Hej! Obiecany, krótki fragment nowego opowiadania poleca się. Nie wiem jak go zareklamować, bo jest dość charakterystyczny, ale przynajmniej nie zdradza za wiele fabuły ;) Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
Miłego dnia!
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Przeszło mu przez myśl, że tym razem
przesadził. Nie był w stanie przypomnieć sobie ostatniego trzeźwego dnia.
Toczył się powoli w stronę toalet. Dźwięki dochodzące z głównej sali docierały
zniekształcone, jakby wybrzmiewały ze zdartej płyty. Uśmiechnął się do siebie,
po raz kolejny gratulując sobie stanu błogiej nieświadomości i apatii. Było mu
cudownie wszystko jedno. Lubił sądzić, że uzależniony był właśnie od tego
uczucia, nie zaś od konkretnych specyfików. Na potwierdzenie swej tezy stosował
różne, często niesprawdzone wcześniej mieszanki, nie tęskniąc za niczym
konkretnym. Jakimś cudem udało mu się wreszcie dotrzeć do ściany z rynną,
służącą za zbiorowy pisuar i rozpiął spodnie. Naparł przedramieniem na lustro
przed sobą, by utrzymać się w pionie. Ulżył sobie w jednej potrzebie, ale
szybko poczuł następną. Nie puszczając penisa, przesunął po nim lekko
zaciśniętą dłonią. Co zrobić, gdy przyzwyczajony był do częstego pieprzenia,
a ostatnio miał posuchę. Zaćmiony prochami umysł, podpowiadał mu, że
walenie sobie w publicznym miejscu, do którego w każdej chwili mógł ktoś wejść,
nie było wcale takim złym pomysłem. Co mogło się stać? Wyrzucą go z pracy?
Roześmiał się, zahaczając dość długim kłem o kolczyk w dolnej wardze. Jebać to
wszystko. Wszystko dokoła i cały świat. W tej chwili potrzebował tylko
szybkiego wyrzutu endorfin. Stymulacji. Pobudzenia. Jakiejkolwiek namiastki
zadowolenia. Osunął ciężką głowę na wyciągnięte przedramię. Widział zarys
swojej sylwetki, odbijającej się w lustrze. Wzrok miał zamglony, a w
pomieszczeniu nie było specjalnie jasno. Osamotniona żarówka, wisząca na tylnej
ścianie łazienki, świeciła czerwonawym blaskiem. Księżyc, wdzierający się przez
brudne okno pod sufitem, dawał go więcej światła. Spodnie opadły mu do kolan.
Był już tak blisko… Dłoń o długich, smukłych palcach, przesuwała się szybko
wzdłuż całej długości sztywnego członka. Czegoś mu brakowało. Był
przyzwyczajony do silniejszej stymulacji. Sapnął głucho, ze złością
odnotowując, że ktoś wszedł do kibla. Miał to gdzieś. Niech się wyszcza i niech
spierdala. Dopiero po chwili zorientował się, że ten ktoś, kto wszedł do
środka, stanął tuż obok niego i mierzył go zaciekawionym wzrokiem. Saia
uśmiechnął się bezczelnie. Gość bynajmniej nie przestał. Typ chciał sobie
popatrzeć? Bardzo proszę. Skoncentrował się, na tyle na ile był w stanie i
utkwił spojrzenie w opalonym, wysokim, dobrze odżywionym chłopaku. Z jego
rozpiętej do połowy koszuli, wystawała ładnie wyrzeźbiona, szczupła klatka
piersiowa. Miał czarne, kręcone włosy i duże ciemno-brązowe oczy spaniela. Przystojny,
zadbany, szczęśliwy… Nie lubił takich. Ale teraz nadawał się, jak mało kto.
Zarumieniony, taksował Saię wzrokiem od stóp do głów, a ten, z satysfakcją
odnotował, że na bank mu się spodobał. Zaiste, bywał bardzo pewny siebie, czasem
może nawet zbyt pewny, ale tym razem, oparł swe domysły na fakcie, że
Latynosowi spodnie maksymalnie spuchły w kroku, nie na swoim wybujałym ego.
Wyszczerzył zęby, mrużąc przy tym wilgotne oczy. Chłopak przyglądał mu się
jeszcze przez ułamek sekundy, a później rzucił przelotne spojrzenie na drzwi,
dłuższe na pulsującego fiuta w ręce Sai, aż wreszcie sam zsunął spodnie,
uwidaczniając prawie pełny wzwód, który ujął w dłoń, naśladując ruchy Sai. Przyglądał
mu się coraz uważniej, jakby szukając przyzwolenia, gestu, pierwszego ruchu,
przełamującego niepewność. Za długo to wszystko trwało. Saia nie miał ochoty na
gry wstępne. Oblizał wargi w najbardziej wyuzdany sposób na jaki było go w
tamtym momencie stać i przyspieszył ruchy na swoim przyrodzeniu,
wyprężając biodra do przodu. Na szczęście brunet złapał aluzję i sprawnie
zastąpił rękę Sai własną. Miał przyjemnie ciepłe, duże, suche dłonie. Saia
zajęczał dla niego, żeby dodać mu pewności siebie. Wyszło mu aż za dobrze,
bowiem nieznajomy odwrócił się do niego przodem i delikatnie przyciągnął
prawie bezwładne ciało Sai, by musnąć go w wargi. Taka delikatność odrobinę go zaskoczyła, chyba
nawet zirytowała. Nie był pewny. Był na to zbyt podniecony. W każdym razie, spodziewał
się bardziej gwałtownego szarpnięcia, ale w końcu nie chciał sobie
odmawiać przyjemności. Dotknął ewidentnie spragnionego jego dotyku kutasa,
zarzucając ramię na twarde plecy chłopaka, który w odpowiedzi na ten jednoznaczny
gest, objął go w pasie i praktycznie wniósł do kabiny toalety.
- Masz gumki? – padły pierwsze słowa,
wypowiedziane na głos.
- Gdzieś mam – odparł Saia odrobinę
nieprzytomnym głosem. – W tylnej kieszeni – dodał, licząc na to, że przygodnie
spotkany kochanek sam wygrzebie prezerwatywy z jego spodni. Podłoga
niebezpiecznie wirowała. Zachciało mu się rzygać. Przymknął oczy. Na kilka
chwil urwał mu się film.
- To chyba nie będzie mój popisowy numer
– usłyszał przyjemnie miękki głos z hiszpańskim akcentem. – Chyba zaraz
skończę. Wybacz mi… - urwał, wdając z siebie przeciągły jęk. Sai wydawało
się, że coś odpowiedział, ale nie potrafił sobie przypomnieć co to było. Nie
wiedział nawet, czy jemu samemu udało się wtedy dojść, czy nie. Był pewny, że
wymienili jeszcze kilka zdań. A może wcale nie. Nie przejmował się tym. Przecież
nic nie miało znaczenia.