Hej, co tam u Was? :) Bo ja właśnie oglądam horror, strasznie mi się podoba i okropnie się boję. No to wzięłam komputer na kolana i oglądam zza monitora... Bohaterka ;)
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Grudzień
Trząsł się z zimna. Jego ciepła,
miękka bluza, leżała sobie spokojnie, zamknięta w bagażniku samochodu.
Rano temperatura była kompletnie inna. Kto by przypuszczał, że w tych kilka
godzin, aż tak się ochłodzi? Zdradliwa pogoda wystrychnęła go na dudka, jako że
przyjemne poranne słońce, podsunęło mu do głowy ten iście genialny pomysł, żeby
zostawić auto, a na uczelnię wybrać się piechotą. Nie mógł doczekać się gorącej
kawy i grzejącego futra Mickey’a u boku.
Dopiero przed blokiem
dostrzegł okutanego w starą kurtkę Maię, który stał na ich na parkingu. Chłopak
dosłownie, po prostu tam stał, do tego w dziwnej pozycji, wyglądającej co
najmniej tak, jakby zamarł w pół kroku. Wpatrywał się w jeden punkt i o ile
Mike dobrze widział, miał delikatnie opuszczoną szczękę. Niepokojące było, że
spoglądał w kierunku jego miejsca postojowego.
Przyspieszył kroku, by…
O, kurwa.
Jego piękne, błyszczące
auto, było w całości, totalnie w całości, i kiedy mówił, że w całości,
miał na myśli całość - szyby, dach i nawet pieprzone koła - wszystko zostało obklejone
małymi, jaskrawo-różowymi karteczkami biurowymi. Wyglądało to tak, jakby
pokrywała je karykaturalna syrenia łuska. Co gorsza, cały tył samochodu opisany
był czerwonym flamastrem:
„Chyba nie przypuszczałeś, że ci odpuszczę? <3”
Zamarł. Angie…
Na domiar złego, Maia
odwrócił się w doskonałym momencie, by z jego reakcji bezbłędnie odczytać, że
Mike również oglądał ów obraz po raz pierwszy. Chłopak przygryzł wargę, starając
się pohamować śmiech.
- Widzę, że jednak zerwałeś
ze swoją dziewczyną – odezwał się do niego. – Moje gratulacje.
Mike podszedł do papierowej
karoserii. Jak wiele osób zdążyło to zobaczyć? Brakowało już tylko tęczy na
szybach! Cholera, to było takie oczywiste! Spojrzał na samochód, na śmiejącego
się Maię, znowu na samochód i ponownie na chłopaka… i nagle różowe
karteczki przestały go martwić.
Maia nareszcie tu był, nie uciekał
na jego widok i nawet z nim rozmawiał. Pieprzyć samochód.
- Pójdziesz ze mną na obiad?
Stawiam - wypalił zupełnie bez zastanowienia.
Chłopak rzucił mu
rozbawione spojrzenie, jakby nie do końca zarejestrował wystosowaną do niego
propozycję. Jego luźna reakcja pozwoliła Mike’owi mniemać, że może brunet nie
odrzuci jej na starcie, więc i jemu zachciało się uśmiechać.
- Bo co, innym pewnie wstyd
się z tobą pokazać? – zakpił. – Pójdę, ale pod warunkiem, że ozdoby ściągniesz
tylko z szyb. Co ty na to? – zapytał z uniesioną brwią.
Mike wydął wargi. Marna
próba zniechęcenia go.
- Stoi. Pakuj się – skinął
na samochód.
Maia wytrzeszczył oczy, ale
faktycznie usadowił się obok siedzenia kierowcy. Przez szybę bacznie obserwował
poczynania swojego sąsiada, próbującego na szybko uporać się z przystosowaniem
wozu do jazdy. Jak obiecał, oczyścił tylko szyby, lusterka i z grubsza koła.
Usilnie starał się skupiać więcej
na drodze, mniej na minach mijanych gapiów. Niektórzy pokazywali ich sobie
palcami, inni starali się uwiecznić wóz na zdjęciach. Za to Maia, podśpiewywał
spokojnie Ace Of Spades, Motorhead,
grające z odtwarzacza.
- Byłeś na policji? – zdecydował
zapytać.
Domyślał się odpowiedzi,
ale mimo wszystko uważał, że chłopak powinien złożyć doniesienie o napaści.
- Nie chcę o tym gadać – odpowiedział
mu. – NIE-chcę! – zaoponował, gdy Mike ponownie zaczynał otwierać usta. – Zresztą
już się zagoiło, nie ma sprawy – uciął.
Mike prychnął gniewnie.
Rzeczywiście. Jasne, nie było sprawy, poza tym, że jego ex-przyjaciel pobił
kogoś, na kim mu zależało. Nadal wolał go nie oglądać. Za każdym razem, gdy
tylko nawiedzało go wspomnienie tamtego cholernego popołudnia, jednocześnie
miał ochotę krzyczeć, płakać, obejmować Maię i zabijać Brada. Ot kolejna sytuacja,
z którą kompletnie sobie nie radził.
- Szukałem cię ostatnio w
Poison Ivy.
- Doprawdy? – zainteresował
się chłopak.
- Mhm. Nie znalazłem.
- A po co mnie tam
szukałeś? Nie bałeś się o swój tyłek?
- Chciałem sprawdzić co z
tobą. Wydawało mi się, że celowo mnie unikasz. Martwiłem się… Cholera, naprawdę
powinieneś to zgłosić. Drań nie poniósł żadnych konsekwencji! – zdenerwował się
otwarcie. – No chyba, że czekasz, aż sam mu ich dostarczę, wtedy wystarczy, że
powiesz słowo.
Kątem oka obserwował
reakcję Mai. Wyglądał, jakby temat nieco go nużył. W żaden sposób nie odniósł
się do jego wypowiedzi. Po prostu ślepo zapatrzył się w szybę.
Do centrum zajechali w
milczeniu. Nawet wtedy, gdy Mike starał się wypytać Maię o miejsce, do którego ten
chciałby się udać, chłopak dał mu do zrozumienia, że było mu to zupełnie
obojętne.
Niełatwo było starać się
sprostać oczekiwaniom kogoś, kogo gustu nie znało się nawet w ogólnym
przybliżeniu. Mimo to, Mike za wszelką cenę starał się zrobić dobre wrażenie.
W restauracji, w której ostatecznie
wylądowali, serwowano chińskie żarcie, ale z tej lepszej kategorii. Zwykle
należało zrobić rezerwację z kilkudniowym wyprzedzeniem, ale właściciel znał
się dobrze z ojcem Michaela, więc postanowił zaryzykować. W środku było ładne i
mieli fachową obsługę, a on chciał, żeby Maia czuł się przy nim jak najbardziej
komfortowo. Poza tym, w lokalu podawano uczciwe porcje, a patrząc na swojego
sąsiada, Mike wciąż odnosił wrażenie, że chłopak żywił się samym powietrzem i
spermą.
Różowy samochód pozostawił na
parkingu przed wejściem, a następnie czym prędzej otworzył drzwi przed Maią
i wyciągnął dłoń, by pomóc mu wysiąść.
- Kurwa Mike, weź, bo jeszcze
pomyślę, że to randka – prychnął chłopak.
Mike wzruszył ramionami.
- I słusznie. Idziemy?
Maia uniósł brwi w
konsternacji. Ponownie zmierzył go uważnie z lekko niepewnym uśmiechem.
Ostatecznie okazało się, że
nawet nie musiał powoływać się na właściciela, by zaproponowano im wolny stolik.
Rzeczywiście zjawili się tu mało obiadową porą, a że szczęśliwie był też środek
tygodnia, bez problemu zostali zaproszeni do wyboru preferowanego miejsca.
Korzystając z tej
sposobności, usadowili się w kącie za pokaźną palmą, zapewniającą im, jakie
takie minimum prywatności. Na ustach Mai czaiła się dziwna, niewypowiedziana
złośliwość. Mike nie do końca był pewien o co chodziło, ale zadziornie
przygryziona warga, przy nieznacznie uniesionych kącikach ust chłopaka,
sprawiała, że miał ochotę się do niej przyssać. Zwłaszcza, że Maia od czasu do
czasu oblizywał ją koniuszkiem języka, przez co błyszczała, delikatnie wilgotna.
Poświęcił moment na
zastanawianie się, czy chłopak robił to celowo, czy po prostu tak już miał,
bowiem wydawało mu się, jakby bez przerwy go uwodził. Zanim kelner doszedł do
ich stolika, Mike zdążył pobłogosławić przydługi obrus za ukrycie
odznaczającego się pod jego spodniami problemu.
- Bardzo się na ciebie złościła?
– zapytał Maia.
- Nie tak bardzo, jak mógłbym
się tego spodziewać - odparł zupełnie szczerze.
- Serio? A co jej
powiedziałeś? – zdziwił się.
- A jak wnosisz, sądząc po
nowym kolorze mojej karoserii? – podpowiedział.
Oczy Mai rozszerzyły się,
okolone maleńkimi niteczkami płytkich zmarszczek, zarysowanych w kącikach
powiek.
- Poważnie…? Powiedziałeś
jej prawdę?
- Na to wygląda –
przytaknął.
- Dzień dobry, czy na
początek mogę zaproponować coś do picia? – powitał ich kelner, otwierając karty
i rozkładając je przed każdym z gości.
- Tak. Coś drogiego! – wypalił
Maia, puszczając oko do kelnera.
Mike spłonął rumieńcem, za to
mężczyzna, po prostu profesjonalnie przedstawił im serwowane w lokalu trunki,
opisując pokrótce każdy z nich.
- Przecież jestem
samochodem – wymamrotał do sąsiada widząc, że skupił się głownie na winach.
- Ale nie transformerem,
nie przesadzaj. Zamówisz taryfę – ukrócił jego wymówkę, jakby to było coś zupełnie
oczywistego - Prosimy wino. Różowe i słodkie jak diabli. Najdroższe – dodał
mściwie.
Kelner skinął głową na
znak, że zrozumiał, a Mike mimo woli odnotował, że przy tym geście wzrok mężczyzny
prześlizgnął się bezczelnie po całej zgrabnej sylwetce Mai, na dłużej zatrzymując
się przy jego ponętnych wargach. Chłopak zapewne również to zauważył, z tą
różnicą, że on nie zagotował z wściekłości, a jedynie uśmiechnął się
uprzejmie, swobodnie przyjmując napastliwe spojrzenie.
Mike odkaszlnął znacząco,
usiłując zwrócić na siebie uwagę. Gdy mężczyzna ponownie skupił się na nim,
zamówił dużą porcję mięsa, podawanego na gorącym kamieniu lawowym - takim do
samodzielnego pieczenia drobno pokrojonych kawałków. Oprócz tego wybrał jeszcze
jakieś przystawki i poprosił o pozostawienie im karty deserów.
- Skąd wiesz, że jadam mięso?
– obruszył się Maia.
- Bo nikt nie może być
zjebany pod każdym względem – objaśnił z satysfakcją. – Jadasz. Widziałem cię
kiedyś z burgerem między zębami.
Chłopak prychnął
rozbawiony, ale nie zgłosił dalszych uwag, więc kelner skłonił się i nareszcie
odszedł.
- Widziałeś mnie również z
nieco innym rodzajem mięsa w ustach – nadmienił, wypychając przy tym jasny
policzek czubkiem własnego języka.
- Masz na mnie cholernie zły wpływ – westchnął
Mike.
Nerwowo przetarł palcami po
skroniach. Kurwa. Pełen wzwód w miejscu publicznym. Rewelacja.
- Chyba nie spodziewasz się
przeprosin w związku z tym? – Maia wyraźnie czerpał przyjemność ze
znęcania się nad nim.
- Nie, raczej nie –
potwierdził. - Mogę cię o coś zapytać?
- Jeśli w razie czego mogę
nie odpowiadać?
- Brzmi uczciwie – stwierdził.
– Powiesz mi co tak naprawdę o mnie myślisz?
Liczył na chwilę refleksji,
ewentualnie brak bezpośredniej odpowiedzi albo jakiś zawoalowany unik, ale
Maia najwyraźniej nie należał do krygujących się osób. Bez ogródek odpowiedział
mu praktycznie od razu.
- Pokrótce jesteś cholernym
dupkiem i idiotą Mike, co mam ci innego powiedzieć - zaczął. – W dodatku
jebanym homofobem, zagrzebanym w szafie tak głęboko, że będziesz się z niej
czołgał przez najbliższych kilka lat, albo i lepiej, o ile w ogóle kiedyś
wyściubisz z niej swój przygarbiony nochal. Twoi kumple to banda debili, których
zapewne przerasta nawet tabliczka mnożenia – wymieniał, ku udręce rozmówcy. – Na
wszystko reagujesz agresją, bo inaczej nie potrafisz, a to dlatego, że jesteś
po prostu strasznym tchórzem i…
- Dobrze, już dobrze!
Załapałem! Mam wiele wad… - przerwał mu ten porywający wywód. – Jest we mnie
cokolwiek, co ci się podoba?
Maia zwinął wargi w lekki
dzióbek.
- Jesteś w kurwę seksowny i
masz wielkiego – oznajmił spokojnie, patrząc mu przy tym prosto w oczy, za to Mike
byłby się zadławił własną śliną.
Szybko upił prawie cały
kieliszek wina na raz.
- Eee… dzięki… jak mniemam.
- To nie był komplement,
tylko fakt. Niestety.
- Rozumiem, że na
komplement dotyczący charakteru się nie doczekam? – zaryzykował. – Nie
przepadasz za mną, prawda…? – Nie był pewien, czy chciał usłyszeć odpowiedź. - Chociaż
trochę?
- Kto to wie – rzucił
oględnie chłopak.
Po tych słowach nastała
dłuższa cisza, krótko przerwana podaniem zamówionego jedzenia. Mike gapił się
na swojego sąsiada, zastanawiając się jak to możliwe, by ludzkie odczucia mogły
zmienić się tak bardzo, w tak krótkim czasie. To co kiedyś wywoływało niechęć,
teraz przyciągało jak jakiś cholerny feromon, zaprojektowany specjalnie po to, by
go uwodzić. Każdy najmniejszy gest zdawał się przykuwać wzrok, jak latarnia na
nocnym morzu. Do podświadomości przedzierały mu się wspomnienia z ich minionych
intymnych chwil, i bóg mu świadkiem, że ledwo siedział prosto na samą myśl
o nich.
Nie chodziło wcale o to, że
Maia kojarzył mu się z cudownym seksem. Przez pragnienie bliskości z nim, rozumiał
dosłowną bliskość. Wcale nie chciał zedrzeć z chłopaka ciuchów i tak po
prostu go wziąć. - No dobrze, może i chciał! - Ale przynajmniej nie tak od razu.
Maia pociągał go całym sobą. Chciał go obejmować, tulić, dotykać, całować… Po
prostu odczuwać każdym swoim zmysłem. Czuł się tak cholernie nienasycony…
W głowie Michaela zawitało
wspomnienie zapachu delikatnej, jasnej skóry pleców chłopaka. Był to zapach
niezwykły, jak cały on zresztą. Lekki, kwiatowy aromat z nutą piżma. Jakby do
czegoś doskonale niewinnego, dodano jeden wyraźny, ostrzejszy składnik,
zaburzający całą koncepcję, lecz jednocześnie, ów składnik wpasowywał się w
całość, dopełniając jej, a tym samym doprowadzając go do szaleństwa. Każdy
przebłysk świadomości, że ktoś inny mógł ten zapach poczuć, budziła w nim
głuchy sprzeciw, objawiający się niemal fizycznym bólem. Miał świadomość tego,
że zaborczością nie był w stanie zmienić ostrożnego podejścia Mai. Nie mógł pozwolić
sobie na szantażowanie go - dosłowne czy emocjonalne. Na nic zdałyby się
prośby. Nie chciał wyglądać na jeszcze bardziej żałosnego niż teraz. Chciał by
chłopak sam go wybrał. Tyle tylko, że nawet gdyby jakimś cudem tak się stało… to
co później?
- Dlaczego nie jesz? - wyrwał
go z zadumy ciamkający głos Mai. – Przecież dobre.
- Jem – zaoponował, od razu
kładąc dwa cieniutkie plastry mięsa na wrzącym kamieniu. Pałeczkami wsunął do
ust odrobinę pieczonych warzyw z kiełkami soi. – Po prostu jeszcze się robi.
Chłopak zachichotał pod
nosem.
- Potem możemy iść na
jakiegoś solidnego burgera, na wypadek jakby ci te kiełki nie wystarczyły –
zaproponował wspaniałomyślnie.
- W sumie trochę mnie
zaskoczyło, że tak dobrze sobie radzisz z pałeczkami. Lubisz chińskie? – wtrącił
Mike, korzystając z okazji do zagadania.
- Może być. Zresztą, tobie
się wydaje, że ja nigdy tutaj nie byłem? Fakt, nigdy nie płaciłem, ale nasze
wyjście nie jest dla mnie czymś, co miałoby mnie zwalić z nóg, tylko dlatego że
dużo wydasz. Znacznie większe wrażenie zrobiłeś wcześniej – dodał, odrobinę opuszczając
wzrok. – Chyba ci jeszcze odpowiednio nie podziękowałem za Mickey’a. Sam
rozumiesz, nie było okazji… - zawiesił się na moment. - Naprawdę zabrałeś go do
siebie? – zapytał z nadzieją.
- Przecież jest mój,
oczywiście że go zabrałem – odparł. - I nie masz za co dziękować. Powinieneś go
zobaczyć, zamiast tylko pytać. W końcu, gdyby nie ty, to pewnie by nie
przeżył. Przyjdziesz? – ożywił się mimowolnie.
Chłopak pokiwał głową.
- Jeśli mogę – mruknął
płochliwie.
- Nie oczekuję niczego w
zamian – zapewnił go natychmiast. - Nie rób takiej miny, jeśli wolisz, możemy
po prostu zabrać go na spacer. Wiesz, na neutralnym gruncie – zasugerował.
- Nie wiem czy to taki dobry
pomysł, żebyś się ze mną pokazywał. Sam wiesz, że ludzie mnie kojarzą, a przynajmniej…
ci twoi znajomi. Jeszcze mogliby sobie coś pomyśleć. Po co ci to?
- Twoi znajomi też. Zresztą
jednych i drugich mam gdzieś – oznajmił, co Maia powitał pełnym politowania,
wątłym uśmiechem.
- Jasne…
- Jasne. Przyjdź proszę. Nawet
jutro. Możesz też dzisiaj! Pewnie już nigdzie z nim nie wyjdziemy, ale gdybyś tylko
chciał… Będzie późno, ale mogę ci pościelić w salonie.
- Tak, bo do siebie mam tak
zawrotnie daleko… Musiałbym się pchać autobusem przez pół miasta – zakpił
rozbawiony.
- Moglibyśmy zobaczyć jakiś
film, i wcale nie musiałbyś się już zbierać. Tak byłoby po prostu wygodniej –
bronił swojego pomysłu. - Spokojnie, spałbym u siebie.
- Rzeczywiście, myśl o
tobie śpiącym obok, jest dla mnie tak przerażająca, że muszę z tego robić
warunek… To po prostu nie ma większego sensu i tyle – dodał spokojniej.
Po tym jak najedli się do
syta, Mike zamówił kolejną butelkę. Wino w istocie pomagało się rozluźnić,
podobnie jak mdła, leniwa muzyka puszczana w tle i słodki zapach spalanych kadzidełek.
Nie takich duszących, ale aromatycznych i przyjemnie pobudzających zmysły.
- Powiesz mi wreszcie, co
się wtedy stało? Mam na myśli, kiedy spotkaliśmy się na posterunku –
doprecyzował.
Wiedział, że to pytanie
mogło pogorszyć atmosferę, ale wyraźnie pamiętał, że tamtego dnia naprawdę się zmartwił.
Jak dotąd wydawało mu się,
że całkiem dobrze znał tego chłopaka. Tymczasem, powoli uzmysławiał sobie, że posiadana
przez niego opinia ukształtowała się na podstawie krzyków zza ściany. Maia miał
rację, kiedy powiedział mu, że tak naprawdę nic o nim nie wiedział, a Mike
już dawno zapragnął zmienić ten stan. Chciał dowiedzieć się o swoim
sąsiedzie, ile tylko się dało. To dopiero była nowość.
- A ty opowiesz mnie, co tam
robiłeś?
Zmieszał się odrobinę.
Przecież Maia wiedział…
- Co tu dużo mówić. Miałeś
rację, jestem idiotą – przyznał ze skruchą.
Chłopak przewrócił oczami,
dając mu do zrozumienia, że walnął oczywistą oczywistością.
- Potrzebowali kogoś do
identyfikacji zwłok człowieka, przy którym dorastałem, więc uznali, że się
nadam.
- Twój ojczym nie żyje? –
zapytał zszokowany.
Nie wiedział co powiedzieć.
Maia nie wyglądał jakby temat był dla niego bolesny, ale chyba wypadało okazać
wyrozumiałość? Ludzie różnie reagowali na stratę.
- Nie był nim.
- Jak to?
- Chyba nie spodziewasz się,
że zacznę ci się nagle zwierzać, co? – Maia parsknął z politowaniem.
Rzeczywiście. Może i mieli
nie najgorsze miejsca, ale w popularnej restauracji było dość tłoczno.
Zresztą ten pieprzony, gapiący się na Maię kelner, przepastnie go irytował.
- Na pewno nie tutaj –
oznajmił więc, podnosząc się z krzesła. - Chodź, pójdziemy się przejść –
dodał.
Maia posłał mu pytające
spojrzenie.
- Że co? Jeszcze nie
dopiłem…
- Mogę prosić?! – zagadnął
głośniej do dupkowatego kelnera. – Jeszcze jedną butelkę na wynos i rachunek
proszę. Dziękuję!
- Zwariowałeś prawda? – spytał
chłopak.
- Tak. Zupełnie – odparł,
szczerząc się do niego.
Przechadzali się, powoli
pustoszejącymi ulicami, rozmawiając o głupotach i co jakiś czas, wymieniając butelkę
drogiego trunku, byle jak owiniętą w serwetkę. Kiedy już udało im się ją opróżnić
(co wydarzyło się w zaskakująco szybkim tempie), Maia wspaniałomyślnie zakupił
im najtańsze z tanich win w mijanym sklepie całodobowym.
- Wiesz, to nie było tak,
że tamten facet mnie wychowywał… - zaczął chłopak, wracając do porzuconego
wcześniej tematu.
Przysiedli na około
półtorametrowym murku, okalającym nieduży park. Maia oparł plecy o pobliskie
drzewo, sadowiąc się wygodnie z prawie pustą butelką, a Mike usiadł obok
okrakiem, narzekając przy okazji na towarzystwo męczących owadów, ciągnących do
pobliskiej latarni.
Nigdzie się im nie
spieszyło i oboje byli już trochę wstawieni. Przystanek był dobrym pomysłem. Co
więcej, Mike miał pełną świadomość tego, że za niedługo, kiedy tylko do ich
organizmów dotrze ilość spożytych procentów, okaże się, że będą totalnie
nawaleni. Póki co, trzymali fason. A przynajmniej pion. Względnie. To już
coś.
- Ruben był alfonsem mojej
matki.
Mike zachwiał się
niebezpiecznie, tracąc równowagę. Szczęśliwie Maia przytrzymał go w porę, zanim
zaorał plecami o korzenie podparcia swojego towarzysza.
Nie miał pojęcia o niczym
takim. Nigdy nie widział matki Mai. W sumie to faktycznie było nieco
dziwne, bo przecież każdy jakąś posiadał, ale w przypadku tego chłopaka, po
prostu założył, że… - Nie. Tak naprawdę to nie. Nie zastanawiał się. Nie
obchodziło go, czy kobieta nie żyje, czy po prostu go porzuciła. Nigdy ani
wtedy, ani teraz, temat ten nie był dla niego ważny. Podobnie jak Maia, dla
nikogo, w całym jego życiu. Mike poczuł nieprzyjemne ukłucie gdzieś w okolicach
serca.
- Nie wiedziałem, że… nie
pomyślałem…
- No raczej. Nie chwaliłem
się tym specjalnie. Zresztą, serio, kto by chciał z tobą gadać – zaśmiał się
nerwowo.
- Czyli ona… też? – spytał
nieśmiało.
Obawiał się wykazać jeszcze
większym brakiem taktu niż zazwyczaj. Najwyraźniej miał do tego rzadko
spotykany dar.
- Żyje. Czasem nawet pisze
listy. Tamci frajerzy myśleli, że jak mnie trzymają, to mogą ją spuścić ze
smyczy, bo nie ucieknie bez dzieciaka. Pomylili się. Zwiała, jak tylko
uświadomiła sobie, że może. Nie mam do niej pretensji. Dobrze zrobiła. Mieszkanie
mam po niej, jeszcze po dziadkach.
Chłopak opowiadał zupełnie
beznamiętnie o najważniejszym i najsmutniejszym etapie swojego życia, a Mike
pomyślał, że musiałby być jeszcze większym idiotą, niż był w jego oczach, by
dać wiarę w tego rodzaju obojętność.
Słuchał go, a niewidzialna
pięść coraz mocniej zaciskała mu się na gardle. To wszystko było cholernie niesprawiedliwe.
Mieszkali drzwi w drzwi przez całe życie, a jednak los obdarował ich tak
różnym startem w dorosłość, jak tylko można było sobie wyobrazić. O niczym nie
wiedział. Ani on, ani jego rodzice, ani inni sąsiedzi. Ktoś by to na pewno
zgłosił, prawda?
- Nie wiem czemu zdechł.
Pewnie się czegoś naćpał. Podobno nie było przesłanek, by sądzić, że ktoś mu
pomógł. Chuj mnie to obchodzi.
- Zmuszał cię do tego co
teraz robisz? – zapytał, mimo obaw o odpowiedź.
- Na pewno byłem jakąś
rekompensatą za Eve. Jeśli się nad tym zastanawiasz, to zacząłem jak tylko
byłem w stanie odpowiednio szeroko otworzyć gębę – uświadomił go. - Potem…
Potem byłem też w stanie wyjebać go z domu. Nie potrzebowałem gratisowego
fundowania komuś rozrywki po godzinach.
Mike ujął dłoń Mai i
delikatnie splótł ich palce razem. Gula w gardle urosła mu do tego stopnia, że
nie był w stanie zdobyć się na żadne słowo. Chłopak wzdrygnął się zaskoczony,
ale nie odtrącił go.
Do tej pory myślał… Cóż,
najwyraźniej w ogóle nie myślał. Zakładał, że Maia zaczął się sprzedawać na
swoje własne życzenie. Że pewnie nie chciało mu się chodzić do szkoły, albo że
buntował się jako dzieciak i wpadł w złe towarzystwo, czy cokolwiek. Kurwa, jak
łatwo przyszło mu go ocenić, nie zadając sobie nawet minimum trudu poznawczego.
- Ale się zrobiło poważnie,
co nie? – zaśmiał się młodszy chłopak.
- Bo to jest poważne –
odparł, wcale się nie rozluźniając. – Maia, czy ty w ogóle jesteś pewny,
że jesteś gejem…? Skoro zmusił cię od dziecka… Skoro nie znasz czegoś innego, to
skąd możesz wiedzieć? – uświadomił sobie nagle.
- Błagam cię… Myślisz, że
nigdy nie spróbowałem? Być może sam zauważyłeś, a jeśli nie, to informuję cię,
że nie jestem na tyle paskudny, żeby nie podobać się dziewczynom. Kiedyś
spotykałem się z taką jedną. Była ładna, miła, a ja potrzebowałem czasem kogoś,
z kim mógłbym pogadać o czymś zwyczajnym, nie tyko o pieprzeniu. No więc,
jak to w przypadku dzieciaków bywa, nie minęło wiele czasu, by chciała iść ze
mną do łóżka. Tyle że ja już na tym etapie wiedziałem doskonale, że nie jestem
w stanie tego zrobić. Nie pociągała mnie.
- Może akurat ona nie była
w twoim typie?
- Ty jesteś w moim typie,
idioto. Zauważyłeś u siebie cycki? - Mike zarumienił się jak piwonia. Maia
naprawdę zawsze mówił to co myślał. – Chciał oddawać mnie też kobietom. Mam na
myśli, jak już trochę podrosłem. Też uznał, że to będzie dla mnie lepsze, ale
nie byłem w stanie zmusić się nawet za kasę. Znaczy, niby może dałbym radę,
czysto fizycznie… Tyle, że no wiesz... Kobieta zawsze może postękać i poudawać.
Ja sztywnego chuja nie poudaję.
- Okej, okej! Łapię! – Mike
prędko zaoponował przed resztą szczegółów.
- Opornie, jak widzę.
- Po prostu… Cały czas ten
temat jest dla mnie… trudny.
- A tak, trauma przed
kolorowymi dildo na paradach – podłapał chłopak.
- No, nie powiesz mi, że to
jest normalne! Bez względu na pobudki, intencje, czy być może, niech ci będzie
- na efekt, na jaki przekłada się to wszystko w opinii publicznej – podjął. – Półnagi
facet z tęczą na plecach, nie powinien być oglądany przez dzieci w telewizji…
Mówię czysto etycznie! Nie chodzi o moją homofobię, czy…
- Ale cycki tancerek na
festiwalu w Rio, to już bez problemu, co nie? – przerwał mu Maia.
I znowu miał cholerną
rację.
- No dobra, a ty? Spowiadaj
się – rozkazał, szturchając go palcem w bok.
- A ja… oficjalnie zostałem
oskarżonym o homofobię pedałem – wzdrygnął się na dźwięk własnych słow. - Na
początku nie było sprawy, ale policja wykombinowała jakiegoś świadka, więc jak
dobrze pójdzie to jeszcze mnie za to zamkną.
- Pojebane.
- Zamkną mnie całkiem
słusznie – podsumował.
- No raczej. Przecież
mówiłem ci, że kawał z ciebie skretyniałego dupka.
Maia zeskoczył z murka i
nie puszczając dłoni Michaela, pociągnął go za sobą.
- Wracajmy już, okej? Robi
się zimno i w ogóle.
- Chcesz moją bluzę? – zaoferował,
rozpinając się. Faktycznie ochłodziło się znacznie, odkąd się spotkali, a
przecież Maia miał na sobie tylko tę starą kurtkę.
Chłopak zerknął na niego z
ukosa. W oczach zaiskrzyły mu granatowe chochliki, będące odbiciem jego
czarnych włosów w popielatych tęczówkach.
- Chyba tylko po to, żebym
mógł podziwiać cię bez niej – odparł. - Zgoda, dawaj! - powiedział po chwili,
jakby przekonał sam siebie, po czym od razu wyciągnął dłoń po ubranie.
Mike nie mógł się nie
uśmiechnąć. Maia był cudowny.
Szli powoli, nadal
trzymając się za dłonie. Był zbyt pijany, żeby o tym myśleć, a jego towarzysz
już dawno przestał zauważać krzywe spojrzenia, koncentrujące się na jego
osobie.
- Nie chciałbyś z tego
zrezygnować? Skończyć szkołę, znaleźć normalną pracę…?
- Pewnie – potwierdził. -
Szkoda, że przy okazji trzeba mieć jeszcze co jeść. Nie za miesiąc, po
pierwszej wypłacie, tylko dzisiaj i jutro. To nie jest takie proste jak ci się
wydaje – uśmiechnął się pod nosem. – Mam jeszcze długi po mojej mamusi.
Mike
przełknął ślinę.
-
Więc dam ci kasę. Możesz nawet uznać to za pożyczkę. Kiedyś mi oddasz. Spłacimy
twoje długi, znajdziesz pracę…
-
Daruj sobie. Nic od ciebie nie chcę. Spodziewasz się, że nie wiem kim dla
ciebie jestem? Nie potrzebuję łaski. Daję sobie radę.
-
Rzeczywiście! – zirytował się Mike. – Sprzedając się byle komu!
-
Bingo! I tutaj mamy przykład twojego prawdziwego zdania na mój temat. Nie
oszukuję się. Nie mówię, że nie masz racji. Jestem tym kim jestem, a tego już
nigdy nie zmienię. Po prostu nie rób z nas Romea i Julii. To żałosne.
-
Chyba bardziej Pretty Woman?
-
Spierdalaj, dupku!
Mike
zasępił się nieco. Nie chciał go obrażać, ale cholernie ciężko było rozmawiać o
zajęciu Mai, nie nadając swoim wypowiedziom takiego wydźwięku. Do tej pory nie
szczędził mu przykrych, częściej nawet wulgarnych słów. Trudno było się
przestawić.
-
A jeśli zarezerwuję sobie twój czas? – zdecydował zapytać. – Nie chcesz mojej
pomocy, w porządku, rozumiem. Ale chyba mogę umówić się z tobą jak każdy inny
klient? Na przykład… codziennie?
- Nie – padła cicha
odpowiedź.
- Dlaczego nie?!
Chłopak spojrzał na niego z
nieoczekiwanym wyrzutem.
-
Z żadnym klientem nie spotykam się więcej, niż trzy razy. Potem tworzą się
niepotrzebne oczekiwania, czy jeszcze gorzej – nadzieje – wytłumaczył.
-
Bzdura, teraz to wymyśliłeś! – oburzył się Mike.
Niektórych jego klientów sam
widywał znacznie częściej!
-
Nieprawda. Owszem, to nowa reguła, ale nie powstała bez powodu. Trzymam się jej
od jakiegoś czasu, więc sam rozumiesz.
-
Świetnie! – Mike poczuł jak burzy się w nim krew. – A więc mam jeszcze
jeden raz do wykorzystania i chcę przyjść jutro – odpowiedział natychmiast.
-
Trzy razy Mike! A my…
-
Dwa! – wtrącił, nie dając mu dokończyć. – Tamten trzeci się nie liczy. Sam to
powiedziałeś. Nie byłem wtedy klientem, bo ty też tego chciałeś, a może
nie? Jako klient mam prawo do swojego trzeciego razu!
Musiał
zrobić coś, by wreszcie zmienić życie Mai. Nawet jeśli miałoby to być wbrew
jego woli.
-
To będzie ostatni raz – uprzedził, zirytowany chłopak.
-
Ostatni seks. Rozumiem. - Miał już swój plan. – Pięć stów.
Maia
zmieszał się wyraźnie.
-
Tak naprawdę, to nie biorę aż tyle… - przyznał. – Wtedy po prostu chciałem
żebyś sobie poszedł…
-
Dostaniesz pięć – sapnął Mike, splatając ich palce mocniej ze sobą.
Nie
chciał go oddawać. Nie chciał się nim z nikim dzielić.
Gdy
wreszcie dotarli do domu, było już naprawdę późno. Latarnie rzucały złowrogą
poświatę, kładącą się cieniem na samochodach i krzewach wokoło budynku, w
którym mieszkali. Mike’owi szumiało w głowie. Gdyby nie alkohol, pewnie
trząsłby się z zimna znacznie bardziej niż popołudniem. Jego kroki już dawno
zaczęły stawać się niespójne, raz szybsze, raz wolniejsze, a raz kompletnie stracił
równowagę, potknął się i całkiem umyślnie wpadał na prowadzącego go Maię. Co
ciekawe, chłopak trzymał się znacznie lepiej od niego.
-
Nie chcę jeszcze wracać – poskarżył się na głos. – Przyjdziesz do mnie? – zapytał
z nadzieją. – Nie ustaliliśmy tego ostatecznie.
-
Poważnie chcesz mnie przelecieć jeszcze dzisiaj? – prychnął Maia.
-
Ani mi to do głowy nie przyszło! – zaperzył się.
-
W sumie, to nawet trochę szkoda… - wymruczał zalotnie chłopak.
-
Hmm? To znaczy, jeśli byś chciał…
Ku uciesze Mai, Mike prawie wywalił się
na tych kilku stopniach, prowadzących na ich wspólny korytarz.
-
Wytrzymam do wieczora – oznajmił chłopak, a gdy tylko dotarli pod drzwi,
nachylił się do niego. - Tak naprawdę, to nawet cię lubię – wyszeptał. – Mam
nadzieję, że jak wytrzeźwiejesz to nie będziesz tego pamiętał… i w sumie, że ja
też nie – zaśmiał się uroczo.
Później świat musiał stanąć
na głowie, bo Maia wpił się gwałtowanie w usta Michaela, całując go ze wszystkich
sił. Na reakcję czekać nie musiał. Mike objął go szczelnie, od razu unosząc szczupłe
ciało chłopaka nad ziemię. Westchnął przeciągle, gdy ten zaplótł mu nogi na biodrach.
Jego organizm wyrzucał nieskończone pokłady endorfin, upajając go jeszcze mocniej
od alkoholu.
Odruchowo obrócił ich sploty
w taki sposób, by oprzeć plecy Mai o drzwi mieszkania. Na ślepo próbował namacać
zamek, ale błądzące po jego karku, drobne dłonie, skutecznie utrudniały mu
zadanie. Właściwie, to kompletnie uniemożliwiały mu myślenie, blokując wszystko
poza potrzebą napierania, coraz bardziej, coraz mocniej na drobne ciało
kochanka. Chciał go już teraz.
Do rzeczywistości przywołał
go dopiero ból pękającej dolnej wargi, kiedy to Maia wgryzł się w nią,
pozostawiając po sobie krwawy ślad. Poczuł nieprzyjemny, rdzawy posmak.
- Auć! Za co to? – wykrztusił
zadyszany.
- Za wszystko! – Maia wyszczerzył
się w odpowiedzi.
Był doskonały. Chyba już
wspominał?
Wbił w niego rozmarzone
spojrzenie. Przynajmniej, dopóki chłopak nie wyswobodził się z jego objęć i nie
umknął pod własne drzwi. Wtedy wzrok Michaela stał się bardziej tęskny i nieco
rozczarowany.
- Pozdrów ode mnie
Mickey’a! – rzucił brunet, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Jak ty możesz… - stęknął za
nim boleśnie.
Zza drzwi dobiegł go
cichutki chichot.
Chyba wczoraj zasnęłam i nie doczekałam rozdziału a tu takie rzeczy sie dziejo ,że ło matko bosko😁 nie lubię komentować tekstu opowiadania bo każdy kto czyta wie o co kaman,a ja nie chcę się bawić w psychologa i rozkładać na czesci pierwsze bohaterów. Najważniejsze jest to, ze to opowiadanie jest super, hiper,mega . Nie czuję się uprawniona do wydawania opini na temat tego czy to opowiadanie jest dobre-złe,mogę tylko powiedziec co mi sie podoba. Twoj styl odpowiada mojemu gustowi,bez zadęcia,bez rozległego opisywania "natury" jest akcja i do przodu. Język bohaterów jest tak naturalny,że to sprawia ,ze to opowiadanie jest "prawdziwe" czytam dużo m/m i tlumaczen i czasami zastanawiam sie "ale o so chosi?"Tutaj nie musze sie zastanawiać, prowadzisz czytelnika jasną i prostą drogą i to wlasnie lubię. Slowo "na niedzielę" pisz kobito,pisz! Jestes w tym dobra!(oczywiście zazdraszczam bo nie mam takiego daru)
OdpowiedzUsuńP.S Jak sie czuje mamusia?🤩
Ojej, bardzo Ci dziękuję! ;* Mam nadzieję, że moje następne wypociny nie zawiodą (zaczynam odczuwać brzemię odpowiedzialności!) ;D U nas wkroczył już piąty miesiąc dwupaku. Larwa względnie grzeczna - ja nie mam pojęcia po kim on to ma, bo przecież miał szanse na same kiepskie wzorce genów ^^
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, o matko ale się dzieje tutaj... ozdobiony samochód pięknie, ale zachwyca mnie to, że samochód stał się mniej ważny przy Mita znamy także przeszłość i dlaczego robi to co robi, ale ciekawe na jaki plan wpadł Michael...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, o matko ale się dzieje tutaj... ozdobiony samochód cudnie, ale co najważniejsze cieszę się, że samochód stał się mniej ważny przy Mita... poznaliśmy także przeszłość i dlaczego robi to co robi.... ale ciekawe na jaki plan wpadł Michael...
weny życzę...
Pozdrawiam Basia