Hej! :)
To jest przedostatni fragment tego opowiadania. Za kilka dni dodam już całość. Z tego co sobie patrzyłam, to na beezarze chyba już działa zamawianie e-booków, więc postanowiłam dodać swoją cegiełkę. Klikając na okładkę któregoś z opowiadań z boku, będą odnośniki, podobnie jak i znajdziecie je tutaj:
Najgorszego będę dodawać jak tylko skończę drogę, czyli pewnie za ok. 2 tygodnie ;)
Co do nowości... Otóż chcę, ale nie mogę ;D Umieram na poważną pasożytniczą chorobę, wysysającą ze mnie życie - tzn to jest bardzo dobra wiadomość! Tylko ciężko mi wygospodarować czas i siłę ;)
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Postanowili wspólnie, że zostaną w tym miejscu jeszcze jedną noc.
Gdyby wyruszyli od razu, znów musieliby maszerować nocą, a Riordan uparł się,
że Neth powinien jeszcze odpocząć. Nie było sensu ukrywać, że wizja solidnej
dawki snu była całkiem zachęcająca, tak więc mag nie bronił się nazbyt długo
przed pozycją chorego. Doglądanie go w wykonaniu przewrażliwionego Riordana
również było całkiem przyjemne...
*
Następne dni mijały zdecydowanie zbyt szybko. Neth zdołał przywyknąć
do faktu, że z Riordanem nic nigdy nie mogło być łatwe. Mężczyzna bezczelnie
wyciągał z niego emocje, o których istnieniu nie miał wcześniej pojęcia.
Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się tyle śmiać, tak często gniewać, czy (o
losie!) dawać się ponieść cudzym wygłupom, jakby znowu miał naście lat. Przy
Rio, wszystko to przychodziło mu tak łatwo jak oddychanie. Było mu lekko na
sercu i nawet świadomość ich celu, nie potrafiła tego do końca zniszczyć.
Pogoda również zdawała się być w lepszym humorze. Ostatnio coraz
częściej przyświecało słońce, a w pewnym momencie zrobiło się na tyle gorąco
i duszno, że dwie kolejne noce spędzili na powietrzu, nawet nie rozbijając
namiotu. Riordan, mający desperacko dosyć czerstwego chleba i starego
mięsa, realizował się w poszukiwaniu grzybów i leśnych owoców. Niestety nigdy
nie polował. Niestety - bo Neth nie odmówiłby odrobiny, chociażby zwierzęcej
krwi. Nie chciał się do tego przyznać na głos, więc się nie uskarżał - uparcie
przekonując samego siebie, że wszystko co się z nim działo, będzie musiało
kiedyś przeminąć.
Będąc bliżej, mógł zaobserwować, że Rio był nieco innym człowiekiem
niż zawsze wydawał mu się być. Często zwracał uwagę na piękno przyrody, nigdy
nie niszczył krzewów, ani drzew i nie chciał polować, bo nienawidził
odbierać życia nawet najmniejszym istotom.
Raz Neth przyłapał go nawet na rzucaniu okruszków polnej myszy. To
dopiero było zabawne. Dorosły, świetnie zbudowany mężczyzna, który potrafił
radzić sobie ze zbirami na trakcie, siedział pod pniem i dokarmiał jakiegoś
gryzonia, który kolejnego dnia zapewne skończy jako kolacja dla byle
drapieżnika. Z drugiej strony właśnie ten niepozorny obraz potrafił zmiękczyć
serce wiecznie racjonalnego, prawie dwustuletniego maga. Najwyraźniej byli
siebie warci. A przynajmniej tak by pomyślał, gdyby nie to, że obraz ten
przypominał mu również o czymś, co napawało go bardziej obawą, niż czułością.
Neth zastanawiał się, jak ktoś taki jak Rio mógł go akceptować. Jak to było, że
nie brzydził się jego pragnieniami - właściwie to wręcz potrzebami, jego drugą
naturą, którą przecież widział na własne oczy.
Gdy tylko nachodziły go podobne myśli, obawy stawały się nie do
zniesienia. Wciąż pamiętał wyraz strachu na twarzy kochanka. Czy to możliwe,
żeby Riordan nadal się go bał? Albo raczej, czy było możliwe, żeby po wszystkim
czego był świadkiem, nie bał się go zupełnie? Nie potrafił znaleźć odpowiedzi,
a raczej zwyczajnie nie chciał jej poszukiwać, z obawy na - zdawałoby się
- oczywistą odpowiedź. Teraz było im dobrze, a Nechtan ze wszystkich sił chciał
skupić się na teraźniejszości. A później… Później zrobi wszystko co w jego
mocy, by ich życie było tak zwyczajne, jak tylko się da.
*
- Według mapy, gdy tylko zejdziemy z tego urwiska, powinniśmy być
na miejscu – stwierdził Neth ostrożnie, kiedy leżąc rano przy lekko odsłoniętym
wejściu namiotu planowali ostatni etap swojej wędrówki.
Był praktycznie pewien ich położenia, co wbrew pozorom zamiast
uspakajać, stresowało go tym bardziej.
Poprzedniego dnia dotarli tutaj wczesnym popołudniem, ale uznali,
że skoro będą musieli zostawić całe swoje obciążenie na górze, to z zejściem
z klifu zaczekają do rana. W ten sposób mogli spędzić ze sobą bardzo długą i
przyjemną noc, z której Riordan najwyraźniej jeszcze nie do końca się rozbudził.
- Mhm. Przecież już o tym gadaliśmy – ziewnął.
Mężczyzna podniósł się na łokciu i objął maga ramieniem.
– Może chciałbyś jeszcze trochę poćwiczyć wspinanie się? – wymruczał,
składając kilka pocałunków na jego plecach.
- Będziemy schodzić, a nie wspinać się. Po za tym, jeszcze ci
mało? – Neth zaśmiał się mimowolnie.
- Chyba nigdy się tobą nie nasycę – odparł natychmiast.
Mag uśmiechnął się pod nosem.
- Jeszcze będzie do tego okazja.
- Na przykład teraz… - powiedział Rio, całując go przeciągle.
Wspiął się na leżącego na brzuchu maga i opierając się na łokciach,
otarł się o niego powoli. Polizał skórę na karku Nechtana, przygryzając ją
z lekka. Mag zdecydowanie mógł poczuć, że mężczyzna już był nakręcony.
– Kochaj się ze mną, Neth – usłyszał czuły szept, tuż za uchem.
- Drapiesz zarostem – oskarżył go, śmiejąc się. – Idź sobie!
Wspominał, że gdyby faktycznie poszedł, byłby wysoce
niepocieszony?
- W sumie może zostawię go sobie na stałe. Co o tym myślisz?
- Chyba wolę cię bez niego – ocenił mag.
Sam, mimo warunków, zawsze dbał o idealnie ostrą brzytwę. Nie
chcąc się spierać o taki szczegół, zwłaszcza w takich okolicznościach, szybko
przewrócił się pod przylegającym do niego ciałem na plecy.
– Wiesz, że powinienem być w pełni sił, wybierając się na spacer
po urwisku? Kto wie co czeka na nas dalej?
Owszem mówił te słowa, ale chyba tylko dla zasady. Jednocześnie już
obejmował rozbudowane ramiona Riordana i sam unosił biodra, aby go dotknąć.
Ciężko było się opanować, kiedy Rio był nagi.
- Hmm… Na pewno czeka na nas jeden demon. Co to dla ciebie? Jeśli
będzie trzeba, to zniosę cię tam na rękach, bo teraz już mi nie uciekniesz,
kochanie.
Mężczyzna nie dał Nechtanowi zaprzeczyć. Wsunął mu język do gardła
i powoli zaczął badać nim wnętrze jego ust. Jedną dłonią cały czas podpierał
się na ramieniu, a drugą wodził po bladym ciele kochanka, wywołując jego
drżenie.
– Kocham cię…
Z takim argumentem nie dało się polemizować. Neth objął mężczyznę
za szyję i całkowicie dał się ponieść przyjemności. Riordan za każdym razem,
gdy brał go w objęcia zdawał się działać jak w transie. Przyciskał go do siebie
tak mocno, że unosił ciało maga, co skrzętnie wykorzystywał, pieszcząc jego uda
i pośladki. Neth zaplatał na nim swoje szczupłe, długie nogi, by móc poczuć go
jeszcze bliżej. Każdy ich ruch przybierał na intensywności, gdy splatali się
sobą w uniesieniu. Gdy już nieco zbyt długie włosy maga zaczęły im trochę
przeszkadzać, Rio posadził go sobie na udach. Neth wciąż miewał opory przed tak
bardzo odsłaniającą pozycją, ale mężczyzna nie zdawał się tym przejmować.
Przechylił go delikatnie do tyłu, tak by zmuszony był oprzeć się na
wyprostowanych rękach i podciągnął go za biodra bliżej siebie. Rio położył
dłonie na talii kochanka, nadając mu niespiesznego tempa poruszania się na nim.
To było wspaniałe. Cudownie było dawać się ponieść rozkoszy,
z jedynym mężczyzną, przed którym naprawdę otworzył serce. Neth wiedział
jak wiele pracy było jeszcze przed nimi, ale był pewien że nie będzie żałował żadnej
z tych chwil.
Czubek penisa maga spłynął wilgocią, którą Rio zebrał palcami
i zlizał patrząc mu przy tym bezczelnie w oczy. Neth spłonął rumieńcem.
Wciąż nie mógł przyzwyczaić się do takiego zachowania, a jednoczenie nakręcało
go to jeszcze bardziej. Sięgnął po olejek, z którego ostatnio często korzystali.
Podejrzewał, że i bez jego pomocy, tym razem daliby radę, zważywszy na to, że przecież
kochali się prawie całą noc, ale był to dokonały pretekst by uniknąć
wygłodniałego spojrzenia Riordana.
Nie żeby mężczyzna zamierzał mu tak łatwo odpuścić.
- Patrz na mnie – sapnął pewnie, gdy tylko mag wylał odrobinę
substancji na jego nabrzmiałą męskość, rozsmarowując ją przy tym po całej
długości.
Nechtan uniósł się i powoli nasunął na niego, prowokując Riordana do
dłuższego i pełnego rozkoszy jęku. Osuwał się powoli, przyzwyczajając ciało do charakterystycznego
rozpierania. Kutas Rio był szeroki i mimo rozciągnięcia (jak również -
ostatnio dość częstej praktyki), nadal potrzebował chwili by się na niego
przygotować. Cóż, Rio był innego zdania. Przycisnął się mocno do torsu maga i
chwytając go wręcz boleśnie na wysokości kości biodrowych docisnął go w dół.
Zassał się przy tym na jego obojczyku i otulając go szczelnie ramionami, od
razu zaczął się w nim poruszać. Mag zaskomlał cicho, ale za nic by tego
nie przerwał.
Były momenty, w których chciał krzyczeć, że pragnął więcej, że
chciał by Rio brał go mocniej i brutalniej, ale obawiał się jego reakcji.
Zamiast tego wolał poddać się działaniom kochanka. Ufał mu. Riordan był
doskonałym obserwatorem. Szybko zauważał co sprawiało mu najwięcej przyjemności
i dawał mu to.
Mag spijał spojrzeniem każdy spazm rozkoszy malujący się na twarzy
kochanka. Każdy jego dreszcz zdawał się przechodzić również i przez jego
ciało. Czuł go w sobie tak mocno, tak wyraźnie, jakby Riordan zawładnął nie
tylko jego ciałem, ale również sercem i umysłem. I wcale nie żałował.
Wcale nie chciał się wycofać. Chciał mu się oddać w całości, nie tylko
teraz, ale już na zawsze.
Szum wiatru mieszał się z odgłosami rozkoszy. Nechtanowi kręciło
się w głowie. Czuł spływający po skroniach pot i ślizgające się po jego talii
wilgotne dłonie Rio. Nie chciał tego po sobie pokazywać, ale rozkosz jaką mu
dawał, poddanie dla tego mężczyzny, wszystko to zdradzał każdy fragment jego ciała.
Nie musiał nic mówić. W chwili, w której doczekał się spełnienia, z oczu
pociekły mu łzy. Wydało mu się to śmieszne. Czuł wstyd, spokój i szczęście.
Wszystko na raz. Było doskonale.
Riordan chyba nie zamierzał go wypuścić. Gdy trochę ochłonęli
i chłodny wiatr zaczął dawać im się we znaki, po prostu nakrył ich do
połowy kocem. Podpierał głowę na dłoni, podparty łokciem i bawił się kosmykami
włosów maga.
- Przestań się tak wpatrywać. To krępujące – wymamrotał zmieszany Neth.
- To dziwne, że chwilę temu byłeś mniej skrępowany – zadrwił
mężczyzna. – Podobasz mi się, to patrzę.
- Czyli gdybym był brzydki, to byś mnie nie kochał? – podłapał.
- Cóż, jest to jakieś zadośćuczynienie za twój wredny charakter… –
potwierdził Riordan z przekąsem. – Chodź tu, marudo – dodał szybko, nim Neth
zdążył odpowiedzieć.
Mężczyzna zakleszczył go w swoich objęciach, nie pozwalając na
odwrót.
- Cholera! Puść wreszcie – ofukał go mag, nieudolnie starając się
oswobodzić. – Naprawdę musimy się zbierać. Trzeba się jeszcze umyć, cały się
przez ciebie lepię! Rio…
Nie skończył, pozbawiony możliwości mówienia. Nie żeby narzekał…
Mężczyzna pozwolił mu się ubrać dopiero dobrych kilkanaście minut
później, stale podśmiechując się z jego braku siły fizycznej - za co Neth
kilkukrotnie obiecał mu, że gdy tylko opuszczą to przeklęte miejsce blokujące
manę, to przemieni go w karalucha.
Wycieczka nad rzekę oraz pozbieranie wszystkiego i zabezpieczenie
ich rzeczy na drzewie, z dala od zasięgu przynajmniej części leśnych zwierząt,
zajęło im około dwóch godzin. Wtedy też skończyły im się wymówki przed dalszym odkładaniem
nieuniknionego.
- Jesteś pewny, że chcesz tam iść? – zapytał go Rio, trzymając
sznur nad brzegiem urwiska. - Jeszcze teraz możemy to wszystko rzucić w diabły
i po prostu wrócić do domu.
- Muszę doprowadzić do końca to co zacząłem – odparł niemrawo mag.
– Ale nie będę miał ci za złe, jeśli postanowisz wrócić. Towarzyszyłeś mi cały
ten czas. Jestem ci za to wdzięczny. Dalej mogę iść sam. Nie chciałbym cię
narażać jeszcze bardziej...
- Skończ pierdolić, Neth. Dobrze wiesz, że nigdy bym cię nie zostawił
– uciął bezceremonialnie mężczyzna. – Czyli w drogę?
- W drogę.
Rozdział 5
Schodzenie stromym klifem bez pomocy magii, nie należało do łatwych
zadań, a bez pomocy Riordana, mogłoby się okazać zupełnie niemożliwe, ponieważ
po drodze byli zmuszeni pokonać kilka przeszkód, gdzie trzeba się było się opuszczać
na linie nawet o kilka metrów w dół, nie mając możliwości postawienia
stopy na niczym stabilnym. Gdzieniegdzie, skalne podłoże wydawało się być zdradliwie
wytrzymałe, a w praktyce okazywało się być okropnie kruche i łupliwe.
Krajobraz nie zachwycał pięknem. Zdawał się być zupełnie oderwany
od przestrzeni na górze. Tutaj nie było nawet śladów zieleni, a jedynie suche
pozostałości, wystających gdzieniegdzie korzeni, dawały znać, że kiedyś miejsce
to mogło wyglądać inaczej.
Gdy tylko dotarli do pierwszego poziomu, gdzie mieli możliwość
chwilę odsapnąć, Nechtan zrezygnował ze swojego ulubionego, podróżnego płaszcza,
którym stale o coś zawadzał. Zwinął go i zabezpieczył większym odłamkiem skalnym,
choć szczerze wątpił by udało mu się go jeszcze odzyskać. Niepocieszony tym
faktem, podzielił się z Riordanem częścią fiolek, jakie nosił przywiązane pod
wewnętrzną częścią porzuconego odzienia. Mężczyzna poupychał je po kieszeniach
bez marudzenia, choć po jego minie mag wywnioskował, że i ten balast uznawał za
zbędny.
Słońce przypiekało im w plecy. Nechtan czuł spływający po
skroniach pot. Włosy lepiły mu się do twarzy, a na dłoniach dorobił się
drobnych ranek i skaleczeń. Połamał dłuższe paznokcie, a wszem obecny bród
gromadził mu się we wszystkich załamaniach skóry. Nienawidził tego! Czuł
obrzydzenie do tego miejsca i do warunków z jakimi przyszło im się mierzyć.
Starał się nie odzywać, żeby nie pokazywać Riordanowi swojego psychicznego
stanu. Przeczuwał, że mogłoby się to skończyć jedynie kłótnią.
Rio radził sobie znacznie lepiej. Sam przecierał im szlaki, a
następnie dbał o to, by mag mógł za nim bezpiecznie podążyć. Neth zgodził
się na to, ponieważ dobrze wiedział, że taki układ sprawdzał się z korzyścią
dla obu stron. Tym bardziej złościł się na siebie, że to on wyglądał gorzej
i zapewne gorzej się też czuł. Jakby nie było, dla Riordana słońce stanowiło
jedną z niewielu zalet otwartej przestrzeni, dla Nechtana było kolejną
przeszkodą.
- Tam w dole widać jakieś
głębsze wyżłobienie. Jakby jaskinię… - krzyknął mężczyzna, kiedy po raz kolejny
zabezpieczał go liną, by mógł się z nim zrównać. – Chcesz to sprawdzić?
- Mam nadzieję, że tylko jeden demon urządził sobie mieszkanie
w tym miejscu, więc chyba możemy zaryzykować – stwierdził ostrożnie mag.
- W takim razie, chodźmy tędy – Riordan wskazał kierunek,
odbijający lekko w lewo, na ukos w stosunku do ich obecnego szlaku. – Nie
powinniśmy mieć większych problemów, żeby się tam dostać.
- Rzeczywiście, cała trasa jest wręcz odprężająca – zakpił mag. –
Musimy to częściej powtarzać…
Miał dosyć. Spod paznokci leciała mu krew. Jej zapach go irytował.
Był spragniony od gorąca i zmęczony palącym słońcem. Nawet jeśli ta cholerna
grota nie miała zaprowadzić ich do celu, przynajmniej mogli w niej chwilę
odpocząć.
Kiedy nareszcie dotarli do wąskiej szczeliny, okazało się, że była
znacznie głębsza, niż się tego spodziewali. Gdyby chcieli po prostu się w nią
wsunąć, uderzyliby o dno, spadając z kilku, może nawet kilkunastu metrów w
dół. Nechtan był wściekły, bo oznaczało to, że tylko nadłożyli drogi, którą
teraz musiał pokonać raz jeszcze, tym razem w drugą stronę, aby powrócić na
wcześniejsze zejście.
- Pytałem, czy chcesz to sprawdzić, nie dało się ocenić z góry co
tutaj zastaniemy – tłumaczył się Rio.
- Przecież nie mam do ciebie pretensji! – odwarknął mag. - Jestem
wściekły na siebie, bo nie wiem skąd przyszło mi do głowy, że posłuchanie
ciebie mogło być dobrym pomysłem!
Robił co mógł, żeby pohamować nerwy, ale jego frustracja zdawała
się wylewać automatycznie, gdy tylko otwierał usta.
- Neth, widzę w jakim jesteś stanie. Zróbmy postój.
- Pieprzę postój. Na tej cholernej patelni?! – zamachnął się ręką,
żeby nieco bardziej teatralnie przedstawić otaczający ich krajobraz. – Im
szybciej wrócimy na właściwy szlak, tym szybciej stąd uciekniemy.
- Pokaż rękę.
- Co? O co ci chodzi? – prychnął mag, nieco zbity z tropu.
- Jesteś cały poobijany! Dlaczego wcześniej nie mówiłeś? – zapytał
z przejętą miną.
Teraz to Rio wyglądał na zirytowanego. Dokładnie, zgodnie z przewidywaniami,
zaraz się pokłócą… - Przynajmniej tego mag był pewien.
- Ty też masz otarcia! Przestań mi matkować… Rio? Gdzie ty się
wybierasz?!
Neth obserwował, jak mężczyzna wdrapuje się na półkę skalną,
położoną jakieś trzy metry wyżej. Bez zabezpieczenia liną, którą przewiesił
sobie przez ramię.
– Zwariowałeś?!
Mężczyzna nie odpowiedział. Neth był przekonany, że on sam raczej
nie byłby w stanie podnieść całego ciężaru swojego ciała, chwytając się
krawędzi skały gołymi dłońmi. Rio dał radę. Po kilku minutach całkowicie
zniknął mu z pola widzenia.
- Wrócisz, czy mam iść dalej bez ciebie? – rzucił, starając się
nie brzmieć na przestraszonego.
Co on do cholery wyprawiał? Czyżby właśnie teraz przegiął? Ten
niepozorny, głupi wybuch złości, przeważył szalę i Riordan wreszcie postanowił
go zostawić?
Odpowiedział mu jedynie świst zrzucanej liny. Moment później do
liny dołączył jej uparty właściciel, który zsunął się po niej do miejsca,
w którym zostawił kompana. Rio wpuścił resztę liny wprost w skalną
szczelinę.
- Schodzimy tam. Ja pójdę przodem – powiedział spokojnie.
Gdyby Neth nie miał już dostatecznie zdziwionej miny, zapewne
teraz właśnie by taką zrobił. Rzeczywiście udało im się zejść na tyle nisko, że
dotarcie do samego dna jaskini stało się możliwe. Zawstydzony mag, z ulgą
powitał cień i chłód wilgotnego wnętrza skalnej groty. Była olbrzymia. Ze
środka, w którym się wreszcie znaleźli, odchodziło kilka wąskich korytarzy. Wszędzie
było oczywiście zupełnie ciemno. Jedynie w miejscu, w którym stali, padała
wąska strużka światła, dobiegającego ze sklepienia, w miejscu szczeliny którą
się tu przedostali.
- Lepiej? – zapytał Rio, odgarniając mu włosy z twarzy.
- O wiele lepiej – burknął mag.
- Czy teraz możemy się już zając twoimi palcami?
- Moimi dłońmi. I owszem, możemy. – Naprawdę chciał mu okazać
większą wdzięczność. Po prostu nie potrafił. - Podaj mi fiolkę z ekstraktem z
Emdewy… - dodał przysiadając na ziemi.
Przyklękając na zimnej powierzchni, mag wyciągnął jeden ze swoich kryształów,
by przyspieszyć działanie substancji.
- Czyli że niby którą? – odezwał się Riordan, grzebiąc pomiędzy
różnokolorowymi buteleczkami.
- Tę z czerwoną kropką na korku. Mógłbyś już coś zapamiętać. Co by
było, gdyby się nagle okazało, że byłbyś zmuszony z czegoś skorzystać, a mnie nie
byłoby obok? – ofukał go.
- Wtedy nie byłoby również twoich zabawek. Proszę – mruknął,
podając mu właściwy preparat.
- Gdyby nie te zabawki, już byś nie żył – przypomniał. – Wtedy po naszej
akcji w kasynie, nie wyglądałeś kwitnąco.
- Wylizałbym się.
- O tak, to akurat dobrze ci wychodzi…
- Czyżby propozycja? – ożywił się mężczyzna.
- Tknij mnie choćby palcem, a odgryzę!
Riordan roześmiał się pod nosem, szczęśliwie nie kontynuując tej
bezsensownej wymiany zdań. Neth jedynie zmierzył go groźnym spojrzeniem. Jeszcze
tego mu brakowało. I tak nie marzył już o niczym innym, jak tylko o gorącej
kąpieli. Czuł się zwyczajnie brudny. Wizja seksu w takim stanie była
odstręczająca. Wzdrygnął się.
Nie poświęcając kochankowi więcej uwagi, Neth zajął się swoimi
ranami. Na każdą starannie naniósł esencję, a następnie rozgryzł kryształ,
uwalniając obłok many. Jak cudownie było się w nim znaleźć! Powietrze
rozedrgało się od jej intensywności. Dla Nechtana, otoczenie nagle nabrało barw.
Czuł jak zapach krwi łączył się z Emdewą, a ta pod wpływem many, koncentrowała
się jeszcze mocniej i zasklepiała wszystkie powstałe skaleczenia. Był z siebie
dumny. Wszystko zadziałało dokładnie tak jak się tego spodziewał.
Do czasu.
Kilka chwil po rozbiciu kryształu, żywa aktywna mana, zaczęła
obumierać.
- Co do… - sapnął przerażony.
Natychmiast zerwał się z miejsca, patrząc na swoje dłonie.
Zasklepione rany, pootwierały się na nowo, rozrywając zagojoną już skórę.
Dłonie maga zalała czarna posoka. Smród był nie do wytrzymania. Ból rozrywanego
ciała, lekko stłumiony przez buzującą w nim adrenalinę, nadal wywoływał spazmy.
Neth wrzeszczał. Nie miał pojęcia co się działo, ale było to coś znacznie
potężniejszego od niego. Jakaś niezbadana energia, która wyciągała z niego,
każdy iskrzący się element magii.
- Co się dzieje?! – krzyczał Rio, chwytając go za przedramiona. –
To chyba nie miało tak wyglądać?!
- Nie… Nie wiem! Cholera, nie mam pojęcia!
Patrzył na swoje niszczejące w oczach dłonie. Rany nie zatrzymywały
się na tym samym etapie, na jakim były na początku. Skóra pękała dalej i
głębiej, a sącząca się krew była czarna i gęsta. Neth kompletnie nie wiedział
co miał robić.
Rozbił kolejny kryształ, mający zatrzymać działanie magii
przeciwnika. W tym wypadku – jego własnej. Jak się okazało, tylko pogorszył
swój i tak żałosny stan. Płakał, krzyczał i miotał się, nie znajdując ulgi od
rozdzierającego bólu. Czuł, że słabnie. Krew lała się coraz obficiej. Zdawała
się być nadgniła, martwa. Śmierdziała jak wnętrzności trupa.
- Kurwa Nechtan! Zatrzymaj to jakoś!
Riordan starał się tamować wyciek porwaną naprędce koszulą maga. Był
nie mniej przerażony od niego. Zdawało się, że nie istniało dobre rozwiązanie,
które miałoby szansę im pomóc.
- Lilith?! Lilith, ty ruda suko! Po co go tu ściągałaś, skoro i
tak zaraz umrze?! – Demon nie odpowiedział na wołanie mężczyzny.
Neth nie miał siły wezwać jej samemu. Zresztą, czy sama nie
powiedziała mu, że więcej nie zamierzała się pojawić? Ostatkiem sił, objął
Riordana za szyję. Skoro tak się to miało skończyć, chciał umrzeć w jego
ramionach. Chciał czuć jego zapach, a nie smród rozkładu. Zamknął powieki,
gotowy na przyjęcie tego, co nie zamierzało go już wypuścić ze swych szponów.
Tak bardzo się starał, a jednak zawiódł. Jedynym pocieszeniem był fakt, że
zginie tutaj, obok mężczyzny, którego kochał, a nie z rąk Melvina.
- Ani mi się waż mdleć! Słyszysz, parszywy dupku?! Nie po to za
tobą szedłem aż tutaj, żebyś mi miał umierać! Jesteś mój, rozumiesz?!
Neth rozumiał.
Poczuł intensywny zapach świeżej krwi. Zaświdrował mu w głowie.
Cel, ofiara. Nie miałby siły, żeby jej dopaść, ale oto krew sama wciskała mu
się do ust. Przyssał się do rozciętego ciała, ze wszystkich sił jakie w nim
jeszcze tkwiły. Osłabione, konające ciało toczyło walkę o przetrwanie, ale naturalnie
poddało się przemianie. Potrzebował więcej.
Wbił kły jeszcze mocniej. Szarpał, kąsał i pił życiodajny płyn. Odzyskiwał
zmysły, lecz nie te słabe, ludzkie, pozbawione many. Odzyskiwał swoje prawdziwe,
dzikie zmysły. Nagle zdał sobie sprawę z tego, co zasiliło jego na wpół
nieprzytomne ciało. Myśliwski nożyk Riordana leżał obok ubrudzony krwią, a
mężczyzna klęczał przy nim z rozciętą ręką.
- Co ty wyprawiasz?! – warknął wściekły. Jego głos brzmiał
inaczej. Był głębszy, groźniejszy, jakby nienależący do niego.
- Podziałało… - szepnął słabo mężczyzna. – Jesteś cały, królewno?
- Jak możesz się uśmiechać?!
Umysł Nechtana na szybko przetwarzał zaistniałą sytuację. Ile krwi
zdążył mu utoczyć? Riordan wyglądał słabo. Bardzo słabo. Za to on czuł się świetnie,
czyli na pewno sporo.
- Coś ty zrobił, idioto?! Riordan! Słyszysz mnie?!
- Słyszę, słyszę. Trzeba czegoś więcej, żeby mnie wykończyć –
odparł powoli. – Odpocznijmy chwilę, a później chodźmy nawtykać tej wrednej
babie.
Neth odetchnął. Może rzeczywiście. Złapał mężczyznę za nadgarstki
kontrolując jego puls.
- Nie wiem, czy można ją jednoznacznie nazwać „babą”. U demonów
płeć nie jest czymś tak oczywistym jak u ludzi. Jest tym, kim chce być.
- Zawsze musisz się ze mną spierać? Jestem taki biedny i taki słaby,
a ty i tak musisz mieć ostatnie słowo… Jesteś niereformowalny.
- Ciesz się, że tylko tyle! Powinienem ci przyłożyć za głupotę
przerastającą nawet twoje naturalne zdolności!
Neth przysunął się bliżej niego i otulił mężczyznę ramieniem, tak
by mógł się na nim wesprzeć.
– Dziękuję – dodał cicho.