-.-.-.-.-.-
Starannie się przygotował. Liczył na to że nie dojdzie do sytuacji,
w której musiałby się bronić lub atakować, ale mimo wszystko wolał ubezpieczyć się
również na taką okazję. Cóż, w starciu ze starym, wiekowym magiem raczej i tak nie
miał zbyt wielu szans. Gubił go nie tylko brak doświadczenia, ale wcale nie
pomagał fakt, że jego mana była ostatnio wyjątkowo kapryśna.
Ostatniego poranka, gdy tylko otworzył oczy spostrzegł Lilith,
siedzącą tuż obok niego na łóżku. Świdrowała go spojrzeniem i zdawała się być
zła. Nie wzywał jej, więc naturalnie było to dość niepokojące zjawisko. Skoro
była częścią jego mocy, to w jaki sposób zaczynała działać niezależnie od
niego? Wcześniej celowo jej nie wzywał. Nie chciał tego. Nie miał ochoty
słuchać mądrych rad uszczypliwej zjawy, w sytuacji w której i tak czuł się
wyjątkowo beznadziejnie. W konsekwencji to teraz musiał się wytłumaczyć z
ostatniego panicznego zachowania w Rennais, i choć Lilith wcale nie
wyglądała na zatroskaną perspektywą pozbycia się Riordana z otoczenia, to i tak
mocno zganiła go za brak elementarnej odpowiedzialności i kontroli nad własną
maną. Nechtanowi wydało się to wyjątkowo kuriozalne z punktu widzenia tego, że
sama podobno nią była. Trudno było sobie wyobrazić pokorną Lilith.
Ostatecznie wolał zdać się na broń kryształową, uprzednio przygotowując
zaklęcia i zamykając je w takiej formie. W kryzysowej sytuacji, wystarczyło
rozbić taki kryształ, a zawarta w nim moc natychmiast uwalniała się i
działała zgodnie z pierwotnym zamierzeniem swojego twórcy. Do skórzanego
paska przymocował srebrny nożyk, oraz fiolki z eliksirami - Regenerującym,
usypiającym i zwodzącym. Wolał nie brać pod uwagę konieczności współpracy z
Lilith, nawet gdyby jakimś cudem mana faktycznie go zawiodła.
Postanowił zakraść się do domu czarodzieja, którego znał jeszcze z
wątle zapamiętanego dzieciństwa. Pamiętał że ów mag odwiedzał kiedyś jego ojca,
nieudolnie próbując wpływać na jego sposób myślenia. Wspomnienia związane z tym
mężczyzną nie były złe, ale trudno byłoby się spodziewać że ze względu na dawne
czasy, dobrowolnie oddałby mu część swoich drogocennych zasobów. Zresztą skoro
znał jego ojca i nadal z własnej woli pojawiał się w ich domu, to przecież
nie mógł być człowiekiem o szlachetnym sercu. Nechtan zdecydował się
odwiedzić właśnie jego, z pozornie dość błahego powodu. Zwyczajnie wiedział
gdzie mógł go szukać. Wiekowi czarodzieje wyjątkowo cenili sobie swoją prywatność.
Oczywiście istniało ryzyko że stary mag mógł zmienić miejsce zamieszkania, ale
prawdopodobieństwo tego było raczej niskie. Achaius żył w Wayrii, bardzo
blisko strefy zawirowań mocy, a więc w miejscu idealnym do rozwoju potęgi
magicznej. Trudo byłoby z tego zrezygnować bez ważnego powodu.
Sferą zawirowań nazwano miejsce, w którym narodziła się magia. To
w tym miejscu kontynenty rozerwały się na skutek powstania wyrwy, która
otworzyła wszystkie połączenia między wymiarami w ich świecie. W Wayrii
narodziło się miejsce wysycone maną, natomiast na terenie Laurenii pozostał
jedynie fizyczny ślad – owa wyrwa. Wielki, głęboki kanion, na którego temat
rozpisywano się w wielu starych i mądrych księgach, a co lepsi magowie
prześcigali się w różnorakich teoriach, co mogło spowodować jego
powstanie.
Plan nie był dokonały, a Nechtan doskonale o tym wiedział. Nie
chciał jednak marnować jeszcze więcej czasu. Każda chwila spędzona bezczynnie,
wypełniała jego głowę wspomnieniami z czasu spędzonego z Rio. Robił
co mógł, żeby wmówić sobie że takie było jego przeznaczenie i że to na początku
popełnił błąd, mieszając obcych w swoje zamiary. Na pewno nie powinien nikogo
narażać z własnego powodu.
Niestety wypierane myśli bezlitośnie powracały i prowadziły go
wprost w objęcia Riordana, a to z kolei sprawiało że znowu stawał się rozbity,
bezradny i po raz kolejny pokonany przez Melvina.
Mogłoby się wydawać że jego ojcu zawsze udawało się pozbawić go
szczęścia. Chociaż Riordana zdecydowanie chętniej nazwałby swoim utrapieniem, a
nie szczęściem. Nienawidził tego jak często o nim myślał. Jakby nie było, w porównaniu
do długości jego życia, spotkanie z mężczyzną było jedynie krótkim epizodem.
Gdy tylko zapadł zmrok, przygotowany do drogi mag, stanął na
środku wynajętego przez siebie pokoju. Planował wrócić jeszcze przed świtem,
więc równie dobrze mógł otworzyć przejście tutaj. Normalnie starał się dbać
o pozory, żeby ludzie nie odbierali go jak dziwaka.
- Bats ‘ir indz hamar –
wyszeptał. Poczuł jak niewielka część many opuściła jego ciało, a lustrzane
przejście natychmiast zamigotało przed jego obliczem.
Pojawił się - jak zaplanował, przy płaskim zboczu pomiędzy gęsto
rosnącymi drzewami. Dom Achaiusa znajdował się w dole, na polanie przed nim. Na
pierwszy rzut oka nie posiadał żadnych magicznych zabezpieczeń. Nechtan
posłużył się własną mocą, by starannie zbadać teren wokoło domostwa, i nie
wyczuł absolutnie nic nadzwyczajnego.
Dom z pewnością nie był opuszczony. Wskazywał na to choćby zadbany
ogród różany, a także zapalone lampiony przy drzwiach, a jednak nie sposób było
wyczuć magii w powietrzu. Budynek wyglądał zupełnie zwyczajnie. Dwa piętra,
strych, ceglane ściany, gładkie filarki przed wejściem. Pod oknami zwisały
donice z magicznymi ziołami, i to właśnie one mogły zdradzać naturę ich właściciela,
jeśli tylko ktoś potrafiłby je prawidłowo rozpoznać.
Neth potrafił.
Potrafił też zauważać z pozoru nieistotne szczegóły.
Światło księżyca padało idealnie na okna w dachu, a więc najprawdopodobniej
to tam czarodziej prowadził swoje badania. Umiejętne wykorzystywanie kolejnych
faz miesiąca było charakterystyczne dla najbardziej starannej i wyrafinowanej
pracy. Dla Nechtana oznaczało to mniej więcej tyle, że w owym pomieszczeniu na
poddaszu, miał spore szanse odnaleźć to czego szukał. A przynajmniej jedną z
tych rzeczy.
- Lilith? – wezwał ją cicho, przyklękając na jedną nogę.
Musiał przyznać że bywała pomocna, mimo że w współpraca z nią
nie należała do najłatwiejszych.
- Co kombinujesz tym razem? – zapytała podejrzliwym tonem.
Naśladując działania maga, ona również skryła się między drzewami.
- Potrzebuję odrobinę zwinniejszego, ciszej poruszającego się ciała,
więc od razu pomyślałem o tobie – odpowiedział.
Jeśli już miała komentować jego
zamysł, to przynajmniej niech ma jakiś powód.
- Jeśli wydaje ci się, że znowu będę czegoś dla ciebie szukać, w dodatku
po cudzym domu, to mylisz się Nechtanie – warknęła.
- Spokojnie. Nie ty będziesz szukać – odparł mag, po czym powoli
wgryzł się w swój nadgarstek.
Powoli zaczynał się już przyzwyczajać do tego uczucia. Jego nowa
forma coraz mniej go przerażała, a coraz częściej chciał i potrafił wykorzystywać
ją we własnych celach. Owszem, momentami nachodziły go refleksje że niewiele odróżniało
go wtedy od stworzeń nocy, żywiących się krwią, ale przecież w odróżnieniu od
nich, on nikogo nie krzywdził i nie zamierzał tego robić. Przyglądnął się
swoim długim szponom. Odkąd opanował umiejętność kontrolowania siebie po przemianach,
zauważał pewne szczegóły, na które wcześniej nie zwracał uwagi. Na przykład
jego dłonie nie posiadały po prostu długich, ostrych pazurów, ale raczej
zaostrzone, skostniałe i wydłużone końcówki palców. Przy końcach zaczynały
czernieć.
- Podać ci lusterko? – zakpiła Lilith.
- Nie powinienem być ciekawy?
- Wydawało mi się, że wiesz jak wyglądają wampiry? Podobno jesteś
dojrzałym magiem – odpowiedziała mierząc go przebiegłym spojrzeniem.
- Przecież nie jestem wampirem! – zaperzył się od razu.
Strach przed nieznanym nieznacznie powrócił. Jeszcze raz spojrzał
na swoją dłoń. Czytał o wampirach. W swojej naturalnej postaci zmieniały kolor
skóry na szary, siny, bądź niebieskawy. Ich kończymy znacznie się wydłużały, a
w fazie końcowej mogły nawet rozwijać skrzydła. Szczęki otwierały im się do
makabrycznego uśmiechu wzdłuż całej szerokości żuchwy, a białka oczu stawały
się czarne. Były wstrętne i przerażające. Bez znaczenia stawał się fakt,
że w ludzkiej postaci nie brakowało im było uroku. Wszystkie były piękne i Nechtan
zdecydowanie nie chciał być jednym z tych stworzeń. Wszystko to były jedynie pozory,
mające zwabić ofiarę prosto w ich szpony.
Zresztą to oczywiste, że nie mógł być wampirem, przecież był magiem.
Stworzenia nocy nie mogły posługiwać się maną. Dysponowały własnym rodzajem
magii, ale nigdy nie władały maną, więc nie mógł…
- Pewnie że nie jesteś. Inaczej miałbyś jakiś podstawowy instynkt
samozachowawczy. – Lilith wreszcie przerwała jego paniczne rozważania. -
Wydawało mi się że po coś się tutaj znaleźliśmy? Czy może po prostu chciałeś się
wybrać na polowanie? – kontynuowała swoim prześmiewczym tonem. – Zapewniam cię
że nie mam nic przeciw temu. Świeża krew dobrze by ci zrobiła.
- Przestań kpić! Zostań tutaj, ja muszę się dostać do środka – odpowiedział
poirytowany, wskazując na samotny dom.
W duchu obiecał sobie że jak tylko uda mu się dotrzeć do zbiorów
biblioteki, poszuka jakiś informacji na temat tego co się z nim działo.
Najgorsza wiedza była lepsza od niepopartych niczym konkretnym domysłów. Lilith
nie odpowiedziała w żaden sposób. Usadowiła się po prostu pomiędzy drzewami i
rzuciła mu oczekujące spojrzenie.
Nie chcąc przebywać ani chwili dłużej w jej towarzystwie ruszył
przed siebie. Zsunął się zwinnie ze zbocza i przyspieszył. Poruszał się lekko i
bezszelestnie. W ciągu kilku chwil znalazł się na tyłach budynku. Ostrożnie
przylgnął do zimnej ściany i bez najmniejszego problemu wpiął się po fasadzie
do najbliższego okna przez które wszedł do środka.
Nie czuł się dobrze z tym co robił. Sytuacja ta od razu skojarzyła
mu się z dniem, w którym poznał Rio. On również miał swoje powody, ale mag
ocenił go na podstawie tego co widział. Czy ktoś inny, widząc jego,
zareagowałby inaczej? Co gorsza - on naprawdę planował coś ukraść. Czy naprawdę
miał prawo się usprawiedliwiać? Przecież wszystko co robił miało służyć wyłącznie
jemu. Jego planowi. Jego celowi. Czym różnił się więc od zwykłego złodzieja?
Neth odetchnął starając się uspokoić. To co robił było złe. Wiedział o tym,
brzydził się tego, a jednak nie zamierzał się wycofać.
W pomieszczeniu panował półmrok, ale jego wyostrzone zmysły radziły
sobie doskonale. Widział całkiem wyraźnie, a nawet czuł zapachy drewnianych
mebli i suszonych ziół. Jego nozdrza chłonęły subtelny aromat eliksirów i
najróżniejszych ingrediencji. Czuł się z tym pewnie. Nic nie wskazywało na to,
aby ktoś jeszcze był w środku, a nawet jeśli to najprawdopodobniej już
spał. Nechtan przemknął przez niewielki pokój, prosto w stronę wąskich
schodów, kierując się na poddasze.
Jak do tej pory miał wiele szczęścia, bowiem nie usłyszał żadnych
odgłosów, ani nie wyczuł nic niepokojącego. Kiedy już znalazł się we właściwym pomieszczeniu,
przystanął na chwilę uważnie się rozglądając. Zastanawiał się od czego powinien
zacząć swoje poszukiwania. W obecnej postaci najprościej byłoby mu po
prostu wywęszyć odpowiedni składnik, niestety nie miał pojęcia jak pachniały pióra
hiastapa.
Po kilku minutach straconych na bezsensowne kręcenie się w kółko
i zastanawianie się co ze sobą uczynić, postanowił powrócić do swojego zwyczajnego
wcielenia.
- Lilith, odejdź.
Pomimo sporej odległości jaka fizycznie ich dzieliła, Lilith z pewnością
go usłyszała ponieważ już kilka sekund później poczuł w sobie wzbierające pokłady
many. Gdy tylko otrząsnął się z nieprzyjemnej przemiany, zabrał się za tradycyjne
poszukiwania piór hiastapów.
Były to niezwykle jadowite stworzenia w większości pokryte łuskami.
Pióra wyrastały im z bujnych kołnierzy, którymi samce wabiły samice. Im
bardziej pokaźny i kolorowy pióropusz, tym hiastap miał większe szanse na
założenie rodziny. Neth znał je jedynie z rycin jakie oglądał w domowej
biblioteczce, w końcu hiastapy wyginęły przed około trzysta laty, a on
liczył ich sobie zaledwie sto siedemdziesiąt. Nie miał okazji poprzyglądać się
im na żywo.
Szperając w zapiskach Achaiusa, czuł wstyd. Zastanawiał się jak nisko
mógł upaść po drodze do celu. Owszem, powtarzał sobie że nie miał wyboru.
Wiedział że nie było innego sposobu na pozyskanie niezbędnych składników do
eliksiru, a jednak miał świadomość, że pomimo szczerych chęci pozostawienia
zapłaty na miejscu zbrodni, stawał się właśnie najgorszym hipokrytą
w dziejach.
- Niegrzecznie jest grzebać w cudzych szafkach młodzieńcze.
Nechtan natychmiast skamieniał słysząc dochodzący zza swoich
pleców wątły, piskliwy głos starca. Nie mógł się ruszyć dosłownie - i to wcale
nie z nerwów. Czarodziej musiał go obezwładnić, a on nie potrafił pojąć jakim
cudem mężczyzna zdołał podejść go w tak kompletnie niewykrywalny sposób.
Najgorsze było to że teraz był całkowicie zdany na jego łaskę, bez
jakiejkolwiek możliwości wytłumaczenia się. Na nic zdały się wszystkie jego
przygotowania. Poczuł jak serce coraz szybciej pompowało jego zlodowaciałą ze
strachu krew. W głowie szumiało mu od nagłego skoku adrenaliny. To koniec.
Achaius wyda go Melvinowi.
Nagle całe ciało Nechtana zwróciło się przodem do właściciela
domu, a jego oczom ukazał się drobny, łysy czarodziej w jasnej koszuli nocnej,
sięgającej aż do kostek. Miał długą czarną brodę, chude palce i pociągłą
twarz. Było w nim coś przekornego. W jego jasnoniebieskich oczach skrzyły się
niebezpieczne iskry, choć rumiane policzki nieznacznie łagodziły ten efekt.
- Kim jesteś i co tu robisz. Mów, byle szybko i konkretnie. – Mówiąc
te słowa, czarodziej nakreślił w powietrzu skomplikowany kształt, który pchnął
szybkim gestem w stronę Nechtana.
Świetlisty symbol pomknął ku magowi, który nie był w stanie się przed
nim obronić. W desperacji chciał się szarpać, uciekać albo chociaż przewrócić by
znak nie mógł w niego trafić, ale jego ciało zdawało się w ogóle nie
reagować na jego intencje. Neth poczuł jak obca moc dociera do jego wnętrza, a
jego własne usta otwierają się. Nie miał nad tym kontroli, nie potrafił tego
zatrzymać. W panice chciał zrobić jedyną rzecz jaka przyszła mu do głowy, czyli
wezwać Lilith, ale nie mógł odzyskać władzy nad głosem. Chwilę później zaczął
mówić.
- Na imię mi Nechtan, jestem synem Melvina. Zbuntowałem się przeciw
niemu by uciec spod tyranii ojca i odnaleźć ślad po matce. Jestem tutaj bo potrzebuję
kilku piór z kołnierza hiastapa, oraz nieco tkanki z ciała innego maga do
eliksiru ujawniającego manę. Poszukuję pozostałości wspólnej biblioteki w
podziemiach miasta Lannion w Laurenii – wyrecytował.
Źrenice młodszego maga rozszerzyły się w przerażeniu. Jak mógł
powiedzieć to wszystko?! Jak to w ogóle możliwe? Jakim cudem został do tego
zmuszony? Przecież niczego nie pił, ani nie jadł. Czarodziej nie miał jak podać
mu odpowiedniego specyfiku. Nie odprawił też żadnego rytuału. Jedyne co zrobił,
to machnął ręką. To co się właśnie wydarzyło było po prostu niemożliwe! I jak
mógł tak bardzo spłycić wydarzenia z ostatnich miesięcy swojego życia?!
- Nechtan? A niech mnie… - Mężczyzna zaciął się w połowie zdania.
Na twarzy Achaiusa zagościł wyraz niedowierzania. Zmarszczył brwi
i prędko podszedł do unieruchomionego maga. Ujął jego twarz kościstymi palcami
i spojrzał mu głęboko w oczy.
- Niemożliwe… A jednak… Nie może być! Dziecko! – Kolejne słowa
wypowiadał coraz bardziej chaotycznie, na zmianę uśmiechając się i na powrót
marszcząc nos i brwi. Chodził dookoła młodego maga i przyglądał mu się z każdej
strony, mrucząc pod nosem.
Nechtan bardzo chciał się odezwać, zadać kilka pytań, może spróbować
lepiej się wytłumaczyć, przeprosić, ale czary Achaiusa nadal trzymały go
sztywno w swoich objęciach.
- Ach! No tak. Wybacz mi chłopcze, ale sam przyznasz że na to zasłużyłeś
– powiedział szybko piskliwym głosem, uwalniając maga spod działania zaklęcia.
Utrzymująca go w pionie siła ustąpiła, a Neth wyrył twarzą
o podłogę, nagle tracąc równowagę. Podniósł się niezdarnie, nadal delikatnie
odrętwiały, choć jego dłonie drżały jak poparzone. Przeklinając pod nosem
zwrócił w stronę czarodzieja.
- Ty… Pamiętasz mnie? – zapytał zadziwiony. Nie mógł nic poradzić
na to, że reakcja maga zaskoczyła go jeszcze bardziej, niż samo jego pojawienie
się.
- Czy pamiętam? Oczywiście że pamiętam! Jesteś wszak dzieckiem
niezwykłym! Zresztą skoro to co powiedziałeś pod wpływem mojego drobnego zaklęcia
jest prawdą, to już niedługo sam się o tym przekonasz – odparł mag, kiwając
głową.
Zapadła lekko przydługawa cisza, podczas której Neth zaczął się zastanawiać
jak powinien się zachować. Achaiusowi natomiast nie zdawała się w niczym
przeszkadzać. Cały czas przypatrywał mu się z lekkim uśmiechem wymalowanym pod
długim, rzadkim, czarnym wąsem.
- Więc? Co teraz będzie? Posłuchaj… Przepraszam że zakradłem się
do twojego domu. Normalnie bym tak nie postąpił… – Mówił cicho, przyglądając
się uważnie swoim butom. Było mu naprawdę wstyd. - Skoro znałeś mego ojca, to pewnie
doskonale rozumiesz jak bardzo potrzebuję się od niego uwolnić. To potwór. Ja… Naprawdę
potrzebuję tych składników. Pomożesz mi? – Zapytał z nadzieją, podnosząc wczeszcie
spojrzenie na starego maga.
- Zbyt surowo oceniasz swego ojca. – Achaius brzmiał na niezwykle
zatroskanego. – Przeżył wiele tragedii w swoim życiu. Być może nie potrafi tego
okazać… Pewnie nie był dobrym ojcem, ale z pewnością cię kocha.
Neth spojrzał na czarodzieja jak na wariata. Nie potrafił wyobrazić
sobie tragedii, która mogłaby w jakimkolwiek stopniu usprawiedliwiać to jakim
człowiekiem stał się Melvin. A był bezdusznym potworem. Nie potrafił
kochać chyba nawet samego siebie, a co by dopiero mówić o innych. Co
do tego Nechtan nie miał cienia wątpliwości. Nie chciał mieć z nim nic
wspólnego, a przede wszystkim wcale nie chciał o tym rozmawiać. Zawsze kiedy
myślał o Melvinie czuł się żałośnie. Jakby wszystkie te lata które
pokornie spędził u jego boku, na nowo wyciskały na nim bolesne piętno,
podkreślając jego słabości i ukazując je przed oczami całego świata.
- No dobrze… - zaczął Achaius, prawdopodobnie wyczuwając że lepiej
było zmienić obecny temat. - Niestety nie mam piór hiastapa. Nie potrzebowałem
ich od lat. Będziesz musiał je sobie zdobyć sam – dodał spokojnie, po czym
zachichotał po nosem.
Neth zrezygnowany przymknął powieki. Czyli cały jego wysiłek i tak
poszedłby na marne.
- Przecież one wyginęły – westchnął. – Nie znam innych magów. Nie
zdobędę ich.
Poczuł się cholernie rozczarowany. Wszystkie swoje nadzieje pokładał
w zapasach Achaiusa. W tym momencie zmuszony był wrócić do punktu wyjścia, a
naprawdę nie miał pojęcia od czego mógłby zacząć.
- Tak, tak, wyginęły. Jakieś trzysta, czy czterysta lat temu –
rzekł spokojnie stary. – Czyli jakieś pięćset lat temu było ich jeszcze całkiem
sporo. Miały swoje gniazda niedaleko stąd. Lubiły zasiedlać leśne polany –
kontynuował ochoczo Achaius. - To były takie miłe stworzenia… Wielka szkoda, że
wyginęły. Miałem kiedyś swojego hiastapa. Nazywał się Cahan. To była samiczka
więc oczywiście nie miała pióropusza. Była taka urocza…
Achaius wygłaszał swój absurdalny monolog, a Neth słuchał go
z rozchylonymi z niedowierzania ustami. Czyżby tyle lat w samotności,
przyczyniło się do demencji u tak potężnego czarodzieja? Czy to w ogóle było
możliwe? W końcu byłoby to dość niebezpieczne połączenie.
- Ale… Zaraz, zaczekaj. Niby jak ma mi to pomóc w zdobyciu ich
piór? Rozumiem, że miałeś szanse podziwiać je osobiście, ale ja takowej nie
miałam i już nigdy mieć nie będę. Poprzez słuchanie o ich zwyczajach, pióra nie
pojawią się nagle w mojej kieszeni – wyrzucił z siebie sfrustrowany.
Miał ochotę się rozpłakać. Poczuł się jak dziecko, które jest oceniane
przez nauczyciela nieznającego rozwiązania dla postawionego przez siebie
zadania. Robiono z niego idiotę, podczas gdy w gruncie rzeczy po prostu tracił
tu swój czas. Starszy mężczyzna wyglądał natomiast na lekko rozbawionego jego
reakcją, co tym bardziej potęgowało rozczarowanie maga.
- Wy młodzi, bardzo mało wiecie – westchnął czarodziej, podchodząc
do Nechtana. – Chodź za mną dziecko. Najwyższa pora czegoś się nauczyć –
zarechotał.
Nechtan nie ruszył się z miejsca, za to ziemia pod jego stopami zdecydowanie
się zatrzęsła. Neth miał wrażenie, że wszystko wokół niego zaczęło wirować i powoli
rozpływać się w nicość. Cegły, kamień i drewno ustąpiły miejsca świeżej
trawie i polnym kwiatom. Rozglądał się szybko we wszystkie strony,
starając się zrozumieć co się z nim działo, ale nim młodszy mag zdołał
zorientować się w zaistniałej sytuacji, wraz z Achaiusem wylądowali na
bujnej, kwietnej łące. Gdzieniegdzie porastały ją kolczaste krzewy pełne
czerwonawych owoców, a tuż przed nimi w wydrążonym, płytkim dole w
ziemi, spały wtulone w siebie stworzenia, wzrostem niewiele różniące się
od średniej wielkości psa.
Hiastapy.
- Jak…? – wykrztusił z siebie. - Czy to iluzja? Co ty zrobiłeś? – pytał zafascynowany Neth, wciąż rozglądając się jak urzeczony.
Nigdy nie spotkał się z czymś podobnym. Wszystko wyglądało tak realnie
jak gdyby naprawdę tutaj byli, a jednocześnie było to otoczenie tak inne od
tego które znał, że poczuł się śmiesznie słaby i zagubiony. Był całkowicie
zdezorientowany. Nawet niebo zdawało się wyglądać inaczej niż zawsze. Było bardziej
turkusowe, chmury tworzyły bajeczne, poskręcane spirale na niebie. Słońce
lśniło delikatniejszym blaskiem od tego które znał. Jego jasne promienie
otulały okolicę ciepłem, docierając w każdy zakamarek i roślinny zaułek.
Miejsce to musiało być wprost doskonałym domem dla hiastapów,
które przecież żywiły się głównie owocami, a tu z pewnością miały do dyspozycji
te soczyste i słodkie.
Nechtan spostrzegł jak na ich widok jedna z samiczek czujniej otuliła
skrzydłami swoje młode. Patrzyła wprost na niego poruszając nerwowo nosem.
- Mój drogi, przenoszenie się w czasie to żadna sztuka. Nawet ty byś
potrafił, wierz mi – odpowiedział z uśmiechem Achaius, również rozglądając się
wokoło. - Magowie odeszli od tej nauki dopiero jakiś czas temu, ponieważ
umiejętność niewpływania na przyszłość to już zupełnie inna sprawa. Było
kilkoro dzieciaków w twoim wieku, którzy trochę namieszali i grono Starszych
uznało, że bez tej wiedzy świat będzie miał się lepiej. Cóż, ja się z nimi nie
zgadzam, ale co ja tam wiem.
Neth przyglądał się mężczyźnie z rozchylonymi ustami. Poczuł się całkowicie
skołowany. Z sekundy na sekundę dochodził do wniosku, że przy Achaiusie zawsze
mogło być jeszcze dziwniej, nawet jeśli sam byłby przekonany o tym, że bardziej
zszokowany już nie będzie. Nie nadążał za własnymi odczuciami, które sprawiały
że był jednocześnie pełen podziwu, ale strachu i niepewności również.
Przyszło mu do głowy, że gdyby miał nad tym kontrolę wcale nie
wiedziałby czy uciekać, czy zostać na miejscu by dłużej podziwiać widok
rozpościerający się przed jego oczyma. Lubił wiedzieć. Lubił czuć się pewnie.
Sytuacje taka jak ta wprawiały go w zakłopotanie. Zaraz napadła go kolejna
refleksja, czy czasem nie w taki właśnie sposób czuł się przy nim Riordan?
Teraz chyba bardziej umiałby się postawić na jego miejscu.
- Skąd wiec pewność, że my nie namieszamy? – zapytał Neth z obawą,
gdy nareszcie oswoił się z nową sytuacją na tyle by odzyskać głos.
- Nie gniewaj się mój drogi, ale obawiałbym się dopiero wtedy, gdybyś
to ty nas przenosił. Ja na szczęście umiem podzielić zmianę w czasie
również geograficznie – odpowiedział spokojnie.
Po dłuższej chwili milczenia, czarodziej zorientował się że Nechtan
nadal nie miał zielonego pojęcia o czym mowa, więc zdecydował się doprecyzować
co miał na myśli.
– Chodzi mi o to że tylko najbliższa okolica została cofnięta. Reszta
świata dalej żyje spokojnie, we właściwych sobie czasach, możesz być o to spokojny
– zapewnił.
Malutkie hiastapy powystawiały łepki spod skrzydeł mamy, żeby
zobaczyć co takiego zakłóciło ich sielankowe popołudnie. W reakcji na to, jeden
z dorosłych osobników wyskoczył z gniazda, zwracając się w stronę
przybyszy i strosząc przy tym kolce jadowe.
- Rozumiem… - stwierdził ostrożnie Neth. – Czyli… Powinienem teraz
złapać któregoś z nich? – rzucił, siląc się na spokój i wracając powoli do
najważniejszego tematu.
Sytuacja była tak abstrakcyjna, że ukradkiem wbijał sobie paznokcie
w dłonie żeby sprawdzić, czy aby na pewno nie śnił na jawie.
- Spokojnie, spokojnie. – Achaius przemówił chyba bardziej do
stworzenia, niż do towarzysza. – Zobacz, zestresowałeś je – prychnął karcąco.
- Przecież jeszcze nic nie zrobiłem! – zaperzył się Neth.
- Są bardzo czułe na emocje. Wyczuwają twoje nerwy, więc same też
się denerwują.
- Gdyby się tak nie stresowały, to może by nie wyginęły – fuknął
obrażony mag.
- Wyginęły z nieco innych powodów – powiedział spokojnie Achaius.
– Sam zobacz. W gnieździe jest samica, młode i kilka samców. W tym gatunku
kilka samców łączy się na stałe z jedną panią. Bronią jej kiedy nosi młode i później,
kiedy je karmi. Niestety jedna samica, może mieć tylko jeden miot, a samce
zostają przy niej do końca życia. Romantycznie, prawda? Przyznaj że gdybyś był
kobietą, to mógłbym cię na to poderwać – zachichotał starszy czarodziej, widząc
zafascynowaną minę Nechtana.
- Nie bądź niesmaczny – skrzywił się Neth. – Ale w takim razie jak
w ogóle były w stanie istnieć wcześniej?
- Gatunek radził sobie całkiem dobrze dopóki ludzie nie zaczęli na
niego polować. Ich pióra, kolce jadowe, a nawet łuski i skóra były bezczelnie
wykorzystywane przez wielu czarodziejów. O ile pióra rzeczywiście posiadają unikatowe
właściwości, o tyle inne części ich ciał można było łatwo zastąpić byle czym.
Niestety magowie potrafią być równie durni, co potężni – rzekł kręcąc głową z
dezaprobatą. – Nam szczęśliwie potrzeba tylko kilka piórek, a tych nie musimy
im odbierać siłą.
Neth nie mógł nie zgodzić się ze słowami starego maga. Zdawał
sobie sprawę z tego, jak często czarodzieje nadużywali swojej mocy dla wygody,
czy ze zwykłego lenistwa.
Achaius przyklęknął na jedno kolano i wyciągnął otwarte dłonie
przed siebie. Najeżony hiastap intensywnie machał noskiem oceniając dziwne stworzenie
przed sobą. Powoli, bardzo ostrożnie zaczął zbliżać się do obu magów. Neth
przyglądał się temu z tyłu, nadal nie mogąc otrząsnąć się poczucia braku realności
tej sceny.
Hiastap wyglądał znacznie bardziej przyjaźnie, niż na znanej mu z książki
rycinie. Cały pokryty był cienką, ciemnozieloną skórą, gdzieniegdzie porośniętą
łuskami. Zwłaszcza na dolnych kończynach i w okolicach szyi, było ich
szczególnie dużo. Łuski mieniły się ładnie na lekko błękitny kolor. Stworzenia
posiadały długie, ryjkowate nosy, sterczące uszy, krótkie różki i skórzaste
skrzydła, przypominające trochę te nietoperzowe. Tylne kończyny zakończone były
długimi szponami, a na zwieńczeniach skrzydeł wyrastały im kolce jadowe. Teraz,
kiedy hiastap człapał w ich kierunku, złożył kolce wzdłuż skrzydeł ażeby móc
podpierać się również na przednich kończynach. Nechtanowi kojarzyły się z jakąś
skarłowaciałą wersją smoków, a przynajmniej na takie twarde wrażenie
stworzonka zdawały się pozować.
- No już, nie ma się czego bać – zapiszczał stary mag. – Zobacz,
mam tutaj pyszne winogrona – dodał, wyciągając zza połów swojej koszuli kilka
owoców.
Nechtan był ciekaw, czy czarodziej już wcześniej pomyślał o tym
małym przekupstwie, czy zwyczajnie za pomocą magii przyciągnął owoce prosto
z krzewu. Nie zapytał o to. Achaius zdawał się używać many w zupełnie
inny sposób, niż on sam. Działał z nią jakby bardziej płynnie
i naturalnie. Neth nigdy nie przyznałby tego głośno, ale odczuwał przez to
pewnego rodzaju sfrustrowanie. Choć pewnie odpowiedniejszym stwierdzeniem,
byłoby przyznać iż był zwyczajnie zazdrosny. Naprawdę zapragnął kiedyś się u
niego uczyć. Ze swoją wiedzą i potęgą Achaius z pewnością byłby godnym
podziwu nauczycielem.
Hiastap który podszedł już dosłownie na wyciągnięcie dłoni,
chwycił jedno grono w pyszczek i od razu przeżuł. Zadowolony i ośmielony
takim sukcesem w nowej znajomości, podszedł do Achaiusa już spokojniej i zabrał
się za pałaszowanie pozostałych owoców. Czarodziej pogłaskał go delikatnie po
grzbiecie, sprawdzając, czy stworzenie się nie spłoszy, ale zdawało się że
słodkie winogrona całkowicie przekonały je o dobrych zamiarach przybyszy.
- Niesamowite – mruknął trochę nieświadomie Neth. – Jest całkiem
uroczy.
- Oczywiście że jest. No już, już, chodź tu kolego – powiedział
mag, siadając na trawie i głaszcząc zadowolonego hiastapa. – Pochwal się pióropuszem.
Dopiero wtedy mag zauważył, że faktycznie pod szyją samca
znajdował się krótki, ale za to wyjątkowo puchaty kołnierz z brązowych piórek.
Uspokojone stworzenie, prężyło się bardziej i stroszyło go, podnosząc łepek do
góry.
- Widzisz? Wystarczy go pogłaskać, a sam zrzuci kilka piór. Dla
nich to normalne. Często zmieniają kolor upierzenia – powiedział spokojnie
Achaius wręczając Nechtanowi pióra. Stary czarodziej wstał, oddając jeszcze
kilka owoców, ocierającemu się o jego kostki stworzeniu. - Trzymaj maluchu. Wracaj
do gniazda, bo twoja pani nadal się niepokoi.
Achaius zdawał się zakończyć wizytę. Ziemia zaczęła delikatnie
wibrować i właśnie w tym momencie Nechtana olśniło, że za moment straci
prawdopodobnie jedyną w swoim życiu szansę, żeby osobiście dotknąć
hiastapa.
Natychmiast, nieco zbyt ochoczo wyciągnął dłoń żeby pogłaskać
zajadające się przed nim stworzenie. Okazało się że hiastap, który całkiem
nieźle porozumiał się Achaiusem, wcale nie zamierzał dawać się oswajać każdemu
magowi jaki zapragnął go dotykać. Gdy tylko ręka maga spoczęła na jego łuskach,
odwrócił się i ostrzegawczo dziabnął go zębami, wywołując tym samym wybuch
śmiechu u Achaiusa.
- Doprawdy, chłopcze. Do kobiet też się tak zabierasz? Byle tylko
jak najszybciej pomacać? – zachichotał mag.
- Ugryzł mnie! – poskarżył się, zaskoczony Neth. Dłoń lekko pulsowała,
a na skórze pojawił się czerwony ślad po ostrych ząbkach. – Ciebie nie ugryzł!
- Bo ty wyglądasz apetyczniej? – zasugerował. – Wracamy, czy
planujesz dać się jeszcze pokłuć kolcami jadowymi? – dopytał złośliwie.
- Bardzo śmieszne…
Po krótkiej chwili ponownie znaleźli się w pomieszczeniu, na
poddaszu domu starego maga. Nechtanowi kręciło się lekko w głowie. Ściskał kurczowo
piórka by czasem ich nie pogubić, ponieważ wrażenie wirowania całego
pomieszczenia za nic nie chciało ustąpić.
- Chyba nie czuję się najlepiej – powiedział zagubiony.
- No pewnie, czego się spodziewałeś? Hiastapy są jadowite. – Zanim
do Nechtana dotarł sens tych słów i za nim na poważnie spanikował, Achaius
dodał jeszcze – Spokojnie, to przejdzie. W ślinie mają znacznie mniejsze
stężenie jadu. A właśnie, wspominałeś jeszcze o tkankach z ciał magów?
- Tak. Potrzebuję. Od ciebie i ode mnie. To powinno wystarczyć,
prawda? Cholera, gdzie ja mam jakiś neutralizator trucizn – wybełkotał
potrząsając zawieszką naszyjnika.
- Ech, psujesz całą zabawę. Masz, wypij to – przerwał mu stary,
wybierając z półki fiolkę i rzucając ją w stronę Nechtana.
Mag niewiele się zastanawiając, natychmiast opróżnił całą jej zawartość.
Po czym zemdlał.
Obudził się leżąc na przesadnie miękkim i śmierdzącym skarpetkami
łóżku. Rozejrzał się po pomieszczeniu, dochodząc do wniosku, że nadal musiał
znajdować się w domu czarodzieja.
Dostrzegł go jedzącego mięsne paszteciki w fotelu po drugiej
stronie pokoju.
- Zaczynałem się już o ciebie martwić. Strasznie mocno zareagowałeś
na to małe ukąszenie. - Achaius odezwał się spokojnie, ale Neth zwrócił uwagę
na to że czarodziej przyglądał mu się z uwagą. - Może jesteś uczulony… Raczej
nie było okazji się o tym przekonać wcześniej, prawda? Jak się teraz czujesz? W
jakich kolorach widzisz?
To pytanie nieco zdziwiło maga, ale doszedł do wniosku że nie
będzie dopytywał. Nie miał siły na kolejną dawkę nowych, dziwacznych informacji.
Całkowicie rozumiał Rio i jego wcześniejsze zachowanie. Co więcej, postanowił sobie
już nigdy nie zniecierpliwić się jego brakiem ufności do magii. O ile kiedyś
jeszcze się spotkają. Ta myśl wywołała nieprzyjemne ukłucie.
- Chyba w normalnych. Widzę jak zawsze – wykrztusił w końcu.
- Jakiego koloru mam spodnie?
- Eee, zielonego?
- Zgadza się. Gustowne, prawda? – zapytał z zadowoleniem strzepując
z nich okruszki.
Nechtan podniósł się na łokciach. Nie mógł już dłużej wytrzymać
świadomości znajdowania się w cudzej, używanej pościeli.
- Achaiusie, muszę wracać. Dziękuję ci za twoją pomoc, ale byłem
tutaj całą dobę. Mogę niechcący wzbudzić czyjeś podejrzenia. Wynajmuję pokój w
Laurenii, wśród zwykłych ludzi. Codziennie widuje mnie kilka osób…
- Tak właściwie to przespałeś ostatnie dwie dobry, dziecko. Dlatego
się martwiłem – wszedł mu w słowo czarodziej.
- Co takiego?! – Neth zerwał się na nogi jak poparzony. – Tym bardziej
muszę wracać!
- Dobrze, już dobrze, uspokój się trochę. – Achaius odłożył talerz
na stół i skierował się na piętro. – Zaczekaj jeszcze chwilę.
Neth nie wiedział w jaki sposób miałby się uspokoić. Ze słów starego
maga wynikało, że od trzech dni znajdował się poza domem. Możliwe, że ktoś
zaczął go szukać, a przecież zostawił w tamtym pokoju część swoich rzeczy. Nie
trzeba było być geniuszem żeby domyślić się, że niektóre z nich nie były
przedmiotami codziennego użytku zwykłego człowieka.
Po około pięciu minutach, które w oczach młodszego maga zdawały
się być całą wiecznością, czarodziej wrócił z niewielką buteleczką w dłoni.
- Chciałem cię jeszcze trochę podręczyć, proponując obcinanie
moich paznokci, ale ostatecznie zadowolę się twoim nowym tatuażem na dłoni.
Skoro jesteś uczulony na jad hiastapów, to ten ślad już ci pewnie zostanie – powiedział
wskazując na koronkę świeżych, czerwonych blizn po drobnych ząbkach hiastapa. –
Proszę, to esencja z kilku starych pryków. Nada się idealnie i nie będziesz
musiał nic sobie wycinać – zachichotał, podając Nechtanowi buteleczkę.
Mag spojrzał na nią z ulgą. Nie wszystko ułożyło się zgodnie z planem,
ale ostatecznie jednak nie wróci z niczym. To napawało go wątłym optymizmem.
- Dziękuję ci. Naprawdę. Za wszystko… - zaczął nieudolnie. Czuł
się ze sobą wyjątkowo źle, zważywszy na okoliczności ich spotkania. Achaius
okazał się być dziwnym, ale uczynnym człowiekiem. Wiele mu zawdzięczał.
- Wiem, wiem, ale musisz już iść – przerwał mu Achaius. – Ach, ta
młodość. Kiedy byłem w twoim wieku… No, ale może jeszcze kiedyś będzie okazja
na wspominki. - Czarodziej machnął dłońmi, natychmiast otwierając szerokie
wejście do portalu. – Stacja Lannion, raz! Odwiedź mnie jeszcze kiedyś, tylko
tym razem wejdź drzwiami, dziecko. Będą dla ciebie otwarte! – Po tych słowach
wepchnął Nechtana do środka.
Portal wyrzucił go na wąską uliczkę, biegnącą wzdłuż bocznej
ściany hotelu, w którym się zatrzymał. Neth wyszedł na nią chwiejnym krokiem.
Spojrzał na ugryzioną dłoń, oraz na tę drugą, w której trzymał zdobyte
składniki i korzystając z zalet ustronnego miejsca, starannie przetransportował
ściskane ingrediencje do kufra.
Odetchnął z ulgą. Oparł się o chłodną ścianę ukrywając twarz
w dłoniach. Wszystko działo się tak szybko, że powoli tracił już nadzieję
na to że jego nerwy będą jeszcze kiedyś w stanie funkcjonować normalnie. Teraz
gdy emocje odrobinę opadły, mag poczuł się wyjątkowo znużony. Przeczesał
palcami kosmyki długich włosów, marząc o kąpieli. Przyszło mu do głowy, że owszem,
wielokrotnie powtarzał Rio jak ciężko było z nim wytrzymać, ale prawda była
taka że jego pobyt Rennais był przyjemną odmianą. Zdecydowanie odwykł od
ciągłej potrzeby zachowywania czujności. Opuszczenie gardy było tym czego
starał się unikać za wszelką cenę, w końcu był pewny że wściekły Melvin nie
zrezygnował z chęci ukarania go. Czy raczej z chęci rozszarpania syna żywcem.
Pozwolił sobie na dłuższą chwilę podobnych rozmyślań. Potrzebował
wytchnienia. Pomimo że ze wszystkich sił starał się skupiać na kolejnych
krokach przybliżających go do celu, bywały momenty takie jak ten, gdy
zastanawiał się czy to wszystko miało jakiś większy sens. Co tak naprawdę
chciał osiągnąć? Przecież możliwe było że cała ta wyprawa i tak donikąd go
nie doprowadzi. Być może nawet by zrezygnował gdyby miał jakąś alternatywę.
Wracając do rzeczywistości, chcąc, nie chcąc zaczął planować następny
dzień. Wolał wszystko przygotować i sprawdzić raz jeszcze, aby tym razem nic go
już nie zaskoczyło. Obiecywał sobie że kiedy tylko się przygotuje zapewni sobie
co najmniej jeden dzień spokoju, zanim ponownie uda się na poszukiwania.
Zaułek opuścił całkowicie pogrążony we własnych myślach. Szedł ze
wzrokiem spuszczonym w ziemię. Był głodny i przekonany o tym, że musiał
wyglądać fatalnie. Wygniecione, brudne ubranie. Spuchnięta dłoń, splątane
włosy. Pewnie nawet Patrick pokusiłby się o złośliwy komentarz, o Lilith nie
wspominając. Chciał jak najszybciej znaleźć się w pokoju i doprowadzić się do
porządku.
Gdy tylko wyłonił się zza rogu wpadł z impetem na kogoś stojącego
u wejścia do hotelu.
- Przykro mi… - burknął.
Zanim zdołał dokończyć, ktoś mocno szarpnął go, prosto w uliczkę
którą dopiero co opuścił.
– Co jest…?!
Trzymająca go osoba popchnęła go tak, że o mało nie uderzył
o ścianę.
- Ty cholerny, samolubny draniu! – krzyknął napastnik.
Dla Nechtana świat zatrzymał się na ułamek sekundy, bowiem tuż przed
sobą zobaczył wykrzywioną z nerwów twarz Riordana. Mężczyzna mrużył oczy,
wpatrując się w niego intensywnie.
Mag rozchylił usta w wyrazie niedowierzania. Chyba nie potrafiłby
wskazać momentu w swoim życiu, w którym jednocześnie czułby aż tak wiele. Ponad
wszystko jednak, nieśmiało przebijała się szczera radość na widok tego mężczyzny.
Ciężko było uwierzyć że naprawdę tu był.
Niestety szczęście nie trwało nazbyt długo, bowiem do szybko bijącego
serca, równie szybko dołączył żołądek, jako że wściekły Rio przyłożył mu
zaciśniętą pięścią prosto w brzuch. Neth zgiął się wpół, prawie tracąc
równowagę.
- Masz pojęcie jak długo cię szukałem?! – wykrzyczał mu prosto
w twarz. Mężczyzna chwycił maga za poły koszuli i z całej siły przygwoździł
go do ściany. – Wiesz jak bardzo się martwiłem?! Wyobrażasz sobie w ogóle…?! - Był
tak napięty, że uniósł szczupłe ciało Nechtana nad ziemię i walnął nim jeszcze mocniej
w ścianę, przytrzymując go ponad sobą. - Co to miało być w ogóle?
„Przepraszam”? Za co? – krzyknął. - No za co?! Odpowiadaj!
Oczy Rio zaszkliły się lekko. Z mimiki jego twarzy można było odczytać
tyle, że mimo silnego wzburzenia czuł coś na kształt ulgi, choć nie wyglądało
na to, aby on sam zdawał sobie z tego sprawę.
- No właśnie… Jak? Jak mnie odnalazłeś? – wykrztusił z siebie,
usilnie starając się zacząć łączyć informacje w całość.
Obecność Riordana w tym miejscu, w takiej sytuacji wydawała mu się
być kompletnym absurdem.
- Z kim tu jesteś? – warknął gniewnie
Rio.
- C-co takiego? – spytał mag,
całkowicie zbity z tropu.
Magowi coraz trudniej było oddychać. Przyciskający go do ściany
Riordan, nie ułatwiał tego procesu, a dodatkowo jego nerwy wystawiane w krótkim
czasie na intensywne i szybkie perturbacje, teraz ponownie napięły się do granic
wytrzymałości. Nadal nie czuł się najlepiej po świeżo przebytym ugryzieniu
hiastapa, więc szybko zaczęło mu się robić ciemno przed oczami.
- Zostawiłeś mi złoto i wyskrobałeś te żałosne przeprosiny. Co
miałem sobie pomyśleć, jak przypuszczasz?! – Rio poczerwieniał na twarzy dając
upust nerwom.
Neth poczuł powoli wzrastającą irytację. Riordan zawsze potrafił
wyskoczyć z czymś tak absurdalnym, że wyobraźnia maga zdecydowanie bledła
na tym tle.
- Nie mam pojęcia co takiego mogłeś…
– Kurwa! Byłem gotów rzucić dla ciebie wszystko! Mówiłem ci
o tym! Wiedziałeś! A ty… Z kim?!
- Nie wierzę. Nawet ty nie możesz być aż tak niedorzeczny… – odparł
oniemiały mag.
- Ach, świetnie! Więc teraz jestem niedorzeczny. Masz rację, najwyraźniej
jestem cholernie głupi skoro wcześniej ci zaufałem! – Rio puścił maga, zsunął z
ramion niewielki plecak podróżny i zaczął krążyć w kółko, rzucając
przekleństwa pod nosem.
Neth przyglądał mu się w stanie niesłabnącego szoku. Z każdą
chwilą irytacja przybierała na sile, aż w końcu zdecydowanie bliżej jej było do
gniewu. Poczucie niesprawiedliwości dusiło go od środka.
Uciekł tak prędko jak tylko potrafił, właśnie dla niego. Zrobił
wszystko co było w jego mocy, żeby ochronić tego kretyna, a on doszedł do
wniosku że się go zwyczajnie pozbył? Że odszedł bez pożegnania, bo nie miał
odwagi z nim porozmawiać, albo że wolał wyruszyć z kimś innym? Co za dureń,
mógłby tak pomyśleć?!
Przez chwilę obaj milczeli, aż pracujący na najwyższych obrotach
umysł maga zaczął wyrzucać mu do świadomości strzępy ich wspólnych rozmów, w
których Rio kilkukrotnie podejrzewał go o sekretne spotkania z Aidanem. W
Nechtanie zawrzało. Napiął pięści z całej siły i nie zastanawiając się nad
swoim zachowaniem, odwinął niespodziewającemu się ataku Riordanowi prosto w
twarz.
- Ty skończony idioto! – wykrzyczał sfrustrowany.
Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Riordan już od początku
był na granicy wybuchu. Oddał magowi, który momentalnie poczuł ból pękającej od
uderzenia wargi. Po brodzie spłynęła mu strużka krwi.
Metaliczny, rdzawy posmak na języku sprawił że wpadł w ciężką
do opanowania furię. Poczuł jak źrenice zaciskają mu się do wąskich, pionowych
szparek, a otoczenie nabiera nowego wymiaru. Nagle zaczął czuć wzburzoną
krew pulsującą w żyłach mężczyzny obok, a jego własna zdawała się zupełnie
zamarznąć. Nie panując nad sobą przewrócił go, podcinając mu nogi, a chwilę
później obaj szarpali się na ziemi.
Nigdy by nie przypuszczał, że kiedykolwiek w życiu upadnie tak
nisko, by bić się z kimś na ulicy. Przecież jedno machnięcie ręką wystarczyłoby
by zwykły człowiek nie wstał już z miejsca!
Okazało się jednak, że Rio był znacznie silniejszy i zwinniejszy
od nieposiłkującego się magią czarodzieja, choć i tak bardziej parował ataki
owładniętego gniewem Nechtana, niż sam zadawał ciosy.
- Jak mogłeś odejść bez słowa, po tym wszystkim?! – wysyczał, siadając
okrakiem nad magiem, żeby ograniczyć mu możliwości ruchu. Ręce unieruchomił mu
ponad głową, dociskając je do ziemi.
- Po czym? Nie przypominam sobie żeby coś między nami było! – warknął Neth, dobitnie wypominając Riordanowi jego wcześniejsze zachowanie.
Był wściekły. Walczył ze sobą żeby nie dopuścić do przemiany,
która zdawała się impulsywnie atakować jego ciało. Sam czuł się atakowany
własnym zachowaniem, swoimi reakcjami i przy okazji swoim wyglądem. Nie
rozumiał zachowania Riordana, nie wiedział skąd mężczyzna się tu znalazł i dlaczego
właśnie w takim momencie. Tego wszystkiego było zwyczajnie zbyt wiele.
- Nie rozumiesz, prawda? – westchnął w końcu mężczyzna. - Cholernie
bałem się że już cię więcej nie zobaczę… – Po policzkach Riordana spłynęły łzy,
które nieudolnie starał się ukryć przed oczami maga.
Ten widok momentalnie sprawił, że negatywne emocje Nechtana odeszły,
przynajmniej częściowo. Poczuł żal. Nadal był zirytowany, trochę nawet zły, ale
kiedy spojrzał na delikatnie połyskujący policzek Rio, pragnienie krwi zupełnie
zbledło, a duma pozwoliła się odrobinę przytłumić. Zmusił się do odzyskania
kontroli nad głosem.
- Ojciec mnie odnalazł. Musiałem odejść szybko – powiedział cicho,
z rezygnacją uderzając głową o podłoże.
- Kurwa – przeklął pod nosem człowiek.
Puścił go i przez moment nawet zdawało się, że nareszcie będą
mogli spokojnie porozmawiać, jednak kilka sekund później mężczyzna szarpnął
maga ze wszystkich sił do góry, ponownie chwytając go za przód koszuli. Neth
już miał zasłonić twarz spodziewając się ataku, gdy Rio wpił się gwałtownie w jego
wargi. Rozchylił je językiem, torując sobie drogę do głębszego i bardziej
namiętnego pocałunku.
– Nigdzie więcej nie pozwolę ci odejść – powiedział cicho, spoglądając
Nechtanowi prosto w oczy. Mężczyzna ostrożnie zlizał krew z pękniętej wargi
maga i delikatnie wrócił do przerwanej pieszczoty.
Neth leżał oniemiały na zimnej powierzchni ziemi, podpierając się
na niej ręką. Powoli i niepewnie zaczął oddawać pocałunki Riordana. Były
cudowne. Dopiero teraz dotarło do niego, jak bardzo mu ich brakowało. W końcu
spędził w tym miejscu już tyle czasu, będąc zupełnie samemu. Serce maga ponownie
przyspieszało, tym razem w przyjemny sposób. Rio obejmował go śmielej, przesuwając
palcami pod jego pomiętą koszulą. Neth przylgnął do niego ze wszystkich sił,
zaciskając dłonie na silnych ramionach mężczyzny, a Rio traktując to jak przyzwolenie,
zsunął z niego zawadzający materiał.
Ze wszystkich ruchów mężczyzny przebijały ślady gwałtowności.
Zachowywał się tak jak gdyby chciał uwięzić maga w swoich objęciach już na
stałe. Jakby bał się że ten za chwilę znowu go opuści.
Póki co Neth nigdzie się nie wybierał. Jęknął głośno, gdy Rio zassał
się ustami wokół jego sutka. Było mu gorąco. Znajomy zapach skóry kochanka
pobudzał go coraz bardziej, a gdy tylko poczuł ocierający się o swój krok
wzwód mężczyzny, całkowicie przestał myśleć o możliwych konsekwencjach. Popchnął
go do tyłu, napierając na niego.
- Trzymaj – rzucił pospiesznie, wciskając Riordanowi w dłoń jego
plecak i swoją koszulę. - Bats ‘ir indz… Oh!
Nie… Czekaj… - wystękał, gdy mężczyzna wsunął mu rękę w spodnie,
zaciskając dłoń na pośladku. - …indz
hamar – dokończył nieporadnie zaklęcie, szczęśliwie otwierając portal, po
czym wepchnął ich obu do środka.
Wypadli na łóżko z nieco większej wysokości, niż mag zaplanował,
ale Rio nie zdawał się zaprzątać sobie tym głowy. Rzucił ściskane w dłoni
rzeczy na bok i nie czekając dłużej, ściągnął z siebie rozciągnięty sweter.
Półnagi, nie dając magowi szans na ucieczkę, zajął się rozpinaniem jego spodni.
Objął Nechtana w pasie i sprawnie przekręcił go na łóżku pod siebie. Neth bynajmniej
nie zamierzał protestować. Gniew, irytacja i podniecenie przeplatały się ze
sobą, coraz bardziej nakręcając go i podsycając pragnienie dotyku
kochanka. Chciał bić, drapać, gryźć i przy okazji całkowicie się mu oddać. Uniósł
biodra, aby ułatwić Riordanowi ściąganie reszty jego ubrań. Mężczyzna skrzętnie
wykorzystał ten gest, by podciągnąć uda maga nieco wyżej, na wysokość swojej
klatki piersiowej. Gestem dłoni uciszył protestującego maga. Neth spłonął
rumieńcem. Nie przywykł do takiej uległości, ale cholera, gdy tylko Rio zajął
się całowaniem jego ud i rozpinaniem własnych spodni, miał wrażenie że z miejsca
eksploduje.
Podparł się na ramionach. Chciał patrzeć. Nie mógł pozwolić by
ominął go taki widok, choć wewnętrznie toczył walkę z potężnym dyskomfortem
spowodowanym brakiem prysznica. Jego umysł był czasem nie do zniesienia. Był
nakręcony, nie chciał przerywać pieszczot kochanka, a jednak nie potrafił
wyrzucić z głowy myśli o tym że musiał wyglądać okropnie - a przynajmniej nie
mógł do czasu, gdy myśl tę wyparł za niego młodszy mężczyzna, zasysając się
delikatnie na jego jądrach. Mag krzyknął z podniecenia czując na sobie gorące,
wilgotne usta. Riordan błądził językiem po jego cienkiej i wrażliwej
skórze, ani na chwilę nie pozwalając mu na zmianę pozycji.
We wszystkich jego ruchach dało się wyczuć determinację. Mężczyzna
nie odrywał spojrzenia od twarzy Nechtana, bezczelnie obserwując każdą minę zdradzającą
rozkosz kochanka. Mag odchylił się lekko do tyłu, uciekając przed tym
drapieżnym wzrokiem. Miodowe oczy Riordana zdawały się płonąć. Wydawał się być
inny niż wcześniej. Nie takim go zapamiętał. Zastanawiał się, czy było to jego
osobiste wrażenie spotęgowane tęsknotą, czy mężczyzna rzeczywiście przepełniony
był pasją, jakiej wcześniej nie dawał mu odczuć.
Jakby w odpowiedzi na te niezbyt sprecyzowane rozważania, Rio
pochylił się nad nim, nieco mocniej podciągając biodra maga, po czym przesunął się
językiem wzdłuż jego skóry, kierując się w dół.
- Nie! – krzyknął natychmiast przerażony Neth. - Nie rób tego! Nie
tam… - wystękał.
Gdyby nie to że podniecenie zdawało się przyćmiewać wszystkie jego
zmysły, nigdy nie dopuściłby do tego by Rio posunął się o krok dalej. Za bardzo
bałby się że mu się nie spodoba, że mężczyzna zaraz się wycofa albo że
całkowicie się do niego zrazi. Cholerny wstyd zdawał się dusić maga od środka,
odbierając mu poczucie komfortu, jednak Riordan nie odpowiedział na jego
niezdarne szarpnięcia. Nie pozwolił mu się odsunąć. Palcami rozchylił pośladki
maga i powoli zaczął się pomiędzy nie wsuwać wyprężonym językiem.
Wcale nie wyglądało na to, żeby zamierzał się wycofać. Mag obserwował
czubek głowy mężczyzny wystający spomiędzy swoich, drżących z napięcia ud.
Dłonie trzęsły mu się lekko od nadmiaru emocji. Zaczął się nawet zastanawiać,
czy przypadkiem nie śnił, bo przecież wszystko to zdawało się być całkowicie nierealne.
Gorąco rozpierało jego podbrzusze, a oczy stały się całkiem wilgotne.
Nie wiedział jak długo wytrzyma, pragnął spełnienia, a jednocześnie chciał by
ta chwila trwała jak najdłużej. Chciał nasycić się pożądaniem kochanka. Chciał
przekonać się jak bardzo Rio go pragnie i jak daleko będzie w stanie się
posunąć. Mężczyzna pomiędzy jego nogami, drażnił końcówką języka ciasne wejście
kochanka, wywołując w nim coraz to większe dreszcze. Nechtan zdołał zauważyć że
i jego ciało pokrywały ciarki, a moment później Riordan wsunął się w niego, na
zmianę rozpierając napiętą dziurkę maga i poruszając się w niej we wszystkie
strony.
- Co w ciebie wstąpiło…?! – wykrztusił Neth, będąc na granicy
spełnienia. Miał łzy w oczach, czuł wypieki na policzkach. Jego skóra
zdawała się płonąć z napięcia, a sztywne sutki prężyły się boleśnie.
Riordan pieścił go w ten sposób dłuższą chwilę, a następnie zastąpił
język dwoma poślinionymi naprędce palcami. Powoli opuścił biodra kochanka na
łóżko, biorąc do ust jego sztywnego i mokrego penisa. Neth wiedział, że dłużej
nie wytrzyma. Chciał się oswobodzić z ciasno okalających go warg, ale Riordan
wziął go jeszcze głębiej, ssąc do samego końca. Nie miał wypracowanej techniki,
a Neth wielokrotnie zaliczył sprawniejsze pieszczoty, ale mógłby przysiąc, że
nigdy wcześniej nic nie podnieciło go to tak bardzo jak teraz. Spuścił się
obficie w gardło kochanka, krzycząc przy tym z rozkoszy. Po policzku pociekły
mu łzy, gdy zgięty wpół zaciskał pobielałe palce na włosach Riordana.
Jeszcze przez moment ciałem maga wstrząsały intensywne dreszcze. W
końcu, gdy nareszcie obdarzył Rio zamglonym wzrokiem, na jego twarzy dostrzegł
intrygujący błysk. Mężczyzna z zadowoleniem na ustach spojrzał mu głęboko
w oczy. Coś kombinował.
Tę jedną myśl mag zdołał z siebie wykrzesać, nim Rio wypluł spermę
z ust, tuż pod jego jądrami, rozsmarowując ją przy tym językiem. Byle jak poślinioną
dłonią przeciągnął po całej długości swojego penisa i mocno wcisnął się w
jego tyłek, w całej okazałości zawisając nad magiem. Neth poczuł się
przytoczony pod jego cieniem. Rozciągnięcie nie było bolesne, zwyczajnie nie
mógł otrząsnąć się z szoku.
- Nareszcie znowu jesteś mój – stęknął mu do ucha, po czym powstrzymując
się na tyle na ile potrafił, zaczął się w nim poruszać zdecydowanymi,
pociągłymi ruchami. – Tęskniłem. Tęskniłem jak jasny chuj.
Gorący oddech Riordana na zesztywniałej, wrażliwej szyi maga
spowodował, że jego penis ponownie zaczął wypełniać się krwią.
Neth nie mogąc się powstrzymać, zsunął rzemyk z włosów Rio, które
natychmiast rozsypały się we wszystkie strony. Lubił je. Wiecznie splątane,
sterczące pod różnymi kątami. Były niesforne jak ich właściciel.
- Są krótsze – wymamrotał bez sensu.
- Jesteś ciaśniejszy – uśmiechnął się w jego usta mężczyzna.
Mag czuł wypełniające serce spełnienie, szczęście i podniecenie.
Resztki dyskomfortu ulotniły się jak ręką odjął. Było wspaniale. Riordan
pojękiwał cicho do jego ucha, napierając na jego ciało coraz mocniej, aż
w końcu wsunął ręce pod Nechtana, przytrzymał go w swoich ramionach i
uniósł ich obu, tak by samemu oprzeć się o ścianę, a kochanka umiejscowić
na sobie.
- Co ty robisz? – zapytał lekko spanikowany tym gestem Neth.
Jeszcze nigdy nie robił tego w podobnej pozycji.
- Poruszaj się dla mnie trochę – zachęcił go Riordan, z zadziornym
uśmiechem na twarzy.
Jeszcze przez chwilę patrzył Nechtanowi prosto w oczy, a jego
źrenice rozszerzyły się mocniej. Przytulił kochanka, pomagając mu poruszać się
na swoim wyprężonym wzwodzie. Na początku wolniej, a z każdą następną chwilą
coraz mocniej i szybciej.
Mimo czerwonej z zażenowania twarzy, Neth złapał rytm. W tej
pozycji kutas Riordana rozpierał go jeszcze bardziej. Dotykał się, choć
najwięcej przyjemności dawało mu ocieranie się o twardy brzuch kochanka.
- Nie patrz tak! – wystękał, wyprężając się lekko do tyłu.
- Nie potrafię. Jesteś zbyt piękny – odparł Rio. Powoli sam zaczynał
przyspieszać ruchy pod napiętym ciałem maga.
- Nie jestem piękny…
Neth krzyknął, kiedy Rio przewrócił go na plecy i zaczął posuwać
jego tyłek zdecydowanie szybciej. Jego mięśnie odznaczały się wyraźnie przez
skórę, a po skroni spływały strużki potu.
– Tylko przystojny…
- Tak kochanie. Jesteś – jęknął Rio, całując go.
Doszedł pierwszy, wbijając się w Netha do samego końca z głuchym sapnięciem.
Mag skończył w chwilę później, dzięki szybkim, wprawnym ruchom dłoni mężczyzny.
Po wszystkim miał wrażenie, że z wyczerpania nie wstanie przez
najbliższy tydzień. Był szczęśliwy. Nareszcie poczuł się odprężony, tak jak
jeszcze nigdy. Brakowało mu tego uczucia. Bardzo. Tak bardzo, że zapomniał już jakie
potrafiło być dobre.
Riordan nie pozwolił mu się odsunąć. Wtulił się w niego mocno,
układając ich wygodniej na poduszce. Leżeli zmęczeni i mokrzy od potu. Neth nie
zaoponował. Jeszcze godzinę temu miał w głowie masę pytań i wątpliwości. Teraz
był przyjemnie zrelaksowany, a jedynym o czym potrafił myśleć było świeże
wspomnienie Rio, nazywającego go kochaniem.
Podejrzewał że słowo to wyrwało się mężczyźnie w przypływie podniecenia, ale
nie mógł zaradzić temu, że sprawiło mu przyjemność. Coraz bardziej obawiał się
o swoje własne uczucia. W końcu nie powinien się angażować. Nie powinien
narażać Riordana. Nechtan wiedział że będzie musiał mu to wszystko jakoś wyjaśnić
i odesłać z powrotem do Rennais.
Działając wyjątkowo zgodnie ze swoimi planami, objął mężczyznę
równie mocno, co on jego.
- Jak mnie znalazłeś? – zapytał w końcu.
- Rozpowiadałeś wszem i wobec, że musisz dostać się do Lannion,
więc wiedziałem gdzie zacząć – powiedział powoli mężczyzna. – Możesz się jednak
domyślić, że na miejscu wcale nie było łatwo cię odnaleźć. To dość duże miasto.
- Czekałeś pod hotelem – zauważył mag.
Rio odetchnął spokojnie, gładząc go po włosach.
- Tak. Kiedy tutaj dotarłem, byłem już wystarczająco zrezygnowany by
nie przejmować się kurtuazją. Powiedzmy że właściciel dobrowolnie zdradził mi
że jeden z jego pokoi wynajmuje wysoki, przystojny facet z długimi,
ciemnymi włosami.
- Powiedziałeś mu, że jestem przystojny? – podchwycił od razu
z wyrazem triumfu na twarzy.
- Powiedziałem mu że jesteś wyjątkowo bezczelny, uparty i zapatrzony
w siebie, a przy tym niesamowicie sztywny i wiecznie naburmuszony –
wymienił. - Od razu wiedział o kogo chodzi – zaśmiał się Rio, wciągając
maga na siebie. Odgarnął mu kilka luźnych kosmyków włosów za ucho i spoglądając
wprost na jego lekko obrażoną twarz, dodał – Kocham cię, Neth.
Tego mag się nie spodziewał. Wytrzeszczył oczy z niedowierzaniem,
nim dotarł do niego sens usłyszanych słów. Przełknął ślinę i zamarł
w bezruchu.
Gdyby potrafił, cofnąłby ich w czasie i w porę ulotnił się do łazienki.
Niestety słowa już padły, usłyszał je, a teraz musiał jakoś zareagować. A niby
jak miał zareagować na coś takiego? Poczuł że jego dłonie zrobiły się zimne z
nerwów, a ciało stężało. Nie był dobrym materiałem na ukochanego. Rio
zasługiwał na kogoś z kim mógłby mieć spokojne, szczęśliwe życie. Na kogoś
takiego jak chociażby Sine. Przecież lubił dzieci. Miał tyle radości
z zajmowania się bratanicą, na pewno chciałby mieć swoje własne. Powinien
je mieć. Neth czuł że nie miał prawa odbierać mu tej szansy. Zresztą pomijając
to wszystko, życie u jego boku było po prostu niebezpieczne. Melvin mógł go
odnaleźć w każdej chwili, nawet teraz. Nie wspominając już o jego dziwnych,
nadal średnio kontrolowanych przemianach. Raptem godzinę temu walczył ze sobą,
żeby na poważnie nie zaatakować mężczyzny pod sobą, jak to możliwe, że ten
miałby go kochać.
- Wiesz, to jest ten moment, w którym mógłbyś odpowiedzieć że ty
mnie też.
Rio silił się na żartobliwy ton, ale w jego głosie dało się wyczuć
gorzką nutę. Uciekał ze spojrzeniem gdzieś w bok, a na jego ustach błąkał się dość
koślawy uśmiech. Zapewne to wyznanie sporo go kosztowało, a reakcja
Nechtana nie była szczególnie wylewna.
Odprężający nastrój ulotnił się szybciej, niż się pojawił. Mag
dalej nie umiał zdobyć się na żadne zasługujące na wypowiedzenie ich słowa,
bowiem zwyczajnie nie wiedział co miałby powiedzieć. Po kilku niezręcznych chwilach
ciągnących się w nieskończoność, Riordan przetarł powieki marszcząc czoło i zmusił
się do względnie lekkiego tonu.
- W porządku, zapomnijmy o tym. Można tu gdzieś wziąć prysznic?
Neth wskazał na korytarz, a on nie czekając dłużej, wstał, założył
swoje wygniecione ubrania i udał się we wskazanym kierunku.
Rio długo nie wracał, a Neth zaczynał się już zastanawiać czy nie
powinien sprawdzić, czy na pewno wszystko było z nim w porządku, gdy nareszcie mężczyzna
wszedł do pokoju. Miał na sobie jedynie przewiązany wokół bioder ręcznik. Mokre
włosy lepiły mu się do twarzy, a mag musiał przyznać że wyglądał po prostu
oszałamiająco dobrze. Pojedyncze krople wody nadal spływały mu po umięśnionym
torsie, a jemu zdawało się że Rio wyglądał jeszcze lepiej niż go
zapamiętał… Czyżby teraz zamierzał go torturować takim widokiem?
- Oddałem ciuchy do prania. Pożyczysz mi coś? – zapytał jak gdyby
nigdy nic.
- Tak… Tak, oczywiście. - Neth pospiesznie wyciągnął z szafy
ubranie, a następnie trochę rozciągnął je przy pomocy zdecydowanie zbyt
skomplikowanego do takiej czynności zaklęcia. – Teraz powinny pasować – rzucił
nerwowo, przełykając ślinę.
- Pewnie, dzięki. To jaki jest plan? – zapytał Rio, wycierając
włosy i wciągając na siebie otrzymane rzeczy.
- Powinieneś częściej chodzić elegancko ubrany. Pasuje ci – powiedział
mu, nim zdążył ugryźć się w język.
- A ty zdecydowanie częściej powinieneś chodzić nago. Chociaż taki
rozczochrany już niekoniecznie – odgryzł się mężczyzna.
Neth odkaszlnął nerwowo, zdając sobie sprawę z tego że rzeczywiście
nadal nic na sobie nie miał. Co gorsza cały się lepił, co brutalnie uświadomiło
mu że jak na początku ich ponownego spotkania wyglądał strasznie, tak teraz z
pewnością prezentował się tragicznie.
- Zajmowałeś łazienkę! Zaraz wracam... – Owinął się mokrym
ręcznikiem, który Rio odrzucił na łóżko i chwytając za czyste ubrania, wyszedł
zawstydzony. Jak to się działo że tylko przy Riordanie zapominał się do tego
stopnia?