że nie będą mogli skorzystać z portalu, żeby przedostać się na
miejsce. Ostatni odcinek trasy byliby zatem zmuszeni pokonać w całkowicie
niemagiczny, zwyczajny sposób. Neth musiał przemyśleć jak się do tego
przygotować. Potrzebował czasu by zaplanować bezpośrednie spotkanie z Lilith.
Nie wiedział przecież czego mógł się po niej spodziewać. Czy istota miała dobre,
czy złe zamiary, czego w ogóle od niego chciała. Gdyby chciała odebrać mu
duszę, a nawet jeśli jedynie życie… chyba nie potrzebowałaby ściągać go w jedno,
konkretne miejsce. Oczywiście pozostawała również kwestia obecności Riordana.
Jak do tej pory mag wielokrotnie ryzykował znacznie bardziej niż powinien,
pozwalając mężczyźnie towarzyszyć mu we wszystkich swoich potyczkach. Nie
chciał ponownie popełnić tego samego błędu. Potrzebował ochłonąć, zebrać się na
odwagę i wytłumaczyć mu, że ich drogi musiały się wreszcie rozminąć. Riordan
miał do kogo wracać, a on nie miał prawa mu tego odbierać.
Ostatecznie droga powrotna zdawała się upłynąć zaskakująco szybko.
Właściwie to mag ucieszył się z tego powodu jeszcze bardziej, ponieważ ledwie
zdążyli wejść do hotelu, a pogoda całkowicie odmieniła swą - jak dotąd przyjazną
aurę. Wieczorem zerwał się silny wiatr, a w chwilę później ciemne
chmury zaowocowały gęstą ulewą.
Nechtan poprosił o dodatkowy pokój dla przyjaciela, by w taki
sposób zaoszczędzić im nawarstwiającej się niezręczności. Mimo że sam wyszedł z
taką inicjatywą musiał przyznać, że brak sprzeciwu ze strony mężczyzny trochę go
zaskoczył. Czyżby Rio tak szybko stracił zainteresowanie? Swoim zwyczajem, postarał
się ukryć tę reakcję, ale gdy Rio bez oporu przyjął dodatkowy klucz, ukłucie
dało o sobie znać bardziej niż się tego spodziewał.
Ledwie zapadł zmrok, a obaj rozeszli się do swoich sypialni.
Jednostajny szum deszczu i potworne zmęczenie dopadły go
bezlitośnie. Neth wyszedł z pokoju dosłownie na moment - tylko po to, żeby
się wykąpać, wiedział, że bez tego nie zaśnie. Kiedy tylko wrócił, wszedł do
łóżka i praktycznie natychmiast zasnął.
Uchylił powieki spoglądając w okno. Deszcz nie zacinał już w
szyby, ale wciąż było pochmurnie i wietrznie. Zastanawiał się jak długo spał i
która mogła być godzina. Pomimo gorącej kąpieli, jaką zafundował sobie
poprzedniego wieczora, teraz doskwierał mu nieprzyjemny chłód. Z jednej
strony zdawało mu się, że spał wyjątkowo długo, z drugiej nadal był zmęczony.
Miał kłopoty z koncentracją i bynajmniej nie czuł, żeby tego dnia
planowanie drogi do miejsca przebywania Lilith, okazało się nazbyt owocne. Poleżał
jeszcze kilka minut, utwierdzając się w przekonaniu, że ten dzień nie miał być
szczególnie dobrym. W końcu zmusił się do wstania, żeby sprawdzić co z Rio.
Założył czyste rzeczy, wyjątkowo rezygnując z czarnej koszuli na korzyść
białej. Rozczesał włosy, związał je wstążką, zasznurował wysokie buty
i wyszedł na korytarz.
Pokój Riordana znajdował się na drugim końcu. Neth z początku
zapukał, nie chcąc wpraszać się do środka bez ostrzeżenia. Czekał chwilę pod
drzwiami, ale nikt nie raczył mu odpowiedzieć. Zastukał raz jeszcze, potem kolejny,
a mimo to nie doczekał się reakcji. Było to dosyć niepokojące. Mag nie
wyobrażał sobie, żeby mężczyzna po prostu go ignorował. Gdyby chciał odejść,
chyba też by się z nim pożegnał, przecież wiedział, że Neth by go nie powstrzymywał.
- bats’ek’ ink’nerd – szepnął.
Zamek w drzwiach natychmiast ustąpił, a Neth wsunął się do środka.
Chciał tylko sprawdzić, czy nic złego się nie stało. Zwłaszcza, że w jego
ocenie poprzedniego wieczora Riordan zachowywał się dość dziwacznie.
Przynajmniej jak na siebie.
Jak się okazało, w środku faktycznie nikogo nie było. Mag
rozejrzał się po pomieszczeniu. Na wieszaku przy drzwiach wisiała ciepła
kurtka, którą mężczyzna musiał mieć wcześniej zwiniętą w plecaku. Ubrania,
które miał na sobie poprzedniego dnia, leżały rzucone na krzesło pod oknem,
a otwarty plecak podróżny stał oparty o zasłane łóżko.
Neth odetchnął z ulgą. Czyli jednak nie odszedł. To go trochę uspokoiło,
co jednak nie zmieniało faktu, że nadal nie miał pojęcia, gdzie podziewał się
właściciel owych rzeczy.
Usiadł na łóżku, zastanawiając się, gdzie mógłby go szukać. Rio mógł
brać prysznic, albo po prostu zejść na śniadanie, może nawet obiad. Co prawda
poprzedniego wieczora zjadł tyle, że magowi wystarczyłoby do końca życia, ale
zdawał sobie sprawę z tego, że ich odczuwanie głodu znacznie się od siebie
różniło. Zwykli ludzie odżywiali się przecież regularnie.
Zastanawiające wydało mu się, że zamiast zacząć planować coś
konstruktywnego, w myślach oskarżał mężczyznę o to, że nie dotrzymywał mu
towarzystwa. Tyle razy mówił mu przecież, żeby wracał do domu. Nadal uważał, że
to byłoby najlepsze rozwiązanie, a jednak brak obecności Riordana okazywał się
być wyjątkowo frustrujący.
Za bardzo do niego przywykł. W końcu Rio był pierwszym
człowiekiem, z którym spędził tak wiele czasu. Jego przywiązanie musiało być
zjawiskiem zupełnie naturalnym. Czasami łapał się nawet na tym, że tęsknił za czymś
tak błahym, jak luźne rozmowy z Deanem. Przyjemnie było mieć z kim
porozmawiać. Cenił sobie swobodę i samotność, ale najwyraźniej nie zawsze były one
najlepszymi kompanami.
Po kilkunastu minutach patrzenia się w ścianę, od niechcenia
zajrzał do pozostawionego luzem plecaka. Nie chciał przekraczać granic dobrego
wychowania (choć być może już odrobinę je naruszył…), w końcu jakby nie było,
trochę się tu włamał. Ale zrobił to z troski, a skoro plecak i tak stał
otwarty, to pomyślał, że przecież nie zrobiłby nic złego, gdyby tak trochę do
niego zajrzał. Cokolwiek by tam nie znalazł, Rio raczej by się na niego nie
zdenerwował. Mężczyzna, w odróżnieniu od niego nie przywiązywał wagi do tego
typu spraw.
W plecaku znajdowało się kilka najpotrzebniejszych rzeczy takich
jak ubrania, bielizna, jakieś środki higieny, grzebień… Nic niezwykłego. Na
dnie schowana była książka dla Noel, a także jakaś grubsza i poważniejsza, z
zakładką w środku. Luzem plątały się kolorowe rzemyki, którymi Riordan
związywał włosy. Zawsze wydawało mu się to zabawne, że dorosły mężczyzna, w dodatku
pokroju Riordana (a nie chociażby takiego Patricka, który był znacznie
drobniejszy i młodszy), nosił we włosach kolorowe ozdoby. Właśnie oglądał
jeden z nich, do którego ktoś przymocował kolorowy koralik, kiedy drzwi
nareszcie się otworzyły.
- Wystarczyło poprosić, pożyczyłbym ci – zażartował zdziwiony jego
obecnością Rio.
Uśmiechał się. Wyglądał na bardzo zadowolonego i w dodatku nie był
sam. Tuż za nim stała młoda dziewczyna, chyba z hotelowej obsługi. Weszli do
pomieszczenia rozbawieni, w trakcie głośnej rozmowy. Nechtan zauważył, że
kobieta położyła dłoń na ramieniu Rio. W sekundzie poczuł, że wnętrzności związały
mu się w supeł.
- Przepraszam, nie wiedziałem, gdzie cię szukać, pomyślałem, że
zaczekam w środku. Nie chciałem przeszkadzać – zaakcentował.
Czuł narastającą złość. Trzeba było się stąd ewakuować, zanim Riordan
będzie mógł poczuć ją na sobie.
- Rio… To może ja przyjdę później…? - dziewczyna odezwała się
zdezorientowana.
- Nie, nie, czekaj Al. Musiałem zapomnieć zamknąć drzwi. To mój
kuzyn, wszystko jest w porządku – powiedział uprzejmie.
Właśnie tego mu było potrzeba. Jeśli Riordan chciał wyprowadzić go
z równowagi, to właśnie mu się to udało. Znowu miał być kuzynem? W porządku,
będzie nim.
- Właśnie, Al. Jestem przekonany, że będzie wręcz doskonale.
Riordan ma spore doświadczenie w pieprzeniu nowopoznanych, atrakcyjnych,
młodych kobiet. Spodoba ci się – oświadczył przesiąkniętym jadem głosem. –
Doprawdy cieszę się, że już nie muszę nocować w jego domu. Damska bielizna
znajdowana na każdym kroku, byle gdzie… Przepraszam, to chyba nie było grzeczne
z mojej strony? W każdym razie bądź łaskawa nie zapomnieć swojej – poradził z
uśmiechem. – Jak już skończysz, będę u siebie – warknął do Riordana.
Wyminął wyraźnie zaszokowanego mężczyznę i wyszedł trzaskając
drzwiami.
Był wściekły. Niepotrzebnie stracił nad sobą panowanie. Nie
przyniosło mu to ani ulgi, ani satysfakcji. Zabarykadował się w swoim pokoju,
obrażony na cały świat. Nie powinno go to obchodzić. Wiedział jaki był Riordan.
Między nimi nic nie było. Sam ustalił te zasady i był z nich dumny. Każdy
by się wściekł, kiedy jego życie wywróciłoby się właśnie na drugą stronę, a
cholerny Riordan nie myślałby o niczym innym, jak tylko o nowych przygodach
łóżkowych. Czy mógł go winić? Dziewczyna była całkiem urocza. Dlaczego miałby
rezygnować z bliskości z nią? Czyżby Neth oczekiwał, że mężczyzna będzie się
umartwiał perspektywą rychłych pertraktacji z demonem, odmawiając sobie
wszystkiego innego? Dlaczego tak bardzo go to zdenerwowało? Logicznie rzecz
biorąc, Riordan nie zrobił nic złego. Nawet nie mógł oskarżyć go opóźnianie ich
planów, bo przecież wciąż żadnych nie mieli.
- Lilith!
- Witaj Nechtanie. Jaki uroczy dzień – zamruczał demon spoglądając
w okno.
Pojawiła się w swojej kobiecej postaci. Najwyraźniej całkiem
zrezygnowała z prób ukrywania tego kim naprawdę była. Zresztą w obecnej
sytuacji, rzeczywiście nie miałoby to już sensu.
- Ustalmy coś – przerwał jej.
Potrzebował zająć myśli i mogła to być nawet rozmowa z cholernym
demonem. W końcu taka właśnie rozmowa, powinna skutecznie odciągnąć jego
wyobraźnię od obrazu Riordana dotykającego kogoś innego.
– Jak do ciebie dotrzeć? Podobno nie przeniosę się tam portalem?
- Owszem. Inaczej oczekiwałabym, że zrobisz to natychmiast.
Wytłumacz mi zatem, dlaczego nadal tkwisz tutaj, zamiast być w drodze?
- Nie udawaj, że tego nie wiesz. Bardzo chciałbym umieć ukryć
przed tobą emocje związane z perspektywą wizyty w norze demona, ale jak mniemam
jest to niemożliwe – oparł, niezadowolony z takiego obrotu konwersacji.
Naprawdę liczył na trochę udawania. Może wsparcia?
Lilith uśmiechnęła się lekko.
- Jesteś uroczy. Czasami naprawdę ją przypominasz. Szkoda, że aż
tyle masz z ojca - stwierdziła z nostalgią. – No dobrze. To zabierzmy się za
planowanie. Czyżbyś nie chciał, żeby ten człowiek ci towarzyszył? – zapytała
złośliwie.
- Jakbyś zgadła. Cieszy mnie twoja niezwykła spostrzegawczość.
Demon wyszczerzył swoje igiełkowate zęby w szerokim uśmiechu.
- Nie potrzebujesz go. Nie przejmuj się nim Nechtanie – mruknęła
zalotnie. – Przysiadła tuż obok niego, tak blisko, że mógł poczuć chłód jej
ciała. – Pokażę ci. Wyciągniesz mapę?
Rozmawiali długo. Lilith tłumaczyła mu, dokąd będą w stanie dotrzeć,
przemieszczając się z pomocą portalu oraz gdzie mieli się udać później.
Poradziła mu, żeby wyciągnął najpotrzebniejsze rzeczy z kufra, ostrzegając przy
tym, że po przekroczeniu granicy, nie będzie w stanie z niego korzystać.
Wielokrotnie próbował dopytać ją o cel całej tej wizyty, ale
zdawała się wtedy całkowicie ignorować jego słowa.
- Dowiesz się na miejscu. Skończ już te podchody. Stać cię na
więcej – warknęła w końcu.
- Sam nie wiem. Udowodniłaś mi skutecznie, że wcale nie stać mnie
na tak wiele.
- Po prostu dobrze cię znam. Towarzyszę ci przez całe życie,
a ostatecznie nie miałeś zbyt dobrych wzorców w domu, prawda? Szkoda, że
nie mogłeś w pełni rozwinąć swej mocy. Jesteś naprawdę potężnym magiem –
westchnęła.
- Więc może jeszcze będę miał ku temu okazję – zauważył.
- Może.
- Czy to już wszystko? Jak długo to potrwa? Chyba powinienem
przygotować jakieś zapasy?
- Nie musisz, możesz żywić się krwią. Zastąpi ci jedzenie i picie.
Będziesz też silniejszy, sprawniejszy i szybszy. Jakieś dwa dni – oceniła.
- A tradycyjnie? – zapytał zrezygnowany.
- Masz na myśli, żałośnie jak zwykły człowiek? Około tygodnia –
prychnęła.
- Dobrze więc. To chyba wszystko, co chciałem wiedzieć.
Neth o dziwo, wcale nie chciał, żeby Lilith odchodziła. Jej
obecność bardzo go osłabiała, ale wiedział, że kiedy zostanie sam, jego myśli
będą jeszcze gorsze do zniesienia.
- Nie płacz skarbie. Pamiętaj, że druga mama zawsze z tobą jest –
roześmiał się demon znikając.
- Też mi pocieszenie! – powiedział na głos.
Riordan nie przyszedł przez cały dzień. Neth miał ochotę iść do
niego i oświadczyć mu, że wyrusza sam. Ciekawe czy próbowałby go zatrzymać, czy
przywitałby jego słowa z ulgą. Szybko zaschło mu w ustach na myśl, że Rio
mógłby tego wręcz oczekiwać. Pewnie był na niego zły. Ostatnim razem nie
zachował się szczególnie elegancko. Miał wrażenie, że ostatnimi czasy całkowicie
tracił fason. Nie wiedział co się z nim działo, ale nie było to nic dobrego.
Czasami żałował, że w ogóle opuścił posiadłość ojca. Czy naprawdę było mu tam,
aż tak źle? Nowe eksperymenty, pogłębianie wiedzy… Wtedy czuł się wartościowy.
A teraz? Z każdym nowym dniem, dowiadywał się o istnieniu tylu różnych spraw, o
których jak dotąd nie miał pojęcia. Brakowało mu możliwości rozwoju, był tym
wszystkim zwyczajnie przytłoczony.
Pogoda nie poprawiła się, idealnie odzwierciedlając samopoczucie
maga. Gęsto spadające, wielkie krople deszczu rozbijały się o okno, a on siedział
przy stoliku zaznaczając na mapie punkty, o których mówiła mu wcześniej Lilith.
Jednocześnie zerkał na księgę traktującą o Otchłani - tę samą, która zwierała
opis rytuału potrzebnego do przywołania duszy umarłego. Szukał jakichś wzmianek
o możliwości pokonania demona, chociaż nie wierzył, żeby rzeczywiście było to
możliwe. Z tego co wiedział, demony nie mogły umrzeć. Mimo wszystko, zawsze
mógł natknąć się na jakąś pomocną informację, więc nie rezygnował z owej
czynności, pomimo tego, że korzystanie z księgi kosztowało go trochę, i tak już
mocno nadużytej many.
Potrzebował dłuższej regeneracji. Ucieleśnianie się Lilith bardzo
go osłabiało.
Wieczorem nareszcie usłyszał pukanie do drzwi. Nie odezwał się,
ale już wcześniej otworzył je (na wszelki wypadek), więc gdy tylko Rio nacisnął
klamkę, mógł wejść do środka.
- Przyniosłem ci coś do jedzenia. Nie widziałem cię na dole, więc zakładam,
że nie wychodziłeś – powiedział ostrożnie.
Mężczyzna podszedł do stolika, kładąc na nim talerz ze świeżo
upieczonymi, jeszcze ciepłymi chlebkami i jakąś czerwonawą potrawką warzywną.
- Dziękuję, nie trzeba było się kłopotać. Nie jestem głodny.
- Nie jadłeś cały dzień, nie mów mi, że nie jesteś głodny –
odparował Rio. – No więc? Masz mi coś do powiedzenia? Czy będziemy udawać, że
wszystko jest super?
- Obawiam się, że nie rozumiem – bąknął mag.
- Zachowałeś się jak ostatni buc – rzucił Rio prosto z mostu.
Nechtan podniósł na niego wzrok. Jak to się stało, że on był w
pozycji do wyrzutów, kiedy to mag czuł się pokrzywdzony?
- Najwyraźniej miałem powód. Czyżbym popsuł ci randkę? – zapytał ze
złośliwą satysfakcją.
- Nie Neth, nie zepsułeś. I o jakim powodzie mówisz? Zbyt
drastycznie przerwałem ci przeglądanie moich rzeczy? A może powinienem wszem i
wobec ogłaszać, że jesteś moim kochankiem? Kiedy ostatnio powiedziałem coś
takiego na głos, cały dzień chodziłeś wściekły jakby cię coś ugryzło w tyłek, a
teraz kiedy starałem się w najprostszy sposób wytłumaczyć, co inny facet robił
w moim pokoju, pod moją nieobecność dodajmy, wściekasz się, że nazwałem cię
kuzynem. Nie możesz się wreszcie zdecydować?
Neth poczuł nawracającą złość.
- Dobrze wiesz w jakiej jestem sytuacji i stale upierasz się, że
chcesz mi towarzyszyć, a nagle dzień po wizycie w tym cholernym podziemiu,
stwierdzasz, że najlepiej jest dać upust seksualnej frustracji z jakąś przygodnie
poznaną panienką! Czyżbyś zmienił zdanie? Jednak wolisz wrócić do domu?
Świetnie, tylko wcześniej mnie o tym uprzedź! – Wykrzyczał mag, celując
zgniecioną w garści mapą prosto w Riordana.
- Jesteś zazdrosny – stwierdził Rio, unosząc lekko kąciki ust. –
No proszę.
- Chciałbyś – prychnął Neth.
- Oczywiście że jesteś – dodał mężczyzna, już z pełnym uśmiechem
na ustach.
Rio podszedł do maga i wbrew jego intensywnym sprzeciwom, objął
go w talii. Wyglądało na to, że gniew minął mu bezpowrotnie.
- Nie musisz się denerwować. Ta biedna dziewczyna przyszła tylko po
pranie, przecież sam za to zapłaciłeś prawda? – wyszeptał mu do ucha.
- Jak to? – Neth wyprężył się, żeby rzucić Riordanowi podejrzliwe
spojrzenie.
- Tak to. Chyba naprawdę masz o mnie nienajlepsze zdanie, co?
Poczuł, że zrobił się czerwony. Zabrakło mu argumentów by odparować
słowa Riordana, choć musiał przyznać, że poczuł się jednak trochę lepiej. Czyli
Rio jednak jej nie uwiódł? A to nowość. Cóż, nadal był zły. Przecież nie dało
się automatycznie zapanować nad emocjami, ale zrobiło mu się minimalnie wstyd.
Swoim zwyczajem od razu ocenił sytuację, no i wyglądało na to, że obraził
zupełnie niewinną dziewczynę…
- Nie obchodzi mnie twoja relacja z Al – stwierdził w końcu, starając się odepchnąć mężczyznę.
Przecież nie mógł ot tak przyznać się do błędu. Najgorsze było to,
że nawet gdyby Riordan się z nią przespał, nie powinno go to denerwować aż tak
bardzo! Zdawał sobie sprawę z tego, że jego reakcja była dziwna i już sam ten
fakt wprawiał go w zakłopotanie. Na domiar złego Rio zaczął się śmiać.
- Zszedłem na śniadanie. Dziewczyna chciała potwierdzić kilka
rzeczy związanych z wynajmem. Zwyczajnie mi się przedstawiła. Ma na imię
Alana, królewno – wytłumaczył. - Chodź tu…
Rio nie czekając na kolejny atak złości, przyciągnął Nechtana
jeszcze bliżej, całując go delikatnie w usta. Odgarnął jego opadające z przodu
kosmyki włosów i zgrabnie szarpnął maga w stronę łóżka, z lekka go
okręcając.
- Może wspólnie zrobimy coś z tą moją seksualną frustracją, żebyś
nie musiał się nią zanadto przejmować? – wymruczał ochoczo, całując go bardziej
zachłannie.
Odchylił koszulę maga, by mieć bardziej swobodny dostęp do jego
szyi. Zassał się na moment na obojczyku Nechtana, który mimowolnie jęknął w
przestrzeń. Ciało zdradzało go bardziej niż słowa.
Chciał. Naprawdę chciał, ale urażona duma za bardzo dawała mu się
we znaki. Zamiast skupić się na tym czego pragnął, odsunął się od rozgrzanego,
przyjemnie pachnącego ciała mężczyzny i zmusił się do powrotu do stolika.
Starał się nie patrzeć na Rio, nie ufał swojej zdolności do samokontroli, aż
tak bardzo.
- Daj spokój. Coś już ustaliliśmy na ten temat – zaczął, w głębi
ducha nienawidząc się za taką reakcję. – Kiedy oddawałeś do prania swoje ubrania…
rozmawiałem z Lilith. Wiem mniej więcej, gdzie muszę się udać. Wszystko mam już
właściwie przygotowane do drogi.
Rio odetchnął głośno i palcami przeczesał włosy.
Prawdopodobnie specjalnie podrapał się po brzuchu, odsłaniając tym
samym kawałek swojego idealnie wyrzeźbionego brzucha. Drań.
- W porządku. Zaczekaj chwilę, spakuję się.
- Czyli chcesz iść ze mną? – wypalił Neth.
Cholera, dlaczego aż tak go
to ucieszyło?
- Dlaczego stale we mnie wątpisz? – zapytał mężczyzna, podnosząc
się z łóżka. – Zaraz będę – dodał.
Neth miał ochotę pogryźć krzesło z własnej, seksualnej frustracji.
Argumenty jakimi się raczył, mające potwierdzać słuszność jego działań, zdawały
się być zupełnie bezwartościowe dla jego ciała, które pragnęło, by Riordan
zszarpał z niego ubranie i dotykał go w każdy możliwy sposób, na jaki
tylko miałby ochotę. Chciał oddać się temu uczuciu zupełnie niepodzielnie. Czuć
jego zapach i ciepło skóry tuż przy sobie, tak jak jeszcze chwilę temu. Chciał słyszeć
jego czuły śmiech i krępujące słowa…
Cóż, a teraz został sam na sam z warzywną potrawką, która pewnie
i tak była już zimna.
Ostatecznie wymeldowali się już w nocy. Obaj spali do późna,
a Nechtan uznał, że skoro mieli pojawić się nagle, gdzieś pośrodku kompletnie
nieznanego im miejsca, lepiej było uczynić to pod osłoną mroku. Nie chciał siać
paniki wśród postronnych ludzi, którzy mogliby ich przypadkowo zobaczyć.
Lilith wytłumaczyła mu, że większość trasy, którą będą zmuszeni
pokonać pieszo, przebiegała przez las. Musieli się więc nieco przeorganizować,
zważywszy na niemożność korzystania z magii. O ile fakt ten w najmniejszym
stopniu nie obszedł Riordana, dla Netha była to taka sama perspektywa, jak
choćby dobrowolne odcięcie sobie kończyny i bynajmniej nie czuł się z tym
dobrze.
Jeszcze w Lannion zakupili dodatkowy plecak podróżny dla maga, co
także nie było łatwym zadaniem, jako że według niego, każdy z oglądanych
przedmiotów był albo za mały, albo za duży, albo po prostu niewygodny. Rio
obserwując te mordercze zmagania z przymrużeniem oka, koniec końców
zgodził się oddać mu swój własny plecak, a sam zabrać niewygodny, nowy nabytek.
Podzielili się bagażem, uwzględniając w nim potrzebne wyposażenie
z kufra Nechtana - czyli w praktyce przepakowali prawie całą jego zawartość do
plecaka, który miał nieść Riordan. W miękkim bagażu maga umieścili ubrania na
zmianę, koce i składany namiot. Neth zgodził się wziąć też podstawowe środki
higieny, a raczej wymógł ten warunek, ponieważ w razie jakiejś nieplanowanej rozłąki,
zdecydowanie wolał głodować, niż śmierdzieć. Tym samym Riordan niósł wszystkie niezbędne księgi, buteleczki z
eliksirami, zapasy żywności i wody, śpiwory i specjalnie zabezpieczone
składniki alchemiczne. Ostatecznie do jego bagażu doszedł także i namiot,
ponieważ Neth co chwila skarżył się na jego nieporęczność i kłopoty z przymocowywaniem
stelaża do miękkiego plecaka.
Mag otworzył dla nich portal w tej samej alejce, w której się spotkali.
Obaj skorzystali z niego, mając nadzieję, że właśnie rozpoczęli ostatni etap tej
wyprawy.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, i jest właśnie tak jak myślałam, że te księgi której uwarza za nieważne i zbyteczne beda naprawdę bardzo przydatne... och Llilith jest demonem bardzo ciekawe...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńno i co? te księgi które uwarzał za nieważne i zbyteczne beda bardzo przydatne... ocho Lilith jest demonem bardzo ciekawe...
weny, weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza