No wiem, mogło być wcześniej, ale u mnie w domu i w życiu teraz poważne rewolucje :) Buziaki i miłej niedzieli ~ pomimo deszczu i burz <3
PS: Burze są okropnie fajne. Najlepszy seks jest tuż przed burzą :D
-.-.-.-.-.-.-.-.-
Droga do wsi Tary przebiegła bez większych problemów. Wprawdzie na
miejsce dotarli późno w nocy, ale matka dziewczyny nawet nie pytała o szczegóły
ich spotkania. Była tak szczęśliwa z odzyskania córki, że chętnie ugościła
obcych mężczyzn w swoim domu.
Okazało się, że przestraszona kobieta, zorganizowała poszukiwania
i mnóstwo chłopców z wioski zgłosiło się na ratunek Tarze, choć każdy z nich
koniec końców, zmuszony był zawrócić z pustymi rękoma. Kobieta powoli nabierała
już pewności, że nie zdoła odzyskać córki, dlatego teraz praktycznie nie
wypuszczała jej z objęć.
Ku zgrozie Nechtana, pomimo ciągłych zapewnień o tym, że woleliby
wyruszyć od razu w swoją stronę, grupa mieszkańców wymogła na nich by wzięli
udział w wiejskiej zabawie, zorganizowanej na cześć Tary. Mag czuł się z tą
perspektywą iście beznadziejnie, wręcz brał po uwagę czy ktoś specjalnie
pogrążał go w wyrzutach sumienia. Cóż, w przeciwieństwie do Riordana, który
bardzo chętnie był gotów skorzystać z dostępu do darmowego piwa i sposobności do
tańców. Neth naprawdę podziwiał jego łatwość w nawiązywaniu kontaktów. Rio od
rana pomagał przy ustawianiu podestu z desek, nosił beczki z piwem i
próbował potraw szykowanych przez gospodynie. Najwyraźniej Tara musiała być
bardzo lubiana, skoro wszyscy tak bardzo ucieszyli się z jej szczęśliwego
powrotu.
- Dlaczego stoisz sam w kącie? – zagadnął go popołudniem, podejrzanie
zadowolony z życia Rio.
- Jak zwykle? – prychnął w odpowiedzi.
Może i nie zamierzał być oschły, ale nie potrafił zaradzić
dręczącemu go, beznadziejnemu samopoczuciu.
- Najwyższa pora to zmienić! Rusz się trochę, w końcu to wszystko
na twoją cześć!
- Dobrze wiesz, jak było. Nie czuję się tu swobodnie, a zabawa
jest na cześć Tary.
- Raczej waszej pary –
zakpił Riordan.
Pociągnął zdrowo ze swojego kufla, rzucając spojrzenia na
rozchichotane dziewczęta, które wskazywały go palcami w mało dyskretny sposób.
- Daruj sobie. I nie sądzisz, że powinieneś z tym przystopować?
Jeszcze zmrok nie zapadł, a ty już nie staniesz na jednej nodze – warknął mag.
Czuł tę dziwną, ostatnio zbyt często pojawiającą się irytację i
zdecydowanie. Nie miał nastroju do zabawy.
- Dałbym radę. Tylko po co? Chcesz żebym się przed tobą popisywał?
– Mężczyzna poruszał sugestywnie brwiami.
Jeszcze zmrok nie zapadł, a on już był pijany. Chociaż Riordan był
typem człowieka, który bez oporów powiedziałby coś takiego na trzeźwo, prawda?
- Myślę, że publikę już masz – prychnął Neth.
- Nechtan! – krzyknęła Tara, dostrzegając ich. – Tutaj! Chodź!
Mag skinął na Riordana i udał się w jej stronę. Przynajmniej miał
powód, żeby na niego nie patrzeć. Nie żeby był to nieprzyjemny widok… Ale za to
jak bardzo irytujący!
- Co takiego? – zapytał z przesłodzonym uśmiechem. – Stęskniłaś
się?
- A tak! – ucieszyła się od razu. – Pójdziesz ze mną po koszyki
z chlebem? Będzie tego sporo, sama nie dam rady.
- Oczywiście, że tak. Prowadź.
Neth miał szczerą nadzieję, że znajdując sobie zajęcie, przestanie
myśleć o wyjątkowo swobodnym zachowaniu kompana. Jego własne myśli kpiły z
niego, nie dając się podporządkować jego rozsądkowi.
- Widzę, że twój przyjaciel dobrze się tu czuje.
- Och, po czym wnosisz? – zapytał z lekkim przekąsem.
Tyle to akurat sam zauważył. A oto miał niezbity dowód na to, że
durne zachowanie Riordana nie było wytworem jego wyobraźni.
- No bo zobacz tylko.
Neth przystanął, a Tara oparła podbródek na jego ramieniu i wskazała
palcem w przeciwnym kierunku. Riordan stał otoczony wianuszkiem dziewcząt
i śmiał się razem z nimi. W brzuchu Nechtana zakręciło się coś
oślizgłego.
- Ten typ tak ma. Nie ma sensu zwracać na niego uwagi. Zwyczajnie
nie karm bestii. Idziemy?
Najwyraźniej Riordanowi było obojętne przed kim będzie się
popisywał. Dlaczego Neth miałby być zdziwiony?
- Pewnie! Nawet trochę się dziwię. Nie wiem co one w nim widzą –
dodała, idąc dalej przodem.
- Jest przystojny – rzucił bez zastanowienia.
- Podoba ci się? – zapytała zaraz zaciekawiona.
… Absolutnie nie! Jakby się nad tym zastanowić, to Riordan
naprawdę zdecydowanie odbiegał od jego gustu.
- Wolę raczej drobniejszych mężczyzn.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Ja też.
Gdy dotarli na miejsce, szybko okazało się, że będą musieli zrobić
przynajmniej dwie rundy, więc bez zbędnego ociągania, zabrali się za pracę. Gdy
za pierwszym razem dotarli do podestu, kilka osób od razu zabrało od nich
koszyki, dzieląc się między sobą pieczywem. Neth dostrzegł tańczące na deskach
pary. Nigdzie za to nie widział Riordana. Co rusz, ktoś poklepywał go, rzucając
słowa uznania, a prawie każda mijająca ich osoba brała Tarę w objęcia.
Nechtan miał wrażenie, że jedynie chłopcy i młodzi mężczyźni patrzyli na niego
nieco z ukosa. Było to nawet zabawne.
- Zostały chyba tylko dwa, to już pójdę sama – powiedziała Tara,
kiedy obeszli swoją trasę po raz drugi.
- Wykluczone, ja je wezmę.
Skoro nie mogli się stąd ruszyć, to za nic nie chciał znowu zostać
sam.
- Jesteś cudowny! – zaśmiała się dziewczyna.
Raczej nie było to prawdą.
A taki Riordan od dłuższego czasu nie raczył się nim nawet
zainteresować. Najwyraźniej miał cudowniejsze sprawy na głowie.
Neth był zły. Naprawdę nie lubił tłumów, a jeszcze bardziej nie
lubił niezręcznych sytuacji. Prawie cały wieczór spędził u boku Tary i nawet
nie miał okazji poinformować Riordana, że chciałby już stąd odejść. Nie
planował spędzać w tym miejscu kolejnej nocy. Skoro mężczyźnie to nie pasowało,
zawsze mógł zostać. Płakać po nim nie zamierzał. Najgorsze, że nawet nie miał
możliwości ostentacyjnie okazać mu swojego lekceważenia, bo nigdzie go nie
było!
- Coś cię martwi?
- Nie… Przepraszam, rzeczywiście odpływam myślami. Zastanawiałem
się, gdzie jest Riordan – odpowiedział powoli.
Neth za wszelką cenę starał się brzmieć, jakby nie była to
najbardziej nurtująca go sprawa w ciągu całego tego wieczora.
- Widziałam go z jedną dziewczyną za domem. Chyba dobrze się bawili
– zaśmiała się Tara.
- Mhm.
Nechtanowi wcale do śmiechu nie było. Nerwy uderzyły mu do głowy i
poczuł, że gdyby tylko mógł, podpaliłby dom, za którym Riordan tak dobrze się
bawił.
- Żałosne. On naprawdę nie potrafi się powstrzymać?! Doprawdy…
Zawsze! – wybuchnął w końcu. – I co te kobiety w nim widzą, skoro na pierwszy
rzut oka widać, że nic z tego nie będzie?!
- Dlaczego tak cię to denerwuje?
- Wcale się nie denerwuję! To po prostu nieeleganckie! Poza tym…
Jak można… Tak…
Tara podeszła do niego i złapała go za przeguby wymachujących rąk.
- Na pewno nie jest ci łatwo poznać kogoś takiego jak ty. Ja po
raz pierwszy słyszę, żeby mężczyzna lubił innych mężczyzn. Ale rozumiem, że
kiedy twój przyjaciel spędza czas w taki sposób, to musisz czuć, że to
niesprawiedliwe. Staraj się to zlekceważyć, będzie ci łatwiej.
Nie spodziewałby się po Tarze tak spokojnych i rozsądnych słów.
Była to dobra rada. Słowa od serca. Cóż z tego, skoro kompletnie nieadekwatne
do tego, co czuł w rzeczywistości.
- A może… Wolisz zamknąć oczy i udawać?
Na początku nie zrozumiał, ale kiedy Tara obdarzyła go dość
specyficznym spojrzeniem dotarło do niego, co miała na myśli. Oczywiście że
mógł być z kobietą! Ale wcale tego nie chciał. Tara była ładną dziewczyną… do
której zupełnie nic nie czuł. To właśnie zamierzał jej powiedzieć, kiedy
wreszcie dostrzegł Riordana.
Mężczyzna rozmawiał z wyjątkowo bezczelnie uśmiechającą się
dziewczyną, która dotykała jego ramion. W Nechtanie zagotowało. Raczej pierwsze
zapoznanie się musieli już mieć za sobą. Nie wytrzymał. Nie zastanowił się, ani
nie zdołał uspokoić. Specjalnie pociągnął Tarę w takie miejsce, żeby było
ich lepiej widać. Objął ją i pocałował. Na reakcję dziewczyny nie trzeba było
długo czekać. Oplotła go rękami i nogami tak szczelnie, jakby bała się, że zaraz
jej ucieknie. Póki co, wcale nie zamierzał tego robić. Uniósł ją, oparł o
ścianę budynku i ostentacyjnie przesunął dłonią po jej odsłoniętym udzie.
W głębi ducha czuł do siebie wstręt. Wiedział, że najprawdopodobniej krzywdził
tę dziewczynę po raz kolejny, ale jedynym na czym potrafił się teraz skupić
było pytanie, czy Riordan dobrze go teraz widział. Niech wie, że nie tylko on
potrafił sobie kogoś znaleźć. Wcale go nie potrzebował! Jeszcze czego...
- Nechtan! – jęknęła Tara. – Tutaj, wejdźmy do środka…
Mag nie umiał się powstrzymać. Rzucił przelotne spojrzenie w kierunku
miejsca, w którym widział Riordana. Upewniając się, że mężczyzna go widział,
popchnął drzwi wsuwając się do wnętrza domu wraz z dziewczyną.
I wtedy emocje opadły i pozostał jedynie żal i złość.
- Przepraszam cię, jednak nie dam rady – szepnął, odklejając Tarę
od siebie.
- C-co? – Dziewczyna zdawała się być zupełnie zagubiona.
- Próbowałem, ale nie dam rady. Przepraszam cię. Jesteś piękną
kobietą, ale ja nie dam rady być z nikim innym.
Neth opuścił wzrok. Czuł autentyczny wstręt. Ta wymuszona, krótka
chwila bliskości, była dla niego czymś trudnym do zniesienia.
- Nikim innym?
- …Innym… niż inny mężczyzna. Nie dam rady być z kobietą.
- A mnie się wydaje, że masz na myśli kogoś całkiem konkretnego!
Neth uniósł zagubione spojrzenie na wściekłą dziewczynę.
- I wiesz co ci powiem? To naprawdę świństwo!
- Słucham?
Źle to wyszło. Naprawdę źle. Powinien to jakoś odkręcić, naprawdę
przeprosić…
- Nie rób ze mnie zupełnie głupiej! Jeśli ci na nim zależy, to to co
wyprawiasz to najdurniejsza rzecz na świecie! A jeśli to jemu zależy, to jesteś
zwyczajnie podły! Żegnam!
Dziewczyna poprawiła sukienkę, po czym zostawiła go samego
w cudzym domu i wyszła.
Miała rację. Zachował się jak ostatni drań. Jego serce zabiło
szybciej, kiedy zaczął analizować konsekwencje swojego zachowania. Odsunął
sobie krzesło i usiadł przy stole.
- Lilith? – rzucił w eter.
Cisza. Może nie przyjdzie?
- Jesteś, aż tak samotny, że postanowiłeś uciąć sobie pogawędkę
z demonem?
Oczywiście, że się pojawiła. Może nawet była przy nim cały czas,
tylko zwyczajnie się nie pokazywała? Skąd miał wiedzieć.
- Jestem idiotą – stwierdził jedynie.
- Skoro sam zauważyłeś, to przynajmniej nie kompletnym. Ale nie
winię cię. Musiałeś odziedziczyć coś po ojcu.
- Co mam zrobić? Wcale go nie prosiłem, żeby ze mną szedł! Nic nie
jest takie jak być powinno. Powinienem był siedzieć w posiadłości i się
z niej nie ruszać! Wszystko zawszę muszę zepsuć! Masz rację, jestem
samotny jak cholera! Dobrze, że przynajmniej mogę mówić do ciebie, a nie
sam do siebie. Inaczej oficjalnie uznałbym się za wariata.
Neth ukrył twarz w dłoniach. Czuł się jak idiota.
- Tak właściwie, to mówisz sam do siebie, skarbie. Dopóki do mnie
nie dotrzesz, masz do czynienia jedynie z tą częścią mnie, która tworzy
integralny fragment ciebie samego. W tym stanie nie mogłabym odebrać
śmiertelnikowi duszy, nawet gdyby chciał mi ją ofiarować w prezencie,
podaną na tacy. Choć zazwyczaj tak to właśnie wygląda – stwierdziła,
wyszczerzając ostre jak igły zęby.
Za nimi zdawała się nie mieć normalnego wnętrza ust, a raczej
czarną, bezdenną otchłań.
– Ludzka głupota nie zna granic – dodała.
Neth uniósł się z miejsca, aby wyjrzeć przez okno. Riordana oczywiście
już nie było.
- Przykro mi, że tak ci ciężko – burknął.
- Czego ode mnie oczekujesz? Sam musisz się uporać ze swoimi
problemami. Jeśli o mnie chodzi, to od początku uważałam, że ten mężczyzna
stanowi jedynie przeszkodę. Sam chciałeś się z nim zadawać, więc masz to czego
chciałeś. Wy ludzie nigdy nie wiecie co jest dla was dobre.
- A wampiry widzą? – zapytał znużony.
W jej oczach był przecież jednym z nich.
- Wampiry… Tym bardziej nie – prychnęła. – Więcej się nie pojawię.
Skończ nadużywać mojej cierpliwości. Zbieraj się i ruszaj wreszcie. Dostatecznie
długo czekam. Pamiętaj, że jeszcze mogę ci utrudnić życie – warknęła groźnie,
po czym rozmyła się w nicość.
- Pewnie, zostaw mnie i ty!
Plątał się bez celu pośród świętujących wieśniaków. Zewsząd dało
się słyszeć śmiechy i podniesione głosy. Męczyło go to. Kilka razy musiał
odmówić komuś tańca, więc w końcu zaszył się przy beczkach z piwem, licząc na
chwilę spokoju. Powinien był wykorzystać tę całą sytuację i zwyczajnie
odejść. Pieprzyć wygodę i zabawę w bycie zwykłym człowiekiem. Mógł po prostu zapolować
i zebrać siły. Do Lilith dostałby się w mgnieniu oka. Po co silić się na
udawanie. Riordan miałby tutaj odpowiednie dla siebie towarzystwo. Przynajmniej
nie będzie się musiał obwiniać, że mężczyzna zupełnie nic nie skorzystał na tej
wyprawie.
- Tu jesteś… - Neth usłyszał za sobą lekko obrażony głos Tary. –
Wszystko przygotowane. Udało mi się zorganizować dla was trochę zapasów na
dalszą drogę. Riordan już czeka u mojej matki, a ja wszędzie cię szukam. Podobno
nie chciałeś zostawać tu na kolejną noc – oznajmiła.
- Nie chciałem – bąknął.
Rio czekał na niego? Po tym jak się zachował?
- Więc chodźże ze mną – prychnęła poirytowana, odwracając się na
pięcie.
- Tara, przepraszam cię – wyrzucił z siebie. – Źle się zachowałem.
Nie chciałem tego.
Mag powlókł się śladem dziewczyny.
- W porządku. Ja wcześniej też nie popisałam się zbytnio. Proszę,
nie mów o tym przy matce. Niech to będzie takie jakby wyrównanie rachunków – dopowiedziała
dziewczyna z bladym uśmiechem.
- Ty przynajmniej nikogo nie zaatakowałaś…
- I lepiej mnie nie prowokuj! – zaśmiała się dziewczyna.
Tara przerzuciła warkocze na plecy i ruszyła żwawo przed siebie.
– Wszystko jest spakowane, możecie ruszać od razu.
Neth wlókł się za dziewczyną, zastanawiając się przy okazji, co
przyjdzie mu usłyszeć od Riordana. Na wszelki wypadek przygotował sobie linię
obrony, traktującą o jego niewybrednym zachowaniu względem jakiejś wiejskiej
pannicy.
W domu Tary - co dało się przewidzieć, było dość tłocznie.
Pierwsza izba składająca się na kuchnię, jadalnię i pokój dzienny
jednocześnie, nie miała imponujących rozmiarów, więc tych kilka, zgromadzonych
tu osób, miało spore problemy z wygospodarowaniem sobie odrobiny miejsca. Nechtan
dostrzegł Riordana czekającego przy ich plecakach tuż obok tylnego wyjścia, po
przeciwnej stronie pomieszczenia. Wyglądał normalnie, chociaż nie promieniał
swoim zwykłym entuzjazmem. Wydawać by się mogło, że był po prostu zmęczony, ale
Neth znał go już na tyle dobrze, by ocenić, że mężczyzna nie był w za dobrym humorze.
Często ziewał i trochę się przeciągał.
Niech go szlag trafi, że tak się umęczył… – pomyślał mag.
- Nechtan, młodzieńcze! Już jesteś! – powitała go matka Tary. –
Twój kompan czeka na ciebie. Nie wiedzieliśmy, gdzie poszedłeś. Podobno
jesteście w pośpiechu.
- Tak, przepraszam za kłopot. Wszystko co zostało przygotowane na
powitanie Tary było tak absorbujące, że nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego,
ile czasu minęło – wytłumaczył, skłaniając się uprzejmie przed kobietą.
- Ależ to jasne! Nic się stało! – rozpromieniła się. – Tara! Dej
no coś do okrycia, przecież ten młody człowiek jest w samej koszuli, nie można
go tak odprawić!
- Proszę się nie kłopotać, niczego więcej nam nie potrzeba –
zapewnił ją mag.
- Bzdura! Jeszcze by brakowało, żebym wybawcę mojego dziecka
wysłała nocą w las w samej koszuli! – zaperzyła się. – Tara!
- Idę mamo! – odkrzyknęła dziewczyna zbiegając po schodach z piętra.
– Taki może być? – zapytała złośliwie, podając Nechtanowi sweter w fiołkowym kolorze.
- Jest bardzo gustowny, dziękuję – odparł mag, przeszywając ją
wzrokiem.
- Pomyślałam, że podkreśli kolor twoich oczu. No dalej załóż! – ucieszyła
się.
Nie mając innego wyjścia, Neth pozwolił przebrać się w uroczy
sweterek z wyplecionymi pionowymi warkoczami na piersi.
- Bardzo dziękuję! Nie, naprawdę, musimy już iść – tłumaczył matce
Tary, która prawdopodobnie próbowała obdarować go wszystkim co przyszło jej w
danym momencie do głowy. - Rio, gotowy? – krzyknął do niego z nadzieją.
- Jeśli ty skończyłeś, to możemy wyruszać - odparł spokojnie mężczyzna.
- No… to świetnie.
Pożegnali się ze wszystkimi gośćmi, gospodynią, a na końcu także
i z Tarą. Riordan potarmosił jej włosy, a ona wbiła mu palce pomiędzy żebra,
co oznaczało, że jakoś się dogadali. Z Nechtanem obeszła się nieco bardziej
zachowawczo, ale zapewniła go, że będzie o nim dobrze myśleć. Był jej za to
wdzięczny, zwłaszcza że wcale nie uważał, żeby na to zasłużył. Ostatecznie,
mało brakowało, a odebrałby jej życie. Zabawne wydało mu się, że Tara bardziej przejęła
się jego otrąceniem jej, niż wcześniejszym atakiem.
Gdy wreszcie wymaszerowali, było już ciemno, a kiedy przekroczyli
granicę lasu, zapanował całkowity mrok. Riordan bez słowa włączył latarkę, aby
umożliwić im dalsze poruszanie się w ciemności. Szli więc przed siebie, co jakiś
czas kontrolując kierunek z kompasem mężczyzny.
Atmosfera była tak gęsta, że zdawała się drażnić w oczy. Prawie ze
sobą nie rozmawiali, a mag zaczął się poważnie zastanawiać, czy Rio nadal
chciał mu towarzyszyć, czy robił to bo nie wiedział jak zgrabnie wycofać się z
danej mu obietnicy. Nie odważył się jednak zapytać, z obawy o zbyt szczerą
odpowiedź, więc po prostu szedł za przemieszczającym się szybko mężczyzną,
wsłuchując się w spokojne, jednostajne odgłosy lasu. Chociaż one nie zmieniły
się od ostatniego razu, kiedy zwracał na nie większą uwagę.
Robiło się coraz chłodniej. Cały czas wiał zimny wiatr, który
o dziwno dosięgał ich nawet w tym miejscu - głęboko pomiędzy drzewami. Przynajmniej
nie padało… Nechtan nie zdołał jeszcze dobrze wyschnąć po przelotnym deszczu,
jaki złapał ich niedługo po opuszczeniu wioski Tary. Nad ranem nie był już w
stanie zapanować nad szczękającymi zębami. Zziębnięty i przemęczony potykał
się o własne nogi.
- Może zrobimy jakiś postój? – zdecydował się zapytać kompana.
Riordan, który o dziwo nie zdradzał żadnych symptomów cierpienia z
powodu warunków pogodowych, nie zaszczycił go nawet spojrzeniem.
- Nie ma sensu. Powoli robi się jasno, myślę, że rozbijemy się
dopiero popołudniem, na kolejną noc – odparł beznamiętnie. – Lepiej nie tracić
czasu. Przecież nie będziemy spać za dnia – uciął.
Po tej odpowiedzi, Nechtanowi nie pozostało nic innego, jak tylko
iść dalej za ewidentnie przepełnionym żalem, nabuzowanym jakąś nieznaną mu
energią Riordanem. Sam się gniewał, ale po prawdzie nie mógł winić go za taką
postawę. Dał mu ku temu solidne podstawy. Z własnej głupoty.
Zrobili kilka krótkich przerw, wymienili po kilka zdań. Obaj
woleli nie poruszać na głos nurtujących ich kwestii i ta taktyka sprawdzała się
na tyle dobrze, że po pewnym czasie, powoli zaczęli wracać do swoich rutynowych
zaczepek i codziennych złośliwości.
- Sądziłem, że jesteś zmęczony – podjął po raz kolejny Neth.
- Trudno nie być. Jesteśmy na nogach kolejną dobę.
- Nikt nas nie goni… Możemy poszukać jakiegoś miejsca nadającego
się na nocleg - zauważył. - Poważnie, Rio. I tak nie nadgonimy straconego
wcześniej czasu.
Wiedział, że normalnie takie słowa powinny były paść ze strony
Rio, ale naprawdę miał serdecznie dosyć. Wbił pełne oczekiwania spojrzenie w
profil kompana, widząc, że ten nareszcie zaczynał się łamać.
- Skoro tego właśnie chcesz – prychnął lekko rozbawiony. – Jak tylko
znajdziemy jakieś miejsce nadające się pod namiot, możemy się rozłożyć.
Niestety dla maga, okazało się, że odnalezienie owego miejsca nie
przyszło im ani szybko, ani sprawnie. Brnęli w błocie i gnijących liściach,
obijając sobie stopy o wystające korzenie drzew przez jeszcze dobre dwie
godziny, zanim Riordan zatrzymał się w końcu, gdy zauważył prześwit pomiędzy
drzewami. Wolną od twardych wyżłobień, maleńką polankę uznał za właściwe
miejsce do rozbicia namiotu, a Neth miał ochotę rozpłakać się z chwili
ulotnego szczęścia, jaka ogarnęła go na tę wiadomość. Gdy wreszcie udało im się
rozstawić, wpełzł do namiotu nawet nie odwracając się za szykującym ich tradycyjny
biwak Riordanem. Odstawił plecak, rozwinął swój śpiwór, a po chwili wahania,
także i drugie posłanie. Rio zawsze robił to dla niego, więc i on mógł się raz
odwdzięczyć, jednak, gdy mężczyzna wszedł do namiotu, wyglądało na to, że
zupełnie nie spodziewał się tego drobnego gestu dobrej woli, co tylko pogłębiło
uczucie niezręczności.
- Dziękuję.
Naprawdę musiał brzmieć na aż tak zaskoczonego?
- To nic takiego – burknął mag.
- Niby tak, ale mimo wszystko.
Było cholernie niezręcznie. Nechtan nienawidził niedopowiedzianych,
niewyjaśnionych sytuacji. Męczyły go do tego stopnia, że nie był w stanie
myśleć o niczym innym. Każda kiełkująca w jego głowie myśl, w jakiś tajemniczy
sposób nawracała i kumulowała się w jednym i tym samym punkcie. To tak jakby
jeden problem urastał do rangi miliona problemów, które razem spędzały sen z
powiek jeszcze skuteczniej i uporczywiej. Musiał coś z tym zrobić.
- Dobranoc – przemówił w końcu do pleców Riordana.
- Śpij dobrze, królewno.
Niestety życzenia Riordana nie podziałały. Powinien był wypić swój
eliksir na sen. Nie zrobił tego, ponieważ był na to za bardzo skoncentrowany na
dręczącym go temacie. Zwyczajnie mu to umknęło. W konsekwencji, w ogóle
nie zdołał usnąć. Kręcił się we wszystkie strony, układał pod głową ich jedyną poduszkę
- to na jednej, to na drugiej stronie, a jego mózg zamiast się wreszcie wyciszyć,
uparcie pracował na pełnych obrotach. Wykańczało go obliczanie od jak dawna
mógł już spać i wypoczywać… cóż gdyby tylko faktycznie potrafił odpocząć.
Wyobrażenia bliskiej przyszłości jego i Riordana, przybierały
coraz to bardziej abstrakcyjne formy, a czas - jak to zwykle bywało w takich
sytuacjach, zdawał się mknąć nienaturalnie szybko. Starał się myśleć o czymś
innym, ale chyba zwyczajnie nie miał już innych tematów do rozmyślań. Całe jego
wcześniejsze życie zostało w tyle i prowadziło do tego miejsca. Do punktu, w którym
obecnie się znajdował. Powracał więc do podejrzanie zachowawczego zachowania
Rio, przez co robił się coraz bardziej zły. Zły na mężczyznę, zły na siebie i
zły na twarde podłoże w namiocie.
Nad ranem padł na chwilę, ale i ten krótki sen nie był zbyt spokojny
i nie zapewniał mu realnego odpoczynku. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie dziwił
fakt, że Nechtan wstał w podłym nastroju, który dodatkowo potęgowało dotkliwe
zimno poranka.
Zmęczony i zmarznięty, zakopał się w koc, aż po sam czubek nosa,
czekając aż Riordan raczy się wreszcie obudzić. Mężczyzna zdawał się nie mieć
najmniejszych kłopotów ze snem, ani nawet z zimnem - zważywszy na to, że
leżał prawie zupełnie odkryty, a jego koc osłaniał jedynie kawałek prawej
łydki.
Neth co chwila rzucał mu przeszywające, pełne oburzenia
spojrzenia, z których obserwowany nie mógł sobie nawet zdawać sprawy. W końcu,
poirytowany do granic wytrzymałości, z całej siły trącił Riordana w bok.
- Przeziębisz się, jeśli będziesz tak leżał – warknął.
Riordan na początku nie zareagował, a potem przeciągnął się mocno,
jak jakiś cholerny kot wstający z parapetu w słoneczny dzień. Uniósł powieki,
żeby spojrzeć na swojego oprawcę.
- To było brutalne – mruknął. – Raz moglibyśmy poleżeć dłużej…
- Przypominam ci, że nie jesteśmy na wycieczce krajoznawczej. Jeszcze
wczoraj sam nie chciałeś zatrzymać się ani na moment. A tak w ogóle, to
jak może nie być ci zimno?! – zapytał zszokowany mag.
On miał dreszcze.
Riordan spojrzał na niego zaspanym wzrokiem, a zaraz zupełnie bez
ostrzeżenia przysunął się i przytulił twarz do policzka maga. Neth poczuł jak
fala gorąca natychmiast przepływa przez jego twarz. Czyżby to miała być taka
przyspieszona kuracja ogrzewająca? Jeśli tak, to musiał przyznać, że zadziałała.
Zaraz jednak przeszył go mocniejszy dreszcz, aż Riordan odskoczył
przestraszony.
- Masz gorączkę – stwierdził mężczyzna zaniepokojonym głosem. – Cały
jesteś rozpalony.
- Wykluczone – zaperzył się mag. – Nigdy w całym swoim życiu nie
byłem chory!
Był magiem! Oczywiście że nie mógł być chory, bez przesady, może i
teraz nie mógł korzystać z many, ale organizm miał nadal ten sam. Zaczął się
klepać po twarzy, żeby odkryć, że faktycznie pokrywała ją warstewka potu… we
własnym odczuciu był lodowaty.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz – stwierdził Rio, otulając go
dodatkowo swoim kocem. – Siedź tu, ogarnę nam śniadanie.
- Przecież nie będziesz chodził przy mnie jak przy dziecku,
poradzę sobie sam…
- Siedź! – przerwał mu Rio w pół zdania. – Wiem, że byś sobie
poradził, ale tylko byś pogorszył swój stan. Masz wory pod oczami. W nocy pewnie
nawet oka nie zmrużyłeś… Jeszcze jeden dzień zwłoki nas nie zabije. - Po tych
słowach, ubrał się, zabrał ich żeliwny kubek, trochę większy od niego garnek i
wyszedł z namiotu, zostawiając maga z otwartymi ze zdziwienia ustami.
Przecież wczoraj tak się spieszył!
Mężczyzna wrócił niedługo później z gorącą wodą w obu naczyniach. Nechtan
obserwował go czujnie. Rio wyciągał z plecaków suszone liście herbaty,
jedzenie, a także jakieś swoje koszule i pastylki. Z bagaży ułożył
prowizoryczny stelaż, o który (pomimo protestów) pomógł magowi się wesprzeć, po
czym podał mu kubek z herbatą do którego wsypał rozgniecione tabletki.
- Co to jest? – burknął podejrzliwie Neth, biorąc do ręki napar.
- Lekarstwa. Powinny ci pomóc – odparł Rio. – I masz, zjedz coś –
dodał, podając magowi ich prowiant w postaci suszonego mięsa i pieczywa. Neth
aż skrzywił się na widok ów pożywienia. Znajomy zestaw wychodził mu już bokiem.
Riordan upewnił się, że mimo wszystko zaczął jeść, po czym ponownie
wyszedł, a mag otulony kocami żuł dalej… Nie był głody i nie chciał jeść. Zmuszał
się do brania kolejnych kęsów, bo zwyczajnie nie chciał odtrącać pomocy Riordana,
tym bardziej w obecnej sytuacji, kiedy ich relacje były dość napięte, a
nadarzyła się szansa by nieco to zmienić. Zresztą, prawdopodobnie mężczyzna
miał rację. Jedzenie mogło wzmocnić jego ciało.
Kiedy skończył, odstawił naczynia na bok, nadal czując się co najmniej
źle. Kręciło mu się w głowie i nie był do końca pewien, czy przysypiał,
czy po prostu rzeczywistość rozmazywała mu się przed oczami.
- A to po co? – zapytał, wskazując na garnek, w którym Riordan
zanurzał porwane skrawki swojej koszuli.
- Pomyślałem, że poczujesz się lepiej, jeśli będziesz miał
możliwość trochę się odświeżyć – odparł, przybliżając się do maga.
Neth chciał podziękować i wytłumaczyć mu, że skorzysta chwilę
później, ale jego nad wyraz czujny tej nocy mózg, teraz postanowił odmówić współpracy.
Tracił koncentrację i świadomość, raz po raz zastanawiając się, czy już
powiedział na głos to co zamierzał, czy zrobił to jedynie w myślach.
Czuł na sobie ciepły dotyk i kojącą świeżość wody. Coś bardzo
przyjemnie pachniało - w znany mu i dobrze kojarzący się sposób. Czuł się
potwornie ociężały. Chciał objąć całym sobą to rozkoszne ciepło, znajdujące się
tak blisko niego, ale nawet nie miał siły unieść rąk. Czuł czyjś ciepły oddech
na twarzy. Ktoś, zapewne Rio często zmieniał ułożony mu wcześniej na czole,
chłodny kompres. Przynosiło to niewielką ulgę. Był mu za to wdzięczny.
Nie potrafił stwierdzić, ile czasu minęło, ale mężczyzna wciąż był
przy nim. Chyba dalej mu zależało. Naprawdę nie chciał, by Riordan zrezygnował,
a przecież… niby jak mógłby nadal darzyć go uczuciem, po tym cholernym teście
strażnika. Sam Neth, również nie potrafił poprawić ich sytuacji. Nie umiał
okazywać uczuć, nie potrafił o nich rozmawiać. Kto normalny chciałby żyć u boku
kogoś takiego jak on…
Męczony podobnymi rozważaniami, w końcu zasnął.
Sen i jawa przenikały się. Raz po raz zdawał sobie sprawę z tego,
że leżał na twardym podłożu w namiocie, żeby zaraz czuć ciepłe ramiona Riordana
obejmujące go w wygodnym łóżku. Brakowało mu tego. Teraz było między nimi inaczej.
Rio był zdystansowany, już nie okazywał mu czułości na każdym kroku. Zapewne musiał
wreszcie zrozumieć, że ich związek nie mógł mieć żadnej przyszłości i zwyczajnie
odpuścił. Ta świadomość nie była przyjemna. Przeszywała na wskroś
i uświadamiała mu, że wszystko co niegdyś między nimi było, sam zniszczył.
Skoro więc mógł pofantazjować, choć przez chwilę zatracić się w sennych
marzeniach… Dlaczego miałby rezygnować i z tego?
- Pocałuj mnie wreszcie – mruknął z pretensją do swojego
wspomnienia.
Ramiona otuliły go szczelniej. Poczuł ciepły dotyk warg, gdzieś
w okolicy powieki. Nie tego chciał. A raczej, nie tylko tego. Chciał
więcej. Wtulił się w mężczyznę mocniej i przyciągnął go do namiętnego
pocałunku. Chciał poczuć smak jego warg, gorąco wnętrza jego ust, spleść ze
sobą ich języki i usłyszeć ten cichy, głęboki pomruk zadowolenia, za którym tak
tęsknił. Nieważne jak naiwna byłaby to iluzja. Łaknął jej jak powietrza.
- Dlaczego to robisz? – usłyszał.
Dlaczego? Co za głupie pytanie.
- Bo cię pragnę, to chyba oczywiste – odpowiedział, składając na
wąskich wargach kolejne, kradzione naprędce pocałunki.
Jego usta drżały. Cały się trząsł.
– Ja… kocham cię... wiesz, że nie umiem mówić takich rzeczy, ale… chciałbym
już zawsze mieć cię przy sobie. Nie odchodź ode mnie, proszę… nie zostawiaj
mnie… – jąkał się desperacko, powoli wsuwając palce pod koszulę mężczyzny.
Pragnął jak najszybciej poczuć ciepło jego ciała, a senne marzenia
nareszcie zdawały się być takie jakimi być powinny. Riordan naparł na niego
z taką siłą, że nawet gdyby chciał, nie mógłby go od siebie odsunąć.
Mężczyzna wsunął rękę pod ciało maga i przyciągnął go do siebie bez trudu.
- I nie odwołasz tego? – zapytał tak przejętym tonem, że jeśli
ktoś nie znałby go tak dobrze jak Neth, mógłby to odebrać za gniew.
- Tego, że cię kocham? – zaśmiał się nieprzytomnie.
- Tak, tego. Powiedz to jeszcze raz – szepnął mężczyzna
pospiesznie, prosto w rozchylone usta maga.
- Kocham cię. Oczywiście, że cię kocham… kocham od dawna… - powtarzał.
- Jak możesz tego nie wiedzieć…?
Słowa maga zginęły w zaborczym pocałunku wyciśniętym na jego
ustach. Rio muskał jego wyschnięte wargi, przygryzając je delikatnie. Jego
język zdawał się być zaledwie chłodny, a jednocześnie potrafił wywoływać
kolejne fale gorąca, intensywnie przepływające wzdłuż kręgosłupa Nechtana. Mag
czuł jak delikatne dłonie mężczyzny ujmują go czule po bokach twarzy. Jak
szorstkie palce przesuwają się po jego karku i plątają się w jego długich
włosach. Rio zdawał się obawiać gwałtowniejszych gestów. Obejmował, całował i powoli
pieścił ciało maga nie odrywając się od niego, ani na moment.
- Chodź tu do mnie – wymamrotał, próbując pozbawić Riordana
koszuli.
Mężczyzna uśmiechnął się na ten gest.
- Aż tak nie możesz się mnie doczekać?
Zgrabnie ściągnął z siebie ubrania i natychmiast wsunął się pod
nagrzany gorączką koc maga. Przylgnął do niego szczelnie, łącząc ze sobą ich
ciała. Powietrze wypełniło się dźwiękiem przyspieszonych, nierównych oddechów. Neth
również przestał zważać na pozory. Riordan był pierwszym mężczyzną w jego życiu,
który przebił się przez szczelny mur w jego głowie. Wiedział kim był, a mimo
to, nie porzucił go. Wspierał go w jego nierównej, niepojętej dla
siebie walce. Był gotów ryzykować własnym życiem, dla wiecznie naburmuszonego
maga, który świetnie zdawał sobie sprawę z tego, że pomimo słusznego wieku, czasem
zachowywał się jak nieznośne dziecko. Naprawdę nie chciał dłużej czekać. Za
długo zwlekali. Zsunął z siebie spodnie, a Riordan natychmiast pomógł mu pozbyć
się ich do końca.
- Uwielbiam cię - szepnął rozbawionym głosem Rio. – Mógłbyś
częściej chorować… - parsknął cicho.
Mężczyzna zassał się na szyi Nechtana, zostawiając po sobie
karmazynowy ślad.
- Jak bardzo? – zapytał mag wyzywająco.
- Pokazać ci jak bardzo?
Rio zadarł nogi maga do góry, samemu robiąc sobie więcej miejsca
tuż przed nim i wtedy wstrzemięźliwość Nechtana zniknęła całkowicie.
- Chcę już… - stęknął.
Niespecjalnie przejmował się swoją tradycyjną, przesadną i zapewne
źle pojętą dumą. Nic nie mogło odciągnąć jego uwagi od tego mężczyzny.
- Jesteś pewien, że ktoś cię nie podmienił? – Rio zaśmiał się cicho,
całując niespiesznie wystające obojczyki maga.
Dłońmi zsunął się na wysokość jego pośladków, coraz chętniej
zjeżdżając ustami w dół. Językiem zaznaczał drobne okręgi wzdłuż piersi maga, przygryzając
przy tym jego twarde sutki. Neth jęczał, nie kontrolując swojego głosu. Gdyby
jego skóra nie płonęła od gorączki, z pewnością płonęłaby z zażenowania.
- Wolisz żebym się przed tobą bronił?
Riordan podniósł głowę, by spojrzeć mu w oczy.
– Nie wiem, czy powinniśmy iść na całość… Nie chcę sprawić ci
bólu.
- Jeśli zaraz nie wsadzisz we mnie swojego kutasa, przysięgam, że ja
zrobię to tobie! – zagroził mag. – Błagam, Rio… - zaskomlał.
Miał gdzieś konsekwencje. Chciał go tu i teraz.
Jego penis był aż boleśnie twardy. Ich krótkie pieszczoty,
pobudziły go tak bardzo, że zdążył się zrobić mokry na końcu. Miał wrażenie, że
dojdzie nim Riordan wepchnie się w niego choćby do połowy.
- Umiesz mnie przekonać… - wymruczał mężczyzna.
Wzdychając przeciągle, otarł się nabrzmiałym, twardym penisem o pośladki
maga.
- Mhm… mój piękny… - stęknął.
Otulił go szczelniej kocem i siadając na klęczkach, przyciągnął
jego szczupłe ciało do siebie. Usadowił go sobie okrakiem na kolanach, mocno objął
kochanka w talii i zdecydowanym, szybkim ruchem, wbił się w niego.
Neth krzyknął z tępego bólu, lecz zamiast przystopować, tym
bardziej zaczął się na nim poruszać, rozpierając się jeszcze mocniej. Cholernie
bolało. Miał wrażenie, że jego źrenice pulsują, a ciśnienie krwi w każdej chwili
mogło sprawić, że eksplodują. Nic jednak nie mogło się równać z widokiem
rozpościerającym się tuż przed nim. Wyraz podniecenia malujący się na twarzy
Riordana wart był każdego bólu. Czuł, że sam nie wytrzyma zbyt długo.
- Kocham cię – stęknął w czubek głowy wtulającego się w niego mężczyzny.
- Kurwa, Neth!
Nagłym ruchem, położył go pod sobą, by przejąć więcej kontroli. Nechtan
uderzył plecami o twarde podłoże, a Rio założył sobie jego nogi na ramiona. Wbił
się w maga z całej siły, przyspieszając gwałtownie ruchy. Doszedł chwilę
później z rozedrganym z napięcia okrzykiem.
- To… to twoja wina… - powiedział cicho.
Widok jego zawstydzonej, spełnionej twarzy był niezwykle kojący. Nechtan
czuł, jak oczy łzawią mu od gorączki i z podniecenia. Opuścił nogi, dalej
szczelnie przyciśnięty do ciała kochanka, ocierał się powoli o jego brzuch.
Czerpał z tej chwili tyle przyjemności, ile tylko mógł. Riordan otulił go ramieniem,
a drugą ręką zacisnął się na męskości maga. Zaczął go niespiesznie masturbować,
patrząc przy tym na jego spoconą twarz. Źrenice mężczyzny były rozszerzone tak
szeroko, że wyglądał jak upojony mieszanką ziół. Prawie cała złota barwa jego
miodowych oczu, przysłonięta została głęboką czernią. Był wspaniały… Neth wytrysnął
na klatkę piersiową Riordana, tracąc przy tym resztki sił. Włosy lepiły mu się
do twarzy… zakręciło mu się w głowie. Rio coś powiedział, ale nim sens tych
słów do niego dotarł, ponownie uderzył plecami o ziemię.
- Chyba muszę się przespać – jęknął przymykając powieki.
- Typowy facet… – zaśmiał się Rio. – Dobrze, śpij królewno –
szepnął, całując go niespiesznie.
Neth jeszcze przez chwilę czuł otulające go ramiona, ale szybko
odpłynął w stronę błogiej nieświadomości.
Obudziło go potworne pragnienie. Chciało mu się pić tak bardzo, że
Neth mógłby przysiąc, że jego skóra zapadała się do środka, jakby coś zasysało
ją od wewnątrz. Jęknął głucho wyciągając rękę w stronę plecaków, by namacać
bukłak z wodą, ale i ta drobna czynność okazała się go przerastać. W ogóle nie
mógł się ruszyć.
- Co jest do cholery…? – mruknął skołowany.
Mag poruszył się niespokojnie, uświadamiając sobie, że właściwie całe
jego ciało, od pasa w dół było wręcz sparaliżowane bólem. Przez panikę
przebijało niejasne wrażenie, jakoby zapomniał o czymś ważnym. Czymś niezwykle
istotnym, by pojąć przyczyny stanu w jakim się obecnie znajdował. Przestraszony,
rozejrzał się po namiocie w poszukiwaniu jakiejś podpowiedzi. Jego oczy jeszcze
nie dobudziły się w stu procentach, ale chwilę później utkwił wzrok w śpiącym tuż
obok Riordanie. Mężczyzna leżał przy nim, a po pozycji w jakiej się znajdował, bez
wahania można było stwierdzić, że musieli zasnąć w objęciach. Pomijając ten,
już i tak dość istotny szczegół, Rio był nagi.
Neth przełknął ślinę. Tym razem poczuł się momentalnie obudzony. Otworzył
szeroko oczy, słysząc bicie własnego serca. Tylko
spokojnie. Wszystko to na pewno dało się jakoś logicznie wytłumaczyć -
powtarzał w myślach, starając się przekonać samego siebie. Tętno maga przyspieszyło
drastycznie, aż zwyczajnie zakręciło mu się w głowie od natłoku przetwarzanych
danych. Czyżby nadal spał? Bo jeśli tak, to obecna sceneria zdawała się być, aż
nad wyraz realna. Ale przecież niemożliwe byłoby, żeby w rzeczywistości tak to
wyglądało…
Spróbował unieść się raz jeszcze. Chciał niepostrzeżenie wysunąć
się z ramion mężczyzny, ale wtedy ból w lędźwiach dał o sobie znać po raz
kolejny. Neth szarpnął się niekontrolowanie i krzyknął nim zdołał się powstrzymać.
Niestłumione przekleństwo wyrwało mu się z gardła, zastąpione następnym, rzuconym
w reakcji na taki brak samokontroli. Nechtan natychmiast chwycił się za usta, błagając
w myślach, by sen Rio był nieco mocniejszy niż normalnie, ale najwyraźniej
katastrofy nie dało się już uniknąć. Riordan się obudził. Zapewne też pomyślał,
że coś się wydarzyło (o tak, owszem, wydarzyło się aż za wiele!), bo od razu
zerwał się do siadu z przerażoną miną.
- Neth? Hej, co jest?!
Martwił się. Neth wyraźnie słyszał charakterystyczny niepokój
w jego głosie. Brzmiał mniej więcej tak samo, jak wtedy, gdy dowiedział
się, że jego kochanek niezupełnie był człowiekiem. Cóż, a przynajmniej nie
całkiem zwyczajnym.
– Co się stało? – zapytał mężczyzna, odrobinę spokojniej. Widać
brak krwi i ran szarpanych trochę go uspokoił.
Po policzku maga spłynęły łzy. Nie żeby faktycznie coś się stało,
ale… potrzebował czasu. Potrzebował go jakoś zatrzymać. Pomyśleć, zastanowić
się nad tym co powiedzieć. Nie chciał musieć reagować od razu. Nie chciał teraz
rozmawiać, nie chciał, żeby Riordan takim go oglądał.
Patrzył teraz na niego, a on nie wiedział co mu powiedzieć i ta
cholerna chwila ciągnęła się bez przerwy, i dalej, i coraz dłużej, a on tylko
siedział i płakał! Riordan najwyraźniej też nie potrafił właściwie zareagować -
zapewne nie chcąc go spłoszyć. Jak potwornie dziwnie i niezręcznie! Powinien
wyjść chociaż na moment! Przynieść wody albo cokolwiek. Dać mu trochę
przestrzeni, pozwolić się wycofać, jakoś dojść do siebie albo chociaż dać mu
się ubrać!
A co zrobił Riordan? Przysunął się do niego jeszcze bliżej i objął
go. Delikatnie, niepewnie, powoli, przylgnął do jego pleców, opierając głowę na
jego ramieniu.
- Boli cię? – szepnął zaniepokojony.
Oczywiście, że bolało! Bolało potwornie! Nie tylko ciało, ale
przede wszystkim duma. Czyżby dał się wykpić własnym pragnieniom? Tak bardzo
starał się udawać! Przez ten cały czas przekonywał samego siebie, że nie
potrzebował tego uczucia, że lepiej i bezpieczniej było je odrzucić… A teraz? Wszystkie
jego wysiłki tylko po to, żeby jedna, głupia gorączka całkowicie odsłoniła jego
serce.
Cóż, najwyraźniej nie tylko serce.
- Boli… - westchnął przeciągle.
Bo niby co miał mu powiedzieć?
Riordan uśmiechnął się przepraszająco.
- Królewno, przecież ci mówiłem… – Czyżby z jego głosu
pobrzmiewało poczucie winy?
Mężczyzna pocałował go w szyję i sięgnął po bukłak z wodą.
– Masz w tych swoich zbiorach coś, co mogłoby pomóc? Przepraszam,
nie wiedziałem czego mógłbym użyć, żeby pomóc ci się rozluźnić. Zresztą, chyba
obaj nie mieliśmy do tego głowy, to… raczej nie było planowane.
Zachowywał się tak naturalnie, jakby wszystko było dobrze. Żadnych
niedomówień czy wstydu. Jak nigdy w ciągu ostatnich dni. Wyciągnął
z plecaka eliksiry i maści maga, aby ten mógł z nich wybrać coś uśmierzającego
ból. Pomagał mu i podawał dłoń przy każdym ruchu. Riordan był szczęśliwy. A Neth?
Widząc to jak na dłoni, sam nie potrafiłby reagować inaczej.
Obawy wcale go nie opuściły, ale teraz i tak było na nie za późno.
Odtrąceniem, porzuceniem czy próbami tłumaczenia nurtujących go kwestii, nie
uchroniłby przed cierpieniem ani Rio, ani siebie. Właśnie dlatego, raz w życiu
postanowił mieć rozsądek gdzieś.
Mogli po prostu spróbować.
- Zmasakrowałeś mnie – poskarżył się.
- Na twoje życzenie – ucieszył się mężczyzna.
Widać ulżyło mu, że Neth nie udawał amnezji. A mógł!
- Żebyś tak zawsze równie mocno się mnie słuchał…
- A czy kiedyś nie posłuchałem?
- Jesteś po prostu beznadziejnie durny Rio! – wybuchnął nagle.
Mężczyzna wytrzeszczył oczy w wyrazie lekkiego zdumienia.
- Co zrobiłem? Znaczy, tym razem? – rzucił zdumiony.
- Wszystko muszę ci mówić? – Czy to nie było oczywiste? - Cholera!
Co to miało być tam, jeszcze w wiosce?!
Nie skończył myśli bowiem poczuł się tak, jakby coś kolczastego wyrosło
mu w gardle. Autentycznie poczuł wzbierającą agresję.
Mężczyzna uniósł brwi zdziwiony taką nagłą zmianą tematu.
- No właśnie. Może ty mi powiesz? – Czyżby i ton Riordana uległ
zmianie? - Co to było za przedstawienie? – Rio zaczął mu się czujniej
przyglądać. – Zapytałam ją o to, ale Tara nie chciała mi nic powiedzieć.
- To było…
Neth wziął głęboki wdech. Skoro byli na tym etapie, szczerość faktycznie
wydawała się być wskazaną opcją, tylko dlaczego to on się tłumaczył? Jak do
tego doszło? Mag westchnął, poddając się.
– To było, tylko przedstawienie... Tara wyszła stamtąd chwilę później
– przyznał z ciężkim sercem. – W przeciwieństwie do ciebie, ja nie mógłbym…
Słone krople spłynęły mu po policzkach.
– Cholera! To od gorączki, nie myśl sobie!
- W przeciwieństwie do mnie? A co ja takiego zrobiłem?
- Odwdzięcz się szczerością za szczerość! Tara widziała cię z
jakąś kobietą, wtedy na zabawie. Zdaje się, że bawiłeś się całkiem nieźle beze
mnie.
Nie chciał, cholernie nie chciał zabrzmieć jakby go oskarżał. Nie
miał takiego prawa. Nie powinien mieć mu tego za złe!
- Owszem rozmawiałem z wieloma, ale mówiąc szczerze to nie mam
pojęcia co cię tak ubodło. Starałem się zachowywać naturalnie, żebyś nie
narzekał później, że postawiłem cię w jakiejś niezręcznej sytuacji. Tylko z
nimi rozmawiałem. Tara nie mogła widzieć nic poza tym – stwierdził spokojnie.
Nechtan przyglądał mu się, odnotowując w pamięci, że poza swoją
interpretacją, dopowiedzeniami i złością, rzeczywiście nie widział by Riordan
zrobił coś… zanadto angażującego. Zresztą nie miał powodów, żeby kłamać, gdyby
faktycznie chciał, mógł robić to na co miał ochotę.
- Naprawdę sądzisz, że któraś mogłaby się z tobą równać? – zapytał
mężczyzna, dotykając policzka maga.
Neth poczuł, że znowu się rumienił. Opuścił wzrok, stłamszony
ciepłym spojrzeniem kochanka.
- Czuję się skrzywdzony twoim rozmawianiem… - mruknął pod nosem. –
„Tylko rozmawiał…” – prychnął.
Rio uśmiechnął się przepraszająco.
- Mimo wszystko, nie żałuję. Wyglądasz przeuroczo, kiedy płaczesz…
– szepnął Nechtanowi w ucho.
Mag wzdrygnął się od przeszywających jego skórę dreszczy, ale
mężczyzna wcale na tym nie poprzestał. Polizał go delikatnie po wargach, a dłoń
wsunął mu na biodro, lekko je ściskając.
– Szkoda, że jesteś taki zmasakrowany, kochanie… - wymruczał
zaczepnie.
- Cholerny drań!
Nechtan aż podskoczył. Nie było opcji, żeby Riordan nie zauważył efektu swoich działań.
- Uwielbiam, kiedy się złościsz – stwierdził bezczelnie mężczyzna.
- Cieszę się, że spełniłem twoje chore fantazje!
- Mam ich znacznie więcej, jeśli byłbyś zainteresowany – rzucił
Rio, szczerząc się do maga.
- Obiecuję wziąć to pod rozwagę, a teraz podaj mi tamten słoiczek
– warknął mag niewyraźnie, wskazując na konkretny przedmiot. – I wyjdź
wreszcie!
Mężczyzna spełnił jego prośbę, w końcu dając mu się wykopać
z namiotu za haracz w postaci kilku pocałunków.
O tak, Riordan był szczęśliwy.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no co Tara sobie myślała najpierw chciała aby odegrał się a kiedy powiedział że nie potrafi to taka wkurzona to było urocze już myślalam że zaprzeczy tłumacząc się goraczka...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no co Tara sobie myślała najpierw chciała aby odegrał się, a kiedy powiedział że nie potrafi to taka wkurzona to było urocze już myślalam, że zaprzeczy tłumacząc się gorączka...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia