Po drodze cz.19

Prawie 2 w nocy... To wprost idealny moment, żeby dodać fragment, prawda? :)

-.-.-.-.-.-.-.-.-

- Przepraszam pana! - Dziewczyna podeszła jeszcze bliżej. - Ja… trochę się zgubiłam w lesie, mieszkam w wiosce, chyba niedaleko stąd. Och, panie boże! Nie chciałam widzieć nagiego mężczyzny! – zapiszczała nieporadnie.
Nechtan, który również nie chciał być widziany nago, czym prędzej doskoczył do plecaka, gdzie wcześniej przygotował sobie czyste ubrania. Wciągał je na siebie pospiesznie, gratulując sobie w duchu świetnego pomysłu wyciągnięcia ich na wierzch.
- Mam nadzieję, że mój widok nie był, aż taki przerażający. Zapewniam, że zwykle nie czaję się w lesie na samotne, zagubione damy – odezwał się w swojej obronie. Zdawało mu się, że jego wcześniejszy żart, komuś obcemu mógł się wydać niesmaczny. Riordan by zrozumiał.
Jeszcze tego mu brakowało. Dziewczyna naprawdę wyglądała, jakby się miała zaraz rozpłakać. I gdzie był Riordan, kiedy był potrzebny?!
- Ależ nie! Bardzo się cieszę, że pana zobaczyłam! To znaczy, nie dlatego że nago! Po prostu naprawdę nie wiem, którędy do wsi. Błądzę już tak długo! Wyszłam po grzyby, żeby udowodnić matce, że sobie radzę, ale… chyba nie radzę sobie jednak, aż tak dobrze… – urwała zawstydzona.
Ku przerażeniu maga po jej policzkach faktycznie spłynęły łzy.
- Spokojnie, spokojnie, tylko mi tu nie płacz! – Nechtan zaczął panikować. Kompletnie nie wiedział, jak się zachować w takiej sytuacji. To było irytujące. – Coś wymyślimy, dobrze? Ja i mój przyjaciel mamy ze sobą mapę. Na pewno odnajdziemy właściwą drogę.
Dziewczyna nieśmiało podniosła na niego wzrok. Była dużo niższa, więc musiała zadrzeć głowę do góry. Jej policzki były już mocno różowe, ale przetarła oczy i kiwnęła głową.
- Dziękuję! – pisnęła, po czym zupełnie niespodziewanie rzuciła mu się na szyję. – Nie wiem co bym zrobiła, gdybym pana nie zobaczyła! Mam na myśli - nie spotkała, ma się rozumieć! W takim sensie mówię!
W tym jakże idealnym momencie, gdy dziewczyna wisiała na szyi mokrego, ubranego w niedopiętą koszulę maga, który starał się ją jakoś pocieszać, Riordan wreszcie postanowił się pokazać.
- No proszę. Widzę, że nie próżnujesz, a mnie to miałeś czelność się czepiać! – prychnął, ostentacyjnie kładąc dłoń na biodrze i opierając się o pobliskie drzewo. – Ależ nie przerywajcie sobie – dodał, kiedy spłoszona dziewczyna natychmiast puściła Nechtana.
- To zupełnie nie tak! To znaczy, ja nie śmiałabym nawet pomyśleć, że… chyba, że… Och! Bardzo przepraszam – skłoniła się przed Riordanem. - To ten pana przyjaciel, tak? – zapytała, na powrót zwracając się do Netha. Prawdopodobnie szukała w nim jakiegoś wsparcia.
- Można tak powiedzieć, chociaż mimo wszystko nie spodziewałbym się po nim dobrych manier. Taki typ – potwierdził mag, zakładając ręce na piersi. – Rio, to dziecko się zgubiło, więc z łaski swojej przestań być niedorzeczny i zacznij zachowywać się jak na mężczyznę przystało.
- Ależ nie jestem dzieckiem! Jestem już dorosła! – oburzyła się dziewczyna. – Wiem już co nieco o świecie.
- Oczywiście – rzucił Riordan, patrząc na nią spode łba. – W końcu każda dorosła osoba odchodząc na godzinę drogi od domu, gubi się po drodze.
Dziewczyna spuściła głowę skrępowana. Złączyła dłonie i nerwowo zaczęła wykręcać swoje chude palce.
- Tak właściwie, to byłam tutaj całą noc. Wyszłam po ciemku, żeby mama mi nie zabroniła i zanim zdążyłam się zorientować był już dzień, a ja nie wiedziałam, gdzie jestem – zaskomlała.
- Fantastycznie! Co proponujesz z nią zrobić, Neth?
- Może zacznijmy od początku – stwierdził mag. – Ja jestem Nechtan, a ten niewyrozumiały palant, to Riordan. – Dziewczyna zaśmiała się nerwowo na to porównanie. – A tobie jak na imię?
- Tara.
- Tara? Świetnie, znamy jedną Tarę, bardzo miła kobieta. Łatwiej będzie zapamiętać – odparł mag, licząc na rozluźnienie atmosfery.
Niestety, w efekcie dziewczyna zrobiła podobnie naburmuszoną minę co Riordan.
- Imię o niczym nie świadczy! – skomentowała.
- Rzeczywiście... To co, zobaczymy na mapę? Nie pamiętam, żeby była na niej zaznaczona jakaś wieś, ale być może coś wyda ci się znajome i wtedy uda nam się do niej trafić. – Nechtan wolał zmienić temat niż dociekać co mogło się dziać w głowie dojrzewającej dziewczyny.
- A panowie, dokąd zmierzają? – zagadnęła. - Nie do naszej wsi? Tutaj w okolicach nie ma zupełnie nic. Bardzo rzadko miewamy gości z zewnątrz. Najgorsze jest to, że matka chce mnie wydać za mąż, a mnie to się żaden chłopiec ze wsi nie podoba – skrzywiła się.
- Zmusza cię do ślubu? – zapytał Riordan lekko wstrząśnięty taką informacją.
- Ależ nie, nie! Tylko chciałaby, żebym już kogoś miała, żeby nam pomagał. Ciężko jej, odkąd tatusia zabrakło, a mnie nikt się nie podoba. Nie chcę wychodzić za mąż na siłę!
- Pomyśl, że przynajmniej nie zamordowała ci chłopaka… - mruknął Neth pod nosem, bardziej do siebie, niż faktycznie do dziewczyny.
- Co też pan mówi! – wystraszyła się. – Zresztą, jakby poznała pana, na pewno byłaby zadowolona! Nigdy wcześniej nie widziałam takiego pięknego mężczyzny. Ona na pewno, też nie! – Tara zdawała się mówić na głos wszystko to, co przyszło jej na myśl, zupełnie nie zważając na konsekwencje i potencjalny odbiór ze strony otoczenia. – A przecież widziałam też… - urwała nagle, zdając sobie sprawę ze swoich słów.
- Cóż… Dziękuję – odparł mag do czerwonego czoła Tary. Resztę twarzy zasłoniła dłońmi.
- Szkoda tylko, że charakter ma beznadziejny – dorzucił od siebie Rio.
- Nie, nie! Pan Nechtan to prawdziwy bohater! – zaperzyła się dziewczyna. – Od razu obiecał mi pomóc! I nic, a nic nie próbował mnie zaczepiać, mimo że zupełnie nic na sobie nie miał!
Riordan uniósł brwi wysoko, spoglądając zażenowanemu magowi prosto w oczy.
- Wiecie co? To ja rozstawię namiot, a wy sobie tutaj popatrzcie razem w mapę. Pewnie i tak nigdzie już dzisiaj nie dojdziemy, na pewno nie wspólnie – dodał, po czym przewracając oczami, odwrócił się na pięcie i odszedł w stronę, z której właśnie wrócił.
- No tak. Przepraszam za niego. Mapę mam w plecaku. Chcesz ją zobaczyć tutaj, czy dopiero przy ognisku? Musisz być głodna? – Pomimo że sam nie odczuwał głodu, był przekonany, że młodej dziewczynie błądzącej od wielu godzin w lesie, musiał już doskwierać.
- Faktycznie jestem – bąknęła rumieniąc się. – Ale zostańmy tutaj jeszcze.
- Jak wolisz – stwierdził mag, sięgając po mapy.
Porozkładał obie, dokładniejszą i tę bardziej ogólną mapę terenu, pytając o różne charakterystyczne punkty, na jakie dziewczyna mogła zwrócić uwagę, kiedy je mijała. Starał się jak najlepiej analizować strzępy dostarczanych mu informacji, lecz z frustracją zmuszony był zauważyć, że Tara bardziej od mapy, zainteresowana była jego osobą. Stale zagadywała o różne drobnostki i ciągle przyłapywał ją na wpatrywaniu się w jego twarz. Kiedy upomniał ją, że przecież starał się jej pomóc, dziewczyna wyszczerzyła wszystkie zęby, tłumacząc, że przy nim po prostu czuła się bezpieczna.
Zapadł zmrok, a Neth nadal nie miał pojęcia, gdzie mogła się znajdować wieś, z której pochodziła dziewczyna. Raz, kiedy był już prawie pewien, że natrafił na determinujący właściwy kierunek szczegół, Tara stwierdziła, że wcale nie jest pewna, czy to co widziała rzeczywiście było wielką skałą, czy po prostu gęściej rosnącymi drzewami, bo mijała to miejsce nocą. Ostatecznie zmuszony był zaprowadzić ją do namiotu bez żadnego przełomu w poszukiwaniach.
- Wygląda na to, że będę musiała z wami przenocować – oznajmiła Tara, nawet nie próbując ukryć zadowolenia.
- Namiot ma miejsce tylko na dwie osoby – stwierdził Riordan.
- Można by wystawić plecaki na zewnątrz… - pomyślał głośno mag. – Ale raczej i tak byłoby za ciasno.
- No to ja mogę zostać na zewnątrz – bąknęła cicho dziewczyna. – Już poprzednią noc tak spędziłam i nie zamarzłam, chociaż tak mi się wydawało chwilami…
- Ależ to akurat wykluczone. Nie dopuszczę do tego, żeby kobieta spała na zewnątrz, podczas gdy ja miałbym zajmować pół namiotu! – wtrącił natychmiast mag.
- Teraz jest rozpalone ognisko, więc będzie jej cieplej – rzucił beznamiętnie Rio.
- Chyba nie mówisz poważnie?! W takim razie wygląda na to, że ja będę spał poza namiotem – stwierdził zirytowany takim zachowaniem. Nie wiedział co wstąpiło w Riordana, ale ewidentnie nie był sobą.
- Nie, proszę! Nie chcę spać z nim! – wykrzyknęła Tara, wskazując palcem na Riordana. – Przepraszam pana bardzo, ale przecież widzę, że wyraźnie mnie pan nie lubi!
- Przecież cię nie zjem w związku z tym – odparował Rio, wcale nie zaprzeczając jej słowom. – Ale Neth śpiący na zewnątrz to faktycznie kiepski pomysł... Kurwa! Dobrze! Ja zostanę – burknął na końcu.
- Zważaj na język w obecności kobiety – upomniał go mag.
Sam był nawet zadowolony z takiego obrotu spraw. Niespecjalnie uśmiechało mu się nocowanie pod gołym niebem, a ponieważ Tara była szczupła, mógł bez kłopotu oddzielić ich od siebie za pomocą wszystkich bagaży i w ten sposób zapewnić jej i sobie, choć odrobinę prywatności.
Co prawda, przeszło mu przez myśl, że sytuacja ta zdawała się być wprost idealna, względem jego wcześniejszych planów by odłączyć się na kilka godzin od kompana, ale mimo wszystko, raczej nie chciał wdrażać ich w życie. Będzie musiał wytrzymać.
Cały wieczór poirytowany Rio siedział po przeciwnej stronie ogniska, podczas gdy Tara wisiała na ramieniu Nechtana, narzekając na doskwierające jej zimno. Co prawda oddał jej już koc, a nawet przekonał Riordana, by ten pożyczył dziewczynie swoją kurtkę, ale i tak siedziała tuż obok niego. Nie żeby mag miał jej to za złe, ale bardzo cenił swą przestrzeń osobistą, więc z wytęsknieniem wyczekiwał na moment udania się do namiotu.
- To co? Chyba możemy się już położyć, prawda? – zasugerował w końcu. – Jutro z samego rana, wyruszymy. Może uda nam się natrafić na jakiś szlak prowadzący do wioski Tary.
- To nie ja cię trzymam – odparł sugestywnie Rio.
Tara natychmiast puściła ramię maga, zrywając się na nogi.
- Tak, chodźmy spać – rzuciła.
Neth, nie zwlekając więc dłużej, podniósł się na nogi i podszedł do namiotu, żeby go przygotować. Zgodnie ze swoim wcześniejszym zamiarem, podzielił wnętrze na dwie części. Dziewczynie oddał swój śpiwór, poduszkę i koc, a sam ubrał się cieplej i przygotował sobie płaszcz do przykrycia.
Kiedy tylko uradowana Tara wsunęła się w posłanie, wyszedł jeszcze na moment chcąc pożegnać się z Rio. Nie chciał zasypiać, czując, że nie wyjaśnili sobie wszystkiego.
- Gniewasz się? – zapytał na tyle cicho, żeby dziewczyna nie mogła go usłyszeć. 
- Nie na ciebie – odpowiedział mężczyzna.
- Zgubiła się.
- Wiem. Wściekam się na los, i na no że musiała się odnaleźć akurat teraz i to właśnie z nami.
- Przyniosłem ci koc, żebyś mi nie zamarzł do rana – powiedział mag przepraszającym tonem. - W jakiś niezrozumiały sposób czuł, jakby cała ta sytuacja była jego winą. – Mam nadzieję, że jutro się wszystko wyjaśni. I obiecuję, że po tym wszystkim, to ty dostaniesz poduszkę – skończył z nikłym uśmiechem.
- Pewnie, królewno. Upomnę się.
Rio wyglądał jakby miał coś jeszcze powiedzieć, ale Neth nie chcąc przeciągać tej niezręcznej chwili, wrócił do namiotu. Żałował, że Riordan musiał zostać na zewnątrz. Zawsze dobrze było mieć go przy sobie.
Ułożył się do snu i szepnąwszy życzenia dobrej nocy do Tary, przymknął powieki. Obiecał sobie, że następna noc będzie wyglądała inaczej.

Nie mogło upłynąć wiele czasu, bowiem miał wrażenie, że tak naprawdę jeszcze nie usnął. Najpierw usłyszał szelest po drugiej stronie namiotu, a chwilę później poczuł, że ktoś wsuwa się pod jego płaszcz.
- Tara? – zapytał zaspany, uchylając powieki.
- To ja. Nie chcę tam spać sama – wyszeptała dziewczyna.
- Przecież śpisz tuż obok… - wymamrotał.
Prawdziwe zamiary dziewczyny dość szybko okazały się jasne, bowiem gdy tylko Neth uniósł do góry rękę natrafił na jej ciało. Pozbawione odzienia.
– Cholera! Co ty wyrabiasz?! – Mag natychmiast poczuł się całkowicie obudzony. Nie spodziewał się czegoś takiego. Co to miało znaczyć?!
Tętno dziewczyny również przyspieszyło. Denerwowała się.
- Cicho, proszę! Ten drugi się obudzi i przyjdzie tu z latarką.
 - Co to ma znaczyć, dziewczyno? – zapytał nieco ciszej.
On również nie chciał, by Riordan zastał go w takiej sytuacji. Chociaż z drugiej strony, chyba wolałby już taką alternatywę, niż dawanie dziewczynie do zrozumienia, że takie jej zachowanie mu odpowiadało.
- Przepraszam, ale… pomyślałam, że na pewno brakuje ci kobiety. Z tego co mówiłeś, wędrujecie już kilka dni. Daj spokój, przecież wiem, że nie jestem brzydka. A ty… ty jesteś taki piękny, że odkąd tylko cię zobaczyłam, nie mogłam myśleć o niczym innym. Nie martw się, już wcześniej robiłam takie rzeczy. Umiem sprawić mężczyźnie przyjemność.
Wszystko to powiedziała bardzo szybko, dodatkowo siadając na Nechtanie okrakiem. Jego dłonie położyła sobie na biodrach, starając się przesunąć je w stronę odsłoniętych piersi. Neth czuł jej szybki oddech i równie szybko bijące serce. To drugie wzbudziło w nim niezdrowe zainteresowanie. Poczuł jak jego dłonie zaczynały lekko drżeć, zaciśnięte na ciele dziewczyny.
- Dość tego! Puść mnie! – wściekł się mag.
Musiał stąd wyjść i czym prędzej złapać oddech na powietrzu. Dziąsła coraz bardziej zaczynały go swędzieć, a ciało tężało. Powoli tracił nad sobą panowanie, a przecież za nic nie mógł do tego dopuścić.
– Wstydu nie masz?!
Oczywiście zawsze, gdy tylko wydawało się, że gorzej już być nie mogło, działo się coś co wyprowadzało go z błędu. Serce Tary już wcześniej biło szybko, ale teraz gdy zareagował nie w taki sposób, jakby tego chciała, zaczęło dosłownie walić jak oszalałe. Mag nie mógł nie zareagować na zapach gorącej, pulsującej w żyłach podenerwowanej dziewczyny krwi. Gorąco uderzyło mu do głowy. Jego oddech stał się płytki i zauważalnie szybszy. Palce zacisnęły się na talii Tary.
- Nie podobam ci się? – zapiszczała, poruszając biodrami.
- Nie o to chodzi. Zejdź ze mnie proszę – starał się opanować, ale było mu coraz ciężej. Przestał zwracać uwagę na umizgi dziewczyny, całym sobą starając się zablokować przemianę.
Brak fizycznego sprzeciwu Tara odczytała jako nieme przyzwolenie i kładąc się na mężczyźnie, pocałowała go. Wsunęła mu język do ust, delikatnie kalecząc się o jego ostre zęby.
W tamtym momencie Neth powinien był zacząć krzyczeć, by obudzić Riordana, wybiec z namiotu albo po prostu ją uderzyć, żeby sama się od niego oderwała. Niestety, jego napięte do granic wytrzymałości, spragnione krwi ciało zareagowało inaczej.
Chwycił dziewczynę w objęcia i przewrócił ją pod siebie. Szczęśliwa i nieświadoma zmian zachodzących w jego ciele, Tara, objęła go ciasno ramionami. Nechtan odgarnął agresywnie jej długie, splecione w warkocze włosy i odsłonił jej długą szyję. Nawet w ciemności widział unoszącą się i opadającą na przemian tętnicę. Wgryzł się w nią z całą mocą. Czuł wierzgające po sobą, szczupłe ciało. Usłyszał cichy pisk. Dziewczyna, chyba chciała krzyczeć, ale już wcześniej zasłonił jej usta, raniąc jej policzek ostrymi szponami. Gorąca posoka wlała się wprost do jego gardła sprawiając, iż poczuł się iście doskonale. Był to pierwszy raz, kiedy posmakował cudzej krwi i doprawdy z niczym nie mógłby porównać tego uczucia. Było wspaniałe. Dodawało sił i rozjaśniało umysł. Rdzawy posmak życiodajnego płynu zdawał się pieścić wszystkie jego zmysły. Wypełniał go. Powoli odzyskiwał też panowanie nad sobą, ale naprawdę, cholernie nie chciał kończyć.
- Brawo Nechtanie. Nie sądziłam, że będę musiała podać ci jedzenie do stołu, żebyś wreszcie zachował się zgodnie ze swoją naturą.
- Lilith?! – Mag zerwał się nagle, puszczając ciało dziewczyny. Jej krew spłynęła mu po brodzie. – Co ty tutaj robisz?!
Demon siedział tuż obok ciała osłabionej, zapłakanej twarzy Tary i gładził ją po włosach.
- Cicho, maleńka. Przecież jeszcze żyjesz. Niestety… – Lilith spojrzała spod burzy swoich kręconych, rudych włosów na twarz Nechtana. – Chciałam ci trochę dopomóc. Widziałam, jak się męczysz skarbie, więc trochę… pokierowałam tę kobietę w waszym kierunku.
- Niemożliwe… - Neth poczuł jak wszystkie wnętrzności przewracają mu się w brzuchu na drugą stronę. Był bezradny. Czuł się oszukany jak dziecko. - Jesteś podła! Wiedziałaś, że nie będę umiał się powstrzymać i specjalnie ją tu sprowadziłaś?!
Mag złapał się za głowę. Teraz gdy odzyskał zdolność logicznego myślenia, kompletnie nie wiedział co robić. Spanikował.
– Pomóż mi! Nie straciła bardzo dużo krwi, możemy ją jeszcze uratować!
Na skórze głowy poczuł wbijające się w nią, ostre pazury. Niby jak w tym stanie miał coś zrobić, skoro nie umiał w pełni panować nad własnymi odruchami.
- Możemy, ale nie musimy. Oszczędź mi tego żałosnego przedstawienia i skończ posiłek – odpowiedział demon znudzonym głosem.
- Kurwa! Cholera jasna! – Neth był przerażony. Wszystko się waliło. Niby co miał zrobić? Pozwolić tej dziewczynie umrzeć? – Rio! RIORDAN! – wrzasnął z całych sił.
Trzęsącymi się rękoma nakrył ciało dziewczyny. Starał się jakoś zatamować krwawienie, ale nie wiedział jak się do tego zabrać, by dodatkowo jej nie zranić. Lilith przyglądała się jego wysiłkom ze średnio zainteresowaną miną. W chwilę później oślepił go blask włączonej latarki.
- Co się dzieje? – Rio wpadł do środka rozglądając się we wszystkie strony - Kurwa! Co tu się stało?! - Wzrok Riordana padł na rozchełstaną koszulę maga, a następnie na nagie, ubroczone krwią ciało Tary. Dziewczyna, nieudolnie okryta płaszczem, leżała z martwym spojrzeniem, zapłakaną twarzą i zmasakrowaną szyją tuż obok zjawy demona. Twarz i przód ubrania Nechtana pokrywał powoli zastygający szkarłat.
- Rio, błagam pomóż jej! – zaskomlał mag. Jego ciałem wstrząsały intensywne dreszcze. Przemiana postępowała i cofała się wymiennie, stale go osłabiając.
Riordan natychmiast rzucił latarkę w kąt, dopadając do maga. Chwycił jego twarz w obie dłonie, przyglądając mu się z przestrachem.
- Neth! Nic ci nie jest?! Jesteś cały we krwi! Twoje dłonie… Kurwa, Neth! Co się dzieje?!
Mężczyzna panikował, to pewne, ale na szczęście również działał. Przebadał ciało maga sprawdzając, czy był cały. Jego rozszerzone do granic możliwości źrenice śledziły jawne ślady przemiany. Spojrzenie padało to na kły, to na pazury, to na wypukłe, pulsujące żyły. Uchylone usta zdradzały jego strach i niepokój.
- Mnie nic nie jest, ratuj ją! – krzyknął mag, starając się go odepchnąć.
- Zamknij się! Nie zastawię cię w takim stanie! – warknął mężczyzna.
Gdy tylko upewnił się, że Nechtanowi nic nie było, zajął się wykrwawiającą się dziewczyną. Neth grzebał nerwowo w plecaku w poszukiwaniu swoich maści leczniczych. W panice wykrzykiwał inkantacje zaklęć, które przecież nie mogły zadziałać w tym miejscu, a tym bardziej w jego obecnym stanie. Wszystko na oczach spokojnie obserwującego ich działania demona.
- Lilith, wynoś się! Wynoś się i nie wracaj! Nie chcę cię widzieć, dopóki sam do ciebie nie dotrę! I powstrzymaj to! Nie chcę się więcej zmieniać! Nie chcę być taki jak ona, rozumiesz?!
Był magiem do cholery! Człowiekiem, a nie potworem. Używał many, nie mógł być jakimś zwykłym stworzeniem nocy. Miał uczucia, miał rozum, nie instynkt. To wszystko musiało być jednym, ciągnącym się w nieskończoność koszmarem. Może nawet Melvin dręczył go w ten sposób umyślnie. To wszystko po prostu nie mogło dziać się naprawdę.
- Nie bądź śmieszny. Z dala od tatusia, który blokował twoje przemiany, nawet ja nie jestem w stanie nic poradzić na to, że geny twej matki dochodzą nareszcie go głosu – prychnęła. - Ale mogę zniknąć, skoro tego właśnie chcesz.
- Blokował? Melvin blokował moje przemiany?! – Neth chciał wypytać ją o szczegóły, ale Lilith zgodnie z jego życzeniem uniosła się z klęczek i z podłym uśmiechem zniknęła. – Lilith! Lilith, odpowiedz mi! Jak to, blokował?! Wiedział o tym?!

Następny dzień nadszedł. Nie przyniósł upragnionej ulgi, a jedynie doprowadził skrajne zmęczenie do fazy apatii. Neth siedział wparty o pień drzewa spoglądając w przestrzeń, jednocześnie nie widząc zupełnie nic przed sobą. Riordan zawinięty szczelnie w koc, patrzył pustym wzrokiem w trzaskające płomienie ogniska. Nieprzytomna, ale wciąż żywa (dzięki jego pomocy) Tara, leżała okryta wszystkim czym tylko mogli ją otulić w namiocie. Straciła wiele krwi, ale koniec końców udało się zatamować krwawienie i uśnieżyć ból dziewczyny dzięki gotowym eliksirom maga.
Nikt nic nie mówił. Neth starał się nawet nie myśleć. Każda próba kończyła się na żałośnie spływających po bladych policzkach łzach. Czuł się podle. Bez względu na to jakim potworem okazał się być, najbardziej bolała go myśl, że bezpowrotnie stracił szansę na bliskość Riordana. Mag był pewien, że wcześniej, czy później mężczyzna opuści go i wróci do Rennais. Nie miał prawa mieć mu tego za złe.
- Musimy odstawić ją do domu. – Rio w końcu zdecydował się przerwać milczenie.
Ostatniej nocy Lilith pojawiła się jeszcze dosłownie na ułamek sekundy, jedynie po to, aby wskazać im na mapie dom Tary. Było to dość dziwne z jej strony, ale nie zamierzali narzekać. Teraz przynajmniej mogli sensowniej myśleć o tym, co zrobić z nieszczęsną dziewczyną.
- Wiem – odparł Neth niemrawo.
- Nie obwiniam cię za to co się stało – powiedział nagle Rio. – To wina tej rudej suki, nie twoja.
Neth miał wrażenie, że jego serce wróciło do życia, choć na tyle nieśmiało, że jeszcze nie był pewien, czy uda mu się utrzymać ten stan. Wolał przedwcześnie nie robić sobie nadziei.
- Jestem potworem. Sam widziałeś. To samo mogłem zrobić tobie. – Mag znów poczuł płynące łzy. Nie chciał tego mówić, ale taka była prawda. Riordan też musiał być tego świadomy.
- Nie zrobiłbyś tego – odpowiedział spokojnie mężczyzna.
- Wolałbym przegryźć sobie żyły, ale…
- Wiem. Ufam ci i wiem, że byś mnie nie skrzywdził – uciął.
- Ale przecież sam widziałeś. Niby jak możesz ufać mi po czymś takim? Ja sam sobie nie ufam.
- Neth, ja byłem z tobą w tej bibliotece. Wbrew temu co o mnie myślisz, umiem czytać i domyślałem się czegoś takiego. No dobrze, może nie dokładnie czegoś takiego jak to, ale brałem pod uwagę, że możesz mnie jeszcze czymś zaskoczyć – tłumaczył powoli. – I nie becz bez sensu. Dziewczyna żyje.
- Dzięki tobie – bąknął mag.
- Głównie dzięki twoim eliksirom, magu.
- I dlatego, że kazałeś mi je opisać. Jak przyszło co do czego, sam nie wiedziałem, który jest który. Poza przerażeniem, w głowie miałem czarną dziurę… W tej postaci nie myśli się trzeźwo. Są tylko emocje, w dodatku niezrozumiałe, chaotyczne i cholernie zróżnicowane.
Po tych słowach ponownie zapanowała cisza.
Riordan co jakiś czas wstawał, żeby zaglądnąć do Tary i z powrotem wracał do Nechtana. Mag stanowczo odmawiał wizyty w namiocie. Bał się tego co nastąpi, kiedy dziewczyna odzyska przytomność. Rozważał nawet podanie jej eliksiru zapomnienia, ale bez stymulacji magią, mógłby wymazać zbyt wiele. Nie chciał ryzykować.
Noc spędzili na zewnątrz. Tara przebudzała się, ale zaczęła gorączkować i jedyne co udało się Riordanowi osiągnąć to kilkukrotne podanie jej wody.
Obaj mężczyźni prawie nie spali. Nechtan i tak nie byłby w stanie, a Rio musiał wstawać do dziewczyny, żeby smarować jej szyję maściami.
- Gdybym mógł używać magii, przyspieszyłbym cały ten proces. Może nawet nie zostałyby jej blizny – mruknął do Riordana, kiedy ten po raz kolejny wrócił z namiotu.
- Witaj w normalnym świecie. Najważniejsze, że żyje. Chuj z kilkoma bliznami. Poza tym szybko się goi – odparł mężczyzna.
- Bo to naprawdę dobre maści. Ale nie będzie już taka śliczna jak była – stwierdził przybity mag.
- Świetnie, więc będzie mniej kaprysić przy wyborze męża. – Rio wydawał się być zmęczony ciągłym wałkowaniem tego samego tematu.
- Daj spokój. Dla kobiety wygląd jest ważny – upierał się Neth.
- Znam mężczyzn, dla których jest ważny nawet bardziej.
- Nie kpij ze mnie – obruszył się mag.
Rio roześmiał się słabo.
- Nic nie mówiłem o tobie. Sam tak to odebrałeś, królewno – mruknął. – Postaraj się zasnąć chociaż na chwilę – dodał po chwili, samemu przymykając oczy. – Zamartwianie się nic nam nie pomoże.
- Łatwo ci mówić, ty nikogo nie zaatakowałeś.
- Mów tak dalej, a zaraz zaatakuję ciebie, chociażby dla chwili świętego spokoju.

Noc mijała wyjątkowo opornie. Neth nie odezwał się więcej, ale nie był w stanie uspokoić gonitwy myśli. Zadręczał się tym co działo się z jego ciałem i tym, że nie miał nad tym żadnej kontroli. Nadal nie miał pojęcia, dokąd i w jakim celu tak naprawdę zmierzali. Nie miał ani odrobiny zaufania do demona, posilającego się jego maną, ale jednocześnie w jakiś dziwnie pokręcony sposób miał wrażenie, że Lilith nie chciała dla niego źle. Być może tylko przez wzgląd na jego matkę… Ale prawdopodobnie w swoim zrozumieniu chciała go chronić. W końcu patrząc na sprawę jedynie z punktu widzenia jego cholernych instynktów i pragnień, dostarczyła mu dokładnie tego, czego potrzebował najbardziej. Teraz jego myśli nie były już przesiąknięte rządzą krwi. Myślał trzeźwo. Był silniejszy. Oczywiście nie byłby w stanie jej tego wybaczyć. Nigdy w życiu nie chciałby świadomie nikogo skrzywdzić, a to że Lilith przyprowadziła tę dziewczynę wprost w jego ramiona i to właśnie wtedy, kiedy był najsłabszy, było przejawem jej przebiegłości i sprytu - tak typowych dla demona… Trochę jednak rozumiał. Wiedział, że było to złe, ale wampiry żywiły się krwią. Nikt nie dał im wyboru. Albo drapieżnik, albo ofiara. Nie było trzeciej opcji.

Nad ranem miał wrażenie, że być może na moment odpłynął, ale szybko zbudziły go krzyki dobiegające z namiotu. Zerwał się na nogi, nie widząc Riordana obok siebie. Już chciał sprawdzić co się działo, gdy dosłyszał strzępy rozmowy, a właściwie to kłótni między Tarą, a Rio.
- Kurwa, dziewczyno! Nie dociera do ciebie, że on nie chce tu wchodzić dla twojego dobra?! Uspokój się na chwilę i daj sobie pomóc!
- Nie chcę pomocy od ciebie!
- Świetnie, więc pewnie masz na tyle siły, żeby samej wracać do domu?
- Nechtan mi pomoże.
- O tak, na pewno.
- Nie wiem co to było, ale on chciał mnie ratować! Słyszałam!
- Jesteś nienormalna…
- A ty zazdrosny!
- Niby o ciebie?
- A tak! Może i jesteś przystojny, ale przy tym wulgarny i masz paskudną bliznę na twarzy, a w dodatku śmierdzisz potem! Pewnie dlatego żadna kobieta się tobą nie zainteresowała! Poza tym nie wiem, czym mnie smarujesz! Może wcale nie chcesz mi pomóc.
Neth dosłyszał jak Riordan wciągał powietrze tak mocno, że prawie widział poruszające się ścianki namiotu.
- Masz dwie opcje. Albo pozwolisz sobie pomóc i odprowadzimy cię bezpiecznie do domu, albo pójdziesz do niego sama! Najlepiej od razu! Skoro masz tyle siły, żeby się ze mną wykłócać o odrobinę maści, to znaczy, że czujesz się już znacznie lepiej.
- Chcę, żeby to Nechtan mi pomagał!
- No ja pierdolę!
Po chwili Rio wypadł z namiotu ze wściekłą miną.
- Już wstałeś? Świetnie. Twoja dziewczyna czeka na audiencję – warknął, wciskając magowi słoiczek z mazidłem w dłonie. – Idę nad rzekę. Wykąpię się, bo – tutaj Riordan podniósł głos – najwyraźniej okropnie śmierdzę!
Zszokowany, lekko rozbawiony Neth, prychnął pod nosem. Sytuacja była kuriozalna, ale świadczyła o tym, że dziewczyna rzeczywiście poczuła się lepiej. Ta świadomość podniosła go na duchu.
Bez względu na teorie Tary, mimo wszystko wolał jej jeszcze nie oglądać, więc odstawił maść na bok, a sam postanowił zaczekać na Riordana. Nie chciał sobie wyobrażać, jak potoczyłaby się ta wyprawa bez niego.
Mężczyzna wrócił może dwie godziny później, z mokrymi włosami, odziany jedynie w swoje luźne spodnie. Mocno napięte mięśnie brzucha świadczyły o tym, że musiał ćwiczyć.
- Masz piegi nawet na ustach – zauważył Neth.
- Tak, wychodzą od słońca. Chociaż tyle, że pogodę mamy ładną – mruknął.
- Będziemy rozmawiać o pogodzie?
- A o czym wolisz? – dopytał mężczyzna, rozwieszając na gałęzi uprane w rzece ubrania.
- Słyszałem sporo groźnych prychnięć. Zważywszy na to, że noc nie była lekka, może nie byłoby źle podać jej czegoś na sen?
Rio uniósł brwi, przyglądając się magowi.
- Zwyczajnie nie chcesz z nią gadać – stwierdził.
- Może coś w tym jest… - odparł szeptem mag. – Ale sen jest niezbędny dla lepszej regeneracji – dodał konkretnie.
- Sam słyszałeś, że dziewczyna się ciebie nie boi. Najwyraźniej jej mózg rejestruje tylko twojego kutasa, zębów już nie.
- Nie bawi mnie to, naprawdę. - Neth wygrzebał fiolkę z naparem nasennym i podał go Riordanowi. – W nocy sam chętnie z tego skorzystam, ale jej przyda się już teraz. Mógłbyś?
- Jasne. Z przyjemnością – rzucił Rio, przewracając oczami. – Bo nie masz tam jakiejś trucizny?
- Rio!
- Tylko zapytałem… - mruknął, po czym niechętnie zabrał się za przygotowywanie herbaty dla Tary.

*

- No dobrze. To teraz, kiedy dziewczyna śpi, a my chwilowo i tak nic więcej nie możemy zrobić… Wyjaśnisz mi, dlaczego była goła? – zagadnął maga Riordan koło południa, kiedy zbierali drewno na ognisko.
- Ja jej nie rozbierałem – zapewnił mag.
- Tak właśnie sobie pomyślałem… może tylko dzięki temu, że chodzę przy tobie w ciuchach, jeszcze się na mnie nie rzuciłeś – ciągnął w podobnym tonie.
- Odpuść mi. Jeszcze za wcześnie, żeby z tego żartować – jęknął Nechtan. Nadal czuł się przytłoczony wszystkim tym co się wydarzyło.
- A co, mam płakać, tak jak ty? Uświadamiam ci jedynie, że ja widząc jej zapędy już daleko wcześniej i tak nie wspomniałem przy panience o tym, że lecisz jedynie na chudych chłopców.
- To byłoby okropnie niskie z twojej strony – zauważył Neth.
- Podobnie jak atakowanie pokojówek w hotelu.
Po tym komentarzu, mag poczuł się jeszcze bardziej skrępowany niż wcześniej.
Jego starannie wykreowany obraz przystojnego, dobrze wychowanego, mądrego młodzieńca już dawno legł w gruzach, a Riordan bez przerwy uświadamiał mu, jak daleko było mu do niego w rzeczywistości.
- Zgoda. Zachowałem się wtedy beznadziejnie, a tamtej nocy od razu powinienem był cię zawołać, zaraz jak tylko mnie obudziła – przyznał ze skuchą.
Ku jego zdziwieniu Riordan wybuchnął śmiechem.
- A po co miałbyś mnie wołać? Żebym ratował twoją cnotę przed drobną dziewczyną? Wystarczyło ruszyć głową wcześniej. Na kilometr było widać, że mała się w tobie durzy.
- Nie mam takiego doświadczenia z kobietami jak ty. Jak to było? – Neth zrobił celową pauzę. – Dziesiątki kobiet? – zapytał, w oczywisty sposób pijąc do słów Earena.
- Nie, za to masz większe z młodymi chłopcami. Neth, daj spokój, w tym wieku i tak mają to samo w głowie.
- Czyli nic.
- Dokładnie – zaśmiał się mężczyzna.
Nechtan był mu wdzięczny za takie odwracanie jego uwagi. Naprawdę było mu teraz ciężko, a te drobne przepychanki słowne sprawiały, że zaczynał odzyskiwać swój normalny spokój. Dodatkowo mężczyzna zajmował go pracą, prosząc o pomoc przy czynnościach, które zwykle wykonywał samodzielnie. Niby nie było to nic ciężkiego, ale pozwalało zająć myśli.
- Ładnie ci z tymi piegami – wypalił Nechtan, kiedy już dotarli na swoją polanę i mogli w końcu odłożyć swój załadunek na słońce.
- No pewnie. Gdyby nie ta blizna pod okiem, byłbym jeszcze piękniejszy od ciebie.
Rio kpił swoim zwyczajem, ale mag zauważył lekko drgający kącik ust mężczyzny. Powstrzymywał się od uśmiechu i wyglądał przy tym jeszcze przystojniej. Jego uśmiech był zaraźliwy.
- Nie łudź się, nigdy nie będziesz piękniejszy ode mnie!
- A sądziłem, że ty jesteś przystojny jak mężczyzna, a nie piękny… No ale skoro tak…
Neth nie wytrzymał i rzucił w śmiejącego się Riordana patykiem.
- Podpuściłeś mnie!
- Oczywiście że tak – zachichotał.
Rio śmiał się dalej, a zirytowany jego postawą mag, zasadził mu za to kuksańca prosto w bok. Chwilę się szamotali, aż mężczyzna nie obezwładnił go, z łatwością przytrzymując ręce maga za plecami. Przez chwilę uśmiechał się triumfalnie, po czym przyciągnął go do siebie i założył na jego ustach krótki pocałunek.
- C-co ty robisz? – zapytał zaskoczony mag.
- Nic królewno. – Riordan puścił go szybko. – Chyba się trochę zapomniałem? – odparł, obdarzając Nechtana dziwną karykaturą swojego zwykłego uśmiechu.
- W porządku…
- Wiesz, ty chyba też powinieneś się wykąpać. Tara regeneruje się niepokojąco szybko, więc lepiej żebyś chociaż ty nie musiał usłyszeć, że śmierdzisz – zaśmiał się wymuszenie, po czym zostawił maga w tyle.
Nechtan patrzył za nim z głupią miną. Odruchowo pomyślał, że to dobrze, że Rio nadal go lubił, ale jednocześnie był świadom faktu, że nie przyniesie im to nic dobrego. Riordan chyba też o tym wiedział, skoro tak szybko się wycofał.
Dla zachowania pozorów, Neth faktycznie postanowił wybrać się nad rzekę. Właściwie zamierzał korzystać z tego przywileju tak często, jak tylko mógł, jeśli przynajmniej na razie mieli swobodny dostęp do wody. Zabrał swoje przybory do pielęgnacji włosów, w myślach narzekając na ten cholerny las, w którym nie mógł posłużyć się nawet prostym zaklęciem przywołującym.
Pogoda dopisywała, więc po dopieszczeniu wszystkich kosmyków aromatycznym olejkiem, mag rozłożył się w cieniu pod drzewem. Kiepska noc dała o sobie znać, bo prawie przysypiał, wsłuchując się w spokojne, ciche odgłosy natury. Szelest liści nad głową, zapach rzeki, mchu i drzew były przyjemnie odprężające.

*

Był w posiadłości. Szedł znajomym, ciemnym korytarzem, mijając rodzinne portrety na ścianach. Od dawna czegoś szukał. Czegoś, co było dla niego niezwykle cenne. Frustracja z każdą chwilą narastała do tego stopnia, że wydawała się być nie do zniesienia. Czuł rozrywający klatkę piersiową ból, z którym nie umiał walczyć. Poddawał mu się w najżałośniejszy możliwy sposób. Co chwila zatrzymywał się i spopielał jakiś obraz dając upust nerwom. Niech szlag trafi wszystkich jego przodków i te uśmiechnięte bohomazy. Gdzie byli, kiedy ich potrzebował! Niedługo, pewnie i tej wątłej rozrywki mu zabraknie. Zwykle kończyło się wypaleniem czarnej dziury w ścianie. Nie kontrolował gniewu. Odebrano mu jego skarb. Odebrano mu jedyną rzecz jaka w jego życiu miała znaczenie i nie potrafił jej odzyskać.
Wszedł do swojej pracowni, gdzie zaczęte niegdyś eksperymenty niszczały, niedotykane od tygodni. Potrzebował jakiejś wskazówki. Czegoś co mogłoby go naprowadzić na jego ślad. Może jakiś jego przedmiot… coś emanującego jego maną… Tę charakterystyczną tkankę rozpoznałby i na końcu świata, gdyby tylko zechciała się ujawnić w miejscu, do którego miałby dostęp. Gdzież on był! Gdyby go odnalazł… czy potrafiłby go nie zniszczyć? Zawsze wszystko rujnował. Kiedyś było inaczej. Gdyby tylko za każdym razem nie odbierano mu sensu istnienia…
Usiadł w wielkim, rzeźbionym, obitym czarną skórą fotelu i oparł głowę na rękach. Przymknął powieki by dostrzec twarz młodego chłopca o jasnych oczach. Dziecko. Nie miał rodziny, żył sam. Nikt po nim nie płakał. Bolesne wspomnienia wypełniały jego oczy łzami. Nie chciał go zabijać - jemu na nim zależało… To wszystko ponownie było jego winą. Człowieka bez serca, nikczemnego, złego, pozbawionego skrupułów…

Rozejrzał się wokoło. Otaczał go rozkład i zniszczenie. Na to właśnie zasłużył. Tylko co on właściwie robił w tym miejscu? Przecież był w lesie. Wędrował z Riordanem…

*

Neth zerwał się na nogi, otwierając szeroko oczy. Przed sobą dostrzegł spokojnie płynący strumień i zieleń lasu. Opadł na kolana, dysząc ciężko. Jego dłonie drżały, a po czole spływał pot. Co to miało być…
Powoli usiadł na trawie, analizując swój dziwaczny sen. Śmieszne. Wyglądało to tak, jakby patrzył na świat z perspektywy swojego ojca. Niby skąd miałby wiedzieć, jak czuł się jego ojciec? Czy faktycznie był zdolny do odczuwania żalu? Wstydu? Nie, to nie było do niego podobne… więc emocje te należały do niego, do Nechtana, to zrozumiałe… Serce wciąż waliło mu jak oszalałe. Czuł przytłaczający, wręcz potworny ból w klatce piersiowej. Wszystko było takie wyolbrzymione i zniekształcone. Zdecydowanie pamiętał Patricka, ale czy rzeczywiście jego śmierć nadal robiła na nim, aż takie wrażenie? Chłopak nie trzymał urazy. Rozmawiali o tym wielokrotnie. Bo w końcu rzeczywiście nie mógł przewidzieć tego, że jego ojciec ich wtedy zastanie. Jeśli miałby odczuwać takie wyrzuty sumienia przez dłuższy czas, chyba zupełnie by zwariował.
Szybko doszedł do wniosku, że akurat on zdecydowanie skorzysta w nocy z eliksiru, który wraz z Rio podali Tarze. Po nim przynajmniej nie będzie miał snów.
Rozważał przez moment, czy nie opowiedzieć o tym dziwacznym śnie Riordanowi, ale przecież mężczyzna i tak nie mógłby mu pomóc. Zresztą, wystarczyło, że jeden z nich miał myśli zatrute Melvinem. Obaj nie musieli poświęcać mu uwagi. Zdecydowanie tak, powinien o tym jak najszybciej zapomnieć.
Już miał oddalić się w stronę namiotu, gdy w trawie dostrzegł wypalone ślady własnych dłoni.
- Co do cholery…? – mruknął bezwiednie.
Z powrotem uklęknął na trawie. Gdyby go ktoś obserwował, pewnie pomyślałby, że był niespełna rozumu. Przesunął palcami po jej sczerniałej powierzchni. Przecież skoro nie mógł używać many w tym miejscu, jakim cudem mógł wypalić te ślady? Wyobraźnia przedstawiała mu coraz to ciekawsze pomysły, mające w jakimś stopniu tłumaczyć to zjawisko. Jedynym co wydawało mu się możliwe, była jakaś klątwa, albo nawet gorzej, próba opętania? Nie była to pocieszająca wizja. Naturalnie pomyślał o Melvinie, ale przecież jego ojciec był żyjącym magiem. Nawet on nie byłby w stanie zrobić czegoś takiego. A Lilith? Po co miałaby to robić? W jakim celu, skoro już i tak dostała czego chciała. A przynajmniej była na najlepszej drodze do zrealizowania swoich planów. Nie zamierzali uciekać, musiała o tym wiedzieć.
- Nechtan? – Mag usłyszał dziewczęcy radosny, pisk. – Nechtan! – Coraz bliżej… Jakim cudem już wstała? – Nechtan! Jak dobrze cię widzieć, szukałam cię! – przywitała go rozpromieniona Tara.
Wyglądała na całą i zdrową. Najwyraźniej jego maści nadal działały dobrze.
- Jesteś pewna, że chciałaś znaleźć właśnie mnie? – zapytał ostrożnie, powoli przystając na śladach, tak aby nie mogła ich dostrzec.
- Oczywiście że tak! – stwierdziła od razu. – Muszę cię przeprosić. Zachowałam się okropnie, a ty nie przyszedłeś mnie odwiedzić, na pewno musisz się na mnie gniewać – dodała bardzo szybko.
- To raczej ja jestem w pozycji do przeprosin. – Nazwać tę sytuację mianem niezręcznej, byłoby naprawdę sporym niedomówieniem. - Pamiętasz w ogóle co się wydarzyło?
Neth starał się nie wykonywać gwałtownych ruchów i grać na zwłokę, w duchu mając nadzieję, że zaraz zjawi się tu Rio.
- Cóż… - Tym razem Tara nabrała wyjątkowo karmazynowych barw. – Obudziłam cię w nocy, bo chciałam, żebyśmy mogli spędzić razem trochę czasu – zaczęła, niebezpiecznie zbliżając się do maga. – Ale okazało się, że ty, to znaczy, że pan… Och! No okazało się, że jesteś wampirem i że zapragnąłeś mnie bardziej w taki sposób, jak wampiry swoich ofiar.
Nechtan wytrzeszczył oczy, obserwując dziewczynę. Niemożliwe, żeby ktoś był, aż tak głupi. I nie był cholernym wampirem, tylko czarodziejem! Nawet nie próbował jej tego wytłumaczyć.
- A pamiętasz co było później? – zapytał siląc się na uprzejmy ton głosu.
W duchu już zaczynał walczyć z irytacją. Miał dosyć tej całej niezdrowej sytuacji. Musieli odprowadzić tę dziewczynę do domu. Nigdzie nie zgłaszał się na niańkę ani tym bardziej na kandydata na męża.
- Później to miałam jakieś dziwne halucynacje. Czyżbyś był jadowity? – odpowiedziała sama sobie z rozchylonymi ustami.
Dziewczyna zdawała się być zafascynowana własną zdolnością dedukcji, jak i całą tą sytuacją, a to był już wystarczająco niepokojący objaw, by mag mógł mieć dosyć jej towarzystwa.
- Tak czy inaczej, nie powinnaś była jeszcze wstawać. W końcu straciłaś sporo krwi, musisz odpoczywać. Wracajmy – stwierdził, podchodząc do dziewczyny.
Złapał ją po rękę, aby odwrócić jej ewentualną uwagę od wypalonych śladów w ziemi i pociągnął Tarę w stronę namiotu.
- Czuję się już dobrze! – zaperzyła się dziewczyna, dodatkowo zaparła się nogami, zmuszając Nechtana do ponownego postoju.
- Świetnie! W takim razie możemy wracać do domu nawet dzisiaj. To bardzo dobra nowina – syknął mag przez zęby.
Dziewczyna może nie chciała źle, ale zwyczajnie nie miała umiaru.
- Chciałam… Nie chciałam się narzucać… - Jej oczy momentalnie zdawały się stać bardziej wilgotne. - Pomyślałam, że skoro moja krew ci odpowiadała, to że może ja też będę…
Tara spuściła wzrok, zastanawiając się, czy kontynuować rozmowę. Nie mogła czuć się swobodnie w swojej roli, a mimo to ewidentnie nie chciała się poddać. Nechtan zastanawiał się jak to możliwe, że abstrahując od jego braku zainteresowania, dziewczynie zupełnie nie przeszkadzał fakt, że o mały włos byłby ją pozbawił życia.
- Jeśli mnie nie chcesz, to możesz zwyczajnie mnie zabić! Tu i teraz! Po co w ogóle mnie ratowałeś? – pisnęła. - Musiałeś już wcześniej zabijać ludzi! A mnie przecież uratowałeś! – Po policzkach Tary spłynęły łzy. – Myślałam, że to coś znaczy!
Neth odetchnął głęboko. Zrobiło mu się trochę wstyd, że potraktował dziewczynę w tak oschły sposób, ale każdy miał swój limit cierpliwości, a jego był już na wyczerpaniu. Poza tym, nie chciał dawać jej złudnych wyobrażeń co do swoich zamiarów.
- Posłuchaj, uratowałem cię… a tak właściwie to uratował cię Riordan, ponieważ - co oczywiste - nie chciałem cię skrzywdzić. Twoje zachowanie, mój stan i zaskoczenie, to wszystko razem udowodniło mi, że nie jestem dość silny, by przebywać tak blisko innych ludzi. To była chwila słabości, a ja naprawdę nie chcę nikogo krzywdzić. Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa, ale to nie ma nic wspólnego z romantycznymi odczuciami.
- Więc trzeba było mnie zabić! – Tara wybuchła płaczem, wyrywając rękę z objęć Nechtana.
- Cholera! Niby kiedy tak ci zaczęło zależeć na osobie, której w ogóle nie znasz? Przecież to nielogiczne, dopiero się poznaliśmy!
- Tak? A ty, ile czasu potrzebujesz na to, żebyś już mógł się w kimś zakochać, co? – wyjąkała przez łzy. – Miesiąc? Dwa? Czy może ta osoba musi zrobić dla ciebie coś specjalnego? Na przykład uratować ci życie?! Ja po prostu wiem! Po prostu czuję, kiedy mam z kimś tę specjalną więź! We wsi znam wielu chłopców, ale przy żadnym z nich nie czułam się tak, jak przy tobie!
Tara zasłaniała twarz rękami, spod których wypływało mnóstwo łez. Jej czoło było czerwone, podobnie jak nadal poplamiona krwią sukienka. Splecione w warkocze włosy, były już tłuste i lekko splątane. Wyglądała żałośnie i Neth to właśnie czuł. Żal i współczucie.
- Nie płacz, chodź – powiedział cicho, obejmując ją delikatnie. – Jestem pewien, że jeszcze znajdziesz kogoś znaczenie bardziej wyjątkowego ode mnie.
- Nie chcę – czknęła.
- Nie umawiam się z kobietami.
- Nie kłam mi, że niby wolisz być sam! Czy może… wszystkie wampiry tak mają? – Spytała unosząc lekko wzrok.
- Nie. Ja… Ja po prostu preferuję spotykać się z mężczyznami. W romantycznym sensie. Podobają mi się mężczyźni, tak samo jak tobie.
- Nie bądź śmieszny! Mogę zrozumieć, że ci się nie podobam, ale nie musisz zaraz wymyślać takich rzeczy!
- Nie wymyślam i nie musisz rozumieć. Wcale tego nie oczekuję. Chodź, wykąpiemy cię. Naprawdę wyglądasz okropnie.
Tara wybałuszyła oczy, gdy Neth wskazał jej na wszystkie swoje olejki do kąpieli i na brzeg rzeki. Bez względu na to co pomyślała, zbliżyła się do niego, zdjęła ubranie i pozwoliła wprowadzić się do wody. Być może chciała go sprawdzić.
- Jak się tego używa? – zapytała zawstydzona.
- Są mojej produkcji, każdy przeznaczony jest do czego innego. Ten jest do włosów, ten do ciała, a ten mały do twarzy, jest najdelikatniejszy. Na koniec są jeszcze takie, których się nie zmywa, tylko pozwala im wniknąć w skórę.
Nechtan zupełnie beznamiętnie pomógł Tarze się umyć. Dziewczyna nadal była słaba, a przy tej czynności mógł dokładnie obejrzeć jej rany. Pozostały z nich jedynie niewyraźnie ślady. Nawet one powinny z czasem zupełnie zniknąć. Tara musiała mieć naturalną zdolność do szybkiej regeneracji. Neth był pod wrażeniem. Może właśnie dzięki temu przeżyła jego atak.
- Nic nie czujesz?
- Hm? – Mruknął wyrwany ze swoich rozmyślań.
- Jestem naga. Dotykasz mnie. Naprawdę nic nie czujesz?
- Przepraszam, ale nie.
Tara zdawała się być rozczarowana, ale nie odezwała się więcej. Neth oddał jej swoją koszulę, aby mogła zaprać w rzece poplamioną sukienkę. Plamy z krwi, co prawda nie zeszły całkowicie, ale i tak wyglądało to znacznie lepiej, niż wcześniej. Razem wrócili do namiotu, gdzie zastali Riordana piekącego coś nad ogniskiem. Nawet Neth poczuł się głodny na ten widok.
- Randka się udała? – rzucił krótko mężczyzna.
Tara obejrzała się na Nechtana.
- On nie wie? – zapytała podejrzliwie.
- Wie, ale to beznadziejny przypadek – szepnął.
Dziewczyna uśmiechnęła się. Chyba usatysfakcjonował ją swoją odpowiedzią. Najwyraźniej od odrzucenia, gorszą wizją było tylko odrzucenie na rzecz Riordana.
- Czy to królik? – odezwała się bezpośrednio do Riordana, czym zdziwiła go na tyle, że zdołał poparzyć palec.
- Tak. Udało mi się go złapać – przyznał. - Pewnie to był wilk, w każdym razie coś już wcześniej go zaatakowało. Miał ranne skoki, więc skróciłem jego cierpienie. Przy okazji będzie coś świeżego na kolację.
- Dobrze, że ten wilk tam był, sam pewnie nie zdołałbyś go upolować – stwierdziła złośliwie dziewczyna, na co Neth parsknął stłumionym śmiechem, obserwując minę Rio.
- Neth prawie nie jada, a dla siebie nie chciało mi się kłopotać. Szkoda zachodu.
- Bo nie potrafisz?
- Potrafię. A ty coś taka przemądrzała. Sama coś upoluj!
- Gdybym miała ze sobą swój łuk, zrobiłabym to bez problemu! Choćby i tylko po to, żeby ci udowodnić, że to żaden wyczyn! Tuż przed tym jak na was wpadłam, zakręciło mi się w głowie. Chyba zasłabłam, sama nie wiem. Wiele nie pamiętam, ale to wtedy musiałam go zgubić.
- Nie pamiętasz co się stało? – zainteresował się Neth. – Zupełnie nic? - Oczywistym wydało mu się, że całe to omdlenie musiało być sprawką Lilith.
- Nie. Ale w tym lesie tak już bywa. Często dzieją się tu dziwne rzeczy, więc miejscowi raczej się tutaj nie zapuszczają, a już na pewno nie tak daleko i nie sami. Podobno tu straszy, ale jak dla mnie to tylko kwestia trujących roślin. Masa tutaj tego. Mamy we wsi szamankę, która robi z nich różne wywary i pomaga ludziom. Niektóre z nich mogą być bardzo szkodliwe. Ostrzegała przed tym. Musiałam wejść w coś takiego.
- Zapewne…
- To co, obiad? Właściwie to już kolacja! Kolacja pożegnalna dla naszej śpiącej królewny, która szczęśliwie wraca do domu! – ucieszył się Rio.
- Dobrze wiesz, że nigdzie nie wracam. Nie mogę… – wypalił mag.
- Ja mówiłem o Tarze - roześmiał się Rio.
Neth spłonął rumieńcem, uświadamiając sobie jak głupio musiała wyglądać jego nagła reakcja.
- Bo zawsze tak mówisz! – Cholerny idiota! – Przestań się śmiać i podaj już to jedzenie…

2 komentarze:

  1. Hejeczka,
    od poczatku to mialam pewne podejrzenia co do Tary choć myślałam że to demon a okazało sie że Lilith sprowadziła ją bo Neth był osłabiony... ale jedno można powiedzieć o niej nie przejęła sie że jest wamirem i cóż nie dochodzi do niej że Neth nie intetesuje się nią, Melvin blokował przemiany, to może dlatego tak trzymał go pod kluczem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, mialam pewne podejrzenia co do Tary ale myślałam, że to demon a okazało sie, że Lilith sprowadziła ją bo Neth był osłabiony... Melvin blokował przemiany, to może dlatego tak trzymał go pod kluczem...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie B

    OdpowiedzUsuń

Ćpun, diler i psychopata - SAIA - cz. 1

 Pierwszy fragment nowego powiadania :) Koniecznie dajcie znać, jakie macie wrażenia po przeczytaniu! ;)   -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-...