-.-.-.-.-.-
Siedzieli na zimnej, kamiennej powierzchni, w jedynej smudze
słońca jaka tu docierała. Nechtan zdołał się uspokoić, ale jego nowa forma nie
zniknęła. Złagodniała i owszem, ale wciąż czuł grube, mocne kły uwierające
go pod dziąsłami. Riordan spał z opartą na jego kolanach głową. Był zimny i
blady. Zupełnie jak Neth zazwyczaj. Mag niespiesznie przesuwał palcami po
ramieniu mężczyzny, rozglądając się dokoła.
Wszystkie te korytarze musiały dokądś prowadzić. Z Riordanem w
obecnym stanie ciężko byłoby liczyć na udaną wspinaczkę po stromym urwisku, a
perspektywa upadku prosto w objęcia lodowatej wody, ledwie co okrywającej
ostre skały w dole, nie była specjalnie zachęcająca. Musieli spróbować znaleźć
inną drogę. Zważywszy na to, że i tak nie byli pewni poprzedniej trasy, mogli
zaryzykować przemieszczanie się tymi korytarzami. Tym co tak naprawdę martwiło
maga, była pozornie bardziej prozaiczna sprawa. Otóż wyzbyli się całego
balastu, w tym również jedzenia i picia. Wzięli tylko tyle, ile Rio zdołał
zmieścić w niewielkim podręcznym zawiniątku, a ten zapas już dawno wyczerpali. Teraz
Riordan był osłabiony, a on nie mógł podać mu nawet odrobiny wody, co nie
rokowało najlepiej. Musieli jak najszybciej wracać, a nie posiadali nawet
przesłanek o tym, kiedy mogli znaleźć się u celu.
Jak wiele czasu zajmie im wizyta u Lilith? I przede wszystkim
czego mogła chcieć, ściągając ich aż tutaj? Czegoś złego, czy nie?
- Nad czym tak dumasz?
Neth aż wzdrygnął się na to niespodziewane pytanie. Co więcej, nie
było zadane przez Riordana.
Tuż przed nim stała młoda dziewczyna, trzymająca za rękę wyjątkowo
przystojnego chłopca. Mogli mieć najwyżej po kilkanaście lat. Wszystkie mięśnie
w ciele Nechtana na powrót się napięły. Już samo spotkanie ludzi w takim
miejscu, od razu wydało mu się podejrzane, a para nie wyglądała do końca
normalnie. Zdawali się być zupełnie materialni, ale równocześnie kontury ich
ciał, rozmywały się momentami, jak obraz pod powierzchnią wody. Nechtan
przełknął ślinę, oceniając możliwości. Chłopiec miał pusty wzrok, i gdyby nie to,
że stał o własnych siłach, Neth wziąłby go za trupa. Chyba nie mógł być
niebezpieczny… Dziewczyna natomiast była bardziej przytomna, choć w jej wzroku
kryło się coś obłąkańczego. Nie była zbyt piękna. Cienkie, rzadkie włosy koloru
słomy opadały jej na wątłe ramiona, a podarta, sprana sukienka nie zakrywała do
końca jej kościstych kolan. Zdawało się, że ta niezwykła para pochodziła z
kompletnie różnych światów, bowiem jej towarzysz odziany był w elegancko
skrojone spodnie i bogato haftowaną koszulę. O dziwo nie miał butów, a jego
spodnie były podwinięte, jak gdyby miał brodzić w wodzie.
- Kim jesteście? – zapytał ostrożnie.
- Ja jestem Kiara, a to Sedric – padła uprzejma odpowiedź.
Dziewczyna co chwila zerkała rozmarzonym wzrokiem na swego
towarzysza, jak gdyby upewniała się, że wciąż tam był. Neth pomyślał, że to
dziwne, skoro przecież cały czas kurczowo ściskała jego dłoń, ale chłopak i tak
zdawał się tego wszystkiego nie zauważać. Patrzył pustym, nieobecnym wzrokiem w
przestrzeń, a jego głowa delikatnie opadała na bok.
- Źle się wyraziłem. Co wy tutaj robicie? Jesteście ludźmi, prawda?
– zapytał ostrzegawczo.
Owszem, nie miał pojęcia jak miałby się teraz bronić, ale był
gotów na wszystko, byleby tylko jeszcze bardziej nie narazić Riordana.
Dziewczyna roześmiała się cicho.
- A na kogo ci wyglądamy? Oczywiście że jesteśmy ludźmi! Zabawny z
ciebie człowiek, panie.
Kiedy mówiła jej wzrok biegał we wszystkie strony. Mag dodatkowo
zwrócił uwagę na to, że Kiara wypowiadała się w dość specyficzny sposób.
Używała głównie prostego języka, ale momentami wplatała w zdania słowa
charakterystyczne dla bardziej wykształconych ludzi, jakby chciała sprawiać
lepsze wrażenie.
- To nie odpowiada na pytanie, jak się tutaj znaleźliście. To chyba
nie jest najlepsze miejsce na przechadzkę we dwoje?
Dziewczyna natychmiast się rozpromieniła.
- Ależ nie liczy się miejsce, tylko towarzystwo! A ja mam
najlepsze.
Neth nie wiedział, jak miał się zachować. Niczego się nie
dowiedział, a niepokój narastał. Przełknął nagromadzoną ślinę i spojrzał
na śpiącego Rio. Powinien spać tak długo? Być może ta dwójka mogłaby im jakość
pomóc.
- Czy w tych podziemiach jest jeszcze ktoś poza wami? – zapytał w
końcu.
Może byli w stanie naprowadzić go ślad Lilith.
- Poza nami? Oczywiście że tak. Na przykład wy! – roześmiała się.
– Tak, tak sądzę. Czasami kogoś spotykamy. Ale zazwyczaj chodzą sami. Wy
jesteście pierwszą parą jaką widzimy. Prawda, Sedric? – Znów obdarzyła chłopca
zakochanym spojrzeniem, a ten nie zareagował na nie, w najmniejszym nawet
stopniu.
- Twój przyjaciel nie mówi? – Prawdopodobnie nie powinien o to
pytać, ale stan chłopca wydawał mu się być wysoce niepokojący.
- Oczywiście że mówi! Mówi pięknie i jest bardzo mądry! –
Dziewczyna zdawała się na poważnie poruszona słowami maga. – Twój kompan pewnie
też nie zawsze śpi? A w ogóle, dlaczego jesteś panie z mężczyzną? To twój
brat? Nie jest podobny.
- To… Ktoś bliski mojemu sercu – wykrztusił z końcu.
Kto by pomyślał, że ktoś taki, w takim miejscu, będzie pierwszą
osobą, której odważy się powiedzieć o prawdziwej relacji, jaka łączyła go
z Riordanem.
- To chyba niemożliwe? – zapytała przestraszona. – Ale tak… Prawdziwa
miłość wymaga wielkich poświęceń. Często jej cena przewyższa to co możemy oddać
– dodała.
Neth zaczął kombinować co by zrobić, żeby jak najszybciej pozbyć
się towarzystwa owej pary. Było w nich coś co sprawiało, że czuł się
dziwnie. Nie był to strach, ale coś czego nie do końca potrafił sobie wytłumaczyć.
Już obcowanie z Patrickiem było znacznie bardziej naturalne.
- Czy gdzieś tutaj jest jakieś źródło wody?
- Dalej szukasz? – Kiara wydała się rozczarowana. – Pogódź się
z losem. Tylko wtedy staniesz się naprawdę szczęśliwy.
- Dziękuję za radę, ale ja naprawdę potrzebuję wody. Dla mojego
towarzysza. Jest bardzo osłabiony – wytłumaczył, podnosząc się na nogi.
- No tak… - dziewczyna zawahała się. – Skoro tak… Musisz iść
tamtym korytarzem – wskazała na jedno z przejść. – Tam jest niewielkie jeziorko,
czasami można tam spotkać kogoś równie naiwnego co ty, panie.
Neth obejrzał się we wskazanym kierunku.
- Ale stamtąd jest już blisko do niego.
- Do kogo? - zapytał sceptycznie mag.
Dziewczyna zaczęła go irytować.
- Do niego. Nie pamiętasz już? Wszyscy wyszliśmy stamtąd. Lepiej
tam nie wracać, ci co wrócili nigdy nie wyszli ponownie.
- Zapamiętam sobie, wielkie dzięki.
Zaczął wstrząsać Riordanem, żeby go obudzić.
- Rio? Obudź się, musimy iść.
Kiara przypatrywała się z umiarkowanym zainteresowaniem. Chyba nie
spodziewała się, żeby Rio faktycznie miał otworzyć oczy.
- Neth? Już? – zapytał kompletnie nieprzytomny mężczyzna. - Długo
spałem?
Mag uśmiechnął się na widok, jego przytomnej twarzy.
- Jakiś czas. Chyba wiem, gdzie znaleźć wodę, tam zrobimy następny
postój.
- Super… O… a to, kto to?
- Sedric i Kiara. A to Riordan. – Neth szybko wymienił
uprzejmości, wskazując to na parę, to na kompana. – Ja również się nie
przedstawiłem. Nazywam się Nechtan. A teraz możemy się już pożegnać, bo my
idziemy dalej – rzucił zniecierpliwiony.
Rio wytrzeszczał oczy na przedstawioną mu parę i chyba po raz
pierwszy, odkąd Neth go poznał, nie wiedział co powiedzieć.
- Eee, miło mi?
Mężczyzna nadal nie wyglądał najlepiej, ale sen trochę pomógł.
W każdym razie, na pewno wyglądał lepiej od Sedrica. Tego samego nie dało
się powiedzieć o dziewczynie, która po raz pierwszy puściła dłoń ukochanego i
podbiegła z przerażoną miną do Rio. Neth automatycznie stanął pomiędzy nimi,
gotowy do ewentualnej obrony.
- On rzeczywiście się obudził! – odezwała się oskarżającym tonem.
– Jak to możliwe?!
- No… Zwykle się budzę, kiedy idę spać? – wtrącił zdziwiony Rio.
Dziewczyna zatkała usta w wyrazie szoku i czegoś na kształt
przestrachu. Złapała Sedrica za rękę i pociągnęła go w stronę jednego z korytarzy,
nawet nie oglądając się na pozostawionych w tyle mężczyzn.
- Co to miało być do kurwy nędzy? – odezwał się Rio, drapiąc się
po karku. – I kto to był?
- Wierz mi, nie mam pojęcia. I nie wiem, czy chcę się dowiedzieć.
Przy niewielkiej pomocy Nechtana, Rio podniósł się w końcu. Dobrze
sobie radził, ale mimo wszystko mag wolał, by mężczyzna się na nim wspierał w
czasie dalszej wędrówki. Ustąpił dopiero wtedy, gdy rozbawiony jego przesadną
troską Riordan, zaczął wykorzystywać jego bliskość, do nadgorliwych czułostek.
- Oj Neth, nie gniewaj się już – marudził Riordan wlokąc się za
zirytowanym magiem.
- Tobie naprawdę tylko jedno w głowie. Nawet jeśli miałbyś
wyzionąć ducha!
- Wtedy tym bardziej wolałbym się skupić na czymś przyjemnym –
odparł mężczyzna, nie poprawiając swojej i tak już przegranej pozycji.
Neth szedł przed siebie przyspieszonym krokiem, co jakiś czas
zerkając jedynie, czy jego kompan nadążał.
Złość nie potrwała zwyczajowo długo, ponieważ ich ścieżka szybko
zwęziła się do tego stopnia, że musieli przemieszczać się pochyleni, trzymając
się blisko siebie. Ku przerażeniu maga, Riordan wyraźnie słabł i chociaż nie
narzekał, widać było, że momentami przystawał. Czasem chwiejnym krokiem wpadał
na maga, który tym razem nie zamierzał się skarżyć, mimo jego irytujących prób
tłumaczenia się nagłym przypływem miłości. Musieli się stąd wydostać jak
najszybciej.
Błądzili wąskim, wyżłobionym w skale korytarzem dobre pół godziny,
oświetlając sobie drogę latarką. Niełatwo było poruszać się po kamienistej
ścieżce. Powietrze było zatęchłe i drażniło w gardło. Wilgotne ściany,
gdzieniegdzie porastało coś przypominającego mech, a może nawet bardziej glony…
nie znał się na tym. Niewątpliwie zbliżali się do jakiegoś źródła wody.
Mag rozważał właśnie jak wielkim nietaktem byłoby wykorzystanie
tej sposobności, do szybkiego odświeżenia się, gdy wreszcie dotarli do
pierwszego rozwidlenia. O tym Kiara nie wspominała.
- Niech zgadnę. Nie wiemy, którędy teraz, prawda?
- Być może oba tunele prowadzą w to samo miejsce? – Mogło tak być,
chociaż zgodnie z prawdą, Neth miał zupełnie inne przeczucia.
- Możemy przyjrzeć się im bliżej i ocenić różnice. Obstawiam, że
nas interesuje ten korytarz, w którym będzie mniej ciasno i bardziej wilgotno.
- Ja tam wolę, jak jest bardziej ciasno – rzucił Neth.
Chyba zbyt wiele czasu spędził w towarzystwie Riordana.
- Możesz sobie pomarzyć – zaśmiał się Rio. – To co, wyliczanka?
Po wyliczance, zbadali początek obu korytarzy i ocenili, że oba wyglądały
dosłownie tak samo. Nie było sensu udawać, że wiedzieli w którą stronę winni się kierować. Skręcili w
prawo.
Szybko okazało się, że podobnych decyzji musieli podjąć jeszcze
kilka. Stale docierali do miejsc, z których można było skierować się w różne
strony. Dla ułatwienia ustalili, że będą zawsze będą wybierać drogę najbardziej
wysuniętą na prawo, sugerując się kierunkiem z mapy, choć już dawno zatracili
poczucie orientacji względem zbocza na powierzchni.
Czas zdawał się nie istnieć. Nechtan nie miał pojęcia jak długo błądzili
w podziemiach. Z niepokojem zauważał, że jego kompan coraz częściej kaszlał i
coraz mniej się odzywał. W świetle latarki zapewne wyglądał gorzej, niż w
rzeczywistości, ale nie umniejszało to powagi jego stanu. Ile krwi mógł stracić
dorosły człowiek? Ile stracił jej Rio? Nechtan zadręczał się podobnymi
kwestiami cały ten czas. Co kilka minut przyspieszał, po to by przebiec kilka
metrów do przodu i sprawdzić, czy za kolejnym rozwidleniem nie czekało na nich
upragnione wyjście. Zaraz jednak prędko wracał do mężczyzny w tyle, bojąc się
go zgubić.
- Słyszysz? – cieszę przerwał Rio, przy kolejnej próbie
przechytrzenia labiryntu.
- Niby co? – Neth był tak pogrążony w kłębowisku własnych myśli,
że nie zauważał tu dosłownie nic. Tym bardziej wyimaginowanych przez Riordana
dźwięków.
- No to przestań sapać i bądź cicho. Słuchaj... – Mężczyzna
zatrzymał się i złapał go za rękę.
Neth faktycznie umilkł i po chwili do jego uszu dotarł cichutki
szum wody.
- To… To chyba… jakby wodospad?
- Raczej wodospadzik – odparł zadowolonym głosem Rio. – Ale tyle
nam wystarczy. Chodź! – Mężczyzna ruszył przed siebie kierując się odgłosem
dobiegającym ich przez kamienne ściany.
- Rio, ale puść mnie! – jęknął mag, ciągnięty za rękę.
- A co, wstydzisz się mnie? Widziałeś, że w tych okolicach to taki
ładny zwyczaj.
- Z tego co widzę, w przeciwieństwie do tamtego dzieciaka, ty jesteś
przytomny – zauważył. - Ale jeśli bardzo ci na tym zależy, możemy zmienić ten
stan.
- Nie strasz kochanie, tylko się ruszaj – odpowiedział mu słaby,
ale pogodny głos Riordana.
- Jest jaśniej, czy mi się zdaje?
- Oczywiście że jest jaśniej. Moja osoba lśni w twoich oczach na
przedzie wycieczki.
- W takim razie zażądam zwrotu poniesionych kosztów – prychnął
mag.
Spierali się dłuższą chwilę, by wreszcie wydostać się z wąskiego
korytarza do obszernej, wysokiej, kamiennej komnaty. Tak właśnie pomyślał o tym
miejscu Neth. Zewsząd otaczały ich skały, a na samym środku groty wyrastało jedno
samotne drzewo. Znajdowało się jakby na niewielkim ziemnym kopcu, otoczonym
fosą. Z jednego ze skalnych prześwitów wypadała strużka wody. To właśnie jej
plusk musieli słyszeć.
Wyjaśniła się również kwestia światła. Rzeczywiście musiało być go
więcej, skoro dokładnie naprzeciwko wyjścia z ich tunelu, znajdowało się
sporych rozmiarów, wyrwane w grocie przejście za zewnątrz. Słońce wpadało przez
nie w niewielkim stopniu, ale umożliwiającym im swobodne widzenie.
Neth rozglądał się zafascynowany. Ściany pokryte były jakimiś
nieznanymi mu symbolami. Przypominały znaki z księgi o Otchłani, ale był
pewien, że nigdzie wcześniej takich nie widział.
- Nareszcie jesteś – dobiegł ich przeszywająco lodowaty głos.
Serce stanęło mu w gardle. Choć raczej nie tyle stanęło, co zabiło
tak szybko, że istniała obawa, że wyrwie się z jego piersi na zewnątrz. Szybko
rozejrzał się, by dostrzec wyraźną, kobiecą postać opierającą się o pień
drzewa. Wcześniej musiał jej nie zauważyć.
- Ty… Lilith? – odezwał się składnie.
- Witaj kochanie – przywitała go. - Ach, widzę, że to nadal żyje…
- prychnęła pod nosem, patrząc na Riordana.
Żaden z nich nie zaszczycił jej odpowiedzią. Wyglądała dziwnie.
Niby tak samo, jak w postaci, którą już im pokazała, a jednoczenie jakby bardziej
materialnie. Pod jej stopami kłębiła się czarna mgiełka, delikatnie spowijająca
całe jej ciało. Nadal była naga, chuda, a jej rude włosy zdawały się płonąć,
przy trupio bladym kolorze skóry.
- Kochanie? – mruknął Rio.
W normalnych okolicznościach Neth pewnie podziwiałby jego zdolność
do wyłapywania najistotniejszych elementów rzeczywistości, ale w zaistniałej
sytuacji, nie zareagował. Czuł się wręcz sparaliżowany ze strachu. Nie tak
miało być. Nie był jeszcze gotowy. Nie tutaj mieli dotrzeć. Chciał dostać się
do podziemnego jeziora! Czy nie o to pytał Kiarę? Chciał się umyć, opatrzyć
Riordana i mieć szansę odpocząć, a nie do cholery stawać twarzą w twarz z
demonem! Jeszcze nie teraz. W pierwszym odruchu, chciał się wycofać i wrócić do
tunelu, ale gdy tylko cofnął stopę, Rio położył mu dłoń na ramieniu,
zatrzymując go.
Trzeba było doprowadzić to wreszcie do końca.
- Nie przywitasz się z mamą? – zaśmiała się ochryple.
Nechtan wybałuszył oczy. Co to miało znaczyć?! Zaschło mu w ustach
tak bardzo, że pewnie nawet gdyby chciał, nic by nie odpowiedział. Czuł pocące się
dłonie. Serce waliło mu tak szybko, że chyba można było je dostrzec gołym
okiem, tylko patrząc na jego pierś.
Lilith wyglądała na rozczarowaną.
- Cóż, może niezupełnie z mamą, ale beze mnie nie byłoby i ciebie,
Nechtanie. Podejdźcie bliżej. Przecież obiecałam wszystko ci powiedzieć. –
Demon wykonał zachęcający gest dłonią.
W jej wykonaniu przepełniony był raczej kpiną niż gościnnością, a z
całą pewnością wydał się magowi niebezpieczny. Wcale nie uśmiechało mu się
podchodzić bliżej, ale Riordan był zdeterminowany. Ruszył do przodu i oglądając
się na maga, skinął na niego by i on wyszedł na środek pomieszczenia.
Lilith uśmiechnęła się w paskudny sposób. Świetnie, a więc w jej
oczach musieli wyglądać jeszcze bardziej żałośnie niż we własnych.
Mag powlókł się za Riordanem. Jeśli mieli tu zginąć, to i tak nic
już ich nie uratuje.
- Usiądziecie? – zapytała.
Jakby w odpowiedzi na jej pytanie, na kamiennej podłodze pojawiły
się przysadziste głębokie fotele, sofa, a nawet stolik z dzbanem pełnym
białych kwiatów.
Magia? Iluzja? Wszystko to wyglądało jak sama Lilith. Zdawało się
być tutaj przez cały czas, a jedynie za jej pozwoleniem pokazywać się im.
- Postoimy – zadecydował mag.
- Może twój człowiek, jednak wolałby odpocząć? Nie wygląda
najlepiej.
- Rio może robić co chce. Nie jest moją własnością.
Neth popatrzył błagalnie na Riordana, który pozostał u jego boku.
- Nieważne – prychnęła, przewracając oczami.
Zarzuciła włosy przez ramię i powolnym krokiem zbliżyła się do sofy.
Sama rozłożyła się na niej wygodnie i nalała sobie czerwonego wina z karafki
(kiedy się tam znalazła?).
– Nie wiem od czego zacząć – roześmiała się. – Czekam tak długo… Nie
było ani jednego dnia, bym nie myślała o naszym dzisiejszym spotkaniu, a jednak
nie wiem co powiedzieć – dodała, celując palcem w Nechtana.
Neth zdecydował, że jednak usiądzie. Podszedł do jednego z foteli,
odsunął go nieznacznie od sofy i usadowił się przodem do demona. Riordan
natomiast nie zajął drugiego fotela. Oparł się obok o stolik, częstując się
winem, na co Lilith zareagowała jedynie wątłym uśmiechem.
- Najlepiej zacznij o początku – wykrztusił w końcu mag.
- Ach, jak pięknie. Charakter to ty zdecydowanie odwiedziłeś po
ojcu. Byle do sedna prawda? Same konkrety. Ale dobrze, niech będzie… A może
masz jakieś pytania? Proszę, nie krępuj się Nechtanie.
Mag zmusił się do spokoju. Dotarł tutaj. Ryzykował własnym, a co
gorsza cudzym życiem, aby poznać całą prawdę. Nie mógł pozwolić by strach mu to
odebrał. Jedyne czego potrzebował to jeszcze trochę mobilizacji. Musiał sobie
poradzić. Dla Rio. Dla nich. Musieli się stąd wydostać, a żeby tak się stało,
on musiał wziąć się w garść. Właśnie teraz.
- Świetnie. Jakim cudem wampirzyca mogła stać się moją matką? – rzucił
wręcz oskarżycielsko.
Cała ta historia wydawała mu się być jedynie kiepsko skleconą
farsą. Zaplótł ręce na piersi, założył nogę na nogę i wbił wzrok w Lilith, oczekując
odpowiedzi.
- Ethlinn miała mnie – odparła spokojnie.
Ona jedna wydawała się być całkowicie wyluzowana. Nie wyglądała na
zadowoloną, ale na pewno była spokojna.
- To już słyszałem, skończ te gierki. Chciałaś żebym się tu
zjawił. Jestem. A teraz mów.
Nie wiedział na ile mógł sobie pozwolić ani czego demon od niego
chciał. Nie wiedział co działo się z jego ciałem, a całkowity brak kontroli nad
maną sprawiał, że wpadał w panikę. Czy w ogóle mogło być jeszcze gorzej?
- Nie zastanawiałeś się nigdy, dlaczego dożyłeś tak pięknego
wieku, bez stosowania tych wszystkich zabiegów, jakie wymyślają czarodzieje, tylko
po to by ich podstarzałe tyłki wyglądały na piękne i młode, a ciała nie
gniły w ziemi, tuż po tym jak wyzioną ducha po śmiesznie krótkim czasie trwania
życia zwykłego człowieka? Albo dlaczego jesteś taki śliczny, skoro twój ojciec
to tylko gnijący worek mięsa?
- Zostaw Melvina w spokoju – warknął Neth. Jeszcze tego brakowało,
żeby demon obrażał jego ojca.
Lilith uniosła brew, w wyrazie szczerego zdziwienia.
- No proszę…
Przez chwilę panowała cisza. Nechtana bolała cała szczęka, od
zaciśniętych z nerwów mięśni.
- Wiesz, kiedy demon staje się demonem? – zapytała niby od
niechcenia.
- Kiedy robi coś, czym skazuje się na wieczne potępienie. Kiedy zostaje
przeklęty.
Opowiedział mu ponury uśmiech.
- Obserwowałam Ethlinn latami. Była… Pewnie zabrzmi to banalnie,
ale ona naprawdę była inna od wszystkich. Nie czułam specjalnego uwielbienia do
wampirów, ale ona była taka prawdziwa… Znałam jej serce. Wszystko co robiła,
robiła z faktycznego pragnienia, nigdy na pokaz. Kiedy odbierała ludziom życie,
a jak wiemy… musiała to robić, zawsze byli to ludzie, którzy sami pragnęli
śmierci. Cierpiący od choroby, męczeni bólem, czasem konający z miłości… Uogólniając
- byli to wszyscy ci, którzy szukali ukojenia. Znajdowali go w jej delikatnych
objęciach.
Lilith zamyśliła się przez chwilę, pozwalając im zrozumieć jej
słowa. Przyglądała się swoim szponom, zerkała na obu mężczyzn, aż jej wzrok
spoczął na drzewie po środku pomieszczenia.
- Niekiedy nawet odmawiała. To dopiero było zabawne – Lilith
roześmiała się do swoich wspomnień. – Wampir odmawiający krwi. Pomagała tym,
którym mogła i odsyłała ich szczęśliwszych. A ja… Ja patrzyłam. Zaczęłam
ją odwiedzać. Pokazywać się jej. Na początku myślała, że jestem zwykłą kobietą.
Towarzyszyłam jej w długich spacerach po lesie, rozmawiałyśmy o różnych
sprawach. Szybko zawładnęła całym moim sercem. Nim się zorientowałam, nie było
w nim miejsca na nikogo i nic innego. Przestałam kochać świat, a zaczęłam
kochać ją.
Nechtan słuchał, zastanawiając się do czego zmierzała cała ta
historia. Ciężko było mu uwierzyć w dobre serce demona. Taka miłość? Czy
naprawdę była możliwa?
- Na pewno była urzeczona, kiedy odkryła, że jej towarzyszka jest
zwykłym potworem – syknął.
- Wtedy jeszcze nim nie byłam – zauważyła Lilith spokojnie. -
Stałam się nim pewnego deszczowego poranka, ale oszczędzę ci szczegółów. Byłyby
wyjątkowo pikantne, ale jak oboje wiemy, nie trafiające w twoje
preferencje – dodała zgryźliwie, rzucając krótkie spojrzenie w kierunku
Riordana.
- Kochałyście się – odezwał się mężczyzna.
Rio nie wydawał się być zniesmaczony. Słuchał zafascynowany,
a na jego twarzy widniał żal, którego Neth nie potrafił pojąć.
- Kiedy odwzajemniła moje uczucia, świętość przestała się dla mnie
liczyć. Istniała tylko ona, więc skoro mnie chciała, chciałam i ja. Zesłanie do
Otchłani nie należało do przyjemnych doświadczeń. Długo nie mogłam się stamtąd
wydostać. Zresztą, ja nawet nie wiedziałam co się ze mną działo. Moje zmysły zostały
skażone, zniszczone, odebrano mi moje ja.
Czułam się jak wyrzucony, niepotrzebny śmieć, a wszystko to dlatego że
odważyłam się naprawdę pokochać. – Lilith na moment urwała, by dodać w nieco
bardziej wyzywający sposób: - Cóż… istotę nocy i to w bardzo fizyczny sposób.
Demon wyszczerzył kły w groteskowym uśmiechu, patrząc
Nechtanowi prosto w oczy.
- No dobrze. Pieprzyłaś się z moją matką, ale z tego również nie
spodziewałbym się potomstwa – rzucił mag. – Nie chciałem słuchać o twojej
drodze do bycia tym, czym teraz jesteś. Nie obchodzi mnie to – podkreślił.
- Jaki niemiły… Muszę zarysować tło dla tej historii, inaczej
niewiele z niej zrozumiesz, kochanie. – Upiła z kieliszka i dolała sobie więcej
czerwonego płynu. – Ale cóż, w takim razie pominę tę część, w której zmuszona
byłam podjąć walkę o wydostanie się z piekła tysięcy śmierdzących, ludzkich
dusz, które później stały się moim odwiecznym zmartwieniem.
- Wróciłaś do niej? – zapytał Riordan. On również nie żałował
sobie wina.
- Wróciłam. Tylko to trzymało mnie przy zmysłach.
- Wysłała cię do diabła? – wtrącił mag.
- Nie, jeszcze nie. – Demon nie dał się wyprowadzić z równowagi.
Mówiła spokojnym głosem, przesuwając palcem po brzegu kieliszka.
– Zaakceptowała mnie, choć już wtedy wiedziała kim byłam i kim się
przez nią stałam. To mi wystarczyło. Byłam szczęśliwa. Spędziłyśmy razem wiele
pięknych lat, w czasie których coraz bardziej się od siebie oddalałyśmy. Nie
zgadniesz, dlaczego?
- Miałbym kilka pomysłów – stwierdził Neth z przekąsem.
- Nie podobało jej się, że odbieram ludziom ich cenne dusze. Ha!
Sama karmiła się ludzką krwią, a mnie żałowała odrobiny cierpienia nic
niewartego ścierwa… Mówiła, że nie może o tym słuchać i nie chce na to patrzeć.
I tak… widywałam ją coraz rzadziej. Unikała mnie, a w końcu na horyzoncie
pojawił się twój tatuś. Niech go samo piekło pochłonie! – ryknęła.
Przez ułamek sekundy jej oczy zapłonęły, lecz nim Neth zdołał
zerwać się z przerażenia, wszystko ustało. Lilith wyglądała potulnie jak chwilę
wcześniej, a on chcąc nie chcąc opadł na oparcie.
Riordan słuchał słów demona z rękoma założonymi na piersi. Wydawał
się być poruszony, a Neth? On nie wiedział co o tym myśleć. Nie podobała mu się
ta historia.
- Ethlinn się z nim związała?
- Nie od razu. Ona również mnie kochała, choć najwyraźniej nie tak
bardzo jak ja ją. Ale czas mijał, a ja nadal byłam potworem, a on młodym,
zdolnym magiem, niepochłoniętym uprzedzeniami rasowymi. Cenił ją, pokazywał jej
swoje parszywe sztuczki, a nawet zaczął bronić jej gatunku przed innymi
pieprzonymi błaznami, nazywającymi siebie dumnie czarodziejami – parsknęła. - Byłam
wściekła. Wiedziałam, że wcześniej, czy później mi ją odbierze, a jednak nie
mogłam nic zrobić. Każde moje zachowanie, każda próba reakcji przynosiły
dokładnie odwrotny skutek. W jej oczach stawałam się coraz gorsza, coraz mniej
ludzka. I w końcu dostał to czego chciał.
- Melvin wiedział o tobie? – przerwał jej mag.
- Kto to wie. Przestałam im przeszkadzać – rzuciła. – Wiesz
Nechtanie… Podobno demony nie mają uczuć i być może rzeczywiście tak jest… Ale
wytłumacz mi w takim razie, czym był ten rozdzierający moje fizyczne ciało ból,
gdy przesiąknięte świadomością, że Ethlinn wybrała jego, zdawało się płonąć?
Łatwiej było bez ciała, ale nawet pozbywszy się go, ból powracał. Nienawidziłam
go. Nadal go nienawidzę. Tej ich pieprzonej, szczęśliwej miłości! Mnie nie dane
było związać się z nią w taki sposób. Nie miałam żadnego wyboru!
- W takim razie co miałaś na myśli, mówiąc mi, że Ethlinn miała
ciebie? – Teraz i Neth zaczynał rozumieć. Nie do końca, ale opowieść powoli
nabierała kształtów.
- Wyobraź sobie, że moja ukochana postanowiła być ze mną szczera.
Nie zgodziła się związać z nim oficjalnie, dopóki nie wyjaśniła spraw ze mną. I
wiesz co? Przyszła na nasze miejsce spotkań, tam, gdzie wcześniej spędzałyśmy
prawie każdą wolną chwilę razem by powiedzieć mi, że go kocha!
Lilith roześmiała się w głos, choć jej śmiech był zupełnie
pozbawiony radości. Był szaleńczy i przepełniony goryczą.
– Co więcej, powiedziała mi, że ma tylko jedno marzenie, które jedynie
ja mogę pomóc jej spełnić. Tylko jedno. Moja ukochana Ethlinn chciała prosić
mnie o tylko jedną rzecz. Jak
mogłabym odmówić? I wiesz, czego tak bardzo pragnęła?
Neth się domyślał, ale nie odważyłby się powiedzieć tego na głos.
Nie, patrząc na wyraz twarzy rozsierdzonego demona, znajdującego się na
wyciągnięcie ręki od niego.
- Ciebie Nechtanie – potwierdziła jego przypuszczenia siadając
prosto.
Nagle znalazła się bardzo blisko niego. Neth zesztywniał widząc
jej szpilkowane kły przed swoją twarzą, ale Lilith nie zaatakowała go.
– Była gotowa błagać mnie o zawarcie paktu, żeby mogła mieć
z nim dziecko – wyszeptała. - Zapomniała tylko o jednym ważnym szczególiku.
Była pieprzonym wampirem, więc nie mogła zaoferować mi nawet cholernej duszy w
zamian!
- Więc jakim cudem tu jestem? – zapytał mag.
Cały trząsł się z nerwów.
- Oddała mi swoje życie.
Źrenice Nechtana rozszerzyły się momentalnie. Nie wierzył w to co
słyszał.
- Więc jednak wszystko to co o was mówią, to prawda, zabiłaś ją! –
wykrzyknął, zrywając się na nogi. Stali tuż obok siebie, ale tym razem gniew
był silniejszy od strachu. – Po co ta farsa?! Po co opowiadasz mi o waszej
jakże wielkiej miłości, skoro byłaś gotowa odebrać jej życie?!
- Sama się zabiła, a jeśli wydaje ci się, że chciałam to zrobić,
to jesteś w ogromnym błędzie! – warknął demon. - Błagała mnie tygodniami.
Później miesiącami. Chodziła za mną, stale prosząc o jedno i to samo.
Opowiadała mi jak bardzo szczęśliwa była… z twoim cudownym tatusiem, który
również tak bardzo by ciebie chciał. To akurat było całkiem zabawne, nie
sądzisz? Odebrał mi moją miłość, mając do wyboru tyle różnych kobiet. Zabrał mi
ją, a właśnie ona nie mogła dać mu tego, czego tak bardzo pragnął – parsknęła.
– Ja mogłam. I wreszcie się zgodziłam. Nie mogłam patrzeć na jej rozpacz. –
Przeczesała włosy palcami, odwracając wzrok. Powiodła nim po ścianach, skupiając
uwagę na drzewie. – Wiesz, że żaden z zawieranych paktów nie może skończyć się
dobrze? Zawsze jest jakiś haczyk… Ale tym razem… naprawdę chciałam, żeby było
inaczej. Ofiara musiała zostać złożona, ale zgodziłam się zaczekać na nią tak
długo, by mogli cię wychować. By mogła nacieszyć się swoją wspaniałą ludzką
rodziną.
- Więc co się zmieniło? Jakoś nie pamiętam matki, nigdy jej nie
miałem, więc najwyraźniej coś nie wyszło?
- Dojdę do tego.
Lilith wróciła na miejsce, siadając w pełnej elegancji pozie.
Przerzuciła ramię przez oparcie kanapy i upiła z kieliszka, jakby próbowała
przywołać się do porządku. Najwyraźniej nie chciała zdradzać emocji. Jej
historia musiała ją przerastać. Ile lat minęło? Jak to możliwe, żeby to
wszystko nadal było w niej takie żywe?
- Zostawiła mnie, cała szczęśliwa, a ja odeszłam. Odbierałam coraz
więcej ludzkich dusz. Znajdowałam cień ukojenia w cierpieniu jej ukochanych
ludzi. Być może chciałam się zemścić na całym świecie… Sama nie wiem.
Mordowałam, knułam, kłamałam i babrałam się w ludzkich wnętrznościach
miesiącami.
Riordan wydał z siebie dziwny odgłos, jakby tłumił odruch wymiotny.
Dolał sobie wina i odszedł, żeby usiąść przy drzewie. Neth wcale nie miał do
niego pretensji. Czuł się podobnie.
- I wtedy, gdy moja demoniczna postać rozwinęła skrzydła, a ja
nareszcie zaczęłam czuć się dobrze z tym kim się stałam i czym byłam… Czym
jestem – dodała. – Wtedy znowu ich zobaczyłam. Byłeś taki malutki i śliczny.
Moje dzieło. Idealne. A oni tacy zadowoleni z życia. Pewnie powinnam była
odejść, a nie patrzeć. Powinnam była jak najszybciej zapomnieć, ale coś
sprawiło, że chciałam zobaczyć, dokąd szli. Demony nie mają materialnej
postaci, jeśli tego nie chcą, więc nie musiałam martwić się o to, że mnie
zauważą. Unosiłam się ponad nimi i obserwowałam ciebie. Już wtedy miałeś w
sobie ogromne pokłady many, a ja wiedziałam, że wyrośniesz na wielkiego maga.
Choć gdyby Melvin ci pozwolił, mógłbyś rozwinąć się na potężnego wampira… Nie
byłeś w końcu ich spłodzonym dzieckiem, a wynikiem mojego wprawnego połączenia
obu części. Jej i jego.
- Poszli do waszego miejsca – szepnął Rio. – Dlatego nie wytrzymałaś.
Lilith spojrzała na niego nieco zdziwiona. Po jej twarzy przeszedł
dziwny cień.
- Zgadza się. Zastąpiła mnie. Bez mrugnięcia powieką całowała go i
ściskała w miejscu, w którym była ze mną. Gdybym miała serce, zapewne wtedy by
pękło.
- Zabiłaś ją – oskarżył ją Neth.
- Nie Nechtanie, nie zabiłam. Pakt był nadal ważny, nie mogłabym
tego zrobić. Ale przeklęłam ich pierdoloną miłość raz na zawsze. Poświęciłam
swoją własną wolność, więżąc się w tym miejscu, żeby już nigdy nie byli tak
szczęśliwi jak wtedy. Chciałam, żeby twój ojciec cierpiał! Żeby już zawsze żył
nieszczęśliwy i przepełniony żalem, tak samo jak ja wtedy! Nędzna kupa gnatów i
tłuszczu.
Odwrotnie do tego co mówiła, na jej twarzy malował się wyraz bólu.
- Później żałowałam – westchnęła. - Ich związek rozpadł się, a Ethlinn
odebrała sobie życie przedwcześnie… A ty zostałeś z nim. Z przepełnionym
goryczą, gniewem i nienawiścią mężczyzną, będącym cieniem samego siebie.
I wtedy do niego dotarło. Sens słów demona spadł na niego jak
kubeł lodowatej wody.
- Dlatego Melvin mnie nienawidzi? Przez twoją klątwę?
- Nie może cię kochać, bo w pewnej części jesteś nią. Właśnie dlatego
możesz żywić się krwią i być długowieczny, bez uciekania się do sztucznych
sposobów – dodała ze spuszczoną głową. – Przepraszam cię za to. Nie tego
chciałam.
Serce waliło mu jak oszalałe. Przez całe życie nienawidził
niewłaściwą osobę. Choć teraz wcale nie było to takie jasne, kto ponosił
całkowitą winę za zniszczenie mu życia. Zdaje się, że los unieszczęśliwił ich
wszystkich, tak po prostu. Ponieważ taki był właśnie świat - niesprawiedliwy.
Oto stał przed nim nieszczęśliwy demon. Czy mogło być coś równie kuriozalnego?
- To chyba już wszystko? – Neth delikatnie wycofał się w stronę
Rio. – Powiedziałaś mi całą historię.
Chciał stąd wyjść. Po prostu wyjść i pomyśleć na spokojnie.
Najlepiej biec, aż do miejsca, w którym mógłby się teleportować do domu razem z
Riordanem. Miał dosyć tej cholernej wyprawy. Chciał odrobiny spokoju i
normalności.
- Obawiam się, że to jeszcze nie koniec. Zapominasz, że po prostu porozmawiać
to mogliśmy gdziekolwiek...
Neth doskonale o tym wiedział i tego się właśnie obawiał.
- Czego ode mnie chcesz?! Przez cały ten czas tylko się mną
bawisz. Powiedziałaś to wszystko i co? Czego oczekujesz?!
- Chcę naprawić swój błąd. Twoje życie to mój twór, który przez
moje złe decyzje niszczy twojego ojca od środka, a mnie więzi w tym miejscu.
Oddasz je, a my wszyscy będziemy wolni. Melvin przeżyje bez swojego ukochanego
synka.
- Mam umrzeć?
No tak. Tego się właśnie spodziewał. Przez cały ten czas na to
właśnie czekał i tego się spodziewał. Tylko co będzie z Rio?
- A wtedy…
- Melvin będzie tą samą osobą, którą pokochała twoja matka. Jego
serce będzie wolne. Nie chcesz tego?
- Nie udawaj, że nagle chodzi ci o życie Melvina – prychnął mag.
- Będzie wolny od klątwy, tak samo jak ja uwolnię się od swojej. Nareszcie
będę mogła opuścić grób Ethlinn.
Nechtan spojrzał na kopiec usypanej ziemi, na drzewo i na Lilith.
O dziwno uspokoił się. Nareszcie wiedział już wszystko. To po to go tutaj
ściągnęła. Pragnęła wolności, której sama się pozbawiła. Umrze. Dzisiaj umrze.
Świadomość ta wcale nie była tak straszna, jak mógłby się spodziewać. W końcu jego
ojciec żył w nienawiści zdecydowanie zbyt długo. Wtedy w lesie, kiedy śnił o
nim… Skoro to miało go uwolnić…
- Ile to potrwa? – zapytał nieco pewniej.
Zastanawiał się czy będzie cierpiał, czy umieranie bolało.
- Tylko chwilkę, nie musisz się bać.
- CO?! Neth, ty chyba o
czymś zapominasz! Nigdy się na to nie zgodzę, słyszysz mnie?!
Spłoszony Rio podbiegł do maga chwytając go w swoje objęcia.
– Nie pozwolę ci go skrzywdzić! Wiem, jak to wygląda i naprawdę ci
współczuję, ale nie pozwolę ci poświęcić jego! Może i zawdzięcza ci życie,
ale nie jest twoją własnością! Nie możesz tego zrobić!
- Właściwie, tak też może być – rzuciła.
Obaj mężczyźni wbili w nią wzrok. Neth zastanawiając się co miała
na myśli, a Riordan z nadzieją.
- Skoro twój człowiek tak bardzo cię kocha, może umrzeć w zamian za
ciebie. W końcu jego paskudna, ludzka powłoka zawiera coś wartościowego. No i…
kochasz go. To będzie poświęcenie. Nada się.
- To nie wchodzi w grę – sprostował mag. - Odeślij go. Zgodzę się
na wszystko, ale on ma być bezpieczny. Chcę wiedzieć, że jest bezpieczny w
swoim domu w Rennais.
Neth mówił opanowanym głosem. Nareszcie myślał trzeźwo. Najpierw
odesłać Riordana, a później niech się dzieje co chce. Jeśli dobrze rozumiał,
żeby Lilith była wolna, musiał oddać życie dobrowolnie, czyli musiała go
posłuchać. Musiało się udać.
Riordan panikował. Prosił Lilith, prosił Nechtana, a przede
wszystkim nie wypuszczał go z objęć.
- Neth, przestań pierdolić! Wracamy, dobrze? Rozumiesz? Będzie tak
jak było, proszę cię! – Rio ciągnął go za rękę w stronę tunelu. – Neth, rusz
się do kurwy nędzy!
- Zgoda. Odeślę go. I tak mam go już serdecznie dosyć.
Lilith patrzyła na przerażonego mężczyznę z pewną dozą
satysfakcji. Mag czuł względem niej jedynie odrazę.
– Będę potrzebowała skorzystać z twojej energii, ale zapewne nie
masz nic przeciw temu? – dodała melodyjnym tonem.
- Nie mam.
- Neth! Wracamy razem! Nie musisz tego robić! Dotarło do ciebie?!
Nikt cię nie zmusza, po prostu wrócimy do domu!
I tak nie daliby rady. Prędzej padliby z wyczerpania, głodu i
pragnienia po drodze, niż by gdziekolwiek dotarli w takim stanie. A już na
pewno padłby Riordan. Warunki jakie stawiał demonowi były śmiesznie małe dla
niej, a ogromnie ważne dla niego. Na niczym innym mu nie zależało. A Melvin…
Zawsze wiedział, ale od czasu swojego transu, wtedy w lesie, świadomość ta
uderzyła go jeszcze dobitniej. Był okrutny, ogarnięty nienawiścią i obłędem,
ale wszystkie jego czyny, spowodowane były pragnieniem chronienia syna. Nechtan
był jedynym, co pozostało mu po Ethlinn.
Lilith otworzyła portal jednym, sprawnym ruchem dłoni. Mag dostrzegł
ciemne wnętrze pokoju Riordana... Ścisnęło go w gardle. Ile dałby za to, by być
tam razem z nim… Czytać książki, obserwować pracującego na zewnątrz mężczyznę.
Wspomnienia uderzały go prosto w serce. Żałował, że nie był dla niego lepszy,
kiedy jeszcze miał ku temu okazję.
- Ulecz go. Jest poraniony i stracił mnóstwo krwi. Chcę mieć
pewność.
- Możemy tam wejść razem. Proszę cię Neth – szepnął mu do ucha.
Rio trzymał się kurczowo jego ręki. Cały się trząsł.
Nie mogli. Portal był tylko dla niego. Akurat tego mag był pewien,
ale Riordan nie wiedział.
- Dobrze – odpowiedział cicho. – Wybacz mi wszystko to co przeze
mnie przeszedłeś.
- Nie gadaj bzdur. Wszystko to odbiję sobie przez następne lata –
zaśmiał się przez łzy.
Lilith podeszła do nich i szarpnęła Riordana za ramię.
- Nic się nie martw. Przeżyjesz – powiedziała, po czym złożyła na
jego ustach delikatny pocałunek.
Jej widzialna forma zniknęła, a na jej miejscu pojawił się ciemny
cień, który wlał się przez otwarte usta mężczyzny do jego wnętrza. Ciałem Riordana
wstrząsnęły konwulsje, a oczy wywróciły się białkami do zewnątrz. Neth
wiedział, że Lilith go nie zabije, ale i tak przyglądał się temu z
przestrachem. Moment później było już po wszystkim. Riordan stał
o własnych siłach, a demon spoglądał na nich, nalewając sobie pełen
kieliszek wina.
- Wstrętne – warknęła, wychylając naczynie.
- Jak się czujesz? – zapytał mag niepewnie.
- Chyba dobrze… - odparł mężczyzna, badając swoje naprawione
ciało. Nie było na nim ani śladu ran zadanych przez Nechtana, ani nawet drobnych
zadrapań od wspinaczki. Kolor jego twarzy również zmienił się na bardziej
zdrowy.
Neth odetchnął z ulgą.
- Dobrze. Chodźmy – powiedział kierując się w stronę nadal
otwartego portalu.
Riordan chyba mu nie ufał, bo ponownie chwycił go za rękę, nie
chcąc jej puścić. Mag wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Lilith.
- Odetnij – wyartykułował bezgłośnie, tak by Riordan nie był
w stanie tego zobaczyć. Demon wyszczerzył zęby, popijając alkohol.
- Wchodzisz razem ze mną? – upewnił się człowiek.
- Ale wejdź pierwszy. Przecież mnie trzymasz. Razem się nie
zmieścimy.
Prawie słyszał walące jak oszalałe serce Rio. Widział przerażenie
w jego oczach. Mężczyzna powoli wszedł w migoczące lustro przejścia. Cały czas
patrzył na maga, ciągnąc go za sobą.
- Pamiętaj, że cię kocham – szepnął łamiącym się głosem Neth. –
Lilith, TERAZ.
Demon natychmiast zatrzasnął portal, z którego Rio nie mógł już
wrócić. Mag przez dosłownie ułamek sekundy widział złamane serce w jego
oczach. Nie chciał tego pamiętać. Chciał skupić się na bólu krwawiącego kikuta
ręki. Na wszystkim, byle nie na tym, że znowu go zawiódł.
- Piękne przestawienie. – Lilith zaklasnęła w dłonie. – A teraz,
kiedy nareszcie jesteśmy sami, możemy spokojnie przejść do przyjemniejszej
części.
Nechtan powiódł za nią wzrokiem. Ból rozrywał mu przedramię, ale już
się nie bał. Nie miał czego. Kamienna posadzka spływała krwią, a jemu
robiło się słabo. Przez myśl przeszło mu nawet, że na tę właśnie posokę
składała się krew, którą podał mu Riordan. Nie wahał się ratować go bez względu
na wszystko, więc dlaczego Neth robiąc dokładnie to samo, czuł się winny?
- Zapaskudziłeś mi mieszkanie – zaśmiał się demon.
Szybko pojawiła się tuż obok i odtworzyła mu dłoń. Ot tak. I
jedyna rzecz, która odwracała jego uwagę, zniknęła.
- Nie trzeba się było kłopotać – syknął, rozprostowując palce.
- Podziękujesz za chwilę. Widzisz kochanie, wcale nie musisz
umierać. A przynajmniej nie tak zupełnie – dodała, machając ręką od
niechcenia, jak gdyby mówiła o pieczeniu jabłecznika, zamiast ciasta z
wiśniami.
- O czym mówisz? – Wcale nie zamierzał jej ufać. Nie mogła mieć
nic dobrego na myśli. Choć przez jego serce przemknął maleńki promień nadziei.
- Otóż, tym co trzyma klątwę w sile działania jest życie twojej
matki…
- Przecież moja matka nie żyje – wtrącił mag.
- Ale jej część żyje w tobie. I więcej mi nie przerywaj – warknęła.
– Nie lubię tego. Mówiłam ci, że nie jesteś zwykłym dzieckiem – zaczęła
tłumaczyć. - Ethlinn nosiła cię w łonie i urodziła cię, ale jesteś moim tworem.
Istnieje rytuał, który odbierze ci długowieczne życie twojej matki. Wyssie z
ciebie zdolności wampira. Innymi słowy, staniesz się takim samym ścierwem jak
twój ojciec. – Z jej oblicza biła pogarda.
Wyglądało na to, że wolałaby, aby jej „twór” był martwy, niż żeby
stał się bardziej ludzki.
– Mówię ci o tym, ponieważ masz prawo do wyboru. Wbrew temu co
myślisz, szanuję cię. Pamiętaj jednak, że to ryzykowne. Może się nie udać,
a jeśli nawet się nam powiedzie to nie wiem, ile życia odziedziczyłeś
z sił ojca, a zostanie ci tylko tych kilka lat. Najbezpieczniej byłoby
mieć przy sobie jakiś eliksir… jeden z tych, które stosują czarodzieje, ale
niestety nie mamy takiego komfortu, więc pozostaje nam liczyć na twoje
szczęście i na to, że kiedy zakończymy rytuał, szybko się stąd przeniesiesz do
miejsca, w którym takowy zdobędziesz. Już zawsze będziesz od tego zależny.
- Przecież się stąd nie przeniosę – zauważył mag.
Jego umysł pracował na pełnych obrotach. Naprawdę miał szansę znów
być z Riordanem! Zaryzykowałby wszystkim, żeby się udało. Żałował tylko, że
mężczyzna się o tym nie dowiedział. Pewnie będzie na niego wściekły, gdy już
się dowie. Na jego usta wkradł się cień uśmiechu na tę myśl.
- Przeniesiesz się. Twoja mana przestanie być niezwykła. Będziesz
taki jak każdy inny mag. Ta grota ma nieco inne właściwości niż strefa, na
powierzchni której aurę zniszczyła wyrwa. Będziesz mógł pognać prosto w objęcia
tego człowieka, choć ja polecałabym zdobycie eliksiru w pierwszej
kolejności... Naprawdę nie wiem, jak długo będziesz mógł żyć bez niego,
przynajmniej na początku. Równie dobrze możesz mieć tylko kilka godzin. Nie
wiem tego! Zrozumiałeś?
Wyglądała na skoncentrowaną. Skoro chciała dać mu tę szansę, zamierzał
z niej skorzystać.
- Tak. Co mam robić?
- Ty nic. Przygotowałam się na tę okoliczność. – Lilith ostentacyjnie
uniosła dłonie, prezentując wszystkie symbole na ścianach i na sklepieniu. – Szczegóły
dopracujemy za chwilę.
Jakby w odpowiedzi na jej słowa, na podłożu pojawił się krąg,
a tuż przed nim zawisło coś, co Nechtanowi skojarzyło się z wielkim kokonem.
– Musisz wiedzieć o jeszcze jednej rzeczy. Rytuał trochę potrwa. W
tym czasie nie będziesz miał prawie żadnej świadomości. Ja zresztą też nie. Jeśli
coś postanowi nas zaatakować, nie obronię nas.
- Niby co mogłoby nas zaatakować? – stwierdził sceptycznie. Taki
pomysł w obecnych okolicznościach wydał się mu wręcz śmieszny.
- Spędziłam tu wiele lat. Wiele lat samotności. Już dawno przestałam
się pożywiać. Część dusz, które posiadam wypuściłam… tak dla zabawy…
- Dysponują częścią twojej mocy, prawda? Nie będziesz mogła ich
kontrolować?
- Zgadza się. Ale nie wracają. Już nie. Więc szanse są niewielkie…
- Zaraz… Chcesz powiedzieć, że ta cała Kiara i Serdic?
Dopiero teraz dotarło do niego, kim musiała być para dzieciaków,
którą spotkali wcześniej.
- O, widziałeś ich? – zainteresowała się Lilith.
Podeszła do kokonu i własną krwią, zaczęła na nim kreślić nieznane
magowi znaki.
– Pamiętam ją. Córka myśliwego. Kiepsko radziła sobie z tymże zawodem,
kiedy jej ojciec zginął.
Śmiech. Znowu. Neth powoli gubił się w swoich własnych stwierdzeniach.
Nie wiedział, czy Lilith była doszczętnie zła, czy jednak było w niej choć
trochę dobrych cech. Nie potrafił określić, co było na pokaz, a co
prawdziwe.
- A ten chłopak?
- On nie jest mój. Dlatego taki niemrawy – parsknęła. – To tylko
jego ciało, trochę przeze mnie podkręcone. Zabił się, zanim miałam okazję z nim
popertraktować. Musisz wejść do kręgu – wyjaśniła.
- Czyli dziewczyna chciała, żebyś przywróciła mu życie? – zapytał
zbliżając się.
- Sedric był synem medyka. Totalnie nieosiągalny. Ale pomagał jej
finansowo, w zamian za pewne… usługi, których nie mógł oczekiwać od
przyszłych kandydatek na żonę. Ona się zakochała, on tylko się zabawiał. Bajka
się skończyła, kiedy dziewczyna stała się brzemienna. – Lilith weszła do
wnętrza kokonu.
- Hej, dokończ! – rzucił za nią mag, stojąc już w samym środku
kręgu. – Co było dalej?
Demon wychylił głowę na zewnątrz.
- To co zawsze. Płacz i zgrzytanie zębów. Później on powiesił się
nad rzeką, a ona błagała mnie by już na zawsze mogła z nim być. Spełniłam
jej prośbę. Żyję tylko po to, żeby pomagać nieszczęsnym duszyczkom –
zachichotała. - A teraz mój drogi, bądź łaskaw siedzieć cicho. Za chwilę
wpadniesz w pewien rodzaj transu, chyba mogę go porównać do snu? Ja muszę
zamknąć się w tym – wskazała palcem na kokon.
Mag rzucił jej pełne obaw spojrzenie. Wszystko to czego się
dzisiaj dowiedział… Jak wiele takich par uszczęśliwi
Lilith, kiedy już stanie się wolna?
- Nechtanie, boisz się? – zapytała ostrożnie.
- Oduczyłaś mnie tego uczucia.
- Dobrze. Już niedługo będziesz mógł poużywać swoich mocy. Jeśli
tylko wszystko pójdzie zgodnie z planem. Wiesz… ja też się boję – dodała bardzo
cicho.
Neth zamknął oczy. Skoro miał spać, to mógł to zrobić. Skupił się
na obrazie skoncentrowanej twarzy Rio. Mężczyzna zawsze robił taką minę, kiedy
trenował. Był wtedy nieziemsko pociągający. Jeszcze przez chwilę go widział, a
później rzeczywistość przestała istnieć.
Rozdział 6
Wypadł na dobrze znaną mu podłogę własnego domu. Wszystko
natychmiast zaczerwieniło się spływającą z oderwanego kikuta krwią. Riordan
krzyczał. Cierpienie łamało mu serce tak bardzo, że biegał od jednego końca
pomieszczenia do drugiego, nie wypuszczając sinej dłoni z rąk. Wpatrywał
się w długie, szczupłe palce, popadając w szaleństwo. Łzy zalewały mu
oczy.
- Ty pieprzony draniu! – wrzeszczał w przestrzeń.
Szarpał się za włosy, wbijając paznokcie z skórę głowy. W uszach
wciąż i wciąż wybrzmiewały mu słowa demona. To on miał zginąć! On, a nie
Neth! On miał żyć jeszcze przez wiele setek lat i być szczęśliwym! Jak mógł mu
to zrobić?! Jak mógł go się go tak pozbyć?!
- Nienawidzę cię! Zjaw się tutaj, to sam cię zabiję, nie potrzebujesz
do tego tej rudej dziwki! – zaskomlał.
Mężczyzna cisnął sztywną dłoń przed siebie, a sam padł na kolana.
Ukrył twarz w dłoniach, pochylił się i wył w niebogłosy. Był bezradny jak
dziecko. Jak porzucone dziecko, nie mógł zrobić zupełnie nic.
Zerwał się na nogi, przetrząsając kieszenie spodni. Miał w nich jeszcze
kilka tych magicznych kryształów i jakieś pojedyncze fiolki z eliksirami. Wyrzucił
wszystko to na środek podłogi, w akcie desperacji, licząc na to, że cokolwiek
się stanie.
Roześmiał się na widok krwi zmieszanej z oparami magicznych
substancji. Nie znał się na tym, ale w jego odczuciu nie stało się nic, poza
tym, że w miejscu, w którym niegdyś Neth ich teleportował, substancje zdawały
się całkiem wchłonąć w powierzchnię podłogi.
- Kurwa! Wracaj tu, żebym ci mógł przyłożyć! Ty naprawdę nie masz serca!
Ani odrobiny serca!
Szalał rozwalając wszystko co miał w domu, dopóki nie padł z wyczerpania
na podłogę. Nie chciał dłużej żyć, skoro miało to być życie bez niego.
Nie miał pojęcia jak długo leżał.
Z trasu wyprowadził go odgłos kroków. Przekręcił głowę, by dostrzec postawnego
mężczyznę w średnim wieku. Najwyraźniej zwariował.
- Gdzie jest mój syn? – padło
pytanie.
Lodowaty głos, uwiadomił mu z kim musiał mieć do czynienia. Sens
jego słów, spowodował, że po twarzy Rio ponownie spłynęły łzy. Dobrze.
Przynajmniej istniała szansa, że Melvin zabije go, tak ja to zrobił z
Patrickiem.
Milczał. Nie mógł przecież
powiedzieć temu człowiekowi, że Nechtan nie żył, bo tym samym musiałby
zaakceptować ten fakt. Tylko, że skoro Melvin nic nie wiedział… to znaczyło, że
klątwa nadal działała. A to oznaczało, że jego Neth nadal żył! Musiał żyć!
Zerwał się na nogi jak poparzony.
- Musisz mi pomóc! – wycelował
palcem w mężczyznę. – Jeszcze możemy go ocalić!
- Czy ty chłopcze, właśnie ośmieliłeś
się mi rozkazywać?!
W oczach mężczyzny czaił się obłęd, ale Rio doskonale wiedział, że
nie należał on do niego, nie tak naprawdę. Te uczucia były mu narzucone, a on,
przez cały ten czas musiał z nimi walczyć. Wystarczyło dać mu powód do
silniejszej walki. Chwycił za mapę i rozłożył ją przed Melvinem. Mówił szybko i
chaotycznie, starając się jak najwięcej wytłumaczyć. Był gotów odtworzyć z
pamięci całą ich trasę, by tylko skłonić go do działania.
- Powiedziała, że moja ofiara się
nada. Potrafisz to zrobić? Potrafisz zamienić nas rolami i uratować go? – zapytał
przepełniony nadzieją.
Melvin patrzył na niego
nieodgadnionym wzrokiem, aż w końcu skinął głową. To mu wystarczyło.
- Tutaj się teleportowaliśmy i
dalej musieliśmy iść pieszo… - Nadal machał kawałkiem złożonej mapy. - Kurwa!
Szliśmy tam strasznie długo! Może gdybyśmy mieli konie… Nie mam pojęcia, ile
możemy mieć czasu.
Panikował. Wiedział, że szansa na to, że udałoby im się zdążyć na
czas była prawie żadna, ale przecież musieli spróbować!
Melvin nie słuchał. Chwycił go mocno za ramię i wypowiedział
jakieś dziwne słowa w niezrozumiałym dla Riordana języku. Rio poczuł się tak
jakby całe jego ciało zostało przeciśnięte przez wysmarowany woskiem lej. Miał
wrażenie jakby jego kości połamały się, a następnie natychmiast się
rozciągnęły i poskładały z powrotem. Zrobiło mu się niedobrze, a kiedy
otworzył oczy patrzył wprost na wnętrze groty Lilith. Zaniemówił. Jego Neth
stał pośrodku jakiegoś kręgu z wymalowanych symboli. Od każdego z nich linie
jakie go tworzyły zdawały się wyciągać cieniutkie macki w stronę ciała maga i
wysysać z niego życie. Nigdzie nie widział demona, za to w bezpośrednim
sąsiedztwie kręgu wisiało coś obrzydliwie fioletowego. Jakby podłużna skorupa?
Rozszerzało się i kurczyło jak bijące serce, a na jego powierzchni odznaczały
się czerwonawe ślady.
Natychmiast podbiegł do Nechtana.
Nie miał pojęcia jak udało im się dotrzeć od razu tutaj, ale nie zamierzał
pytać. Nie było na to czasu.
- Nie dotykaj go! – ostrzegł go
stary mag. – Rytuał jest w trakcie, nie wolno nam go przerwać! Nie znam jego
działania, więc będę musiał skopiować krąg. Odsuń się!
Riordan nie zamierzał oponować.
Sam nie potrafiłby nic zdziałać. Cała jego nadzieja koncentrowała się w
człowieku, którego Neth nienawidził przez większość swojego życia.
Melvin utworzył krąg po drugiej
stronie tego pulsującego, wielkiego pęcherza. Po czym kazał mu do niego wejść.
Zrobił to bez wahania.
- I co teraz? Wyciągnij go
stamtąd wreszcie!
Melvin podał mu niewielki,
wyglądający na wykonany ze srebra nożyk. Wyglądał na ostry.
- Gdy tylko wyrwę go z kręgu…
Wiesz co robić? – zapytał, ustawiając się tuż przy Nechtanie.
- Na pewno go uratujesz? – Chciał
się upewnić.
Patrzył
na nieprzytomnego kochanka. Na pierwszego i ostatniego mężczyznę w swoim życiu.
Nie miał wątpliwości.
- Tak.
- Więc rób co musisz. Powiedz mu…
Powiedz mu, że ma być szczęśliwy, bo inaczej mu nie wybaczę.
Mag rzucił mu przeszywające
spojrzenie, a następnie zaparł się nogami o ziemię i uniósł dłonie ku
górze. Macki z kręgu Nechtana zaczęły pękać, uwalniając jego ciało, które
unosiło się coraz wyżej.
- Na mój znak…! – krzyknął
Melvin.
Rio zacisnął palce na rękojeści
sztyletu. Musiał zrobić to szybko i mocno. Jednym, zdecydowanym ruchem,
tak by siła pędu zrobiła za niego resztę. Wiedział, że jeśli coś poszłoby nie
tak, umieranie potrwałoby zbyt długo.
Melvin cofnął jedną rękę, a
następnie zamachnął się nią, wyrywając Nechtana na zewnątrz kręgu.
- Teraz, SZYBKO!
Rzucił ostatnie spojrzenie na unoszącego
się mężczyznę i zrobił co musiał.
*
Neth otworzył oczy. Czyżby było
już po wszystkim? Dlaczego wyrzuciło go z kręgu? To była jego pierwsza myśl, a
zaraz potem zobaczył Riordana. Wyglądał strasznie. Brudny, oblepiony krwią w
podartych ubraniach, przyciskał sobie nóż rytualny do gardła.
- CO ty wyra…
Tyle zdołał wyjąkać, nim lśniące ostrze zatopiło się w krtani
mężczyzny i szybko przerżnęło przez jego gardło. Pierś Riordana spłynęła świeżą
posoką, a on padł na kolana krztusząc się.
Świat się zatrzymał, podobnie jak
serce Nechtana. Nie był w stanie się ruszyć, patrząc jak wieczne roześmiane,
tryskające życiem, miodowe oczy zachodzą mgłą.
- N-nie… NIE! Cholera! Nie! – bredził do
siebie zrywając się wreszcie do biegu. Dopadł do ciała mężczyzny biorąc je w
ramiona. – Nie pozwalam ci! NIE WOLNO CI! - Przyciskał ciepłe ciało kochanka do
piersi, wtulając się niego. Krzyczał jak opętany. Jak do tego doszło?! – Coś ty
zrobił idioto?! JAK?!
Nie miał pojęcia kto go odciągał.
Ktoś coś mówił, ktoś krzyczał i próbował tłumaczyć rzeczy, które dla
Nechtana były oczywiste. Ktoś inny rzucał jakieś frazesy o tym, że nie wiedział
o innej opcji. Nic go to nie obchodziło. Chciał Riordana. Tylko jego.
- Zostaw mnie! – Trafił kogoś
falą uderzeniową zaklęcia.
Ktoś
z łoskotem uderzył o kamienną ścianę groty. Nie pozwoli go sobie odebrać!
– Rio?! RIO! – Szarpał ciałem mężczyzny, które już nigdy nie miało
mu odpowiedzieć.
Epilog
- Zbliżają się twoje urodziny,
chłopcze – zagadnął go piskliwy głos Achaiusa.
- Zawsze musisz mi to wypominać?
– zaśmiał się cicho.
Nechtan doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie był już
młodzieńcem.
– Może zaczniemy huczniej świętować twoje?
Rozmawiali, odpoczywając w ogrodzie i popijając herbatę
z sokiem malinowym.
- Zdecydowanie! A na torcie
wbijalibyśmy jedną świeczkę za każdą setkę lat. Wtedy może jakoś by się
zmieściły – zachichotał staruszek.
Mieszkali we dwóch w jego małym
domku, choć w rzeczywistości nie spędzali w nim zbyt wiele czasu. Zazwyczaj
całymi dniami przebywali w szkole, gdzie pomagali młodzikom uczyć się panowania
nad własnymi mocami. Pomysł powstał samoistnie, bowiem od kiedy Melvin przestał
siać grozę wśród innych magów, zaczął budzić podziw i coraz więcej młodych,
szukających nowych wyzwań czarodziejów, zjeżdżało się w te okolice, by móc się
przy nim kształcić. Melvin pomagał, ale natłok podopiecznych szybko zaczął mu
doskwierać, stąd zwrócił się o pomoc do Achaiusa.
Z Nechtanem nie utrzymywali najbliższych kontaktów, ale wciąż były
one poprawne. Mogli na siebie liczyć, kiedy zachodziła taka potrzeba, ale Neth
zwyczajnie nie potrafił spędzać z nim czasu. Stare blizny zdawały się na zawsze
naznaczyć ich więź. Nie czuł już żalu, ale nie odczuwał także potrzeby zmiany
tej sytuacji.
- Myślę, że i z samymi setkami
byłby problem, dziadku.
Achaius nigdy nie obrażał się za
jego drobne docinki. Dobrze mu się żyło w tym domu. Stary mag szanował jego
przestrzeń, nie zadając zbędnych pytań, co również było mu na rękę. Zacisnął
dłoń na małej buteleczce, którą zawsze nosił na szyi. Już dawno, gest ten stał
się jego wyuczonym, niekontrolowanym odruchem. Wolna dłoń, często wędrowała w
stronę rzemyka, jakby stale musiał się upewniać, że buteleczka nadal tam była.
Nie zdejmował jej nawet do kąpieli. Była dobrze zabezpieczona przed wpływem
takich czynników jak woda czy upadek.
- Ten nadpobudliwy chłopiec,
który wiecznie za tobą biega, „profesorze”, ostatnio zapytał mnie, czy nie przyjąłbym
go na staż. - Achaius badał grunt. Zwykle dawał mu szansę na szybką zmianę
niewygodnego tematu. – Mniemam, że dobrze wie o tym, że ze mną mieszkasz.
- I co mu odpowiedziałeś? – zainteresował
się mag.
Faktycznie,
Labras ostatnio wychodził z siebie, żeby poszerzyć granice ich znajomości.
Pewnie niedługo będzie musiał poświęcić temu tematowi więcej uwagi.
- Jeszcze nic, ale to uroczy
chłopiec, prawda? Pomyślałem, że zapytam cię o zdanie.
Uroczy i bardzo zdolny. Nie można
mu było tego odmówić.
- Wiesz… Przepraszam, zaraz
wracam – zwrócił się do Achaiusa.
Mag wszedł do swojej sypialni i zbliżył się do stojącego przy
łóżku starego kufra. Trzymał w nim wszystkie swoje prywatne rzeczy.
Wartościowe dla niego, niekoniecznie materialnie.
- Może rzeczywiście już pora… - wyszeptał.
Zdjął z szyi rzemyk i przyglądnął mu się z bliska. Buteleczka budziła
wiele emocji. Była jego najcenniejszym skarbem, a jednocześnie ciążyła mu jak
żelazne okowy. Pewnie nie powinien był jej tworzyć…
– Zawsze będę cię kochał… – szepnął, po czym schował esencję na samo
dno.
Do ogrodu wrócił z nieco lżejszym
sercem.
- Zgódź się – uśmiechnął się.
Zadowolony Achaius skinął głową, wznosząc toast herbatą.
Koniec
Omg...nie wierze ♡♡♡ cudo cudo. Trzymało w napięciu do samego końca. :D
OdpowiedzUsuńDziękuję! <3
UsuńTwoje opowiadanie jest zdecydowanie oryginalne i prowadzone w ciekawy sposób. Bohaterowie często wplątani są w dość interesujące sytuacje, co zwykle prowadzi do komicznych zdarzeń. Mimo duzej ilości humoru zachowałaś także nutkę napięcia, ktora towarzyszy chłopcą w drodze do celu. Podsumowujac, opowiadanie bardzo wciaga. Na pewno jeszcze nie raz do niego wrócę. Choć przyznam, że jestem fanką happy End i do końca miałam nadzieję, że może jednak. Czekam na inne twoje prace z niecierpliwością. Życzę dużo weny i czasu ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Aleks
Bardzo dziękuję za komentarz i życzenia (są bardzo w cenie ;)
UsuńSama wolę pozytywne zakończenia, ale to naprawdę napisało się samo. Często coś planuję, a ostatecznie pisze się inaczej.
Nieee �� Czemu, czemu? Liczyłam na pozytywne zakończenie, albo że Melvin się poświęci. Co się stało z bratem R? Całe opowiadanie było super!
OdpowiedzUsuńHej :) Nie jestem pewna, czy wspomnę o Torinie w następnym opowiadaniu, bo dzieje się znacznie później, w każdym razie - Dean się nim zaopiekował osobiście, a Nechtan zmusił go do przyjęcia dużej ilości złota na ten właśnie cel. Niestety, sam nie bardzo był w stanie zmusić się do utrzymywania kontaktów z rodziną i przyjaciółmi Rio.
UsuńI bardzo się cieszę, że Ci się podobało ;)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, o nie, nie zgadzam się historia świetnie przedstawiona... ech gdyby nie pojawili się mógłby wrócić do Rio i żyć z nim szczęśliwie... a czy przywołal go chociaż...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, historia świetnie przedstawiona... gdyby nie pojawili się mógłby wrócić do Rio i żyć z nim szczęśliwie...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia