Najgorszy cz.16

Hej Wam!
Obiecałam sobie, że jak jedna sprawa mi się dzisiaj uda, to zmuszę tyłek do wrzucenia rozdziału i nie będę narzekać, że nie mam siły. Udało się! Toteż wrzucam.
Oby miłego czytania! ;)




(Nie, nic ciekawego - po prostu fajna położna zgodziła się mnie przygarnąć pod swoje skrzydełko ;)
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

*

Joe, wnosząc po mijanych tablicach informacyjnych, oczywiście dość szybko zorientował się, że zamiast do klubu, kierują się w stronę lotniska. Poskutkowało to przedwczesnym, drobnym napadem paniki, przez który Maia, wykorzystując nadarzającą się okazję, dał mu w twarz z otwartej dłoni. Przynajmniej Mike lubił to wspominać w taki właśnie sposób, choć zastosowana metoda, ostatecznie faktycznie poskutkowała.
Chłopak, nie mogąc otrząsnąć się z szoku po policzku, opamiętał się na tyle, by pozwolić sobie wytłumaczyć, że owszem, będzie miał szczoteczkę i gacie za zmianę.
Z całą resztą, umówili się już na lotnisku. Mark czekał na nich na parkingu (bagaże jego i Joe, zostały już wcześniej oddelegowane do Roya). Chłopak został, żeby się nie pogubili. Naprawdę starał się aż zanadto, a przecież przez te ostatnie dni skumplowali się na tyle, że spokojnie mógł sobie odpuścić. Mike pewnie by tak zrobił, no ale Angie twierdziła, że Mark po prostu taki był. Najwyraźniej rzeczywiście. Chris dał znać, że będzie na ostatnią chwilę, co w jego przypadku, nikogo nie zdziwiło. Na szczęście pozostali dotarli bez szwanku.
Na początek rzucił mu się w oczy najmłodszy z kolegów, czyli Johnny. Trudno byłoby go przeoczyć z tymi jego wystającymi spod kolorowej bandany, dreadami. Dodatkowo, uroda typowego zambosa, również robiła swoje. Był wyjątkowo gadatliwym, ładnym chłopakiem i pomimo beznadziejnego gustu odzieżowego i kłopotów z cerą, potrafił zjednywać sobie sympatię innych. Obok niego stał Roy, młodszy brat Joe. Był do niego podobny z twarzy (raczej bez problemu można się było domyśleć stopnia ich pokrewieństwa), był też trochę niższy i lepiej zbudowany. Poza tym, nosił wygolone na jeża, ciemniejsze od brata włosy, ubierał się przesadnie luzacko (zupełnie jakby próbował naśladować Johna) i najwyraźniej zrobił sobie kolczyk w uchu, bo Mike jeszcze go z nim nie widział.
Oprócz dzieciaków, kawałek dalej stali Troy i Tony, pogrążeni w jakiejś, na tyle fascynującej rozmowie, że nawet nie zauważyli, kiedy zjawił się pan młody z eskortą. Troy - barczysty, wysoki posiadacz wyjątkowo grubych brwi, sprawiał wrażenie gbura, ale zyskiwał przy bliższym poznaniu. Prowadził własny sklepik ze sprzętem komputerowym i głównie tym się interesował. Mike i Joe poznali go przez Brada. Tony - chudy i niewysoki, zdawał się aspirować do miana przeciwieństwa kolegi, przynajmniej z wyglądu. Nosił długie, wiecznie nieco przetłuszczone, związane gumką włosy i kwadratowe okulary w metalowej oprawce. Wbrew pozorom nie był nerdem ani informatykiem, tylko kurierem. Księcia jeszcze nie było, a Mike na samą myśl o tym, że Chris prawdopodobnie wpadnie w tej swojej skórzanej, lśniącej kurtce, w wysokich, motocyklowych butach i blond włosach amora, i że jeszcze będzie trzepotał rzęsami i szczerzył się przy Mai… Uch. Naprawdę miał ochotę dać mu znać, że wyjazd odwołany. No ale przecież się lubili… co zrobić.
Każdy etap podróży, zarówno na lotnisku, jak i później w mniejszym miasteczku, do którego dotarli autokarem, witał ich coraz bardziej dotkliwym zimnem. Ostatni przystanek, pokonany dwoma wynajętymi samochodami, zaskoczył ich kilkustopniowym mrozem, choć i tak było cieplej, niż Mike zakładał.
- No dobrze. Oto i nasz hotel, panowie. Nie brałem nam osobnych pokoi, żeby móc doszczętnie zniszczyć wasze resztki poczucia prywatności. Brzmi nieźle, prawda? – posumował, stając przed wysokim, białym budynkiem.
- Lepiej powiedz, że chciałeś oszczędzić – wtrącił Tony. – Dobra, nie ma co sterczeć na mrozie, idę po wózki na torby.
Jakimś cudem udało im się zapakować na jeden wózek, i to nawet bez pomocy obsługi. Mike trochę się dziwił, ale najwyraźniej panowie chcieli się wykazać zaradnością.
Hotel, w którym zarezerwowali pięć dni pobytu, miał swój własny klub, siłownię, basen i kręgielnię. Nie wspominając o innych, oczywistych udogodnieniach. Z tego co Mike zdołał zorientować się wcześniej, ustalił, że barów było kilka, a w ich konkretnej ofercie, mieścił się również pakiet spa. Osobiście nie mógł się już doczekać sauny z Maią. Trochę żałował, że nie wziął im osobnego pokoju, ale uznał, że to by źle wyglądało. No i poza Joe i Markiem, nikt nie wiedział, że na ich wyprawie była jakaś para. W końcu ten tydzień miał być przede wszystkim dla Joe, nie było sensu o tym wspominać.
Na miejsce dotarli wczesnym popołudniem. Mike zakładał, że pierwszego dnia, nikt nie będzie miał ochoty na żadne, bardziej, czy też mniej konstruktywne zajęcia, więc uznał, że taka pora będzie wręcz idealna, aby na spokojnie odświeżyć się, pozwiedzać kurort, a być może zabawić się w klubie. Szaleństwa sobotniej nocy nie przewidywał. Przyjechali szaleć na śniegu, nie na parkiecie. Cóż, przynajmniej głównie na śniegu.

Wynajęty apartament, okazał się być czymś pokroju prywatnej rezydencji. Przynajmniej takie skojarzenie nasunęło mu się w pierwszej chwili, gdy tylko otworzył drzwi. Nagle poczuł się, jakby przenieśli się w zupełnie inny wymiar, a wynajęte pomieszczenie wcale nie należało do ogromnego, nowoczesnego kompleksu hotelowego.
W części centralnej mieścił się ogromny, ciemny salon, urządzony rodem iście z filmów o mafii z przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Były tu obite czarną skórą sofy i fotele, biblioteczka i barek - prezentujący swoje okazałe wnętrze, a ponad nim, dumnie wyeksponowana kolekcja szkła. Złote świeczniki, korespondujące z wielkim, rozgałęzionym żyrandolem, zwieszającym się, aż na jedną trzecią wysokości pomieszczenia, białe futra zdobiące ciemny parkiet i wielkie, ciężkie, atłasowe zasłony, koloru zgniłej zieleni. Wzorzysta tapeta pokrywająca ściany, była w podobnym odcieniu, choć o kilka tonów jaśniejsza - za to do połowy przysłonięta boazerią z tego samego rodzaju drewna, które wykorzystano do ułożenia podłogi. Efekt naprawdę robił wrażenie.
Oniemiali, weszli głębiej, rozglądając się we wszystkie strony.
- Wygląda o niebo lepiej, niż na zdjęciach – ocenił Mark.
- Potwierdzam – wtrącił Roy. – E, Joe! Zaniemówiłeś?
- C-chyba t-tak… - zająknął się chłopak. – Wiecie co? Walić ten ślub, już tu zostaję! – oznajmił, rzucając się na sofę.
Mike roześmiał się, zadowolony, że kumplowi miejsce przypadło do gustu. Musiał przyznać, że pomimo tego, że pytał resztę o zdanie, czuł lekkiego pietra na myśl o reakcji najważniejszego gościa.
- Mike? – odezwał się Maia, stojąc przed barkiem. – Możemy korzystać ze wszystkiego, czy lepiej nie dotykać drogich rzeczy?
- Ze wszystkiego, a co?
Kątem oka obserwował oniemiałych kolegów. Musiał przyznać, że miał małą satysfakcję z widoku ich min.
- Masz pojęcie po ile są te cygara?
- Nie? – zdziwił się. – Mamy tu cygara?
- Zgadza się, są. I jeśli to te oryginalne, to są drogie jak twój zegarek, albo i lepiej.
- Na prawo! – dobiegło ich wołanie z pomieszczenia obok. – Jest wielkie jacuzzi! – poinformował ich Roy.
A więc wszyscy wyglądali na szczęśliwych. Super.
Maia zabrał swoje cygaro i udał się z nim na taras, w czym natychmiast zawtórował mu Chris i Tony. Nie minęło pięć minut, a Mike pożałował, że nie mógł słyszeć o czym rozmawiają. Zdawali się dość szybko odnaleźć wspólny język. Krótko mówiąc, rechotali jak nienormalni, a przecież nawet przy nim, Maia nie wydawał się, aż tak dobrze bawić. Może inaczej. Przy nim, Maia bawił się o wiele lepiej! Tyle, że Mike doprowadzał go do takiego stanu czymś innym, aniżeli słowami. Nie wiedzieć czemu, nagle poczuł się okropnie zazdrosny. Głupi Chris.
Międzyczasie, w trakcie zwiedzania ich nowego lokum, na górę dotarł chłopak z obsługi. Okazało się, że jednak przydała im się pomoc w dostarczeniu bagaży na prawie najwyższe piętro budynku. Pomimo wind, wygodniej było skorzystać z zaoferowanej usługi. Mike dał mu napiwek, zapewniając, że nic więcej im nie trzeba, po czym zabrał swoją i Mai walizkę do sypialni.
Pokoi z łóżkami, było w sumie trzy. Nie stanowiły oddzielnych pomieszczeń apartamentu, a wyglądały bardziej na otwarte, przestronne wnęki z szerokimi przejściami, oznaczonymi drewnianymi, kopulastymi framugami. Każda w nieco innej aranżacji kolorystycznej, wszystkie w udany sposób podtrzymujące klimat stylowego salonu. Mike skierował się do tej największej.
- A mojej nie mogłeś wziąć? – zaśmiał się John, doganiając go na wózku do przewozu rzeczy, zupełnie jak na deskorolce.
Mike rzucił lekko zdezorientowane spojrzenie śniademu chłopakowi o azjatyckich rysach twarzy. Poznali się na jakimś obozie wakacyjnym i od razu bardzo polubili, chociaż Johnny był młodszy od niego i od Joe, o dobrych kilka lat.
- Nic ci nie będzie, jak trochę podźwigasz - stwierdził poważnym tonem. - W ogóle powinieneś dostać jakąś listę obowiązków. Na przykład, wieczorem mógłbyś polewać wódkę, młokosie – podsumował złośliwie.
- No pewnie, czemu by nie – zachichotał. - A Maia nie jest czasem jeszcze młodszy? Skąd się w ogóle znacie?
Mike odkaszlnął.
- To mój sąsiad. No i nie oceniaj go po wyglądzie, ma dwadzieścia dwa. Nadal o dwa więcej od ciebie – podkreślił.
- Czyli wychodzi na to, że rzeczywiście jestem tu najmłodszy… Dobrze, że chociaż nie jedyny samotny – rzucił, szturchając Mike’a porozumiewawczo.
- Widzieliście już jacuzzi? – przerwał im Roy.
- Darłeś się tak głośno, że pewnie nawet w barze na dole usłyszeli – uświadomił mu John.
Mike wykorzystał okazję, żeby wymigać się od niewygodnej rozmowy. Nie spodziewał się, że tak szybko przyjdzie mu motać się z tematami dotyczącymi jego prywatnego życia. Brał to co prawda pod uwagę, ale stale tłumaczył sobie, że najprawdopodobniej nic takiego nie będzie miało miejsca. Nie czuł się z tym swobodnie. Nie lubił rozmawiać o swoich sprawach, a tym razem dodatkowo bał się, żeby Maia nie odebrał jego milczenia jako kolejnego dowodu na rzekome wstydzenie się go.
Z tego co zdążył się zorientować, najnowsze rewelacje na jego temat, obejmowały jedynie rozstanie z Angie. Być może Roy wiedział coś więcej, ale nawet jeśli tak było, to nie dał tego po sobie poznać.
- Kurczę Mike, widziałeś sypialnie? – zagadnął go Mark. – Na prospekcie wyglądały na mniejsze.
- Zauważyłem. Też się zdziwiłem, bo zazwyczaj jest odwrotnie – potwierdził. – Ale ja tam nie zamierzam narzekać.
- No pewnie, że nie – uśmiechnął się uprzejmie.
- Ej, chłopaki – zawołał za nimi Roy. - Gadałem z Joe i ustaliliśmy, że wszystkie materace wnosimy do tej największej i robimy wielki obóz, jak za dzieciaka. Co wy na to? – zapytał reszty.
Mike wytrzeszczył na niego oczy.
- Poważnie? Nie wolicie się wyspać?
- Chuj ze spaniem, zawsze potem możemy się z powrotem rozdzielić, a przecież liczą się emocje! – wtrącił Johnny. – Za nic w świecie nie odpuściłbym możliwości wywalenia stóp na Joe!
- No jeśli chcecie, to można… - zaczął ostrożnie.
Osobiście zastanawiał się, jak taki pomysł sprawdzi się w praktyce. Nie chciał spać z dala od Mai, ale jednocześnie przyszło mu do głowy, czy ich nieświadome, wyuczone wspólnym mieszkaniem gesty, nie staną się zbyt oczywiste przy tak mocno sprzyjających okolicznościach. Niestety wyglądało na to, że nie miał w tej kwestii wiele do powiedzenia. Johnny z Royem, od razu wzięli się za realizację tego iście szatańskiego pomysłu, zresztą ku uciesze Joe, który dodatkowo nakręcał ich wizją wspólnego jedzenia chipsów przed wielkim telewizorem.
- Zostaw ich, niech sami noszą, jak tak mądrze wymyślili – skomentował Troy, widząc jego niepewną minę. – Idziesz na fajkę? Towarzystwo wzajemnej adoracji chyba już kończy, to będzie okazja pogadać.
- Jasne – odparł szybko, chyba tylko dlatego, że nie wiedziałby, jak odmówić.
To właśnie z Troyem obawiał się rozmawiać najbardziej. Chłopak kumplował się z Bradem i z tego co Mike wiedział, zdecydowanie podzielał ich wspólne, obecnie tak bardzo odmienne, poglądy. Nigdy nie zapytał, czy Troy dowiedział się z jakiego powodu, jego relacje z Bradem legły w gruzach, ale chłopak zdecydowanie trzymał z nim. Co wcale nie znaczyło, że przestał rozmawiać z tamtym kretynem. Według Joe, nadal zdarzało ich się wyskoczyć do knajpy, choć siłą rzeczy, nie poruszali newralgicznych tematów. Tak czy inaczej, Mike miał wszelkie powody, by przypuszczać, że skoro Troy z nim gadał, to znaczyło, że nic nie wiedział o jego związku z Maią. No i wcale nie był przekonany, czy wyjazd kawalerski Joe, był najlepszym momentem, żeby go w tej kwestii uświadamiać.
Kiedy drużyna cygara opuściła taras, zarzucili na siebie kurtki i wyszli ulokować się na podwieszanych fotelach.
Przyjemny, pachnący świeżością powiew wiatru od razu dał im odczuć, jak niesamowite było górskie powietrze. Mike pomyślał, że chociaż nie pachniało kwiatami, morską bryzą, ani nawet niczym kojarzącym się z jedzeniem, to miało swój specyficzny aromat. To coś, czego nie można było nazwać niczym, mówiąc, że przecież powietrze nie pachnie. To zdecydowanie było coś. Może i ledwie dostrzegalnego, a jednak sprawiało, że człowiek miał ochotę wziąć kilka głębszych wdechów, jak gdyby po raz pierwszy w życiu zaczął oddychać.
Widok gór, znacząco ograniczony czernią wieczora, również zachwycał. Wszystko to było iście magiczne. Przez kilka chwil nie odzywali się do siebie, podziwiając piękno miejsca, w którym mogli się znaleźć. Przynajmniej na pewno podziwiał je Mike, z zawstydzeniem zauważając wreszcie, że jego kumpel miał nieco mniej rozmarzoną minę. Kiedy stał się taki? Nie tak dawno, chyba nie zwróciłby na to wszystko, aż takiej uwagi? Kto wie? Chyba naprawdę był szczęśliwy. Zwyczajne, codzienne sprawy zaczynały nabierać nowego wymiaru, kiedy człowiek potrafił się nimi cieszyć.
- Mam nadzieję, że nie odbierzesz tego źle. Po prostu jestem ciekaw, wiesz, jak nie chcesz, to nie odpowiadaj – zaczął Troy. – Powiesz mi co z tą całą akcją? Brad wspominał, że chcieli cię posadzić. Wiem, że nie gadacie, wierz mi albo nie, ale on serio strasznie się tym przejmował. Różnie o tobie gadał, ale nie chciał, żeby ci zjebali karierę zawodową.
Mike prychnął, nie dając wiary w dobre serce Brada.
- Z tego co wiem, trochę nie chciał, a trochę chciał dostarczyć policji nowych dowodów na mnie.
- Co?! Niemożliwe – zaperzył się chłopak.
- Nie wiem na sto procent. Gdyby raczył otworzyć do mnie gębę… oczywiście o ile bym mu jej wcześniej nie rozbił… Zresztą, nieważne. Po prostu, gość zachowuje się nieco niespójnie.
- Pewnie mi nie powiesz, o co wam poszło? Bo on jakieś straszne pierdoły opowiadał, nawet nie chciało mi się tego komentować. – Chłopak przewrócił oczami, jakby na samą myśl miał dość, po czym spokojnie zaciągnął się papierosem. – Bredził, że niby zostałeś ciotą. Wybacz, nie musisz się denerwować, wiem, że to żałosne brednie – wtrącił szybko. – Dążę do tego, że pewnie nie chciał mi powiedzieć prawdy. Chociaż w sumie wolałbym usłyszeć, że gówno mi do tego, niż taki syf. A weź, rzygać się chce.
Mike pociągał swojego papierosa coraz mocniej i szybciej, z każdym kolejnym słowem, wychodzącym z ust Troya. Jeszcze nim chłopak skończył, odpalił drugiego, zastanawiając się, czy właśnie teraz powinien być z nim szczery, czy mniejszym złem było zachowanie milczenia. Chyba żadna z opcji nie była dobra.
- Moje poglądy nieco się zmieniły – oznajmił słabym głosem. – W tych kwestiach, mam na myśli.
Dziwne uczucie zacisnęło mu gardło, zupełnie jakby ktoś go dusił. Czyżby to był strach? Przed czym? Przecież Troy nic by mu nie zrobił, nawet gdyby chciał, więc o co chodziło? Bał się braku zrozumienia? Braku akceptacji? Chyba po prostu nie chciał być inny. Nie chciał zostać odmieńcem. Chciał być traktowany tak jak zawsze. Żeby jego właśni kumple nie patrzyli na niego przez pryzmat głupich stereotypów, robiąc z niego innego człowieka.
- Powiem ci, że poważnie to szanuję – stwierdził Troy. - Znaczy wiesz, ta akacja z tamtym wyjazdem, to od początku był powalony pomysł. Dobrze, że chociaż ty się ogarnąłeś. Bradowi to już poważnie odbija w drugą stronę. Pewnie, że te przemarsze to pojebana sprawa, ale niech sobie kurwa robią co chcą, byle z dala ode mnie. Podpalanie ich to lekka przesada, nie?
- No – potwierdził.
- No więc powiesz mi co z tą policją?
- Dali mi spokój. Brak dowodów.
- Chociaż tyle, ale podobno ciągali cię kilka razy?
- Podejrzewam, że starali się wywierać presję, może obserwowali moje reakcje. Bo ja wiem? No, ale najwyraźniej musieli odpuścić. Z tego co wiem, mój ojciec razem ze starszym Ardenem coś namieszali, tak że ostatecznie nie mieli nawet dowodów na działanie naszego forum.
- Nieźle – ocenił Troy.
- No.
Mike nie odniósł się do powodu jego i Brada wzajemnej niechęci, a Troy chyba nie miał odwagi zapytać ponownie, więc na moment ponownie zapanowała cisza. Mike zastanawiał się, czy nie zmienić tematu albo może po prostu nie wrócić do pomieszczenia, lecz nim zdążył pojąć tę decyzję, drzwi tarasu rozsunęły się i wszedł przez nie, nie kto inny, jak Maia. Chyba już dawno tak bardzo nie pobladł na jego widok.
- Dlaczego się tak izolujecie, co? – zapytał chłopak, raźnym krokiem podchodząc do Mike’a, a co gorsza, bezprecedensowo ładując mu się na kolana.
- Co ty wyrabiasz?! – wyrwał się zszokowany Mike.
- No co? Mam siedzieć na stoliku? Wiem, że jestem od ciebie mniejszy, ale to delikatne badziewie, nie utrzymałoby nawet mojego kutasa, nie mówiąc o reszcie mnie – zaśmiał się.
Troy, zdawał się nie widzieć w jego zachowaniu niczego dziwnego. Zwyczajnie parsknął razem z nim.
- Najwyraźniej ci zazdrości i dlatego wierzga – dodał od siebie. – Skończyli remont? – zapytał wskazując kciukiem na pomieszczenie za ich plecami.
- Nie zajęło im to wiele czasu, ale jak Mike da im jeszcze trochę swobody, to za niedługo zrobią totalną demolkę. Jak wychodziłem, to Roy z Johnnym szarpali się o hotelowy szlafrok z futerkiem. Swoją drogą kicz jak skurwysyn, ale czadowy. Wygląda jak taki gangsterski płaszcz – zrelacjonował. – Dodam, że Tony chyba już się najebał, a Joe próbuje odpalić swoje gry mobilne na tym wielkim telewizorze z salonu, którego jakimś cudem wepchnęli do sypialni. Czułem się trochę jak w zoo, ale generalnie na plus.
- Ty, i poszły mu te gry? – zainteresował się Troy.
- Nie mam pojęcia, bardziej skupiłem się na separacji własnego materaca od tłustego żarcia – odparł. – Twój też trochę odsunąłem, nie musisz dziękować – powiedział, odwracając się do Mike’a. – Chociaż w sumie, mógłbyś – do jego głosu wdarł się zdradliwie zalotny ton.
- Mhm, dzięki – uciął nieporadnie.
- Wy mieszkanie jakoś koło siebie nie? Joe w sumie nie mówił nic więcej, skąd się znacie.
- Właściwie to mieszka…
- Tak! Maia mieszaka naprzeciwko! – wtrącił szybko Mike. – Ja to w ogóle planowałem się niedługo stamtąd wynieść. Wezmę trochę mniejszy, może trochę większy kredyt i może uda się kupić dom. Najwyższa pora.
W duchu wzywał pana boga, w którego nie wierzył, żeby Maia darował mu tym razem. Nie chciał się tłumaczyć. Zrobi to później, po prostu jeszcze nie teraz. Po co było psuć atmosferę.
- Poważnie? No to ekstra, właśnie pamiętam, że zbierałeś na chatę. Dużo już tego masz? Ale jest sens od razu kupować cały dom? Może jeszcze się wstrzymaj, co będziesz w nim mieszkał sam? Trochę dziwnie.
- Adoptował psa, więc nie będzie, aż taki samotny – sprostował Maia.
Prawdopodobnie zupełnie niechcący, uzbrojoną w trekkingową podeszwę piętą, miażdżył Mike’owi mały palec.
- Angie miała alergię, co nie? No spoko, chociaż osobiście wolę koty – stwierdził Troy. – Dobra, ja idę obadać te gry, a ty przynajmniej siądź wygodniej – rzucił do Mai. – Zamówić pizzę?
- Pewnie, możesz z baru, podobno na miejscu robią bardzo dobrą. – Mike z ulgą powitał koniec tej niebezpiecznej sytuacji, jednocześnie mając pełną świadomość tego, że za moment czekała go następna. Być może jeszcze gorsza.
Troy wyszedł, a Maia natychmiast podniósł się na nogi.
- Rusz dupę, siedzimy przed oknami – odezwał się, odchodząc na ten fragment tarasu, który był niewidoczny z wnętrza wspólnego pokoju.
Poddenerwowany, uniósł się z fotela zastanawiając się przy okazji, czy jakakolwiek linia obrony miała rację bytu w obecnej sytuacji. Problem polegał na tym, że żadna, nawet taka najbardziej słaba, nie przychodziła mu do głowy. Czując się zupełnie bezbronny, podszedł do Mai z miną kopniętego psa.
- Przepraszam…
- Za co? – zapytał chłopak, udając zdziwienie.
Nim zdążył odpowiedzieć, chłopak oparł go o ścianę i wepchnął mu język w usta. Mike jęknął, czując zwinne palce wdzierające mu się pod warstwami ubioru na nagi brzuch. Momentalnie poczuł wzrost adrenaliny.
- C-co ty wyrabiasz…? – stęknął, czując jak szczupła dłoń wsuwa mu się pod bieliznę.
- Stęskniłem się. Wygląda na to, że raczej nie będziemy mieć ani chwili prywatności, prawda? – odparł niepocieszonym głosem. – Widzę, że nie ma opcji, żebyś przeleciał mnie w jakimś składziku na miotły… - mówiąc to, zaczął go delikatnie masturbować przy pomocy opuszków palców – albo pod prysznicem… - z ust Mike’a zaczęły wydobywać się słabe jęknięcia rozkoszy – a może wynajmiemy sobie saunę? Wziąłem ten fajny kokosowy żel, który tak lubisz. Mówiłeś, że jestem po nim jeszcze bardziej nagrzany, niż normalnie. Powiedz Mike, nie weźmiesz mnie przez cały ten tydzień? – zaskomlał cichutko, robiąc przy tym wyjątkowo wyuzdaną minę.
Mało nie spuścił się w spodnie. Zrobił to kilka sekund później, gdy jego chłopak przyspieszył ruchy ręką, a dodatkowo opisał mu w szczegółach, jak dobrze mu jest, kiedy Mike go posuwał. Sapnął rozgorączkowany, powoli odzyskując zdolność myślenia. Kurwa… Dobrze, że miał dłuższą kurtkę.
- Kompletnie zwariowałeś… – sapnął, całując Maię.
- Chyba tak - odparł chłopak. Pod kurtką Mike’a powycierał sobie dłoń w jego podkoszulek. – Idę do środka, bo jeszcze ktoś zauważy, że nie ma nas jednocześnie i nie daj boże pomyśli, że ci trzepałem na tarasie. Albo coś – fuknął.
- Maia… - odezwał się błagalnie. – Wiem, co sobie myślisz…
- Doprawdy?
- Powiem im. Po prostu nie chciałem od samego początku skupiać uwagi na nas. To w końcu wyjazd Joe. Daj im szansę chociaż trochę cię poznać, zanim wszyscy będą oceniać twoje zachowanie, tylko i wyłącznie przez pryzmat tego, że jesteś moim facetem. Obiecuję, że im powiem.
- Jesteś pewien, że chodzi ci o ich zdanie na mój temat? – zaakcentował.
- Na nasz temat – sprostował Mike.
Maia westchnął, nadal naburmuszony.
- Okej.
- Kocham cię, wiesz o tym, prawda?
- Powtarzasz się - oznajmił mu z wyższością.
- Bo nie mogę przestać o tym myśleć. Jesteś doskonały.
- Nie bierz mnie pod włos. I skończ pierdolić, Mike. Nie jestem szesnastolatką na szkolnej zabawie…
- Nie, jesteś siedemnastolatkiem, udającym dwudziestodwulatka – zaśmiał się.
Maia zarumienił się odrobinę.
- Dupek – bąknął.
- Czy to nie za to mnie lubisz? – uśmiechnął się.
- A kto ci w ogóle powiedział, że cię lubię?
- Hmm… ty? Kochanie, no powiedz to jeszcze raz… - szepnął mu do ucha. – Proszę.
- Niby co? – droczył się z nim dalej.
- Już ty dobrze wiesz co – odparł, przygryzając płatek jego ucha. – Powiedz… - wymruczał coraz mocniej tuląc się do niego.
- Daj mi spokój Mike…
- Kochanie…
- O, tu jesteście! – przerwał im głos Joe. Chwalić pana, że to był tylko i wyłącznie Joe, i że chłopak nie wyszedł do nich pięć minut wcześniej. – Kurwa, na serio nie możecie wytrzymać? – ofukał ich, przybyły. – Może weźcie sobie wynajmijcie jakiś osobny pokój do bzykania, czy coś.
- Poczekamy aż wszyscy pójdziecie spać i ochrzcimy kanapę w salonie – poinformował go Maia.
-Ni chuja, nie ma mowy! – oburzył się Joe. – Mike, no chyba nie… No kurwa no… okropnie śmieszne.
- To przestań robić takie miny, bo nawet mnie sprawia radochę patrzenie, jak bardzo się motasz – prychnął Mike. – To co tam? Idziemy do klubu, czy wolisz się spić w pokoju? – wyszczerzył się do kumpla.
- Ja bym w sumie gdzieś poszedł. W ogóle, Roy założył się z Johnnym, o to który pierwszy poderwie jakąś laskę. Nie mogę tego przegapić!
- To jasne, że Roy – wtrącił Maia.
- Niby dlaczego tak uważasz? – oburzył się Mike.
- Bo jest bardziej wygadany, a Johnny chociaż ładniutki, to jeszcze dzieciak. Gdybym był laską wolałbym Roya.
- A gdybyś był sobą?
- Ja wolę ciebie, to chyba jasne? – zakpił, doskonale odczytując jedyną słuszną odpowiedź, jakiej Mike oczekiwał.
- Jezu Mike, będziecie tak ćwierkać cały wyjazd? Zaraz rzygnę tęczą – podsumował Joe. – Idziecie, czy nie?
- Tak. Chodź, trzeba się jeszcze trochę ogarnąć.

W klubie Volcanic Mountain, wylądowali niedługo po północy. Każdy potrzebował spędzić chociaż kilkanaście minut w łazience, a nawet biorąc poprawkę na fakt, że łazienek mieli dwie, to i tak nie poszło im tak sprawnie, jak zakładali. Najpierw trzeba się było trochę rozpakować, znaleźć własne kosmetyki, potem ustalić jakąś kolejność, a na koniec jeszcze wyszykować.
Tony już w pokoju urządził im konkurs na mistera wieczoru, a Roy z Johnem podeszli do niego wyjątkowo na poważnie. Obaj pomierzyli po kilka koszul, prezentując się w każdej z nich przed samozwańczym, jednoosobowym jury. Gdzieś w trakcie, Maia zwrócił im dyskretnie uwagę na to, że obaj wyglądali, jakby żelazko gryzło, efektem czego musieli jeszcze zaczekać, aż Chris odnajdzie parownicę.
Mike prawie nie mógł uwierzyć, kiedy wreszcie usłyszał, że wszyscy byli gotowi do wyjścia.

Nie za dobrze czuł się w takich miejscach. Nie chodziło jedynie o głośną muzykę i jeszcze głośniejszych ludzi. Sam bywał w znacznie mniej cywilizowanych warunkach, kiedy wyjeżdżał na koncerty ulubionych zespołów. Zwyczajnie chodziło o rodzaj granej muzyki, oraz o roznegliżowane dziewczyny, tak ewidentnie pragnące zwrócić na siebie uwagę, że Mike aż dziwił się, że komuś mogło się to podobać. O ile krótka spódniczka na zgrabnych nogach, zapewne przyciągała niejedno spojrzenie, o tyle kilkunastocentymetrowe szczudła, na których laska szła zgarbiona, jak z wiadrami po wodę, budziły politowanie.
Dodać do tego napalonych kolesi w rozpiętych koszulach, którzy zamiast mydła preferowali większe ilości perfum, i dość szybko robiło mu się niedobrze.  Należało się rozluźnić.
- Pójdę po coś do picia, co chcecie? – wyszedł z inicjatywą, kiedy już zajęli sobie całkiem wygodną lożę w pobliżu baru.
- Dla mnie browar – odezwał się ochoczo Joe.
- Chyba cię pojebało! Weź mu whisky – wtrącił Roy. – Dla mnie też, jeśli łaska – wyszczerzył się.
- A ja dostanę piwo, czy też nie wolno? – zaśmiał się Tony.
- Mnie możesz wziąć coś słodkiego – odezwał się Maia. – Bardzo słodkiego!
- Poważnie? – zapytał go John. – Mnie też w sumie, a co!
- Dobra, wezmę po prostu dużo szotów – podsumował lekko zniecierpliwiony. – Potem i tak wszystko wyrzygacie.
- Oby nie, mamy plany na stoku – przypomniał Mark.
- Spokojnie kolego, nie wracamy przecież jutro – stwierdził John, poklepując go po ramieniu.
- To po cholerę pytasz, kelnereczko? – Chris skarcił go żartobliwym tonem. – Ja tam napiłbym się zimnego browarka.
- To rusz dupę i pomóż mi to nosić – warknął.
Ostatecznie wzięli sześć piw, koktajl dla Johnny’ego, butelkę słodkiego, różowego wina dla Mai i kilka tacek z kolorowymi folkami, wypełnionymi czymś, co polecił im barman. Na początku było trochę drętwo, ale z upływem zawartości szkła, nawet Mike’owi podobało się coraz bardziej.
- To co z tym zakładem panowie? – przypomniał Troy. – Wypatrzyliście już jakąś fajną koleżankę? Bo jak na mój gust, to ta blondynka na parkiecie jest niesamowita – rzucił rozmarzony.
- To się nie gap na nią, bo doniosę Nanie – sprowadził go na ziemię Joe.
- A ty co taki ostry, co? Co się dzieje na wyjeździe, zostaje na wyjeździe! – zachichotał Roy.
- O właśnie. Dzięki, stary – Troy uniósł swój kufel w stronę kolegi. – Poza tym tylko patrzę, odjeb się. Nana też się gapi na różnych spedalonych lalusiów, jak gdzieś razem jesteśmy.
- Tu cię boli? – ucieszył się Tony. – Ale to racja, panowie! Troy podniósł ważny temat! Gotowi? – zagaił do zainteresowanych.
Ani John, ani Roy ostatecznie nie wyglądali na zbyt pewnych siebie.
- No nie wiem – zaczął Roy. – Ta laska faktycznie jest super, chyba nawet Mike nie miałby u niej szans… No dobra, może Mike by miał! – dodał szybko, widząc jego wzrok.
- Mike’owi daj spokój – upomniał go Joe. – Ten już ma o kim myśleć.
- Poważnie?! – ucieszył się John. – Spotykasz się z kimś? Przecież dopiero co…
- To nie wiedziałeś? - wtrącił Mark.
Mike coraz mocniej czuł, że ten moment się zbliżał. Ciężko było manipulować rozmową, kiedy rozmówców było aż tak wielu. Nie pomogło podkreślanie jakiż to fajny jest ledowy parkiet, świecący na różne kolory ani próba pytania o nowy alkohol. Najwyraźniej temat jego nowego obiektu zainteresowań, był nazbyt wciągający.
- Zaraz, jak ja go zapytałem, to nic nie powiedział – zainteresował się Troy. – Mike, ty dupku. Przyznaj się, jaka jest?
Joe zaśmiał się jak wariat.
- Wyższa od Angie, ma duże szare oczy i czarne włosy – zrelacjonował.  – Powiedziałbym, że to KOMPLETNE przeciwieństwo Angeliny.
Stwór w żołądku Michaela ożył, prawdopodobnie usiłując zrobić podkop przez brzuch na zewnątrz. Wypił szota, zerkając na Maię, który siedział rozwalony na kanapie ze złośliwym uśmiechem przypatrując się swoim paznokciom.
- Potwierdzam – odezwał się Mark. – Zupełnie nie w moim typie, choć oczywiście bez urazy! – dodał zaraz.
- Kiedy ją poznam? – zwrócił się do kumpla.
- No więc… tak jakby już ją poznałeś… - bąknął.
- Serio? Kiedy? – Chłopak zdawał się zupełnie nie łapać, chociaż po minie Johnny’ego i Chrisa, Mike mógł się zorientować, że ta dwójka oprzytomniała.
Chris chichotał i robił głupie miny do Mai, a John co chwila parskał w swojego drinka, obserwując tę niezręczną rozmowę.
- No gadaj, no! – zirytował się chłopak.
- Dobra – uciął Maia. – Nie wiem jak wy panowie, ale ja udowodnię wam, że nie tylko Mike miałby szanse u tej waszej panienki – oznajmił podnosząc się z miejsca.
- Co? Jak to? – zaniepokoił się Mike.
- Patrz i ucz się, bo podrywać to ty za chuja nie umiesz!
Mike wytrzeszczył oczy z otwartymi ustami, nie wiedząc, jak zareagować, chociaż coś krzyczało mu z tyłu głowy, że przecież Maia był jego, więc nie miał prawa gadać z żadną, głupią babą, tym bardziej ładną. John dostał ataku wręcz histerycznego śmiechu, Chris wydał z siebie bardzo znaczące: „Uuuuu…”, skierowane w stronę Mike’a, jakby spodziewał się po nim jakiegoś komentarza, Roy oznajmił, że jak Maia zazna porażki, to on tę dziewczynę pocieszy, a Troy nareszcie oderwany od poprzedniego tematu, stwierdził, że w sumie chętnie popatrzy.
Maia przecisnął się przez rząd kolan i sprężystym krokiem podszedł do blondynki, która teraz wachlowała się przy drinku, stojąc na uboczu parkietu.
Z konsternacją obserwował, jak jego chłopak oparł się o wąską półkę na alkohol, tuż obok dziewczyny i coś jej powiedział. Zachichotała. Kurwa mać, przestań się tak do niego szczerzyć – pomyślał, żując własny paznokieć.
- Cholera, faktycznie jest niezły – zaśmiał się Troy. – Zaraz wracam, idę się odlać.
- Wiesz, że sam możesz sobie tylko popatrzeć, co nie? – zawołał za nim Roy. – Dobrze jest znać swoje możliwości!
Chłopak wystawił mu środkowy palec.
- Nie wkurza cię to? – ucieszony John, trącił go w ramię.
- Wkurwia – odwarknął mimowolnie.
Chris parsknął kolejną salwą śmiechu.
- Przecież ona ci go nie zje! Oj, chyba idą tańczyć… Ale spoko, najwyżej złapie go za tyłek… O albo się na nim uwiesi, jak widać – dokończył obserwując parę.
- E zaraz, bo ja chyba czegoś nie czaję – wtrącił się Roy. – Co Mike ma do tego?
- Mike się spotyka z Maią, idioto! – oznajmił wszystkim wszem i wobec, Joe.
- Co kurwa? Ale tak w sensie, że jak para?
Wściekły i rozchwiany nerwami Mike, rozejrzał się po kumplach. Joe najwyraźniej świetnie się bawił, trochę już wcięty. Raczej nie widział niczego złego w zdradzaniu wszystkim szczegółów z jego prywatnego życia. Opierdoli go później. Roy wyglądał na uprzejmie zdziwionego, Chris dalej się chichrał, do pary razem z Johnnym, a Tony zdawał się dopiero teraz załapać, że powiedziano coś dziwnego. On jeden nie miał ubawionej miny. Raczej zdegustowaną. Spuścił wzrok, gromadząc w sobie siłę. Lepszej okazji nie będzie.
- Tak. Wiem, że może powinienem go tak przedstawić od samego początku, ale uznałem, że możecie być zdziwieni…
- No raczej, kurwa – wtrącił się Tony. – Kiedy ci zupełnie odjebało, Mike? Nie zauważyłem jakoś. Ej powiedz, że to wszystko kiepski żart, bo serio zaraz rzygnę.
- Wyluzuj stary – powiedział spokojnym tonem Mark. – Wydaje mi się, że Mike ma prawo spotykać się z kim chce, a tobie nic do tego. Nie psujmy wszystkim wieczoru, okej?
Tony chyba nie do końca się z tym zgadzał, ale po tym jak zorientował się, że jest w druzgocącej mniejszości, odpuścił.
- Idę po piwo – rzucił krótko, wyraźnie podenerwowany.
- Przecież masz…
Joe trącił Johnny’ego, żeby lepiej się nie odzywał.
-Zadowolony? – sapnął Mike. – Właśnie dlatego nie mówiłem.
- Spoko, przejdzie mu. Jest zazdrosny, bo Maia jest przystojniejszy od niego – skomentował Roy. – Ale w takim razie, ja muszę tam iść i ratować twojego chłopaka! Spokojnie Mike, na mnie możesz liczyć – stwierdził zacierając dłonie. - Potrzymaj mi… - powiedział do Marka, wciskając mu swój alkohol.
- Ej, ty po prostu chcesz ją poderwać! – oburzył się John.
- Morda młokosie! Ja tu ratuję kolegę! – zachichotał.
- W sumie… ja bym mu pomógł – oznajmił Chris. – Johnny, lepiej odpuść temat – stwierdził, po czym pognał za Royem.
- No i obaj mnie wystawili! Świetnie… Ej, a czy Chris czasem nie miał dziewczyny? – zapytał John.
- Ma, ale między nimi jest dziwnie. Ja tam nie wnikam, ale chyba mają… jakby to powiedzieć? Luźne relacje? To chyba taka bardziej kumpela od bzykanka, a nie jego laska – stwierdził Joe. – Mike, polejesz?
- Jasne – odparł, wciąż wodząc wzrokiem za Maią.
Chłopak szczęśliwie pozwolił wygryźć się od nazbyt przyjacielskiej blondynki i po krótkiej wymianie zdań z chłopakami, zwrócił się w stronę ich stolika.
 

7 komentarzy:

  1. No! I wszystko chyba będzie dobrze,pielęgniarka załatwiona ,impreza chłopaków idzie w dobrym kierunku 😄same dobre wiadomości, dziekuje bardzo za rozdział i pozdrawiam😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozdrowienia i dużo prezentów od Mikołaja! ;D

      Usuń
  2. U lala!^^ uwielbiam to opowiadanie. Bardzo mnie cieszg ze Mike jest zazdrosny o Maie ♡♡ a grupa dobrze to przyjeła oprócz Tony"ego :/ szkoda....
    Weny zycze i czekam z niecierpliwoscia na nastepne rozdziały ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Jest mi naprawdę bardzo miło! <3 Oby podobało się do końca ;) Pozdrowienia i przy okazji - fajnych prezentów od Mikołaja :D
      https://www.facebook.com/watch/?v=251365235536158 :D

      Usuń
  3. Hej,
    cudownie, alw to mogli wcześniej ustalić taktykę czy mówić czy nie... jak się zachowywać, bo teraz to wychodzi, no cóż kulawo... Mike ja to bym się laską nie przejmowała gorzej gdyby ti był jakiś chłopak ;) no pięknie Mike chciałby aby kumple nie patrzyli na niego przez swiatopogląd, a jakiś czss temu to co sam robił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, cóż mogli wcześniej ustalić jakąś taktyke czy mówić, czy nie... i jak się zachowywać, Mike ja bym się nie przejmowała jakąś tam laską gorzej gdyby chodzilo o faceta... o prosze chciałby aby kumple nie patrzyli na niego przez światopogląd a jakus czas to co robił Michael...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, ech mogli wcześniej ustalić taktyke czy mówić, czy jednak nie, i jak się zachowywać, Mike nie przejmój się jakąś tam laską... powód miałbyś gdyby chodziło o faceta...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Ćpun, diler i psychopata - SAIA - cz. 1

 Pierwszy fragment nowego powiadania :) Koniecznie dajcie znać, jakie macie wrażenia po przeczytaniu! ;)   -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-...