Czy Wam też przesilenie wiosenne daje się tak bardzo w kość? Ostatnio chce mi się spać nawet tuż po przebudzeniu. Zasypiam na stojąco, co tu mówić o próbie poczytania książki - umarł z nosem między kartkami ;) Jeśli radzicie sobie lepiej ode mnie, to życzę miłej lektury ;)
Miłego dnia :)
Miłego dnia :)
-.-.-.-.-.-
Zerwał się jak poparzony i pobiegł do łazienki, gdzie zaryglował
się od środka. Stał jak wmurowany dłuższą chwilę, zastanawiając się czy Rio
mógł coś zauważyć. Raczej nie. Z jego perspektywy zapewne widać było jedynie
kawałek głowy maga. Jedynie sama reakcja Nechtana mogła go zdradzić. Ale czy
Riordan mógł w ogóle pomyśleć o czymś takim? Nie było opcji. Obaj byli
mężczyznami, a Rio ewidentnie nie krył się z tym, że interesowały go wyłącznie
kobiety. Mag starał się uporządkować myśli. Wziął szybki prysznic, po czym ściągnął
naszyjnik i ustawił go na podłodze. Odetchnął ciężko, dotknął kufra i cofnął
zaklęcie. Jego oczom ukazał się pełnowymiarowy przedmiot. Coś tak dobrze mu
znanego, w tej kompletnie obcej dla niego sytuacji, sprawiło że poczuł się
odrobinę bardziej pewnie. Natychmiast otworzył go i wyciągnął pełen mieszek
złota.
Jeszcze zanim zawiesił na powrót pomniejszony kufer na szyi, zabrał
z niego maść na rany i blizny. Miał serdecznie dosyć tej klasycznej
rekonwalescencji.
Jednym, szybkim ruchem zerwał z siebie opatrunek. Z uszkodzonego
strupa znowu zaczęła sączyć się krew. Nechtan zacisnął zęby i naniósł grubą
warstwę specyfiku bezpośrednio na ranę i miejsca wokoło niej. Następnie skierował
na siebie dłonie, układając palce w taki sposób aby zamknąć powietrze w
okrągłej formie. Skupił się na kształtowaniu nowej formy dla części many,
umieszczając ją pomiędzy dłońmi. Szeptał słowa stymulujące jej przepływ, po
czym tak przygotowaną energię skierował prosto na uszkodzoną skórę.
Rana roziskrzyła się ognistym blaskiem. Zdawała się wchłaniać całą
świetlistą poświatę, wraz z maścią, którą mag nałożył wcześniej. Po kliku
chwilach nie było już śladu jego niedawnej potyczki z wilkiem.
Ubrał się. Już wcześniej zaplanował, że pomówi z Rio. Zdecydowany
to właśnie uczynić, wszedł do pokoju. Miał zamiar zostawić mężczyźnie pełen
mieszek złota w podziękowaniu za okazaną pomoc i niezależnie od jego
pobudek, obiecać że nie doniesie nikomu jaką profesją trudnił się właściciel
tego domu. Chciał też poprosić o wskazówki pomocne w planowaniu jego dalszej
wyprawy.
Plan wydawał się prosty, a przecież przez cały pobyt tutaj wałkował
go w głowie dosłownie setki razy. Niestety kiedy wkroczył do pokoju, bardzo
szybko pożegnał się ze swoją stanowczością. Powitał go widok prawie nagiego
mężczyzny, opierającego się o kuchnię i łapczywie pijącego wodę,
która spływała mu także po klatce piersiowej. Musiał dopiero co wrócić z
treningu.
- Jak tam? Wykąpany? – Rio uśmiechnął się szeroko. – To mogę,
teraz ja?
- Długo czekasz? Mogłeś zapukać, pospieszyłbym się… - Nechtan
nienawidził reakcji swojego ciała. Na pewno był już czerwony. Nie mógł zmusić
się do tego, aby spojrzeć Riordanowi w oczy.
- Spokojnie, królewno. Ja tu ochłonąłem, a ty miałeś więcej czasu
dla siebie. Swoją drogą, bardzo dobrze się składa, że tak się wypiękniłeś, bo dzisiaj
idziemy w tany – wyszczerzył zęby do maga.
Na szyi miał przewieszony ręcznik, którym dopiero co ocierał pot.
Teraz rozplątywał włosy, a jego napięte mięśnie prężyły się przed Nechtanem.
- Wybacz, ale chyba nie rozumiem? – O tak, z pewnością niewiele
rzeczy byłby w stanie teraz przyswoić…
- Wychodzimy. Razem. Ja i ty. Ciągle jęczysz, że nie wypuszczam
cię z domu, więc doszedłem do wniosku, że wypada zadbać o morale mojego zakładnika
– uniósł brew i rzucił Nechtanowi pytające spojrzenie. – Podobno czujesz się
już dobrze, jesteś praktycznie wygojony w całości, więc nie widzę
przeciwwskazań.
Zaraz, czyli to miała być taka jakby randka? Rio zapraszał go na
wspólne wyjście?
– Dzisiaj jest koncert w moim ulubionym klubie. Na pewno będzie
mnóstwo fajnych babeczek, a tobie chyba przyda się wreszcie zrzucić z kija,
co? – Poruszył sugestywnie brwiami w górę i w dół. - Kiedy ty w ogóle
ostatni raz…?
Nechtan czuł wzbierającą irytację. No tak, czego on się w ogóle spodziewał
po tym prymitywnym, tępym jak ostatni but u lewej nogi, złodzieju.
- Przypuszczam, że podziękuję. W przeciwieństwie do ciebie, preferuję
używanie głowy, nie główki – odwarknął odrobinę za szybko.
Fantastycznie, teraz wyszedł na kogoś, kto nie lubił seksu.
- Przecież, nie każę ci się od razu pieprzyć po kątach. – Rio się
nie zrażał. – Skoro nie chcesz, to nie musisz nikogo poznawać. Jestem jednak
pewien że dobrze ci zrobi wyjście do ludzi i chwila relaksu. - Tym razem, ton
jego głosu nieco złagodniał i wyglądało na to, jakby pomimo swojej wrodzonej
złośliwości, rzeczywiście chciał poprawić magowi humor. – Serio, nie chciałem
cię tutaj zamykać na wieczność.
Faktycznie, z tym argumentem ciężko było polemizować. Nechtan skupił
się na narzuconym sobie obowiązku wrócenia na szlak, ale tak naprawdę nie miał
ani trochę motywacji. Czuł się przybity i sfrustrowany, a przecież kiedy się
nad tym zastanowić, jeden, czy dwa dni zwłoki więcej, nie zrobiłyby mu żadnej
różnicy.
- Ale jeśli z tobą pójdę, to pozwolisz mi spokojnie siedzieć przy
stoliku? – Należało od początku ustalić warunki tej eskapady. – Nie będziesz
mnie nazywał „królewną” i generalnie, przestaniesz traktować mnie
protekcjonalnie?
- Gdzieżbym śmiał! – Rio wiedział że wygrał, a Nechtan wiedział,
że teraz nie ugra już nic więcej. – Świetnie! W takim razie ustalone. Idę wziąć
prysznic, śmierdzę tak okropnie, że powoli samemu robi mi się niedobrze –
zaśmiał się.
Na odchodne strzelił maga swoim mokrym ręcznikiem w tyłek, po czym
wyminął go i zamknął się w łazience. Skończony drań.
Wieczorem Nechtan wmawiał Riordanowi, że jego własne spodnie wcale
nie były aż tak zniszczone, jak to zapamiętał, i że zwyczajnie udało mu się
uratować je przy pomocy igły i nitki, znalezionych w jego rzeczach. Dzięki
temu prezentował się teraz w dobrze skrojonych, wąskich, odpowiedniej dla
siebie długości, czarnych spodniach świetnie podkreślających atuty ich właściciela.
Oczywiście, że naprawił je za pomocą magii. Podobnie jak buty.
Jedynie koszulę pożyczył. Strzępów, jakie pozostały z jego własnej, z pewnością
nie dałoby się uratować tradycyjnymi metodami. Szczęśliwie udało mu się znaleźć
jedną czarną, pośród garderoby Riordana.
Nieprzekonany co do umiejętności krawieckich maga, gospodarz
musiał w końcu odpuścić ponieważ zwyczajnie nie potrafił znaleźć argumentu
na to, że odzienie faktycznie było całe. Pogodził się więc z tym, że to
płaszcz i koszula ucierpiały najbardziej, a jego wyobraźnia najwyraźniej
przeniosła ten obraz na pozostałe elementy ubrania jego lokatora. Nie
przeszkodziło mu to jednak w dalszym sprzeczaniu się z Nechtanem. Najwyraźniej
było to jedno z jego ulubionych zajęć. Gdy nareszcie obaj byli gotowi, Riordan z
teatralnym ukłonem wskazał na drzwi i po chwili znaleźli się na zewnątrz.
Mag spędził w tym miejscu około miesiąca i tak naprawdę, aż do tej
pory nie wiedział gdzie się znajdował. Okazało się że jego złodziej mieszkał
w malutkim domku na obrzeżach miasta. Dom był drewniany i otaczała go
sporej wielkości, zielona przestrzeń. Ogród na tyłach budynku już znał. Mógł go
oglądać codziennie, z nudów wisząc na
oknie. Teraz z zaciekawieniem przypatrywał się obcej sobie stronie.
Z przodu domu znajdował się niewielki sad, przez który prowadziła
ścieżka, łącząca się bezpośrednio z główną drogą. O ile ogród był zadbany, o
tyle zewnętrzna strona domostwa Riordana wyglądała na kompletnie zdziczałą.
Zamiast trawnika porastała ją wyrośnięta, kwiecista łąka, a ścieżka do drzwi
wejściowych była po prostu wydeptana. W sadzie znajdowało się sporo drzew,
z których raczej nie można było się spodziewać
owoców. Rio pociągnął Nechtana za sobą, więc wyrwany z zadumy, ruszył za nim
kierując się wzdłuż drogi.
Po około piętnastu minutach marszu dotarli do bardziej zabudowanej
części miasta. Nechtan rozglądał się zaciekawiony.
Domy tutaj były murowane i pomalowane na różne kolory. Naroża
budynków oraz okiennice większości z nich, obite były drewnianymi balami. W
podobny sposób ozdobione zostały niektóre zewnętrzne ściany, gdzie bale
przybito po skosie do ścian. Zapewne miało to służyć ozdobie i zbudowaniu ogólnego
klimatu temu miejsca, a nie pełnić jakieś funkcje praktyczne. Urokliwe,
drewniane balkony ozdobiono donicami pełnymi wielobarwnych kwiatów. Ulice,
oświetlone rzędami pochyłych latarni, pokryto dużymi kamiennymi płytami. Było
ładnie.
Mag zauważył że świat ten znacznie różnił się od świata jaki pamiętał
z Wayrii, jednak podobało mu się to miejsce. Przyglądał się mijanym ludziom, odnotowując
w pamięci w co byli ubrani, co robili i jak się zachowywali. Zastanawiał się,
czy byłby w stanie się tutaj dopasować. Chyba nie byłoby mu tutaj aż tak źle.
Ciekawiło go jak ci ludzie zapewniali sobie utrzymanie, czym mogli się
zajmować, a jak spędzać czas wolny. Podobne rozważania towarzyszyły mu całą
drogę, aż w końcu Rio skierował ich na boczną, brukowaną uliczkę pomiędzy
budynkami.
Alejka ślepo kończyła się murem, ale okazało się, że jego część
stanowiły sprytnie ukryte drzwi. Z daleka nie było ich widać, gdyż pomalowane
zostały taką sobą farbą co ściana. Riordan uderzył w nie kilka razy, a te
otworzyły się jak na życzenie i zostali wpuszczeni do środka.
Pierwsze o czym Neth pomyślał, to że miejsce ukryte na końcu
niepozornej alejki, do którego przyprowadził go złodziej, nie mogło być najbardziej
reprezentacyjnym miejscem dla tego miasta, ale postanowił dać mu szansę.
Zaraz za drzwiami znajdował się dość obskurny, krótki ale i zarazem
przestronny korytarz, w którym u mężczyzny za ladą można było pozostawić
wierzchnią odzież. Dalej, przejście prowadziło już bezpośrednio na główną salę,
z której dobiegały głośne dźwięki muzyki.
Od razu dało się poznać, że towarzysz maga był tutaj częstym bywalcem.
Raz po raz ktoś witał go, a dziewczyna za ladą mówiła do niego po imieniu. W
sumie zdawała się być bardzo serdeczną i szczerą osobą. Była dosyć drobna
i niewysoka, a ciemne włosy zwisały jej do ramion. Pomimo pierwszych
zmarszczek wokół szarozielonych oczu, wyglądała prawie na nastolatkę.
- Rio, padalcu, dawno cię u nas nie było. Już prawie tęskniłam! – krzyknęła przez kontuar, kiedy polewała im piwo.
- Ja też się cieszę że cię widzę, stara zołzo!
Cóż, przynajmniej widać było że oboje się lubili.
- Co to za przystojniaka nam przyprowadziłeś? Jest do wzięcia? – uśmiechnęła się promiennie do Nechtana.
Na co dzień, nie przywykł do takiej śmiałości, ale trudno było nie
poczuć się mile podłechtanym na takie powitanie.
- To mój kuzyn, Nechtan. Jest tutaj tylko przejazdem, więc na twoim
miejscu nie liczyłbym na gromadkę zielonookich dzieci – odpowiedział, wznosząc
kufel do dziewczyny, po czym od razu solidnie z niego upił.
- Tara – przedstawiła się wyciągając dłoń w stronę maga. – Miło
poznać.
- Nechtan. Mnie również. - Neth odpowiedział tym samym gestem. Dziewczyna
była miła, niestety on był za bardzo zestresowany nowym otoczeniem, żeby
podtrzymywać rozmowę w naturalny sposób. – Teraz już wiem, gdzie Riordan
znika na całe noce – rzucił po chwili zamyślenia.
- O! To wy mieszkacie razem? – zainteresowała się. – Ha, ha! Nie
sądziłam, że ktoś byłby w stanie wytrzymać z tym palantem pod jednym dachem! –
Co za mądra, spostrzegawcza i sympatyczna kobieta!
- Hej, królewno, tylko uważaj na to, co o mnie mówisz publicznie!
– Rio silił się na groźnie brzmiący ton głosu. - Żebyś mi dziewczyn nie
odstraszył – zaśmiał się.
Riordan starał się żartować, ale nie wyglądał na zachwyconego
faktem, że Tara usilnie szukała tematów do zagadywania Nechtana. Sam mag miał
wrażenie, że dziewczyna zagaduje go raczej z uprzejmości, niż z faktycznej
chęci zawierania bliższej znajomości, ale dzięki niej nie czuł się tutaj
zupełnie osaczony. Był jej za to wdzięczny.
- Albo raczej zawinie ci je sprzed nosa. Widziałeś się ostatnio
w lustrze? Pamiętasz co to grzebień, człowieku? – Dziewczyna wychyliła się
przez ladę i potarmosiła włosy Riordana – Bierz przykład z przyjaciela.
Rio zasadził jej kuksańca w bok i trochę się poprztykali, ale szybko
musieli odpuścić wygłupy, ponieważ do baru ustawiła się już mała kolejka. Tara
zajęła się obsługą gości, za to Riordan teatralnie zatarł ręce do Nechtana,
dopił swój trunek jednym haustem i uśmiechnąwszy się, ruszył w kierunku dwóch
dziewczyn, siedzących przy stoliku pod ścianą. Mag wywrócił oczami i oczywiście
nawet nie drgnął z miejsca. Sączył swoje piwo i obserwował ciemne wnętrze lokalu.
Oświetlały go jedynie naścienne lampiony, dające fioletowe i zielone
światło. Przez tę kolorową poświatę, ciężko było stwierdzić jakiego oryginalnie
koloru były ściany. Na jednej z nich, ukryty projektor wyświetlał mozaikowe,
kolorowe obrazy, które stale zmieniały się, jak w kalejdoskopie.
Zapamiętał, żeby nie spoglądać w tamtym kierunku po kilku głębszych. Na
pozostałych ścianach, gdzieniegdzie dało się dostrzec plakaty przedstawiające
jakieś zespoły, w tym zdaje się ten, który grał obecnie.
W środku było pełno ludzi. Niektórzy rozmawiali i śmiali się przy
stołach, inni tańczyli (choć z tańcem, który znał, nie miało to wiele
wspólnego), jeszcze inni wystawali pod ścianami.
Tym co przykuwało jego największą uwagę, była ich otwartość. Nawet
nieznajomi chętnie ze sobą rozmawiali i nie zdawali się zachowywać względem
siebie ostrożnie. Fascynujące zdawało mu się również wyposażenie lokalu. Były
tutaj specjalne sprzęty, które powodowały, że muzyka wybrzmiewała głośniej,
albo takie, które zmieniały dźwięk instrumentów. Same instrumenty wyglądały
nieco inaczej, niż te które widywał wcześniej. Wszystko to powinno go
przytłaczać, a jednak wbrew pozorom, coraz bardziej nabierał ochoty na
odkrywanie nowego świata.
Wzrokiem odnalazł Riordana, który właśnie szeptał coś do ucha
jednej ze swoich ofiar. Dziewczyna chichotała urzeczona. Neth prychnął pod
nosem na ten żenujący widok. Zdecydowanie nie miał zamiaru na to patrzeć, więc
skupił się na powrót na obserwowaniu pozostałych gości. Zespół który właśnie
grał, ustawiony był na podeście, w przeciwległym rogu pomieszczenia. Grali
głośną, trochę mroczną, ale jednocześnie skoczną muzykę. Wokalistce, momentami
wtórował mężczyzna grający na bębnach z jakimiś mosiężnymi talerzami. Z tego co
mag potrafił nazwać, dopatrzył się jeszcze fletu, lutni i skrzypiec, a między samymi
muzykami, całkiem apetycznie wyglądającego, młodego chłopaka. To on grał na
skrzypcach, ale zupełnie nie w taki sposób, jaki mag miał okazję słyszeć do tej
pory. Grał szybko, mocno i wyraziście, uzyskując bardzo ciekawy efekt.
Nechtanowi się podobało.
Muzyk ubrany był na czarno, na nadgarstkach miał zawiązane czarne
rzemyki, a ucho przebite czymś, co przypominało szeroki, czarny kieł. Ciekawie.
Najwyraźniej dzielili upodobania kolorystyczne. Nechtan co jakiś czas wracał do
niego wzrokiem.
Tara dolewała mu piwa i zagadywała go kiedy tylko miała chwilę
luzu za barem. Odpowiadało mu jej towarzystwo. Nie narzucała się, za to była
zabawna i dzięki niej nie czuł się tutaj kompletnie wyobcowany. Po kolejnym
opróżnionym kuflu rozmawiali już bardzo swobodnie. Żartowali i nabijali się z
oklepanych tekstów Rio, którymi starał się zaimponować kobietom. Nechtan
nieczęsto miewał okazję do tego rodzaju rozrywki. Faktycznie, może zbyt rzadko
się uśmiechał, ale najwyraźniej dzięki temu durnemu złodziejowi zdarzało mu się
to coraz częściej.
Riordan aktualnie podskakiwał w rytm muzyki na środku parkietu, a
jego partnerka stała z boku, trochę się krygując (niepotrzebnie, skoro w
sali panował półmrok). Mag patrzył na niego, a jego wargi mimowolnie ułożyły
się do śmiechu. Rio wyglądał uroczo, kiedy tak płynnie poruszał biodrami, co
jakiś czas machając ręką do Nechtana i zapraszając go na parkiet. Mag
zdecydowanie wolał swoją obecną pozycję. Mógł spokojnie obserwować tego
ślicznego, drobnego muzyka, atakującego instrument za pomocą smyczka. Rzucał
też spojrzenia na wyginającego się Rio. Poważnie, kiedy on ostatni raz…?
- Hej, Nechtan! A jak się do ciebie zwracają przyjaciele? –
zapytała Tara, opierając się o ladę. – W sensie, czy masz jakieś zdrobnienie
dla swojego imienia?
Mag zastanowił się przez chwilę. Jedyną osobą, która nie zwracała
się do niego pełnym imieniem był Patrick. Nie słyszał wymyślonej przez niego,
krótkiej formy swojego imienia od lat, choć mimowolnie sam jej używał, kiedy o
sobie myślał.
- Tak właściwie możesz mi mówić Neth – odparł.
Mag poczuł delikatne ukłucie wyrzutów sumienia, jak zawsze kiedy tylko
wspominał Patricka. Tym bardziej nie był przygotowany na następne słowa
dziewczyny.
- Tak więc, Neth… – Tara wychyliła się mocno przez bar i odezwała się
prosto do ucha maga. - Może podejdziesz do Aidana i zagadasz go jak już skończą
sesję, zamiast jedynie gapić się jak sroka w gnat? – Przesunęła się dokładnie
na wprost twarzy Nechtana i spoglądając mu w oczy dodała jeszcze – On
też na ciebie patrzy. Często – zaakcentowała śpiewnie ostatnie słowo.
Trudno było jej ukryć zadowolenie ze swego odkrycia.
- Skąd wiesz? To znaczy, w ogóle skąd wiesz, że ja…? – wybałuszył
na nią oczy.
Był w szoku. Naprawdę było to aż tak widać? Zresztą on tylko patrzył,
wcale nie zamierzał się z nikim zaznajamiać. Owszem, chłopak był ładny, a libido
maga ostatnio wręcz wariowało, prawdopodobnie dlatego, że nieustannie było
narażane na widoki półnagiego Riordana, spacerującego tuż pod jego nosem, ale
przecież i tak… Poza tym, na pewno nie chciał, żeby Riordan dowiedział się o
jego preferencjach. Trochę się zaniepokoił.
- Spokojnie, to nie tak, że to po tobie widać jak na dłoni. Mój
brat też woli facetów. Całe życie z nim mieszkam, więc widzę jak spogląda na nich
on, a jak patrzy taki Rio – wskazała na kolegę podbródkiem.
Lekko zawahała się przed dodaniem kolejnego zdania.
- Za niedługo ten zespół kończy grać. Tak tylko mówię! – Uniosła
ręce w obronnym geście i wróciła do pracy.
Zespół faktycznie powoli kończył
grę, a w jego miejsce szykował się następny. Riordan, który pod wpływem
alkoholu i prawdopodobnie, przede wszystkim testosteronu, wyczyniał dziwne
rzeczy na parkiecie, został zmuszony do krótkiego odwrotu. Tanecznym krokiem podszedł
do maga i uwiesił mu się na ramieniu.
- Nechtan! Mówię ci, postawię jej jeszcze ze dwa koktajle i jest
moja – pochwalił się. - No proszę cię, oparłbyś mi się na jej miejscu? – zapytał,
starając się zatrzepotać rzęsami.
Neth pomyślał, że na miejscu tamtej dziewczyny, oparłby się
z pewnością. Aktualnie Rio bardziej go rozśmieszał, niż pociągał.
- A będziesz w stanie w ogóle coś zdziałać, jak już ci się uda ją
poderwać? Bo odnoszę wrażenie, że będę musiał cię nieść do domu… Wiesz, w sumie
mógłbym ci teraz uciec, nie zostawiając ani jednej złotej monety i nawet
byś się nie zorientował. - Mag spojrzał zaczepnie na Riordana.
- Ale nie zrobisz mi tego, bo w przeciwieństwie do mnie, jesteś porządnym
i uczciwym obywatelem – odparł od razu mężczyzna, bawiąc się kosmykiem długich
włosów Nechtana. – Jak to możliwe, że tak się błyszczą? Smarujesz je czymś? – Wyglądał
jakby kiepsko przyswajał rzeczywistość dookoła.
- Zostaw Netha w spokoju i idź do swojej panny, opoju. – Tara
wkroczyła do akcji, ubijając dłoń Rio. – Psujesz mu fryzurę.
- Netha? – Mężczyzna spojrzał pytająco na koleżankę.
- A co, mieszkacie razem, jesteście rodziną, a nie powiedział ci,
jak się do niego zwracać? – Tara rzuciła to zdanie żartem, wycierając szklankę,
ale Rio wyglądał, jakby z jakiegoś powodu ta informacja była dla niego
naprawdę istotna.
- Nie wiedziałem, że przyjaciele tak cię nazywają – burknął.
Nechtan sam nie wiedział, czy powinien te słowa traktować jako
zarzut, czy jako próbę wytłumaczenia się.
- Ja też mogę tak do ciebie mówić, czy tylko dziewczyny mogą? Co,
Neth?
No dobrze. Wyglądał na obrażonego, co w oczach maga wydało się
jeszcze bardziej dziecinne, niż jego wcześniejsze zachowanie.
- Daruj sobie złośliwości. Jeśli ci to pasuje, to nie mam nic
przeciw temu. Mów do mnie jak chcesz. – Nechtan wzruszył ramionami.
Rio nic więcej nie dodał, ale zdecydowanie przygasł na moment.
Chwilę później kolejny zespół zaczął grać, a do baru podbiegła jego
wybranka.
- Riooooo, jak długo jeszcze każesz mi na siebie czekać? - Jej
wzrok prześlizgnął się z jej nowego chłopaka na Nechtana. - O, jesteście
znajomymi? Rio mówił, że przyszedł sam. Ciebie również chętnie bym poznała! – zaśmiała
się trochę irytująco i położyła dłoń na ramieniu maga. – Jak ci na imię? – Była
ładną kobietą, ale na Nechtanie raczej nie robiła wrażenia. Miała zdecydowanie za
dużo makijażu na twarzy.
- Neth. Najwyraźniej możesz mu mówić Neth - burknął pod nosem
Riordan, wywracając oczami do góry.
- Oh, a ja jestem Vivienne!
Widać było, że Vivienne trochę już wypiła. Mówiła odrobinę zbyt głośno
i ewidentnie nic sobie nie robiła z wyraźnego dystansu, jaki mag starał
się tworzyć. Jej mocne perfumy drażniły go w nozdrza.
– Miło mi ciebie poznać, Neth – rozpromieniła się. – Oh, jaki
ładny wisiorek! – Dziewczyna wyciągnęła dłoń w kierunku szyi maga. – Mogę
zobaczyć?
- Chodź Vivienne, zaczęli grać, trzeba się trochę poruszać bo przyrośniesz
do krzesła, zupełnie tak jak on – przerwał jej Rio.
Mężczyzna złapał wyciągniętą dłoń Vivienne i zgrabnie zamienił ten
gest w prośbę o taniec. Najwyraźniej starał się prezentować dobry nastrój.
Z uśmiechem na ustach wskazał na parkiet. Podziałało, bo dziewczyna rzuciła
Nechtanowi ostatnie spojrzenie i ruszyła za nim.
To było naprawdę denerwujące. Co za nachalna kobieta. Niech ją
sobie Rio bierze, skoro ma taki świetny gust. Mag wymienił jeszcze porozumiewawcze
spojrzenie z Tarą (dziewczyna dała mu odczuć, że w wykonaniu Rio to raczej
standard), po czym wstał od baru i skierował się w stronę łazienki.
Przechodząc przez parkiet zauważył, jak Rio wsuwa dłonie pod
bluzkę Vivienne i przyciska ją do siebie. Ten widok z pewnością
pomoże mu, kiedy następnym razem będzie potrzebował szybko obniżyć swoje libido.
Kręciło mu się w głowie. Pieprzyć Rio, on sam chyba też przeholował z ilością
wypitego alkoholu.
Mył właśnie ręce, kiedy do umywalki znajdującej się obok niego,
podszedł nie kto inny, jak ten chłopak. Muzyk grający na skrzypcach w poprzednim
zespole. Chyba Aidan, tak mówiła Tara. Był ładny. Szczupły, niewysoki i taki… wyrazisty.
Miał bardzo duże, wyjątkowo czarne oczy, które dodatkowo podkreślił czarną
kredką. Trudno było stwierdzić, czy robił tak na co dzień, czy jedynie na
występy ale pasowało to do niego. Neth się zainteresował.
Chłopak również odkręcił kurek, ale cały czas zerkał z ukosa
w stronę Nechtana. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Mag podchwycił
to i celowo zatrzymał na nim spojrzenie na dłużej, nie odwracając wzroku. Aidan
trochę się spłoszył. Wyglądał jakby wahał się jeszcze przez moment, ale w końcu
zdecydował się odezwać.
- Cześć – uśmiechnął się niepewnie. – Chyba pierwszy raz cię tu widzę.
Nie jesteś stąd. - Bardziej stwierdził niż zapytał. Zakręcił wodę
i zwrócił się w stronę maga, opierając się zgrabnie o umywalkę. – Grywamy
tu dość regularnie, jestem pewien, że bym cię zauważył. - Chłopak zaczął
wpatrywać się w Nechtana nieco bardziej intensywnie.
- Popsułeś kolejność, Aidan. To ja miałem podejść do ciebie. - Mag
uniósł kącik ust w zadziornym uśmiechu i podszedł bliżej.
Lubił tego rodzaju gierki, a skoro chłopak sam przechodził prosto
do rzeczy, to właściwie czemu miał sobie odmawiać. Nie miał żadnych zobowiązań,
wobec nikogo. Riordan zapewne właśnie świetnie się bawił ze swoją panienką,
a jemu naprawdę brakowało seksu.
Muzyk wyglądał na trochę zdziwionego, ale i mile podłechtanego.
- Ty moje imię znasz, a ja twojego nadal nie. – Przeczesał dłonią
swoje krótkie, brązowe włosy i delikatnie przygryzł dolną wargę.
Robiło się coraz ciekawiej. Nechtan zbliżył się na tyle blisko, że
Aidan odruchowo wycofał się bliżej ściany. Nachylił się nad muzykiem.
– Lepiej się przygotowałem, ale czy to coś zmienia? - wyszeptał mu
prosto w wargi.
Aidan wpatrywał się w niego swoimi wielkimi oczami, a Neth miał
wrażenie, że prawie słyszy przyspieszone bicie jego serca. Dobrze. Chłopak też
miał na niego wyraźną ochotę. Nie zamierzał dłużej przeciągać. Wpił się mocno w
wargi chłopaka, a ten natychmiast oddał pocałunek. Widać było, że znał się na
rzeczy. Mag przyciągnął go mocniej do siebie, od początku wyczuwając mocny
wzwód Aidana na swoim udzie. Chwycił go pod pośladki i uniósł w górę,
całkiem przyszpilając muzyka do ściany. Chłopak zaplótł mu nogi na biodrach
i nie przerywając pocałunku, zaczął powoli rozpinać koszulę Nechtana,
chciwie dotykając jego ciała. Wyglądał na zafascynowanego.
Jego pocałunki przybrały na sile, aż przypadkowo rozciął sobie
wargę o zęby maga. Kropla krwi spłynęła mu po podbródku, a Nechtan zlizał
ją, zasysając się w tym miejscu na wardze muzyka. Aidan odsunął się lekko,
dosłownie na moment.
- Wolałbym wiedzieć z kim spędzę ten wieczór - polizał końcówką
języka wargi Nechtana – albo przynajmniej najbliższe pół godziny – wymruczał,
posyłając mu drapieżne spojrzenie.
Sapnął głośno, kiedy mag wsunął obie dłonie pod materiał jego
spodni i zaczął ściskać jego nagie pośladki. Widać było, że ten scenariusz
wyjątkowo mu odpowiadał.
- Cholera, weź mnie już, bo chyba długo tu nie wytrzymam. – Aidan
wsunął place w gęste włosy maga, ocierając się o niego.
Nechtanowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Bez problemu
podniósł cały ciężar szczupłego chłopaka i przeszedł z nim obok, żeby
zamknąć ich w jednej z kabin. Zamek okazał się być zepsuty, a przez to
zablokowany, więc w efekcie uderzyli o drzwi jednej z toalet. Odpuścili
zamykanie się. W końcu już wcześniej niespecjalnie interesował ich fakt,
że znajdowali się w miejscu publicznym.
Kutas Nechtana boleśnie uwierał go pod materiałem, a Aidan nie
zamierzał pozwolić mu męczyć się ani chwili dłużej. Rozpinał spodnie maga,
który w tym samym czasie wpijał się intensywnie w jego szyję, zostawiając na
niej czerwone ślady. Przesunął dłońmi po jego chudych plecach, a zaraz zupełnie
zsunął luźne, czarne spodnie muzyka. Chciał mieć wygodniejszy dostęp do jego
tyłka.
Kiedy Aidanowi udało się wreszcie wyswobodzić penisa mężczyzny, od
razu zaczął stymulować go ręką. Po chwili uniósł się na nogach w taki
sposób, by jednocześnie móc zamknąć ich obu w uścisku.
- Oh, tak… - stęknął mag.
Patrzył w te czarne jak smoła oczy i nakręcał się coraz bardziej. Chciał
go mieć jak najszybciej. Objął szczupłe ciało Aidana lewym ramieniem, a prawą
dłonią zaczął przygotowywać jego wejście. Nie bawił się w tradycyjne
metody. Był w końcu pijanym, skrajnie napalonym czarodziejem. Rozluźnił
chłopaka praktycznie od razu. Zdecydowanym ruchem odwrócił go tyłem do siebie, tak
że muzyk dość mocno uderzył rękoma o drzwi przed sobą. Neth chwycił go za
biodra.
- Przepraszam za ten pośpiech… – sapnął cicho.
Aidan nie wyglądał na obrażonego. Nachylił się delikatnie, pocierając
tyłkiem o maga, który na wyraźne zaproszenie, przesunął twardym penisem po jego
rowku. Chłopak głośno stękał, masturbując się przy tym dodatkowo. Neth rozchylił
jego pośladki i powoli zaczął się w niego wsuwać. Z ust Aidana wydobyło
się głośne jęknięcie. Mag zagryzł się na jego karku i pchnął z całej siły,
wchodząc aż do końca. Polizał ślad po ugryzieniu. Drobnymi pocałunkami
składanymi na szyi chłopaka, przesuwał się powoli na wysokość jego ucha.
- Aidan, jesteś cholernie ciasny, rozluźnij się trochę.
W odpowiedzi chłopak zaskomlał z rozkoszy i automatycznie zacisnął
się na nim jeszcze bardziej. Taki właśnie efekt mag chciał wywołać. Zadowolony,
zaczął się w nim poruszać coraz szybciej. Muzyk oddychał płytko, będąc coraz
bliżej spełnienia. Obaj działali coraz bardziej chaotycznie.
- Mocniej… – jęknął cicho do maga. Neth objął go silnymi ramionami,
splatając ręce na klatce piersiowej muzyka. Wbijał się w niego szybko i
mocno.
Czując, że nie wytrzyma już długo, wpłynął odrobinę na system
nerwowy chłopaka, zapewniając mu najlepszy koniec, jakiego ten mógł
doświadczyć. Aidan wystrzelił przed siebie, brudząc zamknięte drzwi od kabiny.
Zaraz po nim, mag doszedł głęboko w jego wnętrzu. Zadowolony oparł podbródek o
ramię chłopaka. Powoli się z niego wysunął i zapiął spodnie. Muzyk odwrócił się
do niego przodem i obdarował maga szczęśliwym i spełnionym spojrzeniem. Był naprawdę
uroczy.
Nechtanowi nie było jednak dane być z siebie dumnym nazbyt długo,
ponieważ moment później radości na twarzy Aidana ustąpiło zdenerwowanie i
zawstydzenie. Patrzył na coś, powyżej ramion Netha. Mag podążając za tym
wzrokiem odwrócił się i natychmiast go wmurowało. Kilka metrów od nich, wsparty
o ścianę stał Riordan. Miał szeroko rozdziawione usta i patrzył wprost na niego
z wyrazem szoku i niedowierzania.
Wracali późną nocą prawie się do siebie nie odzywając. Wtedy
w klubie, Nechtan otworzył zepsute drzwi toalety, niezauważalnie używając
w tym celu prostego zaklęcia. Chciał, żeby Aidan mógł się spokojnie ogarnąć,
bez pijanego Riordana przed nosem. Szybko wyjaśnił chłopakowi, że facet z
otwartą gębą to jego współlokator, i że zapewne czeka go teraz szybki proces
uświadamiania go, więc pożegnali się bez zbędnego marudzenia.
- Przestaniesz już? – rzucił rozdrażniony mag.
Rio co jakiś czas zerkał na niego, po czym ostentacyjnie wgapiał
się krajobraz po przeciwnej stronie ulicy.
– Jest ciemno. I tak nic tam nie widzisz – warknął. - To aż takie
obrzydliwe, że mieszkasz pod jednym dachem z kimś takim jak ja?
Najbardziej irytowało go, że kompletnie nie wiedział jak interpretować
reakcje swojego gospodarza. Atmosfera była co najmniej niezręczna.
– Mogę się wyprowadzić. Po prostu mi powiedz. Nie martw się,
dostaniesz swoją kasę... – Chciał wywołać jakąkolwiek reakcję ze strony
mężczyzny.
- Nie! To znaczy, wcale nie uważam, że to szczególnie obrzydliwe.
– Rio zmarszczył brwi i wbił ręce w kieszenie swoich nisko osadzonych
spodni. – Po prostu, nie wiedziałem, okej? Odpuściłbym ci te wszystkie żarty…
- Oh, tak właśnie byś zrobił? – Mag popatrzył na niego spode łba,
uśmiechając się z politowaniem.
- No tak. To znaczy, wiesz może nie całkiem – wreszcie popatrzył
na Nechtana nieco dłużej. – Ale tak. Przynajmniej nie musiałbym się martwić o
te umizgi Tary.
Odegrał krótką scenkę, w której udając, że opada mu ramiączko
bluzeczki, powoli je poprawiał. Nechtan się roześmiał.
- A co, może byłeś zazdrosny? – Zapytał.
- No pewnie, przecież się kumplujemy, no i jesteś moim cennym
zakładnikiem – odparł od razu.
Szybko dotarło do niego, że Nechtan pytał o to, czy jego zazdrość
dotyczyła Tary, więc znowuż umilkł speszony.
- Dobrze wiedzieć, że się kumplujemy. – Neth trącił go pocieszająco
w bok. – Czyli, co? Przyznajesz, że mam większe powodzenie od ciebie?
- Chyba śnisz! Widziałeś jak tamte laski na mnie leciały? – Wyprężył
się przed Nethem, wskazując na siebie kciukami.
- Widziałem, że musiałeś sporo zainwestować w drinki, a ta cała
Vivienne i tak się do mnie przystawiała. – Skrzywił się odrobinę na to
wspomnienie. Nie lubił natrętnych ludzi. Naruszali jego przestrzeń.
Riordan dziwnie mu się przyglądnął i nic nie odpowiedział. W
jego przypadku, nie było to normalne zachowanie. W innych okolicznościach
zapewne rzuciłby już całą serią odzywek, mających na celu przedstawienie siebie
jako jedynego samca alfa w stadzie. Najwyraźniej coś się między nimi zmieniło.
Pytanie, czy owa zmiana była jedynie chwilowa, czy raczej trwała.
Kiedy dotarli wreszcie do domu, mag od razu poszedł się wykąpać. Chciał
się odświeżyć - nie tylko po seksie, ale także po całym wieczorze spędzonym w dusznym
i zatłoczonym miejscu. Pod prysznicem ociągał się nieco dłużej niż zwykle,
a kiedy ubierał luźne i wygodne spodnie Rio, w których zwykle sypiał, był już prawie
zupełnie trzeźwy. Rozczesał mokre włosy i wszedł z ręcznikiem na głowie do
pokoju.
- Wolne – rzucił krótko, rozglądając się w poszukiwaniu Rio.
Odnalazł go siedzącego po turecku na łóżku.
– Żegnam kuzynie.
Podobno ja tutaj sypiam. – Stanął nad nim z założonymi rękami.
Riordan nie zareagował. Opierał głowę na dłoni i przyglądał
się Nechtanowi. Mag wszedł na łóżko z zamiarem wykopania pijanego złodzieja,
ale Rio złapał go za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- Naprawdę jesteś piękny, wiesz? – Przesunął wolną dłonią po policzku
Netha, po czym objął go w pasie i lekko przysunął do siebie.
- C-co ty wyprawiasz?! – fuknął zaskoczony mag.
Nechtan nie wiedział jak się zachować. Z jednej strony momentalnie
poczuł się pobudzony na nowo, a z drugiej nieznośnie zirytowało go takie
zachowanie. Riordan lubił kobiety. Tylko kobiety. Czemu więc miało służyć coś
takiego?
– Puść mnie do cholery! – warknął najeżony.
Starał się odepchnąć od siebie mężczyznę.
- Przepraszam, nie gniewaj się. Nie mam nic złego na myśli… Po
prostu…
Rio ewidentnie przeciągał tę chwilę. Nie puścił maga, a dodatkowo
przesunął nosem po jego szyi. Jedną nogę założył z tyłu za Nechtanem, jakby
podświadomie zamykając mu drogę ucieczki i spojrzał mu w oczy.
– Neth… mogę? – Nie czekając na odpowiedź, delikatnie musnął jego
zaciśnięte usta.
Myśli i emocje eksplodowały w głowie mężczyzny. Rio w swoim
zachowaniu był cholernie nieporadny i onieśmielony, a mimo to Neth miał
wrażenie, że ten delikatny dotyk jego warg był jednym z najbardziej czułych i
podniecających pocałunków jakich w ogóle doświadczył. Było jasne, że go
pragnął. Chciał go tak bardzo, że miał wrażenie, że skręcają mu się wszystkie
wnętrzności na raz. Niestety miał świadomość tego, że dla Riordana był to
jedynie eksperyment. Dowiedział się że Nechtan wolał mężczyzn i pewnie chciał
sprawdzić jak to jest. A może nawet nie to, może chciał go jedynie upokorzyć,
albo coś mu udowodnić… Nie, nie wyglądał na nieszczerego, ale przede wszystkim nie
dało się ukryć, że był po prostu pijany. W obecnej chwili myślał za niego alkohol
i najwyraźniej nie tylko on…
Nechtan poczuł bolesne ukłucie w okolicy żołądka. Nie chciał robić
tego w taki sposób. Nie chciał być zastępstwem dla tamtej kobiety.
- Nie możesz – odparł w końcu. - Zostaw mnie natychmiast. - Starał
się brzmieć pewnie i zdecydowanie, a jednocześnie powoli oddawał pocałunek.
Jak mógłby tego nie robić, kiedy wewnątrz, całym sobą, aż krzyczał, jak bardzo
pragnął dotyku tego człowieka.
Rio puścił jego rękę i przyciągnął go do siebie mocniej. Obejmował
go, przesuwając dłońmi po bokach i plecach maga, jakby chciał zbadać
dokładnie każdy fragment jego skóry. Muskał opuszkami palców po jego sztywnych ramionach,
aż w końcu przeniósł dłonie wyżej, na skronie Netha. Kolistymi ruchami zsunął
się w dół, na jego szyję, plącząc długie włosy maga pomiędzy palcami.
- Jesteś taki delikatny – westchnął, całując go. – Masz takie
piękne, okrągłe oczy… - szepnął pogłębiając pocałunek. – Nie widziałem takich
u żadnej kobiety – wymruczał mu w usta.
Rio położył Nechtana na łóżku pod sobą. Magowi się to nie
spodobało. Do tej pory tylko Earen go miał. Z pewnością nie miał zamiaru
stawać się zabawką dla kogoś, kto najwyraźniej sam nie wiedział czego chciał.
- Wcale nie jestem delikatny. Nie jestem kobietą do cholery! – zirytował
się. – Puść mnie wreszcie! - Mag wyrwał się z objęć mężczyzny, chwycił za koc i
przeniósł się na kanapę.
- Przecież wiem! – krzyknął za nim Rio. – Cholera, kiedy was zobaczyłem…
- Wyglądał jak zbity pies. Na jego twarzy malował się żal, frustracja i
rezygnacja.
- Idź spać. Jesteś kompletnie zalany. Porozmawiamy rano – przerwał
mu mag.
Jemu również nie było łatwo. Był kompletnie zdezorientowany. Próba
zaśnięcia z pulsującym wzwodem, także nie należała do najszczęśliwszych. Słyszał
jak Riordan wstaje i udaje się do łazienki. Po chwili dobiegł do niego
szum puszczonej wody. Długo wsłuchiwał się w jego jednostajny odgłos zanim w
końcu zasnął.
Słońce raziło go w oczy. No tak, w końcu kanapa stała przy oknie.
Pewnie dlatego to Rio zawsze wstawał jako pierwszy. Wnioskując po intensywności
światła musiało być już koło południa. Neth podniósł się leniwie i odgarnął
włosy z twarzy.
- Dlaczego mnie nie obudziłeś? – mruknął z żalem. Nie lubił czuć
się rozbity przez cały dzień, wolał już zmęczenie.
Riordan siedział, a właściwie to klęczał na jednym z krzeseł przy
stole i zaznaczał coś na dużym arkuszu papieru, wsparty ramionami o blat.
Robił też jakieś notatki, zerkając co chwila na arkusz i popijając parujący napój
z kubka.
- A po co miałbym pozbawiać się tej odrobiny spokoju? - Oho.
Wrócił stary, zgryźliwy Rio. – Ale skoro już wstałeś, to mógłbyś zrobić coś do
jedzenia? Jestem potwornie głodny.
Przeciągnął się i przechylając głowę w prawo i lewo, strzelił karkiem.
Wstał od stołu, otworzył szeroko okno, po czym wrócił do swojego zajęcia.
Nechtan zastanowił się. Tak właściwie, to mógłby coś przygotować gdyby
nie jeden, drobny szczegół. Nieszczególnie potrafił. W sumie, to nigdy tego nie
robił. Nie czuł takiej potrzeby. W domu byli od tego ludzie, a kiedy się
wymykał, zawsze mógł kupić posiłek w gospodzie. Pamiętał, że Patrick dobrze
sobie radził z tematem gotowania. Czasem przygotowywał coś dla Nechtana i okropnie
się cieszył, kiedy ten miał okazję próbować jego dzieł. Cóż, w najgorszym
wypadku zawsze mógł posłużyć się magią.
Już miał zamiar rzucić jakimś naciąganym tekstem o tym, że skoro
Rio był głodny, to przecież został obdarowany umiejętnością posługiwania się dłońmi,
kiedy to dobiegło ich głośne łomotanie do drzwi. Obaj zwrócili się w ich stronę.
Rio nie miewał gości. Przynajmniej odkąd Nechtan tu mieszkał, nikogo nie
spotkał.
- Rio! Otwórz, wiem, że tam siedzisz!
Wywołany mężczyzna wywrócił oczami. Najwyraźniej poznał osobę
znajdującą się za drzwiami po głosie.
- Idź na górę – szepnął.
- Słucham? Niby dlaczego?
- Idź na górę i siedź cicho! – Riordan wstał i z wyraźnym oczekiwaniem
wskazał Nechtanowi schody.
- Co, wstydzisz się mnie? – zapytał złośliwie.
Nie do końca rozumiał, o co było całe to zamieszanie, a zresztą
nadal był jeszcze zaspany, więc niespecjalnie się mu spieszyło.
- Rio, kurwa! Ja tu nie młodnieje! – krzyknął gość za drzwiami,
niecierpliwiąc się.
- Neth, do cholery, zjeżdżaj! – syknął przez zęby mężczyzna.
Wyglądał poważnie, więc Nechtan odpuścił i powlókł się po schodach
na piętro.
– I bądź cicho! – rzucił za nim raz jeszcze Rio.
Hej,
OdpowiedzUsuńi co, i co... miał ruszyć dalej, a tutaj... jest bardzo zachwycony tum światem... czyżby Rio podobał się Nath, cóż to za zachowanie w domu, to w tym klubie to tak jakby zazdrość...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, i co miał ruszyć dalej a tutaj... jest bardzo zachwycony tym światem... czyżby Rio podobał się Nath cóż to zachowanie w domu, to na pijaństwo, ale wcześniej w klubie to tak jak zazdrość...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza