Po drodze cz.18


Rozdział 4 

Portal wyprowadził ich po środku dość szerokiej drogi, wzdłuż której po obu stronach, w odległości jakichś kilku, kilkunastu metrów od siebie, stały nieduże domy. Przy prawie każdym z nich znajdowało się jakieś pole uprawne, a gdzieniegdzie dało się dostrzec zagrody dla zwierząt. Panoramę dopełniały niewielkie wzgórza i lasy w oddali. O tej porze nie dało się dostrzec zbyt wielu szczegółów, ale mimo tego Neth był pewny, że znaleźli się we właściwym miejscu. 
Tutaj również było chłodno, ale przynajmniej nie zacinał zimny deszcz.  
- Może wyciągniemy latarkę? – zasugerował po chwili Rio. 
- Najpierw trochę odejdźmy. Byłoby nas widać z każdego okna, nie chcę się rzucać w oczy – odparł powoli mag 
Czuł się nieswojo i jakby za bardzo na widoku. 
- Niech będzie po twojemu – stwierdził pogodzony z jego kaprysami mężczyzna. – Jak zwykle. 
Może i rzeczywiście nic złego by się nie stało, gdyby zostali zauważeni. W końcu każdy miał prawo podróżować do mało interesujących miejsc w Laurenii. Mimo wszystko, był środek nocy i mogliby niepotrzebnie wzbudzić czyjeś nadmierne zainteresowanie. 
- W takim razie, którędy teraz? – zapytał lekko zniecierpliwiony Rio. 
- Cholera... Wcale mi się to wszystko nie podoba – mruknął Neth 
Wyczuwał granicę. Była doprawdy wyraźna i obawiał się, że jego zdolności nie tyle będą działać słabiej, co raczej nie będą działać wcale.  
– W lewo, aż dojdziemy do linii drzew. Gdzieś pomiędzy mini znajduje się bariera. Kiedy już ją miniemy, cała moja moc okaże się nam zbędna – prychnął. – Mam nadzieję, że jesteś świadomy konsekwencji? 
Rio uniósł brwi przyglądając się magowi badawczo. Sam wyglądał na spokojnego, o Nechtanie nie dało się tego powiedzieć. 
- To tylko las. Nie jesteśmy w Wayrii, tutaj za każdym rogiem nie czają się na nas magiczne stwory. Jakoś damy sobie radę. Idziesz? 
- Tak. Tędy… 
Ruszyli we wskazanym przez Nechtana kierunku. Światła z okolicznych domów, tworzyły niewyraźną poświatę ułatwiającą im poruszanie się, jednak im bardziej się od nich oddalali, tym mniej mogli zobaczyć, a ku rozczarowaniu Riordana, mag nadal nie był nastawiony pozytywnie do korzystania z latarki.  
Nechtan generalnie nie przepadał za ludzkimi wynalazkami, których wcześniej nie znał, a było tego całkiem sporo. Ludzie w Laurenii żyli na zupełnie innym poziomie niż yrijczycy. Do niektórych wygód zdołał już oczywiście przywyknąć, ale często miewał problemy z zaakceptowaniem tych najprostszych. Światło latarki, w środku nocy, tuż przy linii gęsto rosnących drzew, wydawało mu się czymś totalnie nienaturalnym i niepotrzebnym. Gdyby tylko miał do dyspozycji swoją manę, nigdy nie skorzystałby z pomocy czegoś tak absurdalnego. 
- No dobrze, Neth. Może ty potrafisz widzieć w ciemności, ale ja jeszcze tej zdolności nie opanowałem. Albo wyciągamy latarkę, albo będę cię trzymał za rękę – stwierdził Rio, kiedy w końcu wmaszerowali do lasu.  
- Ja też nic nie widzę – odparł mag zatrzymując się. – No dobrze, wyciągnij ją. Ale przejdziemy tylko kawałek i rozbijemy namiot. Dalej możemy ruszyć rano. 
- Ciekawe czy na tym świecie istnieje jeszcze ktoś równie uparty co ty – rzucił mężczyzna. – Wiesz, że rozkładanie namiotu w takich warunkach nie będzie najłatwiejszym zadaniem? 
- Nie narzekaj, tylko się pospiesz. Najpierw i tak wolałbym odejść przynajmniej na godzinę drogi w głąb lasu. Teraz jest ciemno, ale w ciągu dnia ludzie mogą tędy chadzać na spacery. A co do namiotu… W końcu od czegoś cię mam. Poradzisz sobie, prawda? 
- Tak, poradzę – zapewnił Rio. – Chodź królewno. 
Neth mimowolnie pomyślał, że wystarczyłaby mu odrobina krwi, choćby i jego własnej, a problem latarki byłby rozwiązany. Z drugiej jednak strony, ryzykowanie w ten sposób i to bez istotniejszego powodu, byłoby po prostu głupie. Chwilowo musiał się więc pogodzić z latarką na baterie. 

Maszerowali w wątłym, żółtawym świetle, coraz bardziej zapuszczając się w las. Towarzyszyła im głucha cisza przerywana momentami przez szelest liści, trzaskające pod stopami gałązki i ciche odgłosy leśnych zwierząt, uciekających przed ich krokami. Las nocą wyglądał bardziej tajemniczo i groźnie niż za dnia, jednak wrażenie to było dla Nechtana zdecydowanie bardziej pozytywne, niż można by przypuszczać. W tym odludnym, spokojnym miejscu czuł się bezpiecznie - Jakby korony drzew mogły ukryć go przed całym światem, a może przynajmniej przed Melvinem i jego gniewem. Znajoma postać Riordana oswajała obce miejsce, a wątły płomień poczucia przygody, ocieplał serce maga. Może i nie byli tutaj dla przyjemności, może i byłoby mu wstyd wypowiedzieć te słowa na głos, ale gdyby mógł, przedłużałby ten moment w nieskończoność. 
Między drzewami było znacznie cieplej niż na otwartej przestrzeni, ponieważ nie dokuczał im już chłodny wiatr. Neth wytężał zmysły, by mieć możliwość wyczuć ewentualne, z pozoru nieistotne zagrożenia. Miejsce to wydawało się być wręcz przesiąknięte maną, ale jednocześnie całkowicie pozbawione magii. Nie potrafiłby tego logicznie wytłumaczyć, ale czuł to trochę tak jakby otaczająca ich aura składała się z martwej many. Jakby wszystko wokoło powstało na gruzach czegoś magicznego, a odrodziło się zupełnie zwyczajne i ludzkie. Mimo to, nie odczuwał niepokoju, wręcz przeciwnie. Przenikająca ich cisza była doprawdy kojąca.  
Szedł odrobinę z tyłu, tuż za Rio, więc kilka razu udało mu się wpaść wprost na plecy mężczyzny, gdy na przykład zawadził butem o wystający korzeń czy pnącze. Szczęśliwie, Riordan był za bardzo skupiony na oświetlaniu im drogi, by raczyć go typowymi komentarzami. Za każdym razem upewniał się jedynie, czy mag był jeszcze cały. Właściwie to Neth zauważył, że mężczyzna coraz częściej rezygnował ze swoich tradycyjnych złośliwości. Z jednej strony odczuwał z tego powodu pewną ulgę, ale z drugiej towarzyszyło mu przeczucie, że coś nie było tak, jak być powinno. Może była to jedynie jego nadinterpretacja, ale miał wrażenie, że powstał pomiędzy nimi dystans, którego nigdy wcześniej nie było. Nawet na samym początku, kiedy Riordan był dla niego tylko zwykłym złodziejem bez honoru, mężczyzna był szczery w swoich reakcjach. Czasem aż do bólu. Nigdy nie miewał oporów przed celowym wpędzaniem kogoś w zakłopotanie. Neth nie był pewien, czy za zachowaniem Riordana kryło się coś więcej, ale coraz częściej zaczął odnotowywać tego typu spostrzeżenia. 
- Zobacz, tutaj jest trochę miejsca. Nadawałoby się pod namiot. Widzisz? Więcej mchu niż korzeni – wyrwał go z zadumy Rio. 
Mag oczywiście musiał przyznać mu rację. Riordan i tak znał się na takich sprawach lepiej od niego. Nie miał problemów z rozpaleniem ogniska, czy doborem najbardziej nadającego się do tego zadania drewna – iprzecież musiało tak być, w końcu wraz z bratem i Deanem, na pewno nie raz zmuszeni byli nocować gdzieś w lesie, czy na trakcie. Dobrze było mieć go za kompana, choćby i tylko z tego powodu, a już zwłaszcza teraz, kiedy dodatkowo nie mógł liczyć na swoją moc. 
Wspólnymi siłami (uprzednio zawieszając latarkę na gałęzi) rozstawili dwuosobowy namiot. Nie był bardzo duży, ale oboje mogli się w nim komfortowo ułożyć, a nawet upchać plecaki w kącie, żeby nie nawilgły przez noc. 
- Buty zostaw na zewnątrz! Za chwilę wszystko będzie całe w błocie! – nie omieszkał ofukać Rio, dla którego bród w ledwie co rozłożonym namiocie Nechtana, najwyraźniej nie zdawał się być zajmującym problemem. 
- Chciałem tylko rozłożyć koc na ziemi, żeby nie było aż tak twardo w tyłek – zaśmiał się mężczyzna w odpowiedzi 
- Wyobraź sobie, że spałem już w gorszych warunkach! – oburzył się mag, wspominając swoją uciążliwą drogę do Rennais. – I wyciągnij śpiwory, skoro już i tak blokujesz wejście. Robi się coraz zimniej. 
- Mhm, pomyślałem o tym. Wezmę też dodatkowy koc. Te rejony są chyba jeszcze chłodniejsze niż Lannion i okolice. 
Gdy Neth został wreszcie wpuszczony do namiotu, wszystko było już przygotowane. Musiał przyznać, że Riordan się postarał. Nawet takie prowizoryczne posłanie wyglądało zachęcająco. Po środku, u góry namiotu, mężczyzna przymocował latarkę, co było całkiem dobrym pomysłem, dzięki któremu Neth mógł teraz dokładnie obserwować proces zmiany odzienia u kompana. Tak. Latarka to jednak niezwykły wynalazek. 
- Zamierzasz spać nago? – zapytał, nim zdołał się powstrzymać. 
- A chciałbyś? Nie, po prostu nie lubię spać w koszuli, zwłaszcza gdy do dyspozycji mamy koce i śpiwory 
Riordan szybko sprostował fantazje maga. Nie czekając na jego odpowiedź, wsunął się w swój śpiwór i ułożył na boku. Neth ponownie odnotował w myślach, że mężczyzna skierował się w stronę ściany namiotu, a tym samym tyłem do jego posłania. Oczywiście była to preferowana opcja, ale zupełnie niepodobna do Rio. I ponownie - zauważył to.  
Po krótkiej chwili, on sam również ściągnął wierzchnie ubranie, poskładał je i ułożył się do snu, uprzednio gasząc ich jedyne źródło światła. 

Wstał wcześniej. Postanowił dać kompanowi trochę więcej czasu na odpoczynek, więc starając się nie narobić przy tym hałasu, wyszedł z namiotu. Tego dnia pogoda była nieco lepsza, choć w nocy musiał padać deszcz, bo gdzieniegdzie wciąż było jeszcze mokro. Neth poszukał sobie względnie wygodnie wyglądającego fragmentu powalonego drzewa i rozłożył się przy nim z mapą. Wiedział w którą stronę powinni się byli kierować, ale planował dokładniej przeanalizować trasę ze względu na swoje prywatne preferencje. Chciał chociażby sprawdzić, czy w najbliższej okolicy mogli spodziewać się jakiegoś źródła wody bądź innych tego rodzaju istotnych z jego punktu widzenia udogodnień. Chętnie zażyłby kąpieli i umył lekko już nieświeże włosy. Oczywiście dobrze byłoby również napełnić bukłaki z wodą, które z pewnością z godziny na godzinę nie będą stawały się coraz bardziej pełne. 
- Zmieniamy trasę, czy kombinujesz, jak można się mnie pozbyć, żeby wyglądało na wypadek? – dobiegło go pytanie Rio. 
- Zdecydowanie to drugie – westchnął. – Wyspany? 
- Względnie. Za to chętnie bym coś zjadł. Nie możesz skołować tego ducha, co to ogarniał te wszystkie smakołyki w domu? – zapytał Rio, przeciągając się.  
Oczywiście że nie mógł wcześniej czegoś na siebie założyć… Musiał prężyć te swoje idealnie wyrzeźbione, starannie wypracowane i twarde mięśnie brzucha, tuż przed nosem totalnie sfrustrowanego tym faktem maga, kiedy nie był na to ani trochę przygotowany.  
Neth poczuł jak charakterystyczne ciepło rozchodzi mu się zdradziecko po całej twarzy. 
- Wydawało mi się, że niespecjalnie polubiłeś się z Patrickiem. Czyżbym się pomylił? 
- No coś ty. To bardzo miły i szczery młody człowiek. A raczej był. Nieważne. No ale w końcu proponował mi zrobienie aktywnego użytku ztwojego wiecznie naburmuszonego ciała, czyż nie?  
Najwyraźniej pragnienie podpuszczania Nechtana było w Riordanie silne, ponieważ pomimo swojego poprawniejszego ostatnimi czasy zachowania, czasem po prostu nie potrafił się powstrzymać.  
Neth spłonął rumieńcem, potęgując swoje poczucie zażenowania. 
- Idź coś zjedz i ruszamy. Trzeba jeszcze zwinąć namiot – odpowiedział w końcu, szybko wstając by Rio nie zauważył jego reakcji. 
- Dobrze się składa królewno, skoro jesteś już wolny to możesz się tym powoli zająć – odpowiedział luźno mężczyzna, po czym rozsiadł się na mchu z ich zapasami. 

Pomimo uporczywego pospieszania go i tak zabawili na miejscu jeszcze prawie dwie godziny. Nawet przy wspólnej pracy, nie było łatwo ponownie zebrać i spakować wszystkich tych rzeczy, które powyciągali rozbijając się na noc. Dodatkowo, tym razem we dwóch, prześledzili wybraną przez maga trasę i zgodnie z jego sugestią, zdecydowali się nadłożyć drogi, by dotrzeć do leśnego potoku. Dalej, poza pewnymi krótkimi odcinkami mogli się kierować wzdłuż jego nurtu, co było wyjątkowo korzystnym rozwiązaniem, nawet jeśli ostatecznie mieliby przez to stracić całą dobę marszu. 

O ile to w ogóle możliwe, las w ciągu dnia zdawał się być jeszcze spokojniejszy niż nocą. Poza odgłosem pękających pod ich stopami gałązek i słyszanym w oddali śpiewem ptaków, panowała tu zupełna cisza. Drzewa rosły na tyle gęsto, że nawet idąc blisko siebie, ich głosy zdawały się wybrzmiewać jakby słabiej, więc zmuszeni byli rozmawiać nieco bardziej podniesionym tonem. Rzadko robili postoje, a jeśli już to głównie po to by wziąć kilka łyków wody bądź udać się za potrzebą. Tym razem to Neth miał satysfakcję, bowiem jego organizm nie potrzebował obu tych rzeczy, o ile tylko umiejętnie gospodarował własną krwią. Już kilka kropel z przygryzionego języka zaspakajało go na tyle, by nie musiał zaprzątać sobie głowy doczesnością, a jednocześnie nie wymagało zdradzania się przed towarzyszem.  
- Na pewno nie chcesz się napić? Jesteś okropnie blady – mruknął Riordan za którymś razem, kiedy znów zmuszony był oglądać zniecierpliwioną minę maga. 
- Nic w tym dziwnego.  
Dobrze o tym wiedział, przecież zawsze był blady. Czyży Rio teraz zauważył? 
- Niby tak, ale mam wrażenie, że tym razem jakoś bardziej. Jakby ci krew z twarzy odpłynęła. To nie zawody na wytrzymałość, po prostu powiedz czego ci trzeba – rzucił krótko. 
- Zapamiętam. – Oczywiście wolałby całkiem odgryźć sobie język niż spowiadać się ze swoich potrzeb przed Riordanem. 
Problem nie polegał na tym, że Nechtanowi brakowało wody. Z niepokojem obserwował u siebie objawy braku czegoś zgoła innego. Pragnienie krwi - cudzej krwi, towarzyszyło mu już od dłuższego czasu. Było to uczucie zbliżone do tego, jakie zapamiętał ze swej drogi do Rennais. Wtedy nie skończyło się to zbyt dobrze, ale przynajmniej nie skrzywdził żadnego człowieka. Teraz miał u boku Riordana. Człowieka z krwi i kości. Pachnącego cudownym, metalicznym aromatem wzburzonej, gorącej krwi - cholernie pociągającym. 
Za nic nie mógł pozwolić sobie na takie wyznanie. Nie mógł wyznać martwiących go myśli na głos, aletym samym obawiał się, że im dłużej trwał w tym stanie, tym bardziej ich narażał. Z drugiej strony, Riordan na pewno odmówiłby porzucenia go, a mag nie znał sposobu na pozbycie się niemiłosiernie dręczącego go pragnienia, więc i tak niewiele mógł zdziałać. Pozostawało robienie dobrej miny do złej gry i liczenie na to, że jakimś cudem samo mu przejdzie. Tyle tylko że powoli jego własna krew przestawała dawać satysfakcję. 

* 

- A tak w ogóle królewno, co planujesz po tym jak już załatwimy tę wycieczkę? – zagadnął Rio, kiedy znowu zrobili postój. 
- Skończ z tą cholerną królewną! - warknął. - I tak właściwie, jeszcze się nad tym nie zastanawiałem – odpowiedział mag, istotnie zaczynając rozważać co mógłby robić po tej całej wyprawie. – Zakładając, że przeżyjemy… chyba chciałbym robić to co dawniej, ale w nieco bardziej sprzyjających okolicznościach.  
- Studiować magię? – zainteresował się człowiek. 
- Tak. Chyba postarałbym się dostać na staż do jakiegoś doświadczonego maga i dalej rozwijać swoje umiejętności. 
- Czyli wracasz do Wayrii… - bardziej stwierdził, niż zapytał. 
- Tak, to na pewno. Myślę, że najpierw udam się do Achaiusa. Możliwe, że mógłbym się u niego zatrzymać. Dlaczego pytasz? 
- Zastanawiałem się, czy może nie chciałbyś zostać tutaj. W końcu twój ojciec chyba tak łatwo nie odpuści, a czy na waszym kontynencie nie będzie cię łatwiej odnaleźć? 
- Cóż… właśnie dlatego pomysł udoskonalania magicznych umiejętności wydaje mi się zasadny – usprawiedliwił się mag. – Czyżbyś sugerował, że mógłbym zostać u ciebie? 
Być może to pytanie nie należało do grzecznych ani tym bardziej do taktownych, ale Neth lubił wiedzieć na czym stał. Zwłaszcza że ostatnio Rio zachowywał się dziwnie nawet jak na jego standardy. Czyżby? 
- Nie sugeruję. Mówię wprost. Jeśli chcesz oczywiście! Na początku może być u mnie, ale przecież z czasem mógłbyś kupić swój własny dom. W każdym razie, jeśli chodzi o mnie, zawsze miałbyś gdzie wrócić. 
W jego głosie było coś dziwnego. Coś niezręcznego. Jakby mówił na głos o czymś, o czym myślał już od dawna, ale nadal nie do końca chciał się tym dzielić.  
- Na początek postarajmy się skupić na tym, żeby przeżyć. Później będzie czas na takie rozważania – odparł w końcu mag. – Ale dziękuję. 
- Mhm, nie ma sprawy.  
Mina Riordana jasno wskazywała na to, że ta rozmowa nie była jeszcze skończona. 

Popołudniem długie promienie słońca jeszcze mocniej przedzierały się przez korony drzew. Rio zdawał się zostać zaprojektowany na baterie słoneczne właśnie, bowiem Neth zaobserwował, że odkąd tylko zrobiło się cieplej, jego ruchy stały się żywsze i jakby bardziej skoczne. Poruszał się tym swoim charakterystycznym, zwinnym krokiem wielkiego kota, kołysząc przy tym biodrami. Kiedy tylko mag nie był zanadto zajęty obserwowaniem jego okrągłych pośladków, zauważał jak często wystawiał oblicze do światła, pragnąc się nim nasycić. Nie potrafił nie uśmiechnąć się na ten widok. Sam szedł z zarzuconym kapturem, mając serdecznie dość upalnego dnia i zdecydowanie odetchnął z ulgą, kiedy wreszcie udało im się dotrzeć do strumienia. Oto perspektywa kąpieli stała się zupełnie realna, a on z całą mocą uświadomił sobie jak bardzo jej potrzebował. 
- Nareszcie! Rio, zobacz! Przy tamtym brzegu, jest chyba nawet na tyle głęboko, żeby się zanurzyć! – ucieszył się na głos. 
- Żeby cię tylko coś jadowitego nie pogryzło – odpowiedział z uśmiechem, obserwując jak mag szuka swoich olejków do kąpieli i powoli się rozbiera. 
- Pod tym względem, nic nie ma szans się z tobą równać, więc myślę, że jakoś sobie poradzę. Wchodzisz razem ze mną? – zapytał machając buteleczką z pieniącym się płynem.  
Skóra pachniała po nim długie godziny i była przyjemnie miękka. 
- Poczekam żebyś mógł na własnej skórze przetestować, czy jest bezpiecznie. W razie czego przynajmniej nie zginiemy za jednym zamachem – zażartował. - Tam kawałek wcześniej, widziałem idealne miejsce na postój.  
Po tych słowach Riordan cofnął się między drzewa, zostawiając maga samego. 
- Jak tam wolisz… - mruknął po nosem Neth. 
Podejrzewał, że mężczyzna po prostu nie chciał przebywać w jego nagim towarzystwie, ale uznał, że przecież skoro obaj byli dorośli, to zwarzywszy na ich wcześniejsze relacje, raczej nie powinni mieć przed sobą tajemnic, żeby musieli zachowywać tego typu uprzejmości. Każdy potrzebował się czasem odświeżyć. Nie nalegał jednak i zaraz spokojnie wszedł do lodowatej wody sam.  
Szybko przyzwyczaił się do niskiej temperatury, tak po krótkiej chwili zanurzył się po sam czubek głowy. Nigdzie im się nie spieszyło, w końcu demon mógł jeszcze trochę zaczekać. Neth nawet zaczął się zastanawiać po co wcześniej tak bardzo popędzał Riordana 
Spokojnie mył swoje szczupłe ciało, analizując czy aby ostatnio nadmiernie nie wychudł. Nawet jeśli, to co miał poradzić na to że naprawdę robiło mu się niedobrze na myśl o jakimkolwiek, zwykłym jedzeniu, a ponieważ Rio nie starał się już do niego kle jak to miał wcześniej w zwyczaju, to nie czuł się niepotrzebnie prowokowany wonią jego krwi. Niestety problem wcale nie znikał. Mag zaczynał nawet brać pod rozwagę możliwość wymknięcia się w nocy z namiotu i zapolowania na jakieś większe zwierzę. Mógłby się tutaj później umyć, a przy odrobinie szczęścia, Riordan o niczym by się nie dowiedział Z tym że cholerny szósty zmysł tego mężczyzny pewnie zaalarmowałby go, jeszcze zanim Neth zdołałby się podnieść. We dwójkę nie było łatwo. 
Właściwie wychodził już z wody, kiedy usłyszał, że Rio wracał nad brzeg. 
- Masz świetne wyczucie czasu, właśnie wyszedłem, ale nadal nic na sobie nie mam – rzucił pomiędzy drzewa, licząc na to że mężczyzna albo się cofnie, albo przynajmniej oszczędzi mu widoku swojej zakłopotanej miny. 
Dość szybko mógł zweryfikować, że to na jego twarzy miał zagościć pełen zakłopotania wyraz, ponieważ spomiędzy drzew wyszedł nie Riordan, a młoda dziewczyna. Widząc nagiego Nechtana, ze zdziwienia otworzyła szeroko oczy i spłonęła rumieńcem. Najwyraźniej nie przyszło jej do głowy, żeby się odwrócić i odejść.

2 komentarze:

  1. Hejka,
    wspaniały rozdział, zastanawia mnie zachowanie Rioardana, czemu tak nagle zmienil swoje zachowanie? odniosłam wrażenie, że mimo że powiedział tak jakby mu nie zależało to bardzo by chciał aby Neth zamieszkał z nim...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, Rioardan mnie zastanawia, czemu tak nagle zmienil swoje zachowanie? wydaje mi się, że jednak bardzo chce aby Neth zamieszkał z nim...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Ćpun, diler i psychopata - SAIA - cz. 1

 Pierwszy fragment nowego powiadania :) Koniecznie dajcie znać, jakie macie wrażenia po przeczytaniu! ;)   -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-...