Cześć! :) Ten kawałek jest wcześniej specjalnie dla Anyi ;)
Miłego wieczoru wszystkim!
-.-.-.-.-
Przebrał się, zamknął mieszkanie i prawie biegiem przedostał się na parking do samochodu. Jeszcze będąc w drodze, w duchu śmiał się z siebie, że właśnie teraz jechał do Angie. Nie chciał być sam. Zrobiłby wszystko, byle tylko uniknąć towarzystwa swoich przytłaczających wyrzutów sumienia. Wybrał numer dziewczyny i zaakceptował połączenie na desce rozdzielczej. Z malutkiego głośniczka po stronie kierowcy, szybko odezwał się roześmiany głos Angeliny.
Miłego wieczoru wszystkim!
-.-.-.-.-
Przebrał się, zamknął mieszkanie i prawie biegiem przedostał się na parking do samochodu. Jeszcze będąc w drodze, w duchu śmiał się z siebie, że właśnie teraz jechał do Angie. Nie chciał być sam. Zrobiłby wszystko, byle tylko uniknąć towarzystwa swoich przytłaczających wyrzutów sumienia. Wybrał numer dziewczyny i zaakceptował połączenie na desce rozdzielczej. Z malutkiego głośniczka po stronie kierowcy, szybko odezwał się roześmiany głos Angeliny.
-
Cześć kochanie, stęskniłeś się?
-
Nawet nie wiesz jak bardzo. – Jego głos był zupełnie pusty. Brzmiał tak
sztucznie, że Mike miał wrażenie jakby słuchał kogoś innego. Jakby ktoś wkładał
mu w usta słowa, a on był tylko kukłą dołączoną w pakiecie. – Będę u ciebie za
dziesięć minut, co ty na to?
-
Jak to? – zdziwiła się dziewczyna. – Aż tak się napaliłeś? – zachichotała.
Jęknął
w duchu. Miał nadzieję, że akurat ten temat go dzisiaj ominie. Jego
niedoczekanie…
-
Mogę zostać u was na noc?
-
Czyli rzeczywiście! Możesz, powiem rodzicom. To… do zobaczenia, tak?
-
Tak – potwierdził.
Z
piskiem opon zaparkował przed mijaną kwiaciarnią. Czuł się podle. To było takie
typowe. Spierdolił, a teraz kwiaty. Tyle, że z jakiegoś niezrozumiałego powodu
poczuł, że musi. Być może chodziło tylko o sam proces działania. Angie nie
wiedziała i nigdy nie miała się dowiedzieć o tym, co najlepszego zrobił jej
facet, a jednak te cholerne kwiaty musiały zostać wręczone. Może dzięki nim, będzie
umiał spojrzeć jej w twarz.
-
Michael! Jak miło cię widzieć – przywitała go matka Angie. - Pościeliłam ci w
pokoju gościnnym, podobno chciałeś u nas zostać. Będziecie się uczyć? – zapytała
uprzejmie.
-
Tak, bardzo pani dziękuję.
-
Przepiękne kwiaty! – zachwyciła się kobieta. – Aż żal bierze, że mój mąż o
takich nie pamięta! – powiedziała, trochę bardziej w stronę salonu, niż do
Mike’a.
W
głębi pomieszczenia, przed włączonym telewizorem zasiadał ojciec Angeliny,
który również przywitał go wesoło. Najwyraźniej był tutaj lubiany. Cóż, w końcu
był doskonałym kandydatem do ręki ich córki, czyż nie? Prychnął w duchu. Czuł
się jak ostatni śmieć.
-
Mike! Jesteś już! – Jego dziewczyna podbiegła, cmoknęła go krótko i przejęła
bukiet, by wstawić go do wazonu. – Idziemy na górę? – rozpromieniła się od razu.
Skłonił
się przed rodzicami An i ruszył za nią, do jej pokoju. Gdy tylko usiedli na
łóżku, po prostu ją objął.
Trwał tak, nie miał pojęcia
jak długo. Angie chyba wyczuła, że był inny niż zazwyczaj, więc pozwoliła mu na
tę dziwaczną w jego wykonaniu czułość, momentami wzdychając, niepocieszona, że
jedynie na tym geście się kończyła.
-
Słyszałam, że miałeś rozmowę na policji. W co ty się znowu wpakowałeś, co? – odezwała
się, burząc jego ledwie zarysowane fundamenty strefy komfortu, której tak
rozpaczliwie szukał.
- W charakterze świadka –
wytłumaczył.
Odsunął się. Jej ciepło nie
przynosiło spodziewanej ulgi.
-
Stan mówił, że o coś cię podejrzewają – odparła.
-
Stan nie ma pojęcia o czym mówi. Opowiedz mi proszę co u ciebie. Nie
widzieliśmy się kilka dni…
-
No więc, byłam z Caroline w tym nowym klubie. Nie uwierzysz co się stało! – parsknęła
histerycznym śmiechem, jakby dopiero przypomniała sobie o czymś, o czym
koniecznie chciała mu powiedzieć. – Z początku w ogóle nie chcieli nas tam
wpuścić. W końcu jakoś uprosiłyśmy, że wiesz, że to nasza noc, że chciałyśmy
się zabawić i tak dalej. Wiesz, że Caroline często wyjeżdża, więc właściwie
mówiłyśmy prawdę.
Potwierdził
skinieniem głowy. Niestety ich randki opierały się głównie na słuchaniu tego
typu historii.
-
No więc, słuchaj dalej! – ożywiła się. – Bramkarz nas wpuścił, bo stwierdził,
że jesteśmy razem, i nie uwierzysz co się okazało?!
Mike chyba by uwierzył, ale
raczej na pewno nie chciał tego słuchać. Nie tego dnia. Ciśnienie znowu mu
podskoczyło.
-
Okazało się, że Poison Ivy to
gejowski klub. Uwierzysz?
-
Wyszłyście stamtąd? – zapytał ostrzej.
-
Nie od razu. Właściwie to było całkiem fajnie. Szkoda, że ty nigdy byś tam ze
mną nie poszedł – oznajmiła przewracając oczami. – No ale! Są pewne zalety wynikające
z tego faktu… - wymruczała zalotnie, wsuwając mu palec za pasek.
Mike
złapał ją za rękę.
-
Przepraszam cię, ale serio nie jestem w nastroju.
-
Co ty mówisz kochanie, każdy facet jest ZAWSZE w takim właśnie nastroju –
zaśmiała się, nie ustępując.
-
Twoi rodzice są w domu!
-
Przecież tu nie wejdą. Wiedzą, że jesteś.
-
Nie możemy po prostu zobaczyć jakiegoś filmu? – zaproponował pojednawczo.
-
Możemy – zgodziła się. - Tuż po tym jak się mną zajmiesz. No dalej Mike… –
szepnęła kładąc sobie jego dłoń na piersi.
-
I tak nie mam gumek – zgasił ją.
-
To wyjdziesz i kupisz! Mike no! Co ty dzisiaj odstawiasz?! Jesteś jeszcze gorszy
niż normalnie!
Nawet nie wiedziała, jak
bardzo miała rację.
Tym sposobem pokłócił się z
Angie. Noc spędził grzecznie w pokoju gościnnym, a rano jego dziewczyna nawet
nie odprowadziła go do drzwi.
I czemu miała służyć ta
cała histeria? Chyba każdy miał czasem prawo, zwyczajnie nie mieć ochoty na
seks. Nawet facet. Spotykali się od blisko roku, a ona coraz częściej robiła
z nich małżeństwo. Jęczała, że przyjaciółki w jej wieku, są już po ślubie,
a większość z nich jest przynajmniej zaręczona.
Cholera. Czuł się tym
wszystkim przytłoczony. Zupełnie jakby chciała go uwiązać na smyczy. Naprawdę
nie czuł się gotowy. Ostatnie rewelacje w jego życiu, wcale nie sprzyjały
planom na daleką przyszłość. W końcu nie ogarniał nawet teraźniejszości. Może i
był dupkiem, ale tak jak było teraz, było po prostu dobrze. Wygodnie. A
przynajmniej jakoś. Zresztą, niby jak miałby zakładać rodzinę, skoro wisiała
nad nim pieprzona prokuratura z tym ich żałosnym dochodzeniem? Wiedział, że nic
mu nie groziło, ale ich zaangażowanie w całą tę sprawę, było niepokojąco
upierdliwe.
Rano odebrał kolejny telefon
uświadamiający mu, że dochodzenie wcale nie zostało umorzone. Musieli
przystopować ze swoimi artykułami w sieci, musiał pilnować się podczas rozmów telefonicznych
i kiedy rozmawiał z kimś obcym twarzą w twarz. Generalnie dno.
Nie miał wyrzutów sumienia,
to co zrobili było słuszne. Po prostu nie pojmował, dlaczego władze traktowały
tę sprawę tak poważnie. Nie powinni raczej skupić się na przestępcach? Mało
było terrorystów? Uwzięli się na niego, bo najłatwiej było się do niego dobrać,
a w mediach „walka z homofobią” brzmiała całkiem nośnie.
Od dziewczyny, skierował
się do warsztatu. Trzeba było wreszcie trochę popracować, pomimo tego, że
permanentne zmęczenie wciąż dawało mu się we znaki. Na miejscu, okazało się, że
nie on jeden poczuł zew obowiązku, bowiem w środku zastał gmerającego przy
czarnym fordzie, Joe.
- O proszę kogo my tu mamy?
– zagadnął chłopaka.
- No, czasem muszę się do
czegoś przydać, nie? – Kumpel w geście powitania uniósł niewielki przerdzewiały
element, który właśnie odkręcił od podwozia.
- Pewnie, inaczej musiałbym
cię wyjebać z interesu – rzucił żartobliwie.
Joe i Brad zwykli mówić do
niego jak do szefa, choć tak naprawdę swój mały biznes budowali od podstaw wspólnie.
Mieli podobny wkład i angażowali się po równo w wydatkach i wpływach,
więc jedynym co mogło stwarzać mylne wrażenie, jakoby był tutaj kimkolwiek
więcej, mogła być jego wrodzona upierdliwość w ciągłym przypominaniu o
konieczności ogarniania papierów i rachunków. Studiował w końcu prawo.
- Skończysz z mapami na
dzisiaj? Bo ja w sumie bym się wyrobił i nawet nie trzeba będzie przyznawać się,
że paczka się spóźniła. Poszło szybciej niż zakładałem.
- Poważnie? – zdziwił się
pozytywnie. - To świetnie! Po to właśnie przyjechałem. Więcej zabawy było
w domu, tutaj ogarnę się w jedną chwilę – dodał zadowolony.
Kasa się przyda, zwłaszcza,
że chętnie wybrałby się na strzelnicę, a nie przewidział w tym miesiącu
pewnych, niezaplanowanych wydatków. Jasne, nie narzekał na braki, ale lubił chomikować
nadprogramową gotówkę z myślą o swoim wymarzonym domu, więc nie wydawał nic
więcej, ponad z góry ustaloną przez siebie kwotę. Reszta trafiała na osobny
rachunek - dlatego też rodzice nie mieli pojęcia o warsztacie.
Mike miał już całkiem
sporo, a dom z ogrodem coraz realniej majaczył na horyzoncie. Chociaż wciąż
odległym.
- Swoją drogą, jak tam przesłuchanie?
Dojebali się do ciebie na poważnie?
- Nic nie mają. Jedynie jakieś
poszlaki. Bez przynajmniej jednego, mocniejszego dowodu nic mi nie zrobią.
- Ale to byłeś ty? – upewnił
się Joe. – Pojechałeś tam w końcu, prawda?
- Nie tylko ja –
zaakcentował nieco ostrzej, niż zamierzał.
To, że Joe stchórzył w
ostatniej chwili, wybitnie mu nie pasowało. W pewnych sprawach lepiej było
siedzieć razem. Łatwiej było sobie ufać. Zresztą, cała ta sprawa, od początku
była pomysłem Joe. Oficjalnie to on i Brad wyszli z inicjatywą przed
pozostałymi, ale nie kto inny, a Joe właśnie, oglądając poranne wiadomości nad
kanapkami z dżemem truskawkowym, wpadł na prosty plan zwrócenia szerszej uwagi
na ich działalność. Potem zasłaniał się, że niby tylko żartował.
To wszystko miało czemuś
służyć. Nie chodziło przecież o kilka blizn na rękach i nogach. Ich czyn miał
udowodnić, że byli jeszcze na tym świecie ludzie, którzy nadal uważali, że wolność,
równość i tolerancja, to jedynie puste slogany, nie mające z tymi
wartościami nic wspólnego. Wszystko to pięknie brzmiało, ale nie niosło za sobą
nic, poza takimi właśnie dziwacznymi pokazami siły. Bo czym innym była ta parada?
Budowaniem większego poparcia? Społecznego zaufania? To wszystko budziło tylko kontrowersję
i bunt. Tylko temu miało służyć. Bez zbędnej ideologii.
Jedni bulwersowali się zza
ekranów telewizorów, inni przyklaskiwali, a tylko oni mieli na tyle cywilnej
odwagi, żeby zaakcentować, że to wszystko jest zwyczajnie brudne, spaczone i
złe. Chcieli, by ludzie przestali bać się mówić głośno o tym, co tak naprawdę myśleli.
W tym świecie powiedzieć jawnie, że nie popiera się tego wykolejenia, to jak
strzelić sobie w kolano.
Mike wierzył, że wychowanie
jakie otrzymał od rodziców, było dobre. Nawet jeśli przypłacił je laniem za zabawę
lalkami. Jak każdy chłopiec, miał kiedyś figurki samych męskich super-bohaterów.
Tyle, że Mike przy ich pomocy bawił się w dom. Dzieci miały zbyt wybujałą
wyobraźnię. Pokręcił głową na samo wspomnienie.
- Czyli jednak. Myślałem,
że… wiesz to nie był najlepszy pomysł – zaczął dziwnym tonem. – Rozumiesz, że
ci ludzie naprawdę ucierpieli? W sensie, jasne, banda pedałów, ale jednak co
innego powyzywać ich na ulicy, żeby mniej się z tym obnosili, a co innego
wysłać ich do szpitala.
- Co ty pierdolisz, Joe?!
Właśnie o to chodzi! Żeby przestali się z tym obnosić! Jeszcze kilka lat temu
nikomu nawet by przez myśl nie przeszło, żeby organizować takie spędy! Może
następnym razem zastanowią się nad tym nieco dłużej.
- No… Nie wiem. Ostatecznie
według prasy to atakujący zostali ochrzczeni tymi złymi. Naprawdę nie wiem, czy
to był dobry pomysł. Teraz tylko zapraszają ich do telewizji śniadaniowych,
żeby mogli się wyżalić na stres pourazowy.
- Jak nie wiesz, to się
kurwa nie wypowiadaj – odwarknął.
Już i tak było za późno,
żeby się nad tym rozwodzić. Co zrobili, to zrobili.
- Nie no, jasne. Tak tylko…
- Joe zmieszał się wyraźnie, a po chwili machnął ręką i po prostu zajął się
swoją robotą.
Było niezręcznie. Mike wolałby,
żeby Brad też przyszedł. On przynajmniej w pełni go popierał. Utwierdzał w
przekonaniu, że to co robił było słuszne. Mike wiedział, że było. Czasem tylko
potrzebował, by ktoś zapewnił go o tym niezależnie od niego, a Brad robił
to od zawsze.
*
Kolejne pismo i kolejne
wezwanie. Co to miało być?! Jakie znowu nowe dowody?! Nie mieli prawa nic na
niego znaleźć. Nie było nic… O wszystkim pomyślał, cholera. Byłby zadzwonił do
Brada, ale oczywiście akurat teraz musiała przyjść Angie. Przeprosił ją, a ona oczywiście
trochę się pozłościła, ale w końcu dała się udobruchać wersją o jego kiepskim
samopoczuciu. Wcale nie skłamał.
Tak to już z nimi bywało.
Odsiedział z przyszłymi teściami przy obiedzie, pouśmiechał się, rzucił kilkoma
komplementami, a Angelina z wyrozumiałością godną damy, dała się zaprosić na
kolację. Potem już samo poszło. Przy najbliższej okazji jej nie odmówi i
dziewczyna zapomni o tamtej sprawie.
Oficjalną kopertę odebrał bezpośrednio
ze skrzynki, bo już dawno dogadał się z listonoszem, że tak będzie wygodniej
dla nich obu. Mniej wygodny okazał się być czas jej odbioru, bo wróciwszy po
kilkugodzinnym maratonie zakupowym z An, miał wszystkiego serdecznie dość,
nie wspominając o całkowitej, nieopisanej wręcz niechęci do poruszania tematu przesłuchań
przy niej. Zmusił się do schowania niechcianej korespondencji, zbywając pytanie
o jej treść, krótkim narzekaniem na wyższe rachunki. Marzył mu się gorący
prysznic.
Angie pobiegła do pokoju,
zakładać nowe ciuchy, a on zajął się wybieraniem filmu na wieczór.
Rozłożyli się wygodnie w
jego białym salonie. Już dawno planował wprowadzić tu więcej kolorów, ale
uznał, że biały był najbardziej elegancki i poważny. Pasujący do salonu
przyszłego prawnika. Tak więc zostało. Nawet długa lada, na którą składały się
dwie komody i witryna ze szkłem, szafka pod telewizorem, oraz wszystkie inne meble
w pomieszczeniu, wykończone były białym lakierem na błysk. Dobrze, że chociaż
podłoga była drewniana.
Od tamtego wieczora, minęło kilka dni. Widział swojego sąsiada już wielokrotnie
i choć przyglądał mu się badawczo, w jego zachowaniu nie dało się wyczuć
żadnej różnicy. Ani na korzyść, ani odwrotnie.
Maia nie wsypał go, kiedy
Joe (klasycznie wracając z treningu) zadręczał go uwagami na temat jego
błyszczących butów, nie zrobił tego, gdy chłopak dopytywał o jego ostatnich
facetów, ani nawet wtedy, gdy na głos zachęcał Michaela do wspólnego komentowania.
Osobiście przeszedł wtedy kilka
krótkich zawałów, zupełnie pozbawiony możliwości oddychania, ale Maia posyłając
mu podły uśmiech, klasycznie olał docinki Joe.
Zmieniło się tyle, że Mike
nie miał ni krztyny odwagi, żeby się do niego odezwać. Po drzwiami grzecznie
czekał na swoją kolej, czując się niezręcznie jak nigdy. Bliskość sąsiada
działała na niego znacznie gorzej niż poprzednio.
- Zobacz, ładnie mi? – zapytała
Angie prawdopodobnie po raz tysiąc pierwszy, prezentując wykrojoną w serek sukienkę
koloru srebrnopopielatego.
- Świetnie wygląda. Wiesz,
że nie powinnaś w niej wychodzić beze mnie? – Uśmiechnął się, odrywając myśli
od Mai.
- A to, dlaczego? – udała
zdziwienie.
- Nie chcę, żeby się na
ciebie gapili inni faceci – zakomunikował. – W ogóle chyba powinnaś nosić
to tylko po domu – ocenił przyglądając się długości sukienki.
- To może wreszcie ze sobą
zamieszkajmy, co? Mógłbyś mnie oglądać częściej i dłużej… - zaszczebiotała
podchodząc do sofy.
Zgodnie z prawdą, właśnie z
tych powodów nadal ze sobą nie mieszkali. Ale tego jej przecież nie mógł
powiedzieć.
Dziewczyna objęła go za
szyję, przytulając się z lekka.
- Jesteś okropnie spięty.
Nie przeginasz z tą siłownią?
- Jest okej, jestem tylko
zmęczony – odpowiedział, zsuwając z siebie jej dłonie. – To co, oglądamy ten
film? Pójdę po piwo.
- Naprawdę masz mnie tutaj
i wolisz oglądać film…?
- Angie, proszę cię,
naprawdę jestem zmęczony, nie mam ochoty na nic więcej – wymamrotał. - Zamówić
pizzę, czy znowu coś dietetycznego? – zapytał, otwierając przeglądarkę z restauracjami
z dowozem w ich okolicy.
Mógł co prawda sam coś
ugotować, ale myśl o tym, że miałby spędzić kolejną godzinę w sklepie, tyle że w
spożywczym, skutecznie go od tego odwiodła.
- Mike! Co się z tobą
dzieje? – warknęła dziewczyna, niespodziewanie zmieniając ton. – Masz jakieś problemy?
To się czasem zdarza, naprawdę, ale jeśli tak jest, to powiedz mi o tym!
Możemy iść do lekarza. Nie chcę się na ciebie gniewać, kiedy nie znam przyczyny,
ale nie ukrywam, że mnie to martwi. Chociaż, wiesz co? Wcale nie! To mnie
zwyczajnie straszliwie wkurza!
- C-co…? – sapnął
zaskoczony. - Jeszcze przed chwilą wyglądałaś na zadowoloną, o co ci znowu
chodzi?
- Jestem twoją kobietą!
Wymagam chociaż odrobiny atencji, nie uważasz?! Jak ci nie staje, to kup viagrę
do cholery! Anna codziennie uprawia seks ze swoim facetem! Czy ty wiesz, jak mi
wstyd, kiedy mnie pyta o nasz?! Wiesz jakie to upokarzające, kiedy muszę
powiedzieć, że raz na miesiąc wielki pan raczy ściągnąć spodnie?! – wybuchła.
- Nie przesadzaj, nie raz
na miesiąc…
- A jak często?! Może
powinnam znaleźć sobie kogoś do ruchania, bo ty nadajesz się tylko do tego,
żeby się z tobą pokazać przed rodzicami!
- Fantastycznie! – wściekł
się. – A może nie staje mi, jak mówisz, bo mam dosyć jednej i tej samej, wiecznie
niezadowolonej dziewczyny! Robię co mogę, żeby było dobrze, a ty wiecznie masz
jakieś zastrzeżenia! Może to twoja wina!
Angie zaszkliły się oczy.
Okej, czasem przeginała, ale była wyjątkowo wrażliwa. Szybko pożałował, że
stracił nad sobą panowanie. Przecież doskonale wiedział po czyjej stronie
leżała wina. Kiedy spojrzał na jej zranioną buzię, poczuł się jakby własne
sumienie z całej siły uderzyło go w potylicę.
- Przepraszam. Kotek,
przepraszam, nie chciałem tak powiedzieć – zreflektował się. – Chodź do mnie… -
powiedział szybko, obejmując dziewczynę. – Jeśli chcesz się kochać, to okej.
Chodź… - szepnął, przeklinając się w duchu.
- Ale ty nie chcesz! – chlipnęła.
– Nie podobam ci się już?
- To… to nie tak. Naprawdę
padam. W pracy mamy kocioł, muszę skończyć projekt, bo zaraz zaczyna się semestr…
Zrozum mnie. To nie twoja wina.
Oczywiście, że nie jej. Jej
jedyną winą był fakt, że była kobietą. Jego jedyną deską ratunku. Nie mógł jej
stracić, bo wtedy ktoś mógłby się domyślić. Byłoby po nim widać. Musiał coś
z tym zrobić. Po prawdzie, to jasne, że miał ochotę. Chodził napalony od
co najmniej tygodnia, tyle że nie chciał tego robić z nią. Taki szczegół,
że marzył mu się ciasny tyłek tego cholernego pedała z naprzeciwka.
Ciekawe, czy były na to
jakieś tabletki. Może kurwa egzorcysta albo cokolwiek innego, co mogłoby mu
pomóc. Potrzebował pomocy… Chociaż najbardziej pomógłby mu chętny Maia. Kurwa.
Nie mógł wyrzucić go z głowy.
- Chodźmy do sypialni,
jakoś ci to wynagrodzę – mruknął cmokając ją w szyję.
Bogu niech będą dzięki, że w
tamtej chwili rozdzwoniła się jego komórka. Poważnie, zwłaszcza od czasu tamtego
dnia… Po prostu nie potrafił się przemóc. Nie mógł. Już wcześniej było źle, ale
teraz… to był jakiś pieprzony koszmar. Na samą myśl o byciu z nią jego
flaki zwijały się w supeł.
Jak to zwykle w życiu
bywało, kiedy miało się wrażenie, że gorzej już nie będzie… Zawsze było gorzej.
Głośny, drażniący sygnał zakomunikował mu, że dzwoniącym był jego ojciec.
- Cześć – mruknął niemrawo w
telefon.
- Dostałem twojego maila –
zakomunikował bez zbędnych powitań. – Wysłałem ci przelew. Z małą nagrodą dodam.
- Nagrodą? – zdziwił się
Mike.
- Ano. Słyszałem co nieco o
twoich zabawach wakacyjnych. Nie powiem, żebym nie popierał, ale twoja mama panikuje,
więc nie wychylaj się przez jakiś czas, synu. Osobiście jestem z ciebie dumny.
Choć może środki jakie podjęliście… Powiedzmy, że były dość ostateczne. Mam na
myśli twoje ryzyko.
A więc musiał się
dowiedzieć o dochodzeniu. Świetnie. Dobrze było wiedzieć, że jego ojciec wolał
go widzieć w więzieniu, niż u boku drugiego mężczyzny. Rozumiał to, ale mimo
wszystko uważał, że jako rodzic, Steven powinien spróbować wyperswadować mu
podobne pomysły z głowy, a nie jeszcze je popierać.
- Swoją drogą na co wydałeś
tyle pieniędzy, że zdecydowałeś się do mnie napisać? Nigdy tego nie robisz.
Czyżby Angelina dawała ci w kość? – zaśmiał się irytująco.
- Trochę…
- Musisz wreszcie pomyśleć
o weselu! W twoim wieku, my z twoją matką już mieliśmy ciebie! Nie ma co
zwlekać.
- Tak tato, myślimy o tym –
potwierdził.
Co prawda w kategorii, żeby
jak najpóźniej, ale fakt, bywało, że o tym myślał, więc w sumie nawet nie skłamał.
- To bardzo dobrze.
Postaram się załatwić, żeby przestali cię nękać tymi pismami. Nie mają do tego
podstaw. Zamiast popierać, to oni ścigają, w jakich my czasach żyjemy…
- Tak… Jak się czuje mama?
- Jak zawsze, a jak ma się
czuć. Użala się nad sobą, a teraz także i nad tobą. Całymi dniami siedzi u
Seleny w pracy i wspólnie zmieniają kolory paznokci.
- Pozdrów ją ode mnie.
- Oczywiście – odparł
zdawkowo, a Mike wiedział, że tego nie zrobi. - Odezwę się za około dwa
tygodnie, będę potrzebował żebyś mi dostarczył papiery do biura.
- Pewnie, to na razie –
pożegnał ojca.
Rozmowy
ze Stevenem zawsze były dziwne. Mike patrzył jeszcze przez chwilę na telefon.
Gdyby ojciec wiedział na co przeznaczył nadprogramowe pieniądze… Znaczy jasne,
większość gotówki wydał na opłacenie tamtej akcji, ale mimo wszystko. No ale
skoro przelał mu więcej, to powinno być w porządku…
-
Będę się zbierać – oznajmiła Angie.
-
Jak to? – wyrwał się z zamyślenia, nagle unosząc głowę.
- Zawsze po rozmowie z
ojcem jesteś strasznie nieobecny. Zresztą, wcale nie chcę cię do niczego
zmuszać, widzę, że nie jesteś w sosie. Zobaczymy się jutro i spokojnie
porozmawiamy, okej? Ja też niepotrzebnie się zdenerwowałam.
Angie zarzuciła już kurtkę.
Chyba nie było sensu się sprzeciwiać, zwłaszcza kiedy jej propozycja bezsprzecznie
była mu na rękę.
- Odwiozę cię –
zaproponował, również sięgając do wieszaka na płaszcze.
Chociaż tyle powinien dla
niej zrobić.
- Nie ma potrzeby. Już
zamówiłam taksówkę – powiedziała, wskazując na parking. – Wyśpij się Mike,
dobrze ci to zrobi. Może zobacz jakiegoś pornosa i spróbuj sobie zwalić…
- Co ty mówisz w ogóle?! – obruszył
się.
Angie zdarzało się używać
podobnych wyrażeń.
- Żartowałam! – zaśmiała
się. – Nie musisz robić takiej poważnej miny, Mike. Pa, kochanie – pocałowała
go i wyszła na zewnątrz, dzielnie niosąc wszystkie swoje zakupy.
Gdy tylko zamknął za nią
drzwi, szczerze odetchnął.
Nareszcie sam. Ruszył prosto
do szuflady w kuchni, do której uprzednio wrzucił swoje zawiadomienie.
Przeczytał je po raz kolejny. Jakie znowu nowe poszlaki? Jedyne co mogło być
nowe, to czyjeś zeznania. Czyżby mieli świadka? To by było kompletnie bez
sensu. Zagotowało w nim. Przecież skoro ktoś na niego doniósł, to musiał to być
ktoś z ekipy. To się kupy nie trzymało. Termin przesłuchania wyznaczono na
październik. Miał więc jeszcze trochę czasu.
Być może poświęciłby tej
sprawie jeszcze trochę uwagi, ale trzaskające drzwi i rumor dobiegający z korytarza,
pozwoliły mu przypuszczać, że od Mai właśnie ktoś wychodził. Nie wiedział,
dlaczego - po prostu szarpnął za klamkę, nim zdążył się nad tym zastanowić. To
był odruch. Prawdopodobnie każdy miałby dość takiego sąsiedztwa, a jedyne co
mógł zrobić, to okazać tę odrobinę frustracji! Przecież na niego nie doniesie,
bo dowodów na przestępstwo nie miał żadnych. Nie byłby w stanie wyrazić,
jak bardzo rozsierdzała go myśl o tym, że jeszcze przed chwilą ktoś inny dotykał
jego… sąsiada.
To było zwyczajne
wykorzystywanie! Ten dzieciak mógł mieć z siedemnaście lat! No kurwa!
Na korytarzu nikogo już nie
było. Zobaczył tylko zamykającą się bramę budynku i dosłyszał cichutki szum
prysznica (łazienka Mai znajdowała się zaraz na lewo od wejścia).
Wrócił do mieszkania. Całym
nim trzęsło. Pieprzona dziwka bez honoru! Przecież mógł poszukać innej pracy!
Mógł robić cokolwiek innego! Znaleźć sobie dziewczynę, jak normalny facet. Ale
nie, on wolał sprzedawać własne ciało, cholernym napaleńcom, którzy czasem
traktowali go jak worek treningowy. A może to lubił? Na pewno. Lubił jak ktoś
go pieprzył. Tacy jak on, nie byli normalni! Uwodzili zwyczajnych mężczyzn. Mike
sam widział, że niektórzy z nich nosili obrączki!
Zrobiło mu się gorąco. Maia
musiał się teraz szykować do spania. Brał prysznic. Musiał być rozgrzany, mokry
i nagi… Boże.
Zastukał do drzwi. Jeszcze nawet
nie ułożył sobie w głowie tego co miał powiedzieć, a te odmiennie od
ostatniego razu, otworzyły się przed nim szeroko, praktycznie w jednej chwili.
Maia stanął w przejściu, obdarzając go zniecierpliwionym wzrokiem.
- Czego chcesz?
Nie odpowiedział. Wyjął z
kieszeni zwitek banknotów i podał mu go.
- To zadośćuczynienie za
nasz ostatni raz? W sumie słusznie, ale nie masz takiej kasy, która mogłaby mi
wynagrodzić obcowanie z tobą – syknął.
- Wiesz po co przyszedłem.
Wpuść mnie – opowiedział trzęsącym się głosem, lękliwie zerkając na klatkę, żeby
czasem go ktoś nie zobaczył.
Spodziewał się, że chłopak
zatrzaśnie mu drzwi przed nosem. Być może skrycie tego właśnie oczekiwał, bo na
sobie nie mógł już polegać.
Utkwił wzrok w szarych oczach
Mai czekając, aż zwężą się do ich zwyczajnego stanu, kiedy to chłopak spoglądał
na niego z prawdziwą, głęboką, niepodważalną i niewyobrażalną wręcz pogardą.
Drgnęły, ale nie wiedzieć czemu, kryło się za nimi coś innego. Jakby więcej ciekawości
niż niechęci. Nie, nienawiść nie zniknęła, ale było coś jeszcze i to coś
spowodowało, że Maia odsunął się i pozwolił mu wejść.
- Tak jak ostatnio, czy
masz jakieś życzenia specjalne? – zapytał, jakby pytał o to, czy podać mu kawę,
czy herbatę.
- Co ci się stało w wargę?
Pękła od obciągania kutasów?
Nie wyglądało to dobrze. W
sumie Maia ogólnie wyglądał nieco gorzej niż ostatnio. Miał podkrążone oczy, a
ranka wyglądała, jakby powstała od uderzenia, wcale nie od dawania przyjemności.
Jeśli tamten facet wrócił, to chyba naprawdę będą musieli go wsadzić za poważne
przestępstwo, bo zajebie skurwiela gołymi rękami.
- Jakbyś zgadł. Przy twoim
raczej nie byłoby takiego ryzyka – odgryzł się, odgrywając pantomimę
opadającego wskazującego palca.
Mike prychnął pod nosem.
Złośliwości tyczące się jego męskości nie robiły na nim wrażenia. Jego kutas był
znacznie ponad przeciętną, nie miał się czego wstydzić. Nie zawsze działał tak jak
powinien, ale tego już Maia nie mógł wiedzieć. No i jego… dysfunkcja nie
miała nic wspólnego z impotencją. Bardziej z jego głową.
- To może mi obciągniesz,
skoro już o tym pomyślałeś?
- Mogę, ale wezmę za to, jak
za całość. Sam zdecyduj – odparł beznamiętnie, prowokująco oblizując usta
koniuszkiem języka.
Tak. Kurwa, tak… Cała krew
słynęła mu z mózgu prosto do chuja. Wszystkie myśli natychmiast uciekły w
popłochu, pozostawiając jego umysł zupełnie czystym… a raczej totalnie pełnym.
Przepełnionym Maią. Ściągnął spodnie, rozsiadł się na łóżku i dłonią przesunął niespiesznie
wzdłuż swojego penisa. Odchylił się, podpierając na jednej ręce i wlepił w
niego wzrok. Chłopak przyglądał mu się przez chwilę z zaciekawieniem.
- Jestem ci w ogóle
potrzebny? – zakpił.
- Zamknij się i klękaj! -
Maia zrobił to.
Podszedł do niego na
klęczkach. Umiejscowił się między nogami Mike’a, przygryzając wargę. Przeszło
mu przez myśl, żeby go pocałować. Oczywiście powstrzymał się, ale coś w jego
wnętrzu, aż skrzywiło się na ten zakaz. Zmarszczył brwi, oddalając od siebie
jedno pragnienie i zastępując je innym. Uniósł lekko biodra, nie mogąc doczekać
się dotyku Mai.
Chłopak przejął od niego
jego kutasa i oblizał go u nasady, agresywnie pocierając po nim wystawionym
językiem, w górę i w dół, aż zassał się mocno na jego końcówce.
Mike gwałtownie wciągnął powietrze nosem. Mało nie doszedł, gdy ich spojrzenia
się spotkały.
Już miał go do siebie
docisnąć, ale drań odsunął się, kiwając złośliwie palcem.
- Gdzie ci się tak spieszy?
– zapytał z wrednym uśmiechem, wyraźnie pokazując satysfakcję z jego reakcji.
- Do twojej gęby, cioto.
Nie chciał, ale nie
potrafił inaczej. Gdyby potraktował go w inny sposób, jeszcze trudniej
przychodziłoby mu uciekanie od czułości. To były kolce dla niego, nie dla Mai.
- Mmm, jakiś ty słodki –
prychnął z obrzydzeniem.
Zbliżył się ponownie, lecz
tym razem wziął do ust jego jądro. Obciągnął je delikatnie w dół, ręką
stymulując dopraszający się uwagi wzwód. Wprawnym ruchem złapał go za uda
i rozszerzył je mocno, by móc polizać jego pachwiny. Mike jak przez
zamazaną szybę widział własnego chuja ocierającego się o policzek chłopaka.
Cieniutka strużka ejakulatu przylepiła mu się do powieki. Kurwa… I wreszcie
wziął go całego, głęboko. Czuł jak końcówka jego własnego fiuta natrafia na
pierwszą przeszkodę, jak uderza o podniebienie, a później o tył gardła ssącego
go Mai. I to było energetyzująco dobre.
Jego łzawiące oczy,
zaczerwienione policzki, wszystko to wzmagało emocje, których już nie potrafił
ukryć stękając dla niego i tylko dla niego. Byłby gotów zapłacić wszystkie
pieniądze świata za każdą chwilę spędzoną w jego gorącym wnętrzu.
Złapał go za włosy,
głaskając i unosząc twarz chłopaka, tak by móc patrzeć mu w oczy. I patrzył.
Patrzył tęsknie, pożądliwie i w stu procentach szczerze, nie będąc w stanie
ukryć fascynacji i tęsknoty. Wkrótce krzyknął, spuszczając mu się wprost na
język, bo Maia właśnie w tym momencie postanowił ponownie polizać jego
końcówkę.
Mike padł bezsilnie na
pościel. Patrzył, jak chłopak przełyka jego spermę, a potem wystawia mu język w
pakiecie ze środkowym palcem. Drań. Co on mu robił?! Uniósł się zawstydzony.
Czuł się upokorzony. Całkowicie odsłonięty. Powinno go to brzydzić, powinien
tego nienawidzić, tak jak cały czas powtarzał sobie, że nienawidził Mai, ale to
po prostu nie była już prawda. Chyba nigdy nie była.
Pozostały pozory. Gra,
której uczepił się jak tylko mógł, starając się wyglądać na obojętnego. Teraz,
tuż po fakcie. Tylko cóż z tego, skoro wcześniej odkrył się tak dosłownie.
- Będę się zbierał – sapnął
w końcu.
- Tak. Zjeżdżaj stąd.
Podciągnął spodnie i zapiął
pasek. Jego uwadze nie umknął fakt, że spodnie Mai naprężyły się wyraźnie w
kroku. Czyżby? Chłopak chyba bezwiednie obserwował jego brzuch. Czyżby mu się
podobał? Sięgając po koszulkę specjalnie napiął się odrobinę mocniej, z
satysfakcją zauważając minimalną zmianę tonu skóry Mai. Tak. Podobał mu się.
Mógł go nienawidzić, ale i tak mu się podobał. Ha! Tylko dlaczego ta z pozoru
zupełnie nieistotna informacja przysporzyła mu tyle radości? Miał ochotę się
roześmiać.
Heeeej ,dzięki Mamusiu !!🤩😘
OdpowiedzUsuńPolecamy się ;D
UsuńSuper ♡♡♡ omg jakie to bylo szybkie. Az musialam usiasc i przeczytac rozdzial 2 razy!!;)
OdpowiedzUsuńCudo! I weny zycze ;)
Dzięki! :)
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńoch wspaniały rozdział, będzie trudno jeśli nawet i ojciec pochwala coś takiego, wiesz Angie to bym kopnęła jakoś tak mi nie leży, ale zastanawiam sie nad Joe czyżby i on był gejem bo napiera z tą akcją a potem się wykręcił...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, oj będzie tutaj bardzo trudno, jeśli nawet i ojciec pochwala coś takiego... Angie to bym kopnęła daleko, daleko... zastanawiam sie nad Joe czyżby i on był gejem bo napierał z tą akcją a potem się wykręcił...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia