Udało mi się wreszcie znaleźć trochę czasu, dlatego wrzucam część trzecią (czwartą? Licząc ze wstępem, będzie czwarta) :) Trzymam kciuki żeby się spodobało ;) Miłego dnia!
Kiedy zrobiło
się zupełnie późno, po Jessicę podjechała jej siostra, a Jake mimowolnie
również zaczął się zbierać. Zaczął, bo nim włożył na siebie rzuconą w kąt
bluzę, Tobias podszedł do niego od tyłu, objął go i położył mu głowę na
ramieniu. Jake’owi serce zabiło szybciej. To dziwne, bo przecież nigdy nie
stresował go bliski kontakt z przyjacielem. Nagle oddech Tobiasa na policzku
powodował nieznany mu dreszcz, a przedramiona ułożone delikatnie na jego
własnych, pocenie się dłoni.
- Zostaniesz na
noc? – Zapytał szeptem. Z jego głosu, choć ściszonego do minimum, pobrzmiewała
nadzieja i pełne napięcia oczekiwanie.
Jake zastanowił
się. Zważywszy na ich dzisiejsze popołudnie mógł interpretować tę prośbę nico
inaczej niż zwykle. Mógł? Dokładnie
tak ją interpretował. Przynajmniej on. Nie miał pojęcia co siedziało w głowie
Tobiasa, ale w jego własnych spodniach momentalnie zrobiło się ciut ciaśniej.
To było takie okropne! Wcale tak o nim nie myślał! Wcale nie tego oczekiwał! Po
prostu to działo się samo! Jakaś taka pamięć ciała, czy inna cholera. Właśnie
tak. No i co z tego że bujał się w Sai, skoro bliskość Tobiasa była tak
naturalna jak oddychanie? Z drugiej strony, Tobi wcale nie musiał mieć na myśli
niczego innego niż zawsze. Lubili spędzać razem czas. Przecież wcześniej też
się dotykali, a jednak po raz pierwszy Jake czuł się tak jak teraz. Mógł
zostać. Chciał zostać. Chciał odwrócić się, objąć Tobiasa i władować mu się do
łóżka. Nie! Wcale nie! Zdradzieckie serce zerwało się do sprintu, dudniąc mu pod
żebrami. Cała klatka piersiowa rozbolała go od tłumienia tych odczuć. Kurwa… Co
się z nim działo? Miał tylko nadzieję, że uda im się pogodzić ich zażyłą
przyjaźń z tym co zaczynało się między nimi dziać. Jake naprawdę nie chciał
zjebać tego co mieli od zawsze.
- Zostanę –
odparł wreszcie.
Zadzwonił do
Sofii, żeby uprzedzić o tym że nie wracał, a Tobias dał znać rodzicom.
Najdziwniejsze było to, że absolutnie nikt nie miał nic przeciw temu. Babcia
ucieszyła się że tak dobrze się bawił, Gwen od razu wyciągnęła mu czystą zmianę
na pościel, a Sven zaproponował im wspólne oglądanie końcówki meczu.
Jedynie Tobias był dziwny. Najpierw sam zaproponował żeby został, a przez
cały ten czas prawie się nie odzywał. Był markotny i nieraz przyłapywał go na
ukradkowych spojrzeniach, które kończyły się dokładnie w chwili ich
odwzajemnienia. Jake starał się udawać że nie dostrzegał tego wszystkiego, zachowywać
normalnie i liczyć na to że jego przyjacielowi przejdzie, ale powoli zaczynał powątpiewać
w aż tak wielką dolę szczęścia. Wręcz przeciwnie, odnosił wrażenie że
Tobiasowi się pogarszało.
W kuchni, gdzie
zostali żeby posprzątać po swoich wieczornych przekąskach, zamilkł zupełnie, a
gdy Jake zadał mu bezpośrednie pytanie o to czy aby mógł użyć jego szczoteczki
do zębów (no w końcu wymianę płynów ustrojowych mieli tak jakby za sobą),
odpowiedział zdawkowo że da mu nową. Czuł się oszukany. Ktoś mógłby pomyśleć że
skoro sam zaproponował wspólną nockę, to Jake miał prawo czegoś oczekiwać,
prawda? A ten stał z miną zbitego psa i strzelał fochy, bóg jeden wie o co.
- A więc
chętnie wybrałbyś się tam znowu? – Podjął wreszcie jego naburmuszony przyjaciel,
wycierając zielony kubek ściereczką w szkocką kratę. – Myślałem że za nic
w świecie tam nie pójdziesz. Tak mówiłeś wcześniej.
Jake zmierzył
go uważnie. Tu go miał! O to chodziło? Serio? O to że powiedział Svenowi,
że Między Wierszami to fajne miejsce
do którego chętnie wybierze się znowu? Tobias udawał obojętnego, a jednak
krzywił się teatralnie pod nosem, co zamiast wywoływać oczekiwane poczucie
winy, wywoływało uśmiech.
- Daj spokój,
twój tata zapytał, to powiedziałem że w kawiarni było super. Tylko po to żeby
potwierdzić wersję Jess - uściślił. - Jasne że więcej tam nie pójdę. Nie po tym jak
Saia postanowił zmienić moją orientację seksualną, a przy okazji wywrócić pół
życia do góry nogami…
- Ach tak –
burknął chłopak. – Zresztą przecież to twoja sprawa, jak chcesz to tam idź,
trzymał cię nie będę – dodał wzruszając ramionami.
- No właśnie –
potwierdził ostrożnie Jake.
Rety, Tobias na
serio zachowywał się dziwnie.
Leżąc na swoim
starym materacu, zastanawiał się co Tobi o nim myślał. No bo na pewno nie
reagował na bliskość z nim w tak drastyczny sposób jak Jake. Miał już jakieś
doświadczenie, nie był cholernym prawiczkiem spuszczającym się na samą myśl o
dotyku drugiego faceta. Jezu, mógł sobie pomyśleć że Jake był kiepski w czułościach…
Przecież nawet nie wiedział jak go dotknąć żeby sprawić mu przyjemność, nie to
co on. Samymi opuszkami palców doprowadzał go do spazmów. Kurczę, no i znał
Saię. Ależ to wszystko było pokręcone.
- Tobi? –
Rzucił w końcu w eter.
- No…?
- Śpisz?
- Tak – odparł
zdecydowanie chłopak.
- A bardzo?
- Tak –
powtórzył nieco mniej pewnym głosem.
- Czyli nawet
nie zorientujesz się jak tam przyjdę?
Usłyszał stłumiony
poduszką śmiech.
- Sprawdź mnie
jeśli chcesz.
Więcej nie
trzeba mu było mówić. Zadowolony, uniósł się w pościeli i dosłownie w
dwóch krokach znalazł się przy łóżku przyjaciela.
– Suwaj się –
zażądał.
Tobias faktycznie
odsunął się bliżej ściany i lekko uniósł kołdrę. Nie czekając dłużej, Jake
władował swoje chude jestestwo na gładkie, białe prześcieradło i natychmiast
przystawił nos do nosa przyjaciela. Przez dłuższą chwilę obaj leżeli sztywno na
bokach, przodem do siebie, nie odzywając się ani słowem, a potem Jake wstrzymał
oddech, uniósł brodę i zetknął ze sobą także ich usta.
- Jake… - Tobias
wycofał się. – Po co to wszystko? Przecież to nie ze mną chcesz teraz leżeć –
powiedział ciężko.
Jego dłoń zawędrowała
niepewnie na biodro Jacoba.
- Nie z tobą? –
Zdziwił się.
Chłopak
ponownie westchnął.
- A co z Saią?
No tak. Saia. Na
samą myśl o nim, serce Jake’a rozszalało się, dłonie zrobiły lodowate z nerwów,
a żołądek zaczął wywijać młynki wokół jelit. Saia był… obłędnie niesamowity.
Pociągający jak jakiś mitologiczny zakazany owoc. Był niezwykły. Trochę tajemniczy.
Zdawał się mieć tyle do zaoferowania…
Ale nie tym
razem. Jake był zmęczony, nie miał ochoty skupiać się na tym, czego jeszcze nie
do końca sam rozumiał. Tym razem chciał po prostu poleżeć obok Tobiasa i
wreszcie trochę się odprężyć. Zejść z tej karuzeli wrażeń. Zabawa była
przednia, ale co za dużo to niezdrowo. Inaczej można by było się porzygać.
- To co innego
– pomyślał na głos.
- Jak to, co
innego?
Jake wsunął
zmarznięte palce w ciepłą dłoń przyjaciela.
- Pamiętasz jak
leżeliśmy tutaj jako dzieci? – Zagadnął, jakże zgrabnie zmieniając temat.
- Żeby to raz –
podchwycił Tobias.
- Mam na myśli
tamten raz, kiedy się całowaliśmy – uściślił.
Przyjaciel
odetchnął spokojniej.
- Pamiętam i
tamten raz.
- Okropnie się
wtedy stresowałem – wyznał Jake. – Za wszelką cenę zgrywałem odważnego, ale w
duchu byłem osrany na maksa – przyznał się.
- Mnie to
mówisz? – Zaśmiał się Tobi. – Ja myślałem że się porzygam ze stresu. Serce
waliło mi w gardle, zwłaszcza że zawsze… - chłopak urwał.
- Zawsze co? –
Zainteresował się zupełnie serio.
- Zwłaszcza, że
zawsze źle znosiłem sytuacje stresowe – dokończył. I choć Jake dałby sobie
palec odciąć że chciał powiedzieć coś innego, obawiał się naciskać. To z kolei
po raz wtóry zwróciło jego uwagę na fakt, że ich relacje nieuchronnie zmierzały
do jakiejś większej zmiany. Pytanie czy na dobre.
- Teraz jest
inaczej – odważył się wspomnieć. – Mam wrażenie że całując się z tobą nie robię
niczego dziwnego. Jest tak miło… - szepnął w usta przyjaciela. - Podoba mi się
to i chciałbym więcej – dodał, lekko się przysuwając. Miał nadzieję że Tobias
właściwie odczyta tę subtelną aluzję.
- To nie jest
nic dziwnego, ale jeśli podoba ci się inny koleś, to jest nie w porządku
względem niego – burknął chłopak.
- Przecież nie
umawiam się z Saią – zauważył.
- Ze mną też
nie.
- Jezu, Tobias!
No ale przecież nie masz teraz nikogo, więc to chyba w porządku, prawda? –
Zapytał wsuwając rękę pod podkoszulek przyjaciela.
- Nie, nie jest
w porządku robić coś takiego z kimś na kim ci nie zależy – odparł spokojnie,
powoli wyciągając jego dłoń.
Jake
wykorzystał ten gest by spleść ze sobą ich palce.
- Nie
wiedziałem że musisz być z kimś po ślubie żeby go przelecieć – zakpił. –
Zresztą przecież wiesz że mi na tobie zależy.
- Po pierwsze
nie zamierzam cię przelecieć, a po
drugie zależy ci w inny sposób – stwierdził kąśliwie. - Proszę cię, Jake.
Odpuść sobie. Pomyśl o Sai.
No nie, to był
cios poniżej pasa. Świetnie, więc nagle Saia był poszkodowanym w tym układzie?
Przecież Jake nie wskoczył nikomu do łóżka, tylko spędzał czas z najlepszym
kumplem. Najwyraźniej jego przyjaciel trochę tego nie ogarniał. Czyżby te
aspekty faktycznie miały dla niego jakieś mistyczne znaczenie? Jak pierwszy raz
i te sprawy?
- Pewnie
myślisz sobie, że dupek ze mnie – ocenił.
- Nieprawda –
zaperzył się chłopak. – Trochę to nawet rozumiem. Jesteś ciekawy, chcesz
sprawdzić pewne rzeczy, i to jest okej. Tylko że już wystarczy – jęknął. - Sam
stwierdziłeś że to Saia zmienił twoją
orientację, więc więcej nie rób tego ze mną.
- Czy ty jesteś
zazdrosny? – Podszedł go.
- Chyba śnisz!
Jake zaśmiał
się zadowolony z siebie. Denerwowanie Tobiasa określiłby swoim osobistym
sposobem na poprawianie sobie nastroju. Problem polegał na tym, że tym razem
Tobi nie wyglądał na uprzejmie pogniewanego, a raczej na podłamanego, a to już
tak przyjemnie odprężające nie było.
- Stuprocentowo
masz mnie za dupka – westchnął Jake.
Nie zaprzeczył.
Milczeli więc. Tobias delikatnie przesuwając opuszkami po jego palcach, a Jake
walcząc z zatruwającą atmosferę frustracją. Miał ochotę wsadzić mu rękę w
gacie. Cholera.
- Zawsze cię
podziwiałem – odezwał się w końcu chłopak.
- Proszę cię… -
prychnął. - Niby za co? – Dopytał by dać mu sposobność do rozwinięcia tematu.
- Jak to za co?
Za to jaki jesteś. Jak ze wszystkim sobie radzisz. Nawet w dzieciństwie
musiałeś mnie setki razy bronić, bo sam nie odezwałbym się słowem. Chociażby
wtedy jak Lee zabrał mi miecz świetlny od taty. Zawsze byłeś taki… no wiesz…
taki super – parsknął cicho.
Jake roześmiał
się z czułością. Tak, pamiętał to. Tobias patrzył za swoją zabawką wykręcając
sobie palce ze strachu, a dopiero Jake, widząc to, wpadł z impetem na Lee i
wyrwał mu skradzioną zdobycz. Potem miał guza na łokciu, ale do tego się nie
przyznał, a Tobias od tamtej pory przykleił się do niego jak mały lep.
- No jasne że
go odzyskałem. Sam chciałem się nim bawić. Nie dopowiadaj sobie za dużo –
stwierdził na rozluźnienie. - Poza tym teraz powaliłbyś mnie jedną ręką –
zauważył.
- Tak, chyba że
byś na mnie nakrzyczał – zaśmiał się. – Wtedy byłbym totalnie bezbronny.
- Bo musisz
popracować nad charakterem. Łajza z ciebie.
- Może trochę –
przyznał, głaszcząc go po boku. Było to bardzo miłe uczucie, więc nie reagował,
żeby przypadkiem go nie spłoszyć.
- Przynajmniej
nie jesteś życiowym nieudacznikiem – westchnął z żalem.
Penis w jego
spodniach od piżamy, nieco się opanował. Wkraczali na mniej podniecający grunt.
- To nieprawda!
Ja nadal cię podziwiam – zapewnił.
Tobias objął go
ramieniem i przysunął do siebie, tak że leżeli tuż obok stykając się nawet
stopami. Chłopak trzymał go za ręce, a serce Jake’a ponownie przestało się
go słuchać. Skulił się odrobinę w ramionach, by móc wygodniej wcisnąć się w
klatkę piersiową przyjaciela. Zagrzanymi palcami smyrał wnętrza dłoni Tobiasa,
który przyciągnął je do swoich ust i delikatnie pocałował. Jego wargi były przyjemnie
miękkie.
- Chociażby za
to jak opiekujesz się babcią – kontynuował. - Myślisz że nie wiem ile nocy nie
przespałeś? Zajmujesz się nią praktycznie od dziecka, a jeszcze nigdy nie
słyszałem żebyś narzekał. To jest wspaniałe. Codziennie mam wyrzuty sumienia,
że nie pomagam wam więcej. Sprzątasz, gotujesz, pierzesz, robisz wszystko, a
nadal masz czas żeby po prostu z nią porozmawiać.
- Zdurniałeś?
Robisz za moją prywatną taksówkę, nie mówiąc o tym ile twoi rodzice dla nas
robią!
- Mógłbym robić
więcej gdybyś tylko mi pozwolił – powiedział nad wyraz troskliwym tonem, choć
Jake wyczuł w nim nutkę zawodu.
- Daj już
spokój – stwierdził ostrożnie. - Flora dużo pomaga.
- O tak, Florka
na pewno robi co może – zachichotał.
- Żebyś
wiedział, ostatnio zaciągnęła mi ten dywan ze sznurków i tylko dzięki temu
wreszcie go odkurzyłem.
- Bohater w
swoim domu! O tym mówię! – Tobias roześmiał się i dźgnął go palcem w brzuch.
Jake nie
pozostał dłużny, więc szybko rozchichotali się wzajemnie, a wtedy zamknął go w
objęciach, przewrócił na plecy i czule pocałował. Tylko chwilę trwało nim wcisnął
mu język pomiędzy wargi, by pogłębić doznanie.
Łał. Tak, TAK!
chciał jeszcze, dlatego objął go udami ocierając się o jego krok, ale drań odsunął
się zakłopotany.
- Przepraszam…
- bąknął.
Za co, do ciężkiej cholery?! Kontynuuj! – złościł się uwięziony we wnętrzu jego durnej głowy,
głosik.
- Nie gniewam
się – szepnął, starając się na powrót połączyć ich usta. Nie było szans żeby
Tobias nie czuł jaki był twardy. – Czy jeśli powiem że zależy mi w dokładnie
taki sposób w jaki to sobie wymyśliłeś że powinno, to pozwolisz mi ciebie
dotykać?
- Brawo za
składnię – parsknął Tobi. - Powiem tak… Tylko spróbuj mnie dotknąć to rano nie
będziesz już dziewicą. Może być? – Zapytał ściskając go za pośladek.
- Drań –
burknął. – To mnie miało zniechęcić?
Już zamierzał
wdrapać się na przyjaciela, gdy ten odwrócił go gwałtownie na prawy bok i
przylgnął ciasno do jego pleców, jednocześnie unieruchamiając ręce Jake’a z
przodu przed nim. Wcisnął mu nos w tył głowy, a potem pocałował w kark.
- Na dzisiaj
wystarczy tych przygód. Idź spać.
- Przecież ci
stoi! – Zarzucił mu bez precedensu.
Tobias nie
odpowiedział. Na szyi nadal czuł jego nierówny oddech, a na boku mocny uścisk. Na
tyłku czuł cholernego kutasa, ale to już szczegół. Tobias ewidentnie nie
planował kontynuować ich przyjemnie zapowiadającej się zabawy, więc nie
pozostawało mu nic innego jak tylko zmusić się do myślenia o kosmatych
barankach i jakiejś próby zaśnięcia.
W końcu się
odważył. Jess była na tyle męcząca, że dla świętego spokoju zgodził się pójść z
nią do kawiarni Sai, by mogła doczytać ostatni fragment tego swojego
opowiadania.
Cholera, no
pewnie że chciał go zobaczyć! Skręcało go na samą myśl o tym i po prostu okropnie
się tym faktem stresował. Od ich ostatniego spotkania, w swoim chorym umyśle
zdążył przerobić z Saią całą Kamasutrę i o kilka pozycji więcej, co oznaczało
że nie będzie w stanie spojrzeć chłopakowi w oczy. W efekcie szczerzył się
do szkolnych ścian, jakby miał co najmniej lekki stopień upośledzenia, a po
lekcjach prawie siłą wydarł Jessicę na autobus. Przed Tobiasem jakoś wolał nie
zdradzać się z planami na wieczór. Chłopak mógłby to niepotrzebnie źle odebrać,
nie było sensu go stresować. Jeszcze chciałby go powstrzymać czy coś.
Kilka minut
dennej rozmowy z Jess, wysiadka, zaraz za rogiem, jeszcze tylko kilka metrów
iii… tak! Albo nie. Rany! Wcale nie chciał tam iść!
- Jake? No
idziemy? – Zapytała prawdopodobnie mocno poirytowana jego dziwacznym
zachowaniem dziewczyna.
- No tak –
odparł. – Jak wyglądam? Znaczy, normalnie? – Poprawił się naprędce. – Wszystko ze
mną okej?
Jessica
wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia, a nawet jakby trochę otworzyła usta, nie
wiedząc jak zareagować. Cholera, niedobrze. Znaczy że gadał od rzeczy.
- Wyglądasz
normalnie… Albo może jednak trochę dziwnie - zasugerowała. – Nie zamawiaj już więcej
kawy, dobrze? Właściwie to wyglądasz na pobudzonego tak bardzo, jakbyś wypił
jej dzbanek.
- Dobra! –
Zgodził się ochoczo. – To idziemy!
Ledwie
przekroczyli próg lokalu i oczywiście od razu go zobaczył. Stał sobie spokojnie
za barem i wycierał filiżankę. Cały Saia. Przygaszony, trochę nieobecny, lecz
gdy tylko zobaczył nadchodzących gości, uśmiechnął się szeroko.
- Cześć! Dawno
cię nie było – przywitał ich od razu. - Was!
Dlaczego puścił
mu oko?! O Matko! Czy Jessica to widziała? Chyba nie… Miejmy nadzieję, że nie.
- Cześć –
odparł cicho.
- Weźmiesz mi
ciemną mokkę? – Zapytała Jess, wręczając mu sporej wartości banknot. – Tym
razem ja stawiam – stwierdziła raźno, po czym ruszyła w stronę ich stałej
miejscówki.
Tymczasem Jake
powlókł się do lady by stanąć twarzą w twarz z przeznaczeniem. Aż
uśmiechnął się do siebie na myśl że Saia mógłby nim być.
- No więc…
Brawo Jake – pochwalił
sam siebie za elokwencję.
- Czarna i mokka?
- Zgadza się –
potwierdził już będąc zahipnotyzowanym tym niesamowitym niebieskookim
spojrzeniem.
- Widziałem cię
w Ivy.
Jake
wytrzeszczył oczy. Kiedy? Znaczy okej, wiedział kiedy, w końcu był tam tylko
jeden raz. Tylko teraz pytanie - w którym momencie Saia go widział, i czy
totalnie się przed nim nie zbłaźnił.
- Noo,
poszedłem tam z kumplem. Do towarzystwa.
- Zapewne –
uśmiechnął się.
- W sensie, on
tam poszedł kogoś spotkać, a ja nie. Ja tam tylko tańczyłem. Piłem. No po
prostu mu towarzyszyłem, no.
Czuł gorąco
uderzające do twarzy, paplał bez sensu, miał wrażenie że zamiast mózgu zrobiła
mu się cuchnąca, galaretowata papka. Coś podobnego czytał kiedyś na temat
żołnierzy odczuwających stres bojowy. Z nerwów zawężało mu się pole widzenia,
nogi miękły, a pocił się tak mocno, że już wiedział że będzie musiał wyjść do toalety
i skorzystać z chusteczek i z dezodorantu, który dzięki bogu zabrał ze
sobą. Najwyraźniej kontakty z Saią był w stanie wytrzymywać jedynie na krótkich
dystansach.
- A wybrałbyś
się ze mną? - Tak po prostu. Tak po prostu zapytał, jak gdyby nigdy nic. Bez
sensu! Nie powinien mieć choć trochę oporów? Wstępu jakiegoś zrobić?!
- I co będziemy
tam robić? – Zapytał jak ostatni kretyn.
- Tańczyć, pić
i sobie towarzyszyć? – Parsknął cicho chłopak.
- Brzmi okej.
Nawet bardzo! –
Podpowiedział ten mały, zły człowieczek mieszkający w jego głowie.
- To jak, dziś
wieczorem? – Podłapał Saia.
- Jest środek
tygodnia! - Litości, ten facet chyba poważnie bywał tam codziennie.
- Tylko na
godzinę, dwie, co ty na to?
Prawy kącik
malinowych ust uniósł się do góry, a zapatrzony weń Jake zrobił jedyną słuszną
rzecz jaką prawdopodobnie każdy zrobiłby będąc na jego miejscu. Zgodził się.
- Pod klubem o
jedenastej?
- Pasuje –
podsumował zainteresowany, stawiając na ladzie tacę z gotowymi napojami.
Oddałby
naprawdę wiele, żeby tylko nie musieć teraz wracać do Jess i po prostu napić
się kawy w towarzystwie tego faceta, ale
patrząc na sprawę realnie i oczywiście chcąc zrobić jak najlepsze
wrażenie, wolał ulotnić się wcześniej, niż za późno. No i wizyta
w toalecie na otrzeźwienie była decydowanie konieczna. Oj tak.
Nie był pewien
czy może nie powinien o tym wszystkim powiedzieć Tobiasowi. Wiadomo, nie spowiadali
się sobie ze wszystkiego ale zważywszy na to jak bardzo jego przyjaciel
panikował na każde, choćby najmniejsze zająknięcie się na temat Sai,
z jakiegoś powodu czuł że powinien podzielić się z nim tą rewelacją.
Niestety ten sam powód, był również solidnym argumentem za tym by przyjaciela nie
uświadamiać. Ostatecznie postanowił przyznać się Jess. Uznał, że gdyby zaginął,
przynajmniej ona będzie wiedziała gdzie i u kogo szukać zwłok. A nuż Saia
okazałby się psychopatycznym mordercą, czyhającym na jego organy. Nieźle to
sobie wykombinował. Przy okazji wymsknęło mu się że jego znajomość z Saią to
wielka tajemnica, praktycznie tak samo
cenna i poufna jak amory Jess skierowane w kierunku Tobiasa. Mógł być pewien że
dziewczyna go nie wyda.
Nie wiedzieć
czemu, okazało się że Jessica była mocno zdziwiona kiedy oznajmił jej że idzie
do gejowskiego klubu z baristą z jej ulubionej kawiarni, gdyż ów barista
go tam zaprosił. Mocno zdziwiona, było tutaj określeniem drastycznie
eufemistycznym, bowiem dziewczyna siedziała przed nim z otwartą buzią dosłownie
przez kilka minut i nie potrafiła przemóc się na choćby marną próbę udawania tego
że wiedziała co powiedzieć. Tak oto w jej oczach on był gejem, a Tobias stuprocentowym
hetero.
Pod klub dotarł
o wiele za wcześnie. Tak bardzo stresował się całym tym przedsięwzięciem, że
jak tylko odprowadził Jess, od razu zajął się szykowaniem do wyjścia.
Ubrał się
podobnie jak Tobias na ich pierwszą wizytę w Ivy. Pamiętał, że to właśnie wtedy w pełni uświadomił sobie, że
jego przyjaciel był całkiem pociągającym królewiczem o wspaniale wyrzeźbionej
klacie, więc wymyślił że spróbuje tego samego zabiegu. Tym sposobem skończył w
dopasowanych jeansach i w oliwkowym bezrękawniku, który rękawów pozbawiony
został w wyniku Jacoba nachalnego działania, a więc dziury po nich były nadszarpane
i na tyle obszerne, że przy sprzyjających okolicznościach można było zobaczyć
całą jego wątłą klatkę. Wprost idealnie. W lustrze ocenił że wyglądał bardziej
jak zbuntowany nastolatek na wagarach, niż jak czarujący model – patrz: Tobias,
na którego wzór się stylizował. Trudno, młodemu Leeranowi i tak by nie
dorównał.
Po kilkunastu
minutach kręcenia się przed bramą, zdecydował zaczekać w środku. Dopiero na
miejscu olśniło go, że przecież nie miał numeru telefonu do obiektu swoich
zainteresowań. Nie był pewien czy uda im się odnaleźć w jakby nie było całkiem
dużym lokalu. Szybko przyszło mu się zdziwić, bowiem dostrzegł go gdy tylko
wszedł na główną salę. Saia był już wewnątrz i to najwyraźniej od dłuższego czasu,
wnosząc po jego stanie. Bez wątpienia miał dobry humor. I nie był sam. Jake zmieszał
się odrobinę, ale mimo wszystko, zebrał się w sobie na tyle by podejść do
stolika, przy którym pan niebieskowłosy siedział z grupą zdecydowanie mniej
przyjemnych od siebie gości.
- Jake! Już
jesteś? – Chłopak ucieszył się szczerze.
Dobra. Za ten
uśmiech byłby w stanie darować mu totalnie wszystko.
- Cześć. Przyjechałem
za wcześnie... Jakoś tak... Chyba jeszcze nie ma zbyt wielu ludzi? - Zauważył
rozglądając się po lokalu.
- Jest środek
tygodnia, sam mówiłeś! Panowie - zwrócił się do gburowatych typów obok. - To
jest Jake. Idzie ze mną na górę.
- G-gdzie idę? –
Zdziwił się.
Czyżby gdzieś
coś przeoczył? Czyżby w którymś momencie Saia dał mu do zrozumienia, że jego
obecność tutaj będzie się wiązała z czymś konkretnym? Rany boskie! Jakie gacie
miał na sobie? Te fajne nowe, czy jakieś lamerskie?
- Na górę.
Saia wskazał
palcem na przedszkolny sufit, a Jake podążył za nim wzrokiem.
Budynek był
wysoki. Parkiet znajdował się w piwnicy, a mała antresola mniej-więcej na
poziomie ulicy. Strop natomiast plasował się na poziomie dachu niejednego domu
i prowadziły do niego drabiniaste schody przeciwpożarowe umieszczone w holu.
Już je widział, ale tam chyba gości nie wpuszczano?
- Spoko, tylko
pamiętaj, że jutro siedzisz dłużej - warknął brodaty typek, podając Sai jakiś
klucz.
- Jasne. No
chodź - rzucił chłopak, nim ruszył w stronę drabinki. – Nie ma się czego
obawiać.
Poszedł za nim.
A pewnie, po cóż miałby słuchać głosu rozsądku sugerującego mu natychmiastowy
odwrót. Już ostatnim razem go zignorował i jak to się dla niego skończyło?
Randką z facetem! Tym facetem! W
rzeczywistości nie miał pojęcia czego mógłby się spodziewać. Był przerażony,
podniecony i mówiąc szczerze – ubezwłasnowolniony. Nie miał pojęcia gdzie powinien
postawić granicę. Płynął z prądem nie będąc w stanie ocenić, czy to co robił
mogło się w jakiś sposób kwalifikować na dobre lub złe. Na tym etapie był
jeszcze w stanie wycofać się z tego wszystkiego. W końcu nie wydarzyło się nic
nieodwołalnego. Nie było się czym martwić
– tak sobie powtarzał. To jego sumienie było dziwne, bo niby jaki facet miałby
wyrzuty sumienia na myśl o tym że chciał czegoś więcej od drugiej osoby? No
wariat! Ale z kim przestajesz…
Saia poprowadził
ich prosto na dach. Stamtąd mieli świetny widok na tańczących w dole ludzi,
jeszcze lepszy na nocne niebo, a także na oddalone o kilkadziesiąt metrów
ciemne ulice miasta. To było... Naprawdę coś. Jake rozglądnął się z
niegasnącym zainteresowaniem. Dach był płaski i pokryty czymś gumowatym
wyciszającym kroki. Przeszklony fragment nad parkietem był niewielki w stosunku
do całej powierzchni tego miejsca. Dookoła pełno było najróżniejszych rur i
aparatury odprowadzającej ciepło, generalnie całej tej maszynerii potrzebnej do
sprawnego działania klimatyzacji. Były też ze dwie anteny i… stara, wypłowiała
kanapa. Mebel był wyraźnie brudny i zatęchły od wilgoci. Najwyraźniej nikt nie
przejmował się nim w czasie deszczów, czy upałów. Tuż obok niego stały dwie
butelki z winem i jakieś worki z przekąskami i chyba zeszytami, albo
może gazetami. Ciężko było to ocenić dokładnie. Jakim cudem ktoś wniósł kanapę
na dach, nie miał pojęcia. Z czym to się wiązało? Swoje przypuszczenia miał.
Styki w jego mózgu wysyłały pokręcone impulsy pomiędzy postacią Sai,
Jacobem w roli głównej i tą cholerną kanapą.
- I jak,
zastosowałeś się do moich porad? - Zagadnął go wytatuowany wariat, podchodząc
bardzo blisko.
- W pewnym
sensie... - Jake przełknął ślinę.
Czuł pędzące tętno.
Saia działał na niego jak jego osobisty narkotyk. To dziwne uczucie ściskające
go w brzuchu… Chyba trochę się go… bał? Czy to wino było do wypicia? Bo zdaje
się że go potrzebował. Panika spłycała jego przyspieszony oddech.
- Śliczny
jesteś - powiedział spokojnie wąż szykujący się na swoją ofiarę. A może to ofiara
bardzo źle to wszystko odbierała?
Jake uciekł ze
wzrokiem w bok. Nie miał pojęcia co powinno się powiedzieć w takiej
sytuacji. W swoich wyobrażeniach był gotów mówić różne rzeczy, tym bardziej
robić je z Saią, ale w rzeczywistości zżerało go przerażenie. Dokładnie o
to mu chodziło kiedy był z Tobiasem! Tamten drań miał już jakieś doświadczenie
którego ewidentnie pożałował jemu! Skąd miał wiedzieć jak się zachować?
Nieświadomie cofnął się o krok.
- Hej - Saia
ustawił się dokładnie naprzeciw niego. - Nie uciekaj. Przepraszam jeśli cię
przestraszyłem, ale przecież mówię prawdę – dodał pogodnym tonem. - I spokojnie,
nie przyprowadziłem cię tutaj żeby cię wziąć siłą - zaśmiał się lekko.
- Nie? –
Cholera! Dlaczego zabrzmiał na rozczarowanego?!
- Na pewno nie
siłą - opowiedział mu cicho, powoli zbliżając się z rozchylonymi
ustami.
Jake wpatrywał
się w niego jak zahipnotyzowany. Patrzył na te usta i patrzył w oczy Sai. Były
coraz bliżej i to zdecydowanie nie były kontakty…
Ich usta zetknęły
się, a Jake w tej samej chwili poczuł, że zrobiłby z tym facetem dosłownie
wszystko na co tylko miałby ochotę.
- Widzisz? Nie
gryzę – zachichotał Saia przerywając pieszczotę. – Pomyślałem że tutaj będzie
łatwiej pogadać. Na dole jest trochę za głośno, nie uważasz?
Chłopak odszedł
na moment, w kilku ruchach rozłożył kanapę, a z paki pod nią wyciągnął
duży koc którym ją nakrył. Sam koc nie był w dużo lepszym stanie. Na pewno były
na nim dziwne plamy – Jake wolał nie zastanawiać się jakiego pochodzenia. Był
wyraźnie zakurzony, ale Saia prawdopodobnie doszedł do wniosku że wymościł im
najwspanialsze posłanie na ziemi, bowiem szybko rozwalił się z nogami na
materacu, oparł o zagłówek, a ręką sięgnął po odłożone na bok wino. Otworzył
jedno z nich, upił solidnie z butelki, a następnie wyciągnął ją w
stronę Jacoba, który oczywiście podszedł od razu i zgodnie z zaplanowanym dla
niego scenariuszem zajął miejsce przy Sai. Był jak cholerna żaba, sama pchająca
się w objęcia węża.
Co by nie mówić,
alkohol dodawał odwagi. Człowiek analizował znacznie mniej szczegółów, coraz
częściej dochodząc do wniosku że co ma być to przecież będzie. Te zachowania
które normalnie byłyby zablokowane przez podstawowy instynkt samozachowawczy,
po wysokoprocentowym winie zdawały się być zupełnie normalne, nie warte nawet
szczątkowego roztrząsania. Jake korzystał z tej magii, więc zupełnie
szybko otworzyli drugą butelkę cudownego trunku. Saia bardzo dużo palił, a
częstowany po raz któryś Jake w końcu mu nie odmówił, w efekcie czego
palił już kolejnego papierosa rozmawiając z nim - czy raczej słuchając jakiegoś
jego wywodu o artyście jakimś tam, o którym nie miał zielonego pojęcia. Pasja z
jaką chłopak przemawiał sprawiała że spijał z jego warg każde słowo na temat
tego człowieka, który teraz wydawał się być artystą doskonałym. Gdzieś w
trakcie monologu postanowił, że na pewno sprawdzi wszystko na jego temat.
- Skąd znacie
się z Tobiasem? – Wypalił po dłużej przerwie w rozmowie. Nie chciał by
zapadała pomiędzy nimi cisza, łapał się więc każdej deski ratunku byleby tylko do
niej nie dopuścić.
- Z klubu
głównie – odparł spokojnie Saia.
Miał na sobie
jeansową, jasną kurtkę, jeszcze bardziej podkreślającą jego cholerne oczy, te
same rurkowate spodnie co zawsze i eleganckie, czarne, niepasujące do
reszty buty. Swoje tunele w uszach zastąpił drewnianymi spiralami, za to reszta
kolczyków pozostawała bez zmian. Jego blond odrosty były nieco dłuższe niż Jake
kojarzył. Wyłaziły mu na czoło w postaci nowych mini włosków. Co chwila
mierzwił swój niebieski kucyk, jakby nieład na głowie miał mu dodawać
seksapilu. Dodawał! Jak cholera. Jake nie mógł oderwać wzroku. Prawie biała
cera bez cienia zarostu, malinowe usta rozchylone delikatnie tylko po to by
podtrzymywać wiecznie odpalonego papierosa, i to jego nieobecne spojrzenie. Momentami
Saia zdawał się być dwiema różnymi osobami. Kiedy z nim rozmawiał patrzył
pożądliwie, śmiał się i prowokował, chętnie konwersował i robił wrażenie
pewnego siebie, ale gdy tylko temat urywał się na dłużej, zdarzało mu się
zwieszać, spoglądać zupełnie pusto i prawie nie oddychać. Do tego stopnia, że
popiół z papierosa opadał na jego szary podkoszulek bez żadnej reakcji właściciela.
Było to trochę niepokojące. W trakcie jednej z dłuższych przerw w rozmowie dostał
kilka wiadomości na telefon. Na każdą z nich skrzywił się z niesmakiem. Na
żadną nie odpowiedział.
- Opowiadał ci
coś o mnie? – Zapytał wreszcie kładąc dłoń na kolanie Jacoba. – Pewnie same
straszne rzeczy – zaśmiał się.
- Nie! Tak właściwie
to nic mi nie powiedział – przyznał.
Wolał nie
wspominać pierwszych słów jakimi Tobias określił swojego znajomego.
- To miłe z jego
strony – podsumował Saia. – I jak, chciałbyś poznać mnie trochę lepiej?
Ręka Sai z
kolana powędrowała na udo, a stamtąd na biodro Jacoba, który prawie bezwiednie
osunął się w dół zbliżając do napastnika. Plecy wygiął w lekki łuk, tym samym ułatwiając
mu dotyk i dając nieme przyzwolenie na tak śmiałe gesty. Starszy chłopak uniósł
się na kolanach. Jake wyraźnie widział jego ładne wargi. Sztywna kurtka
odstawała lekko kiedy sięgał do jego szyi, rzadkie brwi miały piękny słoneczny
odcień. Stalowy kolczyk w lewym policzku był trochę ukruszony i porysowany.
Jezusie, dlaczego to wszystko zauważał?! Saia był już tak blisko… Kiedy
dwukrotnie zasmakowany język tego psychopaty ponownie znalazł się w jego
ustach, jęknął z przyjemności. Blade ręce coraz zachłanniej dotykały go.
Nie było wątpliwości do czego to wszystko zmierzało. Wiedział że powinien,
wiedział że to by było normalne, a jednak ciężko było mu się przemóc by odwzajemnić
pieszczoty. Saia stwarzał wrażenie niedostępności do tego stopnia, że choć sam
trzymał dłoń na tyłku Jacoba, to on bał się dotknąć nawet jego ramion. Odważył
się dopiero gdy Saia zaczął rozpinać jego spodnie. No w końcu coś musiał wtedy
zrobić! Nie mógł leżeć jak kłoda, skoro jego penis podskakiwał z podniecenia
nic sobie nie robiąc z zażenowania swojego właściciela. Ledwie położył dłonie
na ramionach Sai, a ich zmagania przerwał telefon. Telefon Sai. Chłopak zignorował
go zupełnie, ale dzwonek był na tyle uporczywy że wreszcie odkleił się od Jake’a,
wyciągnął aparat z kurtki i zerknął na ekran.
Przerwa w tak
bardzo erotycznych doznaniach była straszna! O ile sekundę wcześniej Jake
przestał myśleć, porwany podnieceniem, tak teraz alarmująco skumulowane
rozterki i wątpliwości zaatakowały jego biedną świadomość. Prawdopodobnie
uciekłby stamtąd, gdyby tylko był w stanie się ruszyć.
- Kto to? –
Zapytał na wdechu, widząc że Saia nie kwapił się z odebraniem połączenia.
- Idiota –
warknął, po czym zamachnął się i rzucił telefonem tak daleko że ten spadł poza
obszar dachu, zapewne lądując gdzieś na ulicy.
Jake byłby
krzyknął, ale zatkało go tak kompletnie, że z jego ust nie wydobyło się nic poza
cichym charknięciem.
- Już nie
będzie nas niepokoił – objaśnił spokojnie Saia. – Nie przejmuj się, i tak
miałem kupić inny.
Bez pardonu
wrócił do przerwanej pieszczoty, unosząc potargany podkoszulek Jacoba tylko po
to by polizać go po brzuchu. Wcisnął mu język w pępek, i jednocześnie rozpinając
własne spodnie, przesunął samą jego końcówką w górę - od pępka aż po sam mostek
Jake’a, gdzie odbił w prawo, skupiając się na sterczącym z zimna i z podniecenia
sutku.
Przynajmniej
dopóki nie rozdzwonił się inny telefon.
- Cholera...
Przepraszam – jęknął Jake.
Dzwoniła Sofia.
- Muszę odebrać
– sapnął przepraszającym tonem. – Daj mi dosłownie chwilę! – Zastrzegł. - Tak,
co jest? – Zmienił ton na nadmiernie pogodny.
- Jake złotko,
naprawdę nie chcę ci psuć wieczoru, ale ten cholerny wózek zaciął się na
dywanie. Próbowałam go odblokować, ale w efekcie twoja upośledzona babcia
przywaliła głową o panele.
Jake miał
wrażenie, że wypuści telefon z przerażenia. Zerwał się z kanapy jak
poparzony i naprędce zaczął ogarniać.
- Kurwa! Nic ci
nie jest?! Zaraz tam będę!
Rzucił Sai błagająco-przepraszające
spojrzenie. Chłopak nie wyglądał na zdenerwowanego. Uniósł się z wolna, nie
przejmując się ani rozpiętym rozporkiem, ani sterczącym penisem wypychającym mu
bokserki i po prostu odpalił papierosa.
- Nie martw
się! Po prostu jestem uziemiona, nic takiego się nie dzieje...
- Jak mam się
nie martwić?! Dzwoniłaś do Allison?
- Nie odbiera,
a ja nie mam fajek... Szlag mnie już trafia.
Poczucie
świadomości uderzyło go jak grom z nieba. Jak często babcia paliła? Jak
szybko zaczęło jej tego brakować?
- Jak długo tam
leżysz?!
Pożegnał zaskoczonego
Saię, kradnąc mu na do widzenia odpaloną fajkę i popędził na dół.
- Jakieś dwie
godziny, może nawet mniej…
- I dzwonisz
dopiero teraz?! ODBIŁO CI?! – Wykrzyknął przeciskając się przez tłum w
holu.
- Nie chciałam
ci rujnować randki. Zdawałeś się być taki szczęśliwy kiedy wychodziłeś.
Jake rozłączył
się, cały trzęsąc się z nerwów. Wiedział że babcia czasem przeginała, ale tym
razem przeszła samą siebie. Złapał taksówkę odpychając jakiegoś starszego
faceta i zapłacił więcej, żeby taksiarz się pospieszył. Na miejsce dotarł
kolejnych dwadzieścia minut później. Wpadł do przedpokoju, by zobaczyć
rozwalony wózek, podwinięty, ubrudzony krwią dywan i kompletny brak
Sofii.
-
Babciu?! – Zawołał z przestrachem.
- W
kuchni!
Pognał do
rzeczonego pomieszczenia, prawie na nią wpadając. Musiała doczołgać się do
drzwi, a teraz siedziała na podłodze wsparta o framugę, popalając zdobytego z
takim trudem papierosa. Miała rozcięty łuk brwiowy, ale poza tym wyglądała
dobrze.
- Czy ty do
reszty zdurniałaś? – Jęknął.
Serce prawie pękło
mu na pół. Przykucnął przy kobiecie, żeby przyjrzeć się z bliska jej
obrażeniom. Jej czekoladowe oko powoli znikało pod puchnącą powieką.
Chłopak nie zważając na liche protesty, podniósł Sofię na rękach i w pierwszej
kolejności zaniósł ją do łóżka. Chciał żeby się rozgrzała. Stopy praktycznie
jej posiniały. Do kuchni wrócił by nastawić wodę na herbatę i zabrać z szafki
ich domową apteczkę. Pomyślał, że jeśli człowiek naprawdę uzależniał się od
adrenaliny, to on niebawem będzie potrzebował pływać nago z głodnymi
aligatorami. Albo nie. Aligatory przy jego ostatnich przeżyciach to zwykły pryszcz
na dupie.
- Pomożesz mi
się umyć? - Poprosiła zdołowanym głosem babcia, gdy tylko do niej wrócił.
Miała łzy w kącikach
oczu. Silna, zawsze pewna siebie i wspierająca. Najwyraźniej czasem
sama potrzebowała kogoś kto przekonałby ją, że jutro będzie lepsze. Albo że
przynajmniej nie będzie gorsze. Że wspólnie dadzą radę.
Miał świadomość
tego, że kiedy babcia prosiła go o pomoc w kąpieli, oznaczało to że
nadszedł ten gorszy czas. Zwykle robiła to sama pomimo bezwładnej połowy ciała.
W nocy został przy niej. Zawinął się w koc i usnął na fotelu przy jej łóżku.
Ale ten Jake napalony, jeju :D Ogólnie to bardzo podoba mi się postać babci Jake'a i trzeba przyznać, że kobitka Ci się udała! Mam wrażenie, że to był taki badass z Sofii jak była jeszcze młoda. Rozwinięcie bohaterów pobocznych tak, żeby nie byli tylko jakimś tłem jest trudne i bardzo szanuję, bo czyta się naprawdę dobrze :) W ogóle to jakoś na razie nie kibicuję żadnemu shipowi, bo podobają mi się wszyscy, a jestem raczej ciekawa z kim widzisz Jake'a, bo wątpię, żeby gość się na kogoś zdecydował w najbliższym czasie xd A Saia dostaje dużego plusika za to co przygotował. No mój ziom. Nawet mnie nie obchodzi, czy zrobił to bo chciał go przelecieć, czy dlatego, że tag chciał go wyrwać. Też bym na to poleciała.
OdpowiedzUsuńDzięki i pozdrawiam :)
Jake ma 17 lat, taki wiek ;D Może faktycznie jest odrobinę nadpobudliwy, ale to dlatego że dopiero zaczyna. Sama czasami mam go dosyć! Póki co, jest zdecydowany ;) Cieszę się że polubiłaś Sofię, bo w jakiejś mierze charakter odziedziczyła po mojej własnej babci ;) Mam nadzieję że zacznę wreszcie rozkręcać fabułę, bo miało być szybko a wychodzi jak zwykle ^^
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńsuper, jaki napalony Jackob, coraz bardziej odnoszę wrażenie, że Tobias w nim się podkochuje... babcia o tak super babja z niej...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Dzięki ;) Pozdrowienia! :*
UsuńHejka, hejka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, och jaki Jackob napalony ;) nabieram większej pewności, że Tobias się w nim podkochuje... a babcia to super babka ;) :D
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza