Najgorszy cz.13

Hej! :) Zebrałam swoje leniwe jestestwo do odpalenia komputera, zawiesiłam oglądanie YouTube'a na temat noworodków (chłonę wiedzę niczym wkłady konopne wilgoć w pieluszce) i oto wreszcie wrzucam nowy kawałek :)
Pozdrowienia i udanego dnia wszystkim ;)

PS: Trzymajcie kciuki za moje życie, bo szanowny pan małż zorientował się, że z konta zniknęło prawie 150zł i wraca do domu - ale to była mega wielopieluszkowa okazja! Musiałam ^^

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

*

Niewielki parterowy market, mieszący się trzy przecznice od domu Michaela, był miejscem, do którego kierował się najczęściej, gdy tylko lodówka robiła się niebezpiecznie pusta. Zwykle przechodził slalomem pomiędzy wszystkimi regałami i ściągał do koszyka wszystko to, co akurat wydało mu się potrzebne. Czasem czegoś zapominał, ale przynajmniej do tej pory zakupy nie stanowiły w jego życiu żadnej istotniej kwestii. Nie tym razem.
Był koniec grudnia, a pogoda zamiast przeistoczyć się wreszcie w piękną, białą zimę, uparcie trzymała się swej ponurej i deszczowej wersji. Owszem, coraz częściej padał śnieg, ale pojawiające się na kilka godzin słabe słońce, topiło go, jakby złośliwie tworząc warstwę nieprzyjemnej pluchy zalegającej na zimnych ulicach. Nic dziwnego, że przy takich warunkach perspektywa opuszczenia ciepłego mieszkania nie brzmiała zachęcająco. Niestety po trzech rezygnacjach z zakupów z rzędu, wymówki ostatecznie się skończyły i należało coś upolować.
Gdyby Mike był sam, podobny temat zająłby mu maksymalnie godzinę i to z uwzględnieniem stania w kolejce i wolniejszej jazdy samochodem, by czasem nie zaliczyć ślizgawki na jezdni. Z Maią tak łatwo nie było.
Wszystko zaczęło się od listy potrzebnych artykułów. On miał w głowie tylko jeden, acz ważny podpunkt - mianowicie wszystko. Zakładał, że zapamięta i nie potrzebował zamazywać w tym celu całej kartki, żeby wymienić wszystkie pozycje, które mogły się pod tym hasłem skrywać.
Maia podzielił zakupy na działy i w dodatku oczekiwał, że Mike odpowie mu na pytanie, co chciałby jeść na obiad w każdy dzień, aż do końca tygodnia, żeby podobno nie kupować rzeczy niepotrzebnych. Doszło do tego, że odmówił mu zanotowania na liście awokado, bo jak twierdził, Mike i tak nigdy go nie jadł, a potem wyrzucał. No, może faktycznie zdarzyło się ze dwa, trzy razy, że musieli coś wyrzucić, ale przecież wszystkie te rzeczy były wtedy na promocji, a że akurat nie miał ochoty jeść tego później w domu... Ale przecież lubił awokado!
Po prawie półgodzinnej debacie nad tym, co było potrzebne, a co nie, Maia zapakował mu do bagażnika cztery flizelinowe torby, tłumacząc, że podobno Mike za każdym razem rozwalał te papierowe, a dopłacał za nie około pięć procent wartości wszystkich zakupów. Czuł się jak przy mamie. Chociaż nie, jego matka nie przejmowała się takimi pierdołami! Nigdy też nie musiała liczyć się z gotówką, a Maia był cholernie oszczędny i cierpliwie szkolił w tym Michaela.
Nie wolno było zostawiać włączonego światła, lać wody w czasie mycia zębów, a kiedy próbował doszorować garnek, nienadający się do mycia w zmywarce, również w kuchni musiał zakręcać kurki. Raz, jak zerwał szlufkę w spodniach, chłopak naprawił ją w taki sposób, że sam nie byłby w stanie stwierdzić, która była uszkodzona, a przecież normalnie zakupiłby nową parę.
Inaczej było ze sprzątaniem. Tutaj, gdyby sam nie miał na tyle silnego instynktu samozachowawczego, żeby robić to na bieżąco, szybko potrzebowałby mini pługu, żeby w ogóle wyjść z mieszkania. Ciuchy Mai wisiały prawie na każdym krześle, a drzwi szafy stały wiecznie otwarte, bo na ich skrzydłach rozwieszał koszule, zastanawiając się co założyć danego dnia. Wtedy to Mickey ładował swój migdałowy tyłek na dno szafy i stamtąd obserwował poczynania chłopaka. Czasem nawet szczekał w odpowiedzi na zadawane mu pytania, typu - czy lepsza była koszulka z dekoltem w serek, czy klasyczna.
Co ciekawe, odkąd Maia zamieszkał pod numerem pierwszym, praktycznie przestał ubierać się w obcisłe rzeczy. Może i nie spacerował w dresie, z czego Michael kojarzył go wcześniej, ale lubił asymetryczne, luźniejsze w biodrach spodnie i szerokie podkoszulki, oraz ciepłe, stylowe kardigany. W sumie, Mike nadal wolał go w dresie (a najchętniej bez dresu), ale ten nowy styl też mu pasował. No i pozwalał chociaż symbolicznie odciąć wspomnienia od tego co było.
Gdy zajechali na sklepowy podjazd, obaj wybrali opcję z chwilowym marznięciem niż tę z poceniem się pod kurtką przez całe zakupy. Rzeczy zostawili z tyłu na siedzeniach.
Codzienne czynności w towarzystwie, okazały się być znacznie przyjemniejsze niż mogłoby się wydawać. Wystarczyło, że mijając kobietę z rozwrzeszczanym bachorem domagającym się słodyczy, wymienili spojrzenia, a od razu problem stawał się bardziej zabawny, a mniej uciążliwy.
Ostatecznie musiał przyznać, że dzięki zorganizowaniu Mai, liście i szybkiemu sięganiu po konkretne produkty, zakupy przebiegły znacznie sprawniej, niż mógłby się tego spodziewać. Przy okazji wydał znacznie mniej niż zwykle. Jedynie przy dziale z alkoholem, młodszy chłopak wzdychał ukradkiem, mijając półkę z różowym winem, więc Mike zasugerował, że jeśli to nie problem, to kupi im dwie butelki spoza listy. Zadowolony Maia wspaniałomyślnie się na to zgodził.
Do auta wracali dość konkretnie obładowani, choć i tutaj Mike odnotował pewną zmianę na korzyść, bowiem szedł obładowany mniej-więcej o połowę mniej, niż zazwyczaj. I to w porównaniu do jego samotnych, męskich zakupów. Kiedy robił je z Angie, zwykle wręcz uginał się pod ciężarem toreb, zza których w ogóle nie było go widać. Najwyraźniej spotykanie się z facetem, miało swoje niepisane zalety.
- Cholera, ale zarosłem – poskarżył się na głos, dostrzegając swoje niechlujne odbicie w szybie samochodu. – Muszę iść do fryzjera…
- Zawsze możesz je zapuścić – stwierdził Maia, wsiadając do środka. Nawet nie spojrzał na jego fryzurę!
Było nieprzyjemnie chłodno. Nie tak zwyczajnie zimno, ale w ten sposób, który potrafił przeszywać całe ciało na wylot, aż do kości, sprawiając, że człowiek nie marzył o niczym innym, jak tylko o gorącej kąpieli i herbacie z cytryną. Paskudne zimno, wszechobecna wilgoć i coraz prędzej zapadająca ciemność, zespołowo psuły pogodne nastroje przechodniów, spieszących do swoich ogrzewanych domów. A przecież wcale nie było bardzo późno.
Mike zatrzasnął bagażnik i wpakował się za kierownicę.
- Długie wyglądają nieestetycznie – odparł, sięgając po swoją kurtkę leżącą na tylnej kanapie.
Chłopak pomógł mu ją wciągnąć na ramiona.
- To ciekawe, że właśnie ty, z tymi swoimi upodobaniami muzycznymi, mówisz coś takiego - zaśmiał się cicho. - Pasują ci. Chyba nawet bardziej mi się teraz podobasz.
- Co innego gwiazda rocka, a co innego przyszły prawnik – uświadomił go, nareszcie odpalając samochód.
Marzył o prysznicu.
- Wyglądasz fajnie – powtórzył uparcie Maia. - Przecież nawet nie są specjalnie długie. Ileż mają? Z dziesięć centymetrów? Piętnaście? Daj im szansę – kontynuował.
- Nie ma mowy.
Zirytował się nieco mocniej.
Cholera. Lubił schludny wygląd. Długie włosy kojarzyły mu się ze zdjęciami ulubionych zespołów i z menelami. Nie planował być ani jednym, ani tym bardziej drugim.
- Rób, jak uważasz, moim zdaniem jest okej. Przede wszystkim są niezniszczone i gęste, a to spory sukces, zważywszy na to jak je traktujesz. Idealny materiał do zapuszczania…
- Maia do ciężkiej cholery! Nie jestem jakimś peda…! - nagle urwał zmieszany.
Chłopak uniósł brwi rzucając mu ostrzejsze spojrzenie.
- Tak? Nie jesteś kim, kochanie?
- Nieważne – bąknął.
- Ależ nie, powiedz proszę co miałeś na myśli. Szczerość to podstawa udanej dyskusji.
- Po prostu nie chcę zapuszczać włosów.
- O tak, to już zrozumiałem. Teraz zacząłem się jedynie zastanawiać się nad faktycznymi powodami twojego „nie”.
- Nie drąż.
- Ależ przepraszam – wycedził, po czym wbił wzrok w szybę i nie odezwał się więcej, przez całą drogę powrotną.
Nim pokonali stosunkowo krótki odcinek ze sklepu do mieszkania, deszcz rozlał się całkiem na poważnie. Zanim zdołali wyładować torby z zakupami i dotrzeć do bardziej suchej przestrzeni na klatce schodowej, obaj ociekali wodą od stóp do głów. Co prawda pogoda nosiła znamiona przejściowej - Mike podejrzewał, że dziesięć minut później nie musieliby wykręcać własnej bielizny z deszczówki - ale najwyraźniej takie już mieli szczęście.
Rozpakowali to co przynieśli, rozdzielając towar między szafki i lodówkę, i robiąc przy tym nieprzyjemną pluchę w przedpokoju. Maia tradycyjnie podarował Mickey’owi psią chrupkę w ramach nagrody za grzeczne oczekiwanie, a później zaczął się rozbierać. Mike zarumienił się, wlepiając w niego wzrok. Zawsze reagował w ten sposób, gdy chłopak odsłaniał się przed nim w tak bezpośredni sposób. W łóżku nie zawsze był w stanie tak po prostu go podziwiać. Zważywszy na to, nawet nie miał pretensji o to, że mokre ciuchy wylądowały na podłodze w przedpokoju.
- Nie gap się tak – zganił go chłopak. – Już zabieram swój pedalski tyłek sprzed twoich wrażliwych oczu.
- O czym ty mówisz? – zdziwił się.
- Idę wziąć prysznic. Zamarzam – odparł szorstko, kierując się w stronę łazienki.
Mike prędko pozbył się swoich przemoczonych ciuchów i przemknął za nim. Co ciekawe, musiał zrobić jeszcze jedną rundkę po nóż, by za jego pomocą okręcić zamek, bo Maia zaryglował się w łazience, czego przecież nigdy nie robił.
- Co ty wyrabiasz? – zapytał brunet, kiedy bezceremonialnie władował mu się do kabiny.
- Oszczędzam wodę… - stwierdził wymijająco.
Przylgnął do mokrego ciała Mai i nie zważając na jego liche protesty, delikatnie go pocałował.
- Przepraszam cię. Mogę… jeszcze przez jakiś czas nie ścinać włosów, okej? Po prostu, czasem wychodzi ze mnie jeszcze poprzedni, zły Mike – dodał.
Gorąca woda przyjemnie spływała im po plecach, a on twardniał z każdą chwilą przedłużającej się bliskości, tym bardziej, że Maia oddał jego pieszczotę czułym uściskiem.
- Chyba raczej poprzedni dupek. Mikiem jesteś od niedawna – wytknął mu. - Nie uważasz, że wspólny prysznic z drugim facetem jest zbyt pedalski?
- W wojsku, czy na basenie, też są wspólne.
- Ale tam faceci raczej nie zaciskają rąk na kutasach swoich kolegów - zauważył, komentując przy okazji jego gest.
Rany, Maia był taki gorący…
- Czego jeszcze nie robią? – zapytał, zsuwając się z pocałunkami na jego szyję, obojczyk i klatkę, na moment zatrzymując się przy sutku, by chwilę dłużej podrażnić go językiem.
- Dokładnie tego, co ty robisz teraz – jęknął.
Długa noga Mai powędrowała na biodro Michaela, który objął ją wolną dłonią, po to by przytrzymać ją w tym miejscu. Drugą nadal go stymulował, mając twarz wciśniętą w ciało chłopaka. Z pocałunkami skierował się w dół. Serce waliło mu jak młotem, coraz mocniej. Bał się tego, co zamierzał zrobić, ale przecież nie czuł obrzydzenia. Chciał tego.
Nie wiedzieć czemu, przypomniała mu się podobna scena, kiedy jeszcze był z Angie. Dziewczyna nie kryła się ze swoją niechęcią do świadczenia tego typu przyjemności, za to Mike zamiast docenić jej poświęcenie, z zaciśniętymi do bólu oczami wyobrażał sobie Maię. Wtedy jeszcze go nie znosił. A teraz był tutaj właśnie z nim. Z prawdziwym, lekko obrażonym, pięknym Maią, i to on klęczał przed nim, i jasna cholera, ta świadomość naprawdę go nakręcała.
Malutka łazienka szybko wypełniła się parą. W ciasnej kabinie, czuł się jak w saunie. Oczy zaszły mu łzami, ale za nic by ich nie zamknął. Nie, gdy Maia robił tak erotyczne miny.
Noga chłopaka wylądowała na jego ramieniu. Mike przytrzymał go za pośladek, błądząc palcami w stronę, którą zamierzał się zająć później. Nauczył się tego, żyjąc z nim - ostatnimi czasy dość intensywnie. Lewą dłonią przesunął wzdłuż pachwiny bruneta. Gesty Michaela były powolne, niepewne i być może podszyte strachem, a jednak tęskne i wyczekiwane. Przez chwilę drażnił się z Maią, całując wnętrza jego ud i prawdopodobnie zostawiając na nich sinawo-karmazynowe ślady, po to by zaraz oblizać czubek jego penisa, nerwowo kontrolując reakcje kochanka.
Chłopak wpatrywał się w niego z wyrazem bolesnego podniecenia na twarzy. Miał obie dłonie zaciśnięte na jego przydługich włosach, rozchylone wargi i lekko przymrużone powieki. Opierał się o ściankę prysznica, wysuwając przy tym biodra do przodu. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, a jednocześnie powstrzymywał się od tego. Mike uśmiechnął się na taką obserwację i wziął go do ust, zasysając się na gorącym trzonie penisa kochanka i kompletnie nie wiedząc jak się za to zabrać w dalszej kolejności. Owszem, niby wiedział co robić, ale samo przesuwanie głową w przód i w tył wydawało mu się niewystarczające. Zrobił co mógł, aby się rozluźnić i wziąć go głębiej. Sięgnął do dłoni Mai i sugestywnie nimi zachwiał, dając do zrozumienia, by chłopak sam nim pokierował. Chciał by wziął go pod tym prysznicem, tak jak sam miał na to ochotę. Szybko, wolno, głęboko… chciał czuć cudze podniecenie, słyszeć jego przyjemny głos, jego jęki i westchnienia. Chciał uderzać głową o napięty od emocji brzuch Mai i nie zawiódł się. Chłopak doskonale zrozumiał przekaz.
Chwycił go po bokach głowy i wbił się w niego mocniej, tak że Mike zakrztusił się własną śliną. Jej cienka strużka spłynęła mu po brodzie, lecz nie zaprotestował. Kolejne pchnięcia były już znacznie płytsze, ale za to szybsze. Sam starał się kopiować ruchy Mai. Pamiętał, jak w czasie robienia mu loda, chłopak sprawnie poruszał językiem, dostarczając mu przy tym obłędnych doznań i wrażeń. Po szybkim, intensywnym wstępie, Maia szarpnął go do tyłu i zsunął się w dół, momentalnie wpijając w jego wargi. Mike zamruczał z przyjemności, obejmując kochanka na klęczkach.
- Weź mnie – zażądał chłopak, patrząc mu przy tym intensywnie w oczy, i ściskając go za policzki całymi dłońmi.
- Maia, kocham cię… - stęknął Mike. Przyciągnął go do siebie z całych sił.
Czuł się tak szczęśliwy, jak jeszcze nigdy. Przestał walczyć z cisnącym się na usta uśmiechem.
- Zawsze najbardziej kochasz mnie w trakcie - rzucił retorycznie chłopak. On też się szczerzył.
Tego wieczora zmarnowali dużo wody.

Była piątkowa noc, więc postanowili urządzić sobie seans filmowy. Rozgrzani po kąpieli, w czystych, pachnących świeżym praniem, domowych ciuchach, zalegli przed telewizorem na kanapie. Maia oczywiście przywlekł puchaty koc, a koc przyciągnął Mickey’a, który to bezceremonialnie władował się pomiędzy nich. Mike przystawił im jeszcze mały stolik z piwem, winem i parówkami zapiekanymi w cieście francuskim – najbardziej romantycznym daniem na jakie było go stać. Nie żeby któryś z panów nie narzekał. Ani Maia, ani tym bardziej Mickey.
Zgodzili się na oglądanie wszystkich części Batmana z udziałem Christiana Bale’a, co poskutkowało drobnym sporem o umiejętności aktorskie wspomnianego pana, ponieważ według Mike’a w każdej scenie miał dokładnie taki sam, gówniany wyraz twarzy, i nie był specjalnie przekonujący, a w zestawieniu z Jokerem, wyglądał wręcz biednie. Maia natomiast był zdania, że „głupi płaszcz zasłania świetny tyłek”, więc najwyraźniej oba poglądy stały do siebie w sprzeczności na tyle, by spędzić dobrych kilka minut walki na ekranie, na dyskusji na ten temat.
Właściwie prawie przysypiał, znużony gorącą kąpielą i zimnym piwem. Ciepły bok Mickey’a przyjemnie wygrzewał go z lewej strony. Film oglądał już wcześniej w kinie i na pewno jeszcze przynajmniej z raz z Angie, więc jego zainteresowanie było ograniczone. Wolał oprzeć wzrok na wpatrującym się w ekran Mai. Chłopak podkurczył nogi, owinięty kocem obejmował psa ramieniem i sączył swoje słodkie wino, tuż pod wiszącą mu nad głową paprotką, która jakimś cudem jeszcze nie padła pod jakże czujnym okiem Michaela (podlewał ją od czasu do czasu, kiedy to przypominał sobie o jej istnieniu). Nie mógł uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę. Jeszcze kilka miesięcy temu, Maia na jego widok zapewne tylko by się skrzywił, ewentualnie wystawiłby mu środkowy palec, a dziś? Był tutaj razem z nim, a w dodatku był jego. I chyba był jego chłopakiem… Bo był nim, prawda? To więcej niż kiedykolwiek mógłby sobie wymarzyć. Zasypiał przy nim i budził się tuż obok. I wtedy Mike był szczęśliwy.
Jedyne czego tu brakowało, to świadomości, że kiedyś będą mogli czuć się ze sobą tak swobodnie, jak chociażby z Angie. Pomyślał o weselu Joe. Miałby zaprosić Maię? Przecież nie chodziło tylko o niego, to była impreza jego przyjaciela. Na weselu, jak to zawsze bywa, będzie rodzina Joe i Sally. Jak miałby się pokazać u boku mężczyzny? A kawalerski? Przyjdzie na niego z chłopakiem? Bo z dziewczyną by nie poszedł... Cholera. To co napawało go radością, jednocześnie stanowiło wyzwanie. Przerażało go, gdy tylko o tym myślał, więc kiedy tylko był w stanie, póki co, oddalał od siebie wszelkie frasujące go zmartwienia. Wolał zostawić je na później.
W pewnym momencie zwyczajnie odpłynął, opierając głowę na ramieniu Mai. Ledwie poczuł, że myśli zaczynają go opuszczać, a jego ciało ponownie zostało przywołane do stanu czujności. Przeszedł go dreszcz. W pierwszej chwili nie zorientował się o co mogło chodzić, więc zwyczajnie starał się uspokoić serce, by ponownie usnąć, lecz dobiegający z korytarza metaliczny odgłos uprzytomnił mu, co takiego musiało wyrwać go z nieświadomości. Najwyraźniej ktoś otwierał drzwi.
Mike uniósł się i spojrzał pytająco na Maię.
- Co się dzieje…? – rzucił zdezorientowany.
- Mnie pytasz? Nie wiem. Ktoś jeszcze ma klucze? – zapytał chłopak unosząc się powoli na kanapie.
- Tylko ty… - odparł bez zrozumienia.
Mickey zerwał się spomiędzy nich i pognał pędem pod wejście. Mike chcąc, nie chcąc uczynił to samo. Trochę się wystraszył. Przecież nikomu poza Maią nawet nie pożyczał kluczy do mieszkania… Już nawet rozważał możliwość włamania, gdy po chwili usłyszał zdziwiony, niski głos, bez wątpienia należący do jego ojca.
- PIES?!
Na to pytanie odpowiedział sam zainteresowany, szczekając donośnie. W Mickey’u najwyraźniej narodziły się, nieodkryte wcześniej zapędy obronne.
- Tata?! - wykrzyknął Mike.
- Ciebie również miło widzieć, synu.
Wzrok ojca uciekał do podskakującego labradora. Wyglądał na nieco dobitego tymże widokiem.
- Nie przedstawisz mnie swojemu gościowi? – zapytał na wstępie, jako że zaalarmowany rozmową Maia, wychylił głowę zza drzwi salonu, zdradzając przy tym swą obecność.
- Steven Bates, mój ojciec. Michael Warn, mój… - urwał nie kończąc. - Zrobiliśmy sobie taki męski wieczór filmowy i trochę się przeciągnęło…
- W normalnych okolicznościach oczywiście bym to zrozumiał - powiedział ojciec, przechodząc prosto do salonu – ale wydaje mi się, że masz teraz na tyle, doprawdy poważnych problemów na głowie, że spokojne odpoczywanie przed filmem, nie powinno nawet przejść ci przez myśl, Michaelu! Dość, że musiałem się tutaj fatygować z Berlina tylko i wyłącznie z twojego powodu. Skoro już tutaj jestem, możesz przeprosić kolegę? Bez urazy – zwrócił się do Mai. – To dość ważne. Musimy ustalić najważniejsze rzeczy, zanim będzie za późno i stracimy na to szansę - dodał z naciskiem.
- Nie ma problemu, mogę wyjść – odezwał się Maia wstając. – I nie jestem jego kolegą – dodał.
Mike natychmiast pobladł. Poczuł charakterystyczny uścisk paniki w krzyżu. Po skroniach prawie natychmiast spłynął mu zimny pot. O boże… Jego ojciec uniósł uprzejmie brwi.
- Tak! Tak, nie jest nim, bo to nasz sąsiad, pamiętasz? To Maia! Był jeszcze dzieciakiem, jak wyprowadzaliście się z mamą – rzucił panicznie.
Boże drogi, żeby tylko Maia chciał współpracować…
- Och, no rzeczywiście, teraz poznaję – przyznał starszy Bates. – Byłeś jeszcze drobniejszy niż teraz. Przepraszam, że nie poznałem cię od razu – mężczyzna zaśmiał się sztucznie - ale w takim wypadku, tym bardziej nie będzie problemu, jeśli wrócisz do domu wcześniej, prawda? Nie masz daleko – podkreślił.
- Pewnie, i tak miał się niedługo zbierać – rzucił Mike, pospiesznie tworząc scenariusz. – Raczej tu nie przesiaduje.
Maia posłał mu zdumione spojrzenie. Najwyraźniej nie do końca rozumiał w jaki sposób powinien się zachować, więc Mike na migi próbował dać mu do zrozumienia, żeby grał razem z nim. Przecież wszystko mu później wynagrodzi.
- Faktycznie. Widzę, że nic tu po mnie – syknął chłopak, kierując się do wyjścia. – Skoro i tak MIAŁEM się zbierać.
Że co? Panika najwyraźniej nie miała granic, bowiem coś w tym krótkim stwierdzeniu upewniło Michaela w przekonaniu, że nerwowy ból brzucha mógł narastać bez końca, a wytłumaczenie pewnych spraw Mai, mogło okazać się trudniejsze, niż zakładałby od początku.
- Odprowadzę cię! – sapnął za nim.
Pospiesznie skinął ojcu i pobiegł na przedpokój za zdenerwowanym chłopakiem.
- Czekaj… - szepnął, łapiąc go za rękę.
- Bo co? Bo tutaj nie widzi? – wycedził przez zęby. – Mówiłeś, że nie będziesz się mnie wstydził! – powiedział cicho, patrząc mu w oczy.
W szarych tęczówkach malowało się rozczarowanie, a Mike poczuł się tak, jakby ktoś pchnął go nożem w krtań.
- Nie wstydzę się ciebie! – zapewnił w nerwach.
- Nie? A niby co to miało być, co? Mówiłeś, że mnie kochasz, do cholery - wyszeptał szybko wciągając buty na bose stopy. – Kurwa, nawet nie wiem, gdzie mam klucze…
- Oczywiście, że cię kocham! – jęknął tak cicho, jak tylko potrafił.
Chłopak prychnął niedowierzająco.
- Jasne. Powinienem był cię nagrać, kiedy mówiłeś, że chcesz ze mną być. Teraz miałbym się z czego pośmiać.
- Za to ty mówiłeś, że mnie nie chcesz, i że za nic w świecie ze mną mnie będziesz – przypomniał mu. – Zapomniałeś?
- Bo wiedziałem, że tak się to właśnie skończy! Że nigdy nie przyznasz się przed nikim, że spotykasz się z dziwką.
- Jak to skończy?! O czym ty mówisz?! – powiedział całkiem głośno, jak na ich prawie niemą sprzeczkę.
Nerwy mu puszczały. Panika obezwładniała myśli. Dobrze wiedział jakie jego ojciec miał podejście do pewnych tematów i wiedział tym samym, że to wszystko nie skończy się dobrze. Czuł się jak na cholernym autopilocie, siedząc przy tym na odbezpieczonym granacie. Nie był w stanie kontrolować własnego zachowania. Działał pod wpływem emocji, a to po prostu nie mogło przynieść nic dobrego.
 - Synu, odniosłem wrażenie, że wyraziłem się jasno! To ważne! Musimy pilnie porozmawiać – Steven stanął w drzwiach, patrząc na odbywającą się w przedpokoju scenę. – Co się tu wyprawia? – zapytał poważniej.
- Chyba zgubiłem klucze – odparł Mia, siląc się na spokój. – Może Mickey je gdzieś zwędził – zasugerował.
- O tak, o psie również podyskutujemy – zagrzmiał ojciec. – Nie przyszło ci do głowy, żeby to z nami przedyskutować? Z tego co wiem, mieszkanie nadal należy do mnie.
Wywołany do tablicy Mickey, podleciał do starszego mężczyzny i władował mu łeb pod rękę. Doskonale radził sobie z zaskarbianiem sobie łask innych. Poirytowany pan Bates, stojąc wyprostowany w swoim sztywnym, skrojonym na miarę garniturze, pogłaskał migdałową psią łepetynę i poskrobał go za uszami, chyba nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
- Ten temat poruszymy zaraz po tym, jak już ustalimy co Brad robi w areszcie i dlaczego od kilku dni, razem ze starszym Ardenem nie robimy nic innego, tylko próbujemy go stamtąd wyciągnąć!
- Idę, może się gdzieś przejdę – zadecydował Maia, naciskając na klamkę.
Mike złapał go za ramię.
- Jak to, Brad jest w areszcie…?
- Puść swojego kolegę, to porozmawiamy na ten temat.
- Właśnie Mike, puszczaj swojego kolegę – warknął Maia.
- Tato… - zaczął cały dygocząc. – To jest Maia, mój chłopak. Kocham go i nie wstydzę się go – zaakcentował, choć jego głos brzmiał jak na chwilę przed zawałem.
- Co takiego? – zapytali równocześnie Steven i Maia.
- Od kiedy to jestem twoim chłopakiem, co?
- Michael, natychmiast skończ te wygłupy! Jeśli sądzisz, że to zabawne, zwłaszcza w obecnej sytuacji, to jesteś w błędzie. Ile ty masz lat? – prychnął starszy mężczyzna.
- Cholera! Możemy wszyscy spokojnie porozmawiać, chociaż przez chwilę?! – ryknął Mike. – Maia JEST moim chłopakiem – podkreślił. - Nie, nie wygłupiam się, a ty przestań zaprzeczać – ostrzegł, wymierzając w chłopaka palcem wskazującym. – Cokolwiek stało się z Bradem, nie mam z tym nic wspólnego, a mówiąc szczerze z całego serca życzę mu, żeby trafił za kratki!
Nastała krępująca cisza, w trakcie której tylko Mickey pokusił się o głos, obserwując wszystkich ludzi z merdającym ogonem.
- Przecież spotykasz się z Angeliną – powiedział ojciec, jakby ta kwestia zupełnie rozstrzygała zapoczątkowany konflikt.
- Spotykałem się. Zerwaliśmy, a z tego co wiem, ona też już kogoś ma – uświadomił tacie.
- Rozmawiałem z nią może tydzień temu, o niczym takim nie było mowy.
- Bo bała się przyznać! Albo przez przypadek zdradzić ci, że zerwałem z nią przez faceta. Przecież dopytywałbyś o powody! Była pewna, że i tak byś jej nie uwierzył.
- Wcale się nie dziwię! Co to ma być za chory żart?! Mike, oświadczam ci, że jeśli nie skończysz tego dokładnie w tym momencie, to owszem, uwierzę ci, i zapewniam cię przy tym – syknął Steven z przerażającym wytrzeszczem – nie chcesz, żebym chciał pociągnąć cię do konsekwencji za coś takiego!
- Za co? Za to, że jestem zakochany?
- Mój syn nie będzie żadnym gejem! – ryknął mężczyzna.
- Zapewniam cię, że jestem nim od zawsze – odparł butnie Mike.
Strach powoli przemijał przepędzany adrenaliną. Mike zaciskał dłoń na ramieniu Mai, który krzywił się nieco boleśnie, ale nawet nie próbował się odezwać. Bardziej niż ojca, bał się tego, że chłopak wyjdzie. Nie mógł do tego dopuścić. Nie chciał znowu wszystkiego schrzanić.
- Wyjdź proszę – Steven zwrócił się do Mai. – Muszę porozmawiać z synem.
- Maia nigdzie nie pójdzie. Możemy rozmawiać przy nim! – wtrącił się, nim jego chłopak zdołał się odezwać.
- Mike, może lepiej…
- Nie.
- Świetnie! Do salonu. Obaj – wyartykułował starszy Bates, ściągając marynarkę. Na policzkach miał czerwone wypieki. – Boże drogi…
Zasiedli przy stole, wszyscy z grobowymi minami. Maia chyba nie miał pojęcia jak się zachować, więc skulił się w sobie, wpatrując się tępo w blat. Najeżony Mike, był gotów walczyć do upadłego, a Steven zdawał się nie dowierzać sytuacji w jakiej się znalazł.
- Masz świadomość tego, że choć Brad nie powiedział w areszcie nic co mogłoby cię obciążyć, to policja znalazła w jego domu całe mnóstwo dowodów, poświadczających za twoją, pozwól, że pokreślę – czynną, homofobią?
Przełknął ślinę. Sam pozbył się wszystkiego, co mogłoby mu w jakiś sposób zaszkodzić, ale rzeczywiście – jeśli Bard regularnie nie czyścił swojego komputera, to u niego z pewnością znajdowało się aż nadto dowodów, żeby postawić go w stan oskarżenia. Nie tylko za ten ich wakacyjny wyczyn. W końcu organizowali różne spotkania, dofinansowywali inne organizacje… nazbierałoby się.
- Może najpierw ustalmy, co Brad robi w więzieniu? – zaczął Mike. - Byłeś na policji? – zapytał Maię z nadzieją, że może chłopak nareszcie poszedł po rozum do głowy.
- Ja nigdzie nie byłem – bąknął.
- A po cóż on miałby donosić na Brada? – prychnął ojciec. – Brad siedzi w areszcie za próbę podpalenia siedziby jakiejś organizacji broniącej praw gejów, czy czegoś takiego. Śmieszne.
- Próbę podpalenia?!
- Byłem przekonany, że brałeś w tym przedsięwzięciu czynny udział – zadeklarował Steven. - Czyli co, nic o tym nie wiedziałeś? – zdumiał się.
- Nie utrzymuję z tym pieprzonym idiotą żadnych kontaktów, odkąd pobił Maię – wycedził za ciskając pięści.
Ojciec wytrzeszczył oczy na młodszego chłopaka, który jęknął jedynie, że przecież nie został pobity i że nic mu nie jest.
– Tak czy inaczej, jeśli policja zacznie grzebać w komputerze Brada, może się okazać, że i na mnie coś znajdą – Mike potwierdził obawy ojca.
- Możecie mi wytłumaczyć, jak to jest w ogóle możliwe? – sapnął mężczyzna ponownie unosząc się gniewem, jakby pewne informacje docierały do niego falowo. - Nie za bardzo rozumiem, jakim cudem mój syn, który jak dotąd nie był w stanie wypowiedzieć słowa „gej”, nie zamieniając go na „pieprzony pedał” - nie żebym pochwalał takie słownictwo - oświadcza mi, że… nie, przepraszam – po prostu przedstawia mi, swojego chłopaka? Pogubiłem się gdzieś pomiędzy – przemówił, wstając by nalać sobie napoczętego wina do czystego kieliszka z witrynki.
- Piłem z gwinta… – zająknął się Maia.
Stary Bates zmierzył go ostrym spojrzeniem i spokojnie dokończył nalewanie trunku, nawet tego nie komentując.
- Wiem, że to się może wydawać… powiedzmy dziwne… Po prostu… Okej! – westchnął. - Za kilka dni kończę dwadzieścia pięć lat, przez ćwierć wieku moje życie było jednym wielkim kłamstwem, oraz wmawianiem sobie i innym, że jestem kimś, kim tak naprawdę nie byłem. Są różne sposoby na wypieranie pewnych oczywistości, u mnie objawiało się to w taki sposób...
Starał się ubrać w proste słowa swój własny dramat. Nie byłby w stanie opowiedzieć o tym co czuł, nawet gdyby spędził w tym pokoju cholerny rok. Nikt kto nie był w takiej sytuacji, nie byłby w stanie tego pojąć.
Na początku, jeszcze bardzo dawno temu, bez problemu odpowiedziałby na pytanie, czy wolałby za rękę złapać koleżankę, czy kolegę. To było najzupełniej naturalnie i wydawało mu się wtedy, że normalne. Najpierw z błędu wyprowadzili go koledzy, gdy dzięki złośliwym śmiechom i docinkom, prędko zrozumiał, jak trzeba się było zachowywać, a czego unikać. Później przyszła pora na ojca, który sprał go pasem, kiedy w dzieciństwie pocałował Jensena.
Z czasem dowiedział się jak określano takich ludzi jak on. Słyszał co o nich mówiono, że to nienormalne… Nie chciał być nienormalny. Obawy narastały, pojawiła się niepewność, bo przecież był jeszcze bardzo młody, coś mu się mogło pomylić. Przecież wcale nie różnił się od swoich rówieśników, był taki jak oni. Nie chciał być wyrzutkiem.
Zbyt wiele myślał o tym kim tak naprawdę był, to z kolei zbudziło agresję. Miał dosyć tego tematu. Chłopcy rozmawiali o dziewczynach, więc i on zaczął. Nauczył się tego. Podobał się koleżankom, nigdy nie narzekał na brak damskiego towarzystwa. Nie czuł się nim skrępowany, bo i nigdy wybitnie mu na nim zależało, przez co kuriozalnie dziewczyny lgnęły do niego chętniej niż do innych i lubiły go.
Ojciec stale karmił go rewelacjami o wyuzdanej i chorej grupie ludzi, mających czelność obnosić się ze swoimi dewiacjami, ksiądz nazywał ich sodomitami - a Mike’owi kiedyś nawet zdarzało się w kościele bywać. Potem poznał Brada, a on wprowadził go w swoje środowisko, które jeszcze skuteczniej budowało w nim wzorowe poglądy człowieka normalnego. W głębi duszy nadal wiedział, ale swoje odczucia spychał tak głęboko w odmęty własnej świadomości, że ośmielały się wypływać jedynie skradzionymi w samotności chwilami. Urywki, strzępy pragnień, atakowały go w chwilach zupełnej bezradności, na przykład tuż przed snem albo kiedy dryfował myślami pod prysznicem. Natychmiast zresztą karcił się za nie, jakby obawiał się, że jakimś cudem ktoś go przejrzy i dowie się jakim jest człowiekiem.
Całe życie toczył ze sobą walkę. W szatni, przy okazji wuefu - by nie spojrzeć na rozebranego kolegę. Na basenie - by starać się obserwować wyłącznie kobiety. Nienawidził samego siebie, gdy podczas walenia sobie konia, rozmyślał o scenie z filmu, wspominając ciało kochanka, a nie kochanki. Miał wrażenie, jakby dźwigał na barkach coraz większy kamień, rosnący z każdym pieprzonym rokiem.
Seks z kobietami był przyjemny, jak to seks, ale nie czerpał z niego tego o czym mówili jego przyjaciele. Nie czuł pasji ani obezwładniającego pożądania. Duże cycki nie robiły na nim wrażenia, a raczej kojarzyły mu się z nadmiarem tłuszczu, jakby kochał się z osobą z nadwagą. Lepsze był drobne, ale mimo to brakowało mu niskich bioder i twardego tyłka. Kurwa. Teraz, gdy już miał porównanie, dosłownie nie mógł uwierzyć, że wytrzymał tak długo i nie zwariował. Chociaż, jeśli wierzyć Mai, to jego psychika wcale nie miała się tak dobrze, jak zakładał. Naprawdę cieszył się, że go miał.
- Tato, jestem przy nim szczęśliwy. Tylko tyle mogę ci powiedzieć – dodał koślawo.
- I to nasz cudowny sąsiad nawrócił cię na homoseksualizm, tak? – warknął mężczyzna popijając wino.
- Jeśli zamierzasz palnąć jakąś głupotą, to zaznaczę na wstępie, że to ja chodziłem za nim. I od zawsze mi się podobał – wypalił. A co, skoro postanowił być nareszcie szczerym… Maia zerknął na niego z ukosa, jakby z pewnego rodzaju zainteresowaniem, choć nadal nieśmiało. - Powtarzałem sobie, że patrzę na niego z nienawiścią, a jednak skrycie go podziwiałem. Kiedy był jeszcze malutki, uważałem, że jest uroczy. Pewnie pamiętasz, jak chciałem się nim zajmować? Kiedy trochę podrósł, od razu zacząłem zauważać, że staje się przystojnym chłopakiem.
Wspomniany chłopak, zarumienił się okropnie i odruchowo spuścił wzrok na kolana. Ojciec natomiast sapał i prychał gniewnie w trakcie jego wypowiedzi, jawnie dając do zrozumienia, że w jego odczuciu, Michael mówił od rzeczy.
- Ile masz lat? – zapytał Mai.
Chłopak z początku się nie odezwał, najwyraźniej nadal lekko zmieszany.
- Słyszałeś mnie? – Steven ponowił pytanie.
- To… nie jest takie proste… - westchnął Maia. – Normalnie odpowiedziałbym, że dwadzieścia dwa, ale jak widzę, mamy dzisiaj taki jakby wieczór zapoznawczy. Jest tak rodzinnie i w ogóle…
- Słucham?!
- We wszystkich dokumentach mam właśnie tyle - wyjaśnił. - Na świecie jestem od siedemnastu. Niespełna.
- Oddaj tę butelkę! - Ot, taka była właśnie pierwsza reakcja pana Bates’a na informację o tym, że ukochany jego syna miał fałszywe dokumenty.
Maia, który nie krępując się wcale, chwilę wcześniej zagarnął resztkę wina (wszak i tak przyznał już, że z niego pił), posłusznie odsunął trunek w stronę starszego mężczyzny.
- Niespełna? – zdziwił się Mike. Był przekonany, że Maia miał skończone siedemnaście lat… Powoli sam zaczynał czuć się niezręcznie z tą wiedzą.
- No co, nie dopytywałeś szczegółowo…
- Boże drogi… - jęknął Steven. – Czy któryś z was może mi powiedzieć co ja mam z tą informacją zrobić?! Mój własny syn… Jak się matka dowie… - mężczyzna zdawał się mówić bardziej do siebie, niż do nich. – Dobrze. Zostawmy to na razie. Jeszcze do tego wrócimy – podkreślił. – Teraz skupmy się na tym, żeby Michael nie trafił za kratki. Scenę z wyrzucaniem cię z domu i wydziedziczeniem odegramy później… - prychnął przygładzając do tyłu fryzurę na żel.
Mike wymienił spojrzenia ze swoim - nareszcie mógł tak o nim myśleć – chłopakiem.
- W razie czego będziesz mieszkał u mnie – oznajmił brunet, wzruszając ramionami od niechcenia.
Mike roześmiał się cicho. Jego chłopak był cudowny.
- Absolutnie, nie ma nawet mowy! – zjeżył się Steven. - Michael ma gdzie mieszkać!
- Ale przecież powiedział pan…
- A co twoim zdaniem miałem powiedzieć?! Życzyć wam szczęścia na nowej drodze życia?! – wykrzyknął ojciec.
- Byłoby bardzo miło… - stwierdził cichutko Maia.
- To jakiś jeden wielki żart – prychnął Steven, kręcąc głową. – To wszystko moja wina. Gdybym tylko poświęcił ci więcej uwagi… Boże drogi – powtórzył.
- Więc… jest jakakolwiek szansa, że nie pójdę siedzieć…? – odważył się wreszcie wtrącić.
- A czym ty się przejmujesz, przecież skoro jesteś… taki, to chyba powinno być w porządku, prawda?! W więzieniach lubią cieplutkich! – rozeźlił się starszy Bates. – Jasna cholera… - westchnął po raz kolejny. – Przepraszam! Poniosło mnie. Po prostu nie mogę tego pojąć! Nie tak cię wychowałem!
- Przecież wychowanie nie ma z tym nic wspólnego!
- Oczywiście, że ma! Gdybym zaczął reagować odpowiednio wcześniej…
- Reagowałeś! Nie pamiętasz?! Do dzisiaj mam blizny na dupie po tamtym laniu! I owszem, bałem się po tym nawet spojrzeć w stronę Jensena, ale absolutnie nie zmieniło to moich upodobań! – wybuchnął.
Steven dopił swoje wino i rozejrzał się po pokoju. Jego wzrok początkowo spoczął na stojaku uzupełnionym różnymi rodzajami podobnego trunku, które Mike zgromadził celem sprostania wymaganiom Mai, ale ostatecznie podniósł się i podszedł do barku, skąd wyciągnął napoczętą whisky. Wyraźnie zadowolony ze swojego odkrycia, zabrał butelkę z bursztynowym płynem i pofatygował się z nią do stołu, wraz z odpowiednią szklanką.
Mężczyzna upił solidnie, po czym zerkając to na Maię, to na swojego syna, skupił ostatecznie wzrok na tym drugim i nadal bawiąc się szklanką, uderzył w drugi temat.
- Arden robi co może, żeby co poniektóre dowody… no cóż, bezpowrotnie zniknęły. Póki co, nie zostały jeszcze zaprotokołowane, a raczej fakt, zostały, ale tylko na papierze i bez potwierdzenia, więc jeśli urobi kolegów to jest szansa na to, że te karteczki gdzieś się zapodzieją. Nie róbcie takich min, panowie. W tej sytuacji jest nam to na rękę. Nie pochwalam, ale kiedyś zrozumiecie… - odkaszlnął znacząco. – Albo i nie, ale jeśli chodzi o własne dzieci, człowiek jest gotowy zrobić wszystko co konieczne, żeby tylko je chronić.
- Ale mówiłeś, że chcesz ze mną ustalać jakieś fakty? – dopytał Mike odnosząc się do wcześniejszych słów ojca.
- I tak by było w sytuacji, gdybyś faktycznie brał czynny udział w tym co zrobił Brad. Skro jednak tak nie było, to chyba nie mamy czego ustalać.
- Wiesz coś więcej, poza tym, że ten drań chciał coś podpalić? Dlaczego wpadł? Ktoś go wsypał? – W sumie Mike nie miał bladego pojęcia o całej sprawie. Domyślał się, że chodziło o to przed czym ostrzegał go Joe, ale mówiąc szczerze zupełnie wyparł tę kwestię.
- Twój przyjaciel…
- Były przyjaciel – przerwał ojcu zdecydowanym tonem.
Mężczyzna przewrócił oczami, ale zaczął raz jeszcze.
- Brad jest idiotą. Oblali tyły budynku i nagle zorientowali się, geniusze, że zabrakło im benzyny na resztę. Panowie udali się… boże drogi… na najbliższą stację benzynową, celem dokupienia brakującego produktu. Natomiast pracownicy stacji zwrócili uwagę na ich dziwaczne zachowanie, podenerwowanie i pośpiech. Myśleli, że chłopcy są naćpani, więc zaalarmowali policję – wyjaśnił. - Twoi byli koledzy zostali złapani na gorącym uczynku, zanim zdołali podłożyć ogień i chyba tylko dlatego Arden łudzi się, że jest jeszcze nadzieja. Gorzej, jeśli raporty z materiału dowodowego, trafią do detektywa prowadzącego sprawę, wcześniej niż on do sumienia swoich kolegów. Wtedy szlag trafi całą nadzieję.
Mike słuchał i nie dowierzał. Z tego co właśnie się dowiedział, Brad stracił te resztki rozumu, którymi śladowo wykazywał się, kiedy ostatni raz rozmawiał z nim osobiście. Ale faktycznie, trochę czasu od tamtej pory minęło.
- Czyli mój los leży w rękach pana Ardena, oraz w chęci współpracy Brada z policją… - podsumował.
- Słowo przeciw słowu mnie nie martwi, z tego zawsze możemy cię wybronić. Bardziej obawiałbym się dowodów rzeczowych – stwierdził ojciec. – Wymienialiście korespondencję z domowych komputerów?
Mike posłał mu udręczone spojrzenie. Jak teraz o tym myślał, nie mógł pojąć jakim cudem czuli się wtedy tak bardzo pewni siebie. Zupełnie jakby nikt nigdy nie mógł im zagrozić. Nawet nie pokusili się o specjalne szyfrowanie swoich danych.
W pomieszczeniu nastała długa cisza, przynajmniej, dopóki Steven nie poniósł się z miejsca.
- Przenocuję w hotelu. Nie będę udawał, że nie domyślam się, że Michael ostatnim razem spał u siebie, pewnie z miesiąc temu…
- Tato…
- Dość, Mike. Nie czuję się gotowy, żeby przeprowadzać z tobą tę rozmowę. Nie akceptuję tego – podkreślił – ale skoro ty jesteś pewny… Mam nadzieję, że w istocie tak jest.
- Mogę wrócić do siebie, naprawdę – wtrącił Maia.
Wyglądał jakby czuł się winny za całą tę sytuację, ale z drugiej strony, na jego twarzy malowała się specyficzna ulga, kiedy zerkał w stronę Mike’a.
- Nie kłopocz się dzieciaku. I mniej pij. Jesteś nieletni, do ciężkiej cholery! - Mężczyzna dopił resztę swojej whisky i skierował się do wyjścia.
- Tato… dziękuję – wykrztusił zakłopotany Mike. – Wiem, że to dla ciebie niełatwe i naprawdę bardzo to doceniam.
- Jeszcze nie wiem, jak zareaguję, kiedy naprawdę to wszystko do mnie dotrze. – Steven zmarszczył czoło, przetarł oczy palcami i odetchnął głęboko. – Uważaj na siebie. Będę cię informował o sprawie.
Klepnął syna w ramię i zatrzasnął za sobą drzwi.
Maia, który wyszedł na korytarz za Michaelem, stanął przed nim z rękami wbitymi w kieszenie swoich luźnych spodni.
- No więc…
Mike spojrzał na niego, a ulga tak wielka jakiej nie byłby sobie w stanie wcześniej wyobrazić, rozciągnęła jego usta w szerokim uśmiechu. Maia wyglądał na uprzejmie zdziwionego, a on po prostu podszedł do niego i objął go mocno, wciskając brodę w ramię chłopaka.
- Teraz już naprawdę jesteś mój – oznajmił mu.
Maia zachichotał, delikatnie głaszcząc go po ramieniu.
- Skoro na serio tego chcesz…
 

10 komentarzy:

  1. No no..się porobiło,ale starszy całkiem nieźle zareagował jak.na homofoba,a może nie całkiem homofob? Muszę to jeszcze rozgryźć. Mam nadzieję że szanowny Małż nie urwał ci glowy i ze użyłaś argumentu ,że to jeszcze nic te 150 PLN bo musi przygotować więcej...dużo więcej 😂😄

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się go przyzwyczajać do tej myśli. Obawiam się, że trauma może być... Prawie mi go żal 😂

      Usuń
  2. Ale supeeeer! Ale mi się mega to podoba :) reakcja ojca pozytywnie mnie zaskoczyła. Dobrze, że próba podpalenia została udaremniona. To zawsze kończy się źle.
    A teraz jeszcze dopytam: z ilu rozdziałów składa się to opowiadanie? :) Muszę koniecznie odnaleźć cię na bezzerze... Tak dawno tam nie wchodziłam, że nawet nie pamiętam jak się dokładnie nazywa, ale dla Ciebie muszę odświeżyć pamięć :D
    Pozdrawiam
    I życzę dużo weny (mentalnie Ci ją wysyłam... Mam nadzieję, że dotrze :P )
    Nao :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, dzięki! Głównie mi czasu brakuje, bo dziwnym zbiegiem okoliczności, odkąd nie muszę chodzić do pracy i siedzę na L4, to wszyscy mi go organizują 😂 Opowiadanie 'kroję' na czuja, więc w rozdziałach trudno powiedzieć. Myślę, że do końca zostało jakoś 1/4 całości ;)

      Usuń
  3. Kupioneeeee! Hura! Nie wytrzymałam i musiałam je przeczytać jak najszybciej :) zaraz zabieram się do dokończenia historii. Dzięki tobie odkryłam, że z beezerem wszystko już w porządku i mogę bezpiecznie nabywać takie cudne historię :D Mam nadzieję, że dużo jeszcze napiszesz. A jak mówisz, że masz czas wolny to tym bardziej!
    Przesyłam mentalnie tonę weny (mam nadzieję, że dotrze :P )
    Pozdrawiam
    Nao

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie :D Ja też mam nadzieję, że uda mi się jeszcze trochę napisać. Ustawiam mentalną antenkę do odbierania fali! ;D Pozdrowienia!

      Usuń
  4. Hej,
    to ja wróciłam ;) no akurat to jestem już po przeczytaniu piętnastego rozdziału, więc jak się uda to w tym tygodniu nadrobię te komentarze... powiem tak Tobie piętnastka mnie wgniotła w fotel... ;) ale o tym później...
    a co do tego rozdziału... to było naprawdę cudownie, bardzo służy im wspólne mieszkanie... miła sielanka, a tutaj ktoś nagle otwiera drzwi kluczem to dla mnie było jasne, że to rodzice no bądź jedno z nich ;) a ta scena jak Mike się przyznał ojcu do tego kim jest i co łączy go z Maia boska, muszę powiedzieć, że zachowanie ojca bardzo mnie zaskoczyło, z jednej strony nie akceptuje acz z drugiej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się! No i oczywiście czekam na późniejsze wrażenia :D
      Pozdrowienia i udanych Mikołajek przy okazji! <3

      Usuń
  5. Hejeczka,
    to bylo cudownie, och służy to im wspólne mieszkanie... i nagle ktoś otwiera drzwi kluczem, no cóż dla mnie było jasne że to jego rodzice bądź tyko jedno z nich... a to scena jak Mike się przyznał do tego co go łączy z Maia boska, muszę powiedzieć że zachowanie ojca mnie zaskoczyło, bo z jednej strony nie akceptuje tego lecz z drugiej tak...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejka,
    cudownie, służy obydwu to wspólne mieszkanie... są w mieszkaniu i nagle ktoś otwiera drzwi kluczem, no cóż jasne bylo, że to jego rodzice bądź tyko jedno z nich... Mike się przyznał do tego co go łączy z Maia, ale jego ojciec i reakcja mile mnie zaskoczyło, bo z jednej strony nie akceptuje tego lecz z drugiej tak...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Ćpun, diler i psychopata - SAIA - cz. 1

 Pierwszy fragment nowego powiadania :) Koniecznie dajcie znać, jakie macie wrażenia po przeczytaniu! ;)   -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-...