Najgorszy cz.7

Cześć! :)
Aktualnie znajduję się w pogoni za wyszukiwaniem okazji pieluszkowych i czytaniem tekstów ludzi mądrzejszych ode mnie, typu 'po jaką cholerę rożek na dziecko' (tytuł wymyślony przeze mnie, ale serio jeszcze nie ogarniam po co to jest, poza tym, że ładne). Plus - okazało się, że ogarnianie domu, kiedy nie musisz chodzić do pracy, to bardzo zajmujące zajęcie ^^ Dlatego też mam niewiele czasu na na to bardzo lubię, czyli pisanie. Walczę! 1-szy trymestr (wyjęty z życia) za mną, więc mam nadzieję, że będzie lepiej :) Dzięki za wsparcie komentarzami, to dla mnie super motywujące i miłe.
No i oczywiście zapraszam na następny fragment :) Pozdrowienia!

-.-.-.-.-.-.-.-



Listopad

W środy u Mai było cicho. Zawsze. Być może wynikało to z faktu, że większość jego klientów nie miała czasu uganiać się za tanimi szczeniakami w środku tygodnia, a być może z tegoż samego powodu, mając zajęty weekend, chłopak chciał choć jeden dzień w tygodniu przeznaczyć na odpoczynek. Jedno było pewne – Mike siedział sam w domu i Maia siedział sam w swoim. I prawie na pewno oglądał dokładnie ten sam durny serial co on, wylegując się w tym jego starym dresie, w zagraconej sypialni.
Zaraz po zajęciach pojechał na trening, a po nim do warsztatu. Był padnięty, ale zamiast relaksować się i korzystać z błogiej samotności, wciąż uciekał myślami do Mai. Myślał o ich niedawnym, dłuższym spotkaniu, a także o czasach, kiedy chłopak był jeszcze dzieciakiem, a wieczorami przesiadywał w pokoju Michaela. Być może do tak beztroskich momentów nie było już powrotu, ale do Mike’a docierało powoli, że chłopak wcale nie był taką osobą, jaką na siłę z niego robił. Nadal był dobrym dzieciakiem, a tego raczej nie mógłby powiedzieć sam o sobie. Gdyby tylko Maia chciał zacząć żyć normalnie, może mogliby polubić się na nowo?
Do sklepu, za róg, wyszedł w samej bluzie. Kupił sześć puszek piwa, chipsy i czekoladowe batoniki w wersji mini. Nie wrócił już do własnego mieszkania, ale od razu zadzwonił małym, gumowym dzwonkiem po prawej stronie korytarza. Był ciekaw, czy może tym razem Maia go wpuści. Wcześniej już kilka razy próbował się z nim spotkać, ale chłopak chyba całkiem na poważnie obraził się na niego o to, że Mike nie zaoponował, gdy podchmielony Joe klepnął go w tyłek, ku uciesze reszty znajomych.
Zgodnie z prawdą miał ochotę wyrwać kumplowi rękę, ale był w takim szoku, że ostatecznie rzeczywiście nie uczynił zupełnie nic, a Maia potraktował to jak jego niemą aprobatę. Ostatecznie „spierdalać” kazał jemu, nie Joe.
Gdy tylko dostrzegł przesuwającą się ukradkiem zaślepkę wizjera, zapobiegawczo uniósł siatkę wypełnioną browarami. W odpowiedzi usłyszał wyraźnie zirytowane sapnięcie kogoś, kto wcale nie miał ochoty na odwiedziny, lecz po chwili drzwi otworzyły się, a w przejściu stanął najeżony brunet.
Taaak, miał na sobie ten cholerny, rozciągnięty dres.
- Czego?
- Pomyślałem sobie, że skoro obaj siedzimy dzisiaj na tyłkach, to że możemy ten nasz serial zobaczyć razem.
Chłopak posłał mu zdumione spojrzenie. I rany… wyglądał dobrze. Bez kredki, bez obcisłych ciuchów, rozczochrany i w dresie, wyglądał totalnie jak facet, a jednak.
- A zapłacisz mi za znoszenie twojego towarzystwa? – zapytał z wrednym uśmiechem.
- Nie. Za to postaram się zapomnieć, że jesteś pieprzonym pedałem i spędzę z tobą normalny wieczór. Masz z tym jakiś problem? – odparł, wzruszywszy ramionami.
- Skąd pomysł, że ja chcę spędzić swój wolny wieczór z tobą? – zaśmiał się chłopak. – Odjebało ci? Zresztą o co ja pytam, to jasne jak słońce…
- Wpuścisz mnie? – Wytrzymał kolejne, wymuszenie groźne spojrzenie, uroczo przełamane uśmiechem.
- Właź dupku. I na przyszłość, zapamiętaj: Wolę wino – podkreślił, odbierając od niego reklamówkę.
- Och, czyli jednak będzie jakaś przyszłość?
- Kto to wie. Być może będę chciał odwiedzić Mickey’a.
Maia powoli przetoczył się do kuchni, gdzie wstawił zapas alkoholu do lodówki.
- W którym jesteś miejscu? – zawołał za nim, machając wyimaginowanym mieczem, w celu podkreślenia tego o co pytał. Maia parsknął na ten widok.
- Sezon czwarty, odcinek jedenasty.
- Już? – zdziwił się.
Z tego co pamiętał, Maia dopiero zaczynał.
- Często nie śpię po nocach.
- O tak, w to akurat nie wątpię... – Humor odrobinę z niego wyparował. - Dobrze, najwyżej coś mi dopowiesz, gdyby fabuła za bardzo mnie zaskoczyła.
- Mogę sobie odświeżyć kilka odcinków – trochę zapytał, a trochę stwierdził. Generalnie wydawał się być nieco skrępowany jego obecnością.
- Spoko, nie ma potrzeby.
Laptopa ustawili na małym składanym stoliku, tuż obok łóżka. Mike rozsiadł się na podłodze, a jego sąsiad rozwalił się na kołdrze ponad nim. Tam zapewne się znajdował, nim przerwał mu seans swoją niespodziewaną wizytą.

Dziewiąty dzień listopada, okazał się być wyjątkowo parny. Na zewnątrz było zimno i padał deszcz, a w pokoju, w którym Maia zapewne wietrzył, otwierając zalepione brudem okno, było duszno jak w saunie. Chłopak musiał mieć maksymalnie podkręcone ogrzewanie, skoro udało mu się osiągnąć taki wynik. Co ciekawe, nawet w takich warunkach, Mike’owi marzły bose stopy, na które skierowany był mozolnie obracający się wiatrak. Na dworze ściemniało się coraz szybciej, lecz tym razem zmierzch nie przyniósł wytęsknionego ochłodzenia. Dziwnie było czuć nienaturalny chłód oraz lepiącą się do ciała koszulkę jednocześnie.
Popijali zimne piwo, wpatrując się w nieduży ekran. Zobaczyli jeden, później drugi odcinek, nie wymieniając w tym czasie ani jednego zdania. Przy trzecim Mike zsunął się odrobinę po podłodze i oparł głowę o udo Mai. W wyrazie niemego protestu, chłopak dość brutalnie źdurnął go palcem, ale na dłuższą metę nie zaoponował. Tak było dobrze. Mike nie czuł, by musiał coś mówić. Nie było między nimi jakiegoś niedopowiedzianego oczekiwania, czegoś wiszącego w powietrzu, co mogłoby zrujnować tę wspólną nudę. Było relaksująco zwyczajnie.
Często miewał to nieprzyjemne wrażenie, że nie potrafił odpocząć. Momentami czuł, że to uczucie go zabija. Wracał z zajęć, jadł, spał, czytał, czasami w coś grał, ale nigdy nie odprężał się zupełnie. Wiecznie miał w głowie tę myśl, że oto nastała pora na odpoczynek, i że musiał z niej skorzystać, by uzupełnić siły na kolejny martwy dzień. Myśl ta świdrowała mu za uchem jak męczący, natrętny owad, całkowicie uniemożliwiając zaznanie prawdziwego spokoju. U boku Mai wszystko było prostsze. Może dlatego, że chłopak żył z dnia na dzień, nie zamartwiał się przyszłością, bo chyba żadnej nie planował. Tak więc - teraz był tylko on, był Maia, był serial i nie trzeba było niczego więcej.

Nawet nie zorientował się, kiedy usnął. Jakieś dwa, może trzy razy docierało do niego, że duchota ustępuje przed chłodem, że jego zmęczone ciało wciąż dotykało twardej podłogi, a mały wiatrak przestał buczeć w tle. Nie podniósł się jednak, nie zadając sobie trudu zrozumienia tego, gdzie się znajdował. Wtulił twarz w to, na czym spoczywała i zaraz pozwolił sobie zupełnie odpłynąć.

- Chyba powinieneś już iść – zbudził go rozespany głos Mai.
- C-co? Która godzina? – zdziwił się, otwierając ciężkie powieki.
Ocknął się na podłodze, nakryty puchatym kocem.
- Jakaś siódma rano…? – ziewnął chłopak. – Wygląda na to, że się zasiedziałeś. Ale z ciebie chujowy gość…
- Przepraszam…
Maia próbował wydostać się spod kołdry i sterty własnych ciuchów, które musiał z siebie zrzucić przez sen. Był trochę nieobecny i rozglądał się na boki, zupełnie jakby z całych sił próbował pojąć, co u licha Michael Bates robił w jego sypialni.
- To... Chcesz tę fajkę? - zapytał w końcu.
- Może być - przytaknął.
Skoro z tego powodu miał bezkarnie oglądać roznegliżowanego Maię odrobinę dłużej, i to z bliska, a nie jak zwykle przez okno, to dziwnym zbiegiem okoliczności, nagle poczuł autentyczny głód nikotynowy.
Nie wyszli na zewnątrz. Maia otworzył duże, zajmujące prawie całą ścianę niewielkiej kuchni, okno, a na parapecie postawił im popielniczkę. Zdążył już odpalić swojego marlboro i dopiero wtedy wyciągnął paczkę w kierunku Michaela.
Uśmiechnął się. Włosy Mai wyglądały schludnie, chyba tylko wtedy, gdy chłopak potraktował je litrem żelu, czy innego świństwa, którym posiłkował się przy ich układaniu. Za to teraz odstawały mu we wszystkie strony. Głównie pionowo do góry. Był okropnie blady, zupełnie jakby pół życia spędził w jaskini i obawiał się, że słońce może mu zaszkodzić. Mike zauważył też, że na lewej piersi miał wytatuowany malutki napis. Właściwie to imię – Eve. Imię kobiety. Ciekawe.
- Baterie ci się skończyły? Chcesz, czy nie? - ofukał go chłopak, uprzednio mocno się zaciągając.
- W sumie... Podziel się, tym co masz tutaj - odezwał się, nim zdołał nad tym zapanować. 
Podszedł do Mai i z pewną dozą niepewności, nachylił się do jego ust, rozchylając własne. Ukradkiem obserwował reakcję chłopaka, mając nadzieję, że ten go nie odtrąci. Serce waliło mu jak oszalałe, kiedy przeciągające się w zdziwieniu Mai sekundy, upływały na jego niemym wdechu. Aż wreszcie nastała ta jedna, konkretna, kiedy ten piękny, wątły chłopak przechylił głowę w jego stronę i zetknął ich ze sobą, powoli wydychając dym do wnętrza rozchylonych warg Michaela. 
To dziwne o czym człowiek myśli w takiej chwili. Mike skupił się na niezwykłym wrażeniu jednoczesnego zatrzymania i gwałtownego zrywu bicia serca. Zachłysnął się powietrzem, jego świat zdawał się wywrócić na drugą stronę... i zaraz wpijał się mocno w delikatnie sine usta Mai. Na początku zachowawczo, ale ten moment trwał wyjątkowo krótko, bo już za chwilę nie był w stanie nad sobą zapanować.
Oszalał, ale to nie miało już żadnego znaczenia, bowiem wszystkie słabe głosy w jego głowie zamieniły się w jeden, donośny. W krzyk, który miał za zadanie uświadomić mu tylko jeden przekaz - Pragnął go. Całym sobą. 
Do ust dołączyły dłonie, do tychże, ramiona i już nie potrafiłby przestać, choćby nawet chciał. Cholera, kto chciałby przestawać w takiej chwili? 
- C-czekaj... - szepnął oszołomiony Maia, odsuwając go lekko. - Jesteś pewny? 
- Nie? – sapnął, chyba przestraszony.
Sam nie wiedział. Myśleć przestał dobrych kilka chwil wcześniej.
Rozszerzone do granic źrenice, osadzone pośrodku szarych, prawie zasłoniętych nimi tęczówek, spojrzały na niego z oburzeniem.
- Nie? – powtórzył jakby z obawą.
Jego uwadze nie uszło, że i Maia zareagował na bliskość z nim. Pod cienkim materiałem luźnych bokserek odznaczało się lekkie wybrzuszenie. I to było najbardziej gorące doznanie w jego życiu. 
- A ty? - zapytał, ponownie biorąc go w ramiona. 
Chciał go całować. Chciał go całego. 
- Możemy założyć... to znaczy, gdybyś oczywiście chciał... to dzisiaj nie musisz płacić... - wyszeptał rozgrzanym głosem. 
Uciekał ze spojrzeniem, chyba się go krępował.
- Mogę to zrobić – zaoponował Mike. – Jesteś wart znacznie więcej…
- Czyli chcesz? 
Mike namacalnie poczuł, że serce Mai zabiło szybciej.
- Tak… - jęknął w podnieceniu. – Bardzo tak!
- No to na co czekasz do cholery, weź mnie wreszcie! – zażądał chłopak, całując go mocno.
Byłoby na tyle z ich rozmowy. Mike złapał go w pasie, podniósł i wniósł z powrotem do sypialni.
Po drodze obijali się o meble, których rozmieszczenia przecież nie znał na pamięć. Byłby w stanie przysiąc, że Maia oberwał głową w framugę drzwi, ale bynajmniej się nie skarżył, zwłaszcza gdy Mike objął go dłonią, żeby nie powtórzyć podobnej sceny. Gdy wreszcie znaleźli się na wysokości łóżka, rzucił go na nie, natychmiast wdrapując się na chłopaka. Ręce oparł po bokach jego głowy, pocałował go i na moment zastygł nie wiedząc co dalej.
Nie chciał potraktować go tak, jak kiedyś. Chciał być dla niego lepszy. Najlepszy jak umiał. Chciał by Maia pragnął go z wzajemnością, chociaż po części tak mocno, jak on jego.
- Co jest…? – zapytał chłopak dostrzegając jego wahanie.
- Co powinienem zrobić? – odparł bezradnie.
Maia roześmiał się. Nie w taki sposób, jaki Mike już znał. To był szczery, wspaniały uśmiech, dodający mu wdzięku i uroku. O ile to w ogóle możliwe, by można było wyglądać jeszcze lepiej.
- Może spróbuj się najpierw rozebrać?
Podniósł się na kolanach i szybko pozbawił koszuli, zdzierając ją z siebie przez głowę.
- Wolniej – zarządził chłopak z wrednym uśmiechem, szturchając go przy tym w brzuch.
Cholera, czuł się jak dzieciak, który po raz pierwszy miał być z drugą osobą. Zwłaszcza kiedy Maia zachłannie przeciągnął palcami po zagłębieniach w jego mięśniach. Kurwa, już nie pamiętał, kiedy ostatnim razem musiał tak mocno skupiać się na tym, by nie skończyć przedwcześnie.
Wstał, usiłując zdjąć spodnie i bokserki. Czuł wypalający jego twarz ogień. Sztywny kutas prężył się przed Maią, urządzając mu najwyraźniej oczekiwany pokaz.
- No proszę, rumienisz się, panie Bates.
Skoro się rumienił, to po tych słowach musiał się stać czerwieńszy od cegły. Nachylił się nad Maią, by zatkać mu usta za pomocą własnych.
- Nie mów już nic, proszę – poskarżył się.
- Dlaczego? Podobasz mi się taki. - Chłopak podkulił nogi, pozbywając się jedynej części garderoby, jaką na sobie miał. – W szufladzie leży żel i gumki. Podasz?
Mike sięgnął ręką do wskazanej mu, staroświeckiej etażerki z jedną, jedyną płytką szufladką. Wyciągnął z niej żel i… tylko żel.
- Nie chcę gumek. Chcę cię tak naprawdę, pozwól mi, przecież już to robiliśmy – usprawiedliwił się.
Maia wyglądał jakby chciał zaprotestować, przynajmniej na początku, ale nie pozwolił mu na to, zagrzebując ich pod kołdrą. Nadal bał się patrzeć. Doznania kumulowały się w nim, negatywne myśli sporadycznie przebijały do jego świadomości, ale dotyk gładkiej skóry chłopaka zabijał je w zarodku.
Z całych sił objął Maię, całując go przeciągle w szyję. Ukrył w niej całą twarz, ale zaraz spiął ramiona, zamieniając ich miejscami. Wciągnął go na siebie. Wolał oddać tę część kontroli. Chciał by chłopak sam nadawał im właściwego tempa, ponieważ obawiał się, że otumaniająca go żądza mogłaby popchnąć go do zbyt gwałtownych działań. I tak nie potrafił powstrzymać chaotycznych ruchów bioder, ocierając się o pośladki Mai.
Chłopak położył mu dłoń na klatce piersiowej i docisnął go do materaca. Usiadł na nim okrakiem, po czym podniósł się na kolanach, by trochę się przygotować. Wylał żel na palce i sięgnął nimi do tyłu. Mike patrzył zamglonym wzrokiem. Maia był doskonały, w każdym calu.
- Chcesz mi pomóc? – zapytał go.
- Jak…?
Co powinien zrobić? Obawiał się tego. Łamał wszystkie zasady jakimi do tej pory się kierował. Wszystko to było takie... nienaturalne. A jednocześnie najbardziej naturalne i oczywiste, jak tylko być mogło.
Wyciągnął prawą dłoń, a Maia rozsmarował na niej odrobinę chłodnej substancji. Lewą sięgnął do jego talii. Dotykał go, a chłopak opierając się na jego brzuchu, zaczął się powoli masturbować. Czyżby go testował? Tego wszystkiego było tak wiele, że momentami autentycznie szumiało mu w głowie. Wiedział co powinien zrobić i doprawdy nie wierzył, że zaczął podążać za tą właśnie wiedzą.
Obiema dłońmi sięgnął do pośladków Mai. Rozchylił je i wsunął w niego środkowy palec. Sam nie wiedział czego się spodziewał, ale chyba raczej czegoś negatywnego, tymczasem rozkoszny jęk, jaki wydobył się spomiędzy warg chłopaka uzbroił go w odwagę do dalszego przełamywania własnych barier i fobii.
Zaczął pieścić go coraz intensywniej. Wciskał w niego kolejne palce, poruszając nimi na boki, delikatnie je wyginając i sprawdzając jakie ruchy działały najlepiej. Jego pełen wzwód ocierał się o penisa Mai, a chłopak chwycił go w dłoń, by zaraz nadać im wspólnego tempa. Za wiele!
- Maia! – Wbił w niego błagalne spojrzenie.
- O, nie! Nie wolno ci teraz skończyć! – prychnął chłopak, ściskając go mocno u nasady.
Zawył z bezsilnego, rozpierającego go pragnienia...
- Zapewniam cię, że nie skończy się na jednym razie – stęknął Mike, chwytając go w objęcia. – Doprowadzasz mnie do szaleństwa!
Chłopak wyszczerzył się do niego i wreszcie uniósł biodra wyżej, by powoli się na niego nasunąć. W trakcie trzymał go dłonią, by zadbać o odpowiedni kąt i nacisk, jakie nie sprawiłyby mu bólu, a Mike mógłby przysiąc, że tego widoku nie zapomni nigdy w życiu.
W pokoju zdawało się być wręcz nienaturalnie cicho, tak że każdy ich oddech, każde sapnięcie wybrzmiewało kilkukrotnie głośniej. Widok podnieconej, wpatrzonej w niego twarzy Mai robił z nim coś dziwnego. Wilgotne, sine usta, ich rozedrgana dolna warga, mrugające pospiesznie powieki… Odnotowywał wszystkie te reakcje przybliżające go do szczytu.
W chwili, w której cała krew zdawała się mu odpłynąć z mózgu, złapał chłopaka pod kolana i uniósł go na swoich ugiętych ramionach. Tak ostrożnie jak tylko umiał, oparł go o ścianę i zaczął wbijać się w niego chaotyczniej i mocniej.
Maia ścisnął go za włosy, a drugą ręką trzepał sobie coraz szybciej, by wreszcie strzelić pomiędzy ich ciała, co było iście bezbłędne. Początek przeciągłego jęku rozkoszy, stał się impulsem również i dla niego, jednak celowo nie wysunął się z chłopaka, wpychając się w niego do samego końca, aż spuścił się głęboko w nim, czując cholerne ciarki i prawie bolesne skurcze na plecach, całkowicie zawładające jego ciałem.
Nie spodziewał się, że seks może być aż tak dobry.

Leżeli obok siebie uspokajając oddechy. Coś gorzkiego zdawało się zatruwać ściśnięte gardło Michaela. Nie były to wyrzuty sumienia. Nie było to obrzydzenie własną osobą. To… coś na kształt rezygnacji, bo wiedział już, że przed tym nie ucieknie. Mógł okłamywać się przez te wszystkie lata, ale nareszcie nastał moment, w którym musiał przyznać, chociaż przed sobą, że… tak. Nie był normalny. Nawet w myślach nie mógł zdobyć się na użycie słowa „gej” we własnym kontekście.
Czy miał prawo powiedzieć, że Maia zniszczył jego życie? To zabawne, bo całym sobą czuł, że Maia go uratował, że nareszcie ktoś uwolnił go z klatki, do której sam się zapakował, a owo uwolnienie smakowało wyśmienicie. Przynajmniej teraz. Tutaj, u jego boku.
- Żałujesz? – odezwał się chłopak. – Nie odzywasz się w ogóle.
Odpuścił sobie wychodzenie na zewnątrz i palił w łóżku. Mike nie narzekał.
- A co, obawiasz się, że właśnie mnie zgwałciłeś?
Maia prychnął rozbawiony.
- Dokładnie tak to widziałem.
- Chciałbyś – rzucił w podobnym tonie. - Nie dam ci zrzucić winy na siebie. Mogę być ostatnim kretynem, ale wiem, że tego chciałem – dodał nieco poważniej.
Chłopak uniósł się na łokciu i odwrócił w jego stronę. Przypatrywał mu się badawczo przez chwilę, po czym zdecydował się zadać najgorsze pytanie, jakie zadać mógł.
- Mike, czy ty jesteś homo? Zastanawiałem się nad tym, ale przecież masz dziewczynę. Więc pewnie bi?
Przełknął ślinę, zwlekając z odpowiedzią. Nie chciał go okłamywać, ale powiedzenie na głos tego, co powoli sam sobie dopiero uświadamiał, co z mozołem zaczynał akceptować, ale co wciąż przytłaczało i wzbudzało lęk, zdawało się być wręcz niemożliwe. Ale to był Maia. I jemu musiał powiedzieć.
- Od zawsze pociągali mnie tylko faceci. Moja dziewczyna… Angie jest dla mnie… jakby taką obrożą z łańcuchem? Wiem jak głupio to brzmi, ale potrzebowałem tego, żeby ze sobą wytrzymać. Staram się o nią dbać, wydaję na nią kupę kasy, żeby się jakoś, bo ja wiem? Zrehabilitować? Ale chyba i tak nie jestem dla niej zbyt dobry – stwierdził z rezygnacją.
- No raczej. Jesteś chujowy, skoro ją zdradzasz – skomentował bezlitośnie chłopak.
- Nie zdradzam jej! Znaczy… no… tylko z tobą – przyznał zawstydzony. – Teraz tym bardziej wiem, że tak się nie da. Nie dokładaj mi proszę. Powoli dostaję świra od wyrzutów sumienia.
- Świra masz nie od dziś, kolego. I co, zerwałeś się z własnej smyczy? – zachichotał.
- Na to wygląda.
Maia pokiwał głową. Patrzył na niego jeszcze chwilę, a potem położył mu dłoń na brzuchu i zaczął delikatnie badać jego powierzchnię. To było naprawdę miłe.
- Nie byłeś czasem zagorzałym homofobem z tradycjami? Twoi kumple raczej nic nie wiedzą o twojej tęczowej stronie?
Rzucił mu pełne żalu spojrzenie. Naprawdę musiał?
- Robiłem wszystko, żeby oszukać nawet siebie, więc nie, nie wiedzą. I nie byłem. Jestem. To złe i nienaturalne, a jeszcze nie tak dawno temu, w najlepszym razie, by mnie za to wykastrowali. Albo pewniej - zabili w jakiś udziwniony, kreatywny i bolesny sposób.
- Pewnie tak. I uważasz, że na to byś zasługiwał?
- Nie jestem najlepszym człowiekiem na świecie – zauważył.
- Dobrze, więc inaczej. Czy uważasz, że za to co ze mną przed chwilą robiłeś, powinieneś ponieść karę śmierci? Albo jakąkolwiek inną karę? Niech będzie, tak po naszemu, choćby i tylko karę wyśmiania przez innych – wymieniał. – Czy twoim zdaniem robiliśmy coś złego? Wydaje ci się, że zasługujesz na potępienie? Że ktoś ma prawo cię za to oceniać? A może widzi ci się, że trafisz do piekła? – uniósł kącik ust w złośliwym uśmiechu.
Cholernie seksownym uśmiechu. Mike musnął jego usta i opuścił wzrok. Milczał. Rzeczywiście, trudno było porównywać ich wspólnie spędzony czas, do prawdziwych przestępstw, za które karano więzieniem. A przecież tak właśnie traktowano homoseksualistów w niektórych krajach, nawet jeszcze w tych czasach. Sam do niedawna by za tym obstawał.
- To nie jest naturalne. Mężczyźni nie mogą mieć dzieci…
- Podobnie jak wiele kobiet, żyjących z nimi. Przecież nikogo nie krzywdzisz kochając się z innym facetem.
- Naprawdę nie? – zapytał, a jego serce boleśnie podskoczyło. - Nie czułeś się upokorzony? Nie czułeś się uprzedmiotowiony?
- Dzisiaj nie.
Mike zacisnął zęby. Poprzednim razem na pewno tak było. Przez niego. Na samą myśl zapragnął, żeby ktoś faktycznie wykastrował go za te wszystkie chwile, kiedy potraktował Maię w tak podły sposób.
A teraz? Skoro był… gejem, skoro spędził z nim cały poranek, a Maia wydawał się być zadowolony czy tym razem również go skrzywdził? Bo chyba nie? Nie, prawda?
- Jesteś facetem. Nie wydaje ci się, że stawianie się w takiej roli ci to odbiera? – drążył, nie mogąc pojąć.
- Nie. Wiem co lubię.
- Poza tym nie powiesz mi, że te cholerne przemarsze rozebranych gości w strojach sado-maso cokolwiek reprezentują! Nie widzisz, że to wynaturzone? Że to jest chore?
Zerwał się do siadu.
Nareszcie mógł powiedzieć o tym głośno. Wreszcie, odsłonięty przed kimś ze wszystkimi swoimi wątpliwościami, mógł liczyć na odpowiedzi. Czy to nie było zabawne? Atakował go, szarpał się jak zwierzę w pułapce, tak naprawdę mając nadzieję na ratunek. I Maia mu go dawał. Chyba nawet udało mu się wyprowadzić chłopaka z równowagi, ale Michael z każdą chwilą tej rozmowy, wypełniał prześladującą go całe życie pustkę, z którą prawie nauczył się już żyć.
- A twoim zdaniem cokolwiek mogłoby się zmienić od czasów, gdy takich jak ja nabijano na pal, gdyby kiedyś ktoś nie zaczął walczyć o swoje prawa? Możesz mówić, że ktoś się obnaża, albo niepotrzebnie eksponuje, ale czy rozpoznałbyś w sobie geja, idąc obok siebie na ulicy? Zapewne założyłbyś, że jesteś, jak to mówisz „normalny”. Bo dopóki ktoś nie maszeruje z kolorowym kutasem w garści i nie mówi publicznie o tym kim jest, to nikt by się o tym nie dowiedział! Nikt by nawet nie zauważył! Może coś wydaje się przesadą, ale jak inaczej zwrócić uwagę przeklętych mas, mających głęboko w dupie sprawy, które ich nie dotyczą?! – powiedział ostro.
Mike zaniemówił. Nigdy tak na to nie patrzył. Tymczasem Maia wcale nie zakończył swojego wywodu.
- Czy kobiety dzisiaj mogłyby głosować, gdyby kilka lat temu, wzburzone tłumy bez staników, nie domagały się głośno swoich praw? Kurwa. Nie mogły nawet czytać, bo banda pieprzonych knurów z wielkimi brzuchami, doszła do wniosku, że czytająca kobieta, jeszcze nie daj boże zaczęłaby myśleć! To jest to samo, nie widzisz tego? Możesz sobie dyskutować na temat aborcji czy eutanazji, o prawach dzieci, płodów i tak dalej. Dywagować, czy ktoś cierpi, czy nie, tam jest więcej miejsca na cudze wątpliwości, nie wiem. Ale kogo krzywdzisz, świadomie spędzając czas z drugą osobą, która też tego pragnie? To jest takie zwyczajne! Jak to w ogóle możliwe, żeby trzeba się było ukrywać, albo tłumaczyć z tego, że ci na kimś zależy, podczas gdy zdradzanie żony jest społecznie przyjętym „błędem”?! Dla ciebie to jest normalne? Homofobia jest tak samo absurdalna, jak rasizm. Jakby ktoś miał wpływ na to kim się rodzi.
- Spokojnie… - szepnął, starając się go trochę uspokoić.
Jego mózg pracował na pełnych obrotach, a serce tłukło się mocno, uwięzione w gardle. Argumenty Mai miały sens, ale przecież nie to wpajał w siebie przez całe życie. Jak miałby nagle odrzucić wszystkie swoje przekonania?
- Cholera, nie! – zirytował się chłopak. - Paradujesz sobie ze swoją laską po sklepach i nikt nawet nie zwróciłby ci uwagi, gdybyś publicznie wepchnął jej język do gardła, czy złapał ją za cycki. Gdybym ja miał chłopaka, nie mógłbym nawet dotknąć jego dłoni, żeby nie narazić się na co najmniej kilka krzywych spojrzeń, nie wspominając o wyzwiskach, a przypominam ci, że żyjemy w tolerancyjnym kraju, pełnym wolności i swobód! A co w innych miejscach na ziemi? Czy ty wiesz, że nadal są kraje, w których za seks z facetem karze się śmiercią?! Więc wybacz Mike, ale ciężko mi się uspokoić, bo szlag mnie trafia, jak słucham o tym twoim cholernym spojrzeniu na „naturę”.
Maia mruknął jeszcze coś o tym, że musi wziąć prysznic, po czym zebrał się do łazienki. I tak, dzięki temu Mike został sam. W śmierdzącym dymem, ciasnym i trochę obskurnym pomieszczeniu, mentalnie całkowicie zasypany lawiną przygniatających go argumentów.
To wszystko było prawdą. Nie czuł by zrobił cokolwiek złego. Było wspaniale, nie tylko jemu, ale i Mai. Czy chciałby go trzymać za rękę? Oczywiście, że by chciał! Zawsze porównywał homoseksualistów do najgorszych szumowin, niszczących zdrowy, zwyczajny świat. Do pedofili, morderców, złodziei… Tylko, że nigdy nie zastanowił się nad najprostszym aspektem, odróżniającym tych ludzi. O wpływie na innych.
Dlaczego cudze szczęście tak bardzo kłuło go w oczy? Jak uczucie ogrzewające go od wewnątrz, jak pochodnia, przepędzające strach i napawające nadzieją, mogło być czymś złym? Tyle że abstrahując od tego tematu, to co z samym Maią…? To co robił… to, że się sprzedawał… Nie rozumiał tego. Nie znał przyczyn, ale czy o tych wszystkich kobietach, których przecież było nieporównywalnie więcej, myślał z równą agresją? Odpowiedź była prosta – wcale nie. Współczuł im. Zakładał raczej, że do takiego sposobu zarabiania na życie, musiała zmusić je ciężka sytuacja. Nad powodami Mai nigdy się nie zastanowił.
Kolejny głaz opadł mu ciężko na dno brzucha. Mieszkał tuż obok, a nigdy nawet nie próbował zainteresować się tym, co musiało się wydarzyć w życiu tego rumianego dzieciaka, że z dnia na dzień, stał się zamkniętym w sobie dupkiem, a niedługo później zaczął prowadzić takie, a nie inne życie. To chyba miało związek z wyprowadzką jego ojczyma? Mike nie pamiętał za dobrze. Czy Maia powiedziałby mu, gdyby zapytał wprost?
Z zamętu myśli, od których już dawno rozbolała go głowa, wyrwał go dzwonek do drzwi. Maia wciąż był pod prysznicem, więc chyba nie słyszał. Najpierw planował zlekceważyć dobijającą się osobę, ale za kolejnym dzwonkiem nie wytrzymał. Jak można było być, aż tak natrętnym! (Z drugiej strony, sam nieraz dobijał się tutaj w taki sposób…)
- Czego? – zapytał grzecznie, otwierając drzwi.
Stał za nimi, na oko, może trzydziestoletni mężczyzna o wyglądzie typowego, biurowego lalusia. Miał jasne włosy postawione na żel i idealnie dopasowany niebieski garnitur, spod którego wystawała biała, rozpięta w kołnierzyku koszula. W butonierce sterczała wciśnięta jakaś kolorowa szmata, a buty błyszczały mu się jak psu jaja. Agresja Mike’a stopniowo narastała.
- Witam. Zastałem Maię? – odparł wyniośle.
- „Witać” to możesz kogoś, kogo zapraszasz do swojego domu. Mnie możesz najwyżej powiedzieć „dzień dobry", choć po prawdzie twoja wizyta właśnie mi go rujnuje - wyrzucił na wdechu. - Maia źle się poczuł. Nie da rady się z tobą zobaczyć. 
- Słucham? – sapnął przybyły zniecierpliwionym głosem. - Ale jak to...? Chyba się nie zrozumieliśmy. Byliśmy umówieni…
Mike wyprostował się ponad gogusiowatym palantem, starając się zachować jaki taki spokój. Nozdrza drgały mu w nerwach. 
- Zjeżdżaj stąd, zanim w pracy i w domu dowiedzą się o tym, co robisz w porze lunchu – syknął przez zęby.
Facet wyglądał, jakby miał się jeszcze sprzeczać, ale widząc napięte ramiona Michaela i przytłaczająco większą sylwetkę od własnej, rzucił coś niezrozumiałego, odwrócił się na pięcie i odszedł.
- Nie pozwalasz sobie czasem na zbyt wiele? – warknął Maia tuż zza jego pleców.
Tego się obawiał.
- Nie mówiłeś…
- Zapomniałem o nim – westchnął, przeczesując mokre włosy palcami. – Cholera, akurat ten jest w porządku.
- Zapłacę – rzucił Mike. - Za dziś, za jutro i za pojutrze – dodał. - Mogę płacić codziennie. Proszę, odwołaj te spotkania… - jęknął, zbliżając się do niego.
Jak wcześniej myśl o tym, że Maia był z innymi, była drażniąca, irytująca i wywołująca niesmak, tak teraz była zwyczajnie nie do zniesienia. Nie do wytrzymania!
- Myślisz, że kim ty jesteś, co?! Jakimś cholernym bohaterem? Królewiczem w lśniącej zbroi? Wydaje ci się, że możesz mieszać w moim życiu, bo nagle uświadomiłeś sobie, że jesteś taki jak ja? – wybuchnął. – Nie traktuj mnie z góry, tylko dlatego, że masz forsę.
- To zupełnie nie…
- Idź już.
- Posłuchaj…
- To ty mnie posłuchaj! Dzisiaj było naprawdę miło. Poważnie. Ale co za dużo, to niezdrowo. Wracaj do swojej dziewczyny, Mike.

4 komentarze:

  1. Hej. Co do rożka starsi ludzie powtarzają że to pozwala stabilnie trzymać dziecinke, a dziecko czuje się bezpiecznie i jest mu cieplo. Ja osobiście używałam rożków przy dwójce moich dzieciaczków i polecam . Jeżeli chodzi o twoje teksty to nie ukrywam że czekam na coś nowego bo wszystkie twoje teksty już przeczytałam także pozdrawiam zycze zdrówka dużo odpoczynku i niech dzidzia zdrowo rośnie w brzuszku mamusi .:-):-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy! ❤️ jesteśmy na etapie pierwszych ruchów i nie potrafię myśleć o niczym innym, przyznaję się. Następne opowiadanie jest prawie skończone, aż mnie boli, że jeszcze go nie dokończyłam. Co zasiadam żeby to wreszcie zrobić, to zasypiam (ale nie przez fabułę, serio 😅)

      Usuń
  2. Hejeczka,
    cudo, cudo naprawdę może właśnie coś dotarło do Mike i to zachowanie, chce mieć Maia tylko dla siebie...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    cudo, wspaniale, może właśnie coś dotarło do Mike i to jego zachowanie, chce mieć Maia tylko dla siebie...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Ćpun, diler i psychopata - SAIA - cz. 1

 Pierwszy fragment nowego powiadania :) Koniecznie dajcie znać, jakie macie wrażenia po przeczytaniu! ;)   -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-...