Tam gdzie licho nie śpi - cz. 9

Nie gniewajcie się, że znowu dłuższa przerwa ;) Dopiero komentarz pod ostatnim postem mnie obudził, bo sprawdzając maila olśniło mnie, że powinnam wrzucić rozdział :D 

 

Na swoją obronę zwalę na hormony *mrug mrug* ;)

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

* 10 *

 

Rano nadal czuł ciepło wtulonego weń ciała. Z jednej strony chciał od razu wstać i wyjaśnić wszystko, póki jako tako pamiętał co się wydarzyło, z drugiej natomiast, ciężko było sobie odmówić przyjemności wynikającej z leżenia pod ramieniem chłopaka. Im dłużej nad tym myślał, tym wcale nie był pewny, czy to co pamiętał faktycznie miało miejsce. Tak naprawdę, jedynym co wskazywało na to, że jego wspomnienia nie wyłącznie snem, była pozycja Dragana. Chłopak dość szybko zaczął się wybudzać. Po świetle dobiegającym zza okna dało się stwierdzić, że musiało być jeszcze wcześnie. Blondyn przeciągnął się i objął Daniela szczelniej.

- Dzień dobry – wymruczał mu do ucha.

- Tak – odparł speszonym głosem. – Piękny dzień się zapowiada.

Blondyn nie odpowiedział, za to jego dłoń zaczęła błądzić, niby od niechcenia, po zagłębieniach w mięśniach starszego mężczyzny. Nie mógł mu na to pozwolić. Jego silna wola nie miała niż wspólnego z siłą, a rozsądek podpowiadał mu, że nie byłoby właściwe wikłać się w kolejną pokręconą relację.

- Porozmawiamy o tym co się stało? – zdecydował się zagadnąć. Wysupłał się spod uścisku chłopaka i przysiadł na skraju łóżka.

- Co masz na myśli? – Dragan mierzył go spojrzeniem w dół i w górę, czym wpędzał matematyka w jeszcze większe zakłopotanie.

Nie miał w zwyczaju zakładać podobnych hipotez, nawet jeśli fakty waliły go prosto w twarz, natomiast tym razem był prawie przekonany o tym, że chłopak spoglądał na niego w bardzo specyficzny sposób.

- Mam na myśli tego… kota – odchrząknął.

- Kota? – Blondyn utkwił wzrok w jego oczach. – Nie ma tu żadnego kota – zapewnił.

- Ale był. Ten w nocy. Ten, którego wyrzuciłeś! Zamienił się w mężczyznę.

Jego rozmówca zmarszczył brwi.

- Chyba coś ci się przyśniło.

- Nic mi się nie przyśniło, wiem co widziałem! Obudziły mnie szmery, a jak poszedłem sprawdzić co to, on już tam był! Dopiero jak ty wstałeś i go wyrzuciłeś, wyskoczył przez okno!

- Zdajesz sobie sprawę z tego, jak to brzmi?

- Tak! – bąknął, tracąc resztki pewności. – Naprawdę mi odbija…

Chłopak spojrzał na niego ze współczuciem.

- Wiele ostatnio przeszedłeś. Musiałeś pomylić sen z jawą. Rzucałeś się trochę w nocy, więc uznałem, że cię przytulę – wyjaśnił z uśmiechem. – Nie trzeba być wariatem, żeby mieć gorszy czas. Jedyne czego ci trzeba to wypoczynku.

Brzmiało to sensownie. Cóż, dużo bardziej niż zaczarowane koty. Westchnął, poddając się.

- Pewnie masz rację. Dziękuję, że przy mnie byłeś. – Chłopak wyszczerzył się szeroko.

- Oczywiście. Chodź, powinieneś coś zjeść.

Chłopak pospieszył do kuchni, zostawiając go samego w koszuli nocnej. Przebrał się bez marudzenia, uznając, że nie śmierdział na tyle, by znów walczyć z balią, studnią i wiadrami. Ograniczył się do przetarcia twarzy mokrym kawałkiem materiału. Na samą myśl o tym, że niedługo będzie musiał zakasać rękawy i zabrać się za pranie, zaczynał rozważać kąpiele w rzece. Z tego co zdążył sprawdzić, Dragana nie było w domu. Nie przejął się tym wyjątkowo mocno. Wyszedł na ganek, żeby rozejrzeć się po podwórzu. Tam również go nie znalazł, co wzbudziło w nim nieco większe zainteresowanie. Chyba powiedziałby mu, gdyby zamierzał zniknąć na dłużej? Ledwo zorientował się, kiedy sam minął bramę i wszedł do lasu. Nogi niosły go same. Planował poszukać chłopaka, a może po prostu lepiej poznać okolicę. Był głodny, pomyślał, że gdyby napatoczył się na rośliny, z którymi licho go zaznajomił, mógłby wrzucić coś na ząb. Minął miejsce z wykarczowanymi drzewkami, przeszedł przez pagórek i prawdopodobnie dotarł do miejsca, gdzie ostatni raz widział leśnego stwora. Nie był tego pewny, bo nic nie czyniło owego miejsca wyjątkowym. Ot, fragment lasu, jak każdy inny dookoła. Dziwne ukłucie w klatce piersiowej kazało mu przypuszczać, że się nie pomylił. Przeszło mu bowiem przez myśl, że jakimś cudem mógłby jeszcze raz spotkać licho. Od czego miałby zacząć poszukiwania? Skoro nie dawał się znaleźć ludziom szkolonym specjalnie w tym celu, to jakie szanse miałby on? I tak naprawdę, po co miałby go szukać? Za bardzo dawał się ponieść sentymentom. Zresztą, z tego co mu Dragan powiedział, wynikało, że jego sentymenty miały podłoże czysto chemiczne, żeby nie pomyśleć, że magiczne.

Szedł przed siebie, pogrążony w dziwnych myślach. Powoli uświadamiał sobie, że nie spieszyło mu się do powrotu do normalnego świata tak bardzo, jak uważał za stosowne. Abstrahując od ilości rzeczy przerażających, było też wiele takich, które go fascynowały, które były po prostu piękne. Jak choćby ten las. Poprzednim razem tego nie dostrzegał, tymczasem to miejsce emanowało wolnością. Nigdzie nie było śladu śmieci, nie słychać było ludzi ani zgiełku samochodów. Mijał dawno przewalone konary drzew, w całości porośnięte dywanami z mchu. Przecież od zawsze marzył, żeby zamieszkać w takim miejscu, więc dlaczego miałby chcieć wracać? Do czego? Do samotności, telewizora i koniaku? To chwile, takie jak ta nadawały życiu sens. W rzeczywistości, za którą wcale nie tęsknił, jego właśni rodzice nie chcieli utrzymywać z nim kontaktu. Oczywiście, że Kate stale zachęcała go do naprawiania relacji z nimi. Trudno było ją za to winić, przecież ich nie znała. Nie mogła wiedzieć, jak bardzo uparci byli. Kiedyś sam naiwnie wierzył, że mając pewne argumenty, logicznie ułożone zdania i dowody naukowe, można było zmienić czyjś sposób myślenia. Otóż błąd! Ktoś mógł zacząć myśleć inaczej tylko wtedy, kiedy sam tego chciał. Bądź, kiedy był na tyle otwarty, by chociaż próbować słuchać. Niestety większość ludzi, zamiast słuchać tak by zrozumieć cudzy sposób myślenia, słuchała tylko po to, żeby móc odpowiedzieć jakimś kontrargumentem. Bardziej lub mnie trafionym. Żeby wygrać debatę! Ha! Taka rozmowa była zbyt płytka, by mogła prowadzić do jakiegokolwiek dialogu. Poza tym, jego rodzice byli dwójką starszych ludzi z mocno tradycyjnymi poglądami. Woleli utrzymywać spokój z sąsiadami niż rozmawiać z synem, który i tak niezbyt często bywał w domu. Tak było im wygodniej. Z plątaniny myśli wyrwał go odgłos cudzego przedzierania się przez gęstwinę. Usłyszał kilka męskich głosów i nim zdołał wymyślić, gdzie mógł się schować, wszedł wprost na grupkę łowców.

 

*

 

W głównej izbie czekała na niego niespodzianka. Okazało się, że jego młodociany gospodarz naszykował coś, co z powodzeniem można było nazwać solidnymi podwalinami pod śniadanie. Dobrze, bo wrócił okropnie głodny. W koszu na stole, znajdowały się wciąż wilgotne od rosy jagody i inne leśne owoce, obok leżał chleb. Gorąco pieca i obezwładniający zapach atakujący nozdrza nauczyciela, wskazywały na to, że bochenek musiał zastać upieczony nie dalej, jak może godzinę temu. W małej, drewnianej miseczce leżały usmarowane kurzym gównem jaja, a w rękach Dragana – co zdecydowanie mniej optymistyczne – wierciła się najprawdziwsza na świecie kura.

- Czy ten ptak będzie jadł z nami? – ośmielił się zapytać.

- Ja ją zjem – padła uradowana odpowiedź.

Aha… No tego właśnie się obawiał.

- A... Powiedz mi… To wspaniale, że umiesz piec – zmienił temat. - Pachnie wprost wybornie. – Daniel szybkim krokiem podszedł do chłopaka i pogładził zestresowaną kurę po piórach. – Bardzo mi zaimponowałeś – zaczął, przejmując białego ptaka, który w ramach okazania wdzięczności, usiłował go udzióbać.

Dragan skrzywił się. Najwyraźniej pomimo doskonałej gry aktorskiej starszego mężczyzny, zauważył co planował zrobić z jego posiłkiem. Sapnął zdenerwowany, a jednak bez słowa pozwolił odebrać sobie swoje niedoszłe śniadanie.

- Starałem się dla ciebie – burknął. - Nawet ci tej kolorowej trawy narwałem – wskazał na owoce.

- No właśnie… Kto wie, może tobie również zasmakuje? – zastanowił się głośno. - Spróbuj – zaproponował, niosąc kurę w stronę drzwi wyjściowych. – Zaraz wrócę.

Zostawił ptaka na podwórku. Nie miał pojęcia skąd chłopak wytrzasnął kurę. Postanowił, że później będzie się tym martwić. Niedoszłego kurobójcę zastał przykucającego na krześle ze zmarszczoną miną. Palcem wskazującym miażdżył czerwoną jagodę w tak intensywny sposób, że plama na stole wyglądała na plamę krwi. Co rusz oblizywał mokry palec, krzywiąc się na smak owocu.

- Przepraszam – westchnął matematyk. – Nie powinienem stawiać cię w takiej sytuacji – przyznał.

Chłopak uniósł na niego zdezorientowany wzrok. Wyglądał nieco strasznie, ale zarazem uroczo. Zdecydowanie budził w Danielu nowe emocje. Takie, jakich raczej by się po sobie nie spodziewał. Nie w jego wieku. I nie chodziło wcale o pożądanie, a o taką… szczeniacką fascynację. Ale w końcu, czy ktoś ustalił granicę, po której już nie wypadało czuć zakłopotania? Miał świadomość tego, ile miał lat, wiedział też, że jak na mężczyznę w swoim wieku prezentował się niezgorzej. Draganowi zdawało się nie przeszkadzać to kim Daniel był. I tak oto… Przeszło mu przez myśl, że w zupełnie nowym miejscu, w innym świecie, mógłby być odrobinę mniej zachowawczy.

– Naprawdę nie potrafię inaczej – wyjaśnił. - Widok krwi mnie obrzydza. Mam opory przed zabiciem komara. Nie kłamię – dodał, widząc minę Dragana.

Przysiadł się do niego i ostrożnie oparł dłoń na drobnym ramieniu chłopaka. W głowie majaczyło mu wspomnienie opalonej, odsłoniętej piersi, którą widział tego poranka. Pociągał go. Ciężko było się powstrzymywać, gdy czuł tę specyficzną chemię. Jego zamyślenie zostało zauważone, bowiem Dragan ożywił się nieco bardziej. On również skupił całą uwagę na mężczyźnie obok. Jasne oczy zalśniły. Czy powinien tak reagować? Mokry od czerwonego soku palec zawisł nad stołem, ociekając płynem. Matematyk widział tylko dwie opcje. Rozpoczęcie rozmowy i zmianę nastroju… albo… albo coś innego. Poczuł delikatnie przyspieszony puls.

- Chyba nie jest aż takie złe, prawda? – zapytał chłopaka.

Odpowiedziało mu ciche prychnięcie. Dragan nie odwrócił wzroku od twarzy nauczyciela. Wciąż uparcie świdrował go wzrokiem, ale mimowolnie wrócił do przerwanej czynności. Sok powoli spływał wzdłuż słojów drewna, wypełniając wąskie rowki. Niechybnie miał się rozlać po podłodze.

To jest niezdrowe – skarcił się, walcząc z podnieceniem.

Dłoń Dragana była dość duża, jak spostrzegł. Zdawał się mieć przyjemny, ciepły dotyk. Takie dłonie obejmując biodra, pozwalałyby poczuć się bezpiecznie. Szerokie, męskie paznokcie i odciski od pracy, dziwacznie kontrastowały z chłopięcą buzią. Gdy tylko ponownie zamaczał palec w czerwonawej plamie, matematyk złapał go za rękę. Nie zapanował nad odruchem, nie odwrócił też wzroku. Uniósł dłoń do własnych ust i ostrożnie zlizał słodko-kwaśny sok, obejmując językiem zmarszczony od wilgoci opuszek. Nie miał pojęcia co go napadło, nie zamierzał tego rozważać. Pozwolił ponieść się chwili, która im dłużej trwała, tym bardziej stawała się niezręczna. Chłopak nie zareagował. Daniel nie wiedział co zrobić dalej. Nie chciał się narzucać. Musiał mylnie odczytać atmosferę. Niezręczność rozbiła napięcie, jak mydlaną bańkę.

- No dobrze – podsumował rozpoczęty temat. - A chleb? - Ułamał odrobinę i wgryzł się w chrupiącą skórkę. Pieczywo było doskonałe. - On też ci nie smakuje? – spytał zachęcająco, podając dzieciakowi kawałek. – Przecież sam go przygotowałeś.

- Można to jeść – ocenił Dragan, niechętnie mieląc swój kęs. – Ale ciepła krew i mięso smakują lepiej.

Daniel zasępił się nieco. Chyba tylko on żałował minionej chwili. Niechętnie przywołał się do porządku, obiecując sobie, że już nigdy do podobnej nie dopuści. To ten dzieciak zaczął ten absurdalny temat! A jego doświadczenie najwyraźniej niczego go nie nauczyło, skoro postanowił zlekceważyć rozsądek i dać naiwnym emocjom ujście. Cholera! Najwyraźniej można było być głupim w każdym wieku.

- Nie rozumiem – stwierdził. - Za domem jest pole uprawne. Wygląda na zaniedbane, ale widziałem na nim nać pietruszki. Masz też ziemniaki i inne warzywa w koszach, w przedsionku za kuchnią. Musisz jadać takie rzeczy! Przecież nie uprawiasz roli, tylko po to, żeby karmić tym wrony?

- Nie uprawiam jej.

- Czyli samo wszystko wyrosło?

- Ja jej nie uprawiam – powtórzył chłopak, nieco zirytowany, jakby zarzucano mu kłamstwo.

- Ile ty masz lat, co? – zainteresował się nauczyciel.

Ciągłe zaprzeczanie, jakoby Dragan robił coś przy domu, jego spracowane dłonie i dziwaczne zachowania – wszystko to zdawało się być jakieś takie podejrzane. Nadal trudno było uwierzyć, że chłopak żył tutaj sam z matką, której nie było w domu od wielu dni.

- Będzie tedy dwanaście, jak minie największy księżyc tej pory roku – odparł beznamiętnie przeżuwając pieczywo

- DWANAŚCIE?! Jak to możliwie?! – wykrzyknął matematyk.

Blondyn poderwał się na miejscu, spłoszony nagłą reakcją mężczyzny. Cóż, może i go wystraszył - ale rany boskie! - przez chwilę myślał o nim, jak o… potencjalnie pięknym młodzieńcu! Nie no oczywiście, Dragan bez wątpienia był pięknym młodzieńcem, ale do stu tysięcy piorunów! Za coś takiego poszedłby siedzieć na długie lata! I przecież nie wyglądał na tyle! Nie na tak mało! Nigdy w życiu nie powiedziałby, że ten chłopiec był jeszcze dzieckiem! Panika rozlała się po wszystkich nerwach nauczyciela, a wspomniane dziecko spojrzało na niego, jakby dopiero dotarło do niego, co odpowiedział. Dragan zerwał się na nogi, przygryzł palce i zaczął bardzo nerwowo trzeć zaczerwienione uszy.

- Nie tak! Ja się pomyliłem! – jęknął. – Zapytałeś tak nagle…

- Masz więcej? – zapytał Daniel z nadzieją, ani na chwilę nie rozluźniając napiętych mięśni. – Nie wiesz, ile masz lat?

- Wiem. Czekaj! - Wyciągnięta w jego stronę dłoń, jasno mówiła: „Zostań tam, gdzie jesteś”.

Chłopak jeszcze przez moment stał w miejscu, a chwilę później puścił się biegiem w stronę przedsionka, w którym znajdowała się drabina i wyjście na strych. Do uszu nauczyciela dotarł odgłos wbiegania po szczeblach i tyle go widział.

 

Zdążył usmażyć jajka na jajecznicę i nałożyć porcje na talerze, nim chłopak łaskawie powrócił. Wyglądał znacznie spokojniej.

- Chodź – zwrócił się do niego najdelikatniej, jak tylko potrafił. – Zjedzmy, dobrze?

Młodzieniec skinął głową.

Jedli w milczeniu. Daniel nie umiał zabrać głosu. Czuł, że to nie on powinien rozpocząć tę rozmowę. Nie chciał naciskać. Nie był specjalistą w dziedzinie psychologii, ale z tych podstaw, które nabył szkoląc się na pedagoga, wiedział, że nie należało niczego przyspieszać. Cierpliwe oczekiwanie przynosiło zazwyczaj najlepsze rezultaty. Przynajmniej w większości przypadków. Nie chciał się narzucać. Bynajmniej nie czuł się do tego odpowiednią osobą.

Po bardziej sytej części posiłku, zajął się skubaniem malin. Tutejsze owoce naprawdę były wspaniałe. Właściwie, co tu dużo mówić - coraz więcej rzeczy okazywało się takimi być. Sam jasnooki młodzieniec, również. Może nawet przede wszystkim. Świadczył o tym, choćby ten fakt, że specjalnie wyszedł wcześniej z domu, by wszystko to przygotować. No i nie zjadł tamtej kury. Ani nie wyrzucił Daniela na samym wstępie, jak się tu pojawił. Zamiast tego, pozwolił mu poczekać na powóz, którym mógłby dotrzeć do miasta. A wtedy jeszcze nie miał pojęcia, że ten obcy człowiek mógł być dla niego interesujący, w jakkolwiek niezrozumiały dlań sposób. Tej kwestii matematyk nadal nie pojmował. Laurenia, z której podobno pochodził…? Nigdy wcześniej nie słyszał podobnego terminu. W nim samym, również nie było niczego wyjątkowego. Najłatwiejszym do przyjęcia wyjaśnieniem, byłoby, że Dragan zwyczajnie się pomylił. Zresztą, na jakiej podstawie wysnuwał swoje dziwaczne wnioski? Może nie było się czym niepokoić? Może należało zwyczajnie odczekać do spotkania z tym jego magiem? O co swoją drogą powinien go zapytać…

- Dwadzieścia cztery – bąknął chłopak.

- Hmm…?

- Mam dwadzieścia cztery lata.

- Naprawdę? – zdziwił się uprzejmie.

Tyle też by mu nie dał. Przecież miał taką gładką i miękką skórę! Chyba że to zasługa tutejszych warunków? W takim razie i on nie pogardziłby zdrowym środowiskiem i krystalicznie czystą wodą na dłuższą metę. Uśmiechnął się do siebie. Dobrze, że mu powiedział. No i… taki wiek w pełni uprawniał do... nie pójścia za kratki - w razie czego. Boże drogi… O czym on znowu myślał?

- Tak. Tyle właśnie mam. Wcześniej myślałem o czymś innym - wyjaśnił. – Nie o moim wieku, tylko o czymś innym.

- Ach, czyli od dwunastu jesteś okrutnym mięsożercą, czy tak? – zażartował mężczyzna. Widząc minę Dragana, szybko dodał – Chyba znowuż nie trafiłem z żartem, prawda? – zreflektował się.

- Właściwie, trochę racji masz, panie – odpowiedział mu.

- Czy normalnie będziesz się do mnie zwracał wyłącznie w przypływach niezdrowej fascynacji, której nie rozumiem? Mów mi po imieniu, proszę. Nie jestem, aż taki stary – dodał z przekąsem.

Właśnie sięgał z czarną jagodą do ust, gdy jego „spalony słońcem” blondyn, złapał go za rękę, samemu zjadając owoc, przy okazji łakomie oblizując palce matematyka.

Co to miało znaczyć? Naśladował go? Wyśmiewał?

Chłopak nie przestawał się uśmiechać. Uważnie przyglądał się reakcjom starszego mężczyzny, a po chwili – kto by się tego spodziewał - ni stąd, ni zowąd oblizał wargi matematyka, zatrzymując się na nich na dłużej. Cierpki zapach owocu mieszał się z aromatem ciepłej, odrobinę spoconej skóry. Daniel nie odsunął się. Pocałunek był nieporadny, ale miły. Nie chciał go przerywać. Czuł swój sztywny kark, wykrzywiony w nienaturalnej pozycji. Czuł spięcie w łopatkach i brak tchu. Było niezręcznie, wręcz dziwacznie. Oddech Dragana przyspieszył. Spod minimalnie uniesionej powieki obserwował jego poruszające się nozdrza. Dziwne, normalnie od razu bym się odsunął – pomyślał, pogłębiając pocałunek. Język matematyka pomknął po linii warg blondyna i wsunął się pomiędzy nie. Dragan powtórzył za nim ten sam gest. Ich języki zetknęły się, splotły ze sobą. Serce Daniela zabiło szybciej, napięcie opanowało lędźwie. Poprowadził pocałunek, smakując gorąco spękanych, słodkich ust. Nim pomyślał, wsunął dłoń we włosy chłopaka i zaczął całować mocniej. Nie zapanowałby nad sobą, gdyby nie zupełny brak reakcji. Chłopak nie protestował, ale jednocześnie był nienaturalnie sztywny i nieruchomy. Być może nie był gotowy. Być może nie wiedział do czego zmierzała ta sytuacja. Nie chciał naciskać.

Do diabła!

Wszystko skończyło się prawie tak prędko, jak się zaczęło. Czerwone uszy chłopaka, pozwoliły Danielowi przypuszczać, że wcale nie był on tak odważny, na jakiego starał się pozować.

- Czy to… sprawiło ci przyjemność? – zapytał, wracając do przerwanego posiłku. – Powiedz mi prawdę, proszę.

Chłopak skinął głową.

 

Wieczór nastał zatrważająco prędko. Daniel wielokrotnie wałkował w głowie jak się zachować, żeby tylko zachować się normalnie. Swobodę z góry odpuścił. Znał siebie na tyle, by wiedzieć, że nie było na nią szans. Zdecydował się przygotować kąpiel dla Dragana. Miał pretekst, by dłużej zostać na zewnątrz, dzięki temu planował ostudzić swoje zapędy. Nagotował ukropu, ustawił balię na środku izby, a potem wymyślił, że pójdzie rzucić okruszki z chleba ich nowej lokatorce. Nazwał kurę Potrawką, bowiem przed takim losem została ocalona. Ciekawe na jak długo. Obawiał się, że najwyżej do czasu jego wyjazdu. A ten, miał przecież nadejść już całkiem niedługo.

Zabawił dłużej, by nie zastać młodzieńca nago. Dopiero gdy wątłe światło kaganka oświetliło okno w sypialni, zdecydował się wrócić do środka. W pomieszczeniu zapachniało rozmarynem i miętą. Najwyraźniej takich ziół Dragan dodał do kąpieli. Balia wciąż parowała, dzięki czemu wewnątrz było przyjemnie ciepło.

- Jeśli chcesz możesz skorzystać. Zapewniam, że nie byłem aż tak brudny jak sobie myślisz – odezwał się do niego.

Miał na sobie dziwną czarną szatę, mało pasującą na strój nocny. Dragan zauważył jego spojrzenie.

- Po minionej nocy przy tobie, musiałem zmienić piżamę – wyjaśnił z zaczepnym uśmiechem. – Tylko to znalazłem czyste w szafie. Jutro zrobię pranie.

Daniel przełknął ślinę. Ostatecznie rzeczywiście umył się, korzystając ze sposobności. Odprężony i przebrany, zrobił kilka rundek z wiadrami. Nie chciał zostawiać pełnej kadzi na całą noc. Dragan nie spieszył się z pomocą. Zamiast tego, po powrocie zastał go na podgrzewaniu nad płomieniem świecy jakiejś brei umieszczonej w szklanej zlewce. Był na owej czynności mocno skupiony.

- Planujesz mnie tym otruć? – zażartował.

- Otruć nie – padła skupiona odpowiedź.

Nie zamierzał dopytywać. Uporał się ze sprzątaniem, pożegnał chłopaka lakonicznym „dobranoc” i ruszył do sypialni.

- Zaczekaj – zawołał za nim. – Już się kładziesz?

- Tak planowałem. Nie zabijesz mnie we śnie? – upewnił się zrezygnowany. Coś w spojrzeniu blondyna wyrażało dziwną determinację.

- Nie, ale wcześniej masz – powiedział szybko, podstawiając mu pod nos kubek wyjątkowo śmierdzącego trunku. – Wypij to.

- A co to ma niby być? – Miał solidne podstawy, by przypuszczać, że jego drink zawierał w sobie niedawno podgrzewany glut.

- To tylko napar z Alby. Chyba mi ufasz?

- Z czego…?

- To na lepszy sen – wyjaśnił chłopak. – Sam przyznasz, że nie sypiasz najlepiej. Poprzedniej nocy chyba też? Masz podkrążone oczy.

- Coś jak rumianek…? – dopytał Daniel, podejrzliwie zaglądając do kubka. Mikstura śmierdziała trawą i błotem, ale była klarowna jak woda.

- Yhym. Tyle, że działa.

- A co mi tam… - burknął pod nosem, wychylając całość duszkiem. – Zadowolony? Tylko żadnego macania mnie przez sen! – wysilił się na dowcip.

Zabawne, że już kończąc zdanie poczuł się dziwnie ociężały. Dragan musiał to zauważyć, bowiem natychmiast zerwał się, by odciągnąć pierzynę i wpakować go pod nią. Mężczyzna zupełnie się temu poddał, nagle było mu wszystko jedno. Nawet świadomość tego co właśnie się z nim działo, przestała go martwić. Bo czy tak naprawdę miał coś do stracenia?

- Okropnie szybko działa – stwierdził blondyn. - To tylko napar… Co by było po wywarze podciągniętym magią. Jak się czujesz…?

Chciał odpowiedzieć, że dobrze. Nie zdążył. Zasnął.

Tej nocy nie zbudziły go żadne koty.


3 komentarze:

  1. Hejka,
    przepraszam, że dopiero teraz, ale, ale miałam zaznaczone, że skomentowałem rozdział, a tutaj zaglądam czy jest następny i patrzę, że jednak nie... coś mi ostatnio nie dodają się komentarze...
    och Dragan taki spłoszony, tak nagle uciekł... co on analizował na tej górze? i to tyle czasu mu zajęło... ciekawe co to za wywar i kim jest ten kot, bo to jeszcze się pojawi zapewne...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka, hejeczka,
    wspaniale, Dragan to licho jak podejrzewałam bo sie zdradził, ale ten kot, kim jest? - wcześniej myślałam że to też licho i bardziej odbywa się coś w stylu aby Daniel został z Draganem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    cudnie, Dragan to licho ;) tak jak podejrzewałam bo się zdradził, a ten kot...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

Ćpun, diler i psychopata - SAIA - cz. 1

 Pierwszy fragment nowego powiadania :) Koniecznie dajcie znać, jakie macie wrażenia po przeczytaniu! ;)   -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-...