Najgorszy cz.9


Hej, co tam u Was? :) Bo ja właśnie oglądam horror, strasznie mi się podoba i okropnie się boję. No to wzięłam komputer na kolana i oglądam zza monitora... Bohaterka ;)
-.-.-.-.-.-.-.-.-.- 


Grudzień

Trząsł się z zimna. Jego ciepła, miękka bluza, leżała sobie spokojnie, zamknięta w bagażniku samochodu. Rano temperatura była kompletnie inna. Kto by przypuszczał, że w tych kilka godzin, aż tak się ochłodzi? Zdradliwa pogoda wystrychnęła go na dudka, jako że przyjemne poranne słońce, podsunęło mu do głowy ten iście genialny pomysł, żeby zostawić auto, a na uczelnię wybrać się piechotą. Nie mógł doczekać się gorącej kawy i grzejącego futra Mickey’a u boku.
Dopiero przed blokiem dostrzegł okutanego w starą kurtkę Maię, który stał na ich na parkingu. Chłopak dosłownie, po prostu tam stał, do tego w dziwnej pozycji, wyglądającej co najmniej tak, jakby zamarł w pół kroku. Wpatrywał się w jeden punkt i o ile Mike dobrze widział, miał delikatnie opuszczoną szczękę. Niepokojące było, że spoglądał w kierunku jego miejsca postojowego.
Przyspieszył kroku, by…
O, kurwa.
Jego piękne, błyszczące auto, było w całości, totalnie w całości, i kiedy mówił, że w całości, miał na myśli całość - szyby, dach i nawet pieprzone koła - wszystko zostało obklejone małymi, jaskrawo-różowymi karteczkami biurowymi. Wyglądało to tak, jakby pokrywała je karykaturalna syrenia łuska. Co gorsza, cały tył samochodu opisany był czerwonym flamastrem:

„Chyba nie przypuszczałeś, że ci odpuszczę? <3”

Zamarł. Angie…
Na domiar złego, Maia odwrócił się w doskonałym momencie, by z jego reakcji bezbłędnie odczytać, że Mike również oglądał ów obraz po raz pierwszy. Chłopak przygryzł wargę, starając się pohamować śmiech.
- Widzę, że jednak zerwałeś ze swoją dziewczyną – odezwał się do niego. – Moje gratulacje.
Mike podszedł do papierowej karoserii. Jak wiele osób zdążyło to zobaczyć? Brakowało już tylko tęczy na szybach! Cholera, to było takie oczywiste! Spojrzał na samochód, na śmiejącego się Maię, znowu na samochód i ponownie na chłopaka… i nagle różowe karteczki przestały go martwić.
Maia nareszcie tu był, nie uciekał na jego widok i nawet z nim rozmawiał. Pieprzyć samochód.
- Pójdziesz ze mną na obiad? Stawiam - wypalił zupełnie bez zastanowienia.
Chłopak rzucił mu rozbawione spojrzenie, jakby nie do końca zarejestrował wystosowaną do niego propozycję. Jego luźna reakcja pozwoliła Mike’owi mniemać, że może brunet nie odrzuci jej na starcie, więc i jemu zachciało się uśmiechać.
- Bo co, innym pewnie wstyd się z tobą pokazać? – zakpił. – Pójdę, ale pod warunkiem, że ozdoby ściągniesz tylko z szyb. Co ty na to? – zapytał z uniesioną brwią.
Mike wydął wargi. Marna próba zniechęcenia go.
- Stoi. Pakuj się – skinął na samochód.
Maia wytrzeszczył oczy, ale faktycznie usadowił się obok siedzenia kierowcy. Przez szybę bacznie obserwował poczynania swojego sąsiada, próbującego na szybko uporać się z przystosowaniem wozu do jazdy. Jak obiecał, oczyścił tylko szyby, lusterka i z grubsza koła.

Usilnie starał się skupiać więcej na drodze, mniej na minach mijanych gapiów. Niektórzy pokazywali ich sobie palcami, inni starali się uwiecznić wóz na zdjęciach. Za to Maia, podśpiewywał spokojnie Ace Of Spades, Motorhead, grające z odtwarzacza.
- Byłeś na policji? – zdecydował zapytać.
Domyślał się odpowiedzi, ale mimo wszystko uważał, że chłopak powinien złożyć doniesienie o napaści.
- Nie chcę o tym gadać – odpowiedział mu. – NIE-chcę! – zaoponował, gdy Mike ponownie zaczynał otwierać usta. – Zresztą już się zagoiło, nie ma sprawy – uciął.
Mike prychnął gniewnie. Rzeczywiście. Jasne, nie było sprawy, poza tym, że jego ex-przyjaciel pobił kogoś, na kim mu zależało. Nadal wolał go nie oglądać. Za każdym razem, gdy tylko nawiedzało go wspomnienie tamtego cholernego popołudnia, jednocześnie miał ochotę krzyczeć, płakać, obejmować Maię i zabijać Brada. Ot kolejna sytuacja, z którą kompletnie sobie nie radził.
- Szukałem cię ostatnio w Poison Ivy.
- Doprawdy? – zainteresował się chłopak.
- Mhm. Nie znalazłem.
- A po co mnie tam szukałeś? Nie bałeś się o swój tyłek?
- Chciałem sprawdzić co z tobą. Wydawało mi się, że celowo mnie unikasz. Martwiłem się… Cholera, naprawdę powinieneś to zgłosić. Drań nie poniósł żadnych konsekwencji! – zdenerwował się otwarcie. – No chyba, że czekasz, aż sam mu ich dostarczę, wtedy wystarczy, że powiesz słowo.
Kątem oka obserwował reakcję Mai. Wyglądał, jakby temat nieco go nużył. W żaden sposób nie odniósł się do jego wypowiedzi. Po prostu ślepo zapatrzył się w szybę.
Do centrum zajechali w milczeniu. Nawet wtedy, gdy Mike starał się wypytać Maię o miejsce, do którego ten chciałby się udać, chłopak dał mu do zrozumienia, że było mu to zupełnie obojętne.
Niełatwo było starać się sprostać oczekiwaniom kogoś, kogo gustu nie znało się nawet w ogólnym przybliżeniu. Mimo to, Mike za wszelką cenę starał się zrobić dobre wrażenie.
W restauracji, w której ostatecznie wylądowali, serwowano chińskie żarcie, ale z tej lepszej kategorii. Zwykle należało zrobić rezerwację z kilkudniowym wyprzedzeniem, ale właściciel znał się dobrze z ojcem Michaela, więc postanowił zaryzykować. W środku było ładne i mieli fachową obsługę, a on chciał, żeby Maia czuł się przy nim jak najbardziej komfortowo. Poza tym, w lokalu podawano uczciwe porcje, a patrząc na swojego sąsiada, Mike wciąż odnosił wrażenie, że chłopak żywił się samym powietrzem i spermą.
Różowy samochód pozostawił na parkingu przed wejściem, a następnie czym prędzej otworzył drzwi przed Maią i wyciągnął dłoń, by pomóc mu wysiąść.
- Kurwa Mike, weź, bo jeszcze pomyślę, że to randka – prychnął chłopak.
Mike wzruszył ramionami.
- I słusznie. Idziemy?
Maia uniósł brwi w konsternacji. Ponownie zmierzył go uważnie z lekko niepewnym uśmiechem.

Ostatecznie okazało się, że nawet nie musiał powoływać się na właściciela, by zaproponowano im wolny stolik. Rzeczywiście zjawili się tu mało obiadową porą, a że szczęśliwie był też środek tygodnia, bez problemu zostali zaproszeni do wyboru preferowanego miejsca.
Korzystając z tej sposobności, usadowili się w kącie za pokaźną palmą, zapewniającą im, jakie takie minimum prywatności. Na ustach Mai czaiła się dziwna, niewypowiedziana złośliwość. Mike nie do końca był pewien o co chodziło, ale zadziornie przygryziona warga, przy nieznacznie uniesionych kącikach ust chłopaka, sprawiała, że miał ochotę się do niej przyssać. Zwłaszcza, że Maia od czasu do czasu oblizywał ją koniuszkiem języka, przez co błyszczała, delikatnie wilgotna.
Poświęcił moment na zastanawianie się, czy chłopak robił to celowo, czy po prostu tak już miał, bowiem wydawało mu się, jakby bez przerwy go uwodził. Zanim kelner doszedł do ich stolika, Mike zdążył pobłogosławić przydługi obrus za ukrycie odznaczającego się pod jego spodniami problemu.
- Bardzo się na ciebie złościła? – zapytał Maia.
- Nie tak bardzo, jak mógłbym się tego spodziewać - odparł zupełnie szczerze.
- Serio? A co jej powiedziałeś? – zdziwił się.
- A jak wnosisz, sądząc po nowym kolorze mojej karoserii? – podpowiedział.
Oczy Mai rozszerzyły się, okolone maleńkimi niteczkami płytkich zmarszczek, zarysowanych w kącikach powiek.
- Poważnie…? Powiedziałeś jej prawdę?
- Na to wygląda – przytaknął.
- Dzień dobry, czy na początek mogę zaproponować coś do picia? – powitał ich kelner, otwierając karty i rozkładając je przed każdym z gości.
- Tak. Coś drogiego! – wypalił Maia, puszczając oko do kelnera.
Mike spłonął rumieńcem, za to mężczyzna, po prostu profesjonalnie przedstawił im serwowane w lokalu trunki, opisując pokrótce każdy z nich.
- Przecież jestem samochodem – wymamrotał do sąsiada widząc, że skupił się głownie na winach.
- Ale nie transformerem, nie przesadzaj. Zamówisz taryfę – ukrócił jego wymówkę, jakby to było coś zupełnie oczywistego - Prosimy wino. Różowe i słodkie jak diabli. Najdroższe – dodał mściwie.
Kelner skinął głową na znak, że zrozumiał, a Mike mimo woli odnotował, że przy tym geście wzrok mężczyzny prześlizgnął się bezczelnie po całej zgrabnej sylwetce Mai, na dłużej zatrzymując się przy jego ponętnych wargach. Chłopak zapewne również to zauważył, z tą różnicą, że on nie zagotował z wściekłości, a jedynie uśmiechnął się uprzejmie, swobodnie przyjmując napastliwe spojrzenie.
Mike odkaszlnął znacząco, usiłując zwrócić na siebie uwagę. Gdy mężczyzna ponownie skupił się na nim, zamówił dużą porcję mięsa, podawanego na gorącym kamieniu lawowym - takim do samodzielnego pieczenia drobno pokrojonych kawałków. Oprócz tego wybrał jeszcze jakieś przystawki i poprosił o pozostawienie im karty deserów.
- Skąd wiesz, że jadam mięso? – obruszył się Maia.
- Bo nikt nie może być zjebany pod każdym względem – objaśnił z satysfakcją. – Jadasz. Widziałem cię kiedyś z burgerem między zębami.
Chłopak prychnął rozbawiony, ale nie zgłosił dalszych uwag, więc kelner skłonił się i nareszcie odszedł.
- Widziałeś mnie również z nieco innym rodzajem mięsa w ustach – nadmienił, wypychając przy tym jasny policzek czubkiem własnego języka.
- Masz na mnie cholernie zły wpływ – westchnął Mike.
Nerwowo przetarł palcami po skroniach. Kurwa. Pełen wzwód w miejscu publicznym. Rewelacja.
- Chyba nie spodziewasz się przeprosin w związku z tym? – Maia wyraźnie czerpał przyjemność ze znęcania się nad nim.
- Nie, raczej nie – potwierdził. - Mogę cię o coś zapytać?
- Jeśli w razie czego mogę nie odpowiadać?
- Brzmi uczciwie – stwierdził. – Powiesz mi co tak naprawdę o mnie myślisz?
Liczył na chwilę refleksji, ewentualnie brak bezpośredniej odpowiedzi albo jakiś zawoalowany unik, ale Maia najwyraźniej nie należał do krygujących się osób. Bez ogródek odpowiedział mu praktycznie od razu.
- Pokrótce jesteś cholernym dupkiem i idiotą Mike, co mam ci innego powiedzieć - zaczął. – W dodatku jebanym homofobem, zagrzebanym w szafie tak głęboko, że będziesz się z niej czołgał przez najbliższych kilka lat, albo i lepiej, o ile w ogóle kiedyś wyściubisz z niej swój przygarbiony nochal. Twoi kumple to banda debili, których zapewne przerasta nawet tabliczka mnożenia – wymieniał, ku udręce rozmówcy. – Na wszystko reagujesz agresją, bo inaczej nie potrafisz, a to dlatego, że jesteś po prostu strasznym tchórzem i…
- Dobrze, już dobrze! Załapałem! Mam wiele wad… - przerwał mu ten porywający wywód. – Jest we mnie cokolwiek, co ci się podoba?
Maia zwinął wargi w lekki dzióbek.
- Jesteś w kurwę seksowny i masz wielkiego – oznajmił spokojnie, patrząc mu przy tym prosto w oczy, za to Mike byłby się zadławił własną śliną.
Szybko upił prawie cały kieliszek wina na raz.
- Eee… dzięki… jak mniemam.
- To nie był komplement, tylko fakt. Niestety.
- Rozumiem, że na komplement dotyczący charakteru się nie doczekam? – zaryzykował. – Nie przepadasz za mną, prawda…? – Nie był pewien, czy chciał usłyszeć odpowiedź. - Chociaż trochę?
- Kto to wie – rzucił oględnie chłopak.
Po tych słowach nastała dłuższa cisza, krótko przerwana podaniem zamówionego jedzenia. Mike gapił się na swojego sąsiada, zastanawiając się jak to możliwe, by ludzkie odczucia mogły zmienić się tak bardzo, w tak krótkim czasie. To co kiedyś wywoływało niechęć, teraz przyciągało jak jakiś cholerny feromon, zaprojektowany specjalnie po to, by go uwodzić. Każdy najmniejszy gest zdawał się przykuwać wzrok, jak latarnia na nocnym morzu. Do podświadomości przedzierały mu się wspomnienia z ich minionych intymnych chwil, i bóg mu świadkiem, że ledwo siedział prosto na samą myśl o nich.
Nie chodziło wcale o to, że Maia kojarzył mu się z cudownym seksem. Przez pragnienie bliskości z nim, rozumiał dosłowną bliskość. Wcale nie chciał zedrzeć z chłopaka ciuchów i tak po prostu go wziąć. - No dobrze, może i chciał! - Ale przynajmniej nie tak od razu. Maia pociągał go całym sobą. Chciał go obejmować, tulić, dotykać, całować… Po prostu odczuwać każdym swoim zmysłem. Czuł się tak cholernie nienasycony…
W głowie Michaela zawitało wspomnienie zapachu delikatnej, jasnej skóry pleców chłopaka. Był to zapach niezwykły, jak cały on zresztą. Lekki, kwiatowy aromat z nutą piżma. Jakby do czegoś doskonale niewinnego, dodano jeden wyraźny, ostrzejszy składnik, zaburzający całą koncepcję, lecz jednocześnie, ów składnik wpasowywał się w całość, dopełniając jej, a tym samym doprowadzając go do szaleństwa. Każdy przebłysk świadomości, że ktoś inny mógł ten zapach poczuć, budziła w nim głuchy sprzeciw, objawiający się niemal fizycznym bólem. Miał świadomość tego, że zaborczością nie był w stanie zmienić ostrożnego podejścia Mai. Nie mógł pozwolić sobie na szantażowanie go - dosłowne czy emocjonalne. Na nic zdałyby się prośby. Nie chciał wyglądać na jeszcze bardziej żałosnego niż teraz. Chciał by chłopak sam go wybrał. Tyle tylko, że nawet gdyby jakimś cudem tak się stało… to co później?
- Dlaczego nie jesz? - wyrwał go z zadumy ciamkający głos Mai. – Przecież dobre.
- Jem – zaoponował, od razu kładąc dwa cieniutkie plastry mięsa na wrzącym kamieniu. Pałeczkami wsunął do ust odrobinę pieczonych warzyw z kiełkami soi. – Po prostu jeszcze się robi.
Chłopak zachichotał pod nosem.
- Potem możemy iść na jakiegoś solidnego burgera, na wypadek jakby ci te kiełki nie wystarczyły – zaproponował wspaniałomyślnie.
- W sumie trochę mnie zaskoczyło, że tak dobrze sobie radzisz z pałeczkami. Lubisz chińskie? – wtrącił Mike, korzystając z okazji do zagadania.
- Może być. Zresztą, tobie się wydaje, że ja nigdy tutaj nie byłem? Fakt, nigdy nie płaciłem, ale nasze wyjście nie jest dla mnie czymś, co miałoby mnie zwalić z nóg, tylko dlatego że dużo wydasz. Znacznie większe wrażenie zrobiłeś wcześniej – dodał, odrobinę opuszczając wzrok. – Chyba ci jeszcze odpowiednio nie podziękowałem za Mickey’a. Sam rozumiesz, nie było okazji… - zawiesił się na moment. - Naprawdę zabrałeś go do siebie? – zapytał z nadzieją.
- Przecież jest mój, oczywiście że go zabrałem – odparł. - I nie masz za co dziękować. Powinieneś go zobaczyć, zamiast tylko pytać. W końcu, gdyby nie ty, to pewnie by nie przeżył. Przyjdziesz? – ożywił się mimowolnie.
Chłopak pokiwał głową.
- Jeśli mogę – mruknął płochliwie.
- Nie oczekuję niczego w zamian – zapewnił go natychmiast. - Nie rób takiej miny, jeśli wolisz, możemy po prostu zabrać go na spacer. Wiesz, na neutralnym gruncie – zasugerował.
- Nie wiem czy to taki dobry pomysł, żebyś się ze mną pokazywał. Sam wiesz, że ludzie mnie kojarzą, a przynajmniej… ci twoi znajomi. Jeszcze mogliby sobie coś pomyśleć. Po co ci to?
- Twoi znajomi też. Zresztą jednych i drugich mam gdzieś – oznajmił, co Maia powitał pełnym politowania, wątłym uśmiechem.
- Jasne…
- Jasne. Przyjdź proszę. Nawet jutro. Możesz też dzisiaj! Pewnie już nigdzie z nim nie wyjdziemy, ale gdybyś tylko chciał… Będzie późno, ale mogę ci pościelić w salonie.
- Tak, bo do siebie mam tak zawrotnie daleko… Musiałbym się pchać autobusem przez pół miasta – zakpił rozbawiony.
- Moglibyśmy zobaczyć jakiś film, i wcale nie musiałbyś się już zbierać. Tak byłoby po prostu wygodniej – bronił swojego pomysłu. - Spokojnie, spałbym u siebie.
- Rzeczywiście, myśl o tobie śpiącym obok, jest dla mnie tak przerażająca, że muszę z tego robić warunek… To po prostu nie ma większego sensu i tyle – dodał spokojniej.

Po tym jak najedli się do syta, Mike zamówił kolejną butelkę. Wino w istocie pomagało się rozluźnić, podobnie jak mdła, leniwa muzyka puszczana w tle i słodki zapach spalanych kadzidełek. Nie takich duszących, ale aromatycznych i przyjemnie pobudzających zmysły.
- Powiesz mi wreszcie, co się wtedy stało? Mam na myśli, kiedy spotkaliśmy się na posterunku – doprecyzował.
Wiedział, że to pytanie mogło pogorszyć atmosferę, ale wyraźnie pamiętał, że tamtego dnia naprawdę się zmartwił.
Jak dotąd wydawało mu się, że całkiem dobrze znał tego chłopaka. Tymczasem, powoli uzmysławiał sobie, że posiadana przez niego opinia ukształtowała się na podstawie krzyków zza ściany. Maia miał rację, kiedy powiedział mu, że tak naprawdę nic o nim nie wiedział, a Mike już dawno zapragnął zmienić ten stan. Chciał dowiedzieć się o swoim sąsiedzie, ile tylko się dało. To dopiero była nowość.
- A ty opowiesz mnie, co tam robiłeś?
Zmieszał się odrobinę. Przecież Maia wiedział…
- Co tu dużo mówić. Miałeś rację, jestem idiotą – przyznał ze skruchą.
Chłopak przewrócił oczami, dając mu do zrozumienia, że walnął oczywistą oczywistością.
- Potrzebowali kogoś do identyfikacji zwłok człowieka, przy którym dorastałem, więc uznali, że się nadam.
- Twój ojczym nie żyje? – zapytał zszokowany.
Nie wiedział co powiedzieć. Maia nie wyglądał jakby temat był dla niego bolesny, ale chyba wypadało okazać wyrozumiałość? Ludzie różnie reagowali na stratę.
- Nie był nim.
- Jak to?
- Chyba nie spodziewasz się, że zacznę ci się nagle zwierzać, co? – Maia parsknął z politowaniem.
Rzeczywiście. Może i mieli nie najgorsze miejsca, ale w popularnej restauracji było dość tłoczno. Zresztą ten pieprzony, gapiący się na Maię kelner, przepastnie go irytował.
- Na pewno nie tutaj – oznajmił więc, podnosząc się z krzesła. - Chodź, pójdziemy się przejść – dodał.
Maia posłał mu pytające spojrzenie.
- Że co? Jeszcze nie dopiłem…
- Mogę prosić?! – zagadnął głośniej do dupkowatego kelnera. – Jeszcze jedną butelkę na wynos i rachunek proszę. Dziękuję!
- Zwariowałeś prawda? – spytał chłopak.
- Tak. Zupełnie – odparł, szczerząc się do niego.

Przechadzali się, powoli pustoszejącymi ulicami, rozmawiając o głupotach i co jakiś czas, wymieniając butelkę drogiego trunku, byle jak owiniętą w serwetkę. Kiedy już udało im się ją opróżnić (co wydarzyło się w zaskakująco szybkim tempie), Maia wspaniałomyślnie zakupił im najtańsze z tanich win w mijanym sklepie całodobowym.
- Wiesz, to nie było tak, że tamten facet mnie wychowywał… - zaczął chłopak, wracając do porzuconego wcześniej tematu.
Przysiedli na około półtorametrowym murku, okalającym nieduży park. Maia oparł plecy o pobliskie drzewo, sadowiąc się wygodnie z prawie pustą butelką, a Mike usiadł obok okrakiem, narzekając przy okazji na towarzystwo męczących owadów, ciągnących do pobliskiej latarni.
Nigdzie się im nie spieszyło i oboje byli już trochę wstawieni. Przystanek był dobrym pomysłem. Co więcej, Mike miał pełną świadomość tego, że za niedługo, kiedy tylko do ich organizmów dotrze ilość spożytych procentów, okaże się, że będą totalnie nawaleni. Póki co, trzymali fason. A przynajmniej pion. Względnie. To już coś.
- Ruben był alfonsem mojej matki.
Mike zachwiał się niebezpiecznie, tracąc równowagę. Szczęśliwie Maia przytrzymał go w porę, zanim zaorał plecami o korzenie podparcia swojego towarzysza.
Nie miał pojęcia o niczym takim. Nigdy nie widział matki Mai. W sumie to faktycznie było nieco dziwne, bo przecież każdy jakąś posiadał, ale w przypadku tego chłopaka, po prostu założył, że… - Nie. Tak naprawdę to nie. Nie zastanawiał się. Nie obchodziło go, czy kobieta nie żyje, czy po prostu go porzuciła. Nigdy ani wtedy, ani teraz, temat ten nie był dla niego ważny. Podobnie jak Maia, dla nikogo, w całym jego życiu. Mike poczuł nieprzyjemne ukłucie gdzieś w okolicach serca.
- Nie wiedziałem, że… nie pomyślałem…
- No raczej. Nie chwaliłem się tym specjalnie. Zresztą, serio, kto by chciał z tobą gadać – zaśmiał się nerwowo.
- Czyli ona… też? – spytał nieśmiało.
Obawiał się wykazać jeszcze większym brakiem taktu niż zazwyczaj. Najwyraźniej miał do tego rzadko spotykany dar.
- Żyje. Czasem nawet pisze listy. Tamci frajerzy myśleli, że jak mnie trzymają, to mogą ją spuścić ze smyczy, bo nie ucieknie bez dzieciaka. Pomylili się. Zwiała, jak tylko uświadomiła sobie, że może. Nie mam do niej pretensji. Dobrze zrobiła. Mieszkanie mam po niej, jeszcze po dziadkach.
Chłopak opowiadał zupełnie beznamiętnie o najważniejszym i najsmutniejszym etapie swojego życia, a Mike pomyślał, że musiałby być jeszcze większym idiotą, niż był w jego oczach, by dać wiarę w tego rodzaju obojętność.
Słuchał go, a niewidzialna pięść coraz mocniej zaciskała mu się na gardle. To wszystko było cholernie niesprawiedliwe. Mieszkali drzwi w drzwi przez całe życie, a jednak los obdarował ich tak różnym startem w dorosłość, jak tylko można było sobie wyobrazić. O niczym nie wiedział. Ani on, ani jego rodzice, ani inni sąsiedzi. Ktoś by to na pewno zgłosił, prawda?
- Nie wiem czemu zdechł. Pewnie się czegoś naćpał. Podobno nie było przesłanek, by sądzić, że ktoś mu pomógł. Chuj mnie to obchodzi.
- Zmuszał cię do tego co teraz robisz? – zapytał, mimo obaw o odpowiedź.
- Na pewno byłem jakąś rekompensatą za Eve. Jeśli się nad tym zastanawiasz, to zacząłem jak tylko byłem w stanie odpowiednio szeroko otworzyć gębę – uświadomił go. - Potem… Potem byłem też w stanie wyjebać go z domu. Nie potrzebowałem gratisowego fundowania komuś rozrywki po godzinach.
Mike ujął dłoń Mai i delikatnie splótł ich palce razem. Gula w gardle urosła mu do tego stopnia, że nie był w stanie zdobyć się na żadne słowo. Chłopak wzdrygnął się zaskoczony, ale nie odtrącił go.
Do tej pory myślał… Cóż, najwyraźniej w ogóle nie myślał. Zakładał, że Maia zaczął się sprzedawać na swoje własne życzenie. Że pewnie nie chciało mu się chodzić do szkoły, albo że buntował się jako dzieciak i wpadł w złe towarzystwo, czy cokolwiek. Kurwa, jak łatwo przyszło mu go ocenić, nie zadając sobie nawet minimum trudu poznawczego.
- Ale się zrobiło poważnie, co nie? – zaśmiał się młodszy chłopak.
- Bo to jest poważne – odparł, wcale się nie rozluźniając. – Maia, czy ty w ogóle jesteś pewny, że jesteś gejem…? Skoro zmusił cię od dziecka… Skoro nie znasz czegoś innego, to skąd możesz wiedzieć? – uświadomił sobie nagle.
- Błagam cię… Myślisz, że nigdy nie spróbowałem? Być może sam zauważyłeś, a jeśli nie, to informuję cię, że nie jestem na tyle paskudny, żeby nie podobać się dziewczynom. Kiedyś spotykałem się z taką jedną. Była ładna, miła, a ja potrzebowałem czasem kogoś, z kim mógłbym pogadać o czymś zwyczajnym, nie tyko o pieprzeniu. No więc, jak to w przypadku dzieciaków bywa, nie minęło wiele czasu, by chciała iść ze mną do łóżka. Tyle że ja już na tym etapie wiedziałem doskonale, że nie jestem w stanie tego zrobić. Nie pociągała mnie.
- Może akurat ona nie była w twoim typie?
- Ty jesteś w moim typie, idioto. Zauważyłeś u siebie cycki? - Mike zarumienił się jak piwonia. Maia naprawdę zawsze mówił to co myślał. – Chciał oddawać mnie też kobietom. Mam na myśli, jak już trochę podrosłem. Też uznał, że to będzie dla mnie lepsze, ale nie byłem w stanie zmusić się nawet za kasę. Znaczy, niby może dałbym radę, czysto fizycznie… Tyle, że no wiesz... Kobieta zawsze może postękać i poudawać. Ja sztywnego chuja nie poudaję.
- Okej, okej! Łapię! – Mike prędko zaoponował przed resztą szczegółów.
- Opornie, jak widzę.
- Po prostu… Cały czas ten temat jest dla mnie… trudny.
- A tak, trauma przed kolorowymi dildo na paradach – podłapał chłopak.
- No, nie powiesz mi, że to jest normalne! Bez względu na pobudki, intencje, czy być może, niech ci będzie - na efekt, na jaki przekłada się to wszystko w opinii publicznej – podjął. – Półnagi facet z tęczą na plecach, nie powinien być oglądany przez dzieci w telewizji… Mówię czysto etycznie! Nie chodzi o moją homofobię, czy…
- Ale cycki tancerek na festiwalu w Rio, to już bez problemu, co nie? – przerwał mu Maia.
I znowu miał cholerną rację.
- No dobra, a ty? Spowiadaj się – rozkazał, szturchając go palcem w bok.
- A ja… oficjalnie zostałem oskarżonym o homofobię pedałem – wzdrygnął się na dźwięk własnych słow. - Na początku nie było sprawy, ale policja wykombinowała jakiegoś świadka, więc jak dobrze pójdzie to jeszcze mnie za to zamkną.
- Pojebane.
- Zamkną mnie całkiem słusznie – podsumował.
- No raczej. Przecież mówiłem ci, że kawał z ciebie skretyniałego dupka.
Maia zeskoczył z murka i nie puszczając dłoni Michaela, pociągnął go za sobą.
- Wracajmy już, okej? Robi się zimno i w ogóle.
- Chcesz moją bluzę? – zaoferował, rozpinając się. Faktycznie ochłodziło się znacznie, odkąd się spotkali, a przecież Maia miał na sobie tylko tę starą kurtkę.
Chłopak zerknął na niego z ukosa. W oczach zaiskrzyły mu granatowe chochliki, będące odbiciem jego czarnych włosów w popielatych tęczówkach.
- Chyba tylko po to, żebym mógł podziwiać cię bez niej – odparł. - Zgoda, dawaj! - powiedział po chwili, jakby przekonał sam siebie, po czym od razu wyciągnął dłoń po ubranie.
Mike nie mógł się nie uśmiechnąć. Maia był cudowny.

Szli powoli, nadal trzymając się za dłonie. Był zbyt pijany, żeby o tym myśleć, a jego towarzysz już dawno przestał zauważać krzywe spojrzenia, koncentrujące się na jego osobie.
- Nie chciałbyś z tego zrezygnować? Skończyć szkołę, znaleźć normalną pracę…?
- Pewnie – potwierdził. - Szkoda, że przy okazji trzeba mieć jeszcze co jeść. Nie za miesiąc, po pierwszej wypłacie, tylko dzisiaj i jutro. To nie jest takie proste jak ci się wydaje – uśmiechnął się pod nosem. – Mam jeszcze długi po mojej mamusi.
            Mike przełknął ślinę.
            - Więc dam ci kasę. Możesz nawet uznać to za pożyczkę. Kiedyś mi oddasz. Spłacimy twoje długi, znajdziesz pracę…
            - Daruj sobie. Nic od ciebie nie chcę. Spodziewasz się, że nie wiem kim dla ciebie jestem? Nie potrzebuję łaski. Daję sobie radę.
            - Rzeczywiście! – zirytował się Mike. – Sprzedając się byle komu!
            - Bingo! I tutaj mamy przykład twojego prawdziwego zdania na mój temat. Nie oszukuję się. Nie mówię, że nie masz racji. Jestem tym kim jestem, a tego już nigdy nie zmienię. Po prostu nie rób z nas Romea i Julii. To żałosne.
            - Chyba bardziej Pretty Woman?
            - Spierdalaj, dupku!
            Mike zasępił się nieco. Nie chciał go obrażać, ale cholernie ciężko było rozmawiać o zajęciu Mai, nie nadając swoim wypowiedziom takiego wydźwięku. Do tej pory nie szczędził mu przykrych, częściej nawet wulgarnych słów. Trudno było się przestawić.
            - A jeśli zarezerwuję sobie twój czas? – zdecydował zapytać. – Nie chcesz mojej pomocy, w porządku, rozumiem. Ale chyba mogę umówić się z tobą jak każdy inny klient? Na przykład… codziennie?
- Nie – padła cicha odpowiedź.
- Dlaczego nie?!
Chłopak spojrzał na niego z nieoczekiwanym wyrzutem.
            - Z żadnym klientem nie spotykam się więcej, niż trzy razy. Potem tworzą się niepotrzebne oczekiwania, czy jeszcze gorzej – nadzieje – wytłumaczył.
            - Bzdura, teraz to wymyśliłeś! – oburzył się Mike.
Niektórych jego klientów sam widywał znacznie częściej!
            - Nieprawda. Owszem, to nowa reguła, ale nie powstała bez powodu. Trzymam się jej od jakiegoś czasu, więc sam rozumiesz.
            - Świetnie! – Mike poczuł jak burzy się w nim krew. – A więc mam jeszcze jeden raz do wykorzystania i chcę przyjść jutro – odpowiedział natychmiast.
            - Trzy razy Mike! A my…
            - Dwa! – wtrącił, nie dając mu dokończyć. – Tamten trzeci się nie liczy. Sam to powiedziałeś. Nie byłem wtedy klientem, bo ty też tego chciałeś, a może nie? Jako klient mam prawo do swojego trzeciego razu!
            Musiał zrobić coś, by wreszcie zmienić życie Mai. Nawet jeśli miałoby to być wbrew jego woli.
            - To będzie ostatni raz – uprzedził, zirytowany chłopak.
            - Ostatni seks. Rozumiem. - Miał już swój plan. – Pięć stów.
            Maia zmieszał się wyraźnie.
            - Tak naprawdę, to nie biorę aż tyle… - przyznał. – Wtedy po prostu chciałem żebyś sobie poszedł…
            - Dostaniesz pięć – sapnął Mike, splatając ich palce mocniej ze sobą.
            Nie chciał go oddawać. Nie chciał się nim z nikim dzielić.
           
            Gdy wreszcie dotarli do domu, było już naprawdę późno. Latarnie rzucały złowrogą poświatę, kładącą się cieniem na samochodach i krzewach wokoło budynku, w którym mieszkali. Mike’owi szumiało w głowie. Gdyby nie alkohol, pewnie trząsłby się z zimna znacznie bardziej niż popołudniem. Jego kroki już dawno zaczęły stawać się niespójne, raz szybsze, raz wolniejsze, a raz kompletnie stracił równowagę, potknął się i całkiem umyślnie wpadał na prowadzącego go Maię. Co ciekawe, chłopak trzymał się znacznie lepiej od niego.
            - Nie chcę jeszcze wracać – poskarżył się na głos. – Przyjdziesz do mnie? – zapytał z nadzieją. – Nie ustaliliśmy tego ostatecznie.
            - Poważnie chcesz mnie przelecieć jeszcze dzisiaj? – prychnął Maia.
            - Ani mi to do głowy nie przyszło! – zaperzył się.
            - W sumie, to nawet trochę szkoda… - wymruczał zalotnie chłopak.
            - Hmm? To znaczy, jeśli byś chciał…
Ku uciesze Mai, Mike prawie wywalił się na tych kilku stopniach, prowadzących na ich wspólny korytarz.
            - Wytrzymam do wieczora – oznajmił chłopak, a gdy tylko dotarli pod drzwi, nachylił się do niego. - Tak naprawdę, to nawet cię lubię – wyszeptał. – Mam nadzieję, że jak wytrzeźwiejesz to nie będziesz tego pamiętał… i w sumie, że ja też nie – zaśmiał się uroczo.
Później świat musiał stanąć na głowie, bo Maia wpił się gwałtowanie w usta Michaela, całując go ze wszystkich sił. Na reakcję czekać nie musiał. Mike objął go szczelnie, od razu unosząc szczupłe ciało chłopaka nad ziemię. Westchnął przeciągle, gdy ten zaplótł mu nogi na biodrach. Jego organizm wyrzucał nieskończone pokłady endorfin, upajając go jeszcze mocniej od alkoholu.
Odruchowo obrócił ich sploty w taki sposób, by oprzeć plecy Mai o drzwi mieszkania. Na ślepo próbował namacać zamek, ale błądzące po jego karku, drobne dłonie, skutecznie utrudniały mu zadanie. Właściwie, to kompletnie uniemożliwiały mu myślenie, blokując wszystko poza potrzebą napierania, coraz bardziej, coraz mocniej na drobne ciało kochanka. Chciał go już teraz.
Do rzeczywistości przywołał go dopiero ból pękającej dolnej wargi, kiedy to Maia wgryzł się w nią, pozostawiając po sobie krwawy ślad. Poczuł nieprzyjemny, rdzawy posmak.
- Auć! Za co to? – wykrztusił zadyszany.
- Za wszystko! – Maia wyszczerzył się w odpowiedzi.
Był doskonały. Chyba już wspominał?
Wbił w niego rozmarzone spojrzenie. Przynajmniej, dopóki chłopak nie wyswobodził się z jego objęć i nie umknął pod własne drzwi. Wtedy wzrok Michaela stał się bardziej tęskny i nieco rozczarowany.
- Pozdrów ode mnie Mickey’a! – rzucił brunet, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Jak ty możesz… - stęknął za nim boleśnie.
Zza drzwi dobiegł go cichutki chichot.

4 komentarze:

  1. Chyba wczoraj zasnęłam i nie doczekałam rozdziału a tu takie rzeczy sie dziejo ,że ło matko bosko😁 nie lubię komentować tekstu opowiadania bo każdy kto czyta wie o co kaman,a ja nie chcę się bawić w psychologa i rozkładać na czesci pierwsze bohaterów. Najważniejsze jest to, ze to opowiadanie jest super, hiper,mega . Nie czuję się uprawniona do wydawania opini na temat tego czy to opowiadanie jest dobre-złe,mogę tylko powiedziec co mi sie podoba. Twoj styl odpowiada mojemu gustowi,bez zadęcia,bez rozległego opisywania "natury" jest akcja i do przodu. Język bohaterów jest tak naturalny,że to sprawia ,ze to opowiadanie jest "prawdziwe" czytam dużo m/m i tlumaczen i czasami zastanawiam sie "ale o so chosi?"Tutaj nie musze sie zastanawiać, prowadzisz czytelnika jasną i prostą drogą i to wlasnie lubię. Slowo "na niedzielę" pisz kobito,pisz! Jestes w tym dobra!(oczywiście zazdraszczam bo nie mam takiego daru)
    P.S Jak sie czuje mamusia?🤩

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, bardzo Ci dziękuję! ;* Mam nadzieję, że moje następne wypociny nie zawiodą (zaczynam odczuwać brzemię odpowiedzialności!) ;D U nas wkroczył już piąty miesiąc dwupaku. Larwa względnie grzeczna - ja nie mam pojęcia po kim on to ma, bo przecież miał szanse na same kiepskie wzorce genów ^^

      Usuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, o matko ale się dzieje tutaj... ozdobiony samochód pięknie, ale zachwyca mnie to, że samochód stał się mniej ważny przy Mita znamy także przeszłość i dlaczego robi to co robi, ale ciekawe na jaki plan wpadł Michael...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, o matko ale się dzieje tutaj... ozdobiony samochód cudnie, ale co najważniejsze cieszę się, że samochód stał się mniej ważny przy Mita... poznaliśmy także przeszłość i dlaczego robi to co robi.... ale ciekawe na jaki plan wpadł Michael...
    weny życzę...
    Pozdrawiam Basia

    OdpowiedzUsuń

Ćpun, diler i psychopata - SAIA - cz. 1

 Pierwszy fragment nowego powiadania :) Koniecznie dajcie znać, jakie macie wrażenia po przeczytaniu! ;)   -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-...