Najgorszy cz.3


Cześć! :) Ten kawałek jest wcześniej specjalnie dla Anyi ;) 
Miłego wieczoru wszystkim!
-.-.-.-.-

 Przebrał się, zamknął mieszkanie i prawie biegiem przedostał się na parking do samochodu. Jeszcze będąc w drodze, w duchu śmiał się z siebie, że właśnie teraz jechał do Angie. Nie chciał być sam. Zrobiłby wszystko, byle tylko uniknąć towarzystwa swoich przytłaczających wyrzutów sumienia. Wybrał numer dziewczyny i zaakceptował połączenie na desce rozdzielczej. Z malutkiego głośniczka po stronie kierowcy, szybko odezwał się roześmiany głos Angeliny.
            - Cześć kochanie, stęskniłeś się?
            - Nawet nie wiesz jak bardzo. – Jego głos był zupełnie pusty. Brzmiał tak sztucznie, że Mike miał wrażenie jakby słuchał kogoś innego. Jakby ktoś wkładał mu w usta słowa, a on był tylko kukłą dołączoną w pakiecie. – Będę u ciebie za dziesięć minut, co ty na to?
            - Jak to? – zdziwiła się dziewczyna. – Aż tak się napaliłeś? – zachichotała.
            Jęknął w duchu. Miał nadzieję, że akurat ten temat go dzisiaj ominie. Jego niedoczekanie…
            - Mogę zostać u was na noc?
            - Czyli rzeczywiście! Możesz, powiem rodzicom. To… do zobaczenia, tak?
            - Tak – potwierdził.
            Z piskiem opon zaparkował przed mijaną kwiaciarnią. Czuł się podle. To było takie typowe. Spierdolił, a teraz kwiaty. Tyle, że z jakiegoś niezrozumiałego powodu poczuł, że musi. Być może chodziło tylko o sam proces działania. Angie nie wiedziała i nigdy nie miała się dowiedzieć o tym, co najlepszego zrobił jej facet, a jednak te cholerne kwiaty musiały zostać wręczone. Może dzięki nim, będzie umiał spojrzeć jej w twarz.

            - Michael! Jak miło cię widzieć – przywitała go matka Angie. - Pościeliłam ci w pokoju gościnnym, podobno chciałeś u nas zostać. Będziecie się uczyć? – zapytała uprzejmie.
            - Tak, bardzo pani dziękuję.
            - Przepiękne kwiaty! – zachwyciła się kobieta. – Aż żal bierze, że mój mąż o takich nie pamięta! – powiedziała, trochę bardziej w stronę salonu, niż do Mike’a.
            W głębi pomieszczenia, przed włączonym telewizorem zasiadał ojciec Angeliny, który również przywitał go wesoło. Najwyraźniej był tutaj lubiany. Cóż, w końcu był doskonałym kandydatem do ręki ich córki, czyż nie? Prychnął w duchu. Czuł się jak ostatni śmieć.
            - Mike! Jesteś już! – Jego dziewczyna podbiegła, cmoknęła go krótko i przejęła bukiet, by wstawić go do wazonu. – Idziemy na górę? – rozpromieniła się od razu.
            Skłonił się przed rodzicami An i ruszył za nią, do jej pokoju. Gdy tylko usiedli na łóżku, po prostu ją objął.
Trwał tak, nie miał pojęcia jak długo. Angie chyba wyczuła, że był inny niż zazwyczaj, więc pozwoliła mu na tę dziwaczną w jego wykonaniu czułość, momentami wzdychając, niepocieszona, że jedynie na tym geście się kończyła.
            - Słyszałam, że miałeś rozmowę na policji. W co ty się znowu wpakowałeś, co? – odezwała się, burząc jego ledwie zarysowane fundamenty strefy komfortu, której tak rozpaczliwie szukał.
- W charakterze świadka – wytłumaczył.
Odsunął się. Jej ciepło nie przynosiło spodziewanej ulgi.
            - Stan mówił, że o coś cię podejrzewają – odparła.
            - Stan nie ma pojęcia o czym mówi. Opowiedz mi proszę co u ciebie. Nie widzieliśmy się kilka dni…
            - No więc, byłam z Caroline w tym nowym klubie. Nie uwierzysz co się stało! – parsknęła histerycznym śmiechem, jakby dopiero przypomniała sobie o czymś, o czym koniecznie chciała mu powiedzieć. – Z początku w ogóle nie chcieli nas tam wpuścić. W końcu jakoś uprosiłyśmy, że wiesz, że to nasza noc, że chciałyśmy się zabawić i tak dalej. Wiesz, że Caroline często wyjeżdża, więc właściwie mówiłyśmy prawdę.
            Potwierdził skinieniem głowy. Niestety ich randki opierały się głównie na słuchaniu tego typu historii.
            - No więc, słuchaj dalej! – ożywiła się. – Bramkarz nas wpuścił, bo stwierdził, że jesteśmy razem, i nie uwierzysz co się okazało?!
Mike chyba by uwierzył, ale raczej na pewno nie chciał tego słuchać. Nie tego dnia. Ciśnienie znowu mu podskoczyło.
            - Okazało się, że Poison Ivy to gejowski klub. Uwierzysz?
            - Wyszłyście stamtąd? – zapytał ostrzej.
            - Nie od razu. Właściwie to było całkiem fajnie. Szkoda, że ty nigdy byś tam ze mną nie poszedł – oznajmiła przewracając oczami. – No ale! Są pewne zalety wynikające z tego faktu… - wymruczała zalotnie, wsuwając mu palec za pasek.
            Mike złapał ją za rękę.
            - Przepraszam cię, ale serio nie jestem w nastroju.
            - Co ty mówisz kochanie, każdy facet jest ZAWSZE w takim właśnie nastroju – zaśmiała się, nie ustępując.
            - Twoi rodzice są w domu!
            - Przecież tu nie wejdą. Wiedzą, że jesteś.
            - Nie możemy po prostu zobaczyć jakiegoś filmu? – zaproponował pojednawczo.
            - Możemy – zgodziła się. - Tuż po tym jak się mną zajmiesz. No dalej Mike… – szepnęła kładąc sobie jego dłoń na piersi.
            - I tak nie mam gumek – zgasił ją.
            - To wyjdziesz i kupisz! Mike no! Co ty dzisiaj odstawiasz?! Jesteś jeszcze gorszy niż normalnie!
Nawet nie wiedziała, jak bardzo miała rację.

Tym sposobem pokłócił się z Angie. Noc spędził grzecznie w pokoju gościnnym, a rano jego dziewczyna nawet nie odprowadziła go do drzwi.
I czemu miała służyć ta cała histeria? Chyba każdy miał czasem prawo, zwyczajnie nie mieć ochoty na seks. Nawet facet. Spotykali się od blisko roku, a ona coraz częściej robiła z nich małżeństwo. Jęczała, że przyjaciółki w jej wieku, są już po ślubie, a większość z nich jest przynajmniej zaręczona.
Cholera. Czuł się tym wszystkim przytłoczony. Zupełnie jakby chciała go uwiązać na smyczy. Naprawdę nie czuł się gotowy. Ostatnie rewelacje w jego życiu, wcale nie sprzyjały planom na daleką przyszłość. W końcu nie ogarniał nawet teraźniejszości. Może i był dupkiem, ale tak jak było teraz, było po prostu dobrze. Wygodnie. A przynajmniej jakoś. Zresztą, niby jak miałby zakładać rodzinę, skoro wisiała nad nim pieprzona prokuratura z tym ich żałosnym dochodzeniem? Wiedział, że nic mu nie groziło, ale ich zaangażowanie w całą tę sprawę, było niepokojąco upierdliwe.
Rano odebrał kolejny telefon uświadamiający mu, że dochodzenie wcale nie zostało umorzone. Musieli przystopować ze swoimi artykułami w sieci, musiał pilnować się podczas rozmów telefonicznych i kiedy rozmawiał z kimś obcym twarzą w twarz. Generalnie dno.
Nie miał wyrzutów sumienia, to co zrobili było słuszne. Po prostu nie pojmował, dlaczego władze traktowały tę sprawę tak poważnie. Nie powinni raczej skupić się na przestępcach? Mało było terrorystów? Uwzięli się na niego, bo najłatwiej było się do niego dobrać, a w mediach „walka z homofobią” brzmiała całkiem nośnie.

Od dziewczyny, skierował się do warsztatu. Trzeba było wreszcie trochę popracować, pomimo tego, że permanentne zmęczenie wciąż dawało mu się we znaki. Na miejscu, okazało się, że nie on jeden poczuł zew obowiązku, bowiem w środku zastał gmerającego przy czarnym fordzie, Joe.
- O proszę kogo my tu mamy? – zagadnął chłopaka.
- No, czasem muszę się do czegoś przydać, nie? – Kumpel w geście powitania uniósł niewielki przerdzewiały element, który właśnie odkręcił od podwozia.
- Pewnie, inaczej musiałbym cię wyjebać z interesu – rzucił żartobliwie.
Joe i Brad zwykli mówić do niego jak do szefa, choć tak naprawdę swój mały biznes budowali od podstaw wspólnie. Mieli podobny wkład i angażowali się po równo w wydatkach i wpływach, więc jedynym co mogło stwarzać mylne wrażenie, jakoby był tutaj kimkolwiek więcej, mogła być jego wrodzona upierdliwość w ciągłym przypominaniu o konieczności ogarniania papierów i rachunków. Studiował w końcu prawo.
- Skończysz z mapami na dzisiaj? Bo ja w sumie bym się wyrobił i nawet nie trzeba będzie przyznawać się, że paczka się spóźniła. Poszło szybciej niż zakładałem.
- Poważnie? – zdziwił się pozytywnie. - To świetnie! Po to właśnie przyjechałem. Więcej zabawy było w domu, tutaj ogarnę się w jedną chwilę – dodał zadowolony.
Kasa się przyda, zwłaszcza, że chętnie wybrałby się na strzelnicę, a nie przewidział w tym miesiącu pewnych, niezaplanowanych wydatków. Jasne, nie narzekał na braki, ale lubił chomikować nadprogramową gotówkę z myślą o swoim wymarzonym domu, więc nie wydawał nic więcej, ponad z góry ustaloną przez siebie kwotę. Reszta trafiała na osobny rachunek - dlatego też rodzice nie mieli pojęcia o warsztacie.
Mike miał już całkiem sporo, a dom z ogrodem coraz realniej majaczył na horyzoncie. Chociaż wciąż odległym.
- Swoją drogą, jak tam przesłuchanie? Dojebali się do ciebie na poważnie?
- Nic nie mają. Jedynie jakieś poszlaki. Bez przynajmniej jednego, mocniejszego dowodu nic mi nie zrobią.
- Ale to byłeś ty? – upewnił się Joe. – Pojechałeś tam w końcu, prawda?
- Nie tylko ja – zaakcentował nieco ostrzej, niż zamierzał.
To, że Joe stchórzył w ostatniej chwili, wybitnie mu nie pasowało. W pewnych sprawach lepiej było siedzieć razem. Łatwiej było sobie ufać. Zresztą, cała ta sprawa, od początku była pomysłem Joe. Oficjalnie to on i Brad wyszli z inicjatywą przed pozostałymi, ale nie kto inny, a Joe właśnie, oglądając poranne wiadomości nad kanapkami z dżemem truskawkowym, wpadł na prosty plan zwrócenia szerszej uwagi na ich działalność. Potem zasłaniał się, że niby tylko żartował.
To wszystko miało czemuś służyć. Nie chodziło przecież o kilka blizn na rękach i nogach. Ich czyn miał udowodnić, że byli jeszcze na tym świecie ludzie, którzy nadal uważali, że wolność, równość i tolerancja, to jedynie puste slogany, nie mające z tymi wartościami nic wspólnego. Wszystko to pięknie brzmiało, ale nie niosło za sobą nic, poza takimi właśnie dziwacznymi pokazami siły. Bo czym innym była ta parada? Budowaniem większego poparcia? Społecznego zaufania? To wszystko budziło tylko kontrowersję i bunt. Tylko temu miało służyć. Bez zbędnej ideologii.
Jedni bulwersowali się zza ekranów telewizorów, inni przyklaskiwali, a tylko oni mieli na tyle cywilnej odwagi, żeby zaakcentować, że to wszystko jest zwyczajnie brudne, spaczone i złe. Chcieli, by ludzie przestali bać się mówić głośno o tym, co tak naprawdę myśleli. W tym świecie powiedzieć jawnie, że nie popiera się tego wykolejenia, to jak strzelić sobie w kolano.
Mike wierzył, że wychowanie jakie otrzymał od rodziców, było dobre. Nawet jeśli przypłacił je laniem za zabawę lalkami. Jak każdy chłopiec, miał kiedyś figurki samych męskich super-bohaterów. Tyle, że Mike przy ich pomocy bawił się w dom. Dzieci miały zbyt wybujałą wyobraźnię. Pokręcił głową na samo wspomnienie.
- Czyli jednak. Myślałem, że… wiesz to nie był najlepszy pomysł – zaczął dziwnym tonem. – Rozumiesz, że ci ludzie naprawdę ucierpieli? W sensie, jasne, banda pedałów, ale jednak co innego powyzywać ich na ulicy, żeby mniej się z tym obnosili, a co innego wysłać ich do szpitala.
- Co ty pierdolisz, Joe?! Właśnie o to chodzi! Żeby przestali się z tym obnosić! Jeszcze kilka lat temu nikomu nawet by przez myśl nie przeszło, żeby organizować takie spędy! Może następnym razem zastanowią się nad tym nieco dłużej.
- No… Nie wiem. Ostatecznie według prasy to atakujący zostali ochrzczeni tymi złymi. Naprawdę nie wiem, czy to był dobry pomysł. Teraz tylko zapraszają ich do telewizji śniadaniowych, żeby mogli się wyżalić na stres pourazowy.
- Jak nie wiesz, to się kurwa nie wypowiadaj – odwarknął.
Już i tak było za późno, żeby się nad tym rozwodzić. Co zrobili, to zrobili.
- Nie no, jasne. Tak tylko… - Joe zmieszał się wyraźnie, a po chwili machnął ręką i po prostu zajął się swoją robotą.
Było niezręcznie. Mike wolałby, żeby Brad też przyszedł. On przynajmniej w pełni go popierał. Utwierdzał w przekonaniu, że to co robił było słuszne. Mike wiedział, że było. Czasem tylko potrzebował, by ktoś zapewnił go o tym niezależnie od niego, a Brad robił to od zawsze.

*

Kolejne pismo i kolejne wezwanie. Co to miało być?! Jakie znowu nowe dowody?! Nie mieli prawa nic na niego znaleźć. Nie było nic… O wszystkim pomyślał, cholera. Byłby zadzwonił do Brada, ale oczywiście akurat teraz musiała przyjść Angie. Przeprosił ją, a ona oczywiście trochę się pozłościła, ale w końcu dała się udobruchać wersją o jego kiepskim samopoczuciu. Wcale nie skłamał.
Tak to już z nimi bywało. Odsiedział z przyszłymi teściami przy obiedzie, pouśmiechał się, rzucił kilkoma komplementami, a Angelina z wyrozumiałością godną damy, dała się zaprosić na kolację. Potem już samo poszło. Przy najbliższej okazji jej nie odmówi i dziewczyna zapomni o tamtej sprawie.
Oficjalną kopertę odebrał bezpośrednio ze skrzynki, bo już dawno dogadał się z listonoszem, że tak będzie wygodniej dla nich obu. Mniej wygodny okazał się być czas jej odbioru, bo wróciwszy po kilkugodzinnym maratonie zakupowym z An, miał wszystkiego serdecznie dość, nie wspominając o całkowitej, nieopisanej wręcz niechęci do poruszania tematu przesłuchań przy niej. Zmusił się do schowania niechcianej korespondencji, zbywając pytanie o jej treść, krótkim narzekaniem na wyższe rachunki. Marzył mu się gorący prysznic.
Angie pobiegła do pokoju, zakładać nowe ciuchy, a on zajął się wybieraniem filmu na wieczór.
Rozłożyli się wygodnie w jego białym salonie. Już dawno planował wprowadzić tu więcej kolorów, ale uznał, że biały był najbardziej elegancki i poważny. Pasujący do salonu przyszłego prawnika. Tak więc zostało. Nawet długa lada, na którą składały się dwie komody i witryna ze szkłem, szafka pod telewizorem, oraz wszystkie inne meble w pomieszczeniu, wykończone były białym lakierem na błysk. Dobrze, że chociaż podłoga była drewniana.
Od tamtego wieczora, minęło kilka dni. Widział swojego sąsiada już wielokrotnie i choć przyglądał mu się badawczo, w jego zachowaniu nie dało się wyczuć żadnej różnicy. Ani na korzyść, ani odwrotnie.
Maia nie wsypał go, kiedy Joe (klasycznie wracając z treningu) zadręczał go uwagami na temat jego błyszczących butów, nie zrobił tego, gdy chłopak dopytywał o jego ostatnich facetów, ani nawet wtedy, gdy na głos zachęcał Michaela do wspólnego komentowania.
Osobiście przeszedł wtedy kilka krótkich zawałów, zupełnie pozbawiony możliwości oddychania, ale Maia posyłając mu podły uśmiech, klasycznie olał docinki Joe.
Zmieniło się tyle, że Mike nie miał ni krztyny odwagi, żeby się do niego odezwać. Po drzwiami grzecznie czekał na swoją kolej, czując się niezręcznie jak nigdy. Bliskość sąsiada działała na niego znacznie gorzej niż poprzednio.
- Zobacz, ładnie mi? – zapytała Angie prawdopodobnie po raz tysiąc pierwszy, prezentując wykrojoną w serek sukienkę koloru srebrnopopielatego.
- Świetnie wygląda. Wiesz, że nie powinnaś w niej wychodzić beze mnie? – Uśmiechnął się, odrywając myśli od Mai.
- A to, dlaczego? – udała zdziwienie.
- Nie chcę, żeby się na ciebie gapili inni faceci – zakomunikował. – W ogóle chyba powinnaś nosić to tylko po domu – ocenił przyglądając się długości sukienki.
- To może wreszcie ze sobą zamieszkajmy, co? Mógłbyś mnie oglądać częściej i dłużej… - zaszczebiotała podchodząc do sofy.
Zgodnie z prawdą, właśnie z tych powodów nadal ze sobą nie mieszkali. Ale tego jej przecież nie mógł powiedzieć.
Dziewczyna objęła go za szyję, przytulając się z lekka.
- Jesteś okropnie spięty. Nie przeginasz z tą siłownią?
- Jest okej, jestem tylko zmęczony – odpowiedział, zsuwając z siebie jej dłonie. – To co, oglądamy ten film? Pójdę po piwo.
- Naprawdę masz mnie tutaj i wolisz oglądać film…?
- Angie, proszę cię, naprawdę jestem zmęczony, nie mam ochoty na nic więcej – wymamrotał. - Zamówić pizzę, czy znowu coś dietetycznego? – zapytał, otwierając przeglądarkę z restauracjami z dowozem w ich okolicy.
Mógł co prawda sam coś ugotować, ale myśl o tym, że miałby spędzić kolejną godzinę w sklepie, tyle że w spożywczym, skutecznie go od tego odwiodła.
- Mike! Co się z tobą dzieje? – warknęła dziewczyna, niespodziewanie zmieniając ton. – Masz jakieś problemy? To się czasem zdarza, naprawdę, ale jeśli tak jest, to powiedz mi o tym! Możemy iść do lekarza. Nie chcę się na ciebie gniewać, kiedy nie znam przyczyny, ale nie ukrywam, że mnie to martwi. Chociaż, wiesz co? Wcale nie! To mnie zwyczajnie straszliwie wkurza!
- C-co…? – sapnął zaskoczony. - Jeszcze przed chwilą wyglądałaś na zadowoloną, o co ci znowu chodzi?
- Jestem twoją kobietą! Wymagam chociaż odrobiny atencji, nie uważasz?! Jak ci nie staje, to kup viagrę do cholery! Anna codziennie uprawia seks ze swoim facetem! Czy ty wiesz, jak mi wstyd, kiedy mnie pyta o nasz?! Wiesz jakie to upokarzające, kiedy muszę powiedzieć, że raz na miesiąc wielki pan raczy ściągnąć spodnie?! – wybuchła.
- Nie przesadzaj, nie raz na miesiąc…
- A jak często?! Może powinnam znaleźć sobie kogoś do ruchania, bo ty nadajesz się tylko do tego, żeby się z tobą pokazać przed rodzicami!
- Fantastycznie! – wściekł się. – A może nie staje mi, jak mówisz, bo mam dosyć jednej i tej samej, wiecznie niezadowolonej dziewczyny! Robię co mogę, żeby było dobrze, a ty wiecznie masz jakieś zastrzeżenia! Może to twoja wina!
Angie zaszkliły się oczy. Okej, czasem przeginała, ale była wyjątkowo wrażliwa. Szybko pożałował, że stracił nad sobą panowanie. Przecież doskonale wiedział po czyjej stronie leżała wina. Kiedy spojrzał na jej zranioną buzię, poczuł się jakby własne sumienie z całej siły uderzyło go w potylicę.
- Przepraszam. Kotek, przepraszam, nie chciałem tak powiedzieć – zreflektował się. – Chodź do mnie… - powiedział szybko, obejmując dziewczynę. – Jeśli chcesz się kochać, to okej. Chodź… - szepnął, przeklinając się w duchu.
- Ale ty nie chcesz! – chlipnęła. – Nie podobam ci się już?
- To… to nie tak. Naprawdę padam. W pracy mamy kocioł, muszę skończyć projekt, bo zaraz zaczyna się semestr… Zrozum mnie. To nie twoja wina.
Oczywiście, że nie jej. Jej jedyną winą był fakt, że była kobietą. Jego jedyną deską ratunku. Nie mógł jej stracić, bo wtedy ktoś mógłby się domyślić. Byłoby po nim widać. Musiał coś z tym zrobić. Po prawdzie, to jasne, że miał ochotę. Chodził napalony od co najmniej tygodnia, tyle że nie chciał tego robić z nią. Taki szczegół, że marzył mu się ciasny tyłek tego cholernego pedała z naprzeciwka.
Ciekawe, czy były na to jakieś tabletki. Może kurwa egzorcysta albo cokolwiek innego, co mogłoby mu pomóc. Potrzebował pomocy… Chociaż najbardziej pomógłby mu chętny Maia. Kurwa. Nie mógł wyrzucić go z głowy.
- Chodźmy do sypialni, jakoś ci to wynagrodzę – mruknął cmokając ją w szyję.
Bogu niech będą dzięki, że w tamtej chwili rozdzwoniła się jego komórka. Poważnie, zwłaszcza od czasu tamtego dnia… Po prostu nie potrafił się przemóc. Nie mógł. Już wcześniej było źle, ale teraz… to był jakiś pieprzony koszmar. Na samą myśl o byciu z nią jego flaki zwijały się w supeł.
Jak to zwykle w życiu bywało, kiedy miało się wrażenie, że gorzej już nie będzie… Zawsze było gorzej. Głośny, drażniący sygnał zakomunikował mu, że dzwoniącym był jego ojciec.
- Cześć – mruknął niemrawo w telefon.
- Dostałem twojego maila – zakomunikował bez zbędnych powitań. – Wysłałem ci przelew. Z małą nagrodą dodam.
- Nagrodą? – zdziwił się Mike.
- Ano. Słyszałem co nieco o twoich zabawach wakacyjnych. Nie powiem, żebym nie popierał, ale twoja mama panikuje, więc nie wychylaj się przez jakiś czas, synu. Osobiście jestem z ciebie dumny. Choć może środki jakie podjęliście… Powiedzmy, że były dość ostateczne. Mam na myśli twoje ryzyko.
A więc musiał się dowiedzieć o dochodzeniu. Świetnie. Dobrze było wiedzieć, że jego ojciec wolał go widzieć w więzieniu, niż u boku drugiego mężczyzny. Rozumiał to, ale mimo wszystko uważał, że jako rodzic, Steven powinien spróbować wyperswadować mu podobne pomysły z głowy, a nie jeszcze je popierać.
- Swoją drogą na co wydałeś tyle pieniędzy, że zdecydowałeś się do mnie napisać? Nigdy tego nie robisz. Czyżby Angelina dawała ci w kość? – zaśmiał się irytująco.
- Trochę…
- Musisz wreszcie pomyśleć o weselu! W twoim wieku, my z twoją matką już mieliśmy ciebie! Nie ma co zwlekać.
- Tak tato, myślimy o tym – potwierdził.
Co prawda w kategorii, żeby jak najpóźniej, ale fakt, bywało, że o tym myślał, więc w sumie nawet nie skłamał.
- To bardzo dobrze. Postaram się załatwić, żeby przestali cię nękać tymi pismami. Nie mają do tego podstaw. Zamiast popierać, to oni ścigają, w jakich my czasach żyjemy…
- Tak… Jak się czuje mama?
- Jak zawsze, a jak ma się czuć. Użala się nad sobą, a teraz także i nad tobą. Całymi dniami siedzi u Seleny w pracy i wspólnie zmieniają kolory paznokci.
- Pozdrów ją ode mnie.
- Oczywiście – odparł zdawkowo, a Mike wiedział, że tego nie zrobi. - Odezwę się za około dwa tygodnie, będę potrzebował żebyś mi dostarczył papiery do biura.
- Pewnie, to na razie – pożegnał ojca.
            Rozmowy ze Stevenem zawsze były dziwne. Mike patrzył jeszcze przez chwilę na telefon. Gdyby ojciec wiedział na co przeznaczył nadprogramowe pieniądze… Znaczy jasne, większość gotówki wydał na opłacenie tamtej akcji, ale mimo wszystko. No ale skoro przelał mu więcej, to powinno być w porządku…
            - Będę się zbierać – oznajmiła Angie.
            - Jak to? – wyrwał się z zamyślenia, nagle unosząc głowę.
- Zawsze po rozmowie z ojcem jesteś strasznie nieobecny. Zresztą, wcale nie chcę cię do niczego zmuszać, widzę, że nie jesteś w sosie. Zobaczymy się jutro i spokojnie porozmawiamy, okej? Ja też niepotrzebnie się zdenerwowałam.
Angie zarzuciła już kurtkę. Chyba nie było sensu się sprzeciwiać, zwłaszcza kiedy jej propozycja bezsprzecznie była mu na rękę.
- Odwiozę cię – zaproponował, również sięgając do wieszaka na płaszcze.
Chociaż tyle powinien dla niej zrobić.
- Nie ma potrzeby. Już zamówiłam taksówkę – powiedziała, wskazując na parking. – Wyśpij się Mike, dobrze ci to zrobi. Może zobacz jakiegoś pornosa i spróbuj sobie zwalić…
- Co ty mówisz w ogóle?! – obruszył się.
Angie zdarzało się używać podobnych wyrażeń.
- Żartowałam! – zaśmiała się. – Nie musisz robić takiej poważnej miny, Mike. Pa, kochanie – pocałowała go i wyszła na zewnątrz, dzielnie niosąc wszystkie swoje zakupy.
Gdy tylko zamknął za nią drzwi, szczerze odetchnął.
Nareszcie sam. Ruszył prosto do szuflady w kuchni, do której uprzednio wrzucił swoje zawiadomienie. Przeczytał je po raz kolejny. Jakie znowu nowe poszlaki? Jedyne co mogło być nowe, to czyjeś zeznania. Czyżby mieli świadka? To by było kompletnie bez sensu. Zagotowało w nim. Przecież skoro ktoś na niego doniósł, to musiał to być ktoś z ekipy. To się kupy nie trzymało. Termin przesłuchania wyznaczono na październik. Miał więc jeszcze trochę czasu.
Być może poświęciłby tej sprawie jeszcze trochę uwagi, ale trzaskające drzwi i rumor dobiegający z korytarza, pozwoliły mu przypuszczać, że od Mai właśnie ktoś wychodził. Nie wiedział, dlaczego - po prostu szarpnął za klamkę, nim zdążył się nad tym zastanowić. To był odruch. Prawdopodobnie każdy miałby dość takiego sąsiedztwa, a jedyne co mógł zrobić, to okazać tę odrobinę frustracji! Przecież na niego nie doniesie, bo dowodów na przestępstwo nie miał żadnych. Nie byłby w stanie wyrazić, jak bardzo rozsierdzała go myśl o tym, że jeszcze przed chwilą ktoś inny dotykał jego… sąsiada.
To było zwyczajne wykorzystywanie! Ten dzieciak mógł mieć z siedemnaście lat! No kurwa!
Na korytarzu nikogo już nie było. Zobaczył tylko zamykającą się bramę budynku i dosłyszał cichutki szum prysznica (łazienka Mai znajdowała się zaraz na lewo od wejścia).
Wrócił do mieszkania. Całym nim trzęsło. Pieprzona dziwka bez honoru! Przecież mógł poszukać innej pracy! Mógł robić cokolwiek innego! Znaleźć sobie dziewczynę, jak normalny facet. Ale nie, on wolał sprzedawać własne ciało, cholernym napaleńcom, którzy czasem traktowali go jak worek treningowy. A może to lubił? Na pewno. Lubił jak ktoś go pieprzył. Tacy jak on, nie byli normalni! Uwodzili zwyczajnych mężczyzn. Mike sam widział, że niektórzy z nich nosili obrączki!
Zrobiło mu się gorąco. Maia musiał się teraz szykować do spania. Brał prysznic. Musiał być rozgrzany, mokry i nagi… Boże.

Zastukał do drzwi. Jeszcze nawet nie ułożył sobie w głowie tego co miał powiedzieć, a te odmiennie od ostatniego razu, otworzyły się przed nim szeroko, praktycznie w jednej chwili. Maia stanął w przejściu, obdarzając go zniecierpliwionym wzrokiem.
- Czego chcesz?
Nie odpowiedział. Wyjął z kieszeni zwitek banknotów i podał mu go.
- To zadośćuczynienie za nasz ostatni raz? W sumie słusznie, ale nie masz takiej kasy, która mogłaby mi wynagrodzić obcowanie z tobą – syknął.
- Wiesz po co przyszedłem. Wpuść mnie – opowiedział trzęsącym się głosem, lękliwie zerkając na klatkę, żeby czasem go ktoś nie zobaczył.
Spodziewał się, że chłopak zatrzaśnie mu drzwi przed nosem. Być może skrycie tego właśnie oczekiwał, bo na sobie nie mógł już polegać.
Utkwił wzrok w szarych oczach Mai czekając, aż zwężą się do ich zwyczajnego stanu, kiedy to chłopak spoglądał na niego z prawdziwą, głęboką, niepodważalną i niewyobrażalną wręcz pogardą. Drgnęły, ale nie wiedzieć czemu, kryło się za nimi coś innego. Jakby więcej ciekawości niż niechęci. Nie, nienawiść nie zniknęła, ale było coś jeszcze i to coś spowodowało, że Maia odsunął się i pozwolił mu wejść.
- Tak jak ostatnio, czy masz jakieś życzenia specjalne? – zapytał, jakby pytał o to, czy podać mu kawę, czy herbatę.
- Co ci się stało w wargę? Pękła od obciągania kutasów?
Nie wyglądało to dobrze. W sumie Maia ogólnie wyglądał nieco gorzej niż ostatnio. Miał podkrążone oczy, a ranka wyglądała, jakby powstała od uderzenia, wcale nie od dawania przyjemności. Jeśli tamten facet wrócił, to chyba naprawdę będą musieli go wsadzić za poważne przestępstwo, bo zajebie skurwiela gołymi rękami.
- Jakbyś zgadł. Przy twoim raczej nie byłoby takiego ryzyka – odgryzł się, odgrywając pantomimę opadającego wskazującego palca.
Mike prychnął pod nosem. Złośliwości tyczące się jego męskości nie robiły na nim wrażenia. Jego kutas był znacznie ponad przeciętną, nie miał się czego wstydzić. Nie zawsze działał tak jak powinien, ale tego już Maia nie mógł wiedzieć. No i jego… dysfunkcja nie miała nic wspólnego z impotencją. Bardziej z jego głową.
- To może mi obciągniesz, skoro już o tym pomyślałeś?
- Mogę, ale wezmę za to, jak za całość. Sam zdecyduj – odparł beznamiętnie, prowokująco oblizując usta koniuszkiem języka.
Tak. Kurwa, tak… Cała krew słynęła mu z mózgu prosto do chuja. Wszystkie myśli natychmiast uciekły w popłochu, pozostawiając jego umysł zupełnie czystym… a raczej totalnie pełnym. Przepełnionym Maią. Ściągnął spodnie, rozsiadł się na łóżku i dłonią przesunął niespiesznie wzdłuż swojego penisa. Odchylił się, podpierając na jednej ręce i wlepił w niego wzrok. Chłopak przyglądał mu się przez chwilę z zaciekawieniem.
- Jestem ci w ogóle potrzebny? – zakpił.
- Zamknij się i klękaj! - Maia zrobił to.
Podszedł do niego na klęczkach. Umiejscowił się między nogami Mike’a, przygryzając wargę. Przeszło mu przez myśl, żeby go pocałować. Oczywiście powstrzymał się, ale coś w jego wnętrzu, aż skrzywiło się na ten zakaz. Zmarszczył brwi, oddalając od siebie jedno pragnienie i zastępując je innym. Uniósł lekko biodra, nie mogąc doczekać się dotyku Mai.
Chłopak przejął od niego jego kutasa i oblizał go u nasady, agresywnie pocierając po nim wystawionym językiem, w górę i w dół, aż zassał się mocno na jego końcówce. Mike gwałtownie wciągnął powietrze nosem. Mało nie doszedł, gdy ich spojrzenia się spotkały.
Już miał go do siebie docisnąć, ale drań odsunął się, kiwając złośliwie palcem.
- Gdzie ci się tak spieszy? – zapytał z wrednym uśmiechem, wyraźnie pokazując satysfakcję z jego reakcji.
- Do twojej gęby, cioto.
Nie chciał, ale nie potrafił inaczej. Gdyby potraktował go w inny sposób, jeszcze trudniej przychodziłoby mu uciekanie od czułości. To były kolce dla niego, nie dla Mai.
- Mmm, jakiś ty słodki – prychnął z obrzydzeniem.
Zbliżył się ponownie, lecz tym razem wziął do ust jego jądro. Obciągnął je delikatnie w dół, ręką stymulując dopraszający się uwagi wzwód. Wprawnym ruchem złapał go za uda i rozszerzył je mocno, by móc polizać jego pachwiny. Mike jak przez zamazaną szybę widział własnego chuja ocierającego się o policzek chłopaka. Cieniutka strużka ejakulatu przylepiła mu się do powieki. Kurwa… I wreszcie wziął go całego, głęboko. Czuł jak końcówka jego własnego fiuta natrafia na pierwszą przeszkodę, jak uderza o podniebienie, a później o tył gardła ssącego go Mai. I to było energetyzująco dobre.
Jego łzawiące oczy, zaczerwienione policzki, wszystko to wzmagało emocje, których już nie potrafił ukryć stękając dla niego i tylko dla niego. Byłby gotów zapłacić wszystkie pieniądze świata za każdą chwilę spędzoną w jego gorącym wnętrzu.
Złapał go za włosy, głaskając i unosząc twarz chłopaka, tak by móc patrzeć mu w oczy. I patrzył. Patrzył tęsknie, pożądliwie i w stu procentach szczerze, nie będąc w stanie ukryć fascynacji i tęsknoty. Wkrótce krzyknął, spuszczając mu się wprost na język, bo Maia właśnie w tym momencie postanowił ponownie polizać jego końcówkę.
Mike padł bezsilnie na pościel. Patrzył, jak chłopak przełyka jego spermę, a potem wystawia mu język w pakiecie ze środkowym palcem. Drań. Co on mu robił?! Uniósł się zawstydzony. Czuł się upokorzony. Całkowicie odsłonięty. Powinno go to brzydzić, powinien tego nienawidzić, tak jak cały czas powtarzał sobie, że nienawidził Mai, ale to po prostu nie była już prawda. Chyba nigdy nie była.
Pozostały pozory. Gra, której uczepił się jak tylko mógł, starając się wyglądać na obojętnego. Teraz, tuż po fakcie. Tylko cóż z tego, skoro wcześniej odkrył się tak dosłownie.
- Będę się zbierał – sapnął w końcu.
- Tak. Zjeżdżaj stąd.
Podciągnął spodnie i zapiął pasek. Jego uwadze nie umknął fakt, że spodnie Mai naprężyły się wyraźnie w kroku. Czyżby? Chłopak chyba bezwiednie obserwował jego brzuch. Czyżby mu się podobał? Sięgając po koszulkę specjalnie napiął się odrobinę mocniej, z satysfakcją zauważając minimalną zmianę tonu skóry Mai. Tak. Podobał mu się. Mógł go nienawidzić, ale i tak mu się podobał. Ha! Tylko dlaczego ta z pozoru zupełnie nieistotna informacja przysporzyła mu tyle radości? Miał ochotę się roześmiać.

6 komentarzy:

  1. Heeeej ,dzięki Mamusiu !!🤩😘

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ♡♡♡ omg jakie to bylo szybkie. Az musialam usiasc i przeczytac rozdzial 2 razy!!;)

    Cudo! I weny zycze ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    och wspaniały rozdział, będzie trudno jeśli nawet i ojciec pochwala coś takiego, wiesz Angie to bym kopnęła jakoś tak mi nie leży, ale zastanawiam sie nad Joe czyżby i on był gejem bo napiera z tą akcją a potem się wykręcił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, oj będzie tutaj bardzo trudno, jeśli nawet i ojciec pochwala coś takiego... Angie to bym kopnęła daleko, daleko... zastanawiam sie nad Joe czyżby i on był gejem bo napierał z tą akcją a potem się wykręcił...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Ćpun, diler i psychopata - SAIA - cz. 1

 Pierwszy fragment nowego powiadania :) Koniecznie dajcie znać, jakie macie wrażenia po przeczytaniu! ;)   -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-...